Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-12-30, 17:55 Dzieci cierpią ... czy jest szansa ?
Bardzo kocham moją żonę.
Poznaliśmy się ponad 18 lat temu. 11 lat temu wzięliśmy slub. mamy dwójke dzieci 9 i 4 latka.
Dwa miesiące temu usłyszałem od żony, że mnie nie kocha i chce ode mnie odejść.
Powiedziała, że zbierało się to w Niej od dłuższego czasu. Że już 5 lat temu o tym myslała.
Wyrzuciła mi wszystko co w tych 11 latach było z mojej strony nie tak:
- że poświęciła całe życie dla mnie i dla dzieci nie patrząc na siebie
(była zawsze dla dzieci i dla mnie i robiła dla nas wszystko, nie mogę powiedzieć na Nią
złego słowa),
- że Jej nie ceniłem (tak nie było, ale chyba tego nie mówiłem zbyt często),
- że gdy bylismy blisko siebie w okresach płodnych to potem miała z tego powodu wyrzuty
sumienia przeze mnie (spowiadałem się z tego przez
11 lat i dopiero 3 miesiące temu jeden ksiądz mi uświadomił, że jak się kochamy to w
tym przypadku nie ma mowy o grzechu. Wcześniej żaden z księży
mi tego nie powiedział na comiesięcznej spowiedzi),
- że często denerwowałem się na nia i na dzieci (nasza wspólna praca zawodowa -
mieszanie się życia rodzinnego i zawodowego, mój drugi etat).
- że Ona nie miała w tym małżeństwie nic do powiedzenia (zawsze staraliśmy się o
wszystkich tematach rozmawiać i dyskutowaliśmy, ale Ona powiedziała,
że nie miała co odpowiedzieć na moje argumenty),
- że miałem za mało czasu dla dzieci (tak często było - praca itp.),
- że mecz na który jeździłem raz na dwa tygodnie jest ważniejszy od Niej (terminarz ligi
często rzutował na nasze plany wekendowe),
- że nie dałem Jej kwiatka po urodzeniu drugiego dziecka.
Ja jestem dodatkowo osobą o silnym charakterze, Ona skrytą i dość zamkniętą.
W ostatnim roku zawalił się Jej dodatkowo swiat rodziców. Dowiedziała się, że Jej tata (z którym miała lepszy kontakt niż z mamą - ona traktowała Ją wczesniej trochę jak konkurencję/rywalkę) prowadził podwójne życie przez 30 lat i dwa miesiące temu doszło do rozwodu Jej rodziców. Moja żona stanęła po stronie mamy mimo, że Jej mówiłem iz wg mnie powinna być wzgledem nich neutralna. To stanowio tez nasze sprzeczki)
Od tego czasu Jej mama jest Jej najlepsza przyjaciółką...
Ponad miesiąc temu przemyslałem sobie to wszystko co żona mi powiedziała i ma w tym bardzo dużo racji.
Najgorsze jest to, że praktycznie nigdy mi tego nie mówiła wczesniej , że to czy tamto jest źle itp.
Czasem o niektórych tematach wspominała, ale myslałem, że potem wszystko wracało do normy, a to się w Niej kumulowało...
Co tydzień chodzimy z dziećmi (lub tylko ze starszym) do kościoła.
Podczas naszych rozmów (czasami sprzeczek) powiedziała mi, że nie możemy mieszkac ze soba juz razem, bo Ona tego nie potrafi znieść. Chciała się wyprowadzić
z naszego domu. Po rozmowie z przyjacielem powiedział mi, że jesli Ona się wyniesie i gdzies ułoży sobie zycie, to bedę miał dużo trudniej Ją sciągnąć z powrotem.
Nasze dzieci zaczeły się coraz bardziej zamykać słysząc nasze sprzeczki i widząc co sie dzieje. Dodatkowo córka przestała reagowac na moje prośby
(pewnie był to Jej system obrony przed całą sytuacją) i dwa dni przed wigilią po kolejnej Jej informacji, że jesli ja tego nie zrobię to Ona załatwi
jakieś mieszkanie spakowałem torbę i przeniosłem się do mojego domu rodzinnego (mama).
Przed wyjściem usiedliśmy z dziećmi i powiedzieliśmy, że tak jak oni rodzice tez się czasem kłócą i nie potrafią dogadać i dlatego tata na jakiś czas
bedzie spał u babci.Powiedzieliśmy im, że Je bardzo kochamy.
Był to dla mnie najtrudniejszy i najgorszy dzień naszego małżeństwa.
Od tego czasu jestem co dziennie w domu, normalnie rozmawiam z żoną, bawię się z dziećmi.
Bardzo mi ich brakuje.
Najgorzej gdy syn pyta się czy juz nie będę z nimi na zawsze mieszkał. Wtedy czuję się bezradny...
Ponad miesiąc temu postanowiłem się zmienić. Zrozumiałem, że moja żona przyzwyczaiła mnie do zbyt komfortowej sytuacji, z która mnie było dobrze,
a Jej niestety nie (teraz to zrozumiałem).
Zacząłem poświęcać czas dzieciom, starałem się odciążać w pracach domowych. Uspokoiłem się.
Kupiłem zaległe kwiatki...
Pojechałem do psychologa (Ona nie chce ze mną jechać, sam tez nie gdyż twierdzi, że tego nie potrzebuje), tam znalazłem ulotkę Wspólnoty Sychar.
Od miesiąca odmawiam codzienne różaniec za Nią, za dzieci, za siebie...]
Wczoraj wieczorem zobaczyłem film Ognioodporni i płakałem ...
Zrozumiałem co zrobiłem (a raczej czego nie zrobiłem w naszym małżeństwie), ale boje się czy nie jest zbyt późno...
Jakieś trzy tygodnie temu powiedziała, mi że mnie nie poznaje, że się zmieniłem, ale nie wierzy, że na stałe.
Bo wiele razy Ją wcześniej za swe nerwy czy brak czasu przepraszałem.
Kilka osób pytało mnie czy Ona kogoś ma ?
Wydaje mi się, że nie i to jest dla mnie jakaś nadzieja.
Bardzo chcę ratowac naszą rodzinę, nasze małżeństwo.
Nie wiem co zrobić (oprócz modlitwy).
Czy starać się z Nia rozmawiać o tym ?
Czy dać Jej trochę czasu na przemyslenie ?
Teraz nie wiem czy dobrze, że się wyprowadziłem ?
Jak długo być poza domem (Ona chce czasu bysmy sobie to przemyśleli)
Jedynym pozytywem, że jeszcze nie padło z Jej ust słowo rozwód (o separacji wspominała).
Coraz częściej brakuje sił, nadzieii i podpowiedzi co zrobić ...
Dzieci cierpia...
Modlę się za was o dobra radę.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 19:57
ARKUS napisał/a:
że Ona nie miała w tym małżeństwie nic do powiedzenia
ARKUS napisał/a:
że często denerwowałem się na nia i na dzieci
ARKUS napisał/a:
Uspokoiłem się.
ARKUS napisał/a:
Bo wiele razy Ją wcześniej za swe nerwy czy brak czasu przepraszałem.
trochę dużo tych symptomów...
czy zauważyłeś, że mogłeś stosować wobec żony przemoc? czy robisz coś pod tym kątem? nie pod kątem małżeństwa, ale pod kątem przemocy właśnie...
co do kłótni i cierpienia dzieci, które słyszą awantury...to wiesz...do kłótni trzeba dwojga.jedna osoba kłócić się nie może, wystarczy, że Ty nie będziesz się wdawać w pyskówki, odpowiadał spokojnie, a już widmo kłótni rodzinnej będzie zażegnane, a przynajmniej Ty nie będziesz w nich uczestniczył....monologujący awanturnik pracuje wtedy na swoje konto, a dzieci widząc spokój chociaż jednego rodzica, same będą miały jakiś punkt oparcia i bezpieczeństwa, z którego nawet nie będą sobie zdawały sprawy.
ja bym się nie wyprowadzał, ale trudno to ocenić..czym innym jest praca nad małżeństwem, a czym innym fizyczne oddalenie, które to uniemożliwia.jaki cel jest tego? to też Twój dom, więc jak ma to dalej wyglądać?jeśli żona jest tak zdecydowana i zdesperowana, to niech się wyprowadzi, może życie "od nowa" z podobnymi rodzinnymi kłopotami i bolączkami codziennego życia, ale bez Ciebie, nie wyda się jej rajem i dojdzie do innych wniosków co do swojego życia.rób swoje, zwalczaj swoje wady i złe nawyki (skłonność do przemocy), to zawsze jest i będzie ważne, choćby dla Ciebie samego...
myślę też, że u Boga nie ma takich słów, jak za późno. ktoś tu kiedyś napisał fajne zdanie:Bóg spóźni się piętnascie minut, a i tak będzie przed czasem.życzę Ci dużo siły i powodzenia,może inni napiszą Ci tu konkretniejsze rady czy wskazówki, pozdrawiam,s.
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 20:31
Mi się wydaje, że dopóki kogoś nie ma, można jeszcze coś uratować. Jak pojawi się w związku ta trzecia osoba, to już szanse są dużo mniejsze, jak nie żadne.
ARKUS [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 21:09
Dziekuję za dobre słowo.
Staram się pracować nad sobą i widzę tego efekty.
Teraz to widzę, że wyglada to troche jak przemoc psychiczna
Nie wiem teraz co zrobic z tym powrotem do domu ?
Ja bardzo tego chcę, dzieci pytają kazdego dnia czy już zostaję.
Czy jeśli Ona nie bedzie tego chciała mojego powrotu i mam narazic się na Jej wybuch ? że znów nie liczę się z Jej zdaniem ?
Czy czekac aż samo się coś poprawi (lub nie). A jesli czekac to ile ? Tydzień, miesiąc, pół roku ?
Na razie sytuacja wydaje mi sie patowa i nie wiem jaki ruch mam wykonać ...
Będę się dziś o to modlił do Boga - o decyzję, która nie pogorszy całej sytuacji.
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 21:33
Witaj na forum.
Nie jest tak , ze za kryzys odpowiada tylko jedna strona. Twoja żona tez miał w tym kryzysie udział. Ty zajmij sie swoim udziałem, zmieniaj siebie i naprawiaj co się da, i korzystaj z łaski Boga w sakramentach, proś o odnowienie łaski sakramentu małżęństwa. Bóg w czasie ślubu wam błogosławił, i teraz możesz prosić go o dalsze błogosławieństwo w czasie tego kryzysu. Ze swej strony usuń tylko wszelkie przeszkody by Bóg mógł działać, współpracuj z Nim czyli bądź otwarty na Jego dobre natchnienia.
Zadbaj o siebie, by swoje wnętrze uporządkować, jakaś terapia, może 12 kroków na forum Sycharu , po to by mieć w sobie spokój. Jeżeli sobie uzdrowisz, to już 50% małżeństwa będzie uzdrowione , a to już dużo.
Powodzenia
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 21:35
ARKUS, nie słuchaj głupot o tym, że jak pojawi się trzecia osoba, to nie ma żadnych szans.Moderatorka Mirakulum, która po sześciu latach po rozwodzie buduje z mężem na nowo swoje małżeństwo, pewnie się uśmiecha, jak czyta takie słowa...bo tam gdzie jest Bóg w małżeństwie pod postacią Sakramentu, nie ma dla ludzi takich słów, jak "nigdy", "żaden". Bóg to nam gwarantuje podczas ślubu, że zawsze będzie patrzył na małżeństwo, jako całość.teraz jest kwestia tego,by rozsądnie i "po Bożemu" próbować naprawiać, leczyć, ratować i dostrzegać Boże wskazówki.
co na temat wprowadzki mówi psycholog? a psycholog dziecięcy? czy Wasze dzieci sa pod opieką psychologa dziecięcego? z Twoich słów wynika, że rozumieją ciężar sytuacji, czy to nie za duży ciężar dla nich? powiedziałeś żonie o swoim pragnieniu? bądź wytrwały i cierpliwy, to też przecież oznaka pracy nad sobą...życzę Ci, by Duch Święty rychło podsunął Ci dobre rozwiązanie, które zadowoli Was oboje....pozdrawiam,s.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 21:46
Wywołano mnie do odpowiedzi
Potwierdzam
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, i choć ( nam się wydaje ) że przychodzi 15 min za późno , to zawsze zdąży.
Jestem ciekawa u jakiego to psychologa dostałeś sycharowskie ulotki ?
Piszesz że obejrzałeś Ognioodpornego, polecam książkę "miej odwagę kochać" którą bohater filmy się posługuje.
Zaproponuj żonie wspólne obejrzenie filmu, może to otworzy jej oczy.
A Ty jak daleko masz najbliższe Ognisko naszej wspólnoty? zapraszamy na spotkania, tam dowiesz się jak robi się rzeczy niemożliwe
Pogody Ducha
Ratowanie małżeństwa to bieg długodystansowy
ARKUS [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 22:03
Po przeczytaniu Waszych postów łzy same napłynęły do moich oczu...
mam cały czas nadzieję (kilka tygodni temu patrząc Jej głęboko w oczy powiedziała mi Ty masz cały czas nadzieję
Ulotki Sycharowe u pani psycholog poleconej przez znajomego księdza - Południe Polski.
Spróbuję ją namówić na wspólne oglądanie filmu, w najgorszym przypadku postaram się Jej go zostawić by sama zobaczyła.
Będę sie dziś modlił o odnowienie łaski sakramentu małżeństwa.
I mam zamiar zobaczyć drugi polecony na forum film - Odważni.
Wczoraj w nocy "popłynąłem" na Ognioodpornym.
Aż dziś się boję co mnie czeka.
Modlę się za Was i dziękuję za dobre słowo.
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 23:42
Wydaje mi się, że żona powinna chcieć twojego powrotu. Poobserwuj jak reaguje, czy jest obojętna jak przychodzisz, czy widać że tęskni. Może jej na rękę to że mieszkasz poza domem. Wydaje mi się, że bez chęci z jej strony, nie ma sensu się narzucać. Jeżeli natomiast zauważysz, że jej zależy można zacząć rozmawiać.
[ Dodano: 2012-12-30, 23:48 ]
Cytat:
nie słuchaj głupot o tym, że jak pojawi się trzecia osoba, to nie ma żadnych szans.Moderatorka Mirakulum, która po sześciu latach po rozwodzie buduje z mężem na nowo swoje małżeństwo, pewnie się uśmiecha, jak czyta takie słowa...
A czy uśmiechają się inne osoby, które mimo walki o małżeństwo są same? Takich historii jest na tym forum bardzo dużo, a przytoczona wyżej jedyną o której słyszałam. Wydaje mi się, że przez takie słowa tworzysz autorowi wątku jakąś iluzję, że wszystko będzie dobrze i wszystko się uda. Niestety, życie pokazuje, że nie zawsze jest dobrze i każdy przypadek jest indywidualny. Moim zdaniem trzeba być realistą bo na decyzje i potrzeby innych osób nie mamy żadnego wpływu.
PS. Dlaczego opisujesz siebie 'kawaler'? Myślałam że jesteś po ślubie kościelnym i rozwodzie.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 00:34
porzucona_33 napisał/a:
Moim zdaniem trzeba być realistą bo na decyzje i potrzeby innych osób nie mamy żadnego wpływu.
porzucona33, użyłaś słowa "żadne", ja podałem przykład, który obalił to słowo: "żadne", o co Ci więc chodzi?
znasz jeden przypadek, może za słabo czytasz to forum, za mało rozglądasz się wokół siebie? :) albo na drugi raz uważnie dobieraj słowa...
czy bycie realistką oznacza dołowanie innych i pisanie czarnych scenariuszy, zasiewanie smutku w sercu autora wątku?
co ma realizm do wiary? dla Ciebie moc Boga to bajka?
czy ktoś miał wpływ na to, że żyłaś wiele lat ze swoim partnerem bez ślubu kościelnego?
odpowiedz sobie na pytanie, co się stało, że tu jesteś dzisiaj? ktoś miał wpływ na to? wszak wiele lat nie znałaś tego forum, a zajrzałaś tu wtedy, kiedy partner Cię zostawił.
jak sądzisz więc, czy na ludzi nie wpływają wydarzenia, czas?
jeśli zmienisz zamki w drzwiach i mąż siłą rzeczy nie będzie mógł wejść do domu - masz wpływ na jego zachowanie?
jeśli zrobisz komuś przykrość, zranisz, skrzywdzisz - masz wpływ na uczucia tej osoby? czy pozostaną bez zmian?
jesli zrobisz komuś przyjemność, miły prezent - masz wpływ na emocje tej osoby? na jej uśmiech, radość?
Ty szukasz Boga, może inni też przejdą swoje doświadczenia i Go znajdą?
w innym wątku narzekałaś na swoją sytuację, że miałaś "złoty róg", a teraz smutek, strata itd. widzisz, mamy kompletnie inny punkt widzenia. dla mnie Twój związek z ojcem Twoich dzieci był tak jakby kradzionym samochodem. gdzie tu "złoty róg" za którym tak tęsknisz? jeździć jeździł, może inni się zachwycali, ale kradzione jest kradzione. żal, że ciągle tego nie widzisz i tak samo patrzysz na sprawy małżeństw sakramentalnych i udzielasz im rad czy straszysz i dobijasz jakiś pogańskim defetyzmem, w sytuacjach, gdzie małżonkowie jednak polegają na Bogu i Jego obietnicach. mamy po prostu inny pogląd na sprawę małzeństwa. moje jest takie, że jeśli jest Bóg, to wszystko jest możliwe. nawet to, że można żyć radośnie czekając, tak działa wiara, a Mirakulum jest akurat najbardziej czytelnym przykładem, który jeszcze bardziej umocnił mnie w tym przekonaniu.
porzucona_33 napisał/a:
PS. Dlaczego opisujesz siebie 'kawaler'? Myślałam że jesteś po ślubie kościelnym i rozwodzie.
moje małżeństwo zostało uznane za nieważnie zawarte, mogę wziąć ślub kościelny nadal, zatem jestem kawalerem/wolnym.
dobrej nocy. :)
atutekkepa [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 00:37
Witaj na forum.Przeczytałem twoją historię i jestem w szoku.Jakbym widział swoje małżeństwo.Znajdź mój temat pt. życiowy problem znajdziesz tam większość cennych wskazówek które na pewno się Tobie przydadzą i przeczytaj uważnie całą moją historię która trwa.Ja się nie poddaję pomimo tego że były już rozmowy o rozwodzie,ale ja zastosowałem miłość stanowczą z książki Dobsona,którą polecam i powiedziałem żonie że ją kocham i na rozwód nigdy się nie zgodzę,a dodam Tobie że tkwimy pod jednym dachem.Tylko że u mnie jak żona ogłosiła ze mną separację słowną to w jakiejś chyba furii wyskoczyła na bok i prawdopodobnie to ją gryzie do tej pory,a mija już 9 mieś.To na tyle.Życzę tobie bardzo dużo wiary i jestem do dyspozycji...
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 14:52
Cytat:
czy bycie realistką oznacza dołowanie innych i pisanie czarnych scenariuszy, zasiewanie smutku w sercu autora wątku?
co ma realizm do wiary? dla Ciebie moc Boga to bajka?
czy ktoś miał wpływ na to, że żyłaś wiele lat ze swoim partnerem bez ślubu kościelnego?
odpowiedz sobie na pytanie, co się stało, że tu jesteś dzisiaj? ktoś miał wpływ na to? wszak wiele lat nie znałaś tego forum, a zajrzałaś tu wtedy, kiedy partner Cię zostawił.
jak sądzisz więc, czy na ludzi nie wpływają wydarzenia, czas?
jeśli zmienisz zamki w drzwiach i mąż siłą rzeczy nie będzie mógł wejść do domu - masz wpływ na jego zachowanie?
jeśli zrobisz komuś przykrość, zranisz, skrzywdzisz - masz wpływ na uczucia tej osoby? czy pozostaną bez zmian?
jesli zrobisz komuś przyjemność, miły prezent - masz wpływ na emocje tej osoby? na jej uśmiech, radość?
Ty szukasz Boga, może inni też przejdą swoje doświadczenia i Go znajdą?
w innym wątku narzekałaś na swoją sytuację, że miałaś "złoty róg", a teraz smutek, strata itd. widzisz, mamy kompletnie inny punkt widzenia. dla mnie Twój związek z ojcem Twoich dzieci był tak jakby kradzionym samochodem. gdzie tu "złoty róg" za którym tak tęsknisz? jeździć jeździł, może inni się zachwycali, ale kradzione jest kradzione. żal, że ciągle tego nie widzisz i tak samo patrzysz na sprawy małżeństw sakramentalnych i udzielasz im rad czy straszysz i dobijasz jakiś pogańskim defetyzmem, w sytuacjach, gdzie małżonkowie jednak polegają na Bogu i Jego obietnicach. mamy po prostu inny pogląd na sprawę małzeństwa. moje jest takie, że jeśli jest Bóg, to wszystko jest możliwe. nawet to, że można żyć radośnie czekając, tak działa wiara, a Mirakulum jest akurat najbardziej czytelnym przykładem, który jeszcze bardziej umocnił mnie w tym przekonaniu.
Masz rację, brakuje mi optymizmu. Ale trudno się dziwić, jestem w rozpaczy, samotne święta, samotny Sylwester, moje dziecko płacze wieczorami za ojcem.. Nie wiem jak ją pocieszyć. Jestem w trudnej sytuacji i chyba tym są naznaczone moje posty. Brakiem nadziei i stratą wielu rzeczy. O udzielaniu rad na tym forum chyba nie można mówić, nikt nie ma tutaj kompetencji i nie zna na tyle dobrze sytuacji piszącego. Moje wpisy to tylko i wyłącznie moje poglądy i odczucia. Myślę że dobrze jest przeczytać opinię różnych osób, jak autor wątku będzie miał kilka wpisów sam wybierze sobie co jest dla niego najlepsze.
ARKUS [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 17:50
Porzucona 33 pomodlę się dzis za Ciebie.
Diś to ja mam troche więcej sił i postaram się o siłę dla Ciebie.
Głowa do góry. Ja mam cały czas nadzieję ...
Pamiętaj masz dla kogo żyć !!!
Izka [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-31, 20:50
Arkus, wiesz co najbardziej poruszyło mnie w Twojej historii? To że kupiłeś te zaległe kwiatki , bardzo pięknie wczułeś się w uczucia swojej żony , która kiedyś z tego powodu poczuła sie zraniona a Ty postanowiłeś jej to wynagrodzic , po takim czasie , bardzo piękny gest naprawdę. Wspaniałe jest również to że zdajesz sobie sprawę z tego że żle postępowałeś nie zapierasz się że byłes nie w porządku a to zonie cos odbiło. Przyznajesz się żę kryzysowa sytuacja zaistniała również dzięki Twojemu udziałowi a to jest bardzo dojrzałe podejście do małżeństwa.
uważam że macie ogromną szanse na wspólne dalsze życie , tylko proszę daj jej czas i...nie narzucaj się zbytnio.
Pogody ducha i Bóg z Tobą
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.