Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - rozwód

Anonymous - 2013-11-14, 12:14

grzegorz_ napisał/a:
Lil,

Jak ktoś ma np 30 lat i się zarzeka (nawet na tym forum) , że do końca życia bedzie sam...to wierzysz w to?

Hmmm, ja w ogóle nie widzę sensu takiego zarzekania się. Po pierwsze to jesteśmy słabi i aby wytrwać w czystości trzeba prosić Pana o łaskę, nie sądzę byśmy sami z siebie byli w stanie to zrobić. A po drugie jeśli ufam Jezusowi, to wierzę w to, że nie po to mam ślub, by żyć bez męża do końca moich dni. Nie wyobrażam sobie nie mieć nadziei/wiary, że Pan przemieni mnie, mojego męża i nasze małżeństwo. I argumenty typu, że jak mąż nie będzie chciał, to Bóg nic nie zrobi też nie do końca mnie przekonują. Bo "to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą." (Flp 2, 13) i ja wierzę, że tak potrafi zorganizować okoliczności, byśmy jednak chcieli sie do niego zbliżyć ;-)

Anonymous - 2013-11-14, 15:54

Grzegorzu, nie obraź się ale kojarzysz mi się ze Smerfem Marudą :->

[ Dodano: 2013-11-14, 15:56 ]
Nie wyobrażam sobie nie mieć nadziei/wiary, że Pan przemieni mnie, mojego męża i nasze małżeństwo. I argumenty typu, że jak mąż nie będzie chciał, to Bóg nic nie zrobi też nie do końca mnie przekonują. Bo "to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą." (Flp 2, 13) i ja wierzę, że tak potrafi zorganizować okoliczności, byśmy jednak chcieli sie do niego zbliżyć.
Te słowa dają nadzieję ...

Anonymous - 2013-11-14, 15:57

Nie obrazam się:)
z tym marudzeniem bardzo pasuje do tego forum:)

Anonymous - 2013-11-14, 19:42

Grzegorz, przeczytaj świadectwo Marzeny - jest tam przykład co do różnicy między separacją a rozwodem, co sobie tam facet pomyślał i czym się to skończyło:
http://www.kryzys.org/vie...t=10059&start=0

Anonymous - 2013-11-14, 20:57

dla mnie taki rozwód kiedy jest możliwość separacji kojarzy się z chorym pacjentem, kiedyś przeczytałam coś podobnego :
pacjent od wielu lat jest leczony na nogę chwilowo bez wymiernych efektów, lekarz sugeruję całkowitą zmianę leczenia -przyjęcie zupełnie innego,nowego lekarstwa (separacja) twierdząc że wielu pomogło, ale potrzeba czasu, regularnego przyjmowania, cierpliwości, dobrego nastawienia bo jak wiadomo dobre nastawienie to pół sukcesu ;), a pacjent upiera się nad amputacją (rozwodem) twierdząc że nie ma czasu i cierpliwości na dalsze leczenie, woli radykalne środki
takie upieranie się przy rozwodzie jest dla mnie jak upieranie się przy amputacji, kiedy lekarz proponuje dalsze leczenie poparte sukcesami
może pomóc i uratować nogę, ale nie musi- czy było warto dalej leczyć? na to pytanie można będzie sobie odpowiedzieć z czasem
ja osobiście wybrałam separację sądową-3 lata temu prawie
i nie żałuję, mimo że radca też doradzał rozwód
myślę że gdybym wybrała rozwód kto wie czy nie byłam już w innym związku, bo dziś zgoda na rozwód, później zgoda na bliższą relację z kimś innym, a później zgoda na coś jeszcze innego.... taki łańcuszek złych rzeczy który tak niewinnie się zaczynał pod pozorem dobroci i niby korzyści

Anonymous - 2013-11-14, 23:34

Z tym, że w doktrynie prawnej, bo o prawnej separacji tu mowa, ścierają się poglądy co do tego, czy separacja znosi, czy nie znosi obowiązek wierności.

Zarówno w przypadku separacji, jak i rozwodu - trwanie w wierności jest naszą autonomiczną decyzją.

Nie powinno być tak, że osoba, która szczerze chce ratować sakramentalne małżeństwo zakłada, że separacja da jej bezpieczeństwo przed pokusą, a rozwód nie. Wydaje mi się, że tego typu rozumowanie oznacza, że tak naprawdę nie jesteśmy przekonani o sensowności trwania w wierności sakramentowi, więc potrzebujemy prawnego gorsetu.

Odnosząc się do problemu autorki wątku - jeżeli ona chce odseparować się od męża, a mąż nie prze do rozwodu, to niech faktycznie na początek spróbuje separacji. Będzie miała czyste sumienie jako katoliczka.

Wydaje mi się również, że przykład ze świadectwa Marzeny jest krańcowy, ponadto nie wiem, czy nie oparty o domysły co do przyczyny samobójstwa. Po co obciążać autorkę wątku dodatkowymi lękami?

Anonymous - 2013-11-16, 14:23

Dziękuję za liczne odpowiedzi.
Tylko jest jeszcze taki problem że ja mojego męża już nie kocham, teraz myślę że prawdopodobnie nigdy nie kochałam. Ulegałam mu prawie we wszystkim bo bałam się że zostanę sama. Ludzie będą mówić - stara panna, nikt jej nie chciał. Uświadamiam sobie że taki był powód zawarcia tego małżeństwa.
Mój mąż niedługo po ślubie powiedział mi, że ożenił się ze mną z litości bo nikt mnie nie chciał. Potem mówił że to był żart ale ja o tym pamiętam.
Jeszce przed ślubem powiedział mi że wstydzi się zemną iść po plaży nad morzem bo jestem gruba.
Coraz częściej przypominają mi się takie różne rzeczy i zastanawiam się jak mogłam tak się aż tak nie szanować żeby wejść w taki związek. Przecież zasługiwałam na coś lepszego a może wystarczyło tylko poczekać na odpowiedniego człowieka. Nie bać się ludzkich słów.
Odkąd uświadomiłam sobie że nie kocham mojego męża to nie mogłam już mu tego powiedzieć, ja zupełnie nie umiem kłamać. Ale bycie szczerym nie pomogło mi w niczym.
Ale nadal nie umiem kłamać a to chyba dobrze :-)

Anonymous - 2013-11-17, 01:33

Polecam książkę "Miłość i wojna " J.S Eldredge

i kazania ks Marka Dziewieckiego " Przysięga małżeńska i jej konsekwencje"

Anonymous - 2013-11-18, 11:31

Beata-zagubiona napisał/a:
Tylko jest jeszcze taki problem że ja mojego męża już nie kocham, teraz myślę że prawdopodobnie nigdy nie kochałam. Ulegałam mu prawie we wszystkim bo bałam się że zostanę sama. Ludzie będą mówić - stara panna, nikt jej nie chciał. Uświadamiam sobie że taki był powód zawarcia tego małżeństwa.
Mój mąż niedługo po ślubie powiedział mi, że ożenił się ze mną z litości bo nikt mnie nie chciał. Potem mówił że to był żart ale ja o tym pamiętam.
Jeszce przed ślubem powiedział mi że wstydzi się zemną iść po plaży nad morzem bo jestem gruba.
Coraz częściej przypominają mi się takie różne rzeczy i zastanawiam się jak mogłam tak się aż tak nie szanować żeby wejść w taki związek. Przecież zasługiwałam na coś lepszego a może wystarczyło tylko poczekać na odpowiedniego człowieka. Nie bać się ludzkich słów.
Odkąd uświadomiłam sobie że nie kocham mojego męża to nie mogłam już mu tego powiedzieć, ja zupełnie nie umiem kłamać. Ale bycie szczerym nie pomogło mi w niczym.
Ale nadal nie umiem kłamać a to chyba dobrze


Prawdopodobnie nie oznacza prawie, ani nie oznacza wcale,
"prawdopodobnie" jest dziwnym znakiem zapytania w myśl składania przysięgi: "ślubuję ci miłość, itd.." Co ślubowałaś więc?
Czy to nie było więc kłamstwo przy Ołtarzu? Powinnaś porozmawiać z księdzem, bo może w Twoim przypadku są przesłanki do nieważnie zawartego małżeństwa, zwłaszcza, że pisałaś o kontroli matki nad mężem. A może to Twoja niedojrzałość w miłości, nie wiem, nie mam pojęcia, zastanawiam się, ale radzę rozmowę z księdzem z sądu - raczej innego wyjścia nie masz, skoro chcesz rozwód. Poczekaj - bo to nie taka kolejność. W zasadzie to jest zawsze dziwna kolejność, która mnie zadziwia - najpierw rozwodzą się katolicy, zakładają nowe rodziny - drugie - a potem dopiero idą do sądu duchownego :shock: Nie zrozumiem tej kolejności. :!:

(tak, chodzi o katolików, bo takimi się okreslamy tu na forum tez)
Kolejność u katolika powinna inaczej wyglądać - w każdym przypadku.
Bo po co są separacje kościelne? Ten temat jest zagubiony całkowicie w publikacjach!
Może to droga pierwsza dla katolika? Fakt, pieniądze. Separacji nie przeprowadzamy za darmo - a skoro decyduje się ktoś na separację cywilną, to będzie to dwa razy kosztować i tu widzę ten sens dla ubogich ludzi, katolików (brak starania się o separację kościelną), którzy pragną najpierw uregulować sprawy prawne...

http://www.kryzys.org/vie...p=101112#101112
http://www.kryzys.org/vie...p=100584#100584

Anonymous - 2013-11-18, 17:21

Elżbieta napisał/a:
W zasadzie to jest zawsze dziwna kolejność, która mnie zadziwia - najpierw rozwodzą się katolicy, zakładają nowe rodziny - drugie - a potem dopiero idą do sądu duchownego Nie zrozumiem tej kolejności.

a to akurat chyba prosty mechanizm... stwierdzenie nieważności trwa długo i jest kosztowne (jeśli ktoś chce zwiekszyć swoje szanse wynajmując prawnika w tym się specjalizującego)...
zwykle nie robimy tego dla nikogo... tylko właśnie nowe życie jest powodem, dla którego chcemy posprzątać... rozwód często także jest po to, żeby układać sobie nowe życie, które zwykle zaczyna się dużo wcześniej...

myślę, że ludzie nie lubią odchodzić w prózni, nie chcą być sami,
i że te ludzkie a nie boskie przymioty człowieczeństwa tu, na ziemi często wygrywają....

Anonymous - 2013-11-19, 09:21

Napisałam:
- radzę rozmowę z księdzem z sądu - raczej innego wyjścia nie masz, skoro chcesz rozwód. Poczekaj - bo to nie ta kolejność.

przeczytaj najpierw
http://www.kryzys.org/vie...p=101112#101112
http://www.kryzys.org/vie...p=100584#100584

posłuchaj
http://www.youtube.com/wa...t17QSzl8bGpxm3X


decyzji nie podejmuj w emocjach.

Anonymous - 2013-11-24, 22:00

rozwod czy nie...........nikt radzic nie moze,alkocholizm jest choroba ktora prowadzic moze do smierci,jestem zona alkocholika wtej chwili malo pijacego,przemocowca ,z wlasnego doswiadczenia przemoc zglosilam na policji,on polecial na terapie,i ma isc do grupki osob stosujacych przemoc aby tylko........... ja jestem dumna czlonkinia AAL_ANONU ,granice i tylko granice ,na alkocholizm sie nie zgadzaj i na przemoc tez nie.Zasady twardej milosci kocham lecz nie udaje ze nie widze i nie akceptuje pewnych spraw.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group