Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak...by się udało.

Anonymous - 2013-11-12, 12:22
Temat postu: Jak...by się udało.
Cały czas zastanawiam się od czego zacząć pisać. Chyba od tego że od pół roku czytam was w każdej możliwej chwili. Jestem wdzięczna Bogu za to miejsce. Dzisiaj postanowiłam odważyć się napisać...
Małżenstwem jesteśmy od 5 lat. Na dniach spodziewam się narodzenia naszego 3 dziecka. Przed ślubem parą byliśmy niecałe 2 lata. Znaliśmy się wcześniej ale nigdy nas do siebie nie "ciągnęło". Oboje nawróciliśmy się do Boga będąc nastolatkami.
Na początku naszego wspólnego życia to ja miałam stałą prace i nas utrzymywałam. Mąż kończył studia i łapał małe zlecenia. Przy narodzeniu sie 1 dziecka to mąż musiał przejąc pałeczkę utrzymywania nas bo w trakcie ciąży firma w której pracowałam ogłosiła upadłość.
Niedługo po ślubie mąż jakby odpuścił sobie dbanie o nasze relacje. Za kase ze ślubu kupił oprogramowanie bez mojej zgody-konsultacji ze mną. Suma za pakiet była znaczna. A kiedy rozmawiałam z nim na temat tego czy mozemy gdzieś wyjechać razem uczcić fakt zawarcia małżeństwa...powiedział że nie ma mowy. Zamarłam. Jakbym dostała młotkiem w głowę... Czas spedzał na nauce programów graficznych co dziś przekłada się na kasę ale ....to nie wszystko. Ciąże miałam zagrożoną. Podczas ciaży miałam dziwne sny że mąż mnie zdradza. Najpierw była to zdrada pod wpływem alkocholu. 2gi sen to było coś takiego że ja zostałam wyrzucona z jego życia i on mieszkał z inną kobietą i to już była swiadoma jego decyzja. A w rzeczywistości było tak że w jakiejś tam naszej szczerej rozmowie wyznał mi że żałował decyzji ślubu ze mną. Że był czas kiedy patrzył na inne kobiety i żałował że już nie może ułożyć sobie źycia z inną....Przez całe nasze wspólne życie staram się być blisko Boga szczególnie w tych trudnych momentach. Przez jakiś czas na początku małżeństwa wspólnie się modliliśmy. Później kiedy maż musiał szybko dorosnąć i zmierzyć się z prawdziwym życiem otarł się o ...depresję. Przynajmniej tak mi się wydaje. Odsunął się ode mnie. Rozmawialiśmy półsłówkami. Komunikacja nigdy nie była naszą najmocniejszą stroną ale kiedy pojawiały się problemy i kiedy prosiłam go o wspólne przyjrzenie sie trudnym tematom nie było takiej moźliwości. Po kłótniach nigdy nie było chwili przy stole.Usiądź porozmawiajmy. Jest kłótnia,pozniej jej nie ma i jest normalnie. Dla niego mi trudno było się po takich momentach otrzasnac. Maż nigdy nie przepraszał. Mnie taki stan nie zadowalał i od początku prosiłam go o rozważenie terapi małżeńskiej bo na takich "zasadach" nic dobrego nie zbudujemy. Nie zgodził się. Mielismy etap mieszkania katem u jego rodzicow. Niestety mimo ze na zewnatrz sa "fajnymi" ludzmi, wewnatrz to totalnie toksyczna relacja. I w tym roku zauwazylam ze niestety powielamy ich zachowania. Mimo mojej wewnetrznej walki. Maz uwaza ze to ze traktuje mnie jak jego ojciec jego matke to normalne... Potrafi wydzierac sie na mnie na ulicy-upokarzajac, miec pretensje...ktore z calym szacunkiem mozna rozwiazac w domu. W domu z kolei epitety ktore ciezko wymazac z serca. Przyczepianie sie o drobiazgi. Maz rzuca skarpetki gdzie popadnie. Nie uslyszal ode mnie pretensji. Zwracam mu uwage ze podloga to nie ich miejsce. On jezeli zostawie noz do krojenia chleba nieumyty potrafi sie na mnie wydzierac dobre kilka minut.Tak ze slysza to sasiedzi z bloku. Nieświadomie uciekłam w opieke nad dziećmi. Nieswiadomie bo dopiero niedawno zrozumialam ze zanedbałam go jako meza. Wieczory zaczelismy szybko spedzac osobno ( w jednym domu) i tak zostalo. On uciekł w pracę. Jest cholerykiem. W odwecie potrafił podrzeć moje książki. Niszczyć moje rzeczy. Mowic : to w takim razie utrzymuj sie sama. Pokazywać drzwi. "To teraz się wyprowadź". Bliższe relacje z facetami urywa jeżeli ktoś odważy się skrytykować jego myślenie/decyze/zachowanie.... Na dzień dzisiejszy to ja walcze z depresją, na każdą rozmowe o separacje zamyka mi drzwi przed nosem bo o takich rzeczach nie bedzie rozmawial. O opiece nad dziecmi rowniez nie potrafi nic powiedziec jak tylko ze bedzie wlaczyl zeby mi je odebrac jak sie odwaze na odejscie od niego... Mimo bólu jaki mi zadał nigdy we mnie nie zakiełkowała myśl żeby mu dzieci odebrać, ojcem jest fajnym ale zupełnie nie szanuje mnie jako kobiete, żonę. Nie potrafi...
Jezeli mu cos nie pasuje...trace kontakt z ludzmi. Odbiera mozliwosc korzystania z internetu, potrafi zabrac "moj" telefon. Mimo tego ze jestesmy malzenstwem mieszkanie jest "jego" bo za nie placi, komputery bo je kupil i wszystko inne itp itd... :( po Takich dniach kiedy czuje sie juz totalnie upokorzona i zaszczuta odwraca sie o 180 stopni i potrafi byc mily, normalny...Kiedy ostatnio poczulam sie pod sciana i zaczelam wykrzykiwac juz ze takiego zycia nie zniose i chce rozwodu jakby sie obudzil i twierdzi ze mnie kocha...traktujac mnie tak samo jak zawsze. Po naszych "powaznych" rozmowach zawsze bylo tak ze moim warunkiem(dla niego) bycia razem jest nasza wspolna albo indywidualna terapia...do dzis tematu nie ma, a do meza z ksiazka podejsc nie moge bo nie lubi czytac.... W miedzyczasie od wielu znajomych, wierzacych slyszalam ze musze od niego odejsc, ze nie potrfie wyjsc z roli ofiary. Trudno zyci i byc radosnym pelnym energi kiedy twoje malzenstwo sie rozpada. Na palcu jednej reki mage policzyc tych ktorzy sie modla zeby nam sie udalo. Maz odszedl od Boga. Nie modli sie. Nie jest tak jak kiedys ze chcial stawiac go na pierwszym miejscu...Nie chodzi do Kościoła. Bo praca, bo chce odpocząć. Z dziećmi modle sie ja i uświadamiam mu fakt ze dla naszej najstarszej corki jest juz to wazne... Proszę o modlitwę...

Anonymous - 2013-11-12, 13:39

Lu napisał/a:
W miedzyczasie od wielu znajomych, wierzacych slyszalam ze musze od niego odejsc, ze nie potrfie wyjsc z roli ofiary.


mi też wydawało się iż nie będę mogła nigdy wyjść z roli "ofiary" ........... z sycharkami jestem od 2010 r. ............... dobrze że tu trafiłaś to kopalnia wiedzy..........
rozumiem ze nie jest Ci lekko ale mimo wszystko nie rezygnuj z małżeństwa
jeżeli mąż nie chce iść na terapię to powinnaś iść sama , zadbać o siebie.......
zmiany zacząć od siebie .............na to co robi mąż nie masz wpływu, ale masz wpływ na własne postępowanie......... zrób "COŚ" dla siebie
życzę Ci Pogody Ducha ............. jeżeli masz ochotę to pisz do mnie na priw

Anonymous - 2013-11-12, 14:07

Droga Lu, wyobrażam sobie jak trudna to dla Ciebie sytuacja, jak podle musisz się czuć zwłaszcza że masz malutkie dzieci i oczekujesz następnego nie mając żadnego wsparcia od męża i na dodatek ani krzty poczucia bezpieczeństwa z jego strony.
Jego zachowanie jest karygodne najkrócej rzecz ujmując, nieludzkie wprost.
Owszem, wzorce wyniesione z domu rodzinnego męża automatycznie przekładają się na jego zachowanie, ale z drugiej strony byle jakie to usprawiedliwienie, przecież to dorosły mężczyzna, ojciec dzieci zatem należałoby oczekiwać zupełnie innej postawy.
Wygląda na to że mąż wtrącił Cię w rolę ofiary ale Ty Lu na to pozwoliłaś i dobrze byś była tego świadoma.
Wszelkie zachowania wyrażające się presją psychiczną, ograniczaniem dostępu do mediów, zabieraniem telefonu, odgrażaniem się że zabierze Ci dzieci są typową postawą przemocowca przyporządkowaną do osobowości zaburzonej, jak zaburzonej - tylko profesjonalista może to określić.
Piszesz, że w rodzinie męża funkcjonują toksyczne relacje, zatem pytanie do Ciebie - jakie relacje panują w Twojej rodzinie?
Bardzo często jest tak, że "wybieramy" partnerów, którzy fundują nam podobne emocje, jakie mieliśmy w swoich relacjach z najbliższymi. Oczywiście nie jest to wybór w pełni świadomy, raczej podświadomy, ponieważ nikt przecież świadomie nie wybiera trudności.

Czy masz Lu jakiekolwiek wsparcie ze strony Twojej rodziny?

Nie sądzę, żeby stosując prośbę by poddać się wspólnej terapii dotarły do niego jakiekolwiek argumenty na tym etapie. Najpierw trzeba sobie zdać sprawę, że jest się przyczyną problemu, on widać nie rozumie tego.
Obawiam się, że Twoj mąż potrzebuje jakiegoś "wstrząsu" na początek.
Dobrze by było także byś wsparła samą siebie najpierw profesjonalną terapią, jak to jednak zrobić kiedy przed Tobą poród i opieka nad dziećmi.
Potrzebujesz Lu kogoś kto da Ci wsparcie moralne, napełni siłą i odciąży w obowiązkach.
Najpierw sam siebie powinnaś wzmocnić i zrozumiec pewne mechanizmy które funkcjonują w Waszych relacjach.
Pozdrawiam :-)

Anonymous - 2013-11-12, 14:08

dzieki za odpowiedz Karolina 12...teraz juz jestem zdeterminowana. Stopuje mnie tylko moj stan fizyczny. Kazda ciaza na podtrzymaniu ...:( ale juz niedlugo, juz za chwile... Ten krzyk to byla desperacja. Ale co dzien wewnetrznie pragne kochac swojego meza, miec pragnienie poznawania go... bo jak sie znac kiedy sie od lat zyje obok? tak naprawdę... I uczę się go kochać na nowo, pomimo....tego ze ogien prawie zgasl przydeptany naszymi poblemami....

[ Dodano: 2013-11-12, 14:22 ]
@Kenya...

z rozbitej. najkrocej.
niestety wiem ze wybieramy sobie partnera pod przeszlosc jaka mamy. Mimo wszystko mialam nadzieje ze u nas tak sie nie stanie...naiwnosc...

moi rodzice rozstali sie jak mialam 6 lat.
ojciec jest alkocholikiem. kiedys byl artysta. tanczyl w balecie. alkochol, podroze po swiecie i kobiety...
mama miala dosc i wyprowadzila sie z nami, akurat ulozylo sie tak ze do mieszkania jej siostry...
moja mama wychowala sie w domu dziecka...żyła sama dopóki my nie ułoźyłyśmy sobie życia...
normalnych wzorcow na codzien nie mialam...

no i niestety nigdy nie poszlam na terapie, co wiem ze bardzo by mi pomoglo...
nawet po silnej depresji, leki, weszlam w zwiazek, stwierdzilam teraz juz mi lekow nie potrzeba, pozniej poznałam Boga, Jezusa nawrócilam sie, skonczylam szkołe zaczełam pracować...żyłam "sama" do poznania męża.

no a teraz fakt mam rękę w nocniku...

Anonymous - 2013-11-12, 19:38

Lu napisał/a:
bo jak sie znac kiedy sie od lat zyje obok? tak naprawdę... I uczę się go kochać na nowo,


Lu ja żyłam obok mojego męża prawie 7 lat......... kiedy tu na forum ktoś mi mówił abym zaczęła od siebie , abym siebie zmieniała bardzo się buntowałam .........dlaczego ja mam się zmieniać? , przecież to mój mąż się nade mną znęca , niech On się zmieni , nie ja......... nic bardziej mylnego ........... byłam tak pogrążona w moim bólu że nie widziałam i nie chciałam widzieć nic wokół mnie.............. wiedziałam jednak że tak dalej żyć nie mogę i nie chcę ............. w końcu doszłam do wniosku że spróbuję........ a co mi tam.....
poszłam na terapię to był początek mojej drogi, drogi krętej, ciężkiej........... drugim moim posunięciem była decyzja o przystąpieniu do grupy 12- krokowej ..........
zaczęłam robić "Coś" dla siebie......... czyli ciężką i mozolna pracę nad sobą...........
teraz zbieram żniwo .......... zaczynam częściej się uśmiechać, nie dopatruję się w każdej wypowiedzi męża podstępu............ zaczynam widzieć w moim mężu , faceta w którym się zakochałam , a nie drania za jakiego Go uważałam przez ostatnie lata.........
zaczęłam "słyszeć" co do mnie mówi , a nie tylko "słuchać" .............. zaczęłam doceniać nawet drobne starania , zaczęłam okazywać mężowi uczucia (dawniej różnie z tym bywało) ............. przestałam każde Jego słowo rozbierać na czynniki pierwsze
nie znaczy to że teraz u mnie "sielanka" , ale wiem jednocześnie że jestem na najlepszej drodze do uzdrowienia swojego małżeństwa.........

Anonymous - 2013-11-12, 20:09

Witaj Lu,na terapię nigdy nie jest za późno i to najlepiej u specjalisty,który pracuje z ofiarami przemocy.Musisz to zrobić przede wszystkich dla siebie,ale i dla trójki swoich dzieci.
Na pewno w sytuacji,gdy za chwilę pojawi się noworodek,nie będzie Ci łatwo.Jednak pamiętaj,że dziecko patrzy na swoich rodziców,od nich uczy się,a później przenosi te zachowania dalej...Robi tak jak rodzice,bo inaczej nie umie...A jakie wzorce przekaże nawet najlepszy ojciec,jeśli nie szanuje matki? Jeśli dobrze pamiętam,to bł. o. H. Koźmiński powiedział takie słowa: "Daremne są twoje nauki,których czynami nie potwierdzasz"

Lu,trzymaj się i ...szczęśliwego rozwiązania Ci życzę....

Anonymous - 2013-11-12, 20:16

Karolina pisze:
Cytat:
zaczynam widzieć w moim mężu , faceta w którym się zakochałam , a nie drania za jakiego Go uważałam przez ostatnie lata.........


Czyżby z tego wynikało, że postrzeganie przez Ciebie Twojego męża było tylko i wyłącznie tworem twojej wyobraźni?
Nie było ku temu żadnych podstaw?
Jak można racjonalizować i wreszcie nie odbierać negatywnie czyjegoś zachowania jeśli ono ewidentnie uderza w czyjąś godność i poczucie wartości?
Można sobie powiedzieć, że tylko mi się wydaje, że to nie tak i że nie dość jestem dobra i się staram skoro partner jest taki jaki jest?
Z twojej wypowiedzi Karolino wynika, że jeśli Lu zmieni się, to i partner się zmieni automatycznie czyniąc ją odpowiedzialną za jego zachowanie. To chyba zbyt duży ciężar do uniesienia w sytuacji Lu, zadbać o swój stan emocjonalny, zadbać o dzieci i jeszcze zająć się psychiką męża.
Poza tym, kiedy do głosu dochodzą przemocowe zachowania w związku to zmianie i terapii powienien się poddać przede wszystkim ten który przemocy się dopuszcza. I bywa, że żadna terapia nie przynosi skutecznego rozwiązania.
Sugerowane Lu 12 kroków, aczkolwiek pomocne, nie są panaceum na wszystko a Ci którzy tak myślą - są w błędzie.
Owszem, także twierdzę że Lu potrzebuje terapii lecz jako wsparcia dla siebie by się wzmocnić, podbudować, otrzymać siłę i wiedzę potrzebną do zrozumienia a nie żeby nauczyć ją jak siebie samą zaczarować i przekonać że to co jest - tylko jej się wydaje.

Anonymous - 2013-11-12, 23:27

kenya napisał/a:
Czyżby z tego wynikało, że postrzeganie przez Ciebie Twojego męża było tylko i wyłącznie tworem twojej wyobraźni?


nie............. ja byłam przez mojego męża bita, gwałcona , nękana psychicznie
byłam współuzależniona , nie potrafiłam przez lata tego przerwać .............to tu znalazłam wsparcie i to tu zaczęłam swoją drogę ku "Uzdrowieniu"

kenya napisał/a:
Jak można racjonalizować i wreszcie nie odbierać negatywnie czyjegoś zachowania jeśli ono ewidentnie uderza w czyjąś godność i poczucie wartości?


uwierz mi że można............ moje poczucie własnej wartości było równe zeru a moja godność była wręcz wdeptana w ziemię............. mimo tego ja byłam "żoną bluszczem"

kenya napisał/a:
Z twojej wypowiedzi Karolino wynika, że jeśli Lu zmieni się, to i partner się zmieni automatycznie czyniąc ją odpowiedzialną za jego zachowanie.


ja zaczęłam zmiany od siebie ponieważ nie miałam wpływu na to co robi mąż......... kiedy ja stałam się silniejsza , kiedy mąż przestał widzieć mnie ciągle zalęknionej , wystraszonej, kiedy ja zaczęłam stawiać granice , kiedy nie pozwoliłam za kolejne uderzenie mnie........ mąż że tak powiem wy-stopował.......... traktował mnie tak jak ja Mu na to pozwalałam ........... a na to wszystko patrzyła dwójka dzieci.........

kenya napisał/a:
To chyba zbyt duży ciężar do uniesienia w sytuacji Lu, zadbać o swój
stan emocjonalny, zadbać o dzieci i jeszcze zająć się psychiką męża


właśnie mi o to chodzi .......... o to aby w pierwszej kolejności zadbała o siebie i dzieci
ja nie zajmowałam się psychiką męża od tego są Profesjonaliści........... ja zadbałam o bezpieczeństwo swoje i dzieci..........

kenya napisał/a:
Poza tym, kiedy do głosu dochodzą przemocowe zachowania w związku to zmianie i terapii powienien się poddać przede wszystkim ten który przemocy się dopuszcza.


a słyszałaś o czymś takim jak "Współuzależnienie"? nawet od przemocy!............. ja coś na ten temat wiem bo sama jak już pisałam przeżyłam przemoc w swoim małżeństwie............ i to nie jest prawdą że przede wszystkim przemocowiec powinien się poddać terapii ............. również osoba która jest ofiarą przemocy ........... powiem więcej przede wszystkim Ona po to aby nabrała pewności siebie , aby nabrała sił do dalszych działań........ osoba która używa przemocy potrafi też w piękny sposób manipulować swoją ofiarą....... po to właśnie potrzebna jest terapia aby ofiara przemocy potrafiła uwolnić się z niej..........

kenya napisał/a:
Sugerowane Lu 12 kroków, aczkolwiek pomocne, nie są panaceum na wszystko a Ci którzy tak myślą - są w błędzie.


nie wiem czy byłaś na krokach, a może jesteś teraz ........... ja mówię o sobie............
nie powiedziałam że załatwiają wszystko......... ale prawda jest taka że bardzo pomagają ........... ja odnalazłam siebie......... pomogły mi uporać się z wieloma problemami............ poznałam wspaniałych ludzi , którzy byli i są gotowi w każdej chwili przyjść mi z pomocą .............. sam fakt że są jest dla mnie nieocenionym skarbem ....... wiem że nie jestem sama......

kenya napisał/a:
Owszem, także twierdzę że Lu potrzebuje terapii lecz jako wsparcia dla siebie by się wzmocnić, podbudować, otrzymać siłę i wiedzę potrzebną do zrozumienia a nie żeby nauczyć ją jak siebie samą zaczarować i przekonać że to co jest - tylko jej się wydaje.


ja nie uważam abym była zaczarowana wprost przeciwnie teraz dopiero zaczynam "Twardo stąpać po ziemi".......... chyba nie do końca zrozumiałaś mój przekaz
ja nie przekonywałam siebie że to co się działo w moim życiu to "Iluzja" .........
ale również nie skreśliłam mojego męża............ owszem był taki czas kiedy uważałam Go za "Drania" który zniszczył mi życie.......... ale czy to oznacza że powinnam Go zostawić?........... przestać walczyć o nasze małżeństwo?................

Anonymous - 2013-11-12, 23:41

Karolina12 napisał/a:
kenya napisał/a:
Czyżby z tego wynikało, że postrzeganie przez Ciebie Twojego męża było tylko i wyłącznie tworem twojej wyobraźni?


nie............. ja byłam przez mojego męża bita, gwałcona , nękana psychicznie
byłam współuzależniona , nie potrafiłam przez lata tego przerwać .............to tu znalazłam wsparcie i to tu zaczęłam swoją drogę ku "Uzdrowieniu"
ale czy to oznacza że powinnam Go zostawić?........... przestać walczyć o nasze małżeństwo?................


Jednak chyba nie zrozumiem nigdy kobiet.
Nie mogę zrozumieć jak można żyć z kimś kto latami bił, gwałcił i nękał...

Anonymous - 2013-11-12, 23:43

grzegorz_ napisał/a:
Jednak chyba nie zrozumiem nigdy kobiet.
Nie mogę zrozumieć jak można żyć z kimś kto latami bił, gwałcił i nękał...


to jest właśnie "Współuzależnienie" .............. jeżeli ktoś to przeżył to wie o czym ja piszę

Anonymous - 2013-11-12, 23:45

Karolina
ja rozumiem co to jest współuzależnienie
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...

Anonymous - 2013-11-12, 23:51

grzegorz_ napisał/a:
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...


wiesz , zmiany nastąpiły również u mojego męża.......... to nie jest tak że "koszmar" nadal trwa a ja biernie się temu przyglądam............. mój mąż zaczął się zmieniać , a ja zaczęłam to doceniać............... podobnie mogłabym zapytać czy osoba zdradzona potrafi być z tą która zdradziła?..........

[ Dodano: 2013-11-13, 15:33 ]
LU co u ciebie Kochana?, jak się czujesz?

Anonymous - 2013-11-14, 10:14

grzegorz_ napisał/a:
Karolina
ja rozumiem co to jest współuzależnienie
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...

Grzegorzu, wg mnie wynika z tego, że nie rozumiesz przebaczenia...
Ale wiesz, że Jezus może Ci pomóc je pojąć, prawda?

Anonymous - 2013-11-14, 11:08

Lil napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Karolina
ja rozumiem co to jest współuzależnienie
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...

Grzegorzu, wg mnie wynika z tego, że nie rozumiesz przebaczenia...
Ale wiesz, że Jezus może Ci pomóc je pojąć, prawda?


Rozumiem, ale ...
Przebaczyć to jedno, a wchodzić w bliskość z krzywdzicielem to drugie.
Nie krytykuję Karoliny.
Jeśli czuje, że nie jest współuzależniona i mimo tego co się stało jest w intymnym (bliskim) związku z meżem to tylko sie cieszyć.
W sumie po czytaniu historii z tego forum...to człowieka już nic nie powinno dziwić...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group