Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - on już nie kocha

Anonymous - 2013-12-01, 03:09

Witajcie, Nula, a dlaczego napisalas, ze nie ufasz swojemu mezowi? Napisalas, ze podejrzewasz, ze kogos ma, ale sama juz nie wiesz, wiec tej pewnosci nie ma? Ja mam podobna sytuacje, moj maz tez stwierdzil, ze mnie juz nie kocha, ale nadal z nami mieszka. Tez mysle, czy go nie poprosic, aby sie wyprowadzil, bo moze to nim w koncu potrzasnie, ale sie boje, bo co jesli nie? Rozwalic cos jest latwo, ale odwrotu moze juz nie byc. Zapytalam o to zaufanie, bo sama teraz walcze z okropnym, wrecz obsesyjnym uczuciem zazdrosci. Spowodowane jest to jego odrzuceniem mnie, czuje sie niekochana, wiec nie jestem jego pewna. Moj maz przechodzi chyba jakis powazny kryzys samego siebie (ma 31 lat), stwierdzil nawet, ze 'czas mu ucieka'. Wiem tez, ze sam zle sie czuje z tym co, sie w nim dzieje, z tym, ze mnie juz nie kocha, ze jak mnie przytula to nic nie czuje. Albo miesza nim jakis szatan, dlatego modle sie za niego. I wlasnie u nas rozchodzi sie o to zaufanie. Wiele razy mowil, ze mu nie ufam, ale to skas tez sie wzielo. Zrobil kilka rzeczy potajemnie przede mna (niby nic wielkiego), ale ja zaczelam 'weszyc'. A jak juz powiedzial mi, ze nie jest pewien, czy mnie jeszcze kocha (teraz juz podobno nie kocha, ale nie mowi mi tego wprost, to ja zazwyczaj pytam, a on nie zaprzecza, widze, ze nie chce mnie az tak ranic mowiac mi wprost) to to zaufanie do niego poleglo calkowicie. Zawiodl mnie czlowiek, ktoremu najbardziej ufalam, ze nigdy mnie nie skrzywdzi, ze zawsze bedziemy razem, ze zawsze bedzie mnie kochal i spadlo to na mnie dosc nagle, bo choc nie bylo u nas za wesolo, to nie sadzilam, ze jest az tak zle! I ja bym bardzo chciala zaufac mu tak po prostu, tak jakby od zera, dac mu powiedzmy'kredyt zaufania', a nie ciagle podejrzewac, ze mnie oszuka lub zdradzi i zameczac i siebie i jego. Napisalas, ze nie mozesz byc z czlowiekiem, ktoremu nie ufasz i wlasnie dlatego pytam, czy masz jakies konkretne podstawy do tego, czy to moze tylko twoje (przepraszam za slowo) urojenia spowodowane jego odrzuceniem ciebie? U mnie chyba tak jest. Ja wyobrazam sobie, ze teraz moge sie po nim spodziewac wszystkiego. A on sie zarzeka, ze nigdy, nigdy mnie nie zdradzil. Jednego dnia wierze, jednego nie. Bo moze jednak warto zaufac, sprobowac, moze to wlasnie ty mozesz zrobic ten pierwszy krok naprzod? najpierw ty dasz cos od siebie, chociaz wiem bardzo dobrze, ze jest to bardzo, bardzo trudne.
Anonymous - 2013-12-01, 10:05

Dziewczyny u mnie było tak,że mój mąż na początku zeszłego roku oznajmił mi pewnego dnia,że mnie już nie kocha i nie chce ze mną być. Z jednej strony byłam załamana ale zaczęłam go prosić i przekonywać ,że przecież to nie możliwe ,to tylko chwilowe, i tak dalej, prawie się popłakalam. Od tego czasu wszystko wróciło do normy, tak mi się przynajmniej wydawało, były wczasy ,wyjazdy ,normalne życie, prezenty, mąż często przynosił mi kwiaty, Aż do czasu ,kiedy w lipcu tego roku odkryłam,że prowadził podwójne życie od co najmniej dwóch lat, czyli na długo przedtem, zanim powiedział mi, że mnie niekocha.....
Anonymous - 2013-12-01, 11:16

Bosonia - no to nas pocieszylas :(
Ja tez czasem wlasnie mam takie jakies przeczucie, ze takie cos nie dzieje sie bez przyczyny, ale z drugiej strony, chce wierzyc, ze Pan Bog nas uratuje, wiec takie przeczucia moga byc tylko podszeptami szatana. Wlasnie ostatnio podczas odmawiania NP najwiecej takich podszeptow zlego slysze i nie wytrzymuje i ide do meza i pytam i zadreczam pytaniami. A tych moich zadreczen nawet normalny na dluzsza mete by nie zniosl. Oj, ciezko jeest co w tej glowie mi siedzi, po prostu chce miec nadzieje, chce ufac Bogu i mocy sakramentu, w ktorym nas polaczyl.

Anonymous - 2013-12-01, 13:25

JustynaKlara napisał/a:

chce wierzyc, ze Pan Bog nas uratuje, wiec takie przeczucia moga byc tylko podszeptami szatana. Wlasnie ostatnio podczas odmawiania NP najwiecej takich podszeptow zlego slysze i nie wytrzymuje i ide do meza i pytam i zadreczam pytaniami.


Twój mąż i Ty macie wolną wolę, która kieruje Waszymi czynami.
Po co mieszać w tak przyziemne sprawy Boga i szatana ?

ps jeśli mąż mówi, że nie kocha, to chyba calkiem naturalne ze pytasz, rozmawiasz, drążysz..

Anonymous - 2013-12-01, 18:02

JustynaKlara napisał/a:
Witajcie, Nula, a dlaczego napisalas, ze nie ufasz swojemu mezowi? Napisalas, ze podejrzewasz, ze kogos ma, ale sama juz nie wiesz, wiec tej pewnosci nie ma? Ja mam podobna sytuacje, moj maz tez stwierdzil, ze mnie juz nie kocha, ale nadal z nami mieszka. Tez mysle, czy go nie poprosic, aby sie wyprowadzil, bo moze to nim w koncu potrzasnie, ale sie boje, bo co jesli nie? Rozwalic cos jest latwo, ale odwrotu moze juz nie byc. (...) Wiele razy mowil, ze mu nie ufam, ale to skas tez sie wzielo. Zrobil kilka rzeczy potajemnie przede mna (niby nic wielkiego), ale ja zaczelam 'weszyc'.(...) to to zaufanie do niego poleglo calkowicie. Zawiodl mnie czlowiek, ktoremu najbardziej ufalam, ze nigdy mnie nie skrzywdzi, ze zawsze bedziemy razem, ze zawsze bedzie mnie kochal (...) .


ja, gdybym mogła przeżyć ostatnie pół roku raz jeszcze, to nie wyrzuciłabym mojego męża z domu... ale to ja... tak jak napisałaś "rozwalić jest łatwo, ale odwrotu może już nie być"... mój mąż się wyprowadził i pomimo moich przeprosin i prośby (wielokrotnej), by wrócił, nie chce wrócić do domu...

a co do zaufania, to podobnie jak Ty, mój mąż okłamał mnie kilkakrotnie... tłumaczył mi, że nie chciał mnie denerwować, że to nie miało znaczenia, ale... odkąd to zrobił i zobaczyłam, że potrafi mnie okłamać, patrząc mi prosto w oczy... nie potrafię mu zaufać... to jest koszmarne :( nieustannie go podejrzewam o oszustwo, kłamstwo i zdradę... czasami zamęczam jego, ale głównie dręczę siebie... bardzo się staram myśleć, że nie mam wpływu na jego zachowanie, wybory i decyzje, że jak będzie chciał, to zdradzi, okłamie i NIE MAM NA TO WPŁYWU, ma wolną wolę... ale to takie trudne...

Anonymous - 2013-12-01, 23:11

grzegorz_ napisał/a:
JustynaKlara napisał/a:

chce wierzyc, ze Pan Bog nas uratuje, wiec takie przeczucia moga byc tylko podszeptami szatana. Wlasnie ostatnio podczas odmawiania NP najwiecej takich podszeptow zlego slysze i nie wytrzymuje i ide do meza i pytam i zadreczam pytaniami.


Twój mąż i Ty macie wolną wolę, która kieruje Waszymi czynami.
Po co mieszać w tak przyziemne sprawy Boga i szatana ?

ps jeśli mąż mówi, że nie kocha, to chyba calkiem naturalne ze pytasz, rozmawiasz, drążysz..


Grzegorzu, masz racje oboje mamy wolna wole, ja mialam na mysli, to, ze gdy sie modle i staram sie zawierzyc, zaufac Maryji i Bogu i wypelnia mnie spokoj i przekonananie, ze wszystko sie ulozy, zaczynam wierzyc w to, ze moj maz jest dobrym czlowiekiem, ze moze rzeczywiscie nie robi nic zlego, ze powinnam mu zaufac, ze jest teraz w kryzysie z samym soba, ze powinnam przy nim trwac, dac mu czas, nie naciskac, starac sie przetrwac, to wtedy nachodza mnie te mysli: no ale on przeciez zrobil tak, a powiedzial tak, napewno mial co innego na mysli, napewno nie jest ze mna szczery, a moze byl tam czy siam....i tym podobne. Wiem, napiszecie pewnie, ze moze ja mam problem ze soba - tak mam, jestem w bardzo kiepskim stanie psychicznym, nie jestem wystarczajaco silna, by to wszystko zniesc, jest mi coraz ciezej, coraz bardziej sie w tym wszystkim gubie i coraz bardziej zadreczam, dlatego szukam ukojenia dla siebie w postaci modlitwy i umocnienia wiary.

[ Dodano: 2013-12-01, 22:20 ]
Nula, nawet nie wiesz, jak bardzo cie rozumiem :( niestety. Ja tak bardzo bym chciala pokazac mu, ze nie on jest dla mnie najwazniejszy, ze nie jest pepkiem swiata, ale w tej chwili nie daje po prostu rady, im bardziej zdaje sobie sprawe z tego, ze moge go stracic, tym bardziej czuje, jakby byl dla mnie powietrzem bez ktorego nie bede mogla zyc. Wiem, ze to chore, ale po prostu tak czuje i strasznie sie boje.

Anonymous - 2013-12-02, 08:35

Nula napisał/a:
ja, gdybym mogła przeżyć ostatnie pół roku raz jeszcze, to nie wyrzuciłabym mojego męża z domu...

A ja po ostatnim roku, zastanawiam się czasem, czy właśnie nie powinnam tego zrobić...

Nula napisał/a:
co do zaufania, to podobnie jak Ty, mój mąż okłamał mnie kilkakrotnie... tłumaczył mi, że nie chciał mnie denerwować, że to nie miało znaczenia, ale... odkąd to zrobił i zobaczyłam, że potrafi mnie okłamać, patrząc mi prosto w oczy... nie potrafię mu zaufać...

Czy oni wszyscy mają jeden zestaw tłumaczeń? Co z tego, że próbuję zaufać, jak jednym (kolejnym) oszustwem to wszystko rujnuje? "Nic takiego" w tej sytuacji jest niestety głazem ku rozpadaniu się jedności :cry:

Anonymous - 2013-12-02, 09:01

ja_tez napisał/a:
A ja po ostatnim roku, zastanawiam się czasem, czy właśnie nie powinnam tego zrobić...


a ja już nie mam siły zastanawiać się, czy dobrze, że się wyprowadziłam,
bo z jednej strony może i on by został, a z drugiej może to on by się wyprowadził, a ja zostałabym z wielkim mieszkaniem, kredytem i 35 km od rodziców i siostry...

pamiętajmy, że to inne rozwiązanie wcale niczego nie gwarantowało... podejmowałyśmy decyzje, które uznawałyśmy za najlepsze, jakei WTEDY mogłyśmy podjąć

Anonymous - 2013-12-02, 09:10

I przyjmujemy (ja przyjmuję) wszystkie konsekwencje podjętych decyzji.
I mam wpływ na decyzje, jakie w przyszłości podejmę :->

Anonymous - 2013-12-02, 09:27

ja_tez napisał/a:
wszystkie konsekwencje


si ;-)
wszystkie konsekwencje wszystkich decyzji...

Anonymous - 2013-12-02, 17:56

o, tak, podejmuję decyzje... wielokrotnie pewnie błędne, ale... w momencie ich podejmowania wydają się najlepsze... mój mąż za to nie podejmuje decyzji... wygląda to tak, jakby się bał zrobić cokolwiek... on nie wie czy kocha... i tak, żyjemy rok... aż wreszcie ja nie wytrzymuję i decyduję...
Oj, już sama nie wiem co jest słuszne... a można tak żyć? On jest miły, pomaga, widuje się z dziećmi, nie odcina od pieniędzy, ale... nie daje siebie... wyprowadził się i prowadzi życie niemal kawalerskie... nie nosi obrączki, oficjalnie na różnych portalach jest jako samotny... a ty, kobieto sobie radź i rób co chcesz... :(

Anonymous - 2013-12-02, 20:19

Nula napisał/a:
mój mąż za to nie podejmuje decyzji...

tak jest wygodniej, bo brak decyzji = brak jej konsekwencji... i jest na kogo zwalić, jak się nie uda... ale "brak podejmowania decyzji" to także decyzja... decyzja moim zdaniem najgorsza, bo w życiu żałuje się tego, czego się nie zrobiło...

[ Dodano: 2013-12-02, 20:19 ]
Nula napisał/a:
mój mąż za to nie podejmuje decyzji...

tak jest wygodniej, bo brak decyzji = brak jej konsekwencji... i jest na kogo zwalić, jak się nie uda... ale "brak podejmowania decyzji" to także decyzja...

Anonymous - 2013-12-02, 22:06

JustynaKlara jakbym o sobie czytała. Mój mąz robi to samo, z tym, że drobna róznica on mnie zdradził i zdradza. Nie fizycznie, ale psychicznie. I to najbardziej boli. jest obok, a właściwie go nie ma, bo jest w pracy a i tak jakby go wogóle nie było. Ot polityka.
Anonymous - 2013-12-02, 22:17

jest we mnie strasznie dużo żalu i rozgoryczenia... dużo pretensji, złości i gniewu... na niego, że nie ratuje, że myśli inaczej, że się zmienił, że nie chce rozmawiać i się zamknął...

staram się zaufać Bogu, ale co to znaczy w konkretach???

staram się zająć sobą, dziećmi, ale... ciągle myślę o moim małżeństwie, o naszej porażce, ciągle czuję się odrzucona... to tak boli...

jak to możliwe, aby człowiek tak bardzo się zmienił?! mieliśmy te same wartości, modliliśmy się razem, wspieraliśmy... on tak długo był animatorem ruchu katolickiego... i co?! po kilku latach wszystko czym żył tyle lat wyparowało?! już nie ma potrzeby Boga? już nie potrzebuje sakramentów? już rodzina nie jest ważna?! co się stało? czy człowiek może się tak wyzbyć tego, w co wierzył?!
teraz wystarcza praca, pasja, mnóstwo znajomości i widywanie dzieci 2 x w tygodniu?
nic z tego nie rozumiem... ale jest we mnie tyle bólu i rozczarowania...
myślę nawet, że może go za mało poznałam przed ślubem, że gdybym wiedziała jaki on jest, to bym się nie zdecydowała na to małżeństwo...
czyli może popełniłam błąd... ale muszę ponieść konsekwencje... być do końca życia sama... :( jest we mnie niezgoda na to :( to taki rozdźwięk pomiędzy sercem a rozumem... pomiędzy tym, co mówi świat, a tym, co przekazuje Kościół... czy to wola Boża? czy to tożsame? czy to jest wybór pomiędzy życiem a śmiercią?

[ Dodano: 2013-12-02, 22:22 ]
MonikaMaria3 napisał/a:
on mnie zdradził i zdradza. Nie fizycznie, ale psychicznie. I to najbardziej boli. jest obok, a właściwie go nie ma, bo jest w pracy a i tak jakby go wogóle nie było.


też tak czuję i czułam... przez 2 lata czułam się zdradzana psychicznie... bo praca stała się najważniejszą wartością w życiu... praca, praca, praca... a dzieci, a ja?!
co się dzieje z tymi facetami? niedojrzali? mali chłopcy, którzy się znudzili małżeństwem? nieodpowiedzialni... oj, cisną mi się na usta niecenzuralne słowa... :(((


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group