Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kasa

Anonymous - 2013-10-24, 17:24
Temat postu: kasa
Od ponad pół roku jestem z wami, super fajnie przezywam wespół wasze dołki i doliny, z których i ja dzięki wam wielokrotnie wychodziłem. Zrobiłem inaczej niż chciałem, nie zrobiłem tego czego chciałem, raczej zeście mi pomogli .Serdeczne Bóg zapłac!!!
Fajowo się tu czyta i pisze o milości, o wierności, o Bogu, o kosciele. Brakuje mi jednak konkretnych sugestii z życia MAMONĄ.
Mialem cicho siedzieć i w sobie samym przerobić . Niestety i mnie czeka kolejna sprawa 08.11 o separację. Jak w pierwszej wystarczyło że się przedstawiłem i dwa razy odpowiedziałem TAK, i sprawa została zawieszona, tak teraz chyba się nie uda.
Jak wtedy tak i teraz mam ochotę pofikac i pobluzgać na żonę. Sam nie wiem po co , ale chyba żeby było na moim.
w sumie to i bez sądu jesteśmy "dogadani" co do syna, alimentów, czy chaty.
No i właśnie kłopot z chatą, żona niby umywa ręce( bo jest w pip kredytu) jak bedzie bez winy to ona będzie grandzić latami az sie postarzeje i roztyje skończą się sponsorzy i co ja mam za te rewelacje płacić?? No mimio szczerych checi jakoś mi sie to kłuci .
Znowu co mam dalej tyrać pospłacac i odezwie się oddaj mi połowę???
Olać wszystko żeby ją zieloni ganiali??
Pomimo naszych wzniosłych chaseł żyjemy w świecie jaki jest.
Żona ostatnio powtarzała: "Nie wierzę w miłość , wierzę w zapłacone rachunki"
Od kiedy jej nie ma ,widze że materialnie staję coraz lepiej, czyli co: bedzie kasa to wróci? tak to ja nie chcę.
Sama mówiła że to nie dla kasy odeszła, ale cośik mi tu nie gra. Tymbardziej ze w koło słysze ze kiedy pieniądz był była żona, kasy brak żona śmig, do goscia z bmw.
1 Faceci jak to było u was?
2 Czego babka oczekuje od faceta?

Anonymous - 2013-10-24, 18:36

Na pierwsze pytanie nawet nie mogłabym odpowiedzieć. Na drugie też nie ma uniwersalnej odpowiedzi, ani jakiegoś jednego klucza. Ludzie są różni, a kobiety to ludzie. Powiem za siebie, a jestem osobą bardzo zadowoloną z własnych zarobków. Jeżeli kobieta zarabia wystarczająco - to chciałby żeby facet czuł się dobrze, nie zagrożony w swojej roli. Dlatego wolałaby żeby facet też zarabiał (wg niego samego) 'podobnie', jeśli on sam uważa zarobki za ważne. Nie dlatego, że to ma jakiekolwiek znaczenie. Jeśli będzie zarabiał mniej, uważając ten aspekt za wyznacznik swojej roli będzie się głupio czuł. A jak się będzie głupio czuł, z tak idiotycznego powodu jak pieniądze, to dla kobiety kłopot. Zwłaszcza jeśli da to odczuć np. jakoś jakoś obniżając poczucie wartości tej drugiej osoby. Więc jak facetowi są do dobrego samopoczucia potrzebne pieniądze, no cóż...
Natomiast ważna jest postawa, że ktoś się stara o byt rodziny -roztropnie, jest odpowiedzialny, nie szasta kasą, nie robi długów (cieszę się, że mój mąż taki jest - mówię o odpowiedzialności i gospodarowaniu. W tym mogę na nim polegać).
Z obserwacji (nie autopsji, bo zawsze zarabiałam): chciałbym żeby facet nigdy nie wykorzystywał swojej przewagi w sprawach finansowych jeśli gorsze warunki finansowe kobiety wynikałyby z opieki nad dziećmi, albo innym członkiem rodziny (pracy nad obszarem wspólnym). Nie wyobrażam sobie wtedy wydzielania, kontrolowania. Praca małżonków jest równa, niezależnie od płacy a pieniądze wspólne. Niestety widziałam, że faceci tak do tego nie podchodzą. Ja bym się bała takiej zależności, a historie rodzinne wdrukowane we mnie od dziecka i obserwacje znajomych to potwierdzają. Więc chciałabym, żeby faceci byli tacy, żeby można było się całkowicie nie bać takiej zależności, ufać sobie. Wiedzieć, że nawet gdyby kobieta nie przyniosła grosza, to nie dali by tego odczuć. Nie musiałaby się tłumaczyć ile z otrzymanych pieniędzy wydała na co. Oczywiście wspólne planowanie np. na dany m-c (lub w kwestii inwestycji) to co innego, to objaw szacunku i rozsądku;) Ja nawet nie mam odwagi takiej zależności spróbować (złe dzieciństwo i złe obserwacje otoczenia).
W drugą stronę - co do wydatków ufam małżonkowi. Konta rozdzielne w ogóle uważam za absurd. Zawsze wszystko było wspólne.

Anonymous - 2013-10-24, 22:23

Dabo nie stanalem w tej sytuacji i dalby Bóg ze nie stane :mrgreen:
Jedyne co teraz mysle to historia syna marnotrawnego: dostal to co mu sie nalezalo (moze to nie przypadek ze prosil nie o wiecej, nie o mniej)
Moze trzeba podejsc do tematu wlasnie tak: ma byc sprawiedliwie, a na rozprawie ma byc prawda.

Anonymous - 2013-10-25, 06:28

K_ napisał/a:
Konta rozdzielne w ogóle uważam za absurd. Zawsze wszystko było wspólne.

No właśnie. U mnie takie rozdzielne konta są niemal od zawsze. I to moja żona, która zarabia lepiej ode mnie, jest z tej sytuacji zadowolona. Nie zastanawiam się nawet, co będzie, gdy sprawa dojdzie do sądu, bo może to być naprawdę nieprzyjemna historia. Ogólnie jakby policzyć wartość garderoby mojej żony, to już jest niezła sumka, a przecież ubrań na pół nie podzielimy. Obawiam się, że mogę wyjść niczym Zabłocki na mydle. Ogólnie, to gdy w związku wygasną uczucia, sprawy finansowe robią się naprawdę nieciekawe.

Anonymous - 2013-10-25, 07:09

Dabo napisał/a:
w sumie to i bez sądu jesteśmy "dogadani" co do syna, alimentów, czy chaty.


ja tu czegoś nie rozumiem? to jesteście dogadani czy nie?

przecież możesz przepisać i chatę i kredyt na siebie, nie trzeba do tego rozwodu,
wystarczy pojscie do notariusza...

u nas konta zawsze osobno... zarabialismy podobnie...
jak jest dobrze, to to nie ma znaczenia, jak jest źle, to WSZYSTKO ma znaczenie

Anonymous - 2013-10-25, 20:27

Dabo,

Cokolwiek zrobisz przeciwko Zonie... wcześniej czy później odbije się to na Waszych DZIECIACH - tak mówili mi NON STOP moi doradcy w trakcie procesu rozwodowego i bardzo się ciesze, ze posluchalem tych często KATEGORYCZNYCH rad.

Dzisiaj... już ze smutnej wprawdzie porozwodowej perspektywy, ale jednak po 6ciu latach od rozstania stwierdzam, ze czuje się naprawdę dobrze wiedzac, ze przynajmniej finanse nie były powodem malzenskiego kryzysu.

Moje DZIECI mieszkaly i mieszkają z Zona, i dlatego może latwiej przychodzi mi mowic o braku tematu: podzial majątku, ale to nie oznacza, ze było lekko. Po prostu caly czas powtarzałem sobie, ze nasze DZIECI sa najbardziej pokrzywdzone i dlatego przynajmniej tyle mogę zrobić na początek.

Teraz już tez wiem, ze prawdziwe jest powiedzenie: im więcej dajesz tym więcej dostajesz :-D Sprawdza się na 100% - ZARĘCZAM :mrgreen:

Pogody DUCHA :-)

Anonymous - 2013-10-27, 22:50

Kasa... Czyja kasa ? Twoja ? żony ? dziecka ? a może Wasza ?
JakubekKaz, są takie sytuacje kiedy trzeba bronić.
W stanie wojny trzeba bronić kraju.
Zdrada jest takim stanem wojny wypowiedzianej przez zdradzonego, wojny przeciwko małżeństwu, trzeba również bronić małżeństwo, ale również siebie, dzieci.
Wojna poprzez zdradę dotyczy często również zamachu na dobra materialne, które wypracowane zostały wspólnie, lub które niesprawiedliwie, ale zgodnie z prawem można "wyrwać" od drugiej strony.
Nie sądzę aby postawa zupełnej bezbronności wobec działań drugiej strony była właściwa.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem instrukcję w samolocie " najpierw załóż maskę sobie, następnie pomóż dziecku" byłem, zdziwiony, prawie zbulwersowany... - Jak to każą mi być egoistą, mam zostawić dziecko a martwić się o siebie ???
Dopiero potem przyszła refleksja... a jak miałbym pomóc dziecko skoro sam wcześniej stracę przytomność ? :roll:
Dlatego "zdrowy egoizm" czasami jest niezbędny po to, żeby móc pomóc, ofiarować coś innym.

Podobnie z sytuacją finansów rodziny, kiedy jedna strona używa sobie życia, nie stara się o wspólne dobro.
W tej chili Dabo pomnaża majątek żony.
Spłaca jej (współwłaścicielka) dom, gromadzi fundusze, płaci alimenty na dziecko.
Prawnie, ma prawo do tych dóbr, a wiedząc, że jest w stanie skupić się wyłącznie, nie zważając na dziecko, na zaspokojeniu własnych przyjemnostek, można spodziewać się że tak samo może postąpić z majątkiem który teraz gromadzi Dabo.
Przecież to również majątek, zabezpieczenie, które Dabo wypracowuje z myslą o dziecku.
Rozdzielność majątkową, można przecież wprowadzić.
Może zona chce spłacać w połowie raty kredytu hipotecznego.
Jeżeli nie to z pewnością nic nie będzie miała przeciwko temu żeby od tego momentu udział Dabo w domu stawał się większy, a jej pozostał na poziomie który był do tej pory.

Anonymous - 2013-10-30, 19:47

Gregan Dzięki za rozsadną i pomocną poradę. Właśnie tak się czuje.
Teeoretycznie mamy rozdzielność na żadanie żony od czerwca, ale właśnie to co było przed czerwcem było fyfty fyfty. I właśnie to mie rusza , bo znając życie i widząc inne przypadki. Po wzniosłych emocjach i wspaniałym życiu , życie i jej da po grzbiecie i przypomni sobie: aha przeciez tam jest coś mojego. Dziś słyszę ze nic od ciebie nie chcę, wypchaj się itp. ale zycie to życie. Ostatnio podczas rozmowy zapytała , czy jestem już gotów wyzbyć sie tego domu i kupić mieszkanie w innym mieście i spróbować. Niewiem co o tym myślec, z jednej strony: Ona nienawidzi tego domu -niby? nawywijała więc było by wstyd wrócić; wracając była by przegraną; z drugiej strony , chata stoi na darowanej działce, w zamian niepisany obowiązek doglądania i pomagania rodzicom- (taka rodzinna dolina muminków). Wyzbywam się tego co mam i startuje znowu od zera- ekonomiczna głupota. Ucieczka od wszystkiego żeby spróbować jeszcze raz małżeństwa. Mam zasłyszne i zakodowane że dom rodzinny to dom rodzinny a nie hotel. Ja osobiście zawsze wiedzałem że mam gdzie i do kogo wrócić, taką samą pewność chciałbym zapewnic dziecku. Niestety żona od dziecka była przystosowana do cyganskiego zycia, ale pod tym względem nie mam zamiaru ustępować , bo uważam że jej tok rozumowania jest zły. Może gdybym mieszkał w stanach inaczej bym myślał

Anonymous - 2013-10-30, 23:10

Dabo napisał/a:
Ostatnio podczas rozmowy zapytała , czy jestem już gotów wyzbyć sie tego domu i kupić mieszkanie w innym mieście i spróbować. Niewiem co o tym myślec, z jednej stron :oops: y: Ona nienawidzi tego domu -niby? nawywijała więc było by wstyd wrócić; wracając była by przegraną; z drugiej strony , chata stoi na darowanej działce, w zamian niepisany obowiązek doglądania i pomagania rodzicom- (taka rodzinna dolina muminków).

- uzależnia "spróbowanie" od sprzedaży domu ?
Można przecież wynajmować mieszkanie. Dom planowałeś wynająć lokatorom, więc finanse tak strasznie nie ucierpią.
No chyba ze te próby miałby odbywać się w super apartamencie w renomowanej dzielnicy.
Tylko te "spróbowanie"...na czym te próby miałby polegać ?
lepiej to od razu ustalić :mrgreen:

Gdyby próbowanie Wam się udało, to po jakimś czasie, powrót do "doliny muminków" nie wiązałby się dla niej z takim wstydem jak teraz :oops:

Anonymous - 2013-10-31, 08:12

Gregan , dokładnie tak myślę i dla tego nie mam zamiaru puki co niczego próbować. Poczekam aż się wykrwawi, albo zrozumie. A swojego będe dalej pilnował, bo wkońcu to kiedyś też bedzie syna, a narazie jest ojcowizną którą i ojcec dostal od swojego ojca.
Nie dla mnie jest filozofia -zniszczyć wszystko i obok budować od nowa.
Jako budowlaniec wiem że wystarczy dobrze wyremontować.
Choć przyjemniej było by na nowym :evil:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group