Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - jestem winna ale przeszlości już nie zmienię

Anonymous - 2013-11-23, 19:09
Temat postu: jestem winna ale przeszlości już nie zmienię
Wracam na forum po dwóch latach.
Tym razem nasz kryzys nadszedł równie niespodziewanie jak poprzednio. Boli dużo bardziej niż poprzednio. Wyniszcza mnie dzień po dniu, noc po nocy.
A byłam taka szczęśliwa.....
W skrócie: ja i tylko ja jestem wszystkiemu winna. Mój mąż był bardzo dobrym człowiekiem i kochał mnie szalenie. Dawał z siebie tyle, że w naszym małżeństwie niewiele miejsca zostawało dla mojego dawania. Więc było mi dobrze. On - dobry, pracowity, przystojny, choleryk i uparciuch ale wszystkie dziewczyny zazdrościły. Ja - inteligentna, empatyczna, lubiana, lecz emocjonalnie popaprana. On - zero przyjaciół, jedyne hobby - dom i samochód. Ja - różne zainteresowania, dzieci na pierwszym miejscu, dom - zepchnąć nudną robotę i tyle. Bardzo bałam się że kiedyś mnie opuści. Dlatego mimo gorących nocy w dzień nie pokazywałam jak bardzo kocham. Kiedy nadeszła depresja (efekt niedomagania organizmu jak stwierdził lekarz, nie o podłożu psychicznym) dodatkowo wzmożona wcześniejszym przekwitaniem - taki koktajl emocjonalny - wszystko mnie dołowało i drażniło. Zaczęłam unikać wspólnych nocy.
Mój mąż doszedł do dwóch wniosków: po pierwsze kogoś pewnie mam, po drugie on tak się starał, traktował jak księżniczkę 19 lat, a ja go odrzuciłam.
I znalazł sobie pocieszycielkę. Tak trochę na siłę, żeby mieć pretekst do odejścia. Bo, jak twierdził, bez tego by nie znalazł siły by odejść.
Kiedy mi o tym zakomunikował, wiadomo, rozpacz, ból, prosiłam, błagałam, bez echa. Na chwilę nawet wyrzuciłam z domu. Powrót po 4 tygodniach, zgodził się tylko "dla dzieci". Dążyłam do naszego pogodzenia nadal, ponieważ zrozumiałam swoje błędy choć wcześniej nie byłam ich świadoma - byłam pewna że jest ze mną szczęśliwy, że przejdę przez piekło menopauzy i wszystko się ułoży.
Po 3 miesiącach zerwał tamtą znajomość (matka 2 dzieci) również pod wpływem nalegań męża tamtej.
Wrócił do mnie.
Jakże byłam szczęśliwa!!!!! Choć od razu powiedział że takiej miłości jak miałam to już nie będę miała. Dla mnie najpiękniejsze były słowa: "nie potrafiłem przestać Cię kochać"! Postanowiłam już nigdy nie dopuścić do tego by czuł się niekochany.
Było cudownie przez rok. Potem zaczął się powolutku oddalać. Zaczęłam się bać. Potwornie. Dopytywać. Drążyć. Twierdził ze nic się nie dzieje, ale już nie przytulał tak często, nie patrzył z miłością. Kiedy w końcu rzucił że "nie wie co czuje", czułam się jakbym po raz drugi umierała. Od tej pory już było tylko gorzej, aż w końcu powiedział że wydaje mu się że już mnie nie kocha.
Ze nie potrafi zapomnieć.
Że budował, starał się i walczył 20 lat i przegrał.
Że jest już innym człowiekiem. Dodam, ze był bardzo dobrym katolikiem, lepszym niż ja. Teraz lekceważy wszystkie próby rozmów o Bogu i sakramencie małżeństwa.
Twierdzi że jest mu tak dobrze i że na razie możemy tak żyć.
Tak, to znaczy jak kolega z koleżanką?????
Strasznie mi brak jego czułego dotyku. Przytulenia. Miłości w oczach. Uśmiechu i zachwytu na mój widok. A jeszcze kilka miesięcy temu miałam to wszystko.....
Teraz mam buziaka na "do widzenia" i "dzień dobry", jednego SMSa dziennie zaczynającego się od "cześć kochanie". Poza tym chłód i obcość. Każda rozmowa na ten temat kończy się kłótnią. Na rekolekcje nie pojedzie, rozmowy na ten temat z nikim nie potrzebuje. Tekst "teraz taka święta jesteś?" boli jak rana.
Temat tamtej (czy innej) pani nie istnieje, to wiem na pewno. Ale na jak długo?
Ja wiem że to wszystko moja wina.
Próbowałam przyjmować to w kategorii pokuty. Ani odrobinę mniej nie boli.
Modlę się. Przeczytałam i wysłuchałam już chyba wszystkiego na Sycharze. Czasem pomaga ale na krótko. Nie mogę spać, jeść, pracować. Myślę o tym bez przerwy. Dlaczego? Po co? Boli.
Schudłam 5 kilo. Zestarzałam się.
W międzyczasie najbliższa przyjaciółka rozchorowała się. Nowotwór.
Kolejny ból.
Modlitwa pomaga o tyle że jeszcze żyję.
Powtarzam, wiem że to wszystko moja wina, ale przeszłości już nie zmienię, robiłam dużo żeby teraźniejszość była lepsza.
Nie potrafi zapomnieć.
Ja nie potrafię z tym żyć.
Pomóżcie.
Wspomnijcie w modlitwie, bo tylko Jezus może mi pomóc. Choć modląc się, mam wrażenie że jeśli chciałby pomóc mojemu mężowi to rzeczywiście uwolniłby go ode mnie.
Więc już sama nie wiem.
Pomóżcie.

Anonymous - 2013-11-23, 21:15

aatka napisał/a:
Teraz mam buziaka na "do widzenia" i "dzień dobry", jednego SMSa dziennie zaczynającego się od "cześć kochanie". Poza tym chłód i obcość. Każda rozmowa na ten temat kończy się kłótnią. Na rekolekcje nie pojedzie, rozmowy na ten temat z nikim nie potrzebuje. Tekst "teraz taka święta jesteś?" boli jak rana.

Twoja historia jest bardzo, bardzo przykra. Mam nadzieję, że mężowi to minie.
Wiesz, ja nie dostałam buziaka od męża od prawie roku. Boli? Boli, nawet nie wiesz jak bardzo. Ostatni sms ze słowem kochanie był kilka miesięcy temu. W lato. Boli... Bardzo boli. A obcosc i chłód... mam to codziennie. Co z tego, że przytuli raz na dzień, jak mu się przypomni, jak wiesz, że on już cię nie kocha. Te wyzwiska i przekleństwa....
Spróbuj postarac się bardziej. Teraz Ty się staraj...Ale prawdę mówiąc ja nie wiem, czy dobrze radzę, bo nie jestem szczęśliwa.

Anonymous - 2013-11-23, 21:47

Dziękuję że mnie wysłuchałaś/przeczytałaś.
Bardzo się boję że te SMSy to tylko takie "zatkanie buzi", udawanie że można tak żyć..... Że jest w miarę normalnie..... Nie czuję w tym spontaniczności, no może czasem.
Starałam się przez cały okres po powrocie męża, mówił że jest mu dobrze.... Nagle przestało być. Powiedział że to było nieprawdziwe.... Podczas gdy ja otworzyłam się chyba pierwszy raz w życiu, pokazałam uczucia, dobroć, miłość - uznałam że już nic gorszego w tym temacie nie może mnie spotkać więc mogę wyjść ze skorupy. Bardziej pomylić się nie mogłam.
Staram się nadal, choć jest we mnie tyle żalu i bólu.
Mam wrażenie że to donikąd nie prowadzi w kwestii naszego małżeństwa. Na szczęście czuję (czasem) że to rozwija mnie, że jestem coraz bliżej siebie dawnej, bliżej Boga. Bo jego też zaniedbałam - w końcu mąż był tu autorytetem, ja mu do pięt nie dorastałam więc się nawet nie starałam.....
Teraz odbudowuję swoją wiarę, mam nadzieję ze nie za póżno i że nie "handluję z Bogiem", choć na tym się łapię.....
W zasadzie chciałabym żeby się wyprowadził - mam nadzieję że wtedy poukładałby sobie priorytety, ale po poprzednim razie nie chcę ponownie narażać dzieci. One już swoje przeżyły i więcej ich nie narażę na taką huśtawkę emocjonalną.
Pozdrawiam wszystkich "niekochanych" i tych do których "nie wiadomo co się czuje".....

Anonymous - 2013-11-23, 23:28

Aatko kto wiele otrzymal, od tego wiele bedzie sie wymagac...
Otrzymalas wspanialy prezent od Boga w postaci meza, ktory kochal Cie miloscia bezinteresowna przez wiele lat. Sa ludzie, ktorym nie dane bylo tego przezyc nawet polowy lat, ktore Ty otrzymalas...
Masz racje, ze przeszlosci nie zmienisz, ale mozesz zmienic terazniejszosc.
Z tego co piszesz, to nie bardzo rozumiem, czego bys chciala od zycia, meza? Bo piszesz, ze moze lepiej, zeby odszedl?
Zapytaj samej siebie czy kochasz meza? Jesli tak, to nie pozostaje Ci nic innego niz prosic Boga o sily, pomoc w okazywaniu tej milosci mezowi. Dzien po dniu, tydzien po tygodniu tak jak on to robil, bezinteresownie.
I jeszcze jedno, piszesz, ze maz byl autorytetem w drodze do Boga, ze Ty sie nawet nie staralas, bo nie dorastalas mu do piet :shock: Moja droga Bog prowadzi kazdego z nas inna sciezka, nie mozesz myslec, ze nie dorastasz komus do piet!
Sprobuj prostej modlitwy: Boze dziekuje Ci, ze kochasz mnie taka, jaka jestem. Prosze prowadz mnie Twoja droga, bym nigdy z niej nie zboczyla. Naucz mnie, jak mam zyc, jak uswiecac sie jako ja, jako matka, jako zona.

Wspomne w modlitwie i prosze za mnie sie pomodl!

Anonymous - 2013-11-24, 00:02

......to trudne, nawet bardzo, ja też jeszcze czasami obwiniam się jak mam ogromnego doła o to wszystko że nie odwzajemniałam uczuc męża , że go odpychałam , że go odtącałam a teraz .............. za późno i co z tego że bardzo żałuję że nie byłam idealna jak nic się nie da zrobic .....jest mi źle :cry:

[ Dodano: 2013-11-24, 00:06 ]
on nie chce mi pozwolic na to bym mu pokazała jak bym chciała aby wyglądało nasze życie, on już na nic mi nie pozwalwa po postu go nie ma, dziś mam chyba ten gorszy dzień bo nie mogę sobie z tym poradzic :-(

[ Dodano: 2013-11-24, 00:18 ]
jest mi tak po ludzku źle i nic na to nie poradzę że nie radzę sobie z tym dzisiaj wczoraj, przedwczoraj i kila dni wcześniej było lepiej ze mną, a dziś tylko smutek i nic mnie nie cieszy :cry:

Anonymous - 2013-11-24, 00:25

........
Istota małżeństwa


Nierównowaga była
w tym dawaniu - braniu .
Jakieś to powierzchowne .
Skoro byłaś zamknięta , to gdzie tu była ta prawdziwa więź ?
On "zainwestował w księżniczkę" , nie w żonę ,
Ty w dzieci .
I wydaje mi się ,
że obie inwestycje niewiele mogą przynieść .

Dla mnie zbyt "przesłodzony" ten obraz męża , tej jego miłości .
Lekko mdli .
Bóg chyba powiedział "sprawdzam" ( was , waszą zdolność kochania )
no i wyszło średnio , dla obojga chyba .

Może i ostro piszę , mylę sie , ale tak widzę .

........... ale z linka zawsze można skorzystać , świeżutki :mrgreen:



____________________________________

Martusia
Mąż przysłonił Ci Świat cały .
Całą optymistyczną rzeczywistość - życia wiecznego
i szczęśliwego , Boga i jego miłości do Ciebie .
Mąż to tylko marny epizodyczny statysta
w filmie prawdziwego życia ,
a to "życie" choć zdaje się tak ważne ,
chwilą ledwie .

Anonymous - 2013-11-24, 00:28

robiłam porządki w papierach i co rusz to ............przypominałam sobie tyle tych wspaniałych chwil..........boje sę że to już nie wróci, ja nie wiem czy kiedyś bedzie normalnie .................. teraz to ja już tylko muszę dbac o siebie i dziewczynki bo nie chcę już kolejnych dołów!
Cały czas się podnoszę, po czym upadam ponownie, może lepiej by było żeby mój mąż się wyprowadził .......... :-(

[ Dodano: 2013-11-24, 00:46 ]
u mnie to było ...........teraz to widzę jak zrobiłąm sobie rachunek sumienia, od kilku lat tyle że ja nie tego widziałam - czy mój mąz mnie kochaL? ( tego nie wiem ponoc byłam miłościa jego życia ale się wypaliło?) ) czy nie?, zawsze sie o wszystko za bardzo martwiłam za bardzo przejmowałam się wszystkim i w tym tkwi mój największy błąd .....zamias zając się nami to ja dręczyłam się pierdołami ..........

Anonymous - 2013-11-24, 12:18

Dziękuję Wam za wszystkie słowa.
Zapytaj samej siebie czy kochasz meza? Jesli tak, to nie pozostaje Ci nic innego niz prosic Boga o sily, pomoc w okazywaniu tej milosci mezowi. Dzien po dniu, tydzien po tygodniu tak jak on to robil, bezinteresownie.
Juana, masz rację, zadaję sobie to pytanie codziennie i codziennie staram się okazywać mu tą miłość. To trochę jak walenie głową w mur, kiedy słyszę że on tego nie chce, ale wiem, że tak powinnam, że muszę i chcę. Wiem że miłość to postawa. I że jeśli któregoś dnia odpowiem sobie "nie", to nie będzie już nic.

Mare, Twoje słowa wcale nie są ostre.
Rzekłabym raczej - prawdziwe.
Gdybym nie żyła przez lata całe w uśpieniu, otoczona staraniami męża, przekonana że ja już nic w kwestiach relacji nie muszę robić, bo o wszystko dba moja druga połowa (nie mylić ze zwyczajnymi "życiowymi" obowiązkami, bo te wypełnialiśmy obydwoje, po partnersku) pewnie burzyłabym się i "nie rozumiała". Ja to wszystko teraz widzę, rozumiem - i doświadczam. Bardzo się boję że za późno.
Ponieważ do moich przewinień dochodzi jeszcze to iż mój mąż jest upartym człowiekiem. Przekonanym że on wszystko wie i robi lepiej. I nikt mu nie będzie radził jak żyć. Nie udało mu się stworzyć rodziny choć bardzo się starał więc niczego już nie będzie budował (jego słowa).
A ja wiem, że w naszej relacji od początku wiele trzeba było zmieniać i budować, że nie powinnam przyjmować jego zasad i wizji małżeństwa jako tych "lepszych" niż moje widzenie rodziny. Przyjęłam, tak mi było wygodniej.
Wiem też że póki życia starczy, można wszystko zmienić.
Tylko on już tego nie chce.
Więc zmieniam siebie, a jego to irytuje.
Więc pogrążam się jeszcze bardziej.

Martusiu - przytulam Cię do serducha, doskonale rozumiem co czujesz.

Spokojnej niedzieli.

Anonymous - 2013-11-24, 12:52

aatka napisał/a:
. Bardzo się boję że za późno


Witaj,
Odbudowanie na nowo relacji, to nie jest rzecz niemożliwa do zrobienia…
Tylko nie staraj się mieć wizji związku jaka byłą, tylko stwórz nową. Nie patrz na przeszłość, widzisz ją dziś inaczej, bo coś utraciłaś cennego czyli jak to widzisz dziś, utraciłaś męża czułość, zainteresowanie twoją osobą.

Ta relacja była i nie wróci, czy była dobra czy nie dla was obojga nie ma też znaczenia dziś. Była i jakoś w niej funkcjonowaliście, raz dobrze raz źle, ale nikt jej nie zmieniał do momentu kryzysu…
Dziś możecie razem ją na nowo odbudować. Możesz zacząć ty pierwsza, nawet nic nie mówiąc mężowi. Zacząć od siebie zmieniać coś, robić coś w tym kierunku.
Zacznij od zmiany swojego nastawienia. Poczucia winy. Jak już sama zauważyłaś sama do niczego dobrego nie prowadzi. Tracisz energie, dobre samopoczucie, chęć do życia. To sprawia, iż twoje ciało reaguje od razu na to. Zacięty wyraz twarzy, mimika dodaje zmarszczek, oczy smutne, zaczynasz tracić na wadze ale nie w taki korzystny sposób jak po treningu gdzie ciało się kształtuje poprzez ćwiczenia i lepsze dokrwienie organizmu. Patrzysz w lustro i widzisz starzejącą się osobę i odczuwasz jeszcze większy dół.

Nie tylko ty to widzisz…. Chcesz być atrakcyjną dla męża zrobić wszystko by znów ujrzeć ten błysk w oku męża na twój widok a tu jak na złość robimy wszystko tylko nie to co trzeba.
Zacznij od siebie, jaka byłaś kiedyś? 20,30 lat temu? Nie chodzi mi o wygląd zewnętrzny bo on się zmienia. Chodzi mi jaka byłaś wewnątrz siebie, jakie miałaś marzenia, ideały, zainteresowania? Z czasem wszystko odkładamy na bok, ważniejsza zawsze jest rodzina, dzieci, rutyna małżeństwa też sprawia, że mniej się staramy, odpuszczamy, robimy się leniwe pod tym względem. Kiedyś zawsze był czas dla siebie, później zmęczenie i zaczęłyśmy odpuszczać powoli nie widząc tego jak oddalamy się od siebie. W końcu nic się nie działo co by zapowiadało i pokazywało nam, iż nasza relacja małżeńska się zmienia na gorsze….

To jest możliwe, tylko odnajdź w sobie tą dziewczynę z młodości, z jej pasjami, błyskiem w oku, uśmiechniętą buzią a możliwe może być i na powrót zobaczenia zainteresowania męża tobą.
Pewnie z początku nie będzie łatwo zmieniać starych nawyków, pewnie nie od razu jest dobrze, bo na efekty trzeba czekać. Pamiętaj gdy znów dopadną cię wyrzuty sumienia, brak motywacji by dalej iść tą drogą…. Chyba, że masz inny fajny pomysł, który być może być nawet lepszy od tego co tu piszę… jeśli tak podziel się i działaj…tylko przestań się zamartwiać i obwiniać. Razem tą relacje tworzyliście kiedyś i razem ja popsuliście. Nie tylko ty!!! Jesteś winna. I nie chodzi tu o winę każdy z was robił co wtedy uważał za dobre, że to nie wyszło nie jest powodem do odczuwania winy, a do zrozumienia warto inaczej dziś, jutro, by było fajniej. Nikt nie da nam gwarancji, że znów robimy właściwie, i dobrze dla siebie obojga bo tego nikt tego nie wie ale daje nam możliwość uczenia się co złe, co można zmieniać na lepsze.

Powodzenia i ciesz się życiem jest piękne, żadnej minuty straconego dnia już nie odzyskacie, możecie tylko ty, razem tworzyć ją taką jaką chcesz by była w jakie czujesz się, czujecie szczęśliwi i spełnieni.

A i twoim, waszym atutem jest czas. Wbrew pozorom macie już odchowane dzieci i więcej czasu dla siebie. Ciężej wbrew pozorom jest młodym małżonkom, dzieci absorbują i biorą czas jaki można poświęcać dla siebie.

Anonymous - 2013-11-24, 14:03

Wiesz Bywalec twoje rady są jak zawsze bardzo mądre. Chyba sobie je pożyczę i wkleję na tapetę w komputerze. ;-)
Ja też mam dziś straszny dół. Jak zwykle spytałam się męża o 1 rzecz dotyczącą jego telefonu, a mianowicie co zrobił z drugim numerem koleżanki, która do niego dzwoniła i co sądzi o facecie, który zapisuje numer kobiety jako faceta. Tak, jest to kolejna koleżanka, przez którą się kłócimy. Ale była awantura...
Mąz w końcu stwierdził, że wzystko to moja wina i że na chwilę obecną jego ostateczna decyzja to ta, że mu na mnie nie zależy, że nie chce ze mną byc i ma mnie dośc, poparta kilkunastoma wyzwiskami. Powiedziałam, że ja to rozumiem jako ostatecznośc i że też już mam dośc. Ciągle go podejrzewam o romans z tą koleżanką, bo piszą ze sobą, on jej się żali, zawsze reaguje na jej wzmiankę wściekłością. Ostatnio mnie uderzył w tamtą sobotę. I wiecie co? Powodem było to, że spytałam się jego o sygnał bo ktoś mu puszczał. Wsciekl sie, wywiązała się wielka awantura a potem jak już nie mogłam znieśc jak mnie wyzywa i ja w końcu wrzasnęłam, podszedł do mnie i uderzył. I wiecie co? On napisał tej koleżance smsa że zrobił rzezc straszną i że się wstydzi, a mnie, swojej ofiary nawet nie przeprosił. I do tego ciągle zwalał winę na mnie.
Wiele starałam się poprawic w swoim zachowaniu, ale im bardziej byłam wyrozumiała i próbowałam byc dobra, miła, powstrzymywac się ciągle od pytań i komentarzy tym tak naprawdę było gorzej. Wystarczyło 1 zdanie, w którym sprzeciwiłam się meżowi i awantura gotowa. Jedno moje pytanie, jedna uwaga.... Według niego powinnam byc cicho, akceptowac go całego i byc gotowa na każde jego skinienie. ja nie mam prawa się przytulac, muszę czekac az zrobi to on. Nie mogę inicjowac zblizen, tylko czekac na niego, a i tak konczy się to analem, którego nie chcę. CZY CHCĘ CZY NIE NIE OBCHODZI GO WOGÓLE. Żadnych pieszczot, pocałunków nic... On traktuje mnie bardzo źle, a ja mam na to się godzic.
JUŻ NIE CHCĘ.
Niewinne pytania powoduj w nim wciekłośc, a to on zdradził mnie 2 lata temu i to on nie odbudował tego, bo zamiast naprawdę mnie przeprosic i zakończyc takie znajomości, a potem mnie wynagrodzic, to kłamał i rok pózniej kolejna koleżnka pojawiła się znowu.
Wiesz Bywalec, ja mysle, że zdecydowanie przekroczył moje granice. I TO WIELOKROTNIE

Przepraszam rozpisałam się w temacie Aatki. Ale Aatko, póki on traktuje Cię dobrze i wiesz, że nie ma osoby trzeciej, walcz o niego. Bo jeszcze warto.

Martusiu, rozumiem Twój ból. nawet nie wiesz jak bardzo. Ale ja już mam dośc mojego czekania na poprawę męża. Muszę zadbac sama o siebie i Ty zrób to również.

AATKO TRZYMAJ SIE I WALCZ!!!!!

Anonymous - 2013-11-24, 15:59

Moniko stop przemocy ,szukaj pomocy
Anonymous - 2013-11-24, 16:08

Mirakulum napisał/a:
Moniko stop przemocy ,szukaj pomocy

Tak Mirko już teraz to wiem. I wiem, że macie rację.

aatka napisał/a:
Wiem że miłość to postawa. I że jeśli któregoś dnia odpowiem sobie "nie", to nie będzie już nic.

Wierzę, że u Ciebie tak nie będzie i głową przebijesz mur.

Anonymous - 2013-11-24, 16:38

Aatka, MonikaMaria, Martusia chcialabym napisac cos pozytywnego, ale zyje w stanie niewazkosci miedzy chce a nie chce sie starac, wiec tak naprawde slow mi brak.
Przytulam Was mocno i modle sie o to, by Bog dal sile kazdej z nas by podniesc sie i zyc, zyc naprawde, a nie wegetowac. Zyc swoim zyciem, bez wzgledu na to, czy nasz maz jest obok czy nie. Byloby pieknie, gdyby byl i kochal. Ale skoro przyszlo nam uczyc sie zyc "razem ale osobno", skoro wszyscy powtarzaja nam, bysmy inwestowaly w siebie i relacje z Bogiem, to chyba nie mamy innego wyjscia, bo przynajmniej u mnie wszystko inne zawodzi.
Ja wiem, ze nie powinnam oczekiwac na zmiane meza, ale moje serce nie przestaje na to czekac... jak sprawic, by zrzucic z siebie to oczekiwanie na gest, na slowo? probuje od lat, ale nie umiem sie odciac...

Anonymous - 2013-11-24, 16:54

MonikaMaria3 napisał/a:
ja mysle, że zdecydowanie przekroczył moje granice.


a ja myślę, że ty Moniko sama pozwalasz na przekraczanie granic wciąż przesuwając jej granice... co by nie zrobił, jak by się nie zachował masz zawsze dla niego usprawiedliwienie, wybaczasz tak jakby nic sie nie stało... myślę, że i mąż twój tak sobie myśli - nic takiego nie zrobiłem, to przez nią tak się zachowałem tłumaczy się przed innymi byle tylko nie odczuwać odpowiedzialności. Zawsze znajdzie pocieszycieli bo do takich tylko skieruje swoje drogi i tam też je uzyska. A "opiekuńcze doradczynie" jeszcze ujrzą w tym zachwyt nad jego osobą. Dlaczego by miał tego nie robić ? chce poczuć się fajnie po tym co zrobił.
Pytanie tylko moje
- dlaczego ty przejmujesz się opinią kogoś tam, kto tym bardziej nie zna ciebie, lub sytuacje zna tylko z jednej strony?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group