Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - on już nie kocha

Anonymous - 2013-12-03, 19:30

Filomena napisał/a:
A ja bym od razu przeszła do planu B


prawie dwa lata po rozstaniu, chwilę po rozwodzie,
mogę powiedzieć, że przeszłam i realizuję...

chcę, więc muszę ;-)

ale generalnie, im jestem starsza, tym mniej muszę a więcej mogę
więc ja zmieniam na:

1) mogę wyzdrowieć (u mnie był niezłoścliwy i jest ok ;-)
2) mogę dobrze wychować synka i robię wszystko co mogę
3) jestem (mimo mojego bólu i żalu) szczęśliwa

ps.
próbuję wybaczyć... i sobie i sakramentalnemu... - to tak żeby łatwiej było realizować 1,2 i 3
Dziękuję pewnej osobie, która mi o wybaczaniu przypomniała...

Anonymous - 2013-12-03, 19:44

AJA napisał/a:

no właśnie... nigdzie nie jest wprost w Biblii napisane, że porzucona kobieta musi zostać sama... jest tylko że cudzołoży ten, kto "ją bierze"...

.


Święty Paweł pisał:
"Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Małżonek również niech nie oddala się od żony" (1 Kor 7,l0-11).

"Kobieta zamężna na mocy Prawa związana jest ze swoim mężem, jak długo on żyje. Gdy jednak mąż umrze, traci nad nią moc prawo męża. Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od prawa, tak iż nie jest cudzołożnicą współżyjąc z innym mężczyzną" (RZ.7,2-3).

Anonymous - 2013-12-04, 08:23

Dziękuję Oaza.

oaza napisał/a:
na mocy Prawa

jaka jest definicja Prawo?

oaza napisał/a:
żona niech nie odchodzi od swego męża.

nie odeszłam, to on odszedł

Anonymous - 2013-12-04, 09:30

Ciekawe, że Prawosławie bazując na tym samym Piśmie Świętym
rozwody (oczywiście jako wyjątkowe sytuacje) dopuszcza i nie konstruuje takich karkołomnych figur jak "stwierdzenie nieważności małżenstwa"

Anonymous - 2013-12-04, 10:40

gogol napisał/a:
martusia_1970 napisał/a:
PLAN B

1. muszę wyzdrowieć, ale tak na 100%
2. muszę dobrze wychować dzieci
3. muszę być szczęśliwa


bardzo dobry plan ;-)
i podobny do mojego ;-)



A ja bym to zmieniła na
1.chce wyzdrowieć
2.chce dobrze wychować dzieci
3.chcę byc szczęśliwa.[/quote]

wczoraj o tym myślałam,
powinnam napisać
oczywiście że chce, chce,chce!!! :-)

Anonymous - 2013-12-04, 13:47

Aja! To wszystko nie jest łatwe ani przyjemne. Nie dziwię się, że się miotasz, buntujesz, kombinujesz. Zostałaś bardzo skrzywdzona, skrzywdzone jest Twoje dziecko. Zdrada i porzucenie to chyba jedna z najgorszych rzeczy jakie mogą przytrafić się w małżęństwie. To sztylet w samo serce, nic dziwnego, że ciężko sobie z tym poradzić. Bardzo współczuję Tobie i wszystkim osobom, które to spotkało. Moja sytuacja była dużo prostsza ( mąż nie odszedł), a i tak miotanie się zajęło mi około 5 lat, a zaufania nie jestem w stanie całkowicie odbudować. Niemniej jestem na zupełnie innej płaszczyźnie niż kiedyś i właśnie staram się realizować wdrażanie bezinteresownej miłości. To naprawdę uzdrawia i przemienia. Chyba nikt nie może powiedzieć, że już osiągnął wyżyny, natomiast same dążenia są już leczące.
"Nic w zamian" to rzeczywiście temat do dyskusji, choćby pokój ducha jest efektem ubocznym takiego postępowania ,pewnie trzeba by założyć nowy wątek. Aja, Grzegorz i wszyscy zainteresowani: może przesłuchacie konferencję ojca Szustaka, podała link maryniaa w wątku "wyzwanie"w "Odbudowie..." Wiele wyjaśnia.

Aja, swoją drogą to ja nie bardzo rozumiem dlaczego masz takie przeświadczenie, że związek z nową osoba byłby bezkryzysowy. To naprawdę rzadko się zdarza. Choćby na forum były opisy takich sytuacji. Jaka gwarancja, że nowy partner stanie na wysokości zadania i np zaakceptuje Twoje dziecko w pełni, że nie będzie Cię krzywdził w żaden sposób. Znam kobiety porzucone co najmniej dwa razy przez kolejnych partnerów, znam chłopca, który najpierw został porzucony przez ojca , potem przez ojczyma, teraz ma problemy w dorosłym życiu. Po prostu nie wiadomo , co będzie i czy warto ryzykować? Zwłaszcza , że na szali stawia się swoje życie wieczne i szczęście swoich dzieci.

Aja i inni kochani porzuceni, dacie radę , naprawdę. Dajcie sobie czas, każdy rzeczywiście w swoim czasie dochodzi do różnych wniosków, każdy ma swój czas przeżywania żałoby po małżeństwie i marzeniach, niemniej korzystajcie z tego czym się tu wszyscy dzielimy, na pewno będzie łatwiej.

Anonymous - 2013-12-04, 13:58

Kari napisał/a:
swoją drogą to ja nie bardzo rozumiem dlaczego masz takie przeświadczenie, że związek z nową osoba byłby bezkryzysowy.


nie, zupełnie nie mam tak, właśnie uważam coś innego, że wcale nie jest nam porzuconym (abstrahując od religuijnych motywów/grzechu) łatwo wchodzić w kolejne związki, że pozostaje ogromny strach, ból itd... że nowy związek nie rozwiązuje starych problemów... że owszem, jest łatwiej w codziennym życiu, wygodniej, milej... ale często te nowe związki są reakcją na porzucenie, sposobem na poprawę humoru, życia, dowartościowanie, nie wynikają z prawdziwych uczuć do nowego partnera (choć pewnie w niektórych przypadkach i tak jest), ale są niejako ciemną stroną odejścia partnera... a jeśli do tego dochodzi poczucie winy z powodu grzechu... to balast takie związku jest naprawdę duży...

Chciałam powiedzieć, że takie rozwiązanie wcale właśnie szczęścia nie gwarantuje.

Ja szukam i pytam... niestety ? a może na szczęście... teraz dla mnie jest taki czas...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group