Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mąż mnie zdradzał i co dalej???

Anonymous - 2013-10-01, 15:10
Temat postu: Mąż mnie zdradzał i co dalej???
20 września miała być nasza 5 rocznica ślubu, miała być. Zrobiłam na tę okazję wspaniały prezent dla nas. Ale 19.09 mój mąż poprosił mnie o rozmowę i powiedział mi, że od dwóch lat mnie oszukiwał. Dwa lata temu pierwszy raz mnie zdradził, a od roku regularnie spotykał się z inną kobietą. Mimo, że żadna z tych zdrad nie miała finału w seksie, to ten brak seksu nie wynikał z jego inicjatywy, ale z przyczyn od niego niezależnych, nie chcę wchodzić w szczegóły, bo zdrada to zdrada. Przez dwa lata przyjmował komunię w grzechu ciężkim i jak twierdzi nie miał zamiaru się z tego spowiadać i cokolwiek mi mówić.
Byłam w szoku, najpierw przez dwa dni nie mogłam mówić, a potem kiedy chciałam się na niego zezłościć, on mnie zablokował. Oczywiście początkowo zrzucił na mnie winę. Dopiero po kilku dniach w ogóle przeprosił. Jego zachowanie przez ostatnie 3 miesiące było dla mnie dziwne i nawet podejrzewałam że mnie zdradził, pytałam go bezpośrednio, jednak on kłamał. Dlaczego się przyznał? Zakończył romans w czerwcu, zaczęliśmy sobie słuchać katechez z pomarańczarni o.Szustaka i on zaczął się dziwnie zachowywać, strasznie coś przeżywał, więc zaczęłam modlić się za niego intensywnie na różańcu, bałam się że dostanie zawału, poszedł do psychologa i potem uznał że nie może mnie więcej oszukiwać. Powiedział mi to i mu ulżyło. A ja? Co ja mam z tym teraz zrobić? Powinnam mu pogratulować jego odwagi, oczywiście jak to ja podziękowałam mu że w końcu mi powiedział. Totalna Kretynka ze mnie.
Jednak do czego zmierzam? Zmierzam do tego, że postanowiłam zabrać synka i wyjechać do koleżanki na jakiś czas żeby się nad wszystkim zastanowić. Do wyjazdu jeszcze trochę czasu, więc żeby zaoszczędzić naszemu synkowi stresu postanowiłam zaproponować zawieszenie broni. I jak się to dla mnie skończyło, a tak jak on pewnie chciał. Znów dla niego gotuję, sprzątam, piorę i jestem miła, znów pozwalam sobą manipulować. Zobaczyłam w jakim układzie żyliśmy do tej pory, ja robiłam za mamuśkę, a on za synka. I co? Choć już to wiem nie potrafię z tego zrezygnować. Cały czas myślę o nim, o jego potrzebach, o jego zagubieniu, o jego nawróceniu, a o sobie nadal nie. Jestem zrozpaczona tym, jak bardzo czuję się zniewolona tą relacją, modlę się o wolność dla siebie, ale jeszcze bardziej modlę się za niego. Sama siebie nie szanuję, facet mnie zdradzał, oszukiwał, a ja nawet nie potrafię się na niego wkurzyć! Już mu wybaczyłam, Boże, to naprawdę upokarzające, żałosne. Całkowicie nie rozumiem swojego zachowania, ale czuję niemoc, boję się samotności i tak cholernie żebrze o miłość. Zastanawiam się czy nasze małżeństwo w ogóle ma sens. Pomóżcie, powiedzcie co robić w tej sytuacji? Bo ja kompletnie straciłam rozum.

Anonymous - 2013-10-01, 16:46

Aniu witaj na forum , na początek polecam rekolekcje ks Marka Dziewieckiego

warto przesłuchać całość

http://archive.org/details/przysiega-malzenska


Pogody Ducha

Anonymous - 2013-10-01, 21:46

dziękuję
Anonymous - 2013-10-02, 00:47

Chyba sytuacja podobna do mojej.
I powiem Ci tak: to dopiero początek.

U mnie minął miesiąc od "wielkiego collapsu", od dnia w którym uświadomiłam sobie, że ta łódka od dawna pływa do góry dnem. Miesiąc to niewiele a mi się wydawało że to już wieczność z tym się borykam.

Napiszę tylko tyle: to się zapewne będzie w Tobie kotłowało. Bardzo długo i bardzo intensywnie.

Ja przeszłam w ekspresowym tempie (2 dni) następujące etapy:
- ślepe zaufanie, wypieranie podejrzeń i rozpaczliwe spóźnione próby odbudowy relacji
- atak wątpliwości
- odkrycie że najczarniejszy scenariusz (byłam zdradzana pół roku) jest absolutnie prawdziwy
- wściekłość i wywalenie rzeczy męża za drzwi + jednocześnie zostawienie na nich listu z szansą
- przyjęcie go z ogromną ulgą gdy tego samego dnia dotarł pod dom i poprosił o możliwość wykorzystania szansy
(to dwa dni, nieźle nie?)
i potem
- mój ból który dopiero się rozwijał
- nasze trudności ogromne mimo jego powrotu
- mój rozpaczliwy strach i niegotowość na powtórkę rozejścia jeśli się nie uda
- jego brak miłości do mnie i informacja o tym, która mnie totalnie rozwaliła
- moja ogromna miłość do niego, pomimo tego wszystkiego i gotowość wybaczenia
- obrzydzenie do samej siebie za punkt powyżej
- potrzeba bliskości fizycznej, niemożliwa do zrealizowania z uwagi na blokady
(dwa tygodnie)
- dystansowanie się od męża na zmianę z ogromną tęsknotą za jego uczuciem
- czekanie na niego na zmianę z ucieczką od niego
- powoli wypracowywane sobie niezależności od niego, zostawianie alternatywy: że po prostu na nic nie ma w życiu gwarancji - tak to jest.
...
I tak dalej i tak dalej.
Nie wiem kiedy się to skończy.

Łeb mam jak sklep. Huśtawka emocjonalna taka jak nigdy w życiu mi nie było dane przeżyć.
Pomaga uspokojenie w modlitwie, pomaga poczytanie mądrych rad stąd (przede wszystkim "Daj czasowi czas").
Pomaga czytanie słynnego tu Dobsona.

Mam nadzieję, że Ty też m.in. przez to forum znajdziesz swoją drogę do ukojenia - takiego jakie jest możliwe w takiej sytuacji.

Wyjazd i przemyślenie wszystkiego we względnym spokoju jest imho dobrym pomysłem.
Trzymaj się i nie spiesz się z niczym.

Anonymous - 2013-10-02, 01:27

Sory Panie że się wam wcinam.
Takie moje przemyślenie: facet jak naszkudzi, to kombinuje na maxa żeby się nie wydało , a najlepiej uszło na sucho.
Żona kiedy szkudzi to z pompą. Masz co chcesz, albo i nie chcesz, Dzieci są moje- i co mi zrobisz? Co,,,,,, rodzina? zwariowles? a kto ty? To my się kochalismy kiedyś?- młoda byłam niewidziałam co mówię.. Teraz mój czas..
Dziwne ale mimo że powód ten sam postępowanie różne.
oooooooooooo loooooooosieeeeeeeeeeee

Anonymous - 2013-10-02, 10:40

Gdyby to wszystko było takie proste, nie byłoby tego forum, prawda?
Chyba trochę Cię rozumiem Aniu. I Krawędź nadziei też rozumiem. Bo miałam podobnie. Chciałabym byc stanowcza, niezłomna, obrażac się na wiek wieków i ogólnie to dac popalic facetowi, który mnie oszukał. Ale kurcze, nie potrafię byc taka jakbym chciała. Mi bardzo szybko przechodzi jakikolwiek gniew. A zarazem swoje i tak dostał między innymi w moich kilkugodzinnych monologach i ciągłej podejrzliwosci.
Ja bym zwaliła wszystko na Boga... To znaczy... Modliła się o wyjście z tej sytuacji, posłuchał madrego księdza, ale chyba nie koleżanek, bo to jeszcze bardziej miesza. Już nie słucham moich koleżanek, wolę ludzi z forum. Bo co mi z tego, jak kazda radzi rozwód, a ja i tak chcę małżeństwa?

Anonymous - 2013-10-02, 12:57

Dziękuję Ci krawędź nadziei, że podzieliłaś się swoim doświadczeniem, dokładnie tak to przeżywam. Głupio to zabrzmi, ale chyba mi trochę ulżyło, bo pomyślałam że nie zwariowałam i ta moja dezorientacja jest teraz naturalna.
MoikaMaria3 Oj zwalam na Boga i to bardzo mocno, zaczęłam nawet odmawiać nowennę pompejańską, czyli wszystkie części różańca codziennie przez 54 dni. Wierzę, że Bóg potrafi wyciągnąć mnie nawet z najgorszego "gówna", czego dowód dał mi już nie raz. A co do koleżanek, to mam wielkie szczęście, bo one nie radzą tylko się modlą. Ta do której się wybieram jest Siostrą Zakonną, u niej będę mogła spokojnie się zastanowić, bo jest to bardzo daleko od mojego domu. Tylko ten wyjazd daje mi jeszcze nadzieję, że wszystko sobie poukładam, ale to jeszcze ze dwa tygodnie. Nie wiem jak ja to wytrzymam.

Anonymous - 2013-10-02, 13:59

Krawędź Nadziei, bardzo bliskie mi jest Twoje "przeżywanie zdrady", dokładnie takie huśtawki emocjonalne przechodziłam ...3 lata temu. I dajmy sobie prawo do ujawnienia tych emocji, one muszą znaleźć ujście, bo rozerwą serce. Mam nadzieję, że poskładacie, tak, jak my :-)
Aniu, to dopiero dwa tygodnie od kiedy dowiedziałaś się... Najtrudniejszy czas... I dalej będzie bardzo ciężko... Nie obwiniaj siebie za zdradę męża (zapewne jeszcze nie raz będzie próbował "podzielić się swoją winą" z Tobą). Inaczej może być trudno przebaczyć. To absolutnie nie Twoja wina!

Anonymous - 2013-10-02, 23:22

Cytat:
Mimo, że żadna z tych zdrad nie miała finału w seksie, to ten brak seksu nie wynikał z jego inicjatywy, ale z przyczyn od niego niezależnych, nie chcę wchodzić w szczegóły, bo zdrada to zdrada.

Warto wiedzieć Anno o jednym .
Dla statystycznego faceta zdrada - to zdrada fizyczna .
Zdrada emocjonalna jest pojęciem cokolwiek nieostrym .
Dla męzczyzn ( zwykle ) nie jest tak bolesna .

Jest też pewna różnica .
Zdrady kobiet są zwykle głębsze , poważniejsze , kompleksowe ( emocjonalna + fizyczna ) .
U męzczyzn czasem zdarzają się takie jednorazowe i przypadkowe "zaćmienia umysłu" .
( tak się tłumaczą , trochę to prawda - biologia , parę minut i stało się )
Oczywiście - bywa różnie .

U Twojego męża tak nie było , to trwało dłuższy czas ,
tym niemniej on może nie do końca rozumie- bo zdrady fizycznej nie było .
Warto wiedzieć , że możecie inaczej patrzeć na to co zaszło .


Ja tam wolał bym żeby kobieta 5 lat się spotykała z kimś ,
niż raz poszła do łóżka .

Anonymous - 2013-10-02, 23:56

mare1966 napisał/a:


Ja tam wolał bym żeby kobieta 5 lat się spotykała z kimś ,
niż raz poszła do łóżka .


Po jednym pójściu do łózka można coś naprawiać,
po 5 latach spotykania się z kimś, rozmowach, bliskości...
odbudowanie jest mało prawdopodobne.

Chyba że masz na myśli, że ktoś chodzi 5 lat na kawe i rozmawia o pogodzie;)

Anonymous - 2013-10-03, 00:31

Nie zupełnie grzegorz .

Zwykle , jeżeli to kobieta idzie do łóżka
to już długo przedtem przemyśliwała to
i zaakceptowała ( zwykle ) .
Proces przebiega wolno , zwykle "pod powierzchnią"
czasem mogą się zdazyć lekkie wstrzasy choć nie koniecznie
a potem nagły wybuch i nie ma co zbierać .

Trudno mi sobie wyobrazić związek ( romans )
5-cioletni bez łóżka ,
no chyba że przyjaźń
i jeżeli trwa to tak długo
to istotnie musi być przyjaźń .

Owszem , jeżeli facetowi zdarzy się jednorazowy skok ,
to wtedy naprawa dużo łatwiejsza.

Anonymous - 2013-10-03, 08:16

mare1966 napisał/a:
Ja tam wolał bym żeby kobieta 5 lat się spotykała z kimś ,
niż raz poszła do łóżka.

Dokładnie tak myśli statystyczna większość mężczyzn.
Dlatego też nie potrafią oni zrozumieć, że w naszych oczach "spotykanie" męża z inną kobietą jest czymś w rodzaju pójścia do łóżka...
I tym samym, dla większości kobiet niezrozumiałe jest, że dla faceta jednorazowy skok w bok może być nic nie znaczącym dla niego epizodem (w sensie emocjonalnym, zaangażowania itp.).
Nieco się pod tymi (i innymi) względami różnimy... :->

Anonymous - 2013-10-03, 08:34

mare1966 napisał/a:
Trudno mi sobie wyobrazić związek ( romans )
5-cioletni bez łóżka ,
no chyba że przyjaźń
i jeżeli trwa to tak długo
to istotnie musi być przyjaźń .


U mojego męża romans długo funkcjonował pod hasłem "przyjaźń", wszyscy dookoła w to wierzyli, ze mną i z nimi samymi włącznie. Skończyło się zdradą i rozwodem.
Różnimy się, kobiety i mężczyźni. Różnimy się też w obrębie tych samych płci, na każdą regułę znajdzie się wyjątek.

Anonymous - 2013-10-03, 09:17

Ania65 napisał/a:
Ta do której się wybieram jest Siostrą Zakonną, u niej będę mogła spokojnie się zastanowić, bo jest to bardzo daleko od mojego domu.

Szcęście miec taką oobe.... A tak na marginesie: Co na to wszystko Twój mąż? Chce ratowac, naprawiac, stara się? Jak do tego podchodzi?
Cytat:
Ja tam wolał bym żeby kobieta 5 lat się spotykała z kimś ,
niż raz poszła do łóżka .

ja mam inne podejscie: Wolałabym, żeby facet nie budował bliskości z jakąkolwiek kobietą a raz poszedł do łózka. :-P Wiem, że to może dziwne podejscie, ale bólu, który zadaje u kobiet zdrada psychiczna, emocjonalna partnera nie da się porównac z niczym innym. Siedzisz obok i patrzysz jak się zamyśla i zastanawiasz się, czy mysli o niej. Przychodzi sms... Czy to znowu ona? Spóźnia się z pracy... Może ją odwozi? No tragedia po prostu.
Osobiście nie wierzę w przyjaźń damsko- męską. Seks to czasami chwila, moment... A bliskośc buduje się długo... I mnie bardziej to boli.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group