Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Nie mam już męża...?

Anonymous - 2013-11-10, 23:12

Filomena napisał/a:
Może to jest ścieżka - zacząć myśleć o sobie, jak o dziecku Bożym, którego celem jest powrót do Domu Ojca.


Każdy człowiek wierzący powinien myśleć o zbawieniu.Jednak nasi mężowie i żony,którzy są szczęśliwi z innymi,zapomnieli o tym.Zwłaszcza Ci, którzy twierdzą,ze mają prawo do szczęścia poza małżeństwem sakramentalnym powinni przeczytać książkę poleconą przez znajomego księdza: "Dowód" Alexandra Ebena. .Jest to świadectwo neurochirurga,który nie wierzył w opowieści ludzi,którzy przeżyli śmierć kliniczną do momentu aż sam się przekonał,że życie po śmierci istnieje.Znalazłam tę książkę w pdf-ie.

Anonymous - 2013-11-10, 23:18

Tylko, że ja bym na naszym miejscu pamiętała, że Bóg oceni całość życia człowieka, nie tylko jego małżeństwo. Chodziło mi o to, żeby zająć się własnym zbawieniem, posprzątać bałagan w sobie, a zbawienie małżonka zostawić Bogu. Dlatego też zacytowałam fragment Listu do Efezjan.

Trzeba małżonka puścić - Bóg będzie wiedział, jak do niego trafić.

Psalm w podpisie Tolka w zasadzie to unaocznia -Bóg wszystko przenika, naszych małżonków też.

Anonymous - 2013-11-10, 23:48

Filomeno,ja właśnie napisałam,ze każdy powinien myśleć o własnym zbawieniu,ale też o zbawieniu innych, bo żyjemy wśród ludzi ...Nie zapominaj,że my porzuceni małżonkowie,powinniśmy być otwarci na powrót sakramentalnych i nie zgodzić się na rozwód nie tylko ze względu na własne zbawienie,ale też z myślą o ich zbawieniu...Mówi o tym Mieczysław Guzewicz :"Czy wolno zgodzić się na rozwód?"


Oczywiście zgadzam się z Tobą,że będziemy sądzeni z własnych grzechów,a nie z grzechów innych

W mojej sytuacji małżeństwo to połowa mojego życia...Mąż dokonał wyboru,a ja obsesyjnie nie czekam na jego powrót i pomimo, iż rok minął od rozwodu moim postanowieniem jest wytrwanie w przysiędze.
Książkę już przeczytałam,dlatego ją Wam poleciłam

Anonymous - 2013-11-11, 00:16

grzegorz_ napisał/a:
Tolek

Jeśli Tereska pisała o beinteresownej miłosci do Boga to ok,
ale jeśli radzi bezinteresownie kochać małżonka/kę który odszedł, nie kocha i nie wróci....to wybacz , ale jest prosta droga do nie kończącego się cierpienia.
Co to znaczy kochać bezinteresownie męża/żonę który odszedł ?
NIe ma czegoś takiego.

Grzegorzu, na własnym przykładzie doswiadczyłam ze można kochać męża który nie kocha, który nie chce wrócić, i nie cierpieć..:) ja, choć jeszcze jestem "w drodze" już tego doświadczam...:)
I nie chodzi o samo kochanie- uczucie - tylko o postawę, ze bez względu na to co robi, będę się modlić za niego, a do tego co najważniejsze, uczę się kochać w czynie (czyli traktuję go tak jak sama chciałabym być traktowana czyli z miłością).
To się udaje tylko z pomocą Bożą..:)
I choć nadal czekam na męża to nie cierpię..budzę się z uśmiechem i radością w sercu..:)

Czasem jest mi smutno, czasem upadam i popełniam błędy (ale w czasie kiedy byłam z męzem takie rzeczy też miały miejsce), takich dni jest jednak w ciagu roku raptem kilkanaście..reszta to czas kiedy z radością korzystam z życia jakie mi Pan Bóg dał..

Anonymous - 2013-11-11, 00:24

Codziennie próbujemy kochac. Nieraz posród krzywd. Rozumiem Grzegorza bo i ja nie potrafię się do końca pogodzic z tym, jak jest. Ale też sama podjęłam decyzję, że będę trwac, nawet jesli się rozstaniemy. Ale bliższa mi i bardziej trafia do mojego męża jest postawa chłodu, owszem... Ale pełnego miłości. Chciałabym potrafic kochac tak jak Św. Rita, ale za słaba na to jeszcze jestem. Chciałabym nie oczekiwac, ale nie udaje mi się. Ale wiem, że kocham. I wierzę w to, że z pomocą Boga uda się wszystko.
Anonymous - 2013-11-11, 00:28

Ania77 napisał/a:

I nie chodzi o samo kochanie- uczucie - tylko o postawę, ze bez względu na to co robi, będę się modlić za niego, a do tego co najważniejsze, uczę się kochać w czynie (czyli traktuję go tak jak sama chciałabym być traktowana czyli z miłością).
To się udaje tylko z pomocą Bożą..:)


Anna,

Co oznacza kochać w czynie kogoś kogo nie ma?
(żyje gdzie indziej, z kim innym).

Często tutaj mówi się na forum o kochaniu jako postawie.. a nie romantycznej miłości.
Czy ktoś opuszczony, kto kocha latami, bez racjonalnych przesłanek że mąż wróci jest racjonalistą czy właśnie romantykiem, zakochanym mimo wszystko?

Anonymous - 2013-11-11, 00:36

grzegorz_ napisał/a:
Czy ktoś opuszczony, kto kocha latami, bez racjonalnych przesłanek że mąż wróci jest racjonalistą czy właśnie romantykiem, zakochanym mimo wszystko?

jest człowiekiem pełnym nadziei, wiary i milosci. tacy podobno mamy byc. sama nie wiem, jak to kiedyś będzie. Bo ciężko mi sobie wyobrazic, że męża nie ma, a ja muszę byc sama. Ale chyba tak postąpiłabym. Czekalabym mimo wszystko. Ewentualnie związała się "białym małżeństwem".

Anonymous - 2013-11-11, 00:36

grzegorz_ napisał/a:
Anna,

Co oznacza kochać w czynie kogoś kogo nie ma?
(żyje gdzie indziej, z kim innym).

Często tutaj mówi się na forum o kochaniu jako postawie.. a nie romantycznej miłości.
Czy ktoś opuszczony, kto kocha latami, bez racjonalnych przesłanek że mąż wróci jest racjonalistą czy właśnie romantykiem, zakochanym mimo wszystko?

Nie mam doswiadczenia w "kochaniu na odległość" bo ja mojego męża spotykam w realu.
Natomiast myślę że kochać - jako postawa na odległość to przede wszystkim wybaczyć zadane krzywdy, modlitwa o potrzebne łaski i Boże Błogosławieństwo dla małżonka.
Wybaczenie wiąże się (wg. mnie) ze wzbudzeniem w sobie gotowości do dania kolejnej szansy (i to bez wypominania zadanych ran) gdyby współmałżonek jednak chciał kiedyś wrócić.
(ale tu niech się wypowiedzą inni, którzy są w takiej sytuacji ze nie widza współmałżonka),

Anonymous - 2013-11-11, 01:30

jako ciekawostkę warto posłuchać
o badaniach dot miłości , zakochania...
to co między innymi wynika z tych badań to to, że w osobach porzuconych
wyzwala się miłość romantyczna....
taka jest chemia mózgu, czy tego chcemy czy nie

http://www.ted.com/talks/...in_in_love.html

Anonymous - 2013-11-11, 09:50

Grzegorzu taka miłość o jakiej piszesz jest na początku i jest zwykłym zauroczeniem w innej osobie. Prawdziwa miłośc przychodzi znacznie później, po wilu wielu latach. Wówczas następuje odsuniecie własnych potrzeb na drugi plan i zaczynaja liczyć się potrzeby Twojego partnera. Niestety zdarza się iż jeden z partnerów pozostaje w fazie chemii i nie potrafi inaczej kochać efektem tego jest ciągłe poszukiwanie nowych wrażeń z innymi partnerami. Taka postawa jest ubóstwem miłości a nie prawdziwą miłością.
Anonymous - 2013-11-11, 10:12

Można też wyciągnąć wniosek, że układ dopaminowy działa we wszystkich przypadkach. Pytanie, dlaczego akurat z tą, a nie z inną osobą nadal jest otwarte.

Zresztą, większość ludzi nie trwa w miłości do porzucającego małżonka, tylko wchodzi po jakimś czasie w nowy związek. To, o czym tutaj rozmawiamy wychodzi według mnie poza schemat badany przez H. Fisher.

U niej są 3 sytuacje: szczęśliwie zakochani w pierwszej fazie zmącenia zmysłów, ludzie porzuceni w fazie po uderzeniu obuchem, ludzie w długotrwałych związkach, którzy pozytywnie zweryfikowali swój wybór i wytworzyli bliskość między sobą. Co z ludźmi porzuconymi, którzy wyszli z fazy uderzenia obuchem, widzą w całej krasie złe cechy współmałżonka i kochają go wbrew logice?

Różne można hipotezy stawiać i różnie je testować. Można altruizm postrzegać jako zachowanie proewolucyjne. Jest jeden problem - Fisher bada chemię mózgu, ale nadal niewiele wiemy na temat tego, czym jest ludzka świadomość. Badania biochemiczne nie dają odpowiedzi. Kochanie w sytuacji bez perspektyw na realizację pragnień jest decyzją świadomą. Dlaczego taka decyzja powstaje? Mechanizm wyparcia, zbyt pobudzony układ analizy strat i zysków, układ dopaminowy zbyt wrażliwy na tzw triggery - sytuacja z piosenką w samochodzie cytowana przez autorkę badań. Akurat ten przykład jest o tyle ryzykowny, ze dotyczy też tego, jak działa pamięć długotrwała. Dlaczego pamiętamy akurat te, a nie inne wydarzenia. Bardzo dużo czynników wpływa na to, co czujemy i jak myślimy. Rezonas magnetyczny i badanie poziomu hormonów to nie wszystko, co można zrobić w nauce, badając stan psychiczny osób zakochanych.

Anonymous - 2013-11-11, 11:04

twardy napisał/a:

Nie mamy żadnej pewności, że małżonek wróci, ale też nie możemy mieć żadnej pewności, że nie wróci. Twierdzisz, że "nie wróci". Na jakiej podstawie tak twierdzisz, skąd masz taką wiedzę? Powiedz to tym małżonkom, którzy jednak wrócili.
To, że bezinteresowna miłość do małżonka, który odszedł jest nie łatwa (wcale nie musi być nie kończącym się cierpieniem), o tym doskonale wiedzą Ci którzy są w takiej sytuacji i trwają w takiej postawie. W postawie wierności sakramentowi małżeństwa i złożonej przysiędze.
Czy zatem proponujesz zapomnieć o sakramencie, przysiędze?
Piszesz aby ŻYĆ. To znaczy jak żyć?

Wiesz twardy?? czytając to i owo widać że czasami powstaje taki tok myślenia dziecka....
Bo przecież tak łatwo odwrócić twoje słowa jak ty odwracasz Grzegorza.

Na jakiej podstawie domniemasz że wróci ten współmałżonek???
co możesz napisać tym do jakich nie wrócił???

Czy ewentualne zasłanianie się słowem aż do śmierci -ma dać tą NADZIEJĘ że do ostatnich naszych dni- może wróci??
Myślę że Grzegorz poruszył ważną sprawę ...POGODZIC SIĘ....
bo tak naprawdę wciąż brak w każdym z nas tej zgody mimo że przekuwamy to na wiarę, przekuwamy to na wzniosłe słowa i intencje-to wciąż w tle pozostaje utajony cel....
a tym celem jest JEDNOŚĆ MAŁŻENSKA.
I dlatego że jest ten cel.. dlatego że tak trudno uwierzyć w to że może faktycznie
nic nie wyszło i nic już nie wyjdzie....
Zatrzymani w pewnym etapie życia zastygamy w takim miejscu jak forum Sychar...
zastygamy pośród tych jakim nie wyszło jak i nam ,
i zastygamy pośród tej gromadki (nielicznej) jakim się udało....
bo tym wciąż budujemy własna nadzieje ..z minutami.. godzinami.. miesiącami.. latami
wciąż się kurczącą.
Ja Filomeno z wczorajszego kazania dosłyszałem jeszcze inne słowa.
O tym że sakrament współmałżonków jest darem-i gdy się cos popsuje moim obowiązkiem jest dołożyć wszelkich starań by to naprawić
i każdy ze współmałżonków odpowiada tu za siebie
a może i tak wyjść -że nigdy nie da się tego zrealizować

pozdrawiam

Anonymous - 2013-11-11, 11:28

miodzio63 napisał/a:
[
Ja Filomeno z wczorajszego kazania dosłyszałem jeszcze inne słowa.
O tym że sakrament współmałżonków jest darem-i gdy się cos popsuje moim obowiązkiem jest dołożyć wszelkich starań by to naprawić
i każdy ze współmałżonków odpowiada tu za siebie
a może i tak wyjść -że nigdy nie da się tego zrealizować


Akurat z tym się zgadzam, chociaż nie z tego fragmentu Ewangelii to wynoszę.

Nie należy się czepiać nadziei, że on/ona wróci, pokocha znowu, bo wtedy tracimy z widoku dzień dzisiejszy. Nie należy też rozpamiętywać przeszłości, bo jej już nie zmienimy. A dzisiaj jest jutrzejszym wczoraj. Więc tylko nad dzisiaj panujemy.

"Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy"(Mt 6)

Anonymous - 2013-11-11, 11:42

Ciekawy temat .

Filomeno ( też grzegorz ), pytasz :
Cytat:
Co z ludźmi porzuconymi, którzy wyszli z fazy uderzenia obuchem, widzą w całej krasie złe cechy współmałżonka i kochają go wbrew logice?


Ania 77 myślę odpowiedziała na to :
Cytat:
Natomiast myślę że kochać - jako postawa na odległość to przede wszystkim wybaczyć zadane krzywdy, modlitwa o potrzebne łaski i Boże Błogosławieństwo dla małżonka.
Wybaczenie wiąże się (wg. mnie) ze wzbudzeniem w sobie gotowości do dania kolejnej szansy (i to bez wypominania zadanych ran) gdyby współmałżonek jednak chciał kiedyś wrócić.


Nie ma tu wiele z miłości romantycznej .
Nie ma uniesień , porywów serca , tęsknoty , namiętności .
Nie ma - bo to niemożliwe .
Cierpienie ? ( składnik miłości romantycznej )
W zdrowej postawie miłości też nie powinno zaistnieć .
I znów Ania 77 :
Cytat:
To się udaje tylko z pomocą Bożą..:)
I choć nadal czekam na męża to nie cierpię..budzę się z uśmiechem i radością w sercu..:)

Czasem jest mi smutno, czasem upadam i popełniam błędy (ale w czasie kiedy byłam z męzem takie rzeczy też miały miejsce), takich dni jest jednak w ciagu roku raptem kilkanaście..reszta to czas kiedy z radością korzystam z życia jakie mi Pan Bóg dał..



"Czasem jest mi smutno" - nie da się zaprzeczać , że
brak uczucia bycia kochaną i brak obiektu uczuć ,
jako kobiety ( mężczyzny )
da się czymś zastąpić .
No może udało się to niektórym świętym ,
ale myślę raczej nielicznym .
Chyba nie jest zresztą celem zaprzeczanie
danym nam od Stwórcy pragnieniom itd.

Miodzio ( w dziale o życiu duchowym )
zamieścił link o szczęściu .
Wychodzi na to że jedyną drogą do szczęścia
jest droga poprzez miłość .
Wymaga to jednak po pierwsze wiedzy o powyższym fakcie ,
po drugie - decyzji
po trzecie - sporego wysiłku .
Szczęście jest więc świadomym wyborem .


Idea Platona o połówkach , też jakoś nie sprawdza się .
I raczej dobrze .
Tych połówek jest nieco więcej .

Cytat:
Miłość jest nie tylko przeżyciem emocjonalnym i psychologicznym, ani celem dla siebie. Dzięki niej dla wszystkich ludzi staje się możliwe uczestniczenie w owej wyższej rzeczywistości, którą czują tylko wybrani, geniusze i święci.

........ to zdanie spod hasła "miłość romantyczna" ( oczywiście z Wikipedii ;-) )

Przez miłość czysto ludzką , do miłości Boga .
Może tak łatwiej , dostępniej .


Co głupie w oczach świata , mądre w oczach Boga .
Kto chce stracić zycie , zachowa je .
Przyznasz Grzegorz , że to też jakoś mało "racjonalne" ?

"Zakończyć etap i zacząć ŻYĆ"
Jeżeli rozumiesz przez to znalezienie sobie nowej osoby , to chyba
nie jest to aż tak trudne ? ( przynajmniej można próbować :mrgreen: )
Trudność jest innej natury .
Nijak nie można dopatrzeć się takiej treści "porady" w Ewangelii .


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group