Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak się zachowac?

Anonymous - 2013-12-15, 20:56
Temat postu: Jak się zachowac?
Jesteśmy w kryzysie już dłuższy czas, ja pracuje nad sobą, jest o niebo lepiej.
Wiadomo, mąż mnie nie kocha nie chce .......naprawiac, brak nadziei z jego strony i tak.........

ale Ja mam problem bo nie wiem jak się zachowac w obecności męża,
chodzi mi o to że coś mnie paraliżuje jak jest w domu, nie potrfię byc sobą.
Zchodzę mu z drogi jak tylko mogę, czy ktoś ma lub miał podobny problem?
Czuje się zawstydzona, zakłopotana......... najlepiej schowała bym się gdzieś?
Może to dziwne pytanie, ale proszę o radę jak sobie z tym radzic?

Anonymous - 2013-12-15, 21:39

Martusiu, ja myslę, że kazda z nas ma podobnie. Ja też tak mam. Wręcz psychicznie odpoczywam jak mój mąż jest w pracy, a zarazem za nim tęsknię. Ale jak przychodzi to czasami nawet nie wiem, o czym z nim rozmawiac.... Chciałabym się przytulic, ale nie potrafię. Chciałabym pocałowac, ale przez miesiace nie umiem... To chyba naturalna reakcja obronna i nic się na nią nie poradzi.
Anonymous - 2013-12-15, 21:47

zapytam z ciekawości...
Mężowie też czują się tak skrępowani?

Anonymous - 2013-12-15, 21:56

grzegorz_ napisał/a:
Mężowie też czują się tak skrępowani?

Pewnie nie. Ale prawdą jest to, że mój mąz woli przebywac w pracy niż w domu, a jak jesteśmy razem to i tak tylko siedzi na komputerze. Nie ma żadnych wspólnych, rodzinnych wyjsc, na zakupy też chodzę sama... I nie z mojej winy, bo nawet jak wyjdziemy, to mój mąz zaraz się czepia, krzyczy na małą lub obraża. Z byle głupoty. Wiec prawdę mówiąc wolę bez niego. Przynajmniej nikt na dziecko nie wrzeszczy, że jej kawałek ziemniaka spadł, np podczas obiadu.

Anonymous - 2013-12-15, 23:11

Martusiu, chyba wszystkie odczuwamy podobnie. W momencie kiedy mąż (tygodniami unikający rozmów na ten temat) w końcu wydusił że nie wie co czuje i chyba się wypaliło poczułam się jakby bardzo ważna część mnie nagle stała się obca, zimna, odcięta. Jakby amputowano mi część serca, które tak dobrze znałam i kochałam.
Czujemy się chyba tak ponieważ nagle mieszkamy z obcym mężczyzną, który niewiele ma wspólnego z tym zaakceptowanym, "zrośniętym" z nami. Intymność, bliskość, czułość, współodczuwanie i współmyślenie nagle jest niemożliwe. Jest za to szok. Jeden wspólny świat dzieli się nagle na dwa odrębne.
Przynajmniej ja to tak odczuwam.
Ja mam buziaki na dobranoc i dzień dobry, ale początkowo paliły jak Judaszowe. Bo słowa stały w sprzeczności ze słowami. Nadal stoją, ale teraz wolę myśleć że mąż chce zachować taką "nitkę" która może kiedyś się znów przerodzić w linę okrętową jaka nas kiedyś łączyła.

No właśnie Grzegorz:
Cytat:
zapytam z ciekawości...
Mężowie też czują się tak skrępowani?]

może panowie na forum wypowiedzą się w temacie?

Anonymous - 2013-12-15, 23:25

Pewnie wcześniej czy później panowie się zmęczą i przestaną się buntować wobec
aktualnej sytuacji i wpadną w stan tumiwisizmu.

Anonymous - 2013-12-15, 23:56

aatka napisał/a:
może panowie na forum wypowiedzą się w temacie?

Owszem uważam to za fajne pytanie i może dzięki niemu będę miał sznase wyrazić jak ja to czuje:
W trakcie ostatniej poważnej rozmowy- usłyszałem to.
Zbyt duża przepaść już nas dzieli-rozumiem to
ale pojawia się tu moje pytanie:
co zrobiła żona by ją zmniejszyć.???
Ze swojej strony próbowałem co mogłem -a to trudne biorąc pod uwagę, że na mnie miała spoczywać większość grzechów doprowadzających do zakrętu nasze małżeństwo.
Dalej usłyszałem że:
nie ma takiej szansy bym się zbliżył choćby na 1 metr -
zatem ograniczone na wstępie mam pole manewru.
Następnie zauważyłem że woli chętniej rozmawiać z innymi niż ze mną,
wnioski proste nie będę się narzucał skoro niemile widziany.

Dalsze wnioski :
widząc że lubi bardziej przebywać poza domem niż w domu-nie narzucam i nie ograniczam jej świata własna osobą.....

I tak analizując całość może to nie jest tumiwisizm o jakim napisał Grzegorz-jeno adaptacja do sytuacji w jakiej człek zmuszony żyć .
I wcale ona nie cieszy, z chęcią by to człowiek zmienił
tylko by to się stało potrzeba odrobine woli z drugiej strony....

A to pieruńsko trudne -szczególnie jak druga strona tylko w sobie widzi wciąż
tą biedna i nieszczęśliwa stronę a nawet sekundy nie zastanowi się nad prostą sprawą

Jak ten chłop ma cokolwiek wykonać i dokonać-skoro wszędzie ZASIEKI


pozdrawiam

Anonymous - 2013-12-16, 00:37

aatka napisała :
Cytat:
Czujemy się chyba tak ponieważ nagle mieszkamy z obcym mężczyzną, który niewiele ma wspólnego z tym zaakceptowanym, "zrośniętym" z nami. Intymność, bliskość, czułość, współodczuwanie i współmyślenie nagle jest niemożliwe. Jest za to szok. Jeden wspólny świat dzieli się nagle na dwa odrębne.
Przynajmniej ja to tak odczuwam.


Zgadzam się .
Z tym , że to NAGLE to tylko dla jednej ze stron .


Drugie określenie - NIEMOŻLIWE .
Na pewno conajmniej niesamowicie trudne .
To tak jakby nas chciano "związać " z pierwszą przypadkową osobą na ulicy .
Myślę , że tak nas postrzegają odchodzący .
Tu jestem w stanie zrozumieć ten mechanizm .
To tak jakby mi pakowali faceta do łóżka .
W życiu - nigdy , nigdy nie "będziemy" razem .
To taki chyba już niezalezny od nas OPÓR - fizyczny , emocjonalny .
W tym sensie rozumiem odchodzących .

Powroty .
Trudno nawet sobie wyobrazić , bez GŁEBOKICH zmian .
Ja mówię o przypadkach DALEKICH odejść .

Anonymous - 2013-12-16, 00:41

mare1966 napisał/a:


To tak jakby nas chciano "związać " z pierwszą przypadkową osobą na ulicy .


Mare,
Poszedłbym dalej i powiedziałbym, że to nawet trudniejsze niż z przypadkową osoba z ulicy,
ponieważ z przypadkową osoba z ulicy nie wiąże się cały bagaż negatywnych historii.

Anonymous - 2013-12-16, 01:06

Słuszna uwaga , Grzegorz .

Ale też :roll:
z drugiej strony
trzeba przyznać .
Kiedyś DOBROWOLNIE obie strony powiedziały jednak TAK . :mrgreen:
Jakoś tam pasujemy .

Facetowi powiedziałby NIE .
Nawet nie każda niewiasta przypada do gustu .
Nawiasem - od czego ten gust zależy ?????
W kilka sekund , ponoć 10 potrafi się to stwierdzić wstępnie .
I kijem nie zapędzisz , jak ci mocno nie pasi .
Zwykle wygląd , ale i charakter , sposób bycia .

To gdzieś poza świadomością się odbywa , taka "selekcja" .
A może ten wewnętrzny mechanizm
jest jednak błędny ? :roll:

Anonymous - 2013-12-16, 01:27

Własnie, kiedyś sobie powiedzieli TAK, a teraz jedna strona twierdzi, że to pomyłka życiowa była...

To po co starał się o mnie drugi raz??? Może to też panowie wytłumaczycie? Skoro raz mnie porzucił jeszcze przed narzeczeństwem, po co wracał, starał się, żeby znowu mieć wątpliwości, myśleć nad związkiem u kolegi przy grach RPG, wracać kolejny raz, zwlekać z oświadczynami, w końcu decydować się na ślub, po to, żeby po 7 latach powiedzieć, że za późno, nic się nie da zrobić, a tak w ogóle to nie kochał mnie już 1, 5 roku po ślubie???

Może sobie mentalną tabelkę w excelu odnośnie mnie robił???

A tak w ogóle to przyjmijmy, ze nie spełniłam jego oczekiwań, a on nie umiał do mnie dotrzeć z przesłaniem na temat tychże.

Mogę sobie racjonalnie poironizować, a nieracjonalnie mieć nadzieję, że Bóg wie, co robi.

Anonymous - 2013-12-16, 01:59

I racjonalnie, Filomeno, też możesz mieć.
Jak się takiemu niezdecydowanemu "odwidzi" po 20 latach i stwierdzi, że nigdy nie kochał i zostawi kobietę z trójką dzieci, w tym jednym niepełnosprawnym i ogromnym kredytem, to jest kompletna masakra i żal, że nie zrobił tego z 15 lat temu nic nie daje.
Niedojrzałość i deficyty, których bez ich uświadomienia sobie nic nie zapełni ani nie zmieni. Problem w tym, żeby żyć odpowiedzialnie i nie utożsamiać szczęścia z przyjemnością.
Jest taka fajna książka pt Miłość to wybór. I w niej dość obrazowo przedstawiono pewne zasady i powtarzalność wyborów. Tych tzw. strzałów odnośnie jednej osoby w sali pełnej ludzi. Nie jest to przypadkowe.

Anonymous - 2013-12-16, 09:20

złamana napisał/a:
Problem w tym, żeby żyć odpowiedzialnie i nie utożsamiać szczęścia z przyjemnością.

Tak ale zależy kto jak pojmuje szczęście.....
dla jednych będzie to szczęście (małżeństwo-dzieci)
dla drugiego przyjemności i korzyści włąsne.
I jak tego drugiego posadzi się do roli pierwszej-to poprostu uwiera go to....
uwiera latami aż......rozsadza .
I zaczyna sie pogon za tym czego brakowało.
Może czasami i tkwi w tym taka przyczyna jak chocby w jednym z tematów (ostatnio na forum)

małżeństwo z rożsądku........

Bo tak analogicznie:
do czego tu wracać myślami,co rozwijac w sobie,co wzbudzic z przed lat.....
jak przeciez niczego nie było na początku.
Jak ktos taki ma odszukac miłości do drugiego człowieka
-skoro na wstepie jej nie było

Widzisz załamana ja zone kochałem niewyobrażalnie,mam swiadomośc że czym wieksze uczucie tym dłużej i trudniej cos się w człeku zamyka.
Borykam sie z tym juz latami i nie da sie zapomnieć.
Trudno było patrzec jak nawet i te nieporadne moje uczucia żona zawijała w karteczki i spuszczała z woda w pisuarze.....karteczka-uczucie...po..... karteczce-uczuciu.
Dzis nauczyłem sie jednego resztki tego uczucia jakie jeszcze sa ...i ledwo się tla zabetonowałem w sercu,
uszczelniłem-nie dam im juz wyjśc na zewnątrz.....
a robię to tylko po to by serca mojego nie zajeła nienawiść....
nie chce tego uczucia
-nienawiści,bo wiem jak jest chore i jak złe...

pozdrawiam

Anonymous - 2013-12-16, 12:20

Cytat:
zapytam z ciekawości...
Mężowie też czują się tak skrępowani?


..nie wiem co tak naprawdę czuje mój mąż, ale widzę jak się zachowuje.
Na pewno nie czuje się swobodnie, bo nie wynosił by z domu swoich ubrań po kryjomu, boi się moich komentarzy,? - już dawno przestałam komentować jego zachowanie.
Ma zmienne nastroje, raz szuka zaczepki, to znowu w ogóle się nie odzywa zaszywa się w pokoju i nawet dzieciom nie pozwoli tam wejść, często patrzy w okno jakby czekał na kogoś.
Czasami mam wrażenie jakby potrzebował pomocy, i już " mam mu pomagać" ale jak patrzę na wyraz jego twarzy, jego zaciśnięte usta.....to widzę jak bardzo go męczy przebywanie w domu.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group