Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - jestem winna ale przeszlości już nie zmienię

Anonymous - 2013-11-29, 14:31

Kenya, niech Ci pan Bóg błogosławi - otwierasz mi oczy na tyle spraw.....
.
Cytat:
Zauważ, że kiedy rano się budzisz pierwszą myślą jaka cię dosłownie atakuje jest myśl jakie poczucie nieszczęścia towarzyszy Twojemu życiu. Że większość czasu pochłania Ci mielenie myśli analizujących całą przeszłość, zwłaszcza co Tobie uczyniono. Zauważ ten mechanizm
- dokładnie tak, tyle że mielę ciągle to co ja sobie i mojej rodzinie uczyniłam, co nie zmienia faktu że dzień już jest z kategorii straconych.

Dziękuję ze poświęciłaś swój czas i opisałaś tak dokładnie jak wychodziłaś z tego stanu.
Już wiem, że zrobię wszystko, aby zbudować siebie od nowa - dla dzieci, męża, dla ludzi, dla siebie wreszcie.

Od jakiegoś czasu przeraża mnie to jak teraz żyję, ale przeświadczenie że jako NIKT tego nie dam rady udźwignąć było większe niż to przerażenie.

Wkradło się też podejrzenie że zawaliłam na całej linii, nie tylko małżeńskiej, tylko jeszcze nikt mi o tym nie powiedział. A stąd już prosta droga do poddania się kompulsywnym myślom, zniechęceniu, depresji i ogólnej niemocy.

Pokazałaś mi drogę. I niezależnie od efektów - muszę spróbować nią pójść, nawet jeśli to miałoby być dreptanie.

Dziękuję wszystkim którzy pokazują mi co robię źle, i co mogę zrobić inaczej. Po tylu latach dorosłego życia jestem bowiem teraz jak dziecko we mgle, niczego nie jestem pewna, szukam, szukam, szukam, wspieram się Waszymi słowami i przykładami.

A teraz pora przestać łkać i zacząć działać.

Anonymous - 2013-11-29, 15:20

Cieszę się aatko, że potrafisz dostrzec światełko w tunelu:)

Nie postrzegaj siebie w kategoriach osoby przegranej, nie nazywaj siebie NIKIM!
To co się zdarzyło i wciąż wydarza zmusza Cię tylko do pracy nad sobą, to lekcja od życia.
Mogę powiedzieć z całą stanowczością, że choć był to dla mnie dramatyczny okres, teraz widzę sens w przejściu przez to. Nie byłabym tym kim jestem teraz, gdyby to się nie wydarzyło.
Otrzymałam szlif od życia, nauczyło mnie to pokory ale też dystansu do życia i swoich oczekiwań.
Zrozmiałam, że okoliczności które towarzyszą mojemu życiu czy inni ludzie tak naprawdę nie świadczą o tym jakim jestem człowiekiem. Jestem kim jestem bez względu na to, czy coś mi się udało, czy odniosłam w rozumieniu ludzkim porażkę, czy ktoś mnie oszukał albo zawiódł. Czuję, że moja wartość jako człowieka powinna być constans. Jedyne za co jestem odpowiedzialna, to za swoją postawę wobec innych i siebie,na nią mam wpływ.
Pozbądź się poczucia winy, takie myślenie nie sprzyja niczemu pozytwnemu. ŻADNEGO OBWINIANIA!
To co się stało już się nie odstanie. Teraźniejszość jest najważniejsza. Niech przeszłość jej nie zakłóca, na to masz wpływ.
Nic co zrobiłaś i co Tobie zrobiono nie ma szansy Cię ranić jeśli Ty na to nie pozwolisz, jeśli nie uznasz że tak być może. To zawsze jest decyzja.

[quote]Teraz mam buziaka na "do widzenia" i "dzień dobry", jednego SMSa dziennie zaczynającego się od "cześć kochanie". Poza tym chłód i obcość. Każda rozmowa na ten temat kończy się kłótnią[/
quote]

Gdyby Twój mąż nie widział żadnych szans, nie miałabyś nawet tego. ;-)
Rozmów zaniechaj, wydobrzej Ty i jemu pozwól też. Nieraz, lepiej jest nie rozdrapywać ran i pozwolić im się zarosnąć.

Mój mąz kiedy byłam jedną wielką wściekłością i rozpaczą też unikał rozmów (teraz się nie dziwię wcale) ale dzwonił z pracy z troską w głosie i z pytaniem jak ja się czuję. Telefon dawał mu poczucie bezpieczeństwa i możliwość przerwania rozmowy kiedy uzna, że rozmowa znów idzie w niewłaściwym kierunku.
Tak więc aatko, ciesz się z buziaków i smsów.
Będzie dobrze!
Pozdrawiam :-)

Anonymous - 2013-12-07, 21:08

Witajcie ponownie.
Chciałabym podziękować ponownie wszystkim którzy odpowiadali na moje pytania i podtrzymywali mnie na duchu. Dzięki Waszemu wsparciu i modlitwie udało mi się przetrwać dziesięć dni nie poruszając wiadomego tematu z mężem. Dziesięć dni dla mnie to jakby miesiąc dla wytrwałych :lol:
Upadki w postaci czarnej rozpaczy niestety zaliczyłam, ale jakoś łatwiej było się z nich podnosić.
Mąż nadal odsunięty "na odległość kija" :-) ale jakby częściej zagląda do mnie do gabinetu kiedy pracuję, częściej rozpoczyna sam rozmowy, no i na pewno lepszy ma nastrój.
Nadal nie wiem czy to dobra oznaka - czy nie cieszy się że się przyzwyczajam do jego wizji życia obok siebie, ale wiem że moje rozmowy, namowy i prośby i tak do niczego nie doprowadzą, więc cóż mi pozostało.....
Zaczęłam się też modlić do Anioła Stróża mojego męża. Nie wiedziałam nawet ze taka modlitwa istnieje, a wywołuje we mnie bardzo dużo wspomnień, tych złych i tych dobrych, bardzo emocjonalnie na mnie działa, zawsze jednak napełnia nadzieją.
Mam do Was prośbę: jutro w godzinie Miłosierdzia wspomnijcie w modlitwie moją przyjaciółkę cierpiącą na chorobę nowotworową, bardzo proszę.
Pozdrawiam serdecznie.

Anonymous - 2013-12-08, 23:09

aatko cieszę się z Twojego pierwszego "sukcesu". Pojawił się lepszy nastrój, rozmowy chętniej inicjowane przez męża itd.
&
Cytat:
Nadal nie wiem czy to dobra oznaka - czy nie cieszy się że się przyzwyczajam do jego wizji życia obok siebie,.


Daj spokój aatko ;-) Już się zaczyna?
Dlaczego w ogóle oddajesz się takim rozważaniom? Znów umysł próbuje wciągnąć Cię w stare koleiny - bądź ostrożna!
Jeśli mąż zechce podzielić się, zrobi to w swoim czasie. Przypuszczam, że on sam jest narazie zdezorientowany i zachodzi w głowę zadając sobie pytanie - co ta moja aatka kombinuje, co ONA myśli, skąd ta zmiana?
Tak więc poczekaj, nie wyznaczaj sobie limitu czasu, skup się na sobie, wyjdź gdzieś, spędź czas ze znajomymi, odwiedź jakieś inspirujące miejsce, zrób coś dla siebie, coś co napełni Cię radością a później podziel się z mężęm tą radością. Kiedy zobaczy Cię spokojną, nie uwieszoną i nieuzależnioną emocjonalnie od niego, sam zapragnie Twojego towarzystwa.

Anonymous - 2013-12-10, 09:57

kenya napisał/a:
Kiedy zobaczy Cię spokojną, nie uwieszoną i nieuzależnioną emocjonalnie od niego, sam zapragnie Twojego towarzystwa.

To chyba najszczersza prawda. Moja walka trwa juz 2 rok. I wiele razy zapominałam o tej prostej prawdzie. A ona działa. Nie można robic z siebie ofiary, ani bluszcza. To jeszcze bardziej dopinguje oprawcę.

Anonymous - 2013-12-15, 12:43
Temat postu: jak to z tymi snami jest?
Pomogliście mi bardzo rozpocząć prawdziwą pracę nad sobą, więc nie ukrywam że liczę na dalszą pomoc ;-)
Otóż pojawił mi się taki "problemik"....
Kiedy całkiem niedawno byłam bardziej rozchwiana emocjonalnie niż (śmiem twierdzić) dzisiaj, dnie całe przepłakiwałam z przerwami na wycie, wówczas jeśli udało mi się zasnąć spałam w miarę spokojnie i bez snów. Po przebudzeniu dopadała mnie masakra i tak w kółko.
Teraz znacznie się wyciszyłam, potrafię się już uśmiechać, płaczę znacznie rzadziej, a kiedy dopadają mnie doły zaczynam się natychmiast modlić o spokój serca i z reguły go otrzymuję. Natomiast noce powoli zmieniają się w koszmar. Zasypiam bez większych problemów ale coraz częściej śnią mi się sny odzwierciedlające realistycznie to co tylekroć słyszałam z ust męża - że już nie kocha, że nie chce żyć w "tym kłamstwie" do końca życia itepe - oraz projekcje typu odchodzi, układa sobie życie z inną kobietą itd.
Wiecie w jakim stanie się budzę.....
Przepraszam że z takimi "śmiesznymi" problemami się do Was zwracam, ale może ktoś tak miał? Co pomogło? Mnie modlitwa na razie w tym temacie nie pomaga.
Pomaga natomiast w wielu innych problemach. Niedawno usłyszałam od męża słowa jakże odmienne od dotychczasowego twardego "nie chcę już niczego budować". Mianowicie "wiesz przecież że czasem człowiek mówi nie to co myśli" Niby nic, ale w ustach mojego męża, który bardzo nie lubi takiej "otwartości" w wyznaniach, to bardzo wiele.

Anonymous - 2013-12-15, 14:48

aatko super, ze wzielas sie na serio za prace nad soba, jak rowniez, ze maz delikatnie daje do zrozumienia, ze nie jest pewien co dalej, ze daje szanse. Dziekuj Bogu, ze w ogole rozmawiacie!!!!
Co do snow, to polecam albo jakies ziolowe srodki na sen, albo konkretna modlitwe do Twojego aniola stroza, by czuwal nad Twoimi snami, by nie byly negatywne, albo zebys w ogole nie snila!! Co noc taka modlitwa Z WIARA!!
Acha, a jak jeszcze bedziesz miec jakis sen z cyklu maz odchodzi, to nie zatrzymuj sie ani minuty na przypominanie sobie i analize tego, co Ci sie snilo. Od razu pros Boga, by skierowal Twe mysli na inny tor, np. konkretnie modlitwe w intencji glodujacych na swiecie, jak prosi papiez.

Anonymous - 2013-12-23, 19:49

Ciężko mi dzisiaj nieprawdopodobnie. Wciąż napływają wspomnienia jak to było rok temu..... Mąż niewiele pomagał w przygotowaniach do Świąt ponieważ pracował, ale wystarczyło ze po ciężkim dniu podszedł, objął, pocałował, przytulił i powiedział 'jak pięknie wszystko przygotowałaś,..... I znikło całe zmęczenie, i była radość ze Świąt i nadzieja na cudny wspólny czas.....
Dziś pomagał mi cały dzień, wysprzątał lepiej ode mnie, i co z tego, skoro obcy i daleki. Zadowolony i uśmiechnięty, wszak żona siedzi cicho i przestała domagać się uczuć..... Nie zmusza do przemyśleń, przyzwyczaja się.....
A ja zagryzam zęby i pokazuję radosną twarz. A w środku ból nie do zniesienia.
Modlę się, ale dziś nic nie pomaga.
Boję się że przestanę go kochać - zaczynam myśleć o nim jak o mścicielu, twardym i bezlitosnym, który zakpił sobie ze mnie przez cały rok, a z takim nie chcę żyć.
Nie wiem ile jeszcze zniosę.
Bardzo potrzebuję uczucia.
Czuję jak ucieka nadzieja, nie poznaję tych obojętnych oczu, tego obcego człowieka.
Mam żyć w kłamstwie? W tym żałosnym udawaniu? Nie umiem być silna. Próbowałam, nie wyszło.
Panie, pomóż.

Anonymous - 2013-12-23, 20:53

aatko, dlaczego nie potrafisz cieszyć się tym co masz?
Dlaczego sięgasz wstecz dokonując porównania i boleśnie umniejeszając teraźniejszości, choć chyba jesteś świadoma, że masz tylko tą chwilę do dyspozycji, nic więcej - przeszłość minęła bezpowrotnie.
Czy czas spędzony z mężem był bardziej owocny kiedy "zmuszałaś go do przemyśleń" niż teraz kiedy postanowiłaś być powściągliwa?
Wygląda na to, że czekanie Cię męczy, niecierpliwość sprawia, że gotuje się w Tobie, czas spędzony na wyciszeniu nie przynosi efektów jakie sobie zamierzyłaś...tzn. mąż nie zachowuje się tak jakbyś tego oczekiwała.
Zastanów się także dlaczego aż tak desperacko pragniesz się domagać tego co Twoim zdaniem należy Ci się?
Czy w takim myśleniu nie tkwi jakiś element niesamodzielności, nałogowego lgnięcia, całkowitego uzależniania swojej egzystencji od akceptacji męża, która MUSI być wyrażona w sposób w jaki sobie Ty zaplanowałaś?
I wreszcie co przyniesie postawa rozczeniowa? Nie kontrolujesz sytuacji - stąd ta panika.
Na nic aatko tłumienie emocji. Tego że w Tobie się gotuje nie da sie ukryć, nawet jeśli zachowujesz pozory, mąz to czuje i tylko czeka z niepokojem kiedy wybuchniesz.
Ale nie o niego tu chodzi tylko o Ciebie - dlaczego aż tak bardzo cierpisz, sobie zadaj to pytanie.

Anonymous - 2013-12-23, 21:16

Kenya,
najzwyczajniej w świecie brakuje mi UCZUCIA. Nie potrafię żyć bez miłości, nigdy nie potrafiłam. Nie umiałam jej okazywać tak jak mąż tego chciał (choć nie komunikował) ale była sensem życia.
I myślę że nigdy nie uda mi się zabić nadziei że ona jeszcze jest lub że się odrodzi, a nadzieja rodzi oczekiwania.
I choćbym nie wiem jak mocno je w sobie tłumiła, one zawsze mnie pokonają.
Z drugiej strony, te kilka miesięcy deptanych uczuć chyba zrobiło swoje.
Znów stoję przed pytaniem - czy tamte dwadzieścia lat było kłamstwem? Bo miłość nie kończy się z takich powodów jakie podał mój mąż, chyba że nie była prawdziwą miłością.
Wiem, cała moja praca nad sobą legła w gruzach.
Widocznie nie potrafię funkcjonować w lodówce.
Rani mnie jego "obojętna obecność".
Wiem, że jestem u progu zrobienia czegoś głupiego, jeszcze z tym walczę, ale sił znowu brak. Boję się, że "obojętne" święta mogą tylko przyspieszyć mój upadek.

Anonymous - 2013-12-23, 21:30

aatko - rozumiem.
Rzecz w tym, że teraz ON jest jaki jest. Póki co, nie masz mocy by go zmienić wg swojego planu. Zresztą zwykle nie udaje się nam zmienić nikogo poza samym sobą.
Nie możesz przewidzieć czy w końcu otrzymasz to na czym aż tak bardzo Ci zależy, a może nigdy tak się nie stanie....i co wtedy? Jak będziesz żyć?
A może ten chłód i dystans to jego sposób by się upewnić, że faktycznie darzysz go uczuciem, które mu tak w przeszłości dawkowałaś. Wariantów jest kilka.
Aatko, jestem pewna że na teraz to jest Twoje zadanie by uporać się ze swoimi "demonami".
Zauważ ile czasu zajmuje Ci analizowanie, rozmyślanie, pisanie scenariuszy, pogrążanie się w żalu, pławienie się w poczuciu winy - to zaprowadzi Cię na skraj załamania nerwowego. Aatko, wiem że czujesz się nieszczęśliwa ale uwierz mi, emocje które tworzysz w skutek myślenia nie oddają całej prawdy o rzeczywistości, raczej zabarwiaja ją negatywnie, bardzo tendencyjnie..taka jest natura zranionego ego. Wiem bo...przeszłam przez to. Teraz mówię, że nie warto.

Anonymous - 2013-12-23, 22:04

Największy problem w tym, że zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę.
I czas jakiś udawało się funkcjonować, zajęć mam sporo, staram się znów wspierać innych i czerpać z tego satysfakcję, budować sens życia. Ale zagłuszyć wnętrza nie potrafię, to że sobie radzę zawsze będzie udawaniem.
A ten świąteczny czas - uczuć, emocji, radości wreszcie - spowodował że wszystko powróciło w zwielokrotnionym nasileniu.
Pytasz jak będę żyć kiedy okaże się że będzie tak dalej, że nic się nie zmieni. Na dziś wiem tylko jedno - muszę próbować żyć dopóki dzieci się nie usamodzielnią. "Potem" na razie dla mnie nie istnieje, a gdybym o tym myślała to pewnie zabiłoby mnie to ponieważ podejrzewam że małżonek chce zostać w domu właśnie do tego czasu. Bo i po cóż dalej ciągnąć "tą fikcję"?
A na razie dystans przewidywań skróciłam do kilku nadchodzących godzin.
To dobrze - oczekiwania są wtedy mniejsze, ale i źle - łatwiej o szybkie, nieprzemyślane reakcje, decyzje itepe.
Dziękuję, że pospieszyłaś z pomocą. Obawiam się jednak że nic nie jest w stanie mi pomóc, skoro nawet modlitwa nie uspokaja.

Anonymous - 2013-12-24, 06:50

aatko, uszanuj wolność Twojego męża, on zupełnie inaczej myśli niż my, kobiety, nie przykładaj do tego swojej miary, powstrzymaj SWOJE pragnienia
to są pierwsze takie święta, wycisz się, nie wiesz, co będzie dalej
mąż dużo Ci pomógł, doceń to, chce być w domu, doceń to
musi wiele przemyśleć, coś w sobie odbudować, żalami i pretensjami nie skierujesz go na "dobry" tor...
spraw na święta, żeby w domu było MIŁO (od słowa miłość ;-) )
jestem w podobnej sytuacji i taki mam plan :-) oby Pan Bóg dał mi siłę...

Dobrych Świąt!

Anonymous - 2013-12-25, 15:13

Kenya, Blada - dziękuję Wam.
Dziękuję Bogu za Sychar, za to że jesteście i wspieracie gdy jestem na krawędzi i mam poczucie że za chwilę spadnę w coś z czego wrócić się nie da.

Przepraszam za moje "użalające się wpisy". Byłam bardzo blisko nieodwracalności.
Emocje mną rządzą, a że zawsze tak było, teraz jest wybitnie trudno nad nimi zapanować.

Swięta....

Mąż uśmiechnięty i zadowolony. Trywialnie mówiąc - tańczy sobie beztrosko na grobie naszej miłości. We mnie - przerażenie. Że pomagam mu ugruntować przekonanie iż "dałam sobie spokój" i że "tak też można żyć". Wszak miesiąc temu dałam mu czas do Świąt na podjęcie jakiejś decyzji, ponieważ nie wyobrażałam sobie że można ten piękny czas spędzić jak "z kolegą".

Ale wiecie co? Kiedyś to że odpuściłam odbierałabym jako kolejne upokorzenie. Dzisiaj takie ultimatum postrzegam jako czysta głupotę a rezygnację traktuję jako moje małe zwycięstwo nad niecierpliwością i chęcią sterowania naszym życiem. Może się mylę, czas pokaże.

Setki godzin spędzonych na modlitwie, na wysłuchiwaniu rekolekcji, konferencji i homilii pomagają mi spojrzeć na wiele spraw inaczej, choć bólu i cierpienia nie likwidują.

Bardzo lubię słuchać o. Szustaka, Wilki Dwa nieraz uratowały mnie przed nieprzespaną nocą kolejną wykańczającą rozmową.

Boli mnie to że mąż nie poszedł do spowiedzi i nie przystąpił dzisiaj do komunii. To drugie takie święta w ciągu ponad 20 lat. Nie wiem, czy już mu się udało zbagatelizować coś, co było jedną z najwyższych wartości w jego życiu, czy jeszcze zdaje sobie sprawę z tego że życie jakie mi narzuca jest grzechem i to go odstręcza od spowiedzi. Nie rozmawiam, nie pytam. Wiem że jeśli do niej przystąpi, to będzie znak, że chce budować na nowo.

Pozdrawiam ciepło wszystkich odrzuconych.

[ Dodano: 2014-01-04, 13:28 ]


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group