Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Fireproof. Kto podjal wyzwanie i z jakim efektem?

Anonymous - 2013-12-12, 20:37

MonikaMaria3 napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Monika , czemu tak uczepiłas się tego ciucha (golf) jakby to było w Twoich relacjach z mężem najważniejsze?

golf to chyba taki szczegół, który mówi o tym, że mój mąz bardziej dba o innych jak o mnie. O to chyba chodzi... Innym lubi sprawiac przyjemnośc, o mnie zapomina....


Ale i bez tego golfa wiesz przecież jaki on jest ?
po co sie tak nakrecasz z tym golfem?
To troche z boku wyglada tak:
- maż fajny , wszytsko ok, a tu nagle wpadla z golfem...i tragedia

Anonymous - 2013-12-12, 20:40

grzegorz_ napisał/a:
maż fajny , wszytsko ok, a tu nagle wpadla z golfem...i tragedia

No bo trochę to tak jest. On zmienił to i owo, poprawił wiele... Ale mnie strasznie bolą jego kłamstwa. Ja potrzebuję duzo czulości, duzo ciepła, by zaleczyc tę ranę, którą zadał mi swoją zdradą. On niby jest ok, ale potem kłamstwo lub wyzwisko niszczą wszystko. I po co to? Nie mam pojęcia. Nie rozumiem facetów.

Anonymous - 2013-12-12, 20:42

dodam jeszcze i pewnie inni panowie się zgodzą.........że nic tak nie wnerwia faceta,jak kontrolowanie go............kobieta kontrolująca,wypytująca,nieufająca jest kompletnie nieatrakcyjna......mówi to nam o niej,że jest niepewna siebie,zdesperowana.......jej zachowanie mówi:błagam,zostań ze mną,poniżę się i podepczę godność,ale zostań.......taka żona na pewno nie wzbudza ciepłych uczuć,wręcz przeciwnie...........podejrzewam,że i Ty sama i inne panie,bo chyba nie dotyczy tu płci,też nie lubi kontroli,sprawdzania..........więc co robi mąż złego,to jego,ale Ty zawalcz o swoje poletko..........chęć wyrwania się z takiego bluszcza jest tak silna,że chce się robić i robi się często totalne głupoty........................

[ Dodano: 2013-12-12, 20:47 ]
MonikaMaria3 napisał/a:
Ja potrzebuję duzo czulości, duzo ciepła, by zaleczyc tę ranę, którą zadał mi swoją zdradą.


no ale na siłę?taką wyproszoną czułość?i wydaje mi się,że to nie jest tak,że inni mają być dla nas tacy i tacy,to wtedy będziemy dopiero czuli się dobrze.....jak sama ze sobą nie czujesz się dobrze,jak sama nie potrafisz sobie radzić z problemami (niemartw się,wielu sobie nie radzi,ale od tego są fachowcy,przyjaciele),to oczekiwanie,że inna osoba wypełni u Ciebie ten brak,to prosta droga do uzależnienia....mąż jest miły,mi jest dobrze,mąż niemiły,już jestem nieszczęśliwa...........może być nam smutno, owszem.....ale z tego powodu np.chwiać swoim światopoglądem(wykrzykiwanie o rozwodzie)to już coś nie halo......kiedyś Ci odpowie:no to dobrze,ja też chce rozwodu,to kto składa pozew?i co wtedy zrobisz?

Anonymous - 2013-12-12, 21:47

faceci, piszcie wiecej. To bardzo ciekawe, co piszecie...
Anonymous - 2013-12-13, 07:45

Czy zajęcie się sobą ma sprawić, że kłamstwa będą bolały mniej? Czy to, że MonikaMaria nie będzie ich węszyć (mimo, że będą istniały) ma spowodować, że będzie udawać że ich nie ma?
Oczywiście macie rację, że ciągła podejrzliwość, pretensje i kontrolowanie nie przyniosą niczego dobrego. Awantury niczego nie zmienią.
Ja poniekąd rozumiem jak ona się czuje, bo mam podobną sytuację. Już dawno skończyłam z takimi zachowaniami o jakich panowie piszą, starałam się być taką żoną o jakiej piszecie, że powinna być. I co z tego? Mąż wrócił do kłamstwa, tylko trochę "mniejszego" (czyli niegroźnego?) i bardziej wyrafinowanego. Nawet ma komfortową sytuację - bo ja nie wypytuję, nie dociekam - czyli nie musi mi nic mówić (kłamać). A jak nie musi mówić, to nie kłamstwo, nie? Taka logika.
Oczywiście nie mam wpływu na jego postępowanie, ale na swoje - jak najbardziej mam. I mogę się nie godzić na to.

Anonymous - 2013-12-13, 10:09

ja_tez napisał/a:
Czy to, że MonikaMaria nie będzie ich węszyć (mimo, że będą istniały) ma spowodować, że będzie udawać że ich nie ma?


nie....ma nie węszyć,bo węszenie jest słabe....proste:jeśli dotychczasowe postępowanie Moniki nie przynosi żadnego efektu i nie chodzi mi o zachowanie męża MonikiMarii,bo na to ona nie ma wpływu i zresztą tego efektu też nie ma.......ale to zachowanie przecież nie przynosi efektu w postaci spokoju ducha,ulgi,nabierania sił,wzmacniania się duchowego i nie tylko,to po co to robić?jakiś rodzaj masochizmu,drapania rany,jakby to drapanie miało usunąć ranę...nie usunie przecież.........jeśli ktoś zna przypadek,że węsząca,kontrolująca,wypytująca,przesłuchująca żona spowodowala,że lepiej się czuła,zbudowało to w niej spokój i opanowanie,a mąż potulnie przeprosił i wrócił do normalnego życia-dajcie znać............bo inne postawy przynosza owoce,wystarczy poczytać świadectwa na tym forum,albo uważnie czytać niektórych forumowiczów,którzy wyszli z kryzysu....................

ja_tez napisał/a:
Czy zajęcie się sobą ma sprawić, że kłamstwa będą bolały mniej?


oczywiście,że tak.......nawet tu na forum mamy mnóstwo przypadków ludzi,którzy tak się wzmocnili, że chociaż mąż nie zmienił swojego zachowania,odczuwają zadowolenie z życia,coraz częściej czują się szczęśliwi....pomimo trosk......"zajęcie się sobą",to nie salsa....to praca nad sobą,żeby zacząć myślec o sobie pozytywnie,żeby się wzmacniać,żeby nie uzależniać swojego nastroju od innych,żeby nie być niczyim bluszczem,żeby być panem swojego życia,nastroju...........całkowicie smutku z życia nie wyeliminujemy......ale ze wszech miar.....niemądre jest samodzielne i własnoręcznie dokładanie sobie ciężarów i bierność w pracy nad sobą................................
pomyślmy: czy da się przeżyć życie bez zmartwień i smutków?nie.nikt,absolutnie nikt nie ma takiego życia........żyjemy wśród ludzi,wchodzimy w związki,płodzimy dzieci,kochamy,więc jesteśmy mocno narażeni na działania tych ludzi,wzajemne relacje..........nie żyjemy wśród aniołów,tylko wśród ludzi.....ułomnych i błądzących.......ten fakt trzeba przyjąć na klatę(ups,drogie Panie, na klatkę piersiową) i poszukać sposobu,by tak się wzmacniać,by takie zachowania nie raniły..........im mniejsze mam poczucie własnej wartości,im więcej mam kompleksów,traum,im gorsze dzieciństwo mam za sobą,im więcej kiepskich doświadczeń,porażek,im gorsze zdanie o sobie,tym silniej przeżywamy cudze zachowania.....rozwiązywanie problemów dorosłych ludzi nie polega na kontrolowaniu zachowania innych i awanturowania się,jesli ktoś zachowuje się nie tak, jak oczekujemy...........im częściej bedziemy okazywać swoją slabość,swoje niskie mniemanie o sobie,tym częściej odsłaniamy miękki "brzuszek jeża" i narażamy się na kolejne uderzenia..........a węszenie,sprawdzanie,sceny zazdrości,awantury są takim odsłanianiem swojego słabego punktu........i nie przynosi ż a d n y c h skutków...............pytanie więc: po co więc trwać w tej samej postawie latami i oczekiwać,że coś się zmieni??tak na zdrowy rozum...............ja też rozumiem MonikęMarię i co ztego wynika?to coś zmienia?właśnie dlatego,że rozumiem,mogę coś podpowiedzieć.....taj przecież nikt nie musi mnie czytać,słuchać,,może dalej robić po swojemu,w czym problem?pozdrawiam,szymon.

Anonymous - 2013-12-13, 10:53

Cytat:
Czy zajęcie się sobą ma sprawić, że kłamstwa będą bolały mniej?

oczywiście,że tak...

Ok, będą bolały mniej. Zajęcie się sobą, a nie cudzym zachowaniem też ok. Można to zrobić.
Mi jednak chodziło o taki kontekst: jak w takiej sytuacji budować bliskość, zaufanie?
Można w ogóle?? Gdy ta druga strona uważa że jest ok (bo w swoim mniemaniu jest, wszak małe kłamstwa to nie kłamstwa) - po tym jak zaufanie zostało wcześniej doszczętnie zniszczone. I na takim fundamencie chce COŚ budować, oczekując ode mnie tego samego... (oczywiście budowania a nie oszukiwania ;-) ) ??
Deklaracje są podparte czynami, a jakże (często bardzo efektownymi, z przytupem), a to co za plecami... uznaje się za nieszkodzące małżeństwu...
I nawet nie chodzi o to, CO TO jest, tylko że jest UKRYWANE. Skoro nic złego się nie robi, to z jakiego powodu się to ukrywa? No powiedzmy, że ze strachu przed konsekwencjami (gniewem żony itp.). Ale skoro facet, FACET nie chce (boi się?) przyjąć tego na klatę... a kobieta wszystko powinna?
Ja swoją lekcję zaczęłam pilnie odrabiać, kredyt zaufania dałam, ale zanim zalążki nowego zaufania zakwitły - zostały zdeptane :-( Bo człowiek, który ma szczytny cel "niesienie dobra ludziom" nie zauważa, ile zniszczeń czyni po drodze...

Anonymous - 2013-12-13, 11:07

ja_tez napisał/a:
Mi jednak chodziło o taki kontekst: jak w takiej sytuacji budować bliskość, zaufanie?
Można w ogóle?? Gdy ta druga strona uważa że jest ok (bo w swoim mniemaniu jest, wszak małe kłamstwa to nie kłamstwa) - po tym jak zaufanie zostało wcześniej doszczętnie zniszczone. I na takim fundamencie chce COŚ budować, oczekując ode mnie tego samego... (oczywiście budowania a nie oszukiwania ) ??


a wiesz....ja jestem przeciwnikiem utrzymywania jakiegoś stanu na siłę.....i nie chodzi mi o rozwód czy coś takiego......ale np. separację już tak, w takich sytuacjach,kiedy jedna z stron nagminnie łamie zasady współżycia w rodzinie..........bo z kim budować tę bliskość,skoro jedna osoba nie chce?woli kłamać,oszukiwać? wiem,że nie zawsze jest proste.....są dzieci,kwestie fiansowe,mieszkaniowe.......ale prędzej optowałbym za podejściem:nie zgadzam się na takie życie........boli mnie to,to,to i tamto......nie pogodzę się z tym i tym, nie tak miało być,kochanie,rób,co chcesz,ale ja się na takie życie nie pisałem........odcinam się......przyjdź do mnie,jak stwierdzisz,że jesteś gotowy na życie w uczciwości,wierności,to zapraszam....nie chcę byle jakiego życia,przykro mi.....i odcięcie się,nie ma innej możliwości,bo albo się zgadzam na życie w trójkącie,albo żyję sam(i tak przecież żyję sam,skoro małżonek ma gdzieś uczciwość wobec mnie)......................problem w tym, że wiele osób boi się być samotnymi...........strach przed samotnością jest tak wielki,że godzą się na wszystko.....a ponieważ puszczają im nerwy,więc dochodzi do awantur itd...........a strach przed samotnością będzie wtedy,kiedy nasze towarzystwo,nasze własne towarzystwo uznamy za niefajne,nie lubimy siebie,nie mamy o sobie wysokiego zdania.....
i jeszcze dodam,że udowodnione jest, że otoczenie odbiera nas najczęściej tak,jak sami siebie odbieramy......czyli nie szanują nas,bo sami siebie nie szanujemy,poniżają,bo się sami poniżamy,oszukują,bo łatwo wierzymy w obiecanki-cacanki,używają przemocy,bo nic z tym nie robimy,sądząc,że to był ostatni raz itd itd przykładów mozna możyć...............trzeba szukać rozwiązania.pozdrawiam serdecznie wszystkie wspaniałe Panie z tego forum.szymon.

Anonymous - 2013-12-13, 11:16

Dziękuję Szymon za Twe słowa. Jeśli chodzi o mnie, samotności się nie boję. Wiem jedynie, że to wielka odpowiedzialność. Jestem w stanie ją ponieść w momencie gdybym podjęła taką decyzję.
Ja chcę budować, mąż też (wierzę w to i widzę starania) tylko... no właśnie... dla mnie warunkiem niezbędnym do tego jest absolutna szczerość i uczciwość w tym do czego się zabraliśmy...

A tu mam dylemat (i bunt wewnętrzny) z drugim podejściem do "wyzwania". Bo jeśli zacznę, to po to, żeby doprowadzić do końca - nie podejmuję pochopnie takich kroków...

Anonymous - 2013-12-13, 14:11

Ja-tez, myślę, że Szymon odpowiedział już na większość wątpliwości. Piszesz, ze chcesz podjąć "wyzwania" i doprowadzić je do konca. Ta ksiązka nosi tytuł Miej odwgę kochać, jednak kluczem, do jej realizacji jest miłośc do samego siebie, to o czym pisał Szymon i jaj wczwśniej. Musisz wiedzieć, że stawianie granic takim zachowaniom wspołmałzonka, które są sprzeczne z Twimi wartosciami i Waszymi wczesniejszymi ustaleniami, też jest okazywaniem miłosci zarówno sobie jak i małzonkowi. Moze zanim zaczniesz na nowo przerabiac wyzwania przeczytaj sobie Granice w relacjach małżeńskich ( http://www.vocatio.com.pl...&product_id=292 ) i dopiero z ta wiedzą zacznij nad nimi pracować.

Pozdrawiam

Anonymous - 2013-12-13, 16:56

Wiec tak, zasmiecam temat Juanki, ale chyba mnie nie udusi...
Dostałam Mikołaja. Z butów wypadł mi tusz do rzęs, no niekoniecznie taki jak lubię, ale liczy się gest. I dostałam go nie wtedy jak suszyłam męzowi głowę, ale jak pogodziłam sie z brakiem prezentu.
Zeniu czytam Twoje posty, podobnie jak Twoje krasnobar i dochodzę do wniosku, ze madrzy jesteście. :-) Niby o tym wiem, niby rozumiem, niby stosuję... Ale ciągle chciałam zmieniac męża, nie siebie. A ja kurcze fajna jestem. taka jaka byłam kiedyś, nie ta maruda co teraz.
Samotności się nie boję. Nie o to mi chodzi.
Wiec z czystym sumieniem podjęłam na nowo wyzwanie. I dzień 1 się kończy, a ja dopełniłam go do tej pory całkowicie.

Anonymous - 2013-12-13, 18:41

pewnie,że fajna jesteś!i też jesteś mądra................nos do góry.....i aby nie opadał,kiedy przyjdą trudniejsze chwile....wzmacniaj się........masz moją modlitwę, pozdr.s.
Anonymous - 2013-12-13, 23:00

hihi Monika no problem! Ciesze sie, ze temat zyje! A jeszcze bardziej, ze ktos znow sie wzial za wyzwanie.

Tylko tak jakos kiedys mi przyszlo do glowy, ze brak w nim swiadectw osob, ktore podjely wyzwanie i to zmienilo ich malzenstwo na +, tzn. ze nie zmienili tylko siebie, ale i ich malzenstwo ozdrowialo i zyli dlugo i szczesliwie ;)
hmmm widocznie tak bywa tylko na filmach :roll:

Anonymous - 2013-12-14, 01:15

Mnie się wydaje, że z zadaniami ognioodpornego jest jak z modlitwą. Te 40 dni to początek tylko dawania miłości bezwarunkowej, bez względu na efekty, a czym to dawanie jest i co za nim idzie zalezy bardzo od prawdziwości w człowieku. I to jest głównym przekazem filmu, a nie wątki, fabuła i postawa życzeniowa jak coś ma wyglądać wg. nas i czego konkretnie oczekujemy.

A dlatego odnoszę do modlitwy, ponieważ często zdarza się , że ludzie tak traktują modlitwę. Odklepię coś i powinienem dostać to co sobie życzę aby było, bo odklepałem. A skoro odklepałem to czemu nie spełniają się moje zyczenia? ... Bo odklepałes...
Modlitwa to także: Bądz wola Twoja. To św Augustyna - módl się nie o to, aby Bog uczynił co ty chcesz, ale abys ty uczynił co Bog chce od Ciebie.

Ognioodporny to pozbywanie się własnego egoizmu, którego wszyscy mamy trochę za dużo, to zobaczenie drugiego, chociażby z wadami, ważniejszego niż my, to bycie ponad własne skrzywdzenie i logiczną ludzką rację. To praca nad sobą, bo nawet jak nam się wydaje, że jesteśmy tacy fajni, to wcale tak nie jest do końca. A 40 dni i codzienne zadania to uzmysłowienie, że w tym wszystkim musimy budować się co dzień, budować mimo przegranych, systematycznie i wytrwale.

Późniejsze zadania ognioodpornego, w filmie nie są opisane w żaden sposób z dnia na dzień. Słyszałam że jest książka które te zadania opisuje. Fakt - nie czytałam jej, ale myślę, że te zadania późniejsze to musimy w sobie do nich dojśc, w zależności od tego z czym się stykamy. Stykamy w nas, w drugim, w okolicznościach zewnętrzynych.

To uczenie się miłości, to także uświadomienie sobie czym miłość jest a czym nie jest. Bo jak okazywać miłośc, jeżeli do końca sobie nie uświadamiamy czym ona jest?
Polecam wykład w 9 odcinkach na youtube ks. Marka Dziewieckiego http://www.youtube.com/watch?v=aoxr7EI-KuU

Dla mnie "ognioodporny" był bardzo ważnym filmem, kiedy szłam swoją ciemną doliną. Można by powiedzieć , że realizowałam w jakimś sensie zeszycik 40 dni, ale tak jak widziałam to w swojej sytacji, wg głownego przekazu filmu, by uczyc się miłości bezwarunkowej i uczyć się ją okazywać każdego dnia.

Czy to dało efekt w moim życiu? Tak. Może nie taki jak oczekiwałam, może nie to co wtedy życzyłabym sobie, ale dużo piękniejszy.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group