Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - pytanie do współmałżonków którzy JUŻ 'nie kochają'

Anonymous - 2013-12-06, 00:12

depresyjna pisze:

Cytat:
Ja się nie nadaję do tego świata.


Zapewniam Cię, że się nadajesz, inaczej by Cię tu nie było. ;-)

Najpierw, z pomocą profesjonalisty postaw się na nogi, nie da się przecież przeżyć życia będąc na kolanach.
Kiedy zmienisz perspektywę, uda Ci się z całą pewnością dostrzec powody dla których zostałaś zaproszona na tournee po tym pięknym i absolutnie wyjątkowym świecie.

Anonymous - 2013-12-06, 05:53

Dabo, miodzio - piszecie o tym samym ;-) Terapia, wyjście z depresji to właśnie to - zatrzymać się i wytrzepać kamulce z butów, zasznurować buty lepiej, aby nie kamienie wpadały i lecieć dalej nie zważając na żwirek pryskający w pędzie :mrgreen:

Depresyjna, nadajesz się do tego świata, bo jak wyjdziesz już z depresji, to zapewne się okaże, że Twoim powołaniem jest zmieniać ten świat na lepszy :-D

Anonymous - 2013-12-06, 06:53

Nirwanna napisał/a:
Dabo, miodzio - piszecie o tym samym Terapia, wyjście z depresji to właśnie to - zatrzymać się i wytrzepać kamulce z butów, zasznurować buty lepiej, aby nie kamienie wpadały i lecieć dalej nie zważając na żwirek pryskający w pędzie


ano.....często postawa jest taka: żeby nie było kamulców na drodze, żeby nie wpadały do butów i załamka, że jednak te kamulce są.....podczas gdy właśnie jest inne rozwiązanie.....wytrząśnięcie kamulców z butów i ich mocne i szczelne zasznurowanie..........i tak samo jest z małżeństwem, relacjami......działać tam,gdzie my możemy....czyli w swoich sprawach,w swoim rozwoju.,..nie skupiac sie na tym,by zmieniac innych i zmienić myślenie,że tylko zmiana innych(np. małżonka) może nam przynieść szczęście.......pewnie,że łatwiej by było,gdyby na zawołanie wszystkie kamyczki zniknęłyby z drogi.......można by wtedy nic nie robić, chodzić nawet w sandałach i nie odczuwać nieprzyjemności....ale tak się nie da.....i tak samo jest z małżeństwem......możliwe,że jeśli wzmocnimy się sami(terapeutycznie, duchowo),to to,co nam teraz przeszkadza w małżonku, przestanie mieć takie znaczenie.....a wówczas i nasze reakcje będą inne...........mniej smutku,więcej pogody ducha, a co za tym idzie....i z nami będzie tym naszym małżonkom łatwiej i lepiej żyć................ja również dziękuję za tę interpretację modlitwy o pogodę ducha,.............rzeczywiście ma to sens,pozdrawiam,szymon.

Anonymous - 2013-12-06, 07:56

Dabo napisał/a:
Daj receptę na, nie czucie kamyczków pod nogami. ;-)

Dabo ja nie musze dawać recepty,bo recepta są ludzie tu na forum
i ci koloru zielonego...i chyba większość koloru brązowego..

jacy już dawno maja świadomość tych kamieni pod nogami na swej drodze....
ale te kamienie ich już nie zrażają...
I aby depresyjna tak czuła
to:
lekarz, prochy, własne doskonalenie
i zapewne po czasie bedzie pierwszy ruch
a z nim może zmiana nicku :mrgreen: :mrgreen:

[ Dodano: 2013-12-06, 08:34 ]
krasnobar napisał/a:
ano.....często postawa jest taka: żeby nie było kamulców na drodze, żeby nie wpadały do butów i załamka, że jednak te kamulce są.....podczas gdy właśnie jest inne rozwiązanie.....wytrząśnięcie kamulców z butów i ich mocne i szczelne zasznurowanie..........i tak samo jest z małżeństwem, relacjami......działać tam,gdzie my możemy....czyli w swoich sprawach,w swoim rozwoju.,..nie skupiac sie na tym,by zmieniac innych i zmienić myślenie,że tylko zmiana innych(np. małżonka) może nam przynieść szczęście.......pewnie,że łatwiej by było,gdyby na zawołanie wszystkie kamyczki zniknęłyby z drogi.......można by wtedy nic nie robić, chodzić nawet w sandałach i nie odczuwać nieprzyjemności....ale tak się nie da.....i tak samo jest z małżeństwem......możliwe,że jeśli wzmocnimy się sami(terapeutycznie, duchowo),to to,co nam teraz przeszkadza w małżonku, przestanie mieć takie znaczenie.....a wówczas i nasze reakcje będą inne...........mniej smutku,więcej pogody ducha, a co za tym idzie....i z nami będzie tym naszym małżonkom łatwiej i lepiej żyć.

Tak sobie pomyślałem w kontekście tego co odczuwa autorka postu(a znane mi bardzo) z sytuacja jak choćby zaszła w moim ogródku dziś...
Łatwo jest wzrastać, dochodzić do siebie, zaakceptować własną sytuację, mieć względem czegoś zrozumienie gdy sławetny kamyczek po wytrząśnięciu z tego buta gdzieś tam sobie leży :lol: :lol:
Trudno jednak pojąć sprawę kamyczka-gdy kamyczek jest obecny w naszym życiu.
Dlatego i zapewne jako jeden z nielicznych na tym forum-obcujący z kamyczkiem.
Rozumiem autorkę-właśnie z tym odbiorem sytuacji ,mówiącej choćby o sprzeczności.
Co mam na myśli???
Ano dziś 6 grudnia i mój "kamyczek" podłożył mi mały prezencik na mikołajki....
I jak to się mawia. .bądź tu mądry człowieku :?: :idea:

To są właśnie sytuacje (takiego typu) jakie niszczą autorkę postu, te same jakie
przed laty niszczyły mnie....
I na koniec jedno co mogę napisać autorce postu-biorąc pod uwagę do czego doszedłem sam...

Oczywiście już po tej pomocy lekarsko-farmakologicznej
to -chyba to:

Nie jest istotą że są kamyczki, nie jest istotą też na ile szczelnie i mocno się zasznuruje but, nie jest istota też by bacznie wyglądać drogi bez kamieni

Ale istotą jest zrozumienie tego
że kamyczek jest, istnieje i lubi wpadać do buta :mrgreen:
:mrgreen:

trzymaj się depresyjna i wierze że dasz radę

Anonymous - 2013-12-06, 10:19

miodzio63 napisał/a:
Łatwo jest wzrastać, dochodzić do siebie, zaakceptować własną sytuację, mieć względem czegoś zrozumienie gdy sławetny kamyczek po wytrząśnięciu z tego buta gdzieś tam sobie leży
Trudno jednak pojąć sprawę kamyczka-gdy kamyczek jest obecny w naszym życiu.


nie bardzo o to mi chodziło......chodzi o akceptację, że kamyczki są.....są,były i będą i choćbyśmy poszli na plażę, weszli do wody,czy założyli pancerne buty,one i tak będą!zatem jedyne wyjście,to przyjąć fakt istnienia kamyczków i nauczyć się z nimi żyć,możliwie najmocniej niwelując dyskomfort.....to spłycenie oczywiście.......ale chodzi o mechanizm....o odejście od próby zmiany świata,a przejście do próby zmiany siebie,by w tym świecie dało się żyć.....nakładając pancerny but,nie likwidujemy kamyczków.....ale sprawiamy,ze one nam mniej doskwierają...........
a w odniesieniu do sprzeczności w życiu autorki wątku,zapytałbym: czy cieszy się z tych drobnych czułości męża?czy jest w stanie cieszyć się tym,co ma i czy sama też próbuje dawać coś od siebie mężowi.....przy czym nie chodzi mi o odwzajemnianie czułości-skoro mąż się odsuwa w takich momentach,to akurat tego nie potrzebuje....pytanie,czy nie jest czasem tak,że chcemy uszczęśliwiać bliskie osoby na swój sposób,nie bacząc na potrzeby tej bliskiej osoby,na jej stan......
podsumowując:jeśli boli ją,kiedy mąż się od niej odsuwa,niech ona sama się nie przybliża....czułości tak czy inaczej nie otrzymuje w zwrocie, a uniknie w ten sposób kolejnej przykrości, odrzucenia....rozumiem poczucie odrzucenie,mega upokarzające....ale jest to sygnał małżonka,że jest coś nie tak,albo z małżeństwem,albo z nim samym.......Autorka watku pyta,czemu mąż okazuje jej czułość czasem i co to oznacza.....może właśnie należałoby zacząć od zapytania go o to?o zainteresowanie się tym,czego on potrzebuje i co się z nim dzieje,no i jakie są w związku z tym jego oczekiwania czy pragnienia.....pozdrawiam,szymon

Anonymous - 2013-12-06, 11:08

krasnobar napisał/a:
chodzi o akceptację, że kamyczki są.....są,były i będą i choćbyśmy poszli na plażę, weszli do wody,czy założyli pancerne buty,one i tak będą!zatem jedyne wyjście,to przyjąć fakt istnienia kamyczków i nauczyć się z nimi żyć,możliwie najmocniej niwelując dyskomfort.....to spłycenie oczywiście.......ale chodzi o mechanizm....o odejście od próby zmiany świata,a przejście do próby zmiany siebie,by w tym świecie dało się żyć.....nakładając pancerny but,nie likwidujemy kamyczków.....ale sprawiamy,ze one nam mniej doskwierają...........

Zgadzam się z tobą krasnobar i choć piszemy każdy w swoim stylu, to myślę że o to samo nam chodzi...

[ Dodano: 2013-12-06, 11:11 ]
krasnobar napisał/a:
pytanie,czy nie jest czasem tak,że chcemy uszczęśliwiać bliskie osoby na swój sposób,nie bacząc na potrzeby tej bliskiej osoby,na jej stan......

myślę że może to być inaczej
chcemy siebie uszczęśliwić zatem usilnie patrzymy na tego drugiego by dał nam to co potrzebne nam do szczęścia...
Zarówno jak i my.. tak i kamyczek :mrgreen: :mrgreen:
Brak zrozumienia, brak bezpośredniego pytania, brak komunikacji
i rodzi się kryzys...a później to już każdy pielęgnuję tylko swoje :
wymagania, skrzywdzenia, żale

Anonymous - 2013-12-06, 20:19

Cytat:
Kiedy zmienisz perspektywę, uda Ci się z całą pewnością dostrzec powody dla których zostałaś zaproszona na tournee po tym pięknym i absolutnie wyjątkowym świecie.


nic dodac nic ująć !! osobiście zmieniłam perspektywę :mrgreen:

Anonymous - 2013-12-06, 23:17

Depresyjna u mnie bylo/ jest troche podobnie.
Od wielu miesiecy zyjemy z mezem jak wspolokatorzy. Ja staralam sie ze wszystkich sil okazywac mu milosc, moja potrzebe bycia z nim. On jednak nie ma takiej potrzeby. Siadalam na kolanach, przytulalam, calowalam, zapraszalam do sypialni i ciagle byly to tylko z mojej strony "zaczepki", na ktore czesto otrzymywalam odpowiedz: jestem zmeczony, ale po co sie przytulac, chce spac.
Jego okazywanie milosci, to zrobienie mi kawy, zajecie sie dziecmi bez narzekania, gdy chce wyjsc, umycie naczyn, prasowanie etc. Ideal, nie maz.
Pisalam listy, rozmawialam o moich potrzebach emocjonalnych, niestety moze z tydzien poprawy, a potem znow chlod.
Konczac: moje uczucie sie wypalilo. Ciagle gaszone moje okazywanie mu czulosci po prostu wygaslo. I teraz juz nie wiem, co do niego czuje. Nie przytulam, nie caluje...
Moje pytanie brzmi: co sie u Was dzialo przed tymi 8 miesiacami? Jakim byliscie malzenstwem, oprocz tego,ze sie nie klociliscie? Czy szczerze ze soba rozmawialiscie rowniez nt. okazywaia sobie uczuc? Mysle, ze cos w mezu od dluzszego czasu narastalo, nie moglo tak po prostu ni z tad ni z owad cos mu sie odwiedziec!

Trzymaj sie! Polecam Ciebie i Twoje malzenstwo Bogu!

Anonymous - 2013-12-07, 01:18

Dziękuję wszystkim za pomoc i wskazywanie drogi.
W obecnym stanie rozdeptanej psychiki niewiele jest w stanie do mnie dotrzeć.
Mam na myśli próby ratowania siebie. Uczucia, emocje, biorą górę nad logiką.
W zasadzie zrezygnowałam z wszystkiego oprócz modlitwy.
Boje się co będzie jeśli i z niej zrezygnuję.
Juana - nie rozmawialiśmy dużo o uczuciach, one same przemawiały. Namiętność mojego męża przekraczała znacznie 'średnia krajową' moja trochę mniej, ale do niedawna nie było problemów, większość nocy nas łączyła. Moja przedwczesna menopauza ( po 35 ) znacznie zepsuła temat, ale mój mąż nie chciał tego zrozumieć - uznał ze to wymówka. Bardzo mnie to bolało, bo cierpiałam na zwielokrotnione objawy a HTZ brać nie mogłam i nie chciałam.
Poza tym mąż idealny. Okazujacy miłość czynem, nie słowem. Pomoc w domu we wszystkim, łącznie ze sprzątaniem, zakupami, zajmowaniem się dziećmi i tepe i tede, w zasadzie podział obowiązków po równo, na jego życzenie.
Wady - wynikające z osobowości - choleryk, pedant i perfekcjonista. Każdy je ma, ja z pewnością więcej niż on. Największa? Wszystko musi mu się udawać. Inaczej jest klęska. Nie ma półśrodków. No i wszyscy musieliśmy wielbić jego rodziców, osobników bez skazy, jedynie niestety w jego oczach. Ludzi, którzy z nikim się nie liczą, takich zaopatrzonych w siebie katolików BMW przekonanych ze są pierwsi po panu Bogu.
Niestety ledwie udawało mi się ich tolerować (bez fanfar na które liczył) bo lubić się nie da. W każdym razie ja nie znam nikogo z kim żyliby w przyjaźni. Potępiający wszystkich lub skłóceni. Niestety. Może tu jest sedno, ale nie ma sensu rozstrząsać.

Zalety męża znacznie przewyższały wady. Dlatego tak bardzo boli ta jego zmiana. I brak chęci żebyśmy coś zmienili, on nawet nie wie co mu przeszkadzało, albo nie chce o tym mówić.

Naprawdę był dla mnie mężem takim, że nie musiałam marzyć o lepszym, dlatego tak go kocham.

Anonymous - 2013-12-08, 23:15
Temat postu: Odrodzenie relacji
Depresyjna współczuję ci sytuacji w jakiej się znalazłaś. Sam przeżywałem podobnie, wpadłem w depresje , załamanie nerwowe z powodu braku pracy i środków do życia tylko żona pracowała, jakoś dawaliśmy sobie rade. Nie miałem pracy miałem poczucie że mnie już nikt nie potrzebuje, nikt mnie nie chce i tak siebie zadręczałem, w końcu żona doradziła żebym poszedł do psychiatry na terapię. Poszedłem na terapie przypisał leki bardzo silne ograniczały moje ruchy, czułem się sztywno a w nocy spałem jak mnie coś obudziło nie mog lem się ruszyć. Tak trwało trzy lata, po których żona wypędziła mnie z domu i wniosła o rozwód, nie zgadzałem się mimo to rozwód dostała , bo sąd powiedział, że jestem chory. Czuje się oszukany i pokrzywdzony, bo mówiła że jak będę się leczył to będziemy razem, nie wystąpi o rozwód, a jednak stało się inaczej, pewnie szukała powodu pretekstu żeby go uzyskać. Ponieważ trwa węzeł sakramentalny została modlitwa i trwanie przy Bogu i wiara w nadzieję, która zawieść nie może. .... Kontynuuje terapię zażywam psychotropy, czuje się lepiej, ale nie wiem co dalej. Dobrze, że jest Bóg dla którego nie ma rzeczy niemożliwych znajdzie rozwiązanie , może ktoś z dobrych ludzi coś doradzi, podpowie. Panie Boże uzdrów nasze małżeństwo i odnów relacje tempus
Anonymous - 2013-12-09, 00:07

Ja tam pigułek nie łykam żadnych, po staremu po chłopsku, czosnek i cebula.
tempus napisał/a:
. Czuje się oszukany i pokrzywdzony, bo mówiła że jak będę się leczył to będziemy razem, nie wystąpi o rozwód, a jednak stało się inaczej, pewnie szukała powodu pretekstu żeby go uzyskać. Ponieważ trwa węzeł sakramentalny została modlitwa i trwanie przy Bogu i wiara w nadzieję, która zawieść nie może. ...

Jak piszesz ty , kiedyś wspomiał Grzegorz, innym razem Norbert, mnie się to po mału nudzi.
Zweryfikowałem moje super uczucia wobec zycia w realu . Nic poza nienawiścią i obrzydzeniem takim paskudnym obrzydzeniem , do tej kobiety nie czuję. Mogę się zapierać że ją kocham puki jej nie widzę, ale bij zabij, ja i ta istota nie ma szans w realu.
Mało śliny żeby napluć pod nogi.

Anonymous - 2013-12-09, 00:18

...ta kobieta...ta istota jak ja okreslasz to wciąż Twoja żona.
Taką sobie wybrałeś.

Cytat:
Mało śliny żeby napluć pod nogi.

Ochyda,któłrej nawet nie skomentuje.

Prosze nie mierz innych swoją ,czy żony miarą,bo jakby nie było każda sytuacja jest inna,a takie wypowiedzi niczemu nie służą,a zaszkodzić mogą.

Anonymous - 2013-12-09, 00:31

Dabo pisze:
Cytat:
Nic poza nienawiścią i obrzydzeniem takim paskudnym obrzydzeniem , do tej kobiety nie czuję.


Karczuj Dabo tą nienawiść póki czas, nie pozwól jej zapuścić korzeni w Twoim sercu!
To jedno z najniższych uczuć, trzyma człowieka w podwójnym wiązaniu, zaślepia i ogłupia.
Kiedy nosisz w sobie takie uczucie, wszystko czego się dotkniesz, każde przedsięwzięcie, będzie tym zatrute....co zasiejesz, to zbierzesz.

Anonymous - 2013-12-09, 00:49

Kenya szanuje twoje słowo, ale niestety meska psychika działa inaczej niż Twoja.
Mimo usilnych prób, wyobrażenia sobie cudownych lat razem, ktoś zdeptał i wytarł buty o całe moje jestestwo. Niestety nie wszyscy są silni.Mnie został tylko niesmak i rozgoryczenie wszystkim co nie ma tego co ja w kroczu. Nawet nieszczególną ochotę mam na rozmowy z jakimś Bogiem, bo co mi powie? : tak ma być.!!???
Chore to wszystko. Albo winnych powybijać, albo samemu się poddać. Jedno i drugie złe.
Wracając do wątku" pytanie do tych którzy już nie kochaja" : to albo nie wiem co to milosć, albo nigdy nie kochałem, albo naumiałem się niekochać zony. Aktualnie to brakło mi wszystkiego, uczucia, pożądliwosci, szacunku . Szczerze to fajnie by było jak by w piach poszła razem ze swoją świtą.
Wściekly jestem wiec miejcie wyrozumiałość.

[ Dodano: 2013-12-09, 01:12 ]
lena napisał/a:
...ta kobieta...ta istota jak ja okreslasz to wciąż Twoja żona.
Taką sobie wybrałeś.

Taki kawal ze slubu mi zapadł w pamięć:
"Żydzie ,zydzie z skąd masz taką piękną żonę?
-taką żem chciał
-Żydzie żydzie skąd masz taką głupią żonę?
-taką Pan Bóg dał


Czy to naprawdę tak jest w życiu???


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group