Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Mam łatwiej, bo jestem winny

Anonymous - 2013-12-05, 00:25
Temat postu: Mam łatwiej, bo jestem winny
Witam.
Czytam to forum od 2 m-c.
Mogę śmiało powiedzieć, że to co jest tu napisane uratowało mi życie. Dziękuję.
Ja postępowałem jak tytuł wątku znajdź sobie kogoś. Tak skutecznie to mówiłem, że żona kogoś znalazła.
I stało się coś czego nie mogę pojąć, po 2 tygodniowym szoku i modlitwie: Panie pomóż, bo nie wiem co robić zakochałem się w mojej żonie. Piszę zakochałem, bo wcześniej nigdy takiego uczucia do niej nie żywiłem.
Jesteśmy w kryzysie chyba od początku małżeństwa, jakim cudem trwa lub trwało do dziś nie wiem.
Z mojej strony były zdrady /choć żona o nich nie wiedziała, powiedziałem jej kilka tygodni po tym jak mi oznajmiła, że kogoś ma/, był alkohol i to długo, tak długo, że mogę powiedzieć, iż był zawsze i codziennie, a w ostatnich latach zamieniłem małżeńskie łoże na pornografię.
Nie było rozmów o tym co nas boli lub jak były to kończyły się kłótnią, kompletny brak porozumienia i krok po kroku przez lata wycofywanie się z małżeństwa.
Swoją postawą doprowadziłem żonę do rozpaczy, do myśli samobójczych, a na pytanie czy ją zwalniam, czy może sobie znaleźć kogoś, kilka razy odpowiadałem, że tak. Myślałem, że tak będzie lepiej.
I co!!! stał się cud? Dlaczego jak się dowiedziałem o innym to się w niej zakochałem. Początkowo myślałem, że to na zasadzie, że jak się coś traci, to się tego pragnie. Ale moja miłość nie maleje z czasem jest wręcz przeciwnie wzrasta. Powiem, że w obecnej sytuacji to boli i ten ból nie maleje.
Piszę te słowa, a moja żona jest teraz z nim. Boli. /jeszcze mieszkamy razem/
Czytałem wiele postów i zacząłem rozumieć, że to ja i tylko ja jestem winien, że jedyną drogą do ratowania małżeństwa jest moja zmiana. Prawie kończę Nowennę Pompejańską i tu następny cud !!!
Odkąd ją odmawiam nie kłócimy się. Modlę się o dar szczerej rozmowy i zaczynamy szczerze rozmawiać.
Nie piję, nie oglądam pornografii. Nie mam nic wspólnego z mistycyzmem, ale czy to może być łaska? nie potrafię tego wyjaśnić.
Może to jest łaska, bo modląc się naprawdę wierzę w uratowanie małżeństwa, ale mocno podkreślam, niech będzie wola Twoja nie moja, bo czego ja po tylu latach krzywdzenia mogę oczekiwać.
Są lepsze i gorsze dni, ale dzisiejszy poranek to znowu coś dziwnego, mój gorszy dzień i kłótnia, ale po niej nastąpiła rozmowa, tego nigdy nie było, a rozmowa doprowadziła do zrozumienia, żona zobaczyła, że cierpię, że kocham widziała i usłyszała. Dla niej ta sytuacja z moją zmianą jest dziwna, tak mówi, ale podejrzewam, że dla niej jest mało wiarygodna. Cóż powiedziałem jej, że nie mam na nią wpływu, że to ja się muszę zmieniać i że będę czekał.
Przepraszam, że tyle nabazgrałem, ale mam do was dwa pytania.
1. Podkradłem nr. tel do jej faceta i w początkowym szoku i po piwie zadzwoniłem do niego mówiąc, że chcę dla żony jak najlepiej, ale ja jej tego nie mogę dać. Rozmowa ta miała zostać i chyba została w tajemnicy przed żoną. Czy powinienem go teraz poinformować, że jednak jest moją żoną i że będę o nią walczył?
2. Obserwuję i słyszę u żony lojalność wobec tego gościa, powiedziała mi, że jak się już po latach udręki zdecydowała to nie ma zamiaru teraz zostawić tego faceta na lodzie. Tego obawiam się najbardziej.

Pozdrawiam
Grzegorz

Anonymous - 2013-12-05, 01:31

Cytat:
I co!!! stał się cud? Dlaczego jak się dowiedziałem o innym to się w niej zakochałem. Początkowo myślałem, że to na zasadzie, że jak się coś traci, to się tego pragnie. Ale moja miłość nie maleje z czasem jest wręcz przeciwnie wzrasta. Powiem, że w obecnej sytuacji to boli i ten ból nie maleje


Żaden cud.
Normalne,póki sam zdradzam,bawie sie,żona/mąż nie wie ....jest ok,ale....jak się dowie....tragedia.
Nagle miłośc wzrasta.....
Tyle,że ta żona/mąż czasu potrzebują.......

Anonymous - 2013-12-05, 08:51

Dokładnie tak jak napisała Lena

"Miłość" wybucha jak coś się traci, ale czy to miłość? Czy zwykła zazdrość?
A może strach przed samotnym życiem ?
Teraz pewnei autor odmówi 100 nowenn i będzie w religijnej ekstazie, ale nie mozna było
zrobić choc małego kroczku np rok wczesniej?

Ps. duży plus za szczerość, co nie jest czeste przecież, bo łatwiej udawać ofiare i liczyć na wspólczucie na forum

Anonymous - 2013-12-05, 09:57

myśle że autor tego wątu to wie, a jak nie uswiadamia sobie jeszcze w pełni swojego udziału w kryzysie i rozpadzie związku to sobie uświadomi.. to tez jest jakis proces.. nie wsyztsko od razu jesteśmy w stanie zobaczyć

nie nam oceniac czy miłosc jest prawdziwa czy nie z czego wynika itd. to wie tylko sam autor.
to z pewnością nie jest łatwy czas i przed Tobą długa droga na której najwazniejsze będzie wytrwałości cierpliwośc łagodność...
skoro coś sie psuło od samego początku to z dnia na dzień tego nei naprawisz. Super że chcesz naprawiać. Musisz dac czas i jej i sobie .. z pewnoscia ona może nie wierzyć w Twoja przemiane i twoją miłosć skoro od lat tego nei miała.. tu potrzeba zapewne dużo czasu by mogła w to uwierzyć.
a co do lojalnosci do tego drugiego... tak sobie myśle, że gdybym ja teretycznie była na jej miejscu i czuła sie latami zaniedbana neikochana i odrzucana to gdyby mi ktoś wreszcie dał swoje serce czułośc i otocyzł opieką to też mogłabym miec różne uczucia w sobie..

żona ma prawo do róznych uczuć teraz, Ty równeiż. skoro tu piszesz to znaczy ze chcesz ratować wasze małżeństwo. Przygotuj sie wiec na długa drogę, która wywróci Twój świat do góry nogami i nigdy już nie bedzie tak jak było... będzie 1000 razy lepiej. Bonawet najgorszy dzień z Bogiem jest lepszy od najlepszego dnia bez niego.
Życzę CI dużo wytrwałości i cierpliwości :)

Anonymous - 2013-12-05, 11:34

Grzegorz,
piszesz "Czytałem wiele postów i zacząłem rozumieć, że to ja i tylko ja jestem winien". Tak, za Twoje zaniedbania w miłości do żony, za wszelkie zło jej wyrządzone - tak, ale decyzja o związaniu się z obcym mężczyzną i naruszenie sakramentu małżeństwa z jej strony (niezależnie od okoliczności) jest jej autonomiczną decyzją i za tą konkretną decyzję ona ponosi odpowiedzialność.

Rozumiem Twoje rozterki (i dobrze że są!), że swoim postępowaniem doprowadziłeś do obecnej sytuacji kryzysowej, niejako skłaniając żonę do szukania szczęścia gdzie indziej. Proces stawania w prawdzie o sobie jest kluczowy, aby potem móc przejść do procesu uzdrawiania. Za swoją część kryzysu weź zatem w pełni i w całkowitej prawdzie odpowiedzialność. Przylgnij całym sobą do Boga i oprzyj się na nim w 100%. Tylko przemiana zanurzona w Bogu może pociągnąć za sobą przemianę innych. Pracując teraz nad sobą, szczerze i uczciwie, pracujesz jednocześnie dla Was, dla żony.

Jeśli mogłabym Ci jeszcze coś doradzić, to warto pomyśleć o dobrej spowiedzi z całego życia. Poszukaj dobrego spowiednika, pomódl się z ufnością o takiego kapłana. Wyrzuć z siebie ten balast, który za sobą ciągnąłeś. Oczyść się przed Panem, aby móc całkowicie oprzeć się na Nim i czerpać laski, którymi On chce Was obdarować.

Kolejna rzecz - modlitwa. Nie ustawaj. Pismo Św. przynosi konkretne odpowiedzi na Twoje pytania, jeśli zadajesz je w sercu Panu.
Pytasz, czy znów skontaktować się z tym mężczyzną - osobiście myślę, że nie ma takiej potrzeby, aby jego zapewniać o miłości do żony i chęci odbudowania małżeństwa. O tym powinieneś sygnalizować (delikatnie, nie nachalnie, ale w postawie miłości) swojej żonie. Nie jesteś żadnym rywalem dla tamtego mężczyzny, bo jesteś małżonkiem sakramentalnym swojej żony. Nie ma więc potrzeby przekonywać tamtego do swojej przemiany. Sygnalizuj żonie, że kochasz, że jesteś świadomy swoich błędów i wyrządzonych krzywd, że pragniesz z całego serca jej powrotu, uzdrowienia Waszego małżeństwa, że chciałbyś odbudować Wasz związek na skale, na Bogu. Że ją kochasz, modlisz się za nią i będziesz czekał i prosił Boga o łaskę pojednania.

Nie jesteś w stanie przekonać żony, żeby zrezygnowała z lojalności do tego mężczyzny (zwłaszcza po tym co od Ciebie usłyszała, o Twojej przeszłości). Zły potrafi tak namieszać, że człowiek szczerze wierzy w te kłamstwa (chodzi mi o pomylenie pojęć), bo odtąd lojalność co innego dla niego znaczy, odtąd miłość, odpowiedzialność, szczęście co innego oznacza. Żona ma widać teraz takie, a nie inne zrozumienie tych pojęć, stąd jej wybory. Poukładać to w człowieku może tylko sam Bóg. Może to Ty masz być Jego narzędziem w tej sprawie? Kto wie. Bądź zawsze gotowy do współpracy z Panem. Bądź do jego dyspozycji - zawsze.

Anonymous - 2013-12-05, 11:40

[quote="grzegorz_"]Dokładnie tak jak napisała Lena
, ale nie mozna było
zrobić choc małego kroczku np rok wczesniej?

Zastanawiam się nad tym całe życie, naprawdę! bo gdybyśmy wcześniej wiedzieli co i jak zrobić to do wielu kryzysów-tragedii by nie dochodziło. Dotyczy to wszystkich ludzi i wszystkich dziedzin życia.
Odpowiedź jaką sobie na twoje pytanie udzielam to, że trzeba upaść, aby powstać mocniejszym. Inna sprawa czy to się uda?

A czy to, co czuję jest miłością prawdziwą czy tak jak pisze mój imiennik zwykła zazdrość? Nie wiem, ale wierzę, że to miłość.
Ja nigdy nikogo nie kochałem, NIKOGO. To co teraz czuję jest mocne i bolesne zarazem. Ale wiem, m.in. z tego forum, że ten ból jest dobry.
Czuję wiele, ale uczucia strachu przed samotnością nie.
Dla mnie to co się wydarzyło to wybawienie i nawet jeśli przegram walkę o żonę to wygram życie. Przypominam ja piłem, a znacie alkoholików oni są martwi za życia.
Mam o co walczyć.
Co do lojalności żony do tego faceta, to boję się tego najbardziej. Wiele, bardzo wiele postów na tym forum mówi, że żony/mężowie bronią swoich decyzji i argumenty, że decyzja jest błędna i krzywdząca prawie nie działają. PRAWIE
Ale podejrzewam, że większość na tym forum gdyby mogła argumentacją szczerą, prawdziwą i słuszną wpłynąć na męża/żonę to byłoby więcej świadectw.
Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?

Pozdrawiam
Grzegorz

Anonymous - 2013-12-05, 11:53

GregorWR napisał/a:

Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?


Zastanawiam się nad tym.
Kochanka mojego męża wie od początku o nas wszystko, weszła z pozycji jego menedżerki, bywającej u nas w domu. Widziała dzieci, znała mnie.
Od 3 mcy gdy wiem o zdradzie, ona widzi moją walkę w sensie - co robię, że przyjęłam męża itp, że dałam mu warunki, że on się waha.

Sądzę że jest zdeterminowana o walkę o niego. Nie wiem czy zniżać się do rozmowy. To osoba funkcjonująca na innych płaszczyznach niż ja. Rozwodniczka, buddystka, bezdzietna, chełpiąca się publicznie nadzwyczajnymi przeżyciami które dał jej romans, zresztą liczy na więcej. Zwłaszcza że widzi wahania mojego męża i dostała od niego informację ostatnio że on wciąż ją kocha - ergo: czuje się ważna.
Poza tym to sprytna manipulantka - zdecydowanie nie moja liga, ja byłam bardzo długo naiwna i ślepa, a ona pewnie nie raz się ze mnie śmiała, igrając z moimi ślubnym tuż pod moim nosem.

Co da, że usłyszy ode mnie informację że dla mnie przysięga jest do śmierci?
Pewnie parsknie śmiechem i odłoży słuchawkę.
A może coś by to dało?
Jakaś forma świadectwa niezależnie od tego na jaką glebę padnie?


Chętnie posłucham doświadczeń innych.

Anonymous - 2013-12-05, 12:00

GregorWR napisał/a:

Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?


Jeśli czujesz się na siłach i dasz radę spokojnie porozmawiać z tym facetem to porozmawiaj.
Powiesz, że Ci na żonie zależy i dowiesz się czy dla niego to coś ważnego, czy tylko przygoda.
Choć trzeba być świadomym, że ruch jest po stronie Twojej żony i to teraz od niej wszytsko zależy.
Dlatego nie ma na pewno sensu kochanka żony brać na litość, prosić, apelować do sumienia, bo nawet jeśli teraz on by żonie powiedział KONIEC to przecież nie oznacza automatycznie, że żona wróci skruszona i kochająca, co najwyżej zła, że "przegoniłeś jej szczeście"

Anonymous - 2013-12-05, 12:41

grzegorz_ napisał/a:
GregorWR napisał/a:

Czy wy mówiliście nowym sympatią swoich żon/mężów, że to wy jesteście ich drugą połową i że będziecie walczyć?


Jeśli czujesz się na siłach i dasz radę spokojnie porozmawiać z tym facetem to porozmawiaj.
Powiesz, że Ci na żonie zależy i dowiesz się czy dla niego to coś ważnego, czy tylko przygoda.
Choć trzeba być świadomym, że ruch jest po stronie Twojej żony i to teraz od niej wszytsko zależy.
Dlatego nie ma na pewno sensu kochanka żony brać na litość, prosić, apelować do sumienia, bo nawet jeśli teraz on by żonie powiedział KONIEC to przecież nie oznacza automatycznie, że żona wróci skruszona i kochająca, co najwyżej zła, że "przegoniłeś jej szczeście"


Jestem prawie pewien, że będzie zła, że "przegoniłem jej szczęście"
Ale na rozmowie z zakonnikiem pomagającym w kryzysach małżeńskich, na moje stwierdzenie, że będzie jak będzie usłyszałem NIE, będzie to co ja zrobię.
Napisze jak ja to widzę, jak pojmuję świat. Bóg /chyba/ pomaga na tylko w podjęciu decyzji, ale działanie to już nasza sprawa. Nie można siedzieć i czekać trzeba działać, działać z pełną wiarą na sukces. Przepraszam dotyczy to wszystkiego w naszym życiu. Problem polega na tym, co i jak mamy robić, ale nic nie robić jest katastrofą.
Wyobrażam sobie gdybyśmy wszyscy tu obecni wiedzieli wcześniej to, co teraz wiemy o ile mniej liczne byłoby to forum. A ile jeszcze nie wiemy.
To forum mnie uczy i bardzo Wam za to dziękuję, uczy mnie, żeby nie naciskać żony, aby dać jej czas ok. zgadzam się z tym, ale ja to wiem po sobie im więcej grzechu tym dalej od życia. Moja żona jest wierząca jej facet niby też, ale na tym etapie odrzuca prawdę o sakramencie, wypomina grzechy kościoła, atakuje kościół za purytanizm itp. ale w wiem, że myśli o tym często się zastanawia nad tym, że nie będzie mogła przyjmować komunii. To jej przeszkadza. Tu powinna-musi się zacząć się moja rola, bo /niech to nie zabrzmi patetycznie/ ja nie walczę tylko o małżeństwo, ja walczę również o jej życie.
Jak w tytule, ja mam lepiej, bo nie zastanawiam się nad tym dlaczego, ja to wiem, to moja wina, ja ciągle myślę jak pomóc żonie.
Ja nic dla siebie nie chcę i naprawdę tak czuję mi niczego doczesnego nie potrzeba, może dlatego, że nic nie mam?
To wielki paradoks obecny facet mojej żony uratował mi życie nawet o tym nie wiedząc, ale to nie zmienia faktu, że przeze mnie i on i ona są zagrożeni.

Pozdrawiam
Grzegorz

Anonymous - 2013-12-05, 21:06

Grzegorz

Nie świruj, o ile na początku pogratulowałem Ci szczerości to teraz muszę stwierdzić że wpadasz w egzaltację, głównie religijną.
Nie walczysz o szczęście zony, o życie wieczne dla żony czy dla jej kochanka.
Walczysz dla siebie i o siebie.
Jeśli rzeczywiście zależałoby Ci tylko na szczęściu żony, to jak żona powie Ci, jestem z tamtym szczęśliwa to odpuścisz?
Zresztą nic w tym nie widzę złego że ktoś kocha (także zazdrości) i chce być z obiektem swojej (czesto romantycznej, bo uciekającej) miłości/
Po co dorabiać do tego jakieś mega szlachetne ideologie?
Miłość to dobre uczucie i tyle

Anonymous - 2013-12-05, 22:12

Przepraszam Grzegorz, ale chyba się nie zgodzę lub nie rozumiem twojej wypowiedzi.

Jeśli ja swoim postępowanie przyczyniłem się do grzechu żony, a tak jest, to czy nie jestem odpowiedzialny za moje postępowanie?
A jeśli naprawdę zależy mi na szczęściu żony, to czy nie powinienem myśleć o jej życiu bez sakramentów?
Ja myślę kategoriami katolika, czyli wszystko co bez Boga jest niczym.
A czyja to jest wina. Tu nie ma mowy o egzaltacji, tu jest odpowiedzialność, narozrabiałem to muszę posprzątać. A jeśli żona zostanie z innym, to ja mam ten bałagan sprzątać aż posprzątam. Może mi się nie udać, ale muszę to robić do końca.
Wielu na tym forum zadaje sobie pytanie dlaczego tak się stało? ja nie, ja to wiem. A wiem to m.in. z tego forum. Wiem też, że muszę zmieniać siebie nie żonę, muszę być cierpliwy i muszę wierzyć.
I wierzę.
Pozdrawiam
Grzegorz

Anonymous - 2013-12-05, 22:21
Temat postu: Re: Mam łatwiej, bo jestem winny
GregorWR napisał/a:
1. Podkradłem nr. tel do jej faceta i w początkowym szoku i po piwie zadzwoniłem do niego mówiąc, że chcę dla żony jak najlepiej, ale ja jej tego nie mogę dać. Rozmowa ta miała zostać i chyba została w tajemnicy przed żoną. Czy powinienem go teraz poinformować, że jednak jest moją żoną i że będę o nią walczył?
2. Obserwuję i słyszę u żony lojalność wobec tego gościa, powiedziała mi, że jak się już po latach udręki zdecydowała to nie ma zamiaru teraz zostawić tego faceta na lodzie. Tego obawiam się najbardziej.

Pozdrawiam
Grzegorz


Wedlug mnie jesli dales temu facetowi przyzwolenie na uszczesliwienie Twojej zony, to bedzie z niego korzystal ile wlezie. Jezeli teraz chcesz powrotu zony, to jak juz sie odwazyles raz do niego zadzwonic, to dzwon drugi raz, na trzezwo i po modlitwie. Ze spokojem, ale stanowczo powiedz, co masz do powiedzenia. Nie znasz go, moze o tamtej rozmowie poinformowal zone? Oboje z Twoim blogoslawienstwem robia co chca...
Co do drugiego pytania, to prosta sprawa: lojalnosc wobec kochanka czy wobec Boga i nawracajacego sie malzonka jest wazniejsza?
Owszem nabroiles w zyciu malzenskim, ale ostatecznie przysiega malzenska obowiazuje zawsze, wszedzie i obojga malzonkow. Jasne, ze nie jestes najodpowiedniejsza osoba, by prawic kazania zonie, ale juz namawiac na terapie, jej rozmowe z duchownym, tak.

Anonymous - 2013-12-05, 22:29

GrzegorzWR
dzięki za to. co napisałeś

Anonymous - 2013-12-05, 22:33

Bety napisał/a:
GrzegorzWR
dzięki za to. co napisałeś


A konkretnie :?:

Juana
"Co do drugiego pytania, to prosta sprawa: lojalnosc wobec kochanka czy wobec Boga i nawracajacego sie malzonka jest ważniejsza?"
Ja na tym forum nigdy nie wypowiem się, że czegoś jestem pewny. Ale wydaje mi się, że większość z Was nie docenia siły decyzji. Zawodowo zajmuję się handlem i marzeniem każdego handlowca jest doprowadzić klienta do tego, aby to on powiedział "chcę", bo jak już to powie to wycofanie się z tego jest niezwykle rzadkie.
Czy przypominają się wam wasze "obrony" swoich racji nawet wtedy gdy nie byliście ich pewni. Ja pamiętam takie, że byłem peny, że nie mam racji, a broniłem. Głupie prawda. To dlatego argumenty nie działają, bo na logikę jeśli powiem żonie, że tym co robi unieszczęśliwi, mnie, rodziców, dziecko i dorzucę, że wcale nie uszczęśliwi siebie ani tego faceta, bo 6 i 9 przykazanie, bo odrzucenie jednego sakramentu to odrzucenie wszystkich, to czy takie niepodważalne, najmocniejsze na świecie argumenty zadziałają? NIE.
Trochę tu przeczytałem o manipulacji, że jest be, że nie wolno, ale ja się zastanawiam jeśli w dobrej sprawie to dlaczego nie. Może warto użyć takich narzędzi jak NLP?

Pozdrawiam
Grzegorz


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group