Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jestem chwile przed pozwem rozwodowym ...

Anonymous - 2013-10-17, 15:23

slaw napisał/a:
zająć się sobą...prawda...tylko jak to zrobić gdy głowa jest gdzie indziej


zapraszam na spotkanie do najbliższego Ogniska sycharowiskiego zobaczysz jak to się robi

Pogody Ducha

Anonymous - 2013-10-17, 16:00

dziękuję za zaproszenie, skorzystam

jej rodzice ... stoją z boku ... nie chcą stracić z nią kontaktu

ale kto może przemówić do rozsądku jak nie oni?

pokazać że to co robisz robisz bardzo źle? ...zwłaszcza w sytuacji gdy ona nie widzi nic złego w tym co robi...

Anonymous - 2013-10-17, 17:39

Slaw,

Twoja żona nie ma 16 lat.
Jest dorosłą, wykształconą (na dodatek psycholog) osobą, która samodzielnie myśli.
Chcesz sprawić, aby jej rodzice zmusili ją do tego aby zaczeła Cie lepieij traktować???

Anonymous - 2013-10-17, 19:50

właśnie z tym samodzielnie to mam problem ...

coś jest nie tak ...
jeśli kobieta z pełnym przekonaniem pyta "czy jest coś w tym złego że się z nim przyjaźnie?"
i widzę że to nie jakieś granie, udawanie ... naprawdę nie widzi nic złego w tej sytuacji ...

myślę że dostaje wsparcie ... ale nie z tej strony co trzeba

a koleś się bawi ... żona utrzyma całą chatę okiełzna dzieci ... a on jak się znudzi tel. i śmiga do przyjaciółki ... po czym jego żona wychodzi z siebie ...

fakt, że sama powinna dojść do pewnych refleksji ...
może jednak czasem ktoś powinien w tym pomóc ...
sam nie wiem ...

to wszytko to moje dylematy i rozważania ...

Anonymous - 2013-10-17, 20:34

slaw napisał/a:
"czy jest coś w tym złego że się z nim przyjaźnie?"


Slaw ale zrozum to że ktoś właśnie tak to czuje i widzi.

Ciebie boli to-a w pojęciu żony nic się złego nie dzieje.
slaw napisał/a:
fakt, że sama powinna dojść do pewnych refleksji ...


Dokładnie tak bo inaczej ścierają się dwa mało zrozumiałe światy!!!
w dodatku ty się wkurzasz tą sytuacja-a żona się wkurza że ty się tego czepiasz.
Z mojego punktu widzenia
TO BEZNADZIEJNA DROGA....a pisząc to
mam dokładnie za sobą (kiedyś tam.....)
podobne przeżycia.....
i z perspektywy czasu potrafię napisać tylko to:

ktoś musi odpuścić pierwszy, i zazwyczaj robi to ten bardziej ŚWIADOMY

Anonymous - 2013-10-17, 21:37

ja już jej powiedziałem żeby sobie jeździła z nim gdzie chce ...robiła co chce
byle dziecku nie rozbijała rodziny, żeby miał tate i mame pod jednym dachem ...
licząc że z czasem się to poukłada, że coś do niej dotrze ...
i zamknąłbym się nie komentując tego jak należy

ale ona nie widzi takiej możliwości ... jest przepełniona żalem za rozgłoszenie sprawy
i promienieje gdy wraca ze spotkania z "przyjacielem" ...

2 małżeństwa ...łącznie 3 ka dzieci ...u mnie 3 latek ...tam 3-4 i 14 ....
no pełna masakra,

i jak tu się nie gotować? nic nie robić?

Anonymous - 2013-10-17, 23:36

Może ktoś mi napisze: jesteś wredna, ale ja nie umiem pozytywnie ocenic tego, że wzyscy tylko mówią: źle, że to rozgłosiłes, zmień siebie, popracuje nad soba, daj jej czas, wolnosc itp. Uważam, że tak byc nie powinno. Czy jest coś złego w przyjaźni z zonatym mężczyzną, która niszczy obie rodziny? TAK, TAK I JESZCZE RAZ TAK!!!!!
Czy mąż ma prawo mówic o tym, że żona robi źle, skoro faktycznie tak robi? TAK, TAK I JESZCZE RAZ TAK!!!!
jest zły? Ma prawo. Znam z autopsji przyjaciółki męża, wiem, co to za ból. Och też miałam scysje z panią niedoszłą psycholog( koleżaneczką męża), która uważa, że tym, że nie pozwalam utrzymywac z nią mężowi przyjacielskich kontaktów to zasługuję na miano wariatki. Fajna psycholog, nie ma co. Rozumiem ten ból i krzyk, który wyrywa się z piersi.
Czy Biblia pozwala na to, by żona cudzołóżyła pod okiem męża i by ten to akceptował? Na pewno nie. Nie dajmy się zwariowac. Biblia mówi o przebaczeniu, owszem... Ale mówi przede wszystkim o tym, by nie zgadzac się na grzech.
Wiem, że praca nad sobą jest konieczna. Rozumiem, bo sama ciężko pracuję i naprawiam swoje błędy. Ale mi zaprzestanie krycia męża pomogło bardzo. Okazałao się, że mój mąż nie był tak kryształowy, jakiego z siebie robił. I miałam wielkie wsparcie w jego rodzinie i znajomych... Tej części, która jest w miarę normalna, rzecz jana. I nie po kilku rozwodach, lub związkach 40 latka z 18 latka....
Nie powinnam oceniać twojej zony. Z tego, co piszesz faktycznie robi xle. Co ty możesz zrobic? Sam niewiele. Módl się. To pomaga, pomaga i jezcze raz POMAGA. Nowenna do Św. Rity, do Św. Józefa, modlitwy do Anioła Stróża Żony... Bóg jest, czuwa i pomaga. Nie jesteś sam.

Anonymous - 2013-10-18, 00:41

[quote="slaw"]ja już jej powiedziałem żeby sobie jeździła z nim gdzie chce ...robiła co chce
byle dziecku nie rozbijała rodziny, żeby miał tate i mame pod jednym dachem ...
licząc że z czasem się to poukłada, że coś do niej dotrze ...
/quote]

Przepraszam, że obcesowo, ale lepiej na cudzych błędach się uczyć. Czy Ty wiesz, co zaproponowałeś??? Legal ze zdrady. Nie dotrze, bo będzie jej wygodnie, rodzina, nie rodzina, ale UKŁAD oraz zaspokojenie jej potrzeb emocjonalnych na boku. Ani dzieci, ani współmałżonek nie są wtedy ważni. Ważne jest tylko dobre samopoczucie zdradzającego. Cała reszta to tylko racjonalizacja.

Anonymous - 2013-10-18, 07:27

MonikaMaria to jest dokładnie to co ja myślę! Tą złość trzeba z siebie wyrzucić, nazwać po imieniu, bo inaczej się podusimy.
Anonymous - 2013-10-18, 08:21

miodzio63 napisał/a:
slaw napisał/a:
"czy jest coś w tym złego że się z nim przyjaźnie?"

Slaw ale zrozum to że ktoś właśnie tak to czuje i widzi.

Potwierdzam. Ileż to wysiłku wkładałam w tłumaczenie, wyjaśnianie mężowi, że to co robi jest złe. A on nie rozumiał. Nie mogłam tego pojąć - jak to, inteligentny rozumny człowiek nie rozumie tak prostych rzeczy?? Oczywistych oczywistości?? Niemożliwe! A jednak... Z czasem zaczęłam się przekonywać, że to nie udawane, że NA DANY MOMENT on tak właśnie myślał (że teraz zmienił zdanie to już inna sprawa). Nie mogłam tego pojąć, ale przyjęłam (z trudem) do swej świadomości, że to prawda: on tak właśnie myśli, a moje słowa nie docierają, odbijają się jak o ścianę. I nastał moment mojej rezygnacji z dalszego "ratowania" i "zbawiania" go od jego własnych decyzji i wyborów. A co najśmieszniejsze, w owym czasie sam mnie prosił, abym pozwoliła mu się potknąć, przewrócić, potłuc. Gdy teraz mu o tym przypominam, on tego nie pamięta...
Nie oznacza to, że należy godzić się na to co nas rani i dotyka, trzeba mówić o własnych uczuciach. A nawet wyrażać złość. A czy druga osoba się opamięta, zrozumie... na to wpływu niestety nie mamy. Mamy wpływ jedynie na siebie. Dlatego trzeba spróbować zająć się sobą przede wszystkim. To strasznie trudne, ale nie ma innego wyjścia, po prostu nie ma - żeby jakoś funkcjonować i nie zwariować. Gdyby to było proste, nikt nie pisałby na forum :->


miodzio63 napisał/a:
Ciebie boli to-a w pojęciu żony nic się złego nie dzieje.
slaw napisał/a:
fakt, że sama powinna dojść do pewnych refleksji ...

Dokładnie tak bo inaczej ścierają się dwa mało zrozumiałe światy!!!
w dodatku ty się wkurzasz tą sytuacja-a żona się wkurza że ty się tego czepiasz.
Z mojego punktu widzenia
TO BEZNADZIEJNA DROGA....a pisząc to
mam dokładnie za sobą (kiedyś tam.....)
podobne przeżycia.....
i z perspektywy czasu potrafię napisać tylko to:

ktoś musi odpuścić pierwszy, i zazwyczaj robi to ten bardziej ŚWIADOMY

Zgadzam się całkowicie.
Czasami lubię wracać do zdania wypowiedzianego niegdyś przez terapeutkę "ktoś musi być mądrzejszy" :mrgreen:

Anonymous - 2013-10-18, 12:49

nie mieszkamy razem, najbardziej brakuje mi mojego Maluszka, zgodziłbym się na wszytko byle mieć Go przy sobie codziennie ... to moja motywacja do powyższej propozycji ...

dla niej jestem śmieciem, problemem, pewnie i wyrzutem sumienia, po ludzku autentycznie dusi się podczas chwil gdy jesteśmy razem, nie może złapać oddechu
zupełnie jej nie obchodzę, moje problemy, uczucia, kompletnie nic, zero współczucia ...
pokrzywdzona jest ona i jej przyjaciel ... przecież zrobiłem taką "szopkę" jak oni teraz moga pracować normalnie ?
jego żona to wariatka, a ja jestem psychopatą który "wpier...." się tam gdzie nie potrzeba

mówiac o tym wszystkim mówi tylko: "Ja", "dla mnie" .... tak jakby była w tym wszystkim sama .... nie ważne dobro Synka, nie ważne moje .... "Ja" i ewentualnie przyjaciel ....

nie wiem czy znajdę siłę żeby tego po ludzku nie rozgonić na 4 wiatry w obojętnie jaki sposób .... to moja walka póki co
wiem, że to nic nie da w kontekście ratowania mojej rodziny ....
ale są moment gdy złość i zwykła chęć wymierzenia sprawiedliwości biorą górę ...
wtedy cieszę się że jestem kilkadziesiąt kilometrów dalej ... mam czas żeby ochłonąć

Anonymous - 2013-10-18, 13:28

slaw napisał/a:
ale są moment gdy złość i zwykła chęć wymierzenia sprawiedliwości biorą górę ...
wtedy cieszę się że jestem kilkadziesiąt kilometrów dalej ... mam czas żeby ochłonąć

I tym tropem idź. Ja wiele razy miałam to samo, pod wpływem emocji byłam zdolna do wszystkiego, nie obchodziło mnie, że to byłoby niezgodne z moją naturą, charakterem. Bo chwilami było dla mnie za ciężko - jak mi się zdawało... Wspomagałam się modlitwą, próbowałam na siłę zajmować się czymś innym, sobą, czymkolwiek - byle oderwać się od tego wszystkiego. Choć na chwilę. I czas, czas, czas. Takie niby wyświechtane stwierdzienie, a jednak czas weryfikuje wszystko dużo lepiej niż emocje...
Moja sytuacja była nieco inna, ale te wszystkie schematy są tak podobne. Mój mąż dziwił się na przykład, dlaczego ja wszystko przeżywam, o co mi chodzi, bo przecież to MNIE NIE DOTYCZY(!) Dobre... To wynikało z jego egoizmu, tak bardzo się przejął sobą, tą drugą osobą i sytuacją w której się znalazł (na własne życzenie i zgodnie ze swoją wolą), która zaczynała być coraz bardziej skomplikowana i trudna dla niego, że zapomniał o moich uczuciach.
Gdy zaczęłam oddawać (powoli, bo właściwie chyba pierwszy raz w życiu to robiłam z pełnym zaufaniem) wszystko Jezusowi, godzić się na to co ma mnie spotkać - wszystko nabrało innego wymiaru. A mnie łatwiej było to ogarnąć.

Anonymous - 2013-10-18, 13:53

dużo już narobiłem w złości, bardzo dużo ...
z perspektywy czasu do dziś nie wiem czy to dobrze czy nie ....
po tym jak wraz z jego żoną narobiliśmy "bigosu" u nich w pracy ...
usłyszałem od żony ... "teraz nie będę ani z Tobą ani z nim" :D

w pewnym sensie tak to skomplikowałem ... że nie jest teraz łatwo pokazać ludziom nowy nabytek ...
od teścia usłyszała ..."wypierasz się tego i wypierasz, ale pamiętaj żeby Ci do głowy nie przyszło kiedykolwiek się tu z nim pokazać" ... nie wiem na ile starczy konsekwencji ... pewnie nie starczy ... w każdym razie gość zachowywał się poprawnie ...

cały czas informuję żonę o co i jak robi ... w spokojny sposób ...
że krzywdzi dziecko
że rozbija drugą rodzinę
że niszczy rodzinę a właściwie dwie
że na nieszczęściu nie da się nic zbudować
jak to wytłumaczysz Synkowi za pare lat
kto będzie dbał o jego naukę
kto Go nauczy jeździć na rowerze
jak już dostaniesz kopa w D .... ilu wujków przerobisz zanim to będzie to ...i jak to wpłynie na naszego Syna
że koleś który niszczy swoją rodzinę z 2 ka dzieci musi być "xxxxx wy"

nie wiem czy dobrze, nie wiem czy nie powinienem zostawić ją w spokoju ...niech się sparzy ... a jak się nie sparzy ?

jak w tej całej ogromnej krzywdzie ...akurat im będzie dobrze ?


i tu zaczynam się gotować ...na to po prostu nie pozwolę ...

Anonymous - 2013-10-18, 14:24

No dobrze, a gdzie jesteś TY? Jak informujesz żonę o tym co TY czujesz, jak na Ciebie wpływa to co robi?
A co stałoby się gdybyś nieco odpuścił i poluźnił ten uścisk, którym tak usilnie pragniesz zatrzymać żonę?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group