Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - A teraz nie potrafię żyć

Anonymous - 2013-12-12, 17:10
Temat postu: A TERAZ NIE POTRAFIĘ ŻYĆ
TO PRZYKRE, ALE NIE MAM NAWET Z KIM O TYM POROZMAWIAĆ.
MAŁŻEŃSTWO 7 LAT DWÓJKA DZIECI. JA PRACA DOM, DZIEWCZYNY (CÓRKI), MŁODSZA PROBLEMY ROZWOJOWE A CO ZA TYM IDZIE PROBLEMY W ŻYCIU CODZIENNYM, PRZEDSZKOLU ITP.
OD RANA DO PÓŹNEJ NOCY OBCIĄŻONA OBOWIĄZKAMI. BEZ WOLNYCH WEKENDÓW BO ZAWSZE COŚ DO ZROBIENIA. CIĄGLE SAMA I MOGĄCA LICZYĆ TYLKO NA SIEBIE. MĄŻ, KTÓRY CIĄGLE WYMAGAŁ ODE MNIE WIĘCEJ. NASZE UCZUCIA PRZYGASŁY. STAŁ SIĘ OZIEMBŁY A CZUŁY KIEDY CHCIAŁ
MĄŻ MA TAKĄ PRACĘ, ŻE GO ZASADNICZO NIE MA W DOMU. W TRWAJĄCYM 7 LATY MAŁŻEŃSTWIE PODUMOUJĄC JEGO CZAS BYCIA W DOMU TO MOŻE JAKIEŚ 1,5 ROKU.
POZNAŁAM MĘŻCZYZNĘ, W POCIĄGU KTÓRY TAK JAK JA DOJEŻDŻAŁ DO PRACY. STARSZY 10 LAT. BARDZO DOBRZE NAM SIĘ ZE SOBĄ ROZMAWIAŁO, ROZUMIELIŚMY SIĘ. JA NIGDY NIE MIAŁAM PRAWDZIWEGO PRZYJACIELA. ALE TEGO CZŁOWIEKA ZA TAKIEGO UZANŁAM. ZAWSZE MOGŁAM NA NIEGO LICZĆ. PROBLEM W TYM, ŻE ON SIĘ ZAKOCHAŁ. JA NIESTETY TEŻ COŚ POCZUŁAM. JAKIEŚ POCAŁUNKI, PRZYTULENIA. I STAŁO SIĘ. DOSZŁO DO STOSUNKU. A RACZEJ DO JEGO POCZĄTKU, BO NATYCHMIAST GO PRZERWALAM I ODEPCHŁAM PRZYJACIELA. OD TAMTEGO DNAI NIE POTRAFIĘ SOBIE WYBACZYC. NASTĘPNEGO DNIA BYŁAMM U SPOWIEDZI. WYSPOWIADAŁAM SIĘ Z GRZECHU CUDZOŁUSTWA. DOSTAŁAM ROZGRZESZENIE. PROBLEM W TYM ŻE NIE UMIEM SOBIE WYBACZYĆ. CIĄGLE PORÓWNUJE SIEBIE DO INNYCH MAŁŻEŃST, ŻE MOJE TEŻ MOGŁO BYĆ DOBRE GDYBYM JA TEGO NIE ZNISZCZYŁA. NIE POTRAFIĘ ŻYĆ NORMALNIE, CIESZYĆ SIĘ TYM CO JEST. NIE WIEM CO ROBIĆ. CORAZ CZĘŚCIEJ ZŁE MYŚLI O ZAKOŃCZENIU ŻYCIA. PRZYJACIEL TWIERDZI ZE Z JEGO STRONY NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO. NADAL SZANUJE, KOCHA. POWIEDZCIE CZY JEST W TYM ŻYCIU JAKAKOLWIEK SZANSA DLA TAK UPADŁEGO CZLOWIEKA JAK JA.

Anonymous - 2013-12-12, 20:47

Witam Cię na forum.
Jeśli 1983 to rok twoich urodzin to miło mi , bo jesteśmy rówieśnikami.

Nie upadaj na duchu...
Życie jest darem, największym darem...
Samobójstwo jest najgłupszym rozwiązaniem...
Masz dzieci, masz dla kogo żyć...

Anonymous - 2013-12-12, 22:18

Pusia,
Pewnie jestes kolejną kobietą na tym forum, która z jednej strony nie może sobie wybaczyć i popada w jakies mega poczucie winy, a z drugiej w sumie to pragnie czegoś więcej niż tego w czym zyje dotychczas i stad...rozdarcie

Anonymous - 2013-12-13, 18:10

Witaj pusiaaa 1983.
Wydzieliłam Ci osobny watek abyś mogła w nim pisać w swojej sprawie.

Dobrze, ze jesteś tutaj. Rozejrzyj sie trochę po forum, poczytaj co inni pisza w w swoich (i nie tylko ) watkach. Posłuchaj rekolekcji polecanych przez naszą wspolnote

http://www.rekolekcje.sychar.org/

Przeczytaj naszą broszurkę

http://www.broszura.sychar.org/

Zajrzyj do kacika filmowego gdzie na początek polecam film "Ognioodporny"
http://pl.gloria.tv/?media=297261.

Sama wiesz co zrobilas i czujesz się z tym źle. Wyznalas to juz Bogu i pojednałaś się z Nim, to bardzo wazne. Nadal jednak czujesz się z tym źle, może więc warto udać sie po pomoc do katolickiego psychologa (czesto mozna znaleźć diecezjalne poradnie rodzinne), albo popros duchownego o pomoc ( rozmowę, prowadzenie) w tej kwestii.

Zapytaj sie siebie, dlaczego "szukałaś" wsparcia (myslę, ze głównie emocjonalnego) w osobie trzeciej, dlaczego swoich rozterek, watpliwości i tych wszystkich rzeczy, ktorymi dzieliłaś sie z tym człowiekiem nie zawierzyłas męzowi? Dlaczego oddaliliscie się z męzem od siebie i co z tym mozna zrobic. Zastanówcie sie nad tym wspólnie z męzem. Zapros go do takiej rozmowy, do swojego swiata i posłuchaj jakie sprawy mąż przezywa... Komunikacja to podstawa kazdego zwiazku, dlatego warto nad tym pracowac i uczyć się tego.

Wspomnę w modlitwie.

Pozdrawiam.

Anonymous - 2013-12-13, 18:38

i ja wspomnę w modlitwie....dodam tylko,.....żebyś nie nazywała przyjacielem tego człowieka poznanego w pociągu.........żaden przyjaciel nie będzie ciągał mężatki na manowce,namawiał i doprowadzał do grzechu,ryzykował,że jej życie może ulec zniszczeniu,życie jej dzieci....którym zagroził rozpad rodziny........sama powiedz,czy przyjaciel tak robi?rozumiem,że mógł się zakochać,zauroczyć,ale miłość,przyjaźń kazałaby mu zostawić Cię w spokoju........Bóg Ci wybaczył, ukarałaś się wyrzutami sumienia.....postaraj się więc zadośćuczynić mężowi,będąc dla niego jeszcze lepszą żoną.....a może wybralibyście się na wspólne małżeńskie rekolekcje?zdrada zdradą,ale jeśli w małżeństwie brak bliskości, porozumienia,szacunku,....to trzeba coś z tym zrobić.....pozdrawiam Cię serdecznie,szymon.
Anonymous - 2013-12-17, 00:14

dziękuję za wsparcie, za podpowiedź zrozumienia. Staram się stanąc na nogi, dla córek, dla przetrwania tego małżeństwa, rodziny, może nawet dla siebie samej. Trudne to jest bo ciągle to powraca. Gryzę się z tym i mam w myślach jedną odpowiedź "ale przecież ludzie tak nie robią, nikt z moich bliskich tak się nie zachował, tylko ja tak upadłam". Może trzeba sięgnąć w życiu jakiegoś dna, żeby przeżyć w sposób bardziej godny kolejny jego etap. Moim dnem jest zdrada małżeńska, tyle, ze ja gdzieś na tym dnie przycupnełam i nie umiem się odbić, uwierzyć, że jeśli się bardzo postaram, to za sprawą Boga dam radę uratowćać to gasnące ognisko małżeńskie.
prosząc o modlitwę...

Anonymous - 2013-12-17, 00:34

pusiaaa1983 napisał/a:
dziękuję za wsparcie, za podpowiedź zrozumienia. Staram się stanąc na nogi, dla córek, dla przetrwania tego małżeństwa, rodziny, może nawet dla siebie samej. Trudne to jest bo ciągle to powraca. Gryzę się z tym i mam w myślach jedną odpowiedź "ale przecież ludzie tak nie robią, nikt z moich bliskich tak się nie zachował, tylko ja tak upadłam". Może trzeba sięgnąć w życiu jakiegoś dna, żeby przeżyć w sposób bardziej godny kolejny jego etap. Moim dnem jest zdrada małżeńska, tyle, ze ja gdzieś na tym dnie przycupnełam i nie umiem się odbić, uwierzyć, że jeśli się bardzo postaram, to za sprawą Boga dam radę uratowćać to gasnące ognisko małżeńskie.
prosząc o modlitwę...


Pusia

Piszesz , że nikt z Twoich bliskich się tak nie zachował...
Skąd wiesz? Myślisz, że ludzie chwalą się swoimi grzechami?

Myślę, ż Twoim problemem nie są wbrew pozorom wyrzuty sumienia, ale to, że
przez chwilę poczuałaś, że relacje mogą być inne (niestety z przyjacielem)
prawda?

Anonymous - 2013-12-17, 07:02

Wywodzę się z środowiska wiejskiego i wydaje mi się, że tam zdrady i rozpady małżeńskie sa dużo rzadziej spotykane niż w miastach. Albo po prostu tak mi si tylko wydaje. Wyrzuty sumienia sa ogromne. ale wiem ze nie moge sie poddawac bo nie tworze tylko zwiazku malzenskiego, tworze rodzine i jestem odpowiedzialna takze za corki. To ze pojawila sie osoba trzeci w moim zwiazku jest tez chyba efektem tego ze w pewnym momencie zabraklo czegos miedzy nami. Zrozumienia, komunikacji, wspolnych przezyc dnia codziennego. Wiem ze na nowo musze uwierzyc w siebie jako czlowieka, ktory nawrocil sie przez spowiedz z Bogiem. PROBUJE...
Anonymous - 2013-12-17, 14:06

Witaj. Na początku nie chciałem nic pisać. Pomyślałem sobie, o kolejna kobitka, która zasłużyła na swoją dolę. Ale po chwili uświadomiłem sobie, że tak nie mogę myśleć. To niesprawiedliwe, grzeszne i zwyczajnie głupie. Nade wszystko, Bóg Cię kocha kochać Cię będzie nawet jak podtrzymasz tę znajomość. Cokolwiek nie zrobisz będzie Cię kochał i czekał na Ciebie. A od siebie powiem Ci, że jesteś taką o wiele bardziej pozytywną wersją mojej żony.
Zdrada to przeokropna rzecz, w szczególności dla kogoś takiego jak ja. Zniszczona radość z jedności i integralności cielesno-duchowej, zawiedzione zaufanie, zburzony, zbrukany obraz ukochanej, choć niestety niedocenianej i w codziennych gestach zaniedbywanej.
Ból, klęska życiowa, dramat, złość, załamanie. To stan normalnego mężczyzny w obliczu zdrady. Jak św. Józef przeżywał domniemywaną niewierność swojej ukochanej?
Przed tą prawdą nie powinnaś uciekać, ale ma też znaczenie fakt, że się otrząsnęłaś. Lepiej zawsze wcześniej niż później. Ma to ogromne znaczenie i doskonale świadczy o Tobie. Naprawdę wiem co mówię. Doświadczyłem tego.
Jest jeszcze jedna sprawa. Pisałem o św. Józefie aby odnieść się do pewnego ideału związku między kobietą, a mężczyzną oraz zaprezentować istotę dramatu zdrady. Ta istota złą zdrady musi być odnoszone do owego ideału. Bez tego traci dużo na swoim znaczeniu. Bo jeśli mówimy o zdradach w wolnych związkach lub zdradach między ludźmi, którzy mają swoje za uszami, sprawa się rozmywa, traci swoją wyrazistość. Jakby szlachetny ból dramatu, jego doniosłość ulegał profanacji, dewaluacji, może nawet stawał się czymś na kształt groteski. Tak to czuję. Mój dramat też ma tę skazę, choć w życiu miałem tylko jedną kobietę i ona była w zasadzie jedyną moją miłością.
Sytuacji Waszego związku nie znam. Ale to wszystko powinnaś rozważyć. Poznać prawdę o sobie, mężu, o małżeństwie. To trzeba oddać Boga, zawierzyć się Matce Bożej, jako ideałowi dobra i czystości. Z każdego zła Bóg jest w stanie wyprowadzić dobro, a że kosztem naszego dobrostanu. To jest tajemnica i konsekwencja grzechu pierworodnego.
Potrzebujesz dobrej pomocy duchowe. Sama możesz sobie nie dać rady.
Powiem Ci jeszcze coś takiego. Tego życia sprzed zdrady już nie masz. Zapomnij o nim. Jesteś skazana wejść na nową drogę. Jesteś wrażliwa i dobra, z tego co zauważyłem. Nie dasz rady okryć tego maską cynizmu i obłudy. Musisz wejść na drogę oddania się całkowitego Panu. Takie sytuacje to wymuszają. I musisz też pociągnąć w tę stronę męża.
Tylko bez pochopnych prób mówienia mu o tym co się stało. Spokojnie, przyjdzie na to czas. Musisz powierzyć to Duchowi Świętemu. Musisz wypłynąć na głębie.

Anonymous - 2013-12-18, 08:53

pusiaaa1983, Ja jestem po przeciwnej stronie, tylko ze u mnie to juz trwa jakis czas. Nie znam Was i nie zamierzam oceniac bo kazda sytuacja jest inna. Jednak w mojej opinii jesli myslisz powaznie o dalszym zyciu z mezem to odetnij sie od kontaktow z tym gosciem, myslisz ze Co on Ci powie?, dla niego to może być wygodna sytuacja (znam takich co maja podejscie: po co mi nazeczona, mam dwie meżatki, każda myśli że on zakochany i tak dobrze je rozumie itp.), bedzie Cie kusił i w czasach kryzysu chetnie zostanie Twoim "oparciem". To moja refleksja, nie wiem czy u Ciebie ma zastosowanie, ale miej swiadomość ze nie brakuje facetow ktorzy z przyjemnoscia wykorzystaja wasza drogie panie slabosc.
Anonymous - 2013-12-18, 18:51
Temat postu: Re: A TERAZ NIE POTRAFIĘ ŻYĆ
pusiaaa1983 napisał/a:
OD TAMTEGO DNAI NIE POTRAFIĘ SOBIE WYBACZYC. (...) NIE POTRAFIĘ ŻYĆ NORMALNIE, CIESZYĆ SIĘ TYM CO JEST. NIE WIEM CO ROBIĆ. CORAZ CZĘŚCIEJ ZŁE MYŚLI O ZAKOŃCZENIU ŻYCIA.


Pusiu, doskonale rozumiem co czujesz. Ja też zdradziłam, byłam bliska samobójstwa ale ludzie z tego forum bardzo mi pomogli. Ten ból, który teraz czujesz, on po samobójstwie nie zniknie. Tylko się spotęguje przez kolejny grzech - i taka będzie wieczność. Nie chcesz tego!
Ja nadal sobie nie wybaczyłam, nie wiem czy będę umiała, ale żyjąc postaram się zadośćuczynić. Póki co chodzę na terapię z psychologiem. Tobie też polecam. Naprawdę wiem jak Ci źle, ale dla każdego jest jeszcze szansa.

Anonymous - 2013-12-19, 10:30

Witaj Pusia1983,
Jestem na forum od niedawna, ale podobnie poszukuje pomocy dla siebie, chciałabym jednak podzielić się czymś z Tobą. Ja także kiedyś zdradziłam mężczyznę, którego kochałam, teraz zdradzono mnie. Paradoksalnie będąc po obu stronach wiem teraz, że łatwiej wybaczyć innym niż sobie. Ale jest to możliwe. Jesteś człowiekiem, masz swoje uczucia, potrzeby, weszłaś w związek małżeński w nadziei, że z tą drugą osobą będziesz czuła się szczęśliwa. Zamiast tego, z tego co piszesz od życia dostałaś bardzo w kość. Zostałaś sama, Twój mąż był gdzie indziej emocjonalnie, bo z tego co piszesz wynika, że nie mogliście sie wspierać (dużo pracował, Ty też miałaś na głowie całą resztę, dzieci). Zdrada w małżeństwie nie jest czynem dotyczącym tylko tego, który zdradza, jest wynikiem poważnego kryzysu w małżeństwie - to pierwsze co ja zrozumiałam i co tez musisz zrozumieć. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że oblewa sie egzamin z lojalności, ale to błąd, który zawsze można naprawić, zostając z mężem i starając się wspólnie naprawić małżeństwo, wzmocnić więzi tak, aby nigdy żadne z Was nie miało potrzeby szukać pocieszenia u innych osób.
Popełniłaś błąd, przyznałaś się do niego, ale możesz jeszcze wszystko naprawić, macie dzieci jesteście rodziną, dla tego warto żyć, bo możesz zmienić Twój los na szczęśliwe życie z mężem, tak jak zapewne było na początku. Przyjdzie czas, ze wybaczysz sobie. Po pracy jaką włożysz w uzdrawianie siebie i waszego związku, zobaczysz, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś i znów będziesz szczęśliwa. Jeśli znasz angielski wejdź na Youtubie na Marriage Builders, tam jest wywiad - seria programów z dr Harleyem dotyczącym tego, jak wzmacniać swoje małżeństwo, jak wychodzić na przeciw swoim potrzebom, czego unikać w związku by sie od siebie nie oddalać. Po tych programach zrozumiesz, że w waszym małżeństwie jest wiele do naprawienia, ale jest to możliwe.
Staniesz także przed wyborem czy powiedzieć mężowi o tym. Usiądz spokojnie i rozważ to bardzo dokładnie, wielokrotnie. Mężczyźni są mniej skłoni wybaczyć niz kobiety to jedno i widze to po znajomych, jak kończą sie ich historie. Druga sprawa, to zastanów sie co tym osiągniesz: obarczysz męża ciężarem do końca życia, przez długi czas będzie musiał sie z tym uporać, narazisz Wasze małżeństwo na jeszcze większe cierpienie, bo nie wiesz, czy nie dostarczy Ci pozwu o rozwód, bo w gniewie i bólu nie będzie widział przyczyny, tego, że byłas nieszczęśliwa, co oczywiście nie usprawiedliwia czynu, ale pokazuje dlaczego coś sie stało. Ujawnienie całej sytuacji wpłynie tez na dzieci, bo uwierz mi, emocje siegają zenitu. Twój mąż może nie znaleźć w sobie siły na to, aby pomimo gniewu i bólu nie odejść, Ty możesz, bo sama wiesz, jak bardzo chcesz naprawić błąd. Myślisz pewnie, że nie mówiąc mu oszukujesz go. Moim zdaniem jeśli jest w Tobie szczera intencja zachowania prawdy, aby go nie ranić nią a równocześnie wielka siła by to naprawić, wykazujesz się potężną miłością do niego i waszych dzieci, bo dla nich sama zniesiesz ten ból i cierpienie.
Przed Tobą wybór: życie w bólu, smutku, cierpieniu, pogrążając się w przepaść rozpaczy nie bacząc na tych, których kochasz dzieci i Twojego męża lub życie z wiarą, nadzieją i miłością, że jest dla Ciebie szansa, ale wtedy tylko gdy będziesz chciała naprawić swój błąd i pracować nad sobą i małżeństwem, ta droga kończy się szczęściem i radością.
Ja wybrałam drugi.

Anonymous - 2013-12-19, 12:44

Droga Samboja. uwierz mi, że chciałbym Ci z miłością coś powiedzieć. Choć emocje jednak są. Jeśli chcesz możemy porozmawiać prywatnie, a tu chciałbym dać odpór pewnym tezom, które zaprezentowałaś.
1. Nie wiesz co znaczy wybaczyć zdradę, gdy zdradzony jest ktoś, kto sam mniej lub bardziej ale jednak pozostał lojalnym i to przez całe swoje życie, także przed poznaniem tzw. obecnego partnera. Wiem że termin zdrada przez niektórych jest rozmywany, ale tu na forum powinniśmy wiedzieć, że nie cudzołóż to znaczy nie współżyć, tak lub inaczej. Zdrady emocjonalne, pożądanie też są istotne, ale są mniejszej wagi. Kolejność przykazań 6 i 9 ma chyba znaczenie. Jestem przekonany, że poziom wrażliwości znacznie spada jeżeli miało się doświadczenia z innymi osobami. Jest się już innym człowiekiem. Czy mam starać się tę tezę udowadniać? Czy jest ona zrozumiała?
2. Zdrada nie jest egzaminem z lojalności. Jest ruiną całej duszy. Owijać w bawełnę tego faktu nie można. Jest zbrukaniem świętego związku małżeńskiego. Jest podważeniem fundamentu rodziny. Masz racje, że po czymś takim wszystko może runąć i nie tak łatwo naprawić, ale...
3. Kłamstwo do niczego nie prowadzi. Jestem przekonany, że tylko w prawdzie człowiek może doświadczyć godności Dziecka Bożego. Brzmi to może górnolotnie, ale tak to czuję. Czy gdybym ja się nie dowiedział o zdradzie mojej żony miał bym ułatwioną drogę do Nieba? Bzdura totalna! To jest wyzwanie mojego życia. Ja teraz muszę stać się zupełnie nowym człowiekiem. Stoję na ostrzu noża, po jednej stronie piekło, po drugiej niebo. Muszę się szybko decydować. Dawny JA nie istnieję. Bóg mnie wziął za fraki i wyprowadził mnie z tego schematu życiowego z którego nic nie było w stanie mnie wyrwać. Właśnie, tylko to mogło być dla mnie takim wstrząsem który obudził mnie z letargu.
Boska ekonomia zbawienia jest nam nie znana. Nie możemy po ludzku tych spraw oceniać tak jak to Samboja zaprezentowałaś. Jednak nie będę zaprzeczał, ze trzeba być ostrożnym z tym mówieniem prawdy. To nie może polegać na zrzuceniu własnych wyrzutów sumienia na druga osobą. Najpierw samemu trzeba przylgnąć do Boga, zdać się całkowicie na niego i tylko z Duchem Świętym razem, stanąć w prawdzie przed małżonkiem. Nie wierzę, że komukolwiek Bóg zabroni powiedzieć prawdę o zdradzie. Nic nie dzieje się przypadkiem, a małżeństwo jest jednością. Ja nie rozumiem inaczej uczciwości małżeńskiej jak życia w prawdzie. Trzeba zdać się na Boga, zaufać mu, a nie kombinować by było nam łatwiej tu na ziemi. Oszukiwanie jest łatwizną. Nie można tak istotnych faktów zatajać jednocześnie nie oszukując, nie spuszczając oczu, nie milknąc, nie odsuwając się od małżonka. Tak się nie da żyć. No chyba, że ktoś jest wyjątkowym bezwstydnikiem, obłudnikiem, cynikiem. Wówczas da radę przejść przez życie robiąc w konia ukochaną osobę.
Szczęście rodzinne nie jest najważniejsze. Z tego też trzeba sobie zdać sprawę. Najważniejsze jest zbawienie własne, zbawienie męża, dzieci. Nie nam oceniać jaka droga do tego celu jest najlepsza. Nie można wykluczyć, że pozorne rozbicie rodziny właśnie do tego najważniejszego celu prowadzi. Nie możemy wykluczać, że po zdradzie i takie cierpienie trzeba ofiarować Bogu. Jeśli z ludzkiego wygodnictwa uciekamy przed nim, to nie mówmy, że z tym cokolwiek wspólnego ma Bóg. Skąd mamy wiedzieć czego Bóg od nas oczekuje. Prawda zawsze jest prawdą, a kłamstwo kłamstwem. Bądzcie sobą, zdejmijcie maski, nie udawajcie kogoś innego niż jesteście. Czemu tak często słyszę takie zdania, a zaraz potem by oszukiwać pierwszą po Bogu osobę mojego życia?
I na tym zakończę.
Jeszcze tylko jedno. Pan Bóg kocha Was, którzy zdradziliście małżonków. Ja też staram się kochać moją żonę. Ale nie mogę kochać kogoś kto jest mi obcy. Teraz oprócz zdrady muszę także żonie wybaczyć to, że uległa takimi namowom jak Wasze, jak Twoje Droga Sambojo. Były to też namowy księży. Ona chciała mnie oszukiwać, oszukiwała, wyprowadzała w pole, robiła ze mnie durnia. To jest dokładanie grzechu do grzechu.

Anonymous - 2013-12-19, 14:52

Orsz
Nie zawsze trzeba na świat patrzeć przez pryzmat swojej krzywdy.
Kazda sytuacja jest inna, a i świat nie jest taki czarno-biały


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group