Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mąż mnie zdradzał i co dalej???

Anonymous - 2013-10-03, 16:44

wiek 40 lat to taki przykry moment gdy uświadamiasz sobie że właśnie włazisz chcąc nie chcąc w czyjeś buty
może to przez nieuwagę, nie twierdzę że nie
w każdym razie ja wyskoczyłam jak oparzona ;)

Anonymous - 2013-10-03, 16:54

Krawędź nadziei , :->
faktycznie musiało być z Tobą baaardzo "krawędziowo"
skoro kobieta
nie dała sobie nicka
isia , kicia czy jakoś tak :mrgreen:

Ale widać , że masz polot , w końcu
środowisko artystyczne zobowiązuje . :mrgreen:

___________________________________________
Cytat:
Mare,
Ale też przyznasz chyba, że w teraz jakaś "moda"
na to aby wszystko "zrzucać" na dom rodzinny.


To nie "moda" Grzegorz
to rzeczywistość ......... niestety .
"Normalnych" rodzin już prawie nie ma , to nieliczne wyjątki .

Cytat:
To oczywiste, że rodzina i czas dzieciństwa ma wpływ na dorosłe życie, ale
jak sie ma 40 lat to trudno obarczać porażkami matkę czy ojca.


Osobowość zasadniczo kształtuje się gdzieś do 30 lat .
Niestety , czy skorupka za młodu ......... bardzo trudno to zmienić .
Generalnie kolejne pokolenia mają coraz mniejsze szanse
na udane życie małżeńskie , przynajmniej z jednym "partnerem" .


........... po 40 człowiek ma
trochę z osła , trochę z lwa :mrgreen:

Anonymous - 2013-10-03, 19:57

grzegorz pisze:

Cytat:
To oczywiste, że rodzina i czas dzieciństwa ma wpływ na dorosłe życie, ale
jak sie ma 40 lat to trudno obarczać porażkami matkę czy ojca.


Słuszna uwaga.
Zwykle wsiąka w nas to, czego najbardziej w rodzicach nie akceptowaliśmy.
To dziwna zależność lecz tak się dzieje niestety.
Negatywne przeniesienia zalegają w nieświadomości trzymając nas w podwójnym wiązaniu dopóki ten rodzinny "osad" nie zostanie wydobyty na światło dzienne by stać się świadomym.
Nieraz nie ma innego sposobu na otwarcie oczu niż "tragedia" i związane z nią cierpienie, które finalnie przybiera terapeutyczną formę.
Że też człowiek inaczej nie potrafi, widać taka nasza ludzka natura. ;-)

Anonymous - 2013-10-03, 20:08

Jak się trzymam? Nie wiem, trudno powiedzieć, wczoraj podjęłam decyzję, że już nie chcę mojemu mężowi docinać bo przez ten cały czas ciągle to robiłam. Jednak dzisiaj nie wytrzymałam i znów dowaliłam. Jest mi bardzo ciężko, czuję się zdezorientowana, mąż chce to wszystko ratować i uznał że wyjazd do dobry pomysł. Że będziemy mogli się spokojnie zastanowić i podjąć ostateczną decyzję. On okazał skruchę i nawet bardzo zmienił swoje zachowanie, tyle tylko że ja teraz uświadamiam sobie, że ta zdrada to tak naprawdę czubek góry lodowej, jeśli chodzi o nasze problemy. Widzę, jak bardzo się od siebie różnimy, właściwie we wszystkim. Widzę też jak wiele złych decyzji podjęliśmy, jak bardzo uwikłaliśmy się w wiele spraw. Tak chcieliśmy mieć wszystko naraz i po prostu gdzieś w tym zagubiliśmy siebie. Przez 7 lat bycia razem nie byliśmy na wakacjach, tylko praca, studia, remont i tak w kółko. Brak czasu dla siebie, chroniczne zmęczenie i mamy tego skutki.
Myśli mnie atakują, ciągle zastanawiam się co ona mu takiego dała, czego ja nie mogłam? Jak wyglądała i takie tam, wiem że to bez sensu i sama się zatruwam, ale to jest ode mnie silniejsze. Mam wrażenie że to jakaś obsesja. Modlę się, żeby Bóg mi pomógł się od tego uwolnić, bo nie daje rady.

Anonymous - 2013-10-03, 20:25

Ania pisze:

Cytat:
Dwa lata temu pierwszy raz mnie zdradził, a od roku regularnie spotykał się z inną kobietą. Mimo, że żadna z tych zdrad nie miała finału w seksie, to ten brak seksu nie wynikał z jego inicjatywy, ale z przyczyn od niego niezależnych, nie chcę wchodzić w szczegóły, bo zdrada to zdrada.


Mnóstwo opini dot. wątku padło tutaj na temat czy zdrada fizyczna czy psychiczna jest trudniejsza do uniesienia, dzieląc ten trud przez płeć zdradzonych.
Wygląda na to, że wszyscy "kupili" tłumaczenia męża Ani, łącznie z nią.
Aniu, przykro mi to pisać, ale WIELKĄ NAIWNOŚCIĄ jest dać wiarę, że zdrowy mężczyzna, który był ewidentnie poszukujący wrażeń NIGDY swoich marzeń nie urzeczywistnił w postaci zdrady fizycznej i że ot tak sobie romansował przez okres 2 lat, (jeśli oczywiście ten okres zaagnażowania jest prawdziwy) pisząc smsy, maile, rozmawiajac przez telefon, czy pisząc listy.
Owszem, brak kontaktu fizycznego jest możliwy pod warunkiem, że owe panie nie zamieszkują Europy a Twój mąż ponad wszelką wątpliwość nie opuszczał Polski..i to jeszcze nie jest dowodem na brak kontaktu fizycznego.

[ Dodano: 2013-10-03, 20:34 ]
Cytat:
Przez dwa lata przyjmował komunię w grzechu ciężkim i jak twierdzi nie miał zamiaru się z tego spowiadać i cokolwiek mi mówić.


Nie miał zamiaru o niczym ci mówić, zatem dlaczego się tak NAGLE przyznał?
Skąd nagle taki strach, niepokój?
Pytałaś dlaczego tak nagle ten romans zakończył?
Czy aby nie okaże się że ów "platoniczny" romans czymś jednak nie zaowocuje, obym się myliła.

Anonymous - 2013-10-03, 20:50

Pisałam że seksu nie było nie z jego inicjatywy. Za pierwszym razem była to przygodna znajomość na dyskotece i nasza wspólna znajoma go powstrzymała, a teraz kiedy spotykał się z tą kobietą nie było seksu, bo ona postawiła warunek, że dopiero kiedy mnie zostawi. Ja w to wierzę i nie dlatego że nie mam wyjścia. Dlaczego akurat teraz, ano dlatego, że skończyły się wyjazdy na studia, na których poznał ową pannę, więc skończył się i romans. Zaczął więcej czasu spędzać w domu i zaczęliśmy słuchać pomarańczarni, czyli konferencji O. Szustaka http://www.langustanapalmie.pl/pomaranczarnia co doprowadziło do tego, że miał wyrzuty sumienia. Potem zdarzyło się kilka nietypowych sytuacji + moja modlitwa na różańcu w jego intencji, prawie jego depresja,wizyta u psychologa i jego decyzja. Myślę, że jak już facet wreszcie po tylu latach zaczął mówić prawdę i to nie tylko o zdradzie, to po co miałby w takiej sytuacji kłamać. I tak już nie miał nic do stracenia, bo jak mi to mówił, był w takim stanie psychicznym że kolejne kłamstwo nie miało sensu.
Anonymous - 2013-10-03, 21:40

Nie twierdzę Aniu, że romans trwa. Gdyby chciał by trwał, niedorzecznym byłoby się przyznawać.
Rzecz w tym, że nie wierzę że konsumpcji nie było, to wszystko.
Owszem, może mąż nie chciał Cię ranić i uznał, że tak będzie ci łatwiej przełknąć tą zdradę, stąd tak przedstawiona jego wersja wydarzeń. Z drugiej strony, skoro konsumpcji nie było, to skąd tak ogromne wyrzuty sumienia?
Oczywiście najistotniejsze jest jaka jest jego postawa wobec Ciebie teraz.

Anonymous - 2013-10-03, 21:59

Cytat:
Tak chcieliśmy mieć wszystko naraz i po prostu gdzieś w tym zagubiliśmy siebie.


Cytat:
Tak chcieliśmy mieć wszystko naraz i po prostu gdzieś w tym zagubiliśmy siebie.


Cytat:
Tak chcieliśmy mieć wszystko naraz i po prostu gdzieś w tym zagubiliśmy siebie.


"Siebie" - jako siebie i jako "siebie nawzajem" .
Może czas zmienić priorytety , przystanąć , rozejrzeć się , pomyśleć ?


Cytat:
Myśli mnie atakują, ciągle zastanawiam się co ona mu takiego dała, czego ja nie mogłam?


Myśl , co Ty mu dajesz ,
i co byś mogła dać .
Zapytaj - co by chciał od ciebie , będzie prościej .
Napiszcie do siebie listy . :mrgreen:


Trochę dziwne , że się tak głowisz ?
...... i niepokojące
Zapewne dała mu trochę podziwu , uśmiechu , wsparcia , wyrozumiałości
......... już to wystarczyło .

Anonymous - 2013-10-03, 22:33

kenya dla wielu osób zdrada romantyczna bo tak to się w psychologii nazywa jest o wiele boleśniejsza niż seksualna. Choć ja sama nie wiem co gorsze?
Anonymous - 2013-10-03, 22:51

mój mąż na moje słowa o rozwodzie i wielomiesięczne odrzucenie zareagował pogrzebaniem małżeństwa także dlatego, że był pewien że powtórzę drogę mojej mamy.
Która odrzuciwszy mojego ojca przez kolejne 20 lat radziła sobie i radzi bez niego, tzn. są małżeństwem ale żyją zupełnie osobno udając że to jest OK. Mój mąż był pewien że właśnie do tego dążę, siłą genów i wzorca.
.[/quote]
Coś w tym jest. Nie wiedziałem czy mam jednego teścia, czy dwóch , a może wiecej.Jakoś w głowie ciągle miałem obawę że żonka spełni słowa i pójdźie w kroki mamuśki. No się nie pomyliłem. Szkoda że profilaktycznie poszłem pierwszy.
Teeeeee nie uzasadniane obawy i lęki.

Anonymous - 2013-10-04, 08:05

mare1966 napisał/a:
"Normalnych" rodzin już prawie nie ma , to nieliczne wyjątki .

Mare, ło matko, gdzie Ty mieszkasz?? w moim regionie na szczęście nie są to nieliczne wyjątki, a mimo wszystko wciąż większość, czyli więcej niż 50% :->

Anonymous - 2013-10-04, 08:51

Ania65 napisał/a:
kenya dla wielu osób zdrada romantyczna bo tak to się w psychologii nazywa jest o wiele boleśniejsza niż seksualna. Choć ja sama nie wiem co gorsze?


Aniu zdrada emocjonalna w przeciwieństwie do tej fizycznej(jak określacie konsumpcyjnej) faktycznie jest o wiele grozniejsza.
By stworzyc nowe więzi emocjonalne trzeba zazwyczaj zniszczyc całkowicie stare.
Natomiast tak konsummpcja to jedynie instynkt (typowo zwierzęcy) i do momentu aż popęd zwierzęcy gra i sparawia przyjemnośc doputy trwa zdrada fizyczna.
I wystarczy popatrzeć na świat jaki nas otacza i relacje by wiedziec że ta częśc konsumpcyjna częśto jak burzliwiie się zaczyna -tak burzliwie kończy.
Ale gdy nas trzymaja emocje,gdy relacje sa czysto duchowe,gdy te relacje dają nam
rozwiązanie problemów duchowych(wewnetrznych) jakie nami rządziły
to niestety trwa to i trwa.
Często w małżeństwie gdzie zatracił sie duch wspólnoty,gdzie wkrada się zapomnienie,gdzie powoli zjada rutyna-pojawia sie ktoś kto:
słucha,jest otwarty,opiekunczy-gdzie umie dokładnie to czego nie potrafił obecny współmałzonek,albo świetnie wypełnia braki współmałzonka.
To taki plaster na serce na bolączki tego świata.
Pamiętam gdy w moim małżeństwie wkradł sie taki(nazwe go pomagier).
Na poczatku wydało mi sie ot:
niewinna znajomośc zony z lat dzieciństwa(kolega,przyjaciel).
Ale czas pokazywał dokładnie inaczej-
Coraz więcej jego,coraz mniej mnie.
Jak sie okazało on tez nieszczęśliwy w malżeństwie(taka klasyczna reguła).
Poczatkowo patrzyłem na to spokojnie,z czasem uwierało.
W uwieraniu były rozmowy ,tłumaczenia .
Ale jak wytłumaczyc komus kto tego nie słyszy ??
gdy mówiłem:
Czas dla niego jest marnowanym czasem jaki można by miec dla mnie,
ale jak wytłumaczyć komuś??
-gdy mówiłem proste słowa czemu on nie potrafi tak się zająć włąsna zona jak przepięknie robi to dla cudzej.
Z kazdym dniem -z każdym miesiącem wchodziłem w coraz bardziej przegraną pozycję.
Az wkoncu w mojej głowie powstała decyzja walki o zonę.
Wiesz dokładnie tak jak lew walczy o swoją zwierzynę:
gotowy rozszarpac rywala i cyba wszystko w okolicy!!!
To był błąd.
Bo nikt w tym nie dojrzał tego co było "WŁASCIWYM"
ratowania tych naszych razem spędzonych lat.
A wyczytał w tym jedynie to co dało mu wewnętrzne rozwiązanie problemów-nie widząć włąsnych błedów.
z perspektywy czasu dziś wiem to:
Trzeba (choc to trudne) pozostawic to wszystko z boku siebie, by samo wzrosło i samo uschło.
Bo każde nasze wejście w to ,kazda ingerencja jest zupełnie inaczej czytana
niz nasze przesłanie.
Bardziej oddala nas z każdym dniem ,jedynie tworzac z nas obraz ZŁA

Czasami:
Trzeba poszukać w tym co się stało ewenualnych przyczyn jakie doprowadziły do tego,co w mojej mozliwości moge zmienic co zakurzone odkurzyc.
Tylko spokój ma sznase cos zmienić.
Emocje,nerwy,walka,zabieganie na siłe,moralizowanie
to sławetne gwożdzie do "TRUMNY"
z napisem tu zostało pochowane małżeństwo.......

powodzenia i krocz z rozwagą

[ Dodano: 2013-10-04, 09:09 ]
mój mąż na moje słowa o rozwodzie i wielomiesięczne odrzucenie zareagował pogrzebaniem małżeństwa także dlatego, że był pewien że powtórzę drogę mojej mamy.
Która odrzuciwszy mojego ojca przez kolejne 20 lat radziła sobie i radzi bez niego, tzn. są małżeństwem ale żyją zupełnie osobno udając że to jest OK. Mój mąż był pewien że właśnie do tego dążę, siłą genów i wzorca.

Aniu cos w tym jest
bo gdy patrzyłem na moich teściów to widziałem to:
w pewnym etapie był kryzys(o tym tylko wiem)
wynik pokryzysowy !!
wspólnie ale juz oddzielnie ,dwie osoby w jednym domu ale każde sobie.......skrobie.
Jak myślisz jak wyglada dziś moje małżeństwo ???
Odzwierciedlenie....
Tego nie da sie tak łatwo zmienic co przechodzi na nas jak gabka nasączona w spadku rodzinnym.
Czasami nie widzimy tego sami -lecz nie dlatego że nie widzimy(slepota) ,bądz jestesmy ograniczeni.
Poprostu nie mamy innych punktów odniesienie i do momentu aż nie przyjdzie pomoc z zewnątrz(powiedzmy nawet psycholog)
doputy podświadomie bedziemy kroczyc droga błedów rodzinnych.

Anonymous - 2013-10-04, 13:41

miodzio63 napisał/a:

By stworzyc nowe więzi emocjonalne trzeba zazwyczaj zniszczyc całkowicie stare.
.


Napisałeś to, co jest dla mnie kwintesencją - w mojej sytuacji.
To chyba sprawia mi największy ból - mąż świadomie zabił w sobie resztki (a może nie resztki wcale) miłości do mnie, aby móc oddać się całkowicie drugiej kobiecie.

Nie mam pojęcia czy mimo powrotu da radę odbudować coś na tych zgliszczach, których sam jest autorem.
Dla mnie jest to o tyle ciężkie, że moja miłość do niego żyje cały czas. U mnie w sercu nie ma czarnego popiołu, była tylko warstwa gęstego kurzu (gniew, żal, wyobcowanie, odrzucenie) - ale ja nigdy nie zaorałam tego. I zdjęłam ten kurz i widzę że pod spodem wszystko jest w całkiem niezłym stanie.

A on chodzi po polu zgliszczy u siebie i sam nie wie co teraz zrobić.To było kiedyś takie żyzne pole! On mnie kochał tak, że ja płynęłam na tym uczuciu, beztrosko..
Byłam pewna, że tak będzie zawsze. Nauczka jest bardzo bolesna.

------------
Ania65, złap się czegoś pozytywnego w tej całej sytuacji. Twój mąż posiada coś takiego jak sumienie. Nie zabił tego w sobie.
To dużo. Nie każdy to ma.

Anonymous - 2013-10-04, 14:45

krawędź nadziei napisał/a:
To chyba sprawia mi największy ból - mąż świadomie zabił w sobie resztki (a może nie resztki wcale) miłości do mnie, aby móc oddać się całkowicie drugiej kobiecie.


Wyżej Miodzio pisze o więzi emocjonalnej, a Ty piszesz o miłości. To dwie różne sprawy.
Miłość to nie są tylko same emocje - chęć bycia z tą osobą, chęć bliskości, tęsknota itd. To są wszystko objawy zauroczenia, zakochania się i ukochania siebie w tej sytuacji. Natomiast co to ma wspólnego z miłością, która jest dobrem, wartością najwyższą (Bóg jest miłością)? Miłość jako wartość najcenniejsza i największa nie może z zasady nieść za sobą krzywdy, zranień - kogokolwiek! Miłość jest wtedy, kiedy chcemy dla tej osoby dobra, szeroko pojętego - nawet jeśli to my z czegoś musimy zrezygnować, pójść na kompromis.

W relacji z tą kobietą kompromisu ze strony Twojego męża nie było. A cóż to za dobro dla kogokolwiek - żonaty gość? Mężatka? No przepraszam bardzo - co dobrego jest w relacji pt. cudzołóstwo, co dobrego jest w relacji, gdzie w tle jest oszukiwany człowiek (mąż, żona, dzieci), gdzie łamie się dane słowo, gdzie sprowadza się na osobę trzecią grzech, gdzie blokuje się jej możliwość bycia w NORMALNYM zdrowym związku, z wolnym człowiekiem?

Emocje to emocje. Jednego dnia są takie, drugiego takie. Dlatego wielu wiarołomnych małżonków wraca (wielu też nie wraca, wiem), bo po czasie na szczęścia zaczyna dojrzewać, rozumieć różnicę, dostrzegać wartości, rozróżniać dobro od zła.

Mój mąż nie umiał kochać - ani mnie, ani kochanki, ani siebie, ani dzieci. Nazywał miłością to, co nią nie było. Musiał się tego nauczyć i zrozumieć (na własnym przykładzie), że jeśli za miłością idzie cierpienie, to jest to błędne pojmowanie tej miłości.

Bóg jest Miłością. A więc wszystko, co się z nią wiąże, musi być czyste, dobre, szlachetne, niekrzywdzące. Dopiero wtedy możemy o niej mówić.

"Miłość nie szuka swego"..... A czego - jak nie "swego" szukał Twój mąż w relacji z tą kobietą?

Pozdrawiam serdecznie. :-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group