Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Hustawka raz góra, raz dól...

Anonymous - 2013-10-19, 20:39
Temat postu: Hustawka raz góra, raz dól...
Mysle, że teraz ja potrzebuję wielu, wielu mądrych rad.
Czy Wy też tak macie, że czujecie się nierozumiani i kłócicie o głupoty. Że jednego dnia jest super, Wasz mąż się stara, a innego dnia obrzuca obelgami. Że jednego dnia koleżanka męża, z którą mało co już pisze, ale wciąż pisze Was nie denerwuje, a innego dobija.
Nie umiem tego pojąc. Staram się bardzo pracowac nad sobą. Przestałam byc kobietą- bluzczem. Staram się akceptowac wiele rzeczy. Mąż też się stara...A potem podczas kłótni mówi, że mam się wynosic, że ma mnie dośc, że jestem psychiczna... Co ciekawe o każdej kłótni wie jego koleżanka, a jak coś mówię na nią nie tak, pomimo tego, że to rozmowa między mną a mężem dostaję od niej smsa, że wycieram sobie nią buzię i takie tam.
Wiem, że nie powinnam oceniac, ale czasami nie umiem nad sobą zapanowac. Jak to jest, mam chwalic to, że ona nie mieszka ze swoim mężem, że traktuje go jak smiecia... jej mąz też cudowny nie jest. Nie rozpuszczam żadnych plot, ale mam do niej wielki żal, bo często się przez nią kłóciliśmy i dalej kłócimy. Nie rozumiem jak kobieta zamężna może szukac kolegow. I to zonatych. A do tego jeszcze buntuje mojego męża przeciwko mnie, tak to odbieram.Staram się panowac nad zazdrością, ale nie rozumiem, czemu mąż 5 dni do mnie nic nie pisze, a ma kontakt z nią. Jak się kłócimy to ja mu każe iśc do niej, a on mowi, że taką zonę jak ona chciałby miec. I tym podobne.
Od słowa do słowa przychodzi kłótnia. Staram się milczec, staram się nie odpowiadac, wychodzic, ale już tracę siły... A potem jakby nigdy nic mój mąż rozmawia ze mną o codziennych sprawach, mimo tego, że wyzwał mnie wcześniej od j.....ch bab.
Nie rozumiem jaką jeszcze pracę mam robic nad sobą. Staram się jak mogę, ale to już chyba przesada. mąz też niby się stara... Przestał pic, wracac nad ranem... Ale to mało tak mało... czuję się jakbym mieszkała z wrogiem. Nie czuję żadnej wspólnoty, żadnej więzi.
Wczoraj dowiedziałam się, że ładnie nagadał na mnie do niej w pracy. Wiem trochę powiedziałam na jej temt gorzkich słów, ale mąż mnie podburzał i to ostro. potem powieziałam, że nie powinnam jej oceniac, bo sama nie jestem świeta. A potem dowiedziałam się, że mój mąż się jej wyżalił... tylko szkoda, że całej prawdy nie powiedział.
ja już nie mam nerwów ani sił. Szukam mieszkania, bo z takim facetem chyba nie mam szans. Staram się przerywac ten błedny krąg, ale mój mąż jest zimny, twardy, wulgarny i na DODATEK PRZEKONANY O SWOJEJ IDEALNOSCI. On nie popełnia błedów. To, że mnie zdradzał, to moja wina. To, że mnie źle traktuje to moja wina... A kościół omija z daleka.
Nie chcę już walczyc. tak bardzo się staram.Stosuję wszystko co mozliwe, miłosc, obojetnoc, zajmuję się sobą... A każde nasze 2 godziny w ciągu dnia to ciągłe kłótnie. O głpoty. Mamy mało czasu, wogóle go prawie nie spędzamy razem. Mąż więcej czasu spędza z nią w pracy niż ze mną. To koszmar. Mam tego dośc. Nawet kiedy bardzo, bardzo się staramy to szybko to się niszczy przez jakąś głupotę.Myslę o separacji, bo po prostu nie wyrabiam. czy to ja mam tak duże oczekiwania czy co innego? Proszę pomózcie.

Anonymous - 2013-10-19, 21:07

rozumiem Cię, każda kobieta chce być tą najważniejsza dla swojego meża... tez miałabym dosyć na Twoim miejscu.. nie wiem czy to w czymś pomaga czy nie co pisze, ale dla mnie to nie do przyjęcia ze maz opowiada "koleżance" o szczegółach naszego zycia a ona potem jeszcze do mnie smsy pisze i on na to nie reaguje..
dla mnie to kompletnie zaburzone priorytety..

Anonymous - 2013-10-19, 21:12

jasmina44 napisał/a:
dla mnie to kompletnie zaburzone priorytety..

Myslę podobnie. Nie dośc, że błotem obrzuca mnie on, błotem ona to jeszcze i tak twierdzą, że wszystko to moja wina. Myslałam, że to, co mówimy z mężem jest między nami. Kolejny zawód... I to bardzo bolesny. I myslę, że decydujący.

Anonymous - 2013-10-19, 21:33

czy decydujący to juz sama zdecydujesz, dla mnie to ogromny wykrzyknik... uwaga niebezpieczeństwo..
juz na koniec mojego małżeństwa, zanim sie wyprowadziłam mój mąz równiez zaczął jakies wirtualne znajomosci przedkąłdać nad moją osobę i to był ogromny cios... i pobudka.. jakim cudem ktos inny moze byc ważniejszy ode mnie.. przeciez to ja jestem zona, mnie ślubował mi mówił ze kocha i ze na zawsze itd...
ja nie wytrzymałam i sie wyprowadziłam.. i do dzisiaj ten stan trwa.
nie załuje ze tak sie stało bo to wsyztsko wtedy gniło od środka.. żylismy w chorym i toksycznym środowisku nie widząc tego albo nie umiejac tego zmienić...
mineło od tego czasu wiele miesiecy ja sie zmieniłam, tak myśle, co do meża to nie wiem mamy coraz mneijszy kontakt..
ale wiem ze nie umiałabym byc z meżczyzną dla którego nie jestem najważniejszą kobietą... gdzie w tym szacunek? poczuce bezpieczeństwa? miłosc?
wsyztskos ie wymeiszało zabarwiło czymś brzydkim...
trzeba to jakoś oczyścić.. musisz znależć swoja dorgę by to zrobić.
ja po wyprowadzce miałam ogromną depresje mimo ze wiedziałam ze to dobry pomysł był. chciałam potem ratowac ten związek pracować jakos nad tym ale on już nei chciał... tak bywa... usłyszałam tekst o przyjaźni...
tak jak już ktoś tu pisał na forum nie wychodziłam za mąz po to by po 5 latach została tylko przyjazn. on był moim życiem moim wyborem moja droga droga która mielismy isc wspólnie..
moze kiedys bede umiała inaczej na to spojrzec ale teraz jest taka wyrwa w sercu.. poczucie ze cos sie straciło przegrało po częsci samemu do tego sie przyczynaijąc.
co z tego ze teraz wiem tak duzo, ze zrozumiałam wiele.. juz jest za pozno a na inne zwiazki nie mam ochoty. nie interesuja mnie.. a moj maz w chwiliobecnej mnie odrzuca - odrzuca mnie od niego psychicznie ta jego postawa - jestem szczesliwy i jest mi cudownie bez ciebie... to jego leciutki podejscie do wsyztskiego... i całkowite skupienie na sobie... ten egoista którego teraz obserwuje to nie jest mój Robert którego poznałam kiedys w zadymionym klubie szantowym i do któego jechałamprzez pół Polski by z nim być... nie znam tego człowieka i z nim byc nei chce.. a czy tamten którego kiedyś poznałam jeszcze istanieje? nie wiem.. moze.. ale moze juz nei dla mnie...
jak to widac gdy człowiekowi przestaje zależećjak bardzo zmienia sie jego podejście i stosunek do danej osoby.. ja to odczułam na własnej skórze..

Anonymous - 2013-10-19, 22:50

Im tu więcej czytam, już jako osoba, która podjęła bardzo bolesną decyzję o wyprowadzce i nadal doswiadcza huśtawki emocjonalnej od maksymalnej złości na męża do tęsknoty i poczucia winy (nie znajdującego pokrycia w faktach zresztą), że człowiek, który nakładał mi obrączkę 8 lat temu i razem ze mną przeżył, jak sądziłam wiele wartościowych i dobrych dni już nie chce ze mną być, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to, co liczy się najbardziej, to nie miłość, choć ona największa, ale godność ludzka.

Bez miłości drugiego człowieka da się żyć, zwłaszcza, że miłość daje dziecko, zwierzak, rodzice, kiedy żyją, przyjaciele, ale jeżeli ktoś, kogo kochamy depcze naszą godność, to trzeba tę godność-miłość siebie samego, szacunek dla siebie- ratować, nawet poprzez odcięcie się od współmałżonka.

Co to za powrót na łono rodziny po zdradzie, skoro zdradzający uważa, że jest w porządku, przerzuca winę, a na dodatek utrzymuje dziwne kontakty z inną osobą?

Jak dla mnie oznacza to, że powrót jest pozorny. Ponadto nie wierzę w przyjaźnie damsko-męskie i męsko-damskie. Kto ma ochotę na zwierzenia na temat związku do osoby innej płci, niech sobie znajdzie profesjonalnego terapeutę płci przeciwnej, najlepiej w wieku powyżej 45 r.ż. Nie piszę o wieku w kontekście potencjalnej atrakcyjności, ale o tym, że im młodszy terapeuta, tym bardziej ma negocjowalny system wartości.

Anonymous - 2013-10-20, 04:03

Filomena, dobrze piszesz, swego czasu miałam podobne przemyślenia.
Można to też podsumować stwierdzeniem, że dopóki nie kocham siebie samego - nie jestem w stanie pokochać kogoś innego.

Anonymous - 2013-10-20, 15:20

Jedni mówią o godności, inni piszą o miłosci, która pokona wszystko. W Biblii napisane jest zło dobrem zwyciężaj, historia Św. Rity i Św. Moniki mówią wiele o cierpliwości i modlitwie. A czego chcę ja? Nie wiem. Myslę, że gdybym miała sporo pieniędzy uciekłabym gdzie pieprz rośnie od tego człowieka. A z drugiej strony nie mam żadnych dowodów na jego zdradę. mało tego, Przestał prawie pisac z tą kobietą, twierdzi, że to ja jestem dla niego najważniejsza, a zarazem nie pokazuje tego tak jak ja chcę. Wiem na pewno, że wiele historyjek o ich rzekomym romansie dopowiedziałam sobie sama. Bo nawet, kiedy mąż miał blokadę na telefon, ja ją rozkminiłam i widziałam rzadkie, nieusuwane smsy od tamtej kobiety, raczej w sprawach zawodowych i z jej poczuciem krzywdy, że wmawiam jej romans z moim mężem. I odpowiedzi mojego męża, jak do kolegi bez żadnych czułosci tylko o pracy... jeden, dwa w tygodniu.... Nie wiem, jak o tym myslec. To wszystko jest takie skomplikowane....
I te głupie, raniące teksty mojego męża... I zarazem moje powiedzonka.... Wzajemna spirala nienawiści, w tym wszystkim brak kasy i czasu spędzanego razem.
To wszystko jest tak pełne sprzeczności, a w tym wszystkim moje zachwiane uczucia, raniące tony męża i tony, które wskazują jak bardzo on czuł się zraniony moim wyganianiem z domu czy podobnymi rzeczami. On nie wie, co ma robic. jakby prowadził walkę w samym sobie. I nie chodzi tu o kobietę. On po prostu nie wyrabia, a ten typ nie umie szukac pomocy.

Anonymous - 2013-10-20, 15:52

taki układ jak piszesz Moniko-jawi mi się jako chory,bardzo chory-walczysz o "lepsze" małżeństwo,a tu same schody-Ty bardzo chcesz,On nie za bardzo....

wspominają mi się czasy narzeczeństwa mojego brata-latał za nią jak fryga,to jej się podobało,przestał latać(był zmęczony,zajęty,odpuścił)-powiedziała,że TO NIE TO

myślę,że mało jest osób w kryzysie ,które ścierpią wady drugiej osoby-tak po ludzku,bez zmuszania się do akceptacji słabości drugiej strony


jestem zwolennikiem prostoty-odchodzi od Ciebie (uczuciowo) małżonek-po prostu odpuść,odizoluj się,nie rób nic na siłę-ja to wszystko robiłem,efektów nie widziałem,POZWOLIŁEM NA WSZYSTKO,nie żałuję

[ Dodano: 2013-10-20, 16:11 ]
pamiętasz adaptację filmową "Lalki" Prusa- i scenę na peronie z tekstem....Farewell miss Iza -zawołał Wokulski...był taki zakochany,a odpuścił...

[ Dodano: 2013-10-20, 16:24 ]
czuł się po prostu oszukany

Anonymous - 2013-10-20, 17:02

JOHAN napisał/a:
czuł się po prostu oszukany

Nie umiem pojac wielu rzeczy. Między innymi tego, że wciąz walczę. Ale jestem coraz bardziej zmęczona. Mało, wbrew pozorom, widzę dobrej woli ze strony męża. I coraz częściej myślę o odejściu. Nie chcę go zbawiac na siłę. Trochę boję się samotności, jak każda kobieta... Ale też lepiej, paradoksalnie, czujemy się w domu z córką, jak męża nie ma. Dziś rano wstał, znowu zły humor, znowu czepianie się o głupoty... Obie odetchnęłyśmy z ulgą, jak poszedł do pracy. To chyba poważny sygnał...
Jest tu ktoś może z Zabrza i ma tanie mieszkanie do wynajęcia? ;-)

Anonymous - 2013-10-20, 17:12

może po prostu zacznij ignorować jego fochy,mniej rozmowy,mniej uwagi,mniej starań-troszkę więcej emocjonalnego chłodu-może coś go ruszy-wtedy tylko trzeba być cierpliwym-jeśli nie ma agresji z drugiej strony warto trwać-na cpyknięcie palcem czasów z narzeczeństwa się nie wróci :lol:

[ Dodano: 2013-10-20, 17:14 ]
a jak jest agresja,atak-należy przemyśleć bardziej radykalne środki...Jest tu ktoś może z Zabrza i ma tanie mieszkanie do wynajęcia? ;-) :lol: :lol: :lol:

Anonymous - 2013-10-20, 19:55

Agresji fizycznej nie ma... Ale psychiczna jet i to sporo. Ale akurat z tym nauczylam się walczyc. jak moj mąż w nerwach, bo nigdy na zimno, zaczyna mnie wyzywac, ja daje ostrzezenie: jeszcze jedno wyzwisko i wyjde. często pomaga. Ale jak już zapędzi się w kozi róg, po prostu wychodzę. Do Kościoła, rzecz jasna. I z reguły mąż dzwoni i przeprasza. dzieki tej metodzie jest spokojniejszy, bo wie, że nie pozwolę się zwyzywac jak kiedys i tylko płakac.
Nie powiem, że ja byłam świeta, o nie. też mu nieźle docinałam. Ale teraz staram się nie docinac.
Chłód emocjonalny... też to przerabiam. Coraz częściej... Ale czasami jest mi ciężko, bo po ludzku przytuliłabym się. A tu mam grac księżniczkę...
Och, czekam na przyszły rok jak na zbawienie... Startuję na pielęgniarstwo... Skutek tego wszystkiego jest taki, że przypomniałam sobie o marzeniach.... I co że mam 30 stkę... Chcę pielęgniarstwo skonczyc i po kilkuletniej praktyce wujeżdżac na misje.... O tym zawsze marzyłam. I nie zawsze w tych planach konieczny jest mąż. Do tego przynajmniej doszłam przez ten kryzys....

Anonymous - 2013-10-21, 12:24

Wyciszyć się, odciąć, zacząć żyć obok - tak mnie radzono. Ja starałam się tak robić ale po porostu czasami mi nie wychodziło. Dopadała mnie chęć rozmowy i usłyszenia deklaracji z jego strony których mi nie składał, to ja cały czas prosiłam, nalegałam starałam się i nic z tego nie wynikało. Z natury jestem niecierpliwa i mało konsekwentna i nie zawsze udaje mi wytrwać w postanowieniu. .............. że już do niego nie napiszę, nie poproszę o rozmowę, dam mu spokój, zajmę się sobą, ale to nadal bardzo boli:( Nie ma gotowego przepisu na ratowanie naszego małżeństwa, mogę tylko wierzyć że nadejdzie dzień że wszystko się jakoś poukłada, ze odzyskam radość życia i pewność siebie.
Anonymous - 2013-10-21, 22:17

A może film "Ognioodporny" albo lepiej książka "Miej odwagę kochać" i do dzieła dopóki jesteście pod jednym dachem i w modlitwie, i przede wszystkim z Bogiem. A czy my wiemy jak czują się Ci mężowie? Ktoś ich w takie nawet wyimaginowane przez nich poczucie krzywdy wpędził, że tylko gniew i złość przez nich przemawia i takiego strasznie trudno zmienić. Kryzys w małżeństwie - jeśli chodzi o przyczyny to 50U nas kobiet - jak widać nawet po wypowiedziach - rządzą uczucia, u faceta - ROZUM - trzeba zmienić sposób myślenia i niestety - ja żona - jestem najgorszym doradcą a jednak i tak to robię, bo jak nie ja, to kto? I niestety - moje doświadczenia takie, że skutek żaden - ale na odległość niewiele można zdziałać. Każda sytuacja, która wymaga decyzji to problem urastający do awantury, niestety... bo gniew i złość z tamtej strony...
Anonymous - 2013-10-21, 22:20

martusia_1970 napisał/a:
Wyciszyć się, odciąć, zacząć żyć obok - tak mnie radzono. Ja starałam się tak robić ale po porostu czasami mi nie wychodziło. Dopadała mnie chęć rozmowy i usłyszenia deklaracji z jego strony których mi nie składał, to ja cały czas prosiłam, nalegałam starałam się i nic z tego nie wynikało. Z natury jestem niecierpliwa i mało konsekwentna i nie zawsze udaje mi wytrwać w postanowieniu. .............. że już do niego nie napiszę, nie poproszę o rozmowę, dam mu spokój, zajmę się sobą, ale to nadal bardzo boli:( Nie ma gotowego przepisu na ratowanie naszego małżeństwa, mogę tylko wierzyć że nadejdzie dzień że wszystko się jakoś poukłada, ze odzyskam radość życia i pewność siebie.

Martusiu, to tak jakbym siebie słyszała. Jakbym ja była Tobą. Bo tak właśnie mam. I wszystko jest dokładnie tak samo. I ta odpowiedz męża: Pytasz się jak dziecko z przedszkola, czy chcę byc z Tobą... A co ja tu robie?
I tak non stop... Ale wprost nie powie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group