Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Bardzo trudna sytuacja - zdrada

Anonymous - 2013-10-09, 23:27
Temat postu: Bardzo trudna sytuacja - zdrada
Jestesmy malżenstwem 6 lat,mieszkamy w UK, tutaj poznalismy sie, po dwoch latach ślub i kupno domu, dwoje dzieci 3 i 5 lat, pracujemy w tej samej firmie. Sytuacja zmusiła nas do pracy na przeciwnych nocnych zmianach, aby moc opiekować się dziećmi. Wszystkie obowiążki dzielilismy równo, ja tak ja zona prasowałęm sprzątałem, opiekowalem sie dziecmi. Dodatkowo remonty w domu, sprawy finansowe, wszystkiego pilnowalem. Tryb pracy spodował że zaczelismy sie od siebie oddalac, cały czas poswiecony był dzieciom. Praktycznie zero intymności i chwil tylko dla nas (wariactwo). Wakacje spedzalismy w Polsce, musielismy jezdzic do mojej rodziny i do zony. Tlumaczylem sobie, że wszystko robimy dla dzieci. Zona czesto chorowala (jakis kaszel), innym razem operacja. 1.5 roku temu rozplakala sie ze ma juz tego dosyc, nie chce sie rozwodzic ale juz nie wytrzyma dluzej. Rozmawialismy o jej zmianie pracy z nocy na dzien, abysmy mogli spedzac wieczory razem, ona nie chciala. Od tego momentu czulem ze cos jest nie tak. Wakacji juz nie chciala spedzic gdzies nad jeziorem lub mozem z dziecmi. Pojechalismy do rodziny ale to zaden wypoczynek. W pracy poznala koleżanke (z czego sie bardzo cieszylem bo wiedzialem ze brakuje jej takiej od serca), i innych znajomkow. Nagle odzyla, byla coraz opryskliwa dla mnie, przestala nosic obrączkę, jak mialem wolne to wychodzila czasami do klubow. Pozwalalem jej na to bo wiedzialem ze potrzebuje troche relaksu i odpoczac o dnia codziennego. Po wakacjach oznajmila mi ze jedzie na swieta do Polski z dziecmi ale nie wspomniala o mnie. Potem stwierdzila ze nie zostawi mnie w swieta w UK samego. Ja wiedzialem ze jak spedzi boze narodzenie w Uk to nie bedzie zbyt szczesliwa i postanowilismy ze pojedziemy do Polskie razem. NIestety jej zachowanie coraz bardziej mnie denerwowalo, ostatni raz w listopadzie po wspolnej nocy, powiedziala zebym sobie znalazl jakichs znajomych (znajomych to ja mialem tylko nie było czasu aby ich odwiedzac, kazdy wieczor spedzalem sam z dzieciakami. Gdy wrocila z Polski zaczela sie coraz dziwniej zachowywac, nie chciala zaplanowc wakacji. W koncu ja przycisnalem i oznajmila mi ze sie chce rozwiesc, ze jest nieszczesliwa, nie cieszy jej juz to ze mamy dom, piekne zdrowe dzieci.
No i zaczął sie mój koszmar, brak snu, papierosy, brak apetytu. Próby rozmowy konczyly sie jej płaczem. Powiedzialem o tym przyjacielowi, po jakims czasie powiedzial mi ze jest chyba trzecia osoba, dowiedzial sie o tym od swojej zony ktora przyjazni sie z moją. Ja postanowilem zmienic zmiany na dzienne abysmy spedzali wiecej czasu razem (ona juz nie chiala ze mna spac). Ona narzekala ze tak jest gorzej, ze caly dziec musi siedziec z dziecmi sama.
Od szwagrowej dowiedzialem sie ze w pracy ludzie cos mowia ze cos jest nie tak, moja zonka zadaje sie dzwnym towarzystwem (ktore czesciowo znam i ze ktos sie kolo niej kreci). Widzialem na facebooku ze gdy przychodzi rano z pracy przed pojsciem spac siedzi na czacie). Udala mi sie wkrasc na jej konto i gdy przeczytalem tresc czatow to jakbym dostal tepym narzedziem w glowe (w sumie to kolega dal mi wczesniej do zrozumienia ze mnie zona zdradza). Gdy juz mialem mocne dowody i jej powiedzialem to sie smiala z tego. Jeszcze przed odkryciem prawdy przysiegala mi na dzieci ze mnie nie zdradza. Zaczela czesciej wychodzic niby do kolezanki. Teraz juz wiem ze do kochanka w ktorym jest zakochana i chyba probowala sobie ukladac z nim plany na przyszlosci, chyba myslala ze sie wyprowadze a on zajmie moje miejsce. Powiedzialem o naszej sytuacji jej rodzinie, jej matce ktora pracuje we wloszech. Matka do niej zadzwonila spytac sie czy to prawda, zona sklamala ze to tylko płytka znajomosc Gdy jej tlumaczylem ze jestesmy rodzina, sa dzieci, trzeba dbac o ich przyslosc to mi mowila aby ich do tego nie wtracal (ale one przeciez beda nabardziej poszkodowane. Pewnego razu wrocila o 6 nad ranem, wieczorem mowila ze idzie na grila, ale ja przez przypadek zajrzalem do jej skypa w telefonie i wiedzialem gdzie pojdzie po grilu. Rano zamknalem jej drzwi , zaczela kopac, jak ja wposcilem to zwyzywalem od szmat i ze robi jakis burdel z domu i patologie. Wyslalem smsa do jej matki ze sie jej corka puszcza z kims a mnie zostawia samego z dzieciakami. Matka do niej zadzwonila i chyba jej niezle nagadala (ma duzy wplyw na corke). Zona sciagnela mnie telefonem z placu zabaw i spytala sie czy sie chce rozwiesc - ja na to ze nie, czy wybacze - mowie ze chcialbym. Powiedziala ze zmieni zmiany tak abysmy mogli wiecej razem przebywac. Ja na dniowce ona na nocnej zmianie wymiana dziecmi a potem 4 dni wspolne. Po kilku tygodniach stwierdzila ze nie bedzie w stanie tak pracowac bo bedzie zbyt krotko spala (wiem ze jej byloby ciezko). Ja pracy na inna nie moge zmienic, bo o prace trudno. Musimy sami sie zajmowac dziecmi odprowadzac do szkoly i przedszkola zadna babcia pomoc nie moze bo jedna jest w polsce druga we wloszech. Zona niby zerwala kontakt z kochankiem, wiem ze razem pracują, on jest trzy lata mlodszy od niej, zero obowiazkow, ma czas aby zadbac o siebie, moga sobie gaworzyc cala noc w pracy i wiem ze w takiej sytuacji gdy widzi go czesciej niz mnie to nigdy o nim nie zapomni. Najgorsze jest to ze ona nie ma wyrzutow sumienia, nie kocha mnie i raczej nie przeprosi za to co zrobila. Rozwiesc sie nie mozemy bo nas na to nie stac. Gdybym sie wyprowadzil to ciezko bedzie utrzymac siebie i placic alimenty, ona tez nie utrzyma dzieci i siebie sama . NO chyba ze z nim zamieszka w naszym domu. Nie chce sie rozwodzic szkoda mi dzieci, pomimo tego co mi zrobila wciaz ja kocham (chyba jestem nienormalny). Ona nie ma szacunku do mnie, nic nie czuje, jestem dla niej tylko wspanialym ojcem i nianka dla dzieci. Wiem ze nie da sobie rady z bąblami bo wiecznie narzeka (strasznie dają popalic). Juz jej powiedzialem ze taraz to ja sie chyba z nia rozwiodem bo juz mam tego dosc. Teraz mieszkamy razem ale jestesmy osobno. Mi jest ciezko bo widuje ją codziennie, coraz czesciej mysle o odejsciu i rozwodzie bo chyba tylko to ja zmusi do myslenia. Chyba wciaz jest w amoku milosnym, znajomi i rodzina mowia ze bylem dla niej zbyt dobry, twierdza - jesli odejdziesz to ona wroci do ciebie na kolanach. Nie wiem co robic raz chce sie rozstac, innym razem mysle aby sie wiecej starac to moze cos jeszcze odbudujemy na nowo. Mnie juz zaczyna brakowac sił. Modle sie codziennie do sw. Rity i wydaje mi sie ze ktos tam na gorze w Niebie mimo wszystko mi pomaga. WIem ze ta historia jest troche chaotyczna ale trudno tu opisac wszystko. Teraz planujemy wyjazd na swieta do polski, ale tylko do jej rodziny. Mam bardzo dobry kontakt z jej bracmi, teraz lepszy niz ona. Wszyscy widzą że jej odbilo i nikt nie chcialby abysmy sie rozwiedl. Jej bracia powiedzieli ze nigdy nie zaakcepuja kogos innego przy niej.
Jak tu dalej postepowac - czy nadal odplacac dobrem na zlo i sie starac, czy moja milosc musi byc stanowcza, odejsc i zobaczyc co dalej bedzie.
Zona zapytala "dlaczego jeszcze nie odszedlem" lub nie wyrzucilem jej z domu ale jaki to ma sens, z prawnego punktu widzenia to nie ma sensu, bo ona tez ma prawo tu mieszkac. Zastanawialem sie czy chce o to walczyc dla dzieci i dla tego na co pracowalismy razem tyle lat, a moze z obawy przed nowym nieznanym zyciem. Jednak wiem ze wciaz ja kocham i zalezy mi na niej.

Anonymous - 2013-10-10, 01:11

Witaj Peter75.
Dobrze, że trafiłeś na nasze forum. Pisze tu wiele osób. Czytaj (nie tylko swój wątek), a znajdziesz na pewno coś co Ci pomoże w Twojej obecnej sytuacji.
Proponuję obejrzeć film "Ognioodporny" (inne tłumaczenie tytułu "Próba Ogniowa") - http://pl.gloria.tv/?media=297261

oraz poczytać Dział świadectw - http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=3

Warto też zajrzeć do:
Działu rekolekcji - http://www.rekolekcje.sychar.org/

Naszej Sycharowskiej broszury - http://www.broszura.sychar.org/


Polecam również do wysłuchania, obejrzenia:

nagranie Mieczysława Guzewicza "Zdrada małżeńska i rozstanie": http://www.youtube.com/watch?v=aYAJIiY7xWk

nagrania dominikanina o. prof. Jacka Salija OP - http://archive.org/details/osalij

nagrania ks. Piotra Pawlukiewicza - http://archive.org/details/xpiotr

W stanie w jakim jesteś nie podejmuj żadnej decyzji. Najpierw musisz uspokoić swoje emocje. Trochę to potrwa, ale warto popracować nad sobą. Na żonę masz obecnie mały wpływ. Ona też potrzebuje czasu.
Z Bogiem wszystko jest możliwe.

Anonymous - 2013-10-10, 07:44

Witaj Peter,
piszesz, że kochasz ... nie myśl o rozwodzie, o rozstaniu, bo Cię nie stać, tylko, że kochasz... że ślubowałeś. Małżeństwo to nie kontrakt, to przymierze z Bogiem w sakramencie małżeństwa...
Weź sugestie Twardego na plan dnia - wie co pisze ... módl się i działaj krok po kroku w jednym słusznym celu dla jedności Rodziny. ....."Miłość cierpliwa jest, łaskawa" ..... Polecam cały Hymn do Miłości jako odpowiedź dla żony dlaczego nie odszedłeś...

Anonymous - 2013-10-10, 08:59

Moja sytuacja jest podobna do tej opisanej powyżej. Z tym że to ja jestem w tym "tą zła", to ja zdradziłam, to ja nie widziałam dalej co robić, początkowo zastanawiałam czy być z mężem czy odejść. jednak zostałam przy mężu, on był ze mną, ale nie mogliśmy się w tym wszytskim odnaleźć. Niby się staraliśmy ale ciągle było coś nie tak. Mąż tak naprawdę nie wybaczył mi zdrady, próbował ale nie udało mi się. Wytrzymaliśmy tak rok... Może gdybym była inna, gdybym się nie kłóciła i z pokorą przyjmowała zachowanie męża. A ja nie rozumiałam dlaczego mąż nie chce mnie przytulić, nie rozumiałam dlaczego nie chce się ze mną kochać... Wiem też, teraz, że zabrakło Boga między nami... Dwa miesiące temu mąż się wyprowadził. Powiedział mi, że nie wróci, że za dużo się wydarzyło, że za dużo cierpienia go spotkało z mojej strony. Powiedział że nie jest w stanie mi zaufać... Chciałabym żeby wrócił, zwłaszcza, że mamy małego synka, ale on uważa że jakoś się wychowa, że będzie do niego przyjeżdzał... Modlę się za siebie, modlę się za mojego męża. Chciałabym żeby wrócił, ale chyba za późno wszystko zrozumiałam... A z drugiej strony Kocham go bardzo mocno i chce żeby był szczęśliwy i może przy innej kobiecie znajdzie to szczęście, którego ja mu nie dałam....
Anonymous - 2013-10-10, 10:29

nutka napisał/a:
Witaj Peter,
... módl się i działaj krok po kroku w jednym słusznym celu dla jedności Rodziny. ....."Miłość cierpliwa jest, łaskawa" ..... Polecam cały Hymn do Miłości jako odpowiedź dla żony dlaczego nie odszedłeś...


Miłość jest cierpliwa, nie oznacza, że bohater tej opowieści ma się modlić i cierpliwie czekać aż może przypadkiem żonie znudzi się "kolega".
Tolerowanie patologicznej sytuacji do niczego dobrego nie prowadzi

Anonymous - 2013-10-10, 13:05

Kolega się już znudził na szczęście. Granice trzeba wytyczyć. Oczywiście, że cudzołożący powinien być "odstawiony", aby i ten wierny do swego grzechu nie dopuszczał, ale ratowanie Rodziny i trwanie w wierności sakramentu jest ważniejsze jako cel, aby tę patologię pokonać, przemodlić, przebaczyć i się pojednać z Bogiem i z sobą samym i z małżonkiem. Nigdy nie jest za późno - taką przyjęłam zasadę i chcę w nią wierzyć. Dla Boga nie ma nic niemożliwego! Módl się i działaj ! a nie módl się i czekaj... Ktoś musi być mądrzejszy i ten kupon TOTO_LOTKA wysłać, aby dać szansę - i ktoś ratowanie związku musi wziąć na siebie - polecam świadectwa z broszury SYCHAR z takich podobnie wydawałoby się beznadziejnych sytuacji.
JA bardzo żałuję, że tego nie zrobiłam, że nie chciałam być tą mądrzejszą, cierpliwszą, łaskawszą - i żałuję, że cierpliwie tylko czekałam oddając decyzję w ręce męża, a nie wzięłam spraw "w działanie" w swoje ręce. A dawanie szans na "lepsze życie przy innej kobiecie" to bzdura ... Ani Ty, ani on, ani ona nie będziecie szczęśliwi - być może każdy w innym czasie, ale ... - może pozornie, przez jakiś czas, bo te same problemy jakieś poczucie krzywdy, jakieś urazy z przeszłości i tak się odezwą - a sakrament małżeństwa jest na całe życie "dopóki śmierć" - więc póki co walczcie o pełną rodzinę. Niech Duch św. da Wam światło i moc.

Anonymous - 2013-10-10, 13:18

Tak, tylko jak działać, co robić, gdy mąż unika na każdym kroku. Przyjeżdża do dziecka, ale wogóle nie chce rozmawiać, nawet mam wrażenie że nie chce mnie oglądać. Jedyne co zostało to modlitwa. Ale masz rację, z tymże ani ja ani on ani jego przyszła partnerka nie będą szczęśliwi. Tylko szkoda, że mój mąż jest innego zdania i uważa, że będzie kiedyś szczęśliwy i będzie miała gromadkę dzieci... Ze mną ma jedno dziecko. Bardzo chciałam więcej dzieci, ale mąż po zdradzie nie chciał o tym nawet słyszeć...
Anonymous - 2013-10-10, 13:24

nutka napisał/a:

Módl się i działaj ! a nie módl się i czekaj...


Dokładnie to miałem na myśli !
Kolega sie nie znudził bo Peter pisze że żona jest dalej w "miłosnym amoku".
Czekanie cichutko aż żonie się znudzi, albo koledze sie żona znudzi i żona "z łaski", albo z braku "ciekawszej perspektywy" chwilowo niby się "nawróci" to najgorsze rozwiązanie.
Postawienie kogoś pod ścianą : np albo koniec romansów, albo natychmiastowa separacja zmusza do refleksji. Może się mylę, ale "granie na zmeczenie" jest bez sensu.

Anonymous - 2013-10-10, 13:40

Ja tak postąpiłam - wkroczyłam z serią czynów i działań.
Czułam jakby stopniowo w bezwład i nieczułość mojego męża wchodziło życie i sumienie.
I wrócił. I oczywiście to "początek trudnej drogi"...

Ale dopiero za rok, dwa, może trzy przekonam się, czy nie wkroczyłam za wcześnie, za mocno, zbyt niecierpliwie.

Ktoś tu napisał "Pozwolić aby to samo wyrosło i samo uschło" - to, czyli uczucie i namiętność i romans do tej trzeciej osoby. Nie szarpać się z tym, dopóki to działa i jest takie silne..
Nie wiem jak to połączyć racjonalnie z działaniem ograniczającym. Trudne.

Ja działałam w oparciu o odczucia chwili (które zresztą i tak były nieprawdziwe).
Na pewno nie umiałabym czekać spokojnie i tylko się modlić...

Anonymous - 2013-10-10, 14:04

krawędź nadziei napisał/a:
Ktoś tu napisał "Pozwolić aby to samo wyrosło i samo uschło" - to, czyli uczucie i namiętność i romans do tej trzeciej osoby. Nie szarpać się z tym, dopóki to działa i jest takie silne..
Nie wiem jak to połączyć racjonalnie z działaniem ograniczającym. Trudne.

Ja myślę, że tak rzeczywiście jest najlepiej jeśli chodzi o skuteczność (o ile o takowej można mówić). W trakcie "amoku" NAPRAWDĘ zupełnie nic nie dociera do delikwenta, a logiczne myślenie jest u niego wyłączone...
Jednocześnie należałoby być czujnym i wyłapywać momenty, kiedy i jak można wkroczyć - bo to niezupełnie tak bezczynnie trzeba czekać... I to leży na barkach strony tej trzeźwo patrzącej, która w tym momencie myśli jakoby za obydwie...

Anonymous - 2013-10-10, 14:17

ja_tez napisał/a:
Jednocześnie należałoby być czujnym i wyłapywać momenty, kiedy i jak można wkroczyć - bo to niezupełnie tak bezczynnie trzeba czekać... I to leży na barkach strony tej trzeźwo patrzącej, która w tym momencie myśli jakoby za obydwie...


Trochę jak jak w świadectwie Doroty i Tadeusza z broszury sychar (akurat tu mąż wkroczył w sam środek, ale za to zdeterminowany i uzbrojony po zęby):

Cytat:
Zakochałam się jak nastolatka, która w ogień pójdzie za ukochanym. Ciałem byłam z moim mężem, ale całą resztą z tamtym. Świata nie widziałam poza nim. Ot, jak zły zakłada sidła, niby takie niewinne..., a człowiekowi wydaje się, że jest taki mądry i taki mocny.
Dotychczas, zawsze byłam za wiernością w małżeństwie, aż do tej sytuacji, kiedy wszystko wymknęło mi się spod kontroli. Gdybym wtedy upadła na kolana i wołała do Boga! Na pewno by pomógł, otworzył oczy. Ale nie, ja byłam ślepa, zakochana, tylko niestety nie w tym, komu ślubowałam moją miłość.
Mąż w końcu odkrył bolesną prawdę. Świat mu się zawalił. Zaczęła się jego droga krzyżowa. Bał się, że odejdę i zabiorę dwójkę naszych dzieci, a nie wyobrażał sobie życia bez nich, bez nas. Czuł się zraniony, oszukany, odrzucony, gorszy. A ja? Chciałam by mi pozwolił odejść. Nic tylko myślałam o tamtym, jak zahipnotyzowana. Moje szczęście widziałam tylko z nim i nie wyobrażałam sobie inaczej. Na moje prawdziwe szczęście mąż, pomimo ogromnego bólu zranienia, nie pozwolił mi odejść.
Rozpoczął prawdziwą bitwę. Pokazywał mi obrączkę, powtarzał, że ślubowałam aż do śmierci i modlił się. Tak cierpiał. Jak już nie mógł, włączał Hymn o Miłości. Raz usłyszałam to przez przypadek i... to niesamowite uczucie pamiętam do dziś. On wierzył, że choć po ludzku wydawało się to niemożliwe, nie straci nas. Ja zaś chciałam, by mi tak po prostu pozwolił odejść, jak w wielu małżeństwach, ot tak. Ale nie dawał za wygraną. Nie wypominał mi tego, co mu robię, cierpienie ofiarował Bogu, a mnie okazywał swoją heroiczną na tamten czas miłość. Mnie doprowadzało to do szału, ale z drugiej strony coś drgnęło. Sumienie rozbudzało się z martwoty, zaczynałam powoli, choć jeszcze niejasno, widzieć..., widzieć jak krzywdzę

Dorota nie widziała, że krzywdzi.
Mój mąż powiedział mi: "Nie wiedziałem, że to Cię tak zrani" (chodziło akurat nie o samą zdradę, ale o jego kłamstwa gdy próbowałam ratować małżeństwo)
Moja przyjaciółka, która wielokrotnie z powodów dla mnie zagadkowych zdradzała partnera (nie męża), też powiedziała to samo: "Ja nie rozumiałam, że jego to może tak zranić. Teraz, po latach, po terapiach, już to wiem".

Skąd taki brak empatii? Jakby wyłączali sobie sumienie, i dopiero trzeba je u nich z powrotem uruchomić.
Ale na pewno jest on faktem i trzeba się z tym licząc podczas podejmowania działań.

Anonymous - 2013-10-10, 14:32

krawędź nadziei napisał/a:
Jakby wyłączali sobie sumienie, i dopiero trzeba je u nich z powrotem uruchomić.
Ale na pewno jest on faktem i trzeba się z tym licząc podczas podejmowania działań.


Krawedz nadziei

Czy chodzi o to aby ktoś wrócił bo ma wyrzuty sumienia ?

Anonymous - 2013-10-10, 14:39

Sumienie (i jego wyrzuty) są najczęściej wyznacznikiem tego co dobre a co złe, wtedy gdy zaczynamy błądzić...
Anonymous - 2013-10-10, 14:45

grzegorz_, chyba gdyby jedynym powodem powrotu były wyrzuty sumienia, to taki powrót raczej by na długo nie wystarczył. Wyrzuty sumienia są niezbędne, ale nie mogą być głównym fundamentem. Tak myślę...
Z drugiej strony, jeśli zdradzający tych wyrzutów nie poczuje, to znaczy że dalej zagłusza sumienie.
Zagłuszanie sumienia to coś ZŁEGO, także dla zagłuszającego.
Brak empatii w stosunku do najbliższych, to także coś ZŁEGO.
Co do tego nie mam wątpliwości.
Więc zmiana tej sytuacji będzie DOBREM - także dla zdradzającego.

Gdy wraca sumienie i empatia, to wraca możliwość rozeznania się gdzie się jest.
Tak jak napisała ja_też.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group