Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Ratować miłość

Anonymous - 2013-11-22, 08:52

postaram obejrzeć polecone konferencje i wykłady dziękuję.
Co do innej osoby czuję że jest inna kobieta tylko nie wiem jak to daleko doszło (myślę że mnie nie zdradził fizycznie). Kocham męża i będę starała się ratować tą naszą miłości ale jak to zrobić?

Boga mam teraz w sercu i On mi bardzo pomaga w tym najtrudniejszym moim okresie i tj mam teraz szczęście że nie jestem sama i już nigdy nie będa sama.

Dziękuję że Was tutaj znalazłam. Przykre jest to że tyle nas jest :-( skrzywczonych przez mężów , których kochamy. Czy inne kobiety do których odchodzą są lepsze od nas? Dlaczego po latach małżeństwa mężowie stają się inni ? a tak było pięknie .

Anonymous - 2013-11-22, 09:03

Basia23, ratuj najpierw siebie, bo jak tu pisza tylko SILNY ratownik moze ratowac innych

nie pisz, ze jestesmy skrzywdzone przez mezow, bo oprocz tego ,ze jestesmy ofiarami nie raz zdarzalo sie nam pewnie wejsc w role KATA
ja sama wiem czym mojego meza skrzywdzilam, a najwieksza krzywda bylo to, ze zrobilam z niego bozka, pieknego, idealnego, prawie swietosc, a taki nie byl tylko ja go chcialam takiego widziec i za wszelka cene wpychalam go na pomik ku czci jego wielkosci............ mysle, ze to przyczynilo sie w wiekszej czesci do tego, ze zdradzil, odszedl i ma za nic mnie i dzieci
ale mnie to juz nie boli, sporo czasu musialo minac zanim przyjelam rzeczywistosc taka jaka ona jest, Tobie tez zycze jak najszybszego dojscia do rownowagi, zdystansowania sie i zadbania o siebie
spokoju i usmiechu Ci zycze..............

Anonymous - 2013-11-22, 09:34

Jestem na etapy pracy nad sobą ale są dni kiedy mnie z tej drogu mój mąż zatrzymuje tj. obraża ... słowa bardzo ranią.
katalotka czy dobrze zrozumiałam chwaliłaś męża ?
ps. mam podobny staż małżeński. Masz napiszne w trakce rozwodu , nie udało się uratować?

Anonymous - 2013-11-22, 09:42

nie chodzi o chwalenie tylko danie przyzwolenia na wszystko co robil, bo on przeciez taki nieomylny..... prawie swiety.....
ale to byla stworzona w mojej glowie iluzja, bo moj maz to bardzo zaburzony czlowiek, DDA, przemocowiec nieradzacy sobie ze soba

ja mam to szczescie, ze nie ma go kolo mnie, byl czas kiedy jego obecnosc bardzo mnie bolala, jego obojetnosc, kobieta do ktorej pisal i mowil slodkie slowka, teraz nawet jego obecnosc mnie nie boli - widze czlowieka, ktory przez 2 lata bardzo sie zmienil na niekorzysc - psychicznie i fizycznie, juz nie ma w nim tej bunczucznosci i agresji w stosunku do mnie, a moze to ja umiem sobie juz z tym radzic lepiej ??

czekam na wyrok rozwodowy 26.11 - czy to oznacza, ze nie udalo sie nic uratowac ?? uratowalam przede wszystkim siebie !! jestem wolna i niezalezna jednostka, szczesliwa i przyjmujaca codziennosc taka jaka jest, nie wiem co bedzie za chwile, za pare lat..... nie wiem czy maz nie zapuka do "nowej" zony, bo z tamtej "starej" zostalo malo co.......
nie wiem i nie chce wiedziec !! dzis TU I TERAZ jestem szczesliwa
pozdrawiam :mrgreen:

Anonymous - 2013-11-22, 09:51

Mój mąż jest dobrym człowiekiem myślę że inna kobieta, która ma na niego taki wpływ a on nie wiem jest słaby ? albo ja Jego nie znam z tej strony ps znów go tłumaczę .
Mąż mówi że chcialby że wróciło do niego uczucie do mnie i próbuje, ale nie wiem ile w tym prawdy ?

czeka mnie teraz trudny czas, Bóg jest ze mną i to przetrwam

Anonymous - 2013-11-22, 10:19

Basiu, jesteś na najlepszej drodze by obwiniać wszystkich innych o to że Twój mąż źle się zachowuje, tylko nie jego samego.
Nawet jeśli pojawiła się jakaś kobieta w życiu męża (co nie jest pewne) to i tak absolutnie NIC nie usprawiedliwia jego wrogości ani żadnych jego zachowań które Cię ranią.
Sama siebie oszukujesz i ulegasz temu złudzeniu.

Anonymous - 2013-11-22, 10:34

wiem że mąż nie odpowiedni się zachowuje ja już przestałam siebie i innych obwiniać o jego zachowanie. On powinien chcieć być ze mną zobaczymy mówi że chciałby powrotu uczucia do mnie daje mu czas i ratuję siebie żeby być jakość szczęśliwa ale jest trudno

dziękuję za wsparcie

Anonymous - 2013-11-22, 15:25

Basiu wspolczuje kryzysu. Mam nadzieje, ze go przetrwacie i wrocicie do siebie z nowa miloscia! Jak widac na tym forum, to nie jest niemozliwe!

Katalotka dziwnie sie czyta, ze po 22 latach malzenstwa, zyjac bez meza jestes szczesliwa...

Anonymous - 2013-11-22, 19:00

tak juana, wreszcie jestem szczesliwa !!
wisząc na mezu wiele lat zatraciłam siebie, stworzyłam sobie swiat iluzji i podlosci
dziś bez niego jestem szczesliwa, jeszcze 2 lata temu jakby mi to ktoś powiedział popukałabym się w czolo !!!
praca nad sobą, zakonczona terapia indywidualna ponad 2 letnia, praca na 12 krokach (tez ponad 2 letnia) otworzyla mi oczy i wreszcie zyje jak powinnam zyc poprzednie 20scia lat.....
Bogu dziekuje za kryzys, bo wreszcie jestem w tym miejscu, w którym powinnam być, otowrzylam oczy i uslyszalam co powinnam slyszec wiele lat temu

Anonymous - 2013-11-23, 00:10

katalotka72 napisał/a:
tak juana, wreszcie jestem szczesliwa !!
wisząc na mezu wiele lat zatraciłam siebie, stworzyłam sobie swiat iluzji i podlosci
dziś bez niego jestem szczesliwa, jeszcze 2 lata temu jakby mi to ktoś powiedział popukałabym się w czolo !!!
praca nad sobą, zakonczona terapia indywidualna ponad 2 letnia, praca na 12 krokach (tez ponad 2 letnia) otworzyla mi oczy i wreszcie zyje jak powinnam zyc poprzednie 20scia lat.....
Bogu dziekuje za kryzys, bo wreszcie jestem w tym miejscu, w którym powinnam być, otowrzylam oczy i uslyszalam co powinnam slyszec wiele lat temu


Chylę czoła przed ogromem pracy jaki włożyłaś w swoje uzdrowienie, myślę jednak
katalotko, że taki sam sukces można osiągnąć również z mężem u boku, jego przy okazji w miarę możliwości "ratując".
Bóg połączył nas z naszymi małżonkami po to abyśmy wzajemnie uczyli się miłości i pomagali sobie w tej nauce. Jednak aby móc miłość dawać, najpierw sami musimy być w pełni świadomi miłości Boga do nas i widzieć siebie Jego oczami. Ty już w dużej mierze to osiągnęłaś, może więc nadszedł już czas aby w miarę możliwości pomóc mężowi rozpoznać te Boża miłość do niego?
Wiesz w moim modlitewniku w rachunku sumienia(zaniedbania względem małżonka) jest takie jedno zdanie:

"Nie poczuwam się do odpowiedzialności za uświęcenie i zbawienie współmałżonka"

Ja również przechodzę drogę uzdrawiania siebie podobna do Twojej, mieszkam z mężem i jestem szczęśliwa i wdzięczna Bogu za to, że zachował nas od rozstania (a było już blisko). Ciesze się, że mogę na co dzień swoją miłością (mimo ciągłego kryzysu) pokazywać mężowi miłość Boga do niego. Jednak jest to już zupełnie inna miłość niż ta przed kryzysem.
Ja czuje się odpowiedzialna za uświęcenie i zbawienie moje go męża i staram się sprostać temu zadaniu.
A Ty?

[/b]

Anonymous - 2013-11-23, 01:23

Czy może ktoś mi wytłumaczyć jedną rzecz? Dlaczego na tym forum, pełnym pięknej miłości do bliźniego, piętnowane są osoby, który odważą się napisać, że są szczęśliwe, bez współmałżonka? Czy wyznacznikiem szczęścia jest małżonek, który jest z nami, choć jest to często związek toksyczny, związek w głębokim kryzysie, związek w którym dwoje ludzi żyje pod jednym dachem i ma chore relacje? Czy to jest szczęście? Czy Katalotka lub ja jesteśmy jakimiś kosmitkami, które są szczęśliwe bez mężów? Katalotka dopuszcza myśl, że jej mąż może kiedyś wróci, ja takiej myśli nie dopuszczam, bo tego nie chcę i jest to mój świadomy wybór. Wybaczyć można wszystko, ale zapomnieć się nie da, ja nie chce mieć powtórki z rozrywki. Kocham nadal mojego męża, ale to już jest zupełnie inna miłość, nie mająca kompletnie nic wspólnego z małżeństwem. Dla mnie mój mąż jest już zupełnie obcym człowiekiem, człowiekiem, który zbłądził, tyle że błądził przez ostatnie 20 lat swojego życia. Jest człowiekiem, którego mi szkoda, bo nawywijał w swoim życiu równo. Nie oznacza to jednak, że mu współczując, przygarnę go znów po swój dach, kiedy się wyszumi i przejdzie mu kryzys wieku średniego. Jest dorosłym człowiekiem i sam odpowiada za swoje czyny i ponosi konsekwencje swoich życiowych wyborów. Nie pozwolę sobie na kolejne depresje, na kolejne zawały, tylko dlatego, że moim obowiązkiem jest przyjąć go ponownie pod mój dach. Tyle tu piszecie o wolnej woli, którą dał nam Bóg. Mój mąż ma wolną wolę i wybrał życie z inną kobietą, ja mam wolną wolę i wybrałam życie bez mojego męża. Jestem sama, ale jestem szczęśliwą, samodzielną, samowystarczalną kobietą, która w końcu, choć ciut późno zaczęła się realizować życiowo. Dziś już nie boję się komorników, nie drżę czy będę miała za co kupić chleb, nie rwę włosów z głowy, że znów jest zadłużone mieszkanie. Czy mam to zamienić na kolejne lata życia w strachu? Nie, i jest to mój świadomy wybór, bo chcę żyć, bo mam jeszcze coś do zrobienia na tym świecie dobrego. Przyjmując mojego męża ponownie pod mój dach, świadomie skazuję się na śmierć. To byłoby moje samobójstwo.
Anonymous - 2013-11-23, 08:03

Przysłuchiwałam się wam uważnie i wiem, że każda z was ma swoje racje….. dołożę więc swoje kilka słów. Podobnie jak katalotka 77 i Olga1968 jestem szczęśliwa bez mężą….zniknął strach przed komornikami……w domu zapanował spokój……skończyły się wyzwiska i upokarzanie…..szantaże…..widok pijanego męża…… moja córeczka i ja jesteśmy bezpieczne…… dla kogoś, kto tego nie przeżył trudno to zrozumieć…… Jednak nie czekam na powrót męża z założonymi rękami ale inwestuje w siebie – rozwijam swoją relację z Bogiem i innymi ludźmi. Codziennie modlę się za mojego męża, ofiarowuję za niego nowenny, Komunię Święto…… pomimo tych krzywd, które mi wyrządził, chcę aby Bóg chronił go przed Nim samym…….pomagał znaleźć drogę do siebie….nie zostawiam go na „pastwę losu” bo wiem, że bez naszej modlitwy mojej i córki zniszczy sam siebie…..a ja go ciągle kocham i jeśli wolą Bożą nie jest abyśmy byli razem tu na ziemi, to chciałabym aby poszedł ze mną dalej…… nie odpuszczę zależy mi na jego zbawieniu. Czy nie boję się jego powrotu tu i teraz w moje spokojne poukładane życie…..boję i to bardzo ale zostawiam ten strach Bogu….bo wierzę, że jeśli Wolą Bożą będzie to, abyśmy byli razem – mój mąż wróci odmieniony, tak ja jestem odmieniona…..będziemy całkiem innymi ludźmi i będziemy budować od nowa i na najważniejszym fundamencie – BOGU
Basiu to ciężkie, trudne i bardzo bolesne mieszkać pod jednym dachem z kimś, kto tak nas traktuje i jest oziębły, ale jak to powiedziała Zenia dziękuj Bogu za to co masz tu i teraz, zachował Cię od rozstania….. zajmij się sobą…….a twoja zmiana a raczej przemiana zaowocuje….. Ja to mówią mądre głowy tu na forum możemy zmieniać tylko samych siebie….serce drugiego człowieka może przemienić tylko Bóg. Kiedy patrzę na swoje małżeństwo z perspektywy czasu z taką „ja” jaką byłam kiedyś, to trudno by mi było wytrzymać, cieszę się, że dzięki kryzysowi zdjęłam męża z nienależnego mu „piedestału” bo traktowanie go jak bóstwo zozzuchwaliło jego i jednocześnie zniszczyło mnie…..
A za mojego męża zawsze będę odpowiedzialna przed Bogiem i nigdy nie przestanie zależeć mi na nim i na jego zbawieniu….reszta w rękach Boga.
Basiu obejmuję Cię modlitwą…..to co trudne i bolesne, niewiadome i nieznane, wszystkie lęki i strachy…..ból i smutek…..powierz Bogu od doskonale zdejmuje ten ciężar z naszych barków……

Anonymous - 2013-11-23, 09:41

Olga1968 napisał/a:
Nie oznacza to jednak, że mu współczując, przygarnę go znów po swój dach, kiedy się wyszumi i przejdzie mu kryzys wieku średniego.


Czy bierzesz pod uwagę nawrócenie męża?

Jesli się nawróci nie będzie Cię przecież krzywdzić.

Nawrócenie polega na powrocie do Boga, a zresztą przecież w prawie kanonicznym istnieje SEPARACJA. Po coś Kościół przecież się do niej przychyla - w przypadku sytuacji skrajnych, przemocowych, sytuacji zagrażających zdrowiu duszy i ciała.

Anonymous - 2013-11-23, 10:01

Olga1968 napisał/a:
który odważą się napisać, że są szczęśliwe, bez współmałżonka? Czy wyznacznikiem szczęścia jest małżonek, który jest z nami


Nie moja droga, w żądnym razie wyznacznikiem naszego szczęścia nie jest druga osoba (nawet mąż). To czy jesteśmy szczęśliwi zależy dużej mierze od nas samych, od naszej pracy nad sobą, nad relacjami z Bogiem ze sobą i z innymi ludźmi. To jest pierwsza rzecz, która powinniśmy sobie uświadomić, że żaden człowiek na świeci nie może sprawić abyśmy byli szczęśliwi przez całe życie.
Nie chodzi o to, ze krytykuje katalotke za to, że jest szczęśliwa bez męża, ale chcę zwrócić uwagę na to, że stan ten można również osiągnąć będąc nawet w trudnym na ten czas związku. Nie mam tu oczywiscie na myśli sytuacji kiedy występuje przemoc, bo wtedy wskazane jest odizolowanie się od krzywdziciela.
Ja wypowiedź katalotki odebrałam jak powiedzenie Dopiero teraz, bez męża jestem szczęśliwa. Jest to mój subiektywny odbiór i ja z takim stwierdzeniem się nie zgadzam. Forum czyta wiele osób nie uczestniczących w rozmowie, będących na różnych etapach kryzysu (jednak z moich obserwacji wynika, że w większości na pierwszym jego etapie). Ktos, kto szuka pomocy i wsparcia może podobnie do mnie odebrać taka wypowiedź i otrzymać przekaz, że nie ma sensu ratować, bo dopiero bez współmałżonka będę szczęśliwy, a to nie jest prawdą.
Ponadto łącząc się z drugą osoba sakramentem małżeństwa zobowiązaliśmy się (z własnej woli) przed Bogiem do wypełnienia pewnych zobowiązań zawartych w przysiedzę,
zarówno w tych dobrych jak i w tych złych (kryzysowych) chwilach naszego małżeństwa. To w jaki sposób podejmiemy się wypełniać ową dana przez nas obietnice, zależy od tego w jakiej konkretnie sytuacji i w jakim stanie znajduje się nasz związek, jednak żadne postępowanie współmałżonka nie zwalnia nas z przysięgi.
Pięknie tę swoją obietnicę wypełnia mazia, w sposób jaki na tę chwilę jest możliwy dla ich związku.
Ja napisałam w jaki sposób ja staram się to robić, bo mój związek jest w takiej a nie innej sytuacji.
Każdy z nas mógłby tu opisać swój sposób wypełniania przysięgi, ale to, że powinniśmy to robić nie powinien nikogo na tym forum dziwić


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group