Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Przychodzi chwila że szala goryczy sie przelewa!!!!

Anonymous - 2013-11-05, 17:10

helenast napisał/a:
Stań w prawdzie i odpowiedz sobie , czy zechciałabyś być na jej miejscu...

Heleno a jaka jest róznica między traumą rozwodu -a przykładowo smiercią osoby bliskiej???

Wszystkie artykuły na ten temat pisza jednoznacznie

ODCZUCIA SA TAKIE SAME....
To ze wobec cięzkiej naszej choroby zmieniają sie piorytety to tylko dlatego że tak jesteśmy skontuowani do wyciągania wniosków.....

Nie pamiętam dokłądnie jak się nazywała ta dzieczyna jaka w obliczu raka stworzyła włąsny blog.....
do ostatnich dni pisała n atym blogu wspierając innych.............

a wiesz co mnie powaliło z nóg jak przeczytałem jeden z jednego konkretnego dnia jej
wpis...............

nie boje sie smierci,nie boję sie tego że odejdę....
ale jednego sie boję ...ze tak naprawde nie pokazałam męzowi jak bardzo go kocham
i nie mówuiłam mu tego gdy jeszcze mogłam....
i w tym Boże daj mi siłe i jescze te kilka..kilkanaście dni.........

Bóg nas Heleno sprawdza...daje nam czasmi ciernista drogę byśmy sie zreflektowali.
Po to by poznać to czym sa piorytety i gdzie jest ta nasza prawda

Wiesz gdy żona chorowała spotkałem się kiedyś z teściową..
wówczas z jakims wielkim wyrzutem do mnie mówiła że nie widac po mnie bym się zadręczał...
(guzik akurat wiedziała na ten temat-co było we mnie w środku)

Ale pamietam że wówczas padły jej słowa..

a co bys ty zrobił na miejscu Agaty wiedząc że to wyrok i może niewiele zostało....

wiesz Heleno co odpowiedziałem????

Wykorzystał bym kazdy najbliży dzień na radośc z dziećmi i żoną-wiedząc także jak to jest tez ciężkie dla nich.
Nie ma nic gorszego niz życie w zadręczaniu się...

Nazwany zostałem wówczas jako bezduszny.....

Anonymous - 2013-11-05, 17:30

...
Anonymous - 2013-11-05, 17:31

Helenost mnie zawsze uczono aby dorównywać do tych co mają lepiej a nie gorzej, aby piąc się w górę. I tak robiłem wymagałem od siebie i od innych tego co lepsze. Później zaczęto pokazywać tych co mają gorzej nawet środki masowego przekazu są tego pełne. Nie wiem co lepsze czy dążenie do perfekcjonizmu? A może dążenie do miernoty jest lepsze? Czyli taki swoisty tumiwisizm i tak nic więcej nie mogę się spodziewać bo może być jeszcze gorzej. Dokąd prowadzą obie drogi? Czy to nie będzie jeden i ten sam punkt? Jaki jest cel porównywania się z innymi?

helenast napisał/a:
Wybierz się do kościoła i poproś Boga by pomógł Ci otworzyć oczy i serce na innych


A co ma zrobić człowiek w którym umiera wiara i nadzieja na wszystko?

helenast napisał/a:
W Twoich wpisach najważniejsza jesteś Ty ...


Tak masz rację ale czy wiesz jak odczuwają ludzie żyjący w codziennym bezsensie wszystkiego bez nadziei na jutro?

Anonymous - 2013-11-05, 17:36

Tak Heleno
ale taki tok postępowania i rozumowania -otrzymałas dopiero poprzez swoją chorobę.
Nie nic innego jak własne cięzkie doświadczenie zmieniło twoje piorytety.
Ale bywa i tak że człowiek w skutek własnych doświadczeń staje się zamkniety...lub jescze większym egoistą.........

Nie zapominaj że każde ciężkie doświadczenie odkrywa w nas prawdę....

Anonymous - 2013-11-05, 18:20

--
Anonymous - 2013-11-05, 18:39

helenast napisał/a:
OGROMNA - nawet nie masz pojęcia jak wielka i obyś nigdy nie doznał takiego porównania w jednym czasie...

To nie sa moje słowa ..to raczej badania psychologów i wypowiedzi psychiatrów..

poczytaj na stronach w internecie o zdradach i traumach z tym związanych
helenast napisał/a:
Nie oceniaj innych . Każdy przechodzi taka traumę w inny sposób ...

Heleno piszesz o mnie (a chyba sama masz bardzo szybki dar oceniania innych??)
..czytaj dokłądnie to nie ja oceniłem to co czuje żona lub mogłą czuć...
jedynie napisałem jak ja bym w danym momencie się zachował
A tak wygłoszone moje własne odczucia zostały własnie ocenione przez teściową.Nazwane bezdusznością


helenast napisał/a:
Że Twoje zachowanie jest nienaturalne, bo nagle znalazłeś dla niej czas, bo poświęcasz każdą chwilę , bo nie odstępujesz jej na krok...


A pisząc to jestes pewna że byłem inny-i nagle w obliczu czegoś stane sie nienaturalny???
Heleno trzeba poznac człowieka (najpierw) by pózniej w taki sposób ocenic go
zazwyczaj podług własnych odczuć...
ale czy właściwych???
helenast napisał/a:
I to nie całkiem choroba mnie zmieniła , ale wiara, na nowo odnalezienie Boga , modlitwa ....

A ja mysle że włąsnie poprzez chorobe znalazłas drogę do Boga...
nie nadarmo sie mawia jak trwoga to....

Ja się nie wstydze tego że dotarłem do Niego własnie poprzez trwogę...
widocznie tak miało być

Anonymous - 2013-11-05, 20:25

--
Anonymous - 2013-11-05, 20:41

......Pocieszanie się "ktoś ma gorzej" nie działa, ponieważ
patrzymy na życie subiektywnie a nie obiektywnie.
Poza tym nawet gdy znajdziemy się w najgorszej sytuacji to zawsze jest ktoś
kto ma gorzej, ale czy to pocieszenie?
Oczywiście rozumiem co chcesz powiedzieć, że nie można miesiącami
katować samego siebie, ale miedzy tym co trzeba a tym co możemy jest róznica.
........

Pełna zgoda…. Człowiek powinien odszukać wartość swojego życia, sens istnienia, szczęście, spokój i radość nie poprzez ciągłe porównywania do innych, z innymi ale umieć cieszyć się z tego kim jest, jaki jest
- nie dlatego, że inni mają się gorzej, lepiej, czerpać swoją wartość ciągle zadawalając tylko innych, dorównując im.

To jedno z przekonań, które powinien dla własnego dobra przerobić. Wystarczająco już od dziecka wielu słyszało jak to tobie dobrze, inni tak nie mają, jaka ta Zosia, Antek jest grzeczny, i jak dobrze się uczy….Za to za mało słyszał jaki jest wspaniały taki jaki jest, jak bardzo się go kocha takim jaki jest i że nie musi nikogo doganiać, starać się być takim jak inni by go akceptowano i było się z niego dumnym.
Człowiek słaby nie może nikomu pomóc, a co dopiero to doświadczenie… wizyta na onkologii… ma mu dać akceptacje swojego cierpienia… Co najwyżej na krótką chwilę skłoni do refleksji, ale bez pracy nad własnymi przekonaniami o sobie samym nic na stałe nie zagości w nim by zaczęła siebie samą akceptować, swoje doświadczenia i te dobre i te złe. Umieć cieszyć się z tego co ma, motywować do tego co może mieć. Tylko wiara we własne możliwości, w swoją indywidualność może wyzwolić go z poczucia wyuczonej bezradności, małości i bycia nijakim.
Nikt taki nie jest. Każdy jest piękny, indywidualny i zapewne dla wielu innych jest kimś choć we własnych oczach uważa to nic takiego… Piękność swojej indywidualności sami musimy w sobie odszukać, pokochać i być dumnym z tego kim jestem. To się nazywa akceptacja siebie, często i tego co mam. Dążyć i zabiegać o więcej. Nie bać się porażek i umieć cieszyć z sukcesów.
Nawiasem mówiąc… na oddziałach tych nie tylko są ludzie silni, pełni wiary i nadziei. Są też i tacy, którzy się z tym nie godzą. Ci co mają wiarę, nadzieję to ludzie, którzy zaakceptowali to czego zmienić nie można a walczą z tym co można.

Anonymous - 2013-11-05, 21:06

--
Anonymous - 2013-11-05, 21:51

helenast napisał/a:
wszystkie te etapy zachowań przeszłam i znam ten tok myślenia....

Jak możesz znac tok myslenia innej osoby???
Wiesz co Heleno ludzie własnie chorzy (ale w taki inny sposób)
nazwijmy to otwarcie ludzie stosujący miedzy innymi przemoc....
myslą że wiedza i czują dokładnie co mysli..lub czuje inna osoba
a wiesz czemu???

bo mają w sobie zależnośc dominującą
daltego wszystko wiedza co jest lepsze dla drugiego
lepsze oczywiście pod znakiem zapytania
helenast napisał/a:
Sam sobie odpowiedz jaki byłeś i skąd się wziął Wasz kryzys małżeński .

Jaki byłem ???
czy czemu nie sprostałem ???
bo to róznica Heleno

jaki byłem wiem -nikt nie jest bez skaz, a tym bardziej ideałem...
ale sprostać w oczach innego.....to wieczne i mozolne -niespełnienie.
Jeżeli o mnie chodzi???

Ja akceptowałem zonę taka jaka była....i wiele pracy było w tym abym i teraz nauczył się akceptowac żonę jaka jest...
czyli-jak się zmieniła

To się zwie także kompromis
bo taki jest związek dwojga ludzi??
opiera sie :
między innymi ...
na zrozumieniu i kompromisie.
Nie każdy to potrafi -niestety
helenast napisał/a:
odpowiem Ci Twoimi własnymi słowami :

...trzeba poznac człowieka (najpierw) by pózniej w taki sposób ocenic go
zazwyczaj podług własnych odczuć...
ale czy właściwych??? ...

Nie ja napisałem na tym forum że ugiełam kark i padłam na kolana...
to twoje słowa Heleno.....
Czy żyjąc bez stresów,choroby,doznań zyciowych-zrobiła byś to samo???

odpowiedz sobie sama przed lustrem o jakim pisałaś..(tym własnym)
.
helenast napisał/a:
Ale są ludzie , którzy niestety muszą dostać niezłego kopa, zderzyć się ze ścianą lub przeżyć niezły wstrząs by się właśnie zmotywować, zaakceptować siebie, uwierzyć a nie wciąż biadolić i robić z siebie ,, ofiarę ,, .... JA TAKA BYŁAM ...

Jest czas na biadolenie,czas na żałobe i czas na ten kop....
a ludzie sa (każdy inny)
i każdy potrzebuje swojego czasu...i kazdy moze nawet nie wyjśc ztego biadolenia..

Bo kazdy ma parwo do siebie własnych doznań....i nie dla kazdego moja droga musi byc ta najlepsza i najwłaściwsza.....

[ Dodano: 2013-11-05, 22:08 ]
bywalec napisał/a:
Ci co mają wiarę, nadzieję to ludzie, którzy zaakceptowali to czego zmienić nie można a walczą z tym co można

Jak zawsze bywalcu zgadzam się z twoimi wypowiedziami

wciąz akceptuje to czego nie mogę zmienić.....tyle lat a wciąż tak trudno...
ale mam ta nadzieje i wiarę że wkońcu to przyjdzie...
by zyc pełną piersią

Anonymous - 2013-11-05, 22:31

helenast napisał/a:
Tolek52... pierwsza część Twojej wypowiedzi - kompletnie mnie nie zrozumiałeś ...
Helenost jeżeli można doradzić Tobie coś to: nigdy nie pisz, że ktoś Ciebie nie zrozumiał bo być może już poszedł dalej Twoim torem rozumowania. Być może widząc wszystko z innej perespektywy inaczej odbiera Twoją wypowiedź. Pisząc, że ktoś kompletnie Ciebie nie rozumie świadczy tylko i wyłącznie o Twojej pysze. Ja to tak zrozumiałem i do tego co zrozumiałem odniosłem się a za jasność przekazu odpowiadasz właśnie Ty.
helenast napisał/a:
Po pierwsze modlić się .... po drugie modlić się .... po trzecie - też modlić się ...
Wiara i nadzieja umiera na tyle na ile im pozwalamy ... MY sami !


Piszesz, że przeżywałaś depresję i to na dodatek ciężką i nie wiesz o tym że człowiek w depresji nie ma nadziei? Taki cżłowiek nie szuka nawet ratunku tylko poddaje się i chce mieć na własność mojego ulubionego świetego czyli święty spokój. Jeżeli nie ma nadziei to po co jemu wiara? Po co jemu modlitwa. Jeżeli jesteś w stanie się jeszcze modlić to jest z Tobą jeszcze bardzo dobrze. Ja już nie mam sił się modlić, może i pozwoliłem odejść wierze a może nie umiałem jej zachować i umarła razem z nadzieją.

helenast napisał/a:
Ale to jest ich wybór i wola życia w takim świecie
Czy na pewno wybór? Kto może stwierdzić na ile to jest wyborem a na ile efektem choroby? Czy podejmiesz się takiej oceny? Czy próba takiej oceny nie jest Twoim zdaneim szufladkowaniem ludzi?
Anonymous - 2013-11-05, 22:38

,, .
Anonymous - 2013-11-06, 00:55

Znów wsadzę kij w mrowisko, ale cóż taka jestem. Rozważacie co jest gorsze, zdrada czy śmierć bliskiej osoby. Rok temu zmarł mąż mojej przyjaciółki, została z 11 letnią córką zupełnie sama, nie ma rodziców, dziadków, żadnej rodziny. Jej mąż, był przyjacielem mojego męża i mocno trzymał jego stronę i dawał mu alibi kiedy ten mnie zdradzał. Wiele razy, moja przyjaciółka kłóciła się o to ze swoim mężem, bo nie mogła znieść tego co się stało. Mój mąż, jest chrzestnym ojcem ich córki i w obliczu śmierci swojego przyjaciela, który tak mu pomagał, krył go, bronił zachował się jak ostatnie chamisko. Nie pomógł żonie przyjaciela, nie pomógł chrześnicy i taki stan trwa do dziś. Przez wiele lat naszego małżeństwa, kładłam do jego pustego łba, że chrzestnym jest się po to, by prowadzić dziecko w wierze, by być pomocą, gdy któregoś z rodziców zabraknie. I co? I nic. Chrzestny ojciec wymiksował się z tej roli, mało tego, w miesiąc po śmierci przyjaciela, wysłał wdowie i swojej chrześnicy życzenia świąteczne, o treści... Wesołych świąt. Jestem z moją przyjaciółką, wspieram ją, pomagam i któregoś dnia usłyszałam od niej słowa, które mnie zaskoczyły... Wiesz Ola? Kiedy twój mąż cię zdradził i robił ci masę świństw nie mogłam na to patrzeć. Kiedy zmarł mój mąż, wyłam z rozpaczy, ale teraz z perspektywy roku, kiedy się w miarę pozbierałam zobaczyłam jedno. Twoja sytuacja była i jest nie do pozazdroszczenia. Ja wiem, że kochałam i byłam kochana do końca i wierzę, że nadal jestem kochana, przez mojego męża, który gdzieś tam gdzie jest, patrzy na mnie i mi pomaga. Twój za to napluł ci w twarz, sponiewierał, w jeden dzień kazał ci byś przestała go kochać, łazi sobie szczęśliwie, ma nową rodzinę i ma wszystko za nic.
Zatkało mnie, bo nigdy nie próbowałam porównywać czy ja mam lepiej czy gorzej niż ktoś tam. Nigdy nie kładłam na jednej szali czyjegoś nieszczęścia, a na drugiej swojego i nie ważyłam i nie sprawdzałam. Każdy z nas przeżywa to inaczej i wierzę że miodzio ma chwilami dość, że odpuszcza, że nie walczy. Nie można całe życie walczyć, nie można całe życie skupiać się na drugiej osobie. Odsądziliście mnie tu od czci i wiary, bo napisałam kiedyś, że ja już nie chcę mojego męża, bo nie i koniec. Nie chcę powtórki z rozrywki, nie chcę kogoś, kto najpierw napluł mi w twarz, a kiedyś może przyjdzie i powie no sorki stara, pomyliłem się, popełniłem błąd. Ja już tego nie chcę. Drążycie temat Miodzia, choć on sam wykasował to co pierwotnie napisał. Facet ma prawo do zwątpienia, ma prawo do gorszych dni, mało tego, ma prawo zalać się łzami z rozpaczy bezsilności i beznadziei i może dajmy się mu tu wypisać i nie narzucajmy mu mądrych rad i opinii. Czasem milczenie drugiej osoby jest stokroć cenniejsze niż jedna choćby złota rada. Norbert, rozumiem Cię i hmm nie napisze przytulam, bo nie przytulam obcych facetów, ale klepnę Cię serdecznie w ramię, wiem co czujesz i jedyne co mogę w danym momencie zrobić, to napisać Ci trzymaj się chłopie. Dasz radę.

Anonymous - 2013-11-06, 06:45

helenast napisał/a:
A Ty skąd wiesz co czują i myślą ludzie jak to określiłeś ,, w inny sposób chorzy

To prosta odpowiedz Heleno jakiej nie ukrywam i lustro nie jest mi do tego potrzebne bo ja już jestem o wiele dalej niż ty...

Skoro w mojej rodzinie (małżeństwie )pojawił się pewien wstydliwy problem.
Nie oceniam go czy był faktyczny i prawdziwy ..czy czas pobładzenia.
Był i tak usłyszałem od kogoś kto się z tym żle czuł-patrz zony.
To chyba zrozumiałym jest przerobić wszelką wiedze na ten temat....
Chocby dlatego by wiedzieć czy jest mi cos,a jeżeli dlaczego tak jest.
Nie zmienia to faktu że na ten czas byłem w moich zachowaniach obrzydliwy
i tym chocby narażałem zonę na nowe problemy zdrowotne.
To jest Heleno bardzo trudne do przerobienia szczególnie gdy emocje opadły i chyba trudne do wybaczenia sobie
helenast napisał/a:
Zastanów się nad użytym przez Ciebie słowem ,, akceptowałem,,

Co jest w słowie zdrożnego akceptowałem???
Pochodzimy z różnych domów,rózne przyzwyczajenia,rózne podejścia do zycia.
To chyba najbardziej zrozumiałym jest to
że akceptuje to że ktoś jest rózny od mojej osoby.
Zamiast np.zmieniac kogos pod swój wzgląd.
Akceptowanie to w moim pojęciu także uznanie tego że ktoś ma inne zapatrywania na świat i zycie.
I jeszcze jedno Heleno nie byłem ideałem..miałem wiele braków,zachamowań własnych...ale do momentu naszego kryzysu,do momentu jakiś tam przemyśleń żony odnośnie naszej przyszłości
zatem kilkanaście lat nie byłem ani zwyrodnialcem..ani sadysta...ani człowiekiem chorym na przemoc .
Więcej nie mam nic do dodania


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group