Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - żona z krótkim stażem w głębokim kryzysie

Anonymous - 2013-12-05, 13:41

Nie odzywałam się kilka dni: czytam opinie na forum, próbuje zrozumieć, to co się dzieje: czy to chwilowy kryzys, czy tak już zawsze będzie. Podjęłam terapię indywidualna i tak wiele spraw mi się pootwierało: także z „mojego podwórka”, na którym jestem małą dziewczynka, która chce mieć „tatusia” (męża). Przepracowuje to wszystko w sobie. Stawiam małe kroki: nie zamęczam męża rozmową (on teraz co noc inicjuje rozmowę), skupiłam się bardziej na sobie – przestaje matkować mężowi, wczuwać się tylko w niego.

No i „odkrycie” dwóch wydarzeń tego tygodnia:
1. byliśmy z mężem na konferencji ks. Przemka „Kawa” Kaweckiego – wspaniały gość – który totalnie o naszych problemach mówił: o kryzysie ojcostwa: i nie chodzi o to, że tato był nie obecny w ich domu fizycznie, ale chodzi o to jaki obraz ma młody chłopak swojego ojca z domu, a to taki, że dorosły mężczyzny nie tworzył relacji z mamą, nie był czuły, nie był blisko. Kolejna rzecz, która mnie „rozwaliła” i męża sądzę też to niezrozumienie przysięgi małżeńskiej (a ponoć ją rozumiał podczas nauk przedmałżeńskich). Ważność węzła małżeńskiego może nie zaistnieć– jeśli dopuszcza się już przed ślubem, że się nie uda. To bardzo poruszyło mojego męża.
2. Drugie odkrycie: bardzo trudne i nie wiem co z nim zrobić, bo zrozumiałam, że...mam w domu Piotrusia Pana, który chce robić wszystko, na co ma ochotę, a zarazem nie chce ponosić żadnych tego konsekwencji. Ciągle słysze: chce spac spie, chce isc na impreze ide chce kupic motor kupuje, chce siedziec sam, siedze. W głowie: zabawa, koledzy, alkohol, kobiety, strojenie się, sukces. I nie wiem, czy kiedykolwiek te „pitoprusie” dorastają? Boję się, że po „chwili dobrze” obudzi się w nim znów poczucie, że coś mu odbieram, że musi sie dla mnie poświęcać rezygnując z „lekkiego”, beztroskiego podejścia do życia, które prowadził od 18 roku zycia. A ostatecznie boje się, że zmęczy się, znudzi i w końcu znów zacznie szukać chemii, ekscytacji w różnych sferach życia: również tych towarzyskich i intymnych.

Wczoraj przy kolejnych „rozmowach nocą” przyznał, że wie, że żle robi, że jest zły, że w ogole tyle zła w życiu już wyrządził, tyle osób zranił, że czeka go piekło. Martwi mnie ten Jego brak wiary w Boże Miłosierdzie. I on to wszystko wie, ale nie wie co z tym zrobić i czy coś chce z tym zrobić. Terapia na razie odpada: to taj jak z alkoholikiem – on musi sam chcieć. Tylko jak teraz żyć z tym wszystkim, z tymi uświadomionymi problemami. i finał wczorajszej rozmowy: Powiedział, że może czas świąt na niego jakoś wpłynie, ale to przecież nie atmosfera ma go zmienić. Nie wiem, boje się ze będzie chwile lepiej i znów wrócą te problemy. Zostaje czekanie?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group