Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Nie chce żyć w strachu

Anonymous - 2013-12-18, 10:50
Temat postu: Nie chce żyć w strachu
Witam serdecznie,
Na samym początku pragnę powiedzieć, jak bardzo ciesze się, że jest takie miejsce jak to.

Dwa miesiące temu zostałam oszukana przez męża, zdradził mnie z inną kobietą. Zawsze wierzyłam w niego i myślałam, że nie ważne jak źle będzie, zawsze będziemy razem. Myliłam się, a źle między nami było naprawdę. Mamy dzieci małe, kochamy je bardzo. Serce mi pęka, na myśl, że moglibyśmy nie być rodziną przez głupotę mojego męża. Dla mnie rodzina jest świętością oraz małżeństwo, teraz czuje, ze śluby złożone w kościele nie sa już ważne, straciły wartość.

Jesteśmy nadal razem, mąż bardzo żałuje tego co zrobił, powoli dociera do niego ogrom cierpienia jaki mi sprawił, stara się jak potrafi, żeby mi to wynagrodzić, jest zupełnie innym człowiekiem - nie do poznania. Chodzimy na terapie, dużo rozmawiamy. Chcemy na nowo zbudować silny odporny na takie zdarzenia związek. Ponieważ między nami było źle, dużo żalu, gniewu, ranienia się nie jest łatwo, będzie to trwało bardzo długo, ale wierzymy, ze sie uda. Widzimy i zaczynamy rozpoznawać nasze błędy, widzimy, gdzie nie wychodziliśmy na przeciw swoim potrzebom, jak nie dbaliśmy o siebie nawzajem, jakimi oboje byliśmy egoistami, wiem, że zabrakło w naszym życiu Boga. W całym tym naszym wspólnym nieszczęściu, gmatwaninie bólu, mąż stracił nadzieje dla nas, ja nigdy jej nie straciłam, ale nie miałam sił żeby walczyć, nie potrafiłam, sądziłam, ze to samo minie. Mąż zdradzając mnie wciąż mnie kochał, jak twierdzi, ale nie miał juz nadzei, pomimo, ze nie zrobił nic, by nas ratować. Bardzo to nielogiczne, ale tak było. I w zasadzie nie to jest najważniejsze - najważniejsze, ze chcemy byc razem, ze chce mu wybaczyć, a on chce byc moim mężem i zrobi wszystko bym mu na nowo zaufała...w odpowiednim czasie. Kochamy sie i nasze dzieci i chcemy być szczęśliwą rodziną.

Ja przez te dwa miesiące przeszłam przez piekło, bo mimo iż byl to dopiero początek romansu (mąż przez wyrzuty sumienia nie potrafił tego ukrywać i dał się złapać) i niewiele sie zdążyło wydarzyć w sferze fizycznej a raczej emocjonalnej, to i tak bardzo to przeżyłam. Musiałam uporać się z potwornym bólem i nieopisanym gniewem. Teraz ból jest gdzieś w tyłu głowy, gniew nie kieruje mną, teraz dominuje strach...strach o przyszłość, czy aby wystarczająco mocno wzmocnimy nasz związek, aby znów sie to nie stało. Strach o rzeczywistość obecną.

Kochanka mojego męża była jego koleżanka z pracy, pracują w tym samym budynku, widują się przypadkowo w tak zwanym międzyczasie, wspólnej przestrzeni (korytarze, stołówka). Mąż jest jedynym żywicielem rodziny, jest w trackie ważnego projektu i nie mógłby teraz zmienić pracy, bo trudno byłoby mu znaleźć inną, informacja o porzuceniu takiego projektu rozniosła by sie po innych pracodawcach i okolicy nie znalazłby pracy. W tej firmie go docenili, zaszedł wysoko. Podjęliśmy decyzję, że nie odejdzie z pracy, pomimo tego, ze ona tam jest. Robie to dla rodzimy, dla dzieci, bo nie chce narażać nas na kolejne kłopoty związane ze zmiana pracy, nie wiadomo, jak szybko uda mu się ją znaleźć i z czego będziemy żyć. Z początku starałam sie o tym nie mysleć. Ale ona tam jest. Widuje ją. Wiem, staram sie wierzyć, że nie kontaktują się, jego łzy, które mi pokazuje są szczere, mimo to, żyje w strachu. Nie dzieje sie nic podejrzanego, telefony sa czyste, wiem o każdej minucie jego czasu po 16, kiedy to jedzie do domu, w biurze nie ma szans na nic, bo mają ostrą politykę zakazu romansowania - oboje mogli by stracić pracę. Mąż powiedział, że jeśli tak zdecyduje, to on zmieni pracę, ale musimy sie liczyć z tym, że będzie musiał dojeżdżać. Mogę podjąć taką decyzję, jeśli chcę. Przestane zyć strachem, ale narażę naszą rodzinę na niepewność przetrwania. Czuje, że to egoizm. Nie wiem, co mam zrobić. Czuje, że skoro zniosłam te dwa miesiące to zniosę resztę, ale jaką resztę? Reszte życia? Kolejne 10 lat? Chciałabym mieć siłę na pokonanie strachu, wiem, ze to wynika z braku zaufania, ale jak zaufać? Nie potrafię jeszcze, boje się.
Oddaliliśmy się od Boga, mi jest do niego bliżej nić mężowi, nie modlimy się, nie chodzimy do kościoła, myśle o Bogu, mąż mówi, że przeszedł załamanie wiary, że być może dlatego tak upadł. Chciałabym wrócić do Kościoła, wiem, że bez niego niczego nie zbudujemy. Chce odnowy ślubów, mąż nie czuje tego, że musi to być w kościele, nie ma takiego poczucia jak ja, nie jest mu to tak bardzo potrzebne. Nasz terapeuta daje mi do zrozumienia, że to że od nowa sobie przysięgniemy, nie znaczy, ze to się nie powtórzy, bo to nie jest magiczne zaklęcie. Ale ja tego potrzebuje, zabrano mi to. Nie czuje się żoną przed sobą i Bogiem. Wiem, że musimy pracować. Przyjaciółka się o mnie modli. Ja nie wiem, czy potrafię. Mąż powiedział mi, że on pójdzie za mną, jeśli ja będę szła do Boga. Nie powiedział tego wprost, ale takie było przesłanie. Chce podnieść moje oczy ku niebu, ale nie wiem jak...

Anonymous - 2013-12-18, 11:19

Samboja napisał/a:
Chce podnieść moje oczy ku niebu, ale nie wiem jak...


Samboja wystarczy spojrzeć ku górze i wiedzieć że On tam jest.
A ze jest i działa zobacz sama-ile już pomógł.

Dał szanse mężowi się opamietac
dał szansę mężowi zadośćuczyniać
dał tobie szanse na zrozumienie dlaczego tak się stało
dał tobie szansę odłożyć gniew na półkę

Czyz nie jest z wami???
czyż nie działa???

Idz do kościoła w wolnej chwili -takiej poza msza ,gdy cicho i pusto.
Usiądz w ławie i dziękuj za to że jest z wami,że pomaga i proś by leczył wasze rany.
Ja kiedyś pierwszy raz nie będąc latami(naprawdę długimi) nieobecny w kościele
dokładnie tak zrobiłem,nawet wstydząc się że idę tu gdzie tyle czasu było mi to niepotrzebne
Usiadłem i dziękowałem za to co pozwolił mi dostrzec,za to że pozwala mi cos zmienić,za to że przygarnia

I wierz mi wysłucha

pozdrawiam

Anonymous - 2013-12-18, 13:42

To, że mąż Cię zdradził to przykre i ciężkie. Znam to, znam te emocje, ból i gniew. Ale nie popełnij tego błedu co wiele kobiet popełniło, w tym i ja. Jeżeli mąz żałuje i chce to naprawic, nie niszcz go, nie wypominaj ciągle zdrady, nie bądź zazdrosna jak szalona... Spróbuj wybaczyc i zamknąc ten rozdział. Bo ja już dawno byłabym po kryzysie, gdyby nie to, że sama wciąż rozdrapywałam rany.
Anonymous - 2013-12-18, 14:15

MonikoMario, wiem, że rozdrapywanie jest niedobre :( Tydzień temu podjęłam decyzję o unikaniu myśli o tym, i moje życie zmieniło sie od tamtej pory. Poczułam spokój i siłę, dużo łatwiej mi po tym. Ale wciąż jest strach. Mówią, że wszystko musi trwać tyle ile musi trwać, nie wyjdę z tego zanim moje rany sie nie uleczą. Ale tak, nie chce juz do tego wracać, przeszkadza mi tylko czasem, bo nie cały czas ta świadomość, że sama pozwoliłam mu tam zostać...czy to też jest rozdrapywanie?
Anonymous - 2013-12-19, 08:41

Samboja, ja prawie zazdroszczę Ci tej sytuacji, Twój mąż opamiętał się na początku romansu, zrozumiał , chce naprawić ,to bardzo dobrze ,myślę ,że Wam się uda, nie zmarnujcie tej szansy.Słuchajcie Pulikowskiego, ks.Pawlukiewica i innych mądrych ludzi. Zyczę Wam wszystkiego dobrego.
Anonymous - 2013-12-19, 09:21

Zdaje sobie z tego sprawę, że mogłabym cierpieć bardziej. Czytam forum i widze cierpienie innych. Bardzo wszystkim współczuje. Dziękuje w duchu za to, że wyszłam za mąż za człowieka, który ma sumienie, bo jak sie okazało w czasie romansu miał potworne wyrzuty, a jednak jakaś siła nie pozwoliła mu go zakończyć.
Wiem, że pomimo tego, że popełnił błąd jest dobrym człowiekiem, bardzo tego żałuje, wstydzi się i mówi, że nie wie czy sobie wybaczy. Kiedy to mówił rozmawialiśmy o Bogu, padły słowa, że Bóg mu wybaczył, ja mu wybaczam. Mąż choć o tym nie mówi, bardzo to przeżywa. Stracił do siebie szacunek. Wczoraj wspomniałam, że wybieram się do spowiedzi, zapytałam czy nie chciałby pójść ze mną. Nic nie odpowiedział, ale to nie ważne, ważne, że na pewno teraz o tym myśli. Wiem, że nie moge go naciskać, ale zrobie to, co powiedział. Że pójdzie za mną, jeśli ja pójde. Ja czuje, że chcę. Przed nami święta, chciałabym, aby to byly najpiekniejsze święta w moim życiu razem z moją całą rodziną w komplecie, aby siedzieć w kościele i trzymać męża za rękę. Wiem, że popłyną mi łzy.

Anonymous - 2013-12-19, 10:16

Samboja najważniejsze sa teraz wasze postawy...a jesteście w dobrym mijscu
WZAJEMNEGO ZROZUMIENI.....
dacie radę.....
tylko nie rozdrapujcie już tych ran....
jest zasada co było i nie jest nie wpisuje sie w rejestr!!
Nie znaczy że udawac że nic nie było....tylko przyjąc to że było coś,a teraz moze byc inaczej
bo juz rozumiecie,bo juz wiecie

żyjcie terazniejszościa i przyszłością
a przeszłośc postarajcie sie narazie włozyc do albumu ze zdjęciami
a wiesz po co???

Jak juz dojdziecie do pełnej normalności

to zawsze będzie wasza wspominka-tego ze daliście rade,pokonaliście kryzys,że jest to mozliwe

pozdrawiam

Anonymous - 2013-12-19, 10:46

Zdaje się, że bezsensowne rozmyślanie o tej kobiecie w biurze jest formą rozdrapywania, bo przez te myśli wciąż wracam do tego. Ponieważ ona tam jest, jest to trudne, ale będę sie starała do tego nie wracać myślami = nie rozdrapywać, w końcu muszę w pełni wierzyć, że to nie ma dla niego znaczenia. A widze, że nie ma. Wierze mu, bardziej niz mniej. Tak bardzo i niezmiennie silnie sie stara :)
Dziękuje za wsparcie wszystkim życzliwym duszom.

Anonymous - 2013-12-19, 12:46

[/quoteDziękuje w duchu za to, że wyszłam za mąż za człowieka, który ma sumienie, bo jak sie okazało w czasie romansu miał potworne wyrzuty, a jednak jakaś siła nie pozwoliła mu go zakończyć.
Wiem, że pomimo tego, że popełnił błąd jest dobrym człowiekiem, bardzo tego żałuje, wstydzi się i mówi, że nie wie czy sobie wybaczy. Kiedy to mówił rozmawialiśmy o Bogu, padły słowa, że Bóg mu wybaczył, ja mu wybaczam. Mąż choć o tym nie mówi, bardzo to przeżywa. Stracił do siebie szacunek]
Samboja, ja też słyszałam te słowa dwa lata temu....
Dokładnie takie same....
I nie potrafiłam się odciąć od przeszłości, myśli powracały, za mało się skupiłam na odbudowie, za bardzo na krzywdzie i błędach, swoich i męża. Ciągle wracało poczucie krzywdy, ciągle wracał strach, rozdrapywałam rany. A jednocześnie byłam taka szczęśliwa że jesteśmy razem....
Mieszanka piorunująca emocji skrajnych....
Dziś wiem, że za mało się modliłam, za mało skupiałam na budowie a za bardzo na rozstrząsaniu przeszłości. Mój mąż doszedł do wniosku że się nie może nam udać zapomnieć, wybaczyć, budować.
Sama sobie to zrobiłam, a tak bardzo chciałam.....
Więc życzę Ci żebyś nie popełniała moich błędów. Kiedy męczy Cię cokolwiek złego - wspomnienia, wątpliwości, przeczucia, cokolwiek, wyobraź sobie do czego Cię mogą doprowadzić. Czy przyniosą COKOLWIEK pozytywnego? I porozmawiaj z Bogiem. Oddaj mu te emocje. Ja uczę się tak robić i czasem się udaje ;-) A już na pewno dobrze to wpływa na mojego męża, który jest dla mnie znacznie bardziej serdeczny i zaczął jakby szukać mojego towarzystwa :shock:

Pozdrawiam Cię serdecznie i otulam modlitwą.

Anonymous - 2013-12-19, 13:50

Aatka, napawa nadzieją, że sie to da zrobić. Minęły dwa miesiące od zdarzenia, nie wiem czy to długo czy krótko, każdy indywidualnie, ale wiem, ze można latami tkwić tam, gdzie juz nawet nie jestem. Ja po prostu boje sie zaufać, nie wiem czego jeszcze potrzebuje, może czasu i ciągłych niezmiennych dowodów.
Ale tak w zasadzie macie racje, wszystko juz wiem, wiem dlaczego nie ma sensu do tego wracać. Jestem gotowa nie wspominać juz o romansie, mogłabym to zrobić, bo w zasadzie niczego to nie przyniesie, a tylko sprawi, że mój mąz czuje się po tym gorzej, bo i tak jest mu z tym źle. Chce żeby sobie wybaczył więc musze mu pokazać, że nie cierpie juz tak bardzo, że ból minął, bo jest naprawde niewielki, w porównaniu do tego na początku i tylko wtedy gdy...drapie. Więc drapać też nie chce.

Anonymous - 2013-12-19, 16:30

Samboja napisał/a:
Aatka, napawa nadzieją, że sie to da zrobić. Minęły dwa miesiące od zdarzenia, nie wiem czy to długo czy krótko,


Bardzo krótko.
Zarówno ty ja i mąż działacie pod wpływem emocji, zaskoczenia, szoku, strachu...
na refleksję dopiero przyjdzie czas, gdy emocje opadną i właśnie to ten czas będzie decydujący o dalszych losach związku.
Trudny czas przed Wami, mniej dramatyczny, ale trudny, zatem może lepiej z tymi wyrzutami spasować? Mąż też może spasować z tym "nie wybaczę sobie" bo nie w tym główny problem.

Ps, a tak nawiasem poczytaj w wątku Swallow, ona tu była na forum fachowcem od uzdrawiania związku po zdradzie, choć ostatnio jakos nie pisze, nagle zniknęła

Anonymous - 2013-12-23, 21:36

Dziękuje wszystkim za wsparcie. Dziś poszliśmy z mężem do spowiedzi, były łzy, poprosiłam, aby mąż ze mną pojechał i nagle sam zdecydował się sie wyspowiadać. Słuchaliśmy też pięknego kazania o miłości z nagran z forum, mąż przez godzine słuchając o miłości szmaragdzie i krokodylu nie zasnął, a zawsze zasypia jak słucha audiobooków. Ja od tamtej pory, od odsłuchania tego kazania jestem spokojniejsza, pełniejsza nadziei, rozumiem to, co się ze mną dzieje, nabrałam sił. Wiem, ze przed nami jeszcze wiele, ale wiem, ze każdy dzień jest darem dla nas jako małżeństwa i rodziny. Dziś wiem, że sie ułoży, ale jeszcze troche przyjdzie nam nad tym popracować. Miłości i zdrowia życze wszystkim w te święte, aby były czasem pokoju dla wielu serce w ich walce.
Anonymous - 2013-12-24, 11:29

Ja już składałem zyczenia, ale jeszcze raz, życze "Prezenciku" w postaci Miłości.
Co do Twojego Męża....
Musicie chodzić do kościołą nie tylko w Święta, w szczególności zwróć na to uwagę u Męża. Musicie to brzmi brutalnie. Ale taka jest prawda. Choć nawet chodzenie do kościoła niczego nie gwarantuje. Nie chodzenie do kościoła jest deklaracją nielojalności wobec Boga. W wymiarze prywatnym i publicznym. Jest formą bezwstydu w zatwardziałości serca. A Mąż Twoj jest mężczyzną z prawdziwego zdarzenia, z tego co czytam. Tacy to albo z Bogiem, albo przeciw, w sposób wyrazisty i ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tym bardziej jak odrzuci tę łaskę której teraz doświadczył. Mam nadzieję, że doświadczył.
Jeszcze raz Wesołych Świąt.

Anonymous - 2013-12-28, 09:48

Dziękuje Orsz za życzenia. W te święta bylismy nawet dwa razy, i nie stanowiło to problemu, do tej pory oboje z lenistwa nie chodziliśmy, dużo by mówić, oboje mieliśmy swoje powody by sie odwrócić od Boga, jak pisze o nich Swallow (faktycznie bardzo mądra kobieta) okres wierzgania przechodzony od wieku nastoletniego do dorosłego. Jeszcze nie wiem od czego zacząć, jak do tego wrócić wszystkiego w zasadzie zacząć, bo moje pojmowanie Boga było bardzo dziecinne, nic dziwnego kontakt z nim urywam mając 14 lat i od tamtej pory ocieram sie o egzystencjalne pytania, podważam naukowo, szukam sensu, ale pod skórą czułam jego obecność. Od świąt nie rozmawiamy o Bogu...mało rozmawiamy, ja się troche oddalam, pogrążam w smutku. Wiem, że sie gubię i chce przestać. Zaczęłam zwracać sie do Boga o pomoc: Boże daj mi siłę i czuje ulgę...może to tak trzeba małymi kroczkami.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group