Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Chyba nie wytrwał - a jednak walczy dalej, chwała Panu

Anonymous - 2013-10-28, 13:24
Temat postu: Chyba nie wytrwał - a jednak walczy dalej, chwała Panu
Mój wątek pod tytułem
"Po roku strasznych błędów, czy wytrwamy?.." tutaj: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=9794

Przyjęłam wiarołomnego małżonka 2mce temu. Dałam warunki, zadeklarował ich spełnienie. Najważniejszym było zerwanie kontaktów z ex, także zawodowych.

Potem odkrył, że mnie zupełnie nie kocha w taki sposób jak kochał kiedyś. I nie umie z tego wybrnąć. Nie umie mi też przebaczyć moich win sprzed zdrady. Ani sobie swoich.

Ja odkryłam że go kocham, okazywałam mu to i oczekiwałam odpowiedzi, jakiejkolwiek.
Nie było żadnej. To dobijało mnie i jego. Błąd, do którego zrozumienia musieliśmy dojrzeć oboje.

Nie umiał zerwać do końca z ex. Nie umiał bo nie chciał. Zostawił sobie szeroką furtkę współpracy zawodowej mimo moich coraz dobitniej wyrażanych nacisków.
Przyciskany co czuje do niej, mówił "nie wiem, może coś jest na dnie".
Do mnie nie czuje nic.

Ostatnie dni przyniosły przełom.

On chce wyjechać gdzieś na miesiąc czy dwa, bo nie radzi sobie z tym wszystkim.
Gdy pytam, czy może się zobowiązać że to będzie wyjazd samotny (i że nie wróci do niej), odpowiada "nie mogę".
I że nie chce spełniać mojego warunku zerwania kontaktów.

Ale potem (kiedy? nie wie) chce tu znowu wrócić i spróbować itd.
To się nie zgadza, mówię, gdzieś jest błąd.
Nie chcesz się z nią rozstać, ale chcesz wrócić (powiedzmy za miesiąc czy dwa).

ERROR.
:?:
O 18 idziemy jeszcze do terapeuty na rozmowę.. Cudu się nie spodziewam. Ale może dotrę gdzie jest error.
Czy jest nim miłość do tamtej?


Jest to trzeci i najpotężniejszy zawód, najpotężniejsze jak do tej pory rozczarowanie.
pierwszy - że nie walczy o małżeństwo
drugi - że nie walczy właśnie dlatego, bo zdradził, i że okłamywał mnie strasznie
trzeci - że mimo otrzymania szansy, bycia z nami przez dwa miesiące, mimo swojej własnej deklaracji (chciał wrócić i sam to zdecydował, sam się z nią rozstał) - to jednak była kolejna iluzja.

Strach, że na tym wyjeździe wróci do niej.
Ból, że tak wiele z siebie dałam nadaremno.
Bardzo mało nadziei.

O 18 idziemy jeszcze do terapeuty na rozmowę.. Cudu się nie spodziewam.

Jedyne co, że nie chce mnie okłamywać. Stąd też taki dojmujący ból.. prawda boli. Ale oczyszcza.


Muszę utrzymać swój warunek. I przyjąć ryzyko wychowywania samotnie dwójki dzieci do końca życia.

Módlcie się za mnie abym Bóg dał mi siłę.

Anonymous - 2013-10-28, 14:07

krawędź nadziei napisał/a:
Muszę utrzymać swój warunek. I przyjąć ryzyko wychowywania samotnie dwójki dzieci do końca życia.

Tak. I powiem Ci, że trzeba liczyć się z taką ewentualnością, warto pogodzić się zawczasu z tym, że tak właśnie może się stać. Bo to daje spokój na teraz, po wcześniejszej karuzeli emocji.

krawędź nadziei napisał/a:
Módlcie się za mnie abym Bóg dał mi siłę.

Zapewniam.

Anonymous - 2013-10-28, 15:29

jestem
Anonymous - 2013-10-28, 16:01

Dziękuję z serca.


Wszyscy dookoła mówią:
niech jedzie, wreszcie Ty go kopnij, wreszcie niech on poczuje od Ciebie niepewność.

(bo wciąż liczę na nawrócenie, tylko nie wiem kiedy..)

W sercu postanowiłam wytrwać jako samotna żona czekająca na niego. Nie wiem czy mi się uda.
Na dziś wydaje mi się to możliwe.

Ale on nie powinien o tym wiedzieć. Chyba.
Chyba powinien mieć świadomość, że może stracić wszystko.

Inaczej będzie mnie dręczył - wracał, odchodził - a ja będę emocjonalnie płacić za jego wahania, bo zawsze poczekam, wierna żona odporna na ciosy.

Powiem mu że jeśli wyjedzie bez gwarancji lojalności, to dla mnie to jest koniec. I doprawdy tym razem ja nic mu nie mogę zagwarantować. Co zastanie po powrocie. Nawet jeśli wróci skruszony. Być może porozmawiam z nim przez furtkę. Być może będę akurat mieszkać u znajomych i nikogo nie zastanie.

Anonymous - 2013-10-28, 16:52

krawędź nadziei napisał/a:
Inaczej będzie mnie dręczył - wracał, odchodził - a ja będę emocjonalnie płacić za jego wahania, bo zawsze poczekam, wierna żona odporna na ciosy.

to jest ponad nasze siły. Całe życie z krzywdzicielami... czemu im po prostu ciężko nie jest? Modlę się za Ciebie, za siebie i za naszych mężów.

Anonymous - 2013-10-28, 19:49

Czyli nawet na to kruche odbudowywanie parotygodniowe byliście z kochanką w tle. To jak miał podjąć jakąkolwiek refleksję, ochłonąć, chemia, wyobrażenia... Do naprawy trzeba izolacji od kochanki. Szkoda, że nie mieliście tej parotygodniowej choćby szansy. To czas kiedy dużo się dzieje.. Niech Duch Św. da Ci dobre natchnienia- co robić i co mówić.
Anonymous - 2013-10-28, 23:39

K.nadziei pisze:

Cytat:
Powiem mu że jeśli wyjedzie bez gwarancji lojalności, to dla mnie to jest koniec.


On sobie nie radzi? A to dobre, naprawdę. ;-)
Co to za wyjazdy samotne kiedy małżeństwo z powodu jego zdrady wali się?
Jakie mogą być intencje kogoś kto się chce ulotnić....na miesiąc, może dwa.....a może więcej?
Sama chęć wyjazdu w tak trudnej dla całej waszej rodziny chwili jest jednym wielkim brakiem lojalności i wygląda raczej na "zgrabną" próbą ewakuacji, może czasową a może nawet na stałe.
Cokolwiek by zadeklarował, nie sądzę że w jego obecnym stanie umysłu mogłoby mieć to jakąkolwiek wartość w sensie prawdziwości owych deklaracji.

Nie docenia się zwykle siły tego hormonalnego koktajlu w mózgu zdradzacza. Jego siła nie mija jak ręką odjął z chwilą kiedy "syn marnotrawny" wyrwany siłą z romansu wraca do domu, zwłaszcza gdy ten powrót nie wymusił na nim żadnych refleksji a raczej zdradzacz zastał w starych pieleszach, mimo swoich oczywistych przewinień, środowisko nadwyraz mu przychylne ale jakże znajome i dla niego nudnawe po ekscesach jakie przyszło mu przeżyć.

Anonymous - 2013-10-29, 00:09

Cytat:
On sobie nie radzi? A to dobre, naprawdę. ;-)
Co to za wyjazdy samotne kiedy małżeństwo z powodu jego zdrady wali się?


...tego samego zdania jestem i powiem wiecej......to raczej Tobie w tym wypadku przysłyguje prawo do samotnego wyjazdu w celu "regeneracji",że tak to ujme,odpoczynku i przemysleń.
On siedzieć na d....powinien i naprawiac co zbabrał.

Poza tym.....skoro sobie nie radzi to niech idzie po pomoc do specjalistów,a nie ucieka.

[ Dodano: 2013-10-29, 00:22 ]
...i kompletnie nie rozumię doradzaczy,którzy mówią.....
Cytat:
niech jedzie, wreszcie Ty go kopnij, wreszcie niech on poczuje od Ciebie niepewność.


Osobiście nie interpretuję tego jako kopnięcie,ale "przyzwolenie" i "ułatwienie".
...ot uniknięcie konsekwencji.

Tak...jedź kochanie,przemyśl sobie,odpocznij i zdecyduj,a ju czekać na Ciebie bedę.....
Paranoja jakaś....

Anonymous - 2013-10-29, 08:10

lena napisał/a:
Tak...jedź kochanie,przemyśl sobie,odpocznij i zdecyduj,a ju czekać na Ciebie bedę.....
Paranoja jakaś....

Ano paranoja ....
gdy za wszelką cenę zrobi się wszystko by tylko trwał ten związek....
szczególnie

w sytuacji gdy jedno ma to gdzieś...a drugie by ratować poruszy całą wieś.....

Anonymous - 2013-10-29, 08:51

Cytat:
On sobie nie radzi? A to dobre, naprawdę. ;-)


[ Dodano: 2013-10-29, 00:22 ]
...i kompletnie nie rozumię doradzaczy,którzy mówią.....
Cytat:
niech jedzie, wreszcie Ty go kopnij, wreszcie niech on poczuje od Ciebie niepewność.



Moze niejasno napisałam.
Rada brzmi: niech jedzie i niech wie że po powrocie pocałuje klamkę.
Że wyjazd = koniec.

Anonymous - 2013-10-29, 08:57

Ja właśnie tak to zrozumiałam. I przyznam, że przychylam się do takich opinii.
Anonymous - 2013-10-29, 09:39

kenya napisał/a:


Nie docenia się zwykle siły tego hormonalnego koktajlu w mózgu zdradzacza. Jego siła nie mija jak ręką odjął z chwilą kiedy "syn marnotrawny" wyrwany siłą z romansu wraca do domu, zwłaszcza gdy ten powrót nie wymusił na nim żadnych refleksji a raczej zdradzacz zastał w starych pieleszach, mimo swoich oczywistych przewinień, środowisko nadwyraz mu przychylne ale jakże znajome i dla niego nudnawe po ekscesach jakie przyszło mu przeżyć.


tak.

z tym, że
a) twierdzi, że decyzję o powrocie do rodziny w sierpniu podjął sam - istotnie ja dowiedziałam się o zdradzie dopiero po podjęciu jego decyzji, chociaż przed fizycznym powrotem.
Chociaz istotnie podjął ją, ponieważ ja zmieniłam swoje podejście do nas, i do niego. Czy to nazwać wyrwaniem siłą z romansu? Nie wiem..

b) sam nie doceniał siły tego koktajlu - sądzil że wróci i pyk! zamknął jedne drzwi, otworzy drugie. Po prostu pokocha mnie dokładnie tak jak dawniej, i wszystko pojedzie na tej emocji. tej emocji nie znalazł i przerażony wycofuje się bo wszystko na niej opierał.


jedyną osobą która w nas wierzy jest doradca który z nami wczoraj rozmawiał (mega zaangażowana dziewczyna z poradni formacji rodziny przy parafii, po teologii).
ale chyba ona nie obejmuje całości - po godzinnym spotkaniu chyba nie udało się przekaząc wszystkich głównych problemów..

Jedyne co dobre, to uzmysłowiła mu to, czego ja nie umiałam. Że miłość to nie emocja. Że to coś więcej. Na wykresie ;)
Zapytałam go potem, czy widzi, że to czego tak rozpaczliwie szuka (miłość do mnie) pojawi się JAKO EFEKT działań, które trzeba podjąć.
Jak efekt, a nie baza tych działań.
Powiedział, że chyba rozumie.
Łapię się takich rzeczy, idiotka...

on tam chce iść znowu do tej teolog ze mną
rozpaczliwie oczekuje, że ktoś (np. ona) mu wytłumaczy czego on się ma zaczepić.
któż to może zrobić?
jeśli on sam tego nie znalazł będąc w domu przez 2 mce


powiedziałam mu już, że wyjazd = koniec
i że zostawienie furtki zawodowej z ex = koniec
i on to wie.

prosi mnie o te trzy dni - że zdecyduje w czwartek

i ja mam teraz spokojnie czekać trzy dni, aż on coś znajdzie albo nie. a raczej nie.

Wiecie? to jak usłyszeć od kogoś: hm.. wynik czy pani ma raka czy nie jeszcze nie gotowy. Niech pani przyjdzie za trzy dni i spokojnie poczeka. Ale ma pani wszystkie objawy.
Ale niech pani poczeka.

Może faktycznie to ja wyjadę. Zaraz.

Anonymous - 2013-10-29, 10:07

z takimi wyjazdami w czasie mega kryzysu też miałam do czynienia
mąż pojechał chociaż ja się sprzeciwiałam
po fakcie i przez przypadek okazało się że wyjechał z kochanką...
oczywiście po powrocie tylko utwierdził się że kochanka jest cud miód bo niczego wielkiego nie wymaga a tylko chwali a żona wredna jędza bo ciągle chce jakiś deklaracji, konkretnych działań...
u nas wszystko się rozleciało-ale może tak miało być ,może miało całkowicie upaść to co było złe
póki co nic się nie odbudowało ;) ale kto wie co będzie kiedyś

Anonymous - 2013-10-29, 10:12

krawędź nadziei napisał/a:
powiedziałam mu już, że wyjazd = koniec
i że zostawienie furtki zawodowej z ex = koniec
i on to wie.
prosi mnie o te trzy dni - że zdecyduje w czwartek

Dobrze, że jasno i wyraźnie określiłaś jakie będą konsekwencje decyzji męża.
Ja dałabym te trzy dni do namysłu, a potem niech się określi, konkretnie. Ale piszę to z własnej perspektywy, Ty decyduj jak uważasz.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group