Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Chyba nie wytrwał - a jednak walczy dalej, chwała Panu

Anonymous - 2013-10-29, 10:23

fakty z tego co czytam są takie że
zawiódł kolejny raz zaufanie, obiecał zerwać kontakty z kochanką - nie zerwał
sam jawnie twierdzi że nie kocha żony, że chyba coś czuję do kochanki
czy można zaufać mu że i tym razem nie okłamie?
ja po swoim doświadczeniu podchodzę raczej sceptycznie do takich wyjazdów
ale tak samo nie musi być u k.nadziei
ja osobiście nie zgodziłabym się na taki wyjazd, chyba że wyjechałby np do rodziców swoich, czy zaufanych znajomych

Anonymous - 2013-10-29, 11:07

landis85 napisał/a:
fakty z tego co czytam są takie że
zawiódł kolejny raz zaufanie, obiecał zerwać kontakty z kochanką - nie zerwał
sam jawnie twierdzi że nie kocha żony, że chyba coś czuję do kochanki
czy można zaufać mu że i tym razem nie okłamie?
ja po swoim doświadczeniu podchodzę raczej sceptycznie do takich wyjazdów
ale tak samo nie musi być u k.nadziei
ja osobiście nie zgodziłabym się na taki wyjazd, chyba że wyjechałby np do rodziców swoich, czy zaufanych znajomych


tak, masz rację z wyjazdem do rodziców (odpada) albo znajomych (do rozpatrzenia).

Czy można mu zaufać?
Ja mu ufam o tyle, że od kiedy wrócił, mówi mi prawdę. Czasem to bardzo boli - po tym poznaję, że to prawda.. I to co mówi (że męczy się z brakiem uczucia do mnie i brakiem pomysłu na to) - to widać że tak jest.
Pytanie na ile mówi mi prawdę o uczuciach do tamtej.
Na ile sam to do siebie dopuszcza - że to może wracać mimo jego ambitnej deklaracji..


Gdyby tylko powiedział NIE. Nie chcę.
Przecież nikt go tu nie będzie na siłę wiązał.

Ale on mówi CHCĘ Z TOBĄ BYĆ TYLKO NIE WIEM JAK. Niech mi ktoś pomoże.

Poza tym on się nie kontaktuje z ex. "Tylko" zostawia sobie furtkę współpracy zawodowej.
Wiedząc, że to oznacza koniec małżeństwa i wyrzucenie go z domu.

Rozmawiałam z tą panią telolog doradcą - ależ ona ma wiarę.
Powiedziała że widzi w nim rozdarcie, jakby jego rozum mówił mu: "Chłopie co ty robisz? Nie rób tego", a jego serce go wzywa "Ej, przecież szczęście jest dostępne na wyciągnięcie ręki"

Też powiedziała, że nic na siłę. I że widzi w nim wycofanie i cierpienie. Ale widzi też jego chęć. A najmniejsza chęć to jest coś co jej zdaniem trzeba łapać i wykorzystywać.

Może ma rację.
We czwartek się mamy z nią widzieć.

Anonymous - 2013-10-29, 11:42

krawędź nadziei napisał/a:
Powiedziała że widzi w nim rozdarcie, jakby jego rozum mówił mu: "Chłopie co ty robisz? Nie rób tego", a jego serce go wzywa "Ej, przecież szczęście jest dostępne na wyciągnięcie ręki"

Ja uważam, że jest to prawdą. Ale to mąż sam w sobie i ze sobą musi tę walkę przeprowadzić, nikt za niego tego nie dokona. Twoja stanowcza postawa powinna nie dawać mu wątpliwości, że on podejmuje decyzję z wszystkimi jej skutkami. Wiem, że mój mąż też musiał się zmierzyć z takimi samymi myślami.
Po pierwsze: decyzja. Za nią idą działania, które mają potwierdzać to co postanowione.
Nic na siłę... mój mąż też usłyszał ode mnie te słowa, gdy powiedziałam mu, że droga wolna - jeśli tylko on tak zadecyduje. Tak byłam przekonana i pewna co do tego, wypowiadając te słowa, że się przeraził... A mnie zdziwiła wtedy jego reakcja. Przecież oferowałam mu wolność, a jego ogarnęło przerażenie? Po prostu dostrzegł co miał do tej pory i co mógłby stracić, a do zyskania - wielkie bagno. Nie wiem jakby się potoczyły nasze losy, gdyby ta ewentualna przyszłość beze mnie jawiła się bardziej kolorowo, ale nie dociekam, widocznie tak właśnie miało to wyglądać...

Anonymous - 2013-10-29, 12:00

ja_tez napisał/a:
Po prostu dostrzegł co miał do tej pory i co mógłby stracić, a do zyskania - wielkie bagno. Nie wiem jakby się potoczyły nasze losy, gdyby ta ewentualna przyszłość beze mnie jawiła się bardziej kolorowo, ale nie dociekam, widocznie tak właśnie miało to wyglądać...


Wstrząsnęło Twoim mężem. Wreszcie. Chwała Panu.

Moim wstrząsnęłam tak już ze trzy razy. I nic. I nic.
Tzn niby nie wraca do ex, nie odchodzi ode mnie, ale..... nie odcina.

Mówię mu: odetnij całość ex, bo jak nie odetniesz to naprawdę się możesz się pakować.
I czeka. I zwleka. I dręczy mnie i siebie.

Widocznie jego bagno jest bardzo kolorowe. Wiem nawet jakie ma kolory... wiem dokładnie, bo to nieudolna, fałszywa kopia tego życia, które prowadziliśmy my jako młodzi beztroscy ludzie. Kopia zbudowana na nieszczęściu rodziny.
Bardzo kolorowe. I na wyciągnięcie ręki. I nic nie trzeba w sobie zmieniać. Tylko zagłuszyć sumienie i po raz drugi podeptać wartości. Drugi raz łatwiej.


---------
Edit: dobra, jestem trochę niesprawiedliwa.
Nie wstrząsnęło nim tak, jak JA oczekiwałam (kolejna nauczka)
Ale tydzień temu wstrząsnęło nim na tyle, że poprosił o czas i zadeklarował że teraz on będzie więcej czytał myślał i szukał.
I istotnie te wizyty ostatnie są z jego inicjatywy. On poszedł na pierwszą i wrócił z niczym bo okazało się że nie ma opcji indywidualnej tylko w parach. I to on zapytał mnie: Pójdziesz tam ze mną?

[ Dodano: 2013-11-05, 09:05 ]
Kolejna odsłona za nami.

Spotkanie z panią teolog wspólne dla mnie niesamowite, dla niego - chyba poruszające.
Trzy dni poza termin odwlekał Rozmowę. Narastało w nim napięcie.
W końcu siedliśmy i znów wałkowaliśmy temat: czy warto walczyć, czy on przezwycięży brak tego uczucia do mnie którego mu tak brakuje, co robić.
W czasie tej rozmowy wydarzyły się dwie rzeczy: oznajmił mi, że musi natychmiast wyjechać chociaż na tydzień, że nie daje rady.
Potem ja powtórzyłam że bez rozwiązania sprawy z ex na płaszczyźnie zawodowej taki wyjazd to koniec.
I ta druga rzecz: nagle zdecydował że rozwiązuje tę współpracę. Od dwóch miesięcy nie umiał się na to zdecydować, a teraz łup! W emocjach które się aż z niego wylewały, ale znalazł w sobie jakąś dźwignię.

Następnego dnia nie był gotowy na wprowadzenie słów w czyn (mogę tylko przyznać że temat jest b. trudny istotnie..). Chciał wyjechać pozostawiając mnie jedynie z tą słowną deklaracją a sprawę załatwić po powrocie.

Udało mi się go przekonać, że konieczny jest kompromis. Sam jego potrzeby nie widział, ale był na skraju nerwowego załamania. Zgodził się, że przed wyjazdem zadzwoni do niej i ustali konkretny termin spotkania kończącego, żeby ona też wiedziała. I zrobił to.

To mi musiało wystarczyć.
Odjechał nocą w pośpiechu. Znam miejsce gdzie jest i wiem mniej więcej ogólnie co robi. Nie ma to nic wspólnego z tamtą kobietą i jest w sporej odległości. To mi musi wystarczyć.
Mogę też sprawdzić dzwoniąc do konkretnej osoby - czy jest tam gdzie jest itd. Ale nie robię tego.

Nie wiem jaki wróci.

Modlę się za niego oczywiście codziennie i to tyle co mogę zrobić.

[ Dodano: 2013-11-11, 10:08 ]
Powinnam zmienić tytuł wątku :?: Chyba tak, bo mąż mój walczy, chociaż po swojemu.
(Edytować tytułu nie mogę, muszę skontaktować się chyba z adminem).

Mąż wrócił zgodnie z planem. Twierdzi, że jest w gorszym stanie psychicznym niż przed wyjazdem.
Dotrzymał słowa i uzgodnił z ex pierwszą transzę spraw do przekazania. Chociaż beze mnie, nie było mnie przy rozmowie telefonicznej. Reszta uzgodnień w tym tygodniu mailem - podobno.
Zostanie jedna nitka łącząca - wymagająca jeżdżenia do gospodarstwa obok domu tej kobiety (jest to coś w co ona też jest zaangażowana) raz na dwa tygodnie. Ale w zasadzie ja to mogę robić (może?). Nitka jest na razie nie do usunięcia, chyba że znajdziemy wolne 600 zł/mc.

Mieszka zatem z nami choć jest niepewny czy chce być ze mną czy nie. Uznaliśmy, że to się okaże w toku wydarzeń i na razie będziemy próbowali żyć razem najlepiej jak umiemy, i iść do przodu. Ja staram się budować swoje poczucie wartości na czymś innym niż "nie wiem czy chcę z tobą być".
Czas trudny, bo on nie ma pracy. Ale dla nas lepiej by nie miał, niż by miał zlecenia z kochanką.

Mąż szuka psychologa dla siebie, i koniecznie psychologa-faceta tym razem, bo nie radzi sobie sam z brakiem uczucia do mnie.
Mamy też kontynuować spotkania z doradcą teologiem.

Modlę się, czytam i mam w sobie trochę spokoju, ale i wciąż dużo bólu. Wiele nadziei, że on odnajdzie to, czego mu brak.

Mam też nadzieję, że uda mi się uwolnić wciąż od zaglądania na blog ex-kochanki (na którym ona poprawia sobie samopoczucie i oczywiście wie,że ja tam zaglądam, bo to była właśnie droga którą ja odkryłam ich relację). Wiem, to idiotyczne, wiem, sama się uszkadzam w ten sposób.
Raz mnie kusi żeby napisać na tym chorym blogu soczysty komentarz o rozbijaniu rodziny, a raz czuję, że naprawdę mogę i powinnam to wreszcie olać.

W każdym razie dziękuję Bogu za to co mamy. Obyśmy dobrze wykorzystali Boże dary na dziś.

Anonymous - 2013-11-23, 16:22

krawędź nadziei napisał/a:
W każdym razie dziękuję Bogu za to co mamy. Obyśmy dobrze wykorzystali Boże dary na dziś.

Oby było jak najlepiej. Z całego serca Wam tego życzę.

Anonymous - 2013-11-23, 18:05

Dziękuję. Z serca dziękuję. Bóg wie czy to się stanie.
Ale akurat właśnie dziś jest dzień gdy napiszę:


Ahoj, pozdrawiam Was wszystkich, którzy po wielu dniach widzicie w zasięgu wzroku swego tablicę z napisem "KRES STARAŃ".
Za tą tablicą jest już niestety tylko utrata godności własnej, którą przecież mamy, my dzieci Boże, obdarzone czystym sumieniem.


Więc zatrzymuję się i rozbijam tu obóz, z Bożą pomocą.

Anonymous - 2013-11-23, 20:57

krawędź nadziei napisał/a:
widzicie w zasięgu wzroku swego tablicę z napisem "KRES STARAŃ".
Za tą tablicą jest już niestety tylko utrata godności własnej, którą przecież mamy, my dzieci Boże, obdarzone czystym sumieniem.


Dla ciebie krawędż nadiei słowa tej piosenki.....
a w nich ODPUSZCZAM

http://www.tekstowo.pl/pi...found_love.html


powodzenia .............

Anonymous - 2013-11-24, 16:37

piosenka fantastyczna :)
może wyjechać do Kenii? ;-) :)
dzięki miodzio

Anonymous - 2013-12-17, 17:12

Podbijam i pozdrawiam :-D
Anonymous - 2013-12-17, 17:21

O, dzięki.

Trochę się dzieje i ostatnio się trochę cofam, trochę tupię, trochę się zatrzymuję.

Jeśli naszemu małżeństwu jest pisana naprawa i odbudowa, to nastąpi ona z maleńkim dzieckiem w tle (albo raczej w centrum), bo kochanka męża jest istotnie w ciąży.

Mąż waha się cały czas i nie umie podjąć decyzji.
Nie umie odejść ode mnie i zamieszkać otwarcie z nią (sądzę, że to wpływ sumienia, modlitw, świadomości co powinien jako mąż i ojciec skrzywdzonej rodziny)
Ale nie umie też wrócić i zamieszkać z nami. Mogę sądzić, że wzywa go ogromna namiętność do tamtej kobiety oraz teraz silna nić która ich wiąże - ona nosi jego dziecko. Chyba taki miała plan, tak go przyciągnąć. Uwierzył w jej bajki o niepłodności itp. Mimo tego, mimo tej gry, on ją dalej kocha a ona nosi pod sercem ich wspólne dziecko...

Nie jest teraz ważne, że nasze dzieci w małżeństwie były chciane, wymarzone, urodzone świadomie, że nie było w tym gry, manipulacji, złych intencji, że ja miałam super zdrową dietę przed zajściem, że on rzucił palenie żeby było ok - a teraz to dziecko poczęte w jakiejś grze, w alkoholu i papierosie, ona potem próbująca złowić innego w międzyczasie, co się zresztą nie powiodło, więc wróciła - wszystko takie brudne...
Nieważne. To też dziecko. Takie jak moje...
Jak to cholernie trudno przyjąć. Jako kobiecie i matce. Modlę się o to by zabrano ode mnie ten żal do tego niewinnego dziecka.

I mimo wszystko do tej sytuacji zostałam chyba przygotowana przez Boga.
Tym się objawia Jego miłosierdzie, jak myślę..

W każdym razie na tym etapie jestem gotowa do odbudowy naszej chorej rodziny i chorego małżeństwa ale widzę tylko jedną drogę:
każde z nas ponosi konsekwencje swoich decyzji.
Mąż ponosi konsekwencje zdrady i współżycia bez zabezpieczenia z kobietą niebędącą jego żoną i rozbicia własnej rodziny: w przypadku powrotu do nas te konsekwencje polegają na niemożności uczestniczenia jako ojciec i partner w życiu kochanki i dziecka. Na odcięciu się i płaceniu do końca życia alimentów na dziecko.
Kochanka ponosi konsekwencje wejścia żonatemu i dzieciatemu mężczyźnie do łóżka i łapania go na dziecko (bo tak mi to wygląda, te uniki, te gry, ta ostatnia karta itp). I wychowuje samotnie dziecko. I próbuje tak uporządkować swoje życie, aby w przyszłości zapewnić dziecku pełną rodzinę - ale już nie z żonatym.. (to już moje pobożne życzenia wiem)
Ja ponoszę konsekwencję tego, że 10 lat temu przysięgłam mojemu mężowi że go nie opuszczę. Nie był to wzór odpowiedzialności i wiele było tego oznak, ale ja zdecydowałam. No i tego, że przez parę lat myślałam, że małżeństwo to tak sobie będzie trwać i trwać niezależnie od moich czynów.
I konsekwencje dla mnie polegają na byciu do końca życia z mężczyzną, który mnie zdradził i ma dziecko z inną kobietą - a ja rozszerzam granice swojej miłości.

Sielanka, nie? (żart, wiem, że to niewesoła perspektywa do końca życia)
Tylko że to jak na razie moja wizja.
Wizja mojego męża jest chyba (o ile jakąś ma) inna:
Separacja małżeńska, wyjazd na drugi koniec kraju "za pracą" - no przyjmijmy że to dobry wykręt. I z daleka chyba odwiedzanie raz jednej a raz drugiej.
Jednocześnie odbudowa wspólnych projektów zawodowych z kochanką (menedżerka), bo przecież ona biedna potrzebuje teraz kasy więc zarabiajmy. Team idealny. A on się czuje współwinny jej sytuacji. Laska jest na bezrobociu i jedyna szansa dla niej na kasę to podpięcie się pod jego projekty...

Przekazałam mu, że jego wizja kłóci się z jego deklaracją "chcę odbudowywać ale nie wiem jak".

Wizja kochanki pewnie jest prosta: wyszarpać ile się da godzin i dni z nim, a potem już on jakoś zostanie. A mnie niech z dziećmi odwiedza raz na parę dni - normalnie, podwójne życie, jak wielu. Może nie przeszkadza jej bycie drugą czy tam połowiczną, aby nie być samą.
Kurczę, mi niestety przeszkadza.


Widzę jak będzie ciężko.
Po ludzku niemożliwe. Bez nawrócenia chyba niemożliwe. A z nawróceniem też bardzo trudne.
Zostawić samotnie mieszkającą kobietę którą się kocha (bo tak jest) i z daleka patrzeć jak czeka na poród, jak rodzi i jest z noworodkiem w połogu?
Czego ja od niego oczekuję?
Po ludzku to niemożliwe.

Z drugiej strony: jakoś opuszczenie swoich świadomych, związanych z nim dzieci dla nowej kobiety było możliwe, tak? No to jednak może i w drugą stronę się da? Nie wiem.

Ale jeśli zdecyduje się na życie z nową miłością, jako partner i jako ojciec na full - to jakim ojcem będzie dla moich dzieci, które mają 4 i 6 lat i dziko za nim tęsknią????? I on jak twierdzi też tęskni i go to rani ta świadomość?
Nieszczęśliwym w jakimś sensie na pewno. Nie mówiąc o krzywdzie dzieci. "Mamo, ale dlaczego tata tylko na kilka dni przyjedzie??" (buzia w podkówkę...)

Jeśli Bóg mu da siły do przejścia tego, on to przejdzie. Wierzę. Modlę sie za niego codziennie.
Ale na razie jest słaby jak ameba, nie radzi sobie.
Słucha ludzi, przyjaciół, związanych z Kościołem, teologa, dobrych głosów - i nie może zdecydować..


A czego Bóg oczekuje ode mnie?
Zostawienia ich w świętym spokoju, niech on się tam wprowadzi do niej i krzyżyk na drogę, niech się cieszy nowym dzieckiem i niech ona poczuje jaki to z niego wymarzony opiekun (mówię to z lekkim przekąsem). I czekać?
No chyba nie.. Bo on się waha.
A dopóki się waha, nie mogę go pchać w złym kierunku.

Bardzo trudna sytuacja.
Nie bez powodu Bóg nakierował mnie jeszcze we wrześniu na świadectwo Asi.

Anonymous - 2013-12-17, 18:39

nie zazdroszczę Ci sytuacji, o niebo trudniejszej od mojej pare lat temu
dzieci dorosle to nie wiem czy by mnie ruszylo dziecko mojego meza z kochanka, na innym etapie jestem i na pewno mi latwiej na wszystko co bardzo bolesne patrzeć
nauczyłam się zamrazac uczucia i wracac do nich żeby je przezyc jak troszkę sa mniej intensywne, moje bycie sama tez już nie jest tak dotkliwe jak 2 lata temu
dużo się zmienilo i ja bardzo się zmieniłam

podziwiam Cie za spokoj i umiejetnosc zatrzymania się i zastanowienia, ja nie wiem jak poradziłabym sobie w Twojej sytuacji, podziwiam za dojrzalosc i rozsadek
zycze Ci jak najlepszego rozwiązania dla całej Waszej rodziny !!

Anonymous - 2013-12-17, 21:36

katalotko, dzięki za dobre słowo.

Sytuacja moja trudna. Mojego męza takoż. Kochanki również.
I dzieci. I tego dziecka przyszłego.

Dobrze ktoś napisał: grzech przeciw szóstemu przykazaniu robi największe spustoszenie ze wszystkich, oprócz jeszcze pierwszego.

Jesteśmy skoszeni i powywracani. Musimy żyć zupełnie inaczej. Na szczęście ja i dzieci z Bogiem - może i reszta kiedyś też.

Sytuacja taka, że gdyby mi ktoś pokazał w wiarygodny sposób rok temu moją dzisiejszą sytuację, to prawdopodobnie rozważałabym rzucenie się z peronu.
A dziś - mam siłę.
Skąd? No sama z siebie raczej nie.
Spokój to tak średnio - wiesz, dla niektórych pisanina to terapia ;)

Może jakiś facet by się wypowiedział? Prosiłam kolegę aby się wczuł, jak to można w ogóle jak ojciec, mąż, kochanek - przejść? Nie chciał się wczuwać 8-)

Anonymous - 2013-12-17, 23:10

Profilaktycznie podbijam ;-) :-D
Anonymous - 2013-12-18, 08:10

Krawędź nadziei, pozwolę sobie coś napisac. Może to zabrzmi trochę brutalnie , ale pozwól mężowi wypić to piwo, którego sobie nawarzył. Nie zastanawiaj się w kółko co on myśli, co myśli ta kochanka, wiem, że to prawie niemożliwe, każdemu jest łatwiej radzić w nie swoim problemie...To jego życie, jego wybór ,taką miał wolę i niech teraz ponosi tego konsekwencje. Nie jesteś jego mamą ,tylko zdradzoną żoną ,kobietą ! Ty i wasze dzieci są tutaj niewinnie skrzywdzone! A już w ogóle nie przejmuj się tamtą kobietą.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group