Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mąż mnie zdradzał i co dalej???

Anonymous - 2013-10-03, 10:22

tak widzisz jak się miota, wychodzi z telefonem, mówi że ona zadzwoniła do niego przez pomyłkę, a to trwa i trwa....... mówi po jakimś czasie że dobrze mu się z nią rozmawia ale nie wie gdzie mieszka nawet nie wiedział (podobno) jak ma na imię - dziwne, teraz jest trochę lepiej, ale siedzi zamyślony jak mówi w nicości.
Anonymous - 2013-10-03, 11:16

MonikaMaria3 napisał/a:

ja mam inne podejscie: Wolałabym, żeby facet nie budował bliskości z jakąkolwiek kobietą a raz poszedł do łózka.

Ja chyba już też. Po tym co mnie spotkało (półroczne budowanie więzi za moimi plecami, pod przykrywką "Ależ nam się tylko świetnie pracuje zawodowo!" - od porozumienia zawodowego, przez wszystkie iskry i płaszczyzny erotyczno towarzyskie, aż do regularnej pełnej zdrady i opuszczenia domu pod pretekstem wyjazdów zawodowych z tą kobietą).

I najpierw są pytania: Jak mógł mi to zrobić?
A potem dochodzi inne smutne ważniejsze pytanie: czym właściwie dla mojego męża było nasze małżeństwo, skoro w chwili kryzysu (u nas kryzys rozwijał się niestety nieleczony ok. dwa lata i oboje jesteśmy temu winni) - dlaczego w takiej sytuacji uznał że małżeństwo jest NIEWARTE NAPRAWY?
On mi to wyjaśnił: moje odrzucenie go i jedna rozmowa w której (w bezsilności prób dotarcia do niego) zagroziłam separacją lub rozwodem. Mąż twierdzi, że te słowa były dla niego traumą najgorszą w życiu, że przeżył szok. Od tego momentu on uznał że małżeństwo zmarło i nie ma co reanimować. I dał sobie pełne prawo do zdrady, ku mojemu niedowierzaniu....


A podejrzenia o kontynuację kontaktów - tak, to też trudne.
Wyprzeć się ich nie da. Ale nie można ich podsycać przecież, to chore.
Ja czekam aż mój mąż rozstanie się z tą kobietą zawodowo. Wtedy może będzie mi łatwiej usunąć ją wreszcie z mojej głowy.

Na początku miałam straszne ataki strachu, gdy np. on jechał na zlecenie i zupełnie przypadkiem ona też się tam pojawiała, mimo że miała być 300 km dalej (jej się cały czas coś roi i robi takie akcje, a może po prostu bawi się dalej).
Jednak powoli uczę się już mu ufać - ale jedynie pod warunkiem, że on tego rodzącego się zaufania nie nadszarpnie np. nie dzwoniąc i nie informując o spóźnieniu 2h. To go obciąża, wiem, ale bez tego nie umiem. Może się jeszcze nauczę, na razie za wcześnie.
Na tym etapie doceniam np. że on jedzie w miejsce gdzie jest jakaś niewielka szansa, że może ją spotkać, i dostaję od niego smsa "Czysto!"
Ogromnie mnie to buduje - czuję wtedy taką nić między nami..

Poza tym powiedział mi wprost: "przecież jak bym CHCIAŁ to i tak bym się z nią spotkał".
Ciężko mi było to przyjąć, ale takie są fakty.

Bardziej chyba obawiam się tego, że może tego zachcieć w przyszłości, gdy będziemy mieli gorszy okres.
Kontakt do niej (a nr telefonu nawet jeśli wykasuje to może przecież błyskawicznie znaleźć z powrotem, jest facebook itp) może być dla niego taką pokusą jak nałożenie pierścienia dla Frodo - że się posłużę taką fabularną przenośnią.
Musimy zawczasu się z taką pokusą nauczyć rozprawiać - nadzieja we wspólnej terapii którą przechodzimy.

Neurony w mózgu odpowiedzialne za drogi nerwowe powstałe przy okazji nowych bodźców (czyli wszystkie pozytywne odczucia na widok tej osoby, pomimo szczerej decyzji o rozstaniu) obumierają podobno około dwóch lat. Jeśli są nieużywane.
Potwierdzała mi to osoba "z drugiej strony" - która sama postanowiła zerwać kontakty z kochankiem, aby wrócić do męża.
Bardzo trudno było jej przyjąć, że nie mogą być "tylko przyjaciółmi". W końcu z pomocą terapeuty zrozumiała to i z trudem wprowadziła w życie - zero kontaktów. I przyznała, że to wszystko wybrzmiało w niej i wyblakło tak zupełnie dopiero po około półtora roku.

To trochę przerażające, ale chyba lepiej to wiedzieć.

Anonymous - 2013-10-03, 11:34

MonikaMaria3
Cytat:
ja mam inne podejscie: Wolałabym, żeby facet nie budował bliskości z jakąkolwiek kobietą a raz poszedł do łózka. Wiem, że to może dziwne podejscie, ale bólu, który zadaje u kobiet zdrada psychiczna, emocjonalna partnera nie da się porównac z niczym innym. Siedzisz obok i patrzysz jak się zamyśla i zastanawiasz się, czy mysli o niej. Przychodzi sms... Czy to znowu ona? Spóźnia się z pracy... Może ją odwozi? No tragedia po prostu.


Twoje podejście nie jet dziwne , tylko chyba typowe
dla większości kobiet .

U facetów jest dokładnie tak samo ( o ile nie gorzej )
tylko dotyczy do zdrady fizycznej
i owszem nie da się porównać z niczym innym .
Tyle , że facet nie zastanawia się czy "ona o nim mysli"
tylko co oni robili ,
gdzie robili , jak robili , ile robili
a wyobraźnia pracuje .
Nawet raz wystarczy - tego się nie da wymazać z pamięci .

Nawiasem , całe zycie byłem przekonany
( to wydawało mi się wynikać z natury kobiety , naturalnych barier ochronnych - fizycznych i psychicznych )
że właśnie dla kobiety zdrada fizyczna
( gdzy sama zdradza i jest zdradzana )
jest boleśniejsza .

Wychodzi jednak , że to UCZUCIE
kieruje działaniem kobiety .
uczucie- rozum -uczucie :arrow: DECYZJA

U facetów raczej :
rozum-uczucie-rozum :arrow: DECYZJA

Nie oceniam , w końcu to bóg tak "zaprogramował" . :mrgreen:


Tym niemniej "zdrada emocjonalna" ( to moje odczucia )
jest dość trudna , czasem trudno ustalić jej granice .
Jeżeli mąż tańczy z tą panią juz 3 taniec - to zdrada emocjonalna ?
Dla jednych poważna sprawa , dla innych nic takiego .
Przyjmując jakieś ekstremum trzeba by segregację płciową wszędzie wprowadzać ,
bo spojrzał , bo coś powiedział , bo się uśmiechała jak kawały mówił .


===================================================


Posta napisałem właściwie w jednym celu , Anno .

Mąż ( prawdopodobnie ) nie poczuwa się do rzadnej zdrady ,
bo jej nie było w jego męskich odczuciach .
Więcej , może oczekiwać nawet swego rodzaju wdzięczności od Ciebie,
że tak się musiał starać , żeby nie zdradzić .
( no chyba , że to ta pani była na tyle uczciwa )


--------------------------------------------------------------------------------------------
[b]krawędź nadziei[/b]
Cytat:
On mi to wyjaśnił: moje odrzucenie go i jedna rozmowa w której (w bezsilności prób dotarcia do niego) zagroziłam separacją lub rozwodem. Mąż twierdzi, że te słowa były dla niego traumą najgorszą w życiu, że przeżył szok. Od tego momentu on uznał że małżeństwo zmarło i nie ma co reanimować. I dał sobie pełne prawo do zdrady, ku mojemu niedowierzaniu....


Dla mnie bardzo nielogiczne wytłumaczenie .
Raczej głupawe tłumaczenie siebie .
Ty jesteś winna jego zdrady bo przecież "zagroziłaś" separacją czy nawet rozwodem .
A ponieważ te słowa wywołały w nim taką "najgorszą w zyciu traumę" , znaczy tak się tym przejął , przeląkł .......... to "dał sobie pełne prawo do zdrady" .

Szczerze - po mojemu za takie "usprawiedliwienie"
powinien dostać w ....... ( niedomówienie )


Oczywiście , nie znaczy że Wam się nie uda :->
ale jego tłumaczenie wyjątkowo durne :mrgreen:

Anonymous - 2013-10-03, 12:26

mare1966 napisał/a:

Tym niemniej "zdrada emocjonalna" ( to moje odczucia )
jest dość trudna , czasem trudno ustalić jej granice .
Jeżeli mąż tańczy z tą panią juz 3 taniec - to zdrada emocjonalna ?
Dla jednych poważna sprawa , dla innych nic takiego .
Przyjmując jakieś ekstremum trzeba by segregację płciową wszędzie wprowadzać ,
bo spojrzał , bo coś powiedział , bo się uśmiechała jak kawały mówił .


Mój mąż ma zawód powiedzmy w branży "show", tzn. jego praca to wiele wyjazdów, występów, imprez, podróży i spotkań towarzyskich mocno zakrapianych. Przez 10 lat jeździliśmy razem. Potem gdy urodziłam dzieci, zostałam w domu. Wiedziałam co robi (sporo kontaktów z kobietami w grupie, masa lasek do niego się klejących a on nie mnich bynajmniej tylko kawał przystojniaka, do tego frontman grupy). I mieliśmy zawsze nasze nieprzekraczalne granice. On opowiadał mi zawsze gdy się zdarzyło mu do tych granic zbliżyć. Ja to doceniałam i dawałam mu dalej kredyt zaufania.
I to było kurde takie piękne!
Tego mi najbardziej szkoda.


mare1966 napisał/a:
Dla mnie bardzo nielogiczne wytłumaczenie .
Raczej głupawe tłumaczenie siebie .
Ty jesteś winna jego zdrady bo przecież "zagroziłaś" separacją czy nawet rozwodem .
A ponieważ te słowa wywołały w nim taką "najgorszą w zyciu traumę" , znaczy tak się tym przejął , przeląkł .......... to "dał sobie pełne prawo do zdrady" .

Szczerze - po mojemu za takie "usprawiedliwienie"
powinien dostać w ....... ( niedomówienie )

Oczywiście , nie znaczy że Wam się nie uda :->
ale jego tłumaczenie wyjątkowo durne :mrgreen:


Wiem.To jego próba ulżenia swemu sumieniu. Niedojrzała jak cała jego postawa..
Oczywiście była we mnie gotowość (!) na przyjęcie tego ciężaru w zasadzie bez większych sprzeciwów. A jakże, dałabym się wkręcić! To też coś mówi o mnie :/

Ale prowadzi nas sensowna pani terapeutka i ona twardo mówi:
"Oddzielamy dwie rzeczy: kryzys za który jesteście odpowiedzialni oboje. I zdradę oraz oszustwo, za które odpowiedzialny WYŁĄCZNIE jest mąż, i dopóki on tej odpowiedzialności nie będzie gotowy wziąć na siebie bez zrzucania na Panią, to się nie uda".
Mój mąż pierwszy miesiąc uparcie łączył te dwie rzeczy. W nim to przebiega bardzo bardzo powoli, ale ufam że przebiega.
Poza tym chyba jak to chłop - jest w nim opór "nie będzie mi baba mówiła co i jak". Tzn. on tego nie formułuje wprost, bo przecież sam się zgodził na terapię i się zgadza że jej potrzebujemy - ale gdzieś tam ma potrzebę najpierw się obowiązkowo najeżyć, a dopiero po dwóch tygodniach uznaje że to przetrawił i to ma sens.
OK, czekam.

Co do durności ;): cóż od początku zachowywał się durnie, nie mogę oczekiwać że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni się w mędrca i wzór cnót, muszę doceniać to co się dzieje nawet powoli. Ale oczywiście musi wyjść poza swoje durne usprawiedliwienia!

edit: co do dania w pysk.
Dostał. Naprawdę uderzyłam go w twarz, pierwszy raz w życiu coś takiego zrobiłam. W dodatku nie jest mi wstyd. I to wcale nie zrobiłam tego od razu (chociaż taka idiotyczna potrzeba dość wcześnie po ujawnieniu zdrady wjechała mi do głowy). Zrobiłam to w momencie gdy się nie spodziewał, jakoś 2 tygodnie po, gdy mi się w konkretnej sytuacji nalge przelało w głowie od wspomnień i bólu, a on nie był świadomy co się dzieje w tej mojej głowie, bo też mu nie komunikowałam tylko się gotowałam.
Niestety albo niewłaściwy moment, albo niewłaściwy pysk ;) W każdym razie przyjął to jak najgorzej. I tę dość straszną chwilę też zapamiętam na zawsze, skupiającą jak soczewka nasze problemy ze zdradą.

Anonymous - 2013-10-03, 12:30

krawędź nadziei napisał/a:
ale jego tłumaczenie wyjątkowo durne :mrgreen:

Musiał chłop znaleźć jakieś usprawiedliwienie... i znalazł ;-)

Anonymous - 2013-10-03, 12:33

tak, usprawiedliwienie jako metoda poradzenia sobie ze swoją winą
bardzo ludzkie i też to znam
ale nie mogę teraz na to pozwalać

znowu wjechałam komuś w wątek ze swoimi dylematami ;)

Ania65 napisz jak się trzymasz!!!

Anonymous - 2013-10-03, 12:45

krawędź nadziei napisał/a:

I najpierw są pytania: Jak mógł mi to zrobić?
A potem dochodzi inne smutne ważniejsze pytanie: czym właściwie dla mojego męża było nasze małżeństwo, skoro w chwili kryzysu (u nas kryzys rozwijał się niestety nieleczony ok. dwa lata i oboje jesteśmy temu winni) - dlaczego w takiej sytuacji uznał że małżeństwo jest NIEWARTE NAPRAWY?
On mi to wyjaśnił: moje odrzucenie go i jedna rozmowa w której (w bezsilności prób dotarcia do niego) zagroziłam separacją lub rozwodem. Mąż twierdzi, że te słowa były dla niego traumą najgorszą w życiu, że przeżył szok. Od tego momentu on uznał że małżeństwo zmarło i nie ma co reanimować. I dał sobie pełne prawo do zdrady, ku mojemu niedowierzaniu....


U mnie było podobnie tyle tylko że na początku ja tego kryzysu nie chciałam widzieć, za każdym razem po jakiejś sprzeczce się rozwodziłam i mówiłam po co się męczyć - to było takie moje głupie gadanie, bo ludzie w chwilach złości wygadują sobie różne rzeczy - szybko mi przechodziło wracałam do rzeczywistości. A w głowie mojego męża zapisywały się obrazy te negatywne z moim udziałem na pierwszym planie. Teraz to wiem bo tyle mądrych książek przeczytałam, starałam się go zrozumieć chociaż częściowo.
Dla mnie było to niezrozumiałe dlaczego nie naprawia, tylko wyrzuca, bo tak mu lepiej, łatwiej, prościej bo lubi mnie ranić, albo che się na mnie odegrać .
Poszukać sobie kogoś do rozmów bez bagażu przeżyć jakich ze mną doświadczył.


........ i wiecie co wydaje mi się że ten kryzys był po coś, bo jak nam się uda wrócić do siebie tak na 100% to na pewno będzie inaczej, lepiej, będziemy się bardziej starać ( pod warunkiem że będzie nam zależało)

[ Dodano: 2013-10-03, 13:16 ]
...............teraz po tak długim czasie tych wszystkich złych emocji, pytań, obwiniań, już nie jestem taka zła na mojego męża - może pomogła mi w tym modlitwa, szczera wiara, ogromna chęć naprawy. Wola walki o nas. Nie powiem że nie mam chwil załamania, ale nauczyłam się z tym walczyć nie dokładać oliwy do ognia, nie nakręcać się negatywnie.

Anonymous - 2013-10-03, 13:59

martusia_1970 napisał/a:

Dla mnie było to niezrozumiałe dlaczego nie naprawia, tylko wyrzuca, bo tak mu lepiej, łatwiej, prościej bo lubi mnie ranić, albo che się na mnie odegrać .
Poszukać sobie kogoś do rozmów bez bagażu przeżyć jakich ze mną doświadczył.

[...]

...............teraz po tak długim czasie tych wszystkich złych emocji, pytań, obwiniań, już nie jestem taka zła na mojego męża - może pomogła mi w tym modlitwa, szczera wiara, ogromna chęć naprawy. Wola walki o nas. Nie powiem że nie mam chwil załamania, ale nauczyłam się z tym walczyć nie dokładać oliwy do ognia, nie nakręcać się negatywnie.


Fantastycznie, że po tym pierwszym zdaniu (o niemożności zrozumienia decyzji męża), jednak da się napisać coś takiego jak w tym drugim akapicie!
Wlewasz nadzieję w moje serce! :)

Aha przypomniało mi się jeszcze: mój mąż na moje słowa o rozwodzie i wielomiesięczne odrzucenie zareagował pogrzebaniem małżeństwa także dlatego, że był pewien że powtórzę drogę mojej mamy.
Która odrzuciwszy mojego ojca przez kolejne 20 lat radziła sobie i radzi bez niego, tzn. są małżeństwem ale żyją zupełnie osobno udając że to jest OK. Mój mąż był pewien że właśnie do tego dążę, siłą genów i wzorca.
Ja się jednak wyzwoliłam, nie wiem jakim cudem, na pewno dzięki BOGU :)
I się chłopak zdziwił, a że zniszczył po drodze wszystko, no to teraz jest jak jest.

Anonymous - 2013-10-03, 15:49

Cytat:
Która odrzuciwszy mojego ojca przez kolejne 20 lat radziła sobie i radzi bez niego, tzn. są małżeństwem ale żyją zupełnie osobno udając że to jest OK. Mój mąż był pewien że właśnie do tego dążę, siłą genów i wzorca.
:evil:

No faktycznie , antywzorzec . :-?
Na szczęście jabłko potoczyło się daleko , daleko od jabłonki .

Anonymous - 2013-10-03, 15:58

Te wzorce mają znaczenie, tylko się nie docenia ich roli. Człowiek się broni przed tym, że siłą rzeczy ciąży ku temu by iść drogą własnych rodziców.

Myśmy oboje mieli słabo z wzorcem.
Moi rodzice od zawsze anty-wzorzec. Nigdy nie widziałam ich okazujących sobie uczucie. Ten obrazek jest dla mnie czymś totalnie abstrakcyjnym.

Z kolei mój mąż od kiedy skończył 8 lat został półsierotą, tata mu zmarł nagle zupełnie. Duża trauma dla chłopca, mimo nadopiekuńczej totalnej miłości matki, mimo obecności starszego brata. Późniejsze nieudane związki mamy, kolejni "wujkowie".

To wszystko ma znaczenie.

Dlatego tak bardzo chcemy teraz z tego wyjść. Dla nas - ale i dla dzieci! Straszne jest być w spirali złych wzorców i wciągać do nich swoje własne dzieci.

Ale przecież się da wyrwać! Musi się dać.

Anonymous - 2013-10-03, 16:03

Dokładnie, dwójka kochających rodziców to podstawa dla dobrego rozwoju dziecka i nadania mu odpowiednich wzorców. Szczególnie jest to widocznie u kobiet wychowanych bez ojca albo z patologicznym ojcem, które nie są w stanie stworzyć szczęśliwego związki w dorosłym zyciu
Anonymous - 2013-10-03, 16:28

Cytat:
Te wzorce mają znaczenie, tylko się nie docenia ich roli.

Kolosalne :mrgreen:
w dużej mierze jesteśmy zlepkiem naszych rodziców ,
w tym ich wad
Tak , to straszne :mrgreen:

Relacje małżeńskie zaobserwowane z domu
przenosimy niejako niezauważalnie
do naszych własnych małżeństw .

"Krawędź nadziei" - osobliwy nick ,
czego to kobieta nie wymyśli ? :->

__________________________________________

Cytat:
Dokładnie, dwójka kochających SIĘ ( SIEBIE NAWZAJEM ) rodziców to podstawa dla dobrego rozwoju dziecka i nadania mu odpowiednich wzorców.


Staż 55 ( nawet sprawdziłem profil ) - nie pomyłka :mrgreen:
nie wiem , gratulacje czy współczucie
no ale "już po kryzysie" - TO GRATULACJE :->
Tu nie wszyscy stażu 5 potrafią "dociągnąć" .

Anonymous - 2013-10-03, 16:35

mare1966 napisał/a:

"Krawędź nadziei" - osobliwy nick ,
czego to kobieta nie wymyśli ? :->

Hm, biorąc pod uwagę, w jakim stanie psychicznym i emocjonalnym znajdowałam się w momencie rejestracji na forum, to i tak nieźle mi wyszło! :-P

Anonymous - 2013-10-03, 16:37

Mare,
Ale też przyznasz chyba, że teraz jakaś "moda"
na to aby wszystko "zrzucać" na dom rodzinny.
Wszelkie niepowodzenia, depresje, kryzysy tłumaczymy "rodzinnie", a to DDA, a to ojciec na matkę w domu rodzinnym krzyczał, a to.....
To oczywiste, że rodzina i czas dzieciństwa ma wpływ na dorosłe życie, ale
jak sie ma 40 lat to trudno obarczać porażkami matkę czy ojca.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group