Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Małżeństwo niesakramentalne

Anonymous - 2013-10-17, 09:44
Temat postu: Małżeństwo niesakramentalne
Moi kochani!
BŁAGAM Was o pomoc!
Od 12 lat jestem w związku nieskaramentalnym z moim mężem. Mamy 3 wspaniałych dzieci w wieku 11, 9 i 5 lat.
Meza poznałam jako rozowdnika. Sądziłam ,że Bóg postawił mnie na jego drodze , by pomoóc mu wrócic do siebie, nawrócic się. Od początku rozmawialismy o slubie kościelnym.Maz mówił,że jest w trakcie załatwiania uniewaznienia małżeństwa. Niestety nie dosłżo do tego przez 10 lat. Rok temu wniosek został finalnie złozony do Kurii.

Nie wiem, co mam myslec. Nie umiem zyc bez Boga. Płacze, ciepię. Maż wysmiewał latami moja potrzebę uczestniczenia w sakramentach.Teraz stara sie o to, bo nasze małżęństwo wali się a ja jestem bliska odejścia. Maz spiewa w przykoscielnym chórze a ja dzis widze w tym tylko chęc jego zaimponowania innym i to nie świętością a głosem.

Uczęszczam na terapie psychologiczne, szukam wsparcia w rodzinie, przyjaicołach i nadal nie wiem co robic.

Od lat dochodziło w naszym zyciu do awantur, maz szarpał mnie, opluwała, poniżał, wyzywałMaz zazywał marihuane i alkohol. Od marihuany na pewno jest uzlezniony co juz zaczał głośno mówic. Potrafił kilkukrotnie mówic mi w oczy,że nie kocha i nigdy nie kochał, by za chwilę zapewniac o miłosci. Ja winiłam marihuane, doszukiwałam sie depresji bo nie umiałam uwierzyc,że mnie nie kocha. łaczyło nas tak silne uczucie.

Zaczęłam sadzic,że może stale kocha byłą zonę. Ze to jest powód opieszałości w uniewaznieniu małżeństwa. Sadziłam,że dobro dzieci jest najwazniejsze(oni nie mieli dzieci, byli małżeństwem przez 6 msc, po czym ona odeszła do innego meżczyzny, z którym ma 2 dzieci).Walczylam, prosiłam o interwencje rodzine. I udawało się, po jego 3 grożbach rozowdu jestesmy nadal razem.

Najdziwniejsze w tym,że te rozowdy i"nie kocham" nie miały większego powodu. Do takich deklaracji dochodziło w zwykłych kłotniach lub po sielnce małżeńskiej jako efekt przemysleń męża. Mówił o tym równie przekonywująco jak to,że mnie kocha

W tym roku mielismy Komunie syna. I niestety dopadł nas kolejny kryzys (trwał od pól roku ale tu "wrzód pękł").Maz przewizól z Holandii duże ilości marihuany, która sie oduzał, lekcewazył mnie, wysmiewał i kpił. Po powrocie do Holandii wyprowadizł się. W swojej rodzinie przedstawił mnie jako złą kobietę, która zniszyła mi zycie, awanturowała się, robi z niego narkomana.

Teraz wróćił do domu i bardzo sie stara.

Ale jak tak bardzo sie boje,że on nigdy sie nie zmieni,że uniewaznienie małzeństwa to tylko gra na moich uczuciach.

Czy jesli zdecyduję sie odejśc od niego, to zostanę uznana za złego człowieka? Czy Bóg potepi mnie za to? Czy ucierpiąmoje dzieci, które były świadkami licznych awantur i to jest ich wspomnienie dzieciństwa?

Niech moja historia będzie nauczką dla wszytskich dobrych duszek. Łaćzmy się w związki ale sakramentalne, bo bez Boga miłosci nie ma.Bóg jest miłością.

Czy teraz wchodząc w związek sakramentalny z cżłowiekiem, który wielokrotnie mnie ponizła i znieważła moge miec nadzieję,że on się zmieni? Czy jego obietnice rzucenia marihuany i pojścia na terapię to dziłania Boga czy jego próba manipulacji mna?

Widzicie..WIerzę w Boga tak bardzo i tak głęboko a nie umiem usłyszec jego głosu. Słyszę go raczej jako podpowiedż"odejdż". Czy Bóg mógłby mi tak radzic? A dzieci? Dlaczego sni mi się Maryja i Jezus i proszą bym wróciła do nich? Mówią mi,że mnie kochaja.Budze się i myslę, musze odejśc.

A ja nie umiem odejśc od człowieka, bo boję się o niego. Zal mi go i martwie się,że spadnie na dno, gdy nas straci. Boję się potepienia Boskiego i cierpienia które już teraz mnie przeszywa,że miłośc nie była wieczna i biblijna.

Znam opinię psychologów. Nawet jeden ksiądz poradził mi, bym odeszła i zadbała o bezpieczeństwo finasowe dla dzieci.

Co jednak Wy sądzicie o tym? Czy moja miłośc jest moją głupota i błednym programem w mojej głowie? Czy nie da sie uratowac zagubionego cżłowieka?

Błagam, pomóżcie mi!

Anonymous - 2013-10-17, 11:12

a co czułas na początku? kiedy była miłosc, było dobrze? Zawierając małżenstswo z rozwodnikiem nie miałas oporow? Pisałas że Bog był dla Ciebie bliski. Czy to nie jest tak że teraz zbliżasz si do Boga żeb ratował Twoją rodzinę omimo wszystko? Pomimo związku niesakramentalnego?
Anonymous - 2013-10-17, 13:18

Zawsze byłam bliska Bogu, przez cłay czas trwania mojego małżeństwa.
Załuje,że nie poczekałam ze ślubem do czasu slubu kościelnego, może wtedy poszło by to szybciej. Mąz obiecywał,że potrwa to rok, może dwa.

Czułam miłośc, szczęscie, strach przed Bogiem, czułam smutek z powodu pierszej zony.

Nie umiałam jednak zrozumiec że Bóg chciłaby aby cłzowiek, który został porzucony przez kogoś musiła cierpieć z tego powodu całe życie w samotności.On miał zaledwie 22 lata w chwili rozowodu.

Naszym slubem sprzeciwilismy sie wszytskim.Moi rodzice absloutnie nie akceptowali faktu,że Damian jest rozowdnikiem,

Zawsze zwracałam się do Boga o pomoc, cyklicznie spotykałam się z księzmi. Po prostu jest coraz trudniej bo teraz nie chodzi juz tylko o powrót do Boga ale ratowanie uzaleznionego człowieka.

Ale Boga prosze, aby pomógł mi rozwiązac sytuacje, abysmy umieli być szczęsliwi.

Boje się odejśc i boje się trwac przy nim. Tak pragnę iśc do spowiedzi, ale gdy to zrobię to juz będzie koniec mojego małżeństwa, bo obietnicy złozonej Bogu nie złame. Bez zblizeń bedziemy sobie coraz bardziej obcy. Juz jesteśmy.

Anonymous - 2013-10-17, 14:02

Przemoc męża wobec ciebie nie wynika z tego, że nie macie ślubu kościelnego.
Po co łączysz te sprawy?

Anonymous - 2013-10-17, 14:19

grzegorz_ napisał/a:
Przemoc męża wobec ciebie nie wynika z tego, że nie macie ślubu kościelnego.
Po co łączysz te sprawy?


Tak, ja łaczę te sprawy. Sądziłam, że gdy dojdzie do związku sakramentalnego, on przestanie tak postepowac , chocby z powodu spowiedzi, sakramentu. Upatrywałam w nim biednego pogubionego człowieka i sama sie pogubiłam.

Anonymous - 2013-10-17, 14:44

Kto jest dla Ciebie ważniejszy? Bóg? Czy człowiek - "mąż". Piszę w cudzysłowiu, bo względem Boga nie jesteście żadnym małżeństwem.

W X Przykazaniach jest napisane

1. Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim secem, całą duszą i całym umysłem.


A dopiero na drugim miejscu.

2. Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego.

Też "Jak siebie samego" a nie......bardziej.

Najpierw musisz kochać SIEBIE, dopiero potem..............innych ludzi, nawet mężczyznę, którego kochasz. Czy..........z miłości do niego chcesz ............opuścić Boga? A co z Twoim zbawieniem?

Pomyśl.

Pozdrawiam

Anonymous - 2013-10-17, 14:55

Pozytywko, poczytaj trochę o mechanizmach wszelkich uzależnień i o współuzależnieniu. To jest to pogubienie, o którym piszesz. Poczytaj, ile kobiet wychodząc za mąż myślało że "naprawi" męża. Tak, sakrament pomaga kochać współmałżonka. Ale to Tobie będzie pomagać, a "mąż" jeśli zechce - wciąż w uzależnieniu będzie tkwił. Sakrament na uzależnienie z automatu nie pomaga.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group