Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - cała prawda o sakramencie małżeństwa?

Anonymous - 2013-10-04, 11:51
Temat postu: cała prawda o sakramencie małżeństwa?
zastanawiając się z jakich przyczyn ludzie trafiają na stronę internetową Sycharu mam takie domysły,że najczęściej są to osoby doświadczające kryzysu małżeńskiego-czyli doświadczający bólu,niemocy,zagubienia w chorobie ,która zaatakowała ich małżeństwo


na chorobę ludzie szukają leku,chcą uleczyć niezdrową dla nich sytuację,szukają porady i tu ją znajdują

każdy jednak wie ,że lepiej nie dopuścić do choroby,niż ją leczyć...

co zatem robić,by skala problemu była mniejsza,by małżonkowie sakramentalni nie wpadali jak śliwka w kompot w kłopoty związane z kryzysem(najczęściej powodowanym zdradą)?

mnie osobiście wydaje się,że cała prawda o nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego jest właśnie studiowana głęboko,gdy już do kryzysu dojdzie-mleko się rozlało-szukamy pomocy

to dowodzi jak bardzo nieświadomi konsekwencji zawarcia małżeństwa są (lub byli-bo ich inni już TU oświecili :lol: ) ludzie popadający w kryzys małżeński



Jak myślicie?Czy gdyby Kościół zaczął intensywną akcję uświadamiającą konsekwencje zdrady-zarówno dla zdradzanego jak i zdradzającego,konsekwencje opuszczenia współmałżonka i chęci zmiany na "nowszy model",gdyby na naukach przedmałżeńskich OBOWIĄZKOWYM tematem był ewentualny kryzys,gdyby wreszcie księża z automatu na naukach przedmałżeńskich podawali link do tej strony :lol: :lol: :lol: to-

1.poprawiłoby to sytuację tych,którzy doświadczyliby w przyszłości takiego kryzysu w małżeństwie(większa wiedza-mniejsze rozczarowanie)?(wiem w co się "pakuję,ale jednak się "pakuję" :lol: )?


2. pogorszyłoby tylko wskaźnik zawieranych małżeństw w Kościele,który i tak nie jest wysoki :lol: -czyli lepiej nie odstraszać bo słabe statystyki jeszcze się pogorszą?

[ Dodano: 2013-10-04, 12:03 ]
może od razu ja dam swoją odpowiedź :lol: -zawierano by jeszcze mniej małżeństw w kościele w obliczu obaw o taki negatywny scenariusz

[ Dodano: 2013-10-04, 12:09 ]
ale,ale ...tu jest problem wiary a nie statystyk!

taka jest nasza wiara

[ Dodano: 2013-10-04, 12:21 ]
a niedoszli małżonkowie mówilibywtedy tak--a to takie trudne może być zostać samemu,tak jak piszą na "ścianie płaczu" na forum Sycharu

nie masz odwrotu,bo sakrament nakazuje...

a tak-trach,trach-szybka zmiana-jedziemy dalej

ostały by się SAME SKAŁY :lol: :lol: :lol:

ilu ich by było?

[ Dodano: 2013-10-04, 12:29 ]
czy Kościół powinien być zainteresowany szeroką akcją uświadamiającą konsekwencje odejścia współmałżonka dla obojga z nich...?

[ Dodano: 2013-10-04, 12:54 ]
... i jeszcze mi takie porównanie przyszło do głowy...

weźcie umowę bankową o kredyt-

gdyby bankier mocno,grubymi literami wyeksponował zagrożenia wiążące się z zaciągnięciem tego kredytu,a nie jak często to bywa-ukrył je drobnym drukiem na samym dole strony-jak myślicie?sprzedałby dużo takich kredytów?a przecież z tego żyje

no co,prawdę w umowie napisali tylko część zagrożeń małym drukiem-ALA JEST :lol:

tylko bank to bank... :lol:

Anonymous - 2013-10-04, 22:04

Chcialbym te 10 lat temu wiedziec i rozumiec tyle co teraz...
Ale mysle ze kosciol z jednej strony jest dzisiaj tak osmieszany i negatywnie przedstawiany w mediach, ze zostaje tylko kto ma uszy do sluchania niech slucha.
Sam niedawno myslalem o tym zeby wspolnie napisac cos dla tych, co dopiero zamierzaja wstapic w zwiazek malzenski. Ale jak dzis slysze to na nauki przedslubne przychodza juz z nastawieniem, ze przeciez jak cos nie wyjdzie, to sie rozstaniemy i po sprawie.

Anonymous - 2013-10-04, 22:22

A ja z mężem zamiast na tradycyjną "Prekanę" zdecydowaliśmy się na "Wieczory dla Zakochanych" (no dobra ja zdecydowałam ;-) ) i tam wspominali o konsekwencjach, nawet pamiętam taką symboliczną scenkę, gdzie trzy osoby trzymały się za ręce. Symbolizowały one małżonków (po bokach) i Jezusa (w środku). Potem jedna z tych "bocznych" osób się oddaliła puszczając rękę "Jezusa" co miało symbolizować odejście małżonka, ale drugi małżonek wciąż trzymał "Jezusa" za rękę. Było o nierozerwalności, o trwaniu mimo odejścia współmałżonka (no o tym akurat tylko wspomniano, tak jakby od niechcenia ;-) ) wszystko było. Tylko takim dwudziestoparolatkom szaleńczo zakochanym, którzy wierzą tylko w to, że "ich miłość wszystko zwycięży, ich to nigdy nie spotka bo przecież oni się TAK kochają itp" to można...
Może gdyby małżeństwo zawierano w wieku 40 lat po 20 latach narzeczeństwa ... ;-)

Na Sychara trafiłam krótko przed ślubem (małżeństwo znajomej się wtedy sypało i szukałam pomocy dla niej) i jestem wdzięczna Bogu, że właśnie wtedy. Nie odstraszyło mnie, a wiedza i mądrość tego forum z której czerpię od lat "pracuje" w moim małżeństwie od początku. Wiele wartościowych lektur, filmów, artykułów i po prostu mądrych ludzi

Dziękuję :->

Anonymous - 2013-10-04, 22:27

koniczynko
Chwała Panu !!! :mrgreen:

Anonymous - 2013-10-05, 14:16

A może powinno być tak - że z obowiązku co 5 lat małżonkowie powinni przechodzić takie szkolenia, takie małżeńskie rekolekcje, ku przypomnieniu, ku pokrzepieniu serc, które wraz z wiekiem małżeństwa będą coraz bardziej docierać do zainteresowanych, o co w tym wszystkim chodzi, kiedy już miłość nie jest jak przez różowe okulary. Szczególnie przed kryzysem wieku średniego :-) Obowiązkowo !!! Tylko jak ich do tego zachęcić, zmusić, dopóki sytuacja nie jest tragiczna - wydaje się, że przejdzie jak grypa ... ale nie przechodzi ... tylko wirus się rozwija i szaleje i sieje spustoszenie. Podziwiam tych, którzy wcześniej szukają pomocy u Boga, bo tam się szerzy choroba małżeńska, gdzie Jego zabrakło w żywej relacji z Nim i między małżonkami.
Anonymous - 2013-10-05, 14:56

nutka napisał/a:
A może powinno być tak - że z obowiązku co 5 lat małżonkowie powinni przechodzić takie szkolenia, takie małżeńskie rekolekcje, ku przypomnieniu, ku pokrzepieniu serc,


Ja bym poszła krok dalej, a mianowicie nie tylko obowiązkowe, ale i przymusowe, a zdradzaczy najlepiej do ciemnicy i o chlebie i wodzie robic im pranie mózgu puszczając o nierozerwalności małżeństwa :-D
Prawdę mówiąc uważam, że tak powinno byc. gdyby zdrada była karalna, może byłoby inaczej... nie wiem.

koniczynka napisał/a:
Na Sychara trafiłam krótko przed ślubem (małżeństwo znajomej się wtedy sypało i szukałam pomocy dla niej) i jestem wdzięczna Bogu, że właśnie wtedy. Nie odstraszyło mnie, a wiedza i mądrość tego forum z której czerpię od lat "pracuje" w moim małżeństwie od początku. Wiele wartościowych lektur, filmów, artykułów i po prostu mądrych ludzi

Żałuję, że ja nie miałam takiej łaski... Tak wiele lat niszczyłam systematycznie uczucia męża, ąż w końcu on chciał zniszczyc nasze małżeństwo. Tak wiele błedów popełniłam, tak wiele on popełnił... A teraz mój mąż jest daleko od Boga. I doskonale wiem, że dopóki do Boga nie wróci, nic się nie poprawi tak naprawdę. Bo teraz niby oboje się staramy, ale to jakieś puste, jałowe, bez tego, co było kiedyś....I coraz bardziej boję się o siebie. Że ja uciekne. Ale póki co trwam i staram sie. Modlę się dużo, bardzo, bardzo dużo... Pilnuję by byc w Łasce uswięcającej i choc często upadam, to podnoszę sie jak najprędzej. Ale czasami jet po prostu ciężko. Za duzo wokoło tych pochwał konkubinatu, za dużo wulgarnego seksu, za mało prawdziwych, chrześcijańskich wartości...

Więc zróbmy przymus dla zdradzaczy: rekolekcje, ciemnica i wogóle więzienie... Albo 100 tysięcy kary w gotówce :-P

Anonymous - 2013-10-05, 15:16

A ja z mężem zamiast na tradycyjną "Prekanę" zdecydowaliśmy się na "Wieczory dla Zakochanych" (no dobra ja zdecydowałam ;-) ) i tam wspominali o konsekwencjach, nawet pamiętam taką symboliczną scenkę, gdzie trzy osoby trzymały się za ręce. Symbolizowały one małżonków (po bokach) i Jezusa (w środku). Potem jedna z tych "bocznych" osób się oddaliła puszczając rękę "Jezusa" co miało symbolizować odejście małżonka, ale drugi małżonek wciąż trzymał "Jezusa" za rękę. Było o nierozerwalności, o trwaniu mimo odejścia współmałżonka (no o tym akurat tylko wspomniano, tak jakby od niechcenia ;-) ) wszystko było.



koniczynka!


przeczytałem Twój post gdzieś na polu podczas spaceru z psem,parę kilometrów od domu(taka piękna pogoda-przynajmniej u mnie w lubelskim,że zachęcam do spaceru :lol: ) i stwierdziłem,że ta scena,o której piszesz jest WSPANIAŁA!

tak wymowna w swojej prostocie ,że powinni ją "grać" na każdych naukach

ja bym jeszcze dołożył do tego możliwość grania w dwóch wersjach

1-wersja "melodramat"-taka jak opisałaś powyżej
2-wersja "horror"-oczywiście dla CHĘTNYCH :lol: ,w której dołożyłbym czwartą osobę...
jedno z kandydatów na małżonków odczepiałoby się od księdza-Pana Jezusa :lol: -i cichutko siadałoby na krzesełku obok TEJ CZWARTEJ :evil:

...a ksiądz w komentarzu wyjaśniałby istotę sprawy


hmmmm,starałem się właśnie przypomnieć sobie swoje nauki-było to dokładnie 20 lat temu(...a imię jego 40 i 4 :lol: ),księdza pamiętam doskonale,treści niestety nie,ale
nie wymagajmy za wiele... :lol: :lol: :lol:


Jarek 70 napisał...


Ale mysle ze kosciol z jednej strony jest dzisiaj tak osmieszany i negatywnie przedstawiany w mediach, ze zostaje tylko kto ma uszy do sluchania niech slucha.



Jarku-ja sobie przypominam jak syna zapisywałem do gimnazjum i były juz profile-szumnie to brzmiało-klasa informatyczna(2 godziny zamiast jednej w tygodniu :lol: )i los chciał,że w sekretariacie zamieniłem na ten temat dwa słowa z panią dyrektor

ona powiedziała mniej więcej coś takiego jak Ty....jak syn będzie chciał się tej informatyki uczyć to,czy w tej czy w innej klasie i tak się nauczy

ja byłem już wtedy "nauczycielem" z paroletnim stażem-wiedziałem dobrze,że czego NAUCZYCIEL dokładnie nie wyłoży,nie wzmocni,nie przerobi z uczniami-nie może liczyć na to,że w klasie będzie miał samych SAMOUKÓW

SAMOUKI się zdarzają :lol: to prawda-ale więcej jest tych co im to trzeba jasno i konkretnie powiedzieć-wiem ,bo robię to od 15 lat :lol:

[ Dodano: 2013-10-05, 15:22 ]
MonikaMaria3


100 tysięcy za jedną zdradę? Ale byłbym bogaty-szejk arabski nie miałby żadnych szans :lol:

Anonymous - 2013-10-07, 11:32

Myślę, że nie ma metody na uniknięcie błędów i niepowodzeń w życiu. To byłoby za proste:) A żeby zrozumieć pewne rzeczy, trzeba je samemu doświadczyć. Możesz tłumaczyć dziecku, tłumaczyć a dopiero jak samo coś przeżyje to wtedy zrozumie. Bo nawet jak widać coś u innych chyba każdy pomyśli: mnie to nie dotyczy:) Obserwując rozwiedzione małżeństwa parę lat temu pomyślałbyś że ciebie to spotka?
Anonymous - 2013-10-07, 12:34

porzucona_33 napisał/a:
Myślę, że nie ma metody na uniknięcie błędów i niepowodzeń w życiu. To byłoby za proste:) A żeby zrozumieć pewne rzeczy, trzeba je samemu doświadczyć. Możesz tłumaczyć dziecku, tłumaczyć a dopiero jak samo coś przeżyje to wtedy zrozumie. Bo nawet jak widać coś u innych chyba każdy pomyśli: mnie to nie dotyczy:) Obserwując rozwiedzione małżeństwa parę lat temu pomyślałbyś że ciebie to spotka?

Masz rację oczywiście. Ale naszła mnie taka myśl - dziecko popełnia błąd, doświadcza na własnej skórze wszelkich konsekwencji - mimo upomnień i ostrzeżeń rodziców. To nieuniknione, chyba mało jest ludzi, którzy uczą się na cudzych błędach :->
Ale ja tu widzę szansę - popełniwszy ów błąd dziecko (w tym przypadku) ma w głowie (bo to zawsze zostawia swój ślad), to co mówili, czego uczyli i przed czym przestrzegali rodzice. Ma możliwość - przy wyciąganiu własnych wniosków z własnego błędu - wziąć pod uwagę i wspomóc się tym, co rodzice próbowali przekazać aby ochronić swe dziecko, tym co wpajali i przekazywali. A ileż to razy powtarzaliśmy w życiu: mama/tata/rodzice mieli rację :-)
To może być fundamentem tego, by sposób myślenia/postępowania związany z popełnionym błędem nabrał odpowiedniego kierunku...

Anonymous - 2013-10-07, 22:29

MonikaMaria3 napisał/a:

A teraz mój mąż jest daleko od Boga. I doskonale wiem, że dopóki do Boga nie wróci, nic się nie poprawi tak naprawdę. Bo teraz niby oboje się staramy, ale to jakieś puste, jałowe, bez tego, co było kiedyś....I coraz bardziej boję się o siebie. Że ja uciekne. Ale póki co trwam i staram sie. Modlę się dużo, bardzo, bardzo dużo... Pilnuję by byc w Łasce uswięcającej i choc często upadam, to podnoszę sie jak najprędzej. Ale czasami jet po prostu ciężko. Za duzo wokoło tych pochwał konkubinatu, za dużo wulgarnego seksu, za mało prawdziwych, chrześcijańskich wartości...


Mój mąż nigdy nie był blisko Boga tak naprawdę. Miałam wiele pomysłów jak by go do Boga zbliżyć. Byłam pełna lęku, że jeśli on się nie nawróci to prędzej czy później wszystko się skończy, upadnie. Efekt był dokładnie odwrotny do zamierzonego. Mój mąż coraz bardziej oddalał się od Boga. Dziś przede wszystkim zabiegam o własne nawracanie się każdego dnia, bo potrzebuję go nie mniej niż mąż. A jego zostawiam w rękach Jezusa.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group