Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Chyba nie wytrwał - a jednak walczy dalej, chwała Panu

Anonymous - 2013-12-18, 14:56

bosonia, masz rację. Ale zajmuję się sobą - ogónie uważam, że mam się naprawdę dobrze jak na taki moment. Bardzo dużo się modlę (jak na mnie..) i czuję namacalne omalże wsparcie w różnych momentach. Spotykam co chwila ludzi, którzy coś dla mnie mają, najcenniejsze rzeczy. Naprawdę ja się zmieniam i otrzymuję wiele.

Przy sobie noszę modlitwę, którą tu znalazłam, na forum. Nazywana jest modlitwą św. Franciszka. Nie wiem czy to on jest autorem, ale w tej modlitwie jest coś niesamowitego, takie odwrócenie naszych ziemskich proporcji. I to odwrócenie daje ogromnie wiele.
Skoro mam tę modlitwę, skoro się nią modlę, i czuję że mi tak pomaga - to po prostu staram się próbować wprowadzać ją czasem chociaż w czyn.
Znacie ją pewnie, ale wkleję:

"O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju
abyśmy siali miłość
tam, gdzie panuje nienawiść,
wybaczenie, tam, gdzie panuje krzywda,
jedność tam, gdzie panuje zwątpienie,
nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz,
światło tam, gdzie panuje zmrok,
radość tam, gdzie panuje smutek
Spraw, abyśmy mogli
nie tyle szukać pociechy,
co pociechę dawać,
nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć,
nie tyle szukać miłości, co kochać.
Albowiem dając otrzymujemy,
wybaczając zyskujemy przebaczenie,a umierając rodzimy się do wiecznego życia.
Amen"

I tylko w tym duchu myślę o mężu i tamtej kobiecie. Skoro jestem w stanie, skoro to otrzymałam, to może właśnie po to.

Ale o sobie też staram się myśleć - może rację masz że pewnie za mało..

Anonymous - 2013-12-18, 15:58

Piękna modlitwa, aż łza się w oku kręci.
Podziwiam Cię bardzo, czytam,czytam i zastanawiam się kiedy u mnie nastąpi taka przemiana.
Ten okres przed świąteczny bardzo na mnie źle wpływa, ciągle te huśtawki nastroju, czasami czuję ogromna miłość do wszystkich i wszystkim chciałabym ja rozdawać bezinteresownie, a czasem chciałabym z łóżka nie wstawać i to wszystko przespać.
Dobrze ze mam dzieci i obowiązki bo inaczej to nie wiem?

Anonymous - 2013-12-18, 21:22

krawędź nadziei, jesteś mądra i dzielna, pamiętaj o sobie i dbaj o granice w relacjach z mężem. Nie żałuj go, że jest biedny i że to wrak człowieka. Nie skupiaj się na tym, co on teraz pocznie.
Mam wrażenie, że trochę zamroziłaś swoje odczuwanie i boisz się poczuć naprawdę, dlatego idziesz ścieżką rozumienia, tłumaczenia, wybaczania. Nie zrozum mnie źle, to bardzo szlachetne, potrzebne i właściwe. Ale niedobrze jest wg. mnie odcinać ten kawałek siebie, który wściekle się złości i jest zraniony.
Może jeszcze nie czas na to, to szok, co przeżywasz, a takie stany mają swoje następujące po sobie fazy. Jasne, że dbasz przede wszystkim o dzieci, żeby ich smok nie zeżarł (pamiętam tę metaforę, dobre!)
Ale nie bój się czuć, dasz radę, nie jesteś sama.
Pamiętam w modlitwie, śledzę Twój wątek, Błogosławionych Świąt!

Anonymous - 2013-12-19, 11:01

martusia_1970 , przytulam Cię mocno. Rozumiem Twoje huśtawki. Ja też je miewam, i też dzieci mi pomagają, dla nich mam być silna.

mgła1, Bóg zapłać za modlitwę i za mądre słowa. Myślę nad nimi.
Masz chyba rację.
Ja się boję złości, bo boję się nienawiści, która idzie za nią krok w krok. Dosłownie tuż za nią.

Smok jest ciągle smokiem. I zagraża bezlitośnie moim dzieciom, całemu ich życiu, wciąż nie mam jak uchronić ich przed jego trującym oddechem.
Z tym, że czasem są momenty, gdy widzę, że ten smok też jest dzieckiem Bożym, tylko znacznie bardziej poranionym i nieszczęśliwym niż ja, tak mi się wydaje. Co nie zmienia faktu, że się go boję i tak po ludzku to mam do niego ogromny żal i daleko mi do przebaczenia..
Ale nie tylko żal i strach, dzięki Bogu nie tylko.

Anonymous - 2013-12-19, 11:22

Witaj krawędz nadzei,
Kobieto ile Ty masz w sobie siły! Przeczytałam Twoją historię i nie mogę uwierzyć, bardzo mi przykro. Bardzo zastanawia mnie postawa Twojego męża, takie zawieszenie między między. Nie wiem czy to, co napisze ma sens i w jakikolwiek sposób pomoże, ale ja zrozumiałam sporo po lekturze ksiażki "Miłość wymaga stanowczości". tam spotkałam sie z podobnymi historiami zawieszenia między między. Życze, aby wszystko się ułozyło.

Anonymous - 2013-12-19, 11:27

mgła1 napisał/a:
Mam wrażenie, że trochę zamroziłaś swoje odczuwanie i boisz się poczuć naprawdę, dlatego idziesz ścieżką rozumienia, tłumaczenia, wybaczania. Nie zrozum mnie źle, to bardzo szlachetne, potrzebne i właściwe. Ale niedobrze jest wg. mnie odcinać ten kawałek siebie, który wściekle się złości i jest zraniony.
Może jeszcze nie czas na to, to szok, co przeżywasz, a takie stany mają swoje następujące po sobie fazy.

Cytuję ten fragment, który uznałam za bardzo istotny. Dokładnie opisuje to, jak czułam się w trakcie ostrej fazy kryzysu. Oczywiście wielkie emocje wówczas również się pojawiały, ale moje zachowanie było bliskie temu KN.
Pamiętam, jak koleżanka dziwiła się, jak ja to wszystko przyjmuję ze spokojem, że nie widać po mnie emocji.
Po pewnym czasie jednak przyszedł i ten etap - gdy wszystko zaczęło wracać do normy (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie do końca prawda) - uwolniły się dodatkowe emocje, które jeszcze gdzieś w głębi mnie były uwięzione. Cieszyło mnie to (choć przyjemne nie było), bo dla mnie to był owoc pracy nad sobą z tego właśnie trudnego okresu.

[ Dodano: 2013-12-19, 11:37 ]
Samboja napisał/a:
Bardzo zastanawia mnie postawa Twojego męża, takie zawieszenie między między.

Mam wrażenie, że taka postawa jest wręcz nagminna.
Niezależnie od szczegółów każdej historii, mężczyźni mają jakiś problem z tymi wyborami...
Mój mąż też trwał w zawieszeniu, czekając aż się samo rozwiąże, albo ktoś to za niego rozwiąże (jednocześnie brnąc w to bagno coraz dalej), albo cud się stanie.
I.... stał się, naprawdę. Jestem przekonana, że Bóg zainterweniował nie mogąc patrzeć na jego (męża) niezdecydowanie, a w momencie kiedy ja zaczęłam słabnąć, odpuszczać...

Anonymous - 2013-12-19, 12:32

Samboja, dzięki.
Czytałam Dobsona dość wcześnie, na etapie wierzenia że mój mąż wrócił. To jakby ktoś świeżo wypisany z oddziału onkologii czytał "Jak sobie radzić z rakiem". Czytałam trochę z ulgą, że chyba jestem gdzieś indziej.

Jednak przyszły wyniki i znów jestem na tym oddziale. I teraz czytam ją pilnie od nowa, i teraz widzę że są tam słowa wprost do mnie, dokładnie moja sytuacja nie raz i nie dwa.

Ja_też, pięknie napisałaś mi o tej fali głębokich uczuć. Możliwe, że to we mnie jest.
Udało Ci się odgonić nienawiść? Może to zbyt prywatne pytanie, przepraszam.
Po prostu czuję, że jeśli otworzę drzwi złości, to nienawiść zaraz za nią się wepchnie i zatruje mi życie.

Czytając Dobsona utwierdzam się, że dla mnie jest teraz taki moment chyba kluczowy. Przez to, że jest wyjątkowy czas świąt.
Za trzy czy cztery dni mąż tu się pojawi.
I będzie oczekiwał na pewno "dostępu" do dzieci, zresztą one też marzą o nim od dawna, usychają z tęsknoty. Tego nie będę bronić.
Pewnie będzie też oczekiwał zamieszkania na kilka dni. Uczestniczenia w życiu rodziny.
Tu nie wiem czy się zgodzić.

Mam dylemat pt. gdzie są moje granice w tym momencie. Poradzono mi modlić się do Ducha Świętego o rozeznanie i robię to.

Anonymous - 2013-12-19, 14:31

krawędź nadziei napisał/a:
Udało Ci się odgonić nienawiść?


Hmm, wiesz co, tak wracam myślami do tamtych chwil i chyba nie było u mnie nienawiści. Byłam bardzo zła, ba - wściekła (to mało powiedziane), czułam smutek i żal do męża za to co mi robi. Nie mogłam zrozumieć, jak można być tak zaślepionym, jak można nie rozumieć że źle postępuje raniąc mnie tym okrutnie. A z drugiej strony było mi go żal, widziałam jak jest zagubiony w tym co robi, jak coraz bardziej ulega złemu, jak nie potrafi sobie poradzić z tą sytuacją. Na dodatek zrozumienia i pocieszenia szukał też nie tam gdzie trzeba.
Moja sytuacja jest nieporównywalna, jednak myślę, że uczucia mogą być takie same. Dla każdej z nas to co się wydarzyło jest ogromną traumą, która wywarła na nas piętno.
Ostatnio też miałam dylemat co do granic. Męczyło mnie pytanie związane z obecnym funkcjonowaniem, mianowicie czy moja granica, której nie chcę by mąż przekraczał jest wynikiem mojego egoizmu, czy może jednak to on jest nie wporządku przekraczając tę cienką linię? Ciągle modlę się o rozeznanie, jakąś podpowiedź. I chyba ją otrzymuję :)

Anonymous - 2013-12-19, 15:05

Cytat:
Nie mogłam zrozumieć, jak można być tak zaślepionym, jak można nie rozumieć że źle postępuje raniąc mnie tym okrutnie. A z drugiej strony było mi go żal, widziałam jak jest zagubiony w tym co robi, jak coraz bardziej ulega złemu, jak nie potrafi sobie poradzić z tą sytuacją.

Tak. Dokładnie ten sam dualizm jest we mnie.
Raz jestem przerażona złem, które się przejawia w jego postępkach.
A raz widzę, że on jest tylko i aż narzędziem w rękach złego. I jest za słaby by uwolnić się z sideł.

Raz chciałabym naprawdę postawić tamę krzywdzie, którą mi wyrządza, choćby symboliczną (bo krzywdził będzie dalej przecież, czy postawię tamę czy nie, a może nawet bardziej). A raz widzę w nim kogoś, kto potrzebuje mojej pomocy.
Ale jakiej? Ba. Pewnie mądrej. A nie na zasadzie: chodź kochanie, wiem że ci ciężko, obciąłeś mi z tej okazji ręce ale ja sobie zaraz przyszyję drugie i dalej Cię będę przytulać...


Poza tym właśnie przed chwilą zadzwonił po tygodniu milczenia. Dokładnie gdy wstałam od kolejnej części nowenny pompejańskiej.
Zadzwonił bo się stęsknił za mną. Czyta, czuje różne "dobre znaki". Pogadaliśmy o dzieciach, opale, itd, ja nie byłam dociekliwa. Pytał czy może przyjechać.
Och ciężka będzie ta rozmowa świąteczna.

Anonymous - 2013-12-19, 15:35

Staram się szczerze pomóc, zastanawiałam sie co takiego sprawiła, że zdradzający współmałżonkowie nagle wracają. I zawsze były to radykalne cięcia. Ja przeczytałam tę książkę po tym, jak mąż zerwał z kochanką, nie był jeszcze bardzo zaangazowany, ale upewniłam sie, że moja reakcja była słuszna i jedyna w tej sytuacji: natychmiastowe żądania zerwania wszystkich kontaktów, pod groźba utraty mnie i całej rodziny potężnie wstrząsnęły moim mężem. Harley mówi w swoich książkach, że jesli chcemy, żeby ktoś coś dla nas zrobił prosimy, ale jeśli chcemy żeby przestał musimy żądać.
Potem pytałam męża, co takiego sprawiło, że sie ocknął, bo osoby zdradzane są w stanie silnego uzależnienia (zauroczenia jak zwał): powiedział determinacja w Twoich oczach, poczuł strach, że może stracić dzieci, potem jak sie odewał od źródła uzależnienia zrozumiał, że mnie mógł stracić i mnie. I wiem, że to jest bardzo religijne forum, że nie ma mowy o rozwodach, ale kościół zezwala na separacje ze względu na zdradę. Jeżeli dosłownie grożenie odejściem jest niezgodne z poglądami, to nawet sam kościół pozwala byc osobno, w sensie odchodzić, gdy sprawa dotyczy zdrady. Ale nie ma mowy o rozwodzie, dla kościoła, nie jest sie w grzechu, bo przecież zrobiło sie wszystko, zeby byc z tą osobą, a jeśli ta druga osoba nie chce to jak być. Radykalne cięcia, ale trzeba naprawdę mieć świadomość, że to jedyne wyjście i jedyne, które daje szansę na jakiś wynik. Bo stawianie granic, przesuwanie ich, pobłażanie, zgadzanie się, uleganie, proszenie daje ciągle efekt miedzy miedzy. I widze, że wiele osób tutaj się modli o cud, ale Bóg zapewnie by chciał byśmy walczyli o swoje, tymi osobami należy wstrząsnąć, pokazać, że mogą stracić realne istniejące już rodziny. Jezus widząc handel w świątyni nie prosi grzecznie, ale robi zadymę z tego powodu...ja bym tak zrobiła.

Anonymous - 2013-12-20, 01:10

KN, póki co zdajesz się być tą silniejszą. O tym co się będzie działo w czasie świąt Ty zdecydujesz. Na Tobie spoczywa to jak one będą wyglądały. Zrób więc tak jak Ty czujesz. Z czym Ty sobie lepiej poradzisz. Zadaj sobie pytania, czy lepsza dla Ciebie będzie obecność męża w domu, czy też nie. Czy Tobie będzie męża brakowało w te dni przy stole, w pokoju, kuchni, łazience, czy też jego obecność będzie Cię drażniła. Czy więcej wysiłku będzie Cię kosztowało zajęcie uwagi dzieci i swojej gdy męża nie będzie, czy też trudniej będzie Ci rozmawiać, siedzieć, śpiewać kolędy, podawać do stołu, gdy on będzie tak blisko. Czy bardziej zależy Ci na wspólnej rozmowie w czasie świąt czy też na ciszy w temacie. KN to aż święta i tylko święta. Miną. Mam młodsze dzieci w wieku Twoich. Rozumiem więc te buźki w podkówki. Mimo, że ich potrzeby i tęsknoty są bardzo ważne, nie dzieci decydują. Na ich buźki nie można przerzucić ciężaru decyzji. Na ten bardzo trudny moment w życiu, KN tylko Twoje potrzeby w zakresie spędzenia świąt się liczą. A, że masz w sobie ogrom wspaniałych uczuć i empatii jestem pewna, że realizacja tych właśnie potrzeb jest jak najbardziej pożądana. Nie oczekiwania dzieci, męża, innych członków rodziny, ale Twoje potrzeby, granice (jak zwał, tak zwał). Nie patrz na innych, na inne przykłady ale decyduj w zgodzie z sobą. I się nie śpiesz. Daj sobie czas. Za dużo do ogarnięcia na jedną głowę w jednej chwili. Nie jesteś odpowiedzialna za to co zrobił i co powinien zrobić na dziś Twój mąż. Spokoju w te święta życzę.
Anonymous - 2013-12-20, 16:43

Dziękuję Wam wszystkim za wpisy. bardzo cenne.
złamana , masz absolutną rację. Będę mogła dać z siebie spokój i radość, jeśli tylko będę najpierw mieć je w sobie.

Anonymous - 2013-12-30, 21:50

KN, jak się miewasz, co u Ciebie?
Anonymous - 2013-12-31, 15:10

U mnie kolejny rozdział.
Obiecuję że napiszę Wam i dziękuję z serca za pamięć.
Napiszę, gdy się w tym rozdziale trochę rozeznam - może za parę tygodni.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group