Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-09-19, 10:29 Czy jestem w stanie uratować swoje małżeństwo?
Witam wszystkich serdecznie
Nie ukrywam, że od dłuższego czasu podglądam wasze forum, ale dopiero dzisiaj odważyłam również opisać historię mojego małżeństwa.
Jesteśmy z Bartkiem po ślubie 5 lat. Mamy przecudownego 4 letniego synusia, którego obydwoje szalenie kochamy. Sześć miesięcy temu mój mąż się wyprowadził ...
Z moim mężem znamy się szmat czasu - 14 lat. Jesteśmy typowym ''włoskim małżeństwem''
czyli zawsze było glośno, zabawnie i bardzo uroczo. Obydwoje jesteśmy bardzo uparci, więc wydaję mi się, że każdy walczył o swoje. Wydaje mi się, że bardzo się kochaliśmy ...
Problemy chyba powolutku zaczęły się jak urodził się Timcio. Ja bardzo byłam skupiona na dziecku. Mąż w tym czasie zakładał swoją firmę, która pochłonęła go całkowicie.
Zaczęliśmy żyć w ciągłym biegu ...
Zaczęłam zauważać, że mąż się oddala. Unikał kontaktów seksualnych. Coraz więcej czasu spędzał w pracy. Mąż jest osobą bardzo ciepłą, otwartą - ma mnóstwo znajomych.
W grudniu do naszego domu przyszła paczka, którą otworzyłam a w której ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam stare kobiece papcie. Ja wiedziałam, że mąż jest fetyszytą (wiedziałam tylko tyle, że tak jak innych mężczyzn podniecają pośladki, piersi itd. mojego męża podniecają stopy). Oczywiście zrobiłam karczemną awanturę: kazałam mu się wyprowadzić z domu, posądziłam go o to, że ma kochankę; On przeprosił, przyjechał z bukietem kwiatów, płakał, że to nic nie znaczy, że kiedyś zamówił na allegro, będąc po alkoholu itd.
Przebaczyłam ...
Potem Święta, Śylwester i imprezy karnawałowe ...
W lutym ze znajomy wybraliśmy się na imprezę Bolywood było cudownie
Trzy dni po imprezie awantura, telefony kolegów i ja wyrzuciłam : wyprowadzaj się z domu !!!
Na nieszczęście mój mąż był w tym czasie na telefonie ze swoim kolegom, który rozstał się z dziewczyną (olbrzymie problemy, alkohol, psychiatra, chłopak targnął się na swoje życie itd). I oczywiście przeprowadził się do niego.
Po całym wydarzeniu dowiaduję się, że przyszła kolejna paczka z butami tym razem do mojej mamy (na nasze stare mieszkanie) Moja mama rozmawia z mężem - proponuje rozmowę z Seksuologiem.
Marzec - Piękny mail od męża, że nie wie co z nami będzie, że całe życie o mnie walczył, że za bardzo jestem zżyta z Rodzicami, że moim zdaniem on wszystko robi źle, że go skrzywdziłam, zabiłam jego osobowość ...
Pierwsze 4 miesiące rozstania koszmar - zero kontaktu męża z dzieckiem, wieczne imprezy, alkohol, podejrzewam, że marihuana itd.
Następnie próba - terapia małżeńska. I klapa. Mam wrażenie, że Pani Psycholog zamiast pomóc rozbiła nasze małżeństwo. Stwierdziła, że jeżeli mąż nie dojrzeje to nic z tego nie będzie. Po 3 spotkaniu mąż rezygnuję - wpada do domu - mówi, że nic do mnie nie czuje, że nawet Pani Psycholog mówiła, że nic z tego nie będzie, że mnie NIE KOCHA.
SZOK !!!!
Ja jednak nie daję za wygraną - mail za mailem, próba kontaktu itd
Słuchajcie i moje nawrócenie. Kościół to miejsce gdzie - płaczę, modlę się, spowiedź. Spotkanie z księdzem Paulinem na Jasnej Górze, księdzem mojej Parafii, Nocne Czuwanie itd ...
Od 2 miesięcy mąż przychodzi do domu do dziecka. We wtorki, czwartki oraz niedziele jemy wspólnie obiady, oglądamy TV, śmieje się i udajemy "rodzinę"
Mąż w teraz utrzymuje, że mnie kocha, ale jak MAMĘ, że nie chcę ze mną być ... Że go skrzywdziłam, że go zabiłam, że nasze życie to ciągła walka, że chcę się przyjaźnić.
Wyobraźcie sobie był nawet na moich urodzinach 14 września i świetnie się bawił. Ale gdy w tańcu próbowałam się do niego przytulić odsunął się ...
Niestety moja wiara słabnie - wiara w uzdrowienie naszego małżeństwa.
Bardzo proszę o wsparcie.
Pogubiłam się ...
Od tygodnia pracuję na 6.15 (od pn-czw) więc mąż przyjeżdża o 5 nad ranem i jest z Małym, odprowadza go do przedszkola.
I żyjemy - bez rozwodu, bez separacji (chociaż mąż twierdzi, że chce się rozwieść )
Przepraszam mój mail jest może chaotyczny, ale nie jest łatwo opisać to wszystko w jednym mailu.
Pozdrawiam Was serdecznie
DominikaS
Ostatnio zmieniony przez DominikaS 2012-09-19, 14:07, w całości zmieniany 2 razy
AWS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-19, 12:20
DominikaS napisał/a:
Mąż powiedział mi, że mnie kocha, ale jak MAMĘ, że nie chcę ze mną być ... Że go skrzywdziłam, że go zabiłam, że nasze życie to ciągła walka, ale chcę się przyjaźnić.
Dominiko twój mąż jest niedojrzały, a na dodatek probuje manipulować Twoim poczuciem winy....nieważne co teraz w jego głowie, ważne, co Ty z tym zrobisz. Wydajesię, że mąż potrzebuje uzasadnienia, że "ma prawo", bo to Ty wszystkiemu winna. A tak naprawdę to potrzebna tu stanowcza miłość, która stawia granice niedojrzałym i krzywdzącym zachowaniom.
Dobrze, że tu jesteś Czytaj, ucz się i pisz. Na pewno znajdą się ludzie, którzy wesprą i będą dla Ciebie "lustrem".Jedno, czego Ci nie wolno to stracić nadzieję. Czas kryzysu dobrze przeżyty może być czasem rozwoju i wzrostu, a na pewno szansą zbliżenie do Boga!
Spokojnie kochana! A na codzień modlitwa o Pogodę Ducha!
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-19, 12:53
Dziękuje bardzo. To, że mój mąż jest niedojrzałym mężczyzną słyszę od wszystkich wkoło. Mam wrażenie, że on jest typowym Piotrusiem Panem.
Niestety jest to wynikiem jego dzieciństwa. Jego Tata odszedł od Mamy jak Mąż miał 4 latka (więc historia się powtarza). Jego Mama wyszła za mąż ponownie. Mąż miał relacje z Ojczymem niezbyt przyjazne i wieku 16 lat wyprowadził się do swojej Babci. Wyobraźcie sobie, że on opiekował się Babcia chorą na alzheimera do końca jej dni. Jego Mama od grudnia jest z ojczymem w separacji - wyprowadziła się z domu. Ja odnoszę wrażenie, że on zwątpił w instytucję małżeństwa. Porównuje mnie do swojego ojczyma. Mówi, że Mama po raz drugi zmarnowała swój czas a teraz ma 55 lat i już nikogo nie pozna. I on nie chcę, aby z nami było to samo. Teraz ciągle powtarza, że on z nikim nie ma ochoty się wiązać !!!
Jest to bardzo wrażliwy facet i do tego artysta (skończył grafikę na ASP).
Ja oczywiście go nie usprawiedliwiam. Jak wygląda ta stanowcza miłość ?
Oczywiście zrobiłam karczemną awanturę: kazałam mu się wyprowadzić z domu, posądziłam go o to, że ma kochankę;
DominikaS napisał/a:
Trzy dni po imprezie awantura, telefony kolegów i ja wyrzuciłam : wyprowadzaj się z domu !!!
No moja żona mnie nie wyrzucała z domu...może dlatego, że nie był jej własnością :(
AWS napisał/a:
Dominiko twój mąż jest niedojrzały, a na dodatek probuje manipulować Twoim poczuciem winy....
Ja nie potrafiłem sie odnaleźć gdy moja żona zrobiła ze mnie "gnoja i kurwiarza".... bo jej koleżanka naopowiadała o mnie niestworzonych rzeczy.... brak zaufania to coś co mnie bardzo odsunęło od żony.
Pomijam ciągłe negowanie wszystkiego, narzekanie i niezadowolenie.
Też jestem niedojrzały- nie potrafiłem tego znieść z lekkim sercem :)
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-19, 19:07
Ale co ja teraz moge zrobic ? To nie chodzilo o brak zaufania. Jesli chodzi o narzekanie i negowanie - przyznalam sie i przeprosilam. Ale czy to jest powod do rozwodu ??? Cos w tym jest? ! Dzisiaj z nim rozmawialam i powiedzial ze nie jest moja wlasnoscia i ze teraz ma swoje zycie osobiste
Jędrek [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-19, 22:40
DominikaS napisał/a:
...Ale czy to jest powód do rozwodu ??? Cos w tym jest? ! Dzisiaj z nim rozmawialam i powiedzial ze nie jest moja wlasnoscia i ze teraz ma swoje zycie osobiste
Dla mnie to nie jest powód do rozwodu. Ale PRETEKST do urazy.... Ja staram się wyzbyć z urazy, z egoizmu i egocentryzmu.... staram się wyzbyć projekcji wyobraźni i interpretacji tendencyjnych moim zdaniem zachowań mojej żony..... staram się przebaczyć .... ALE TO TRUDNE BARDZO.... bo nawet sobie nie potrafię przebaczyć.
Tekst, że "nie jestem Twoją własnością" jest mi bardzo bliski. Bo ja nie chciałem się oddać bezwarunkowo mojej żonie. Bo ja wychodziłem z założenia, że robię wszystko co należy, a wychodziło z tego z reguły źle..... bo nie komunikowałem sie z żoną, a ona nie chciała tego co ja chciałem.... bo ona chciała tego, czego ja nie chciałem, więc rodził się bunt i złość... i frustracja...
Więc staram się zmienić SAMEGO SIEBIE, bo tylko tyle mogę zrobić. Wiem, że żony NIE ZMIENIĘ (w domyśle vice versa)..... próbowałem tego na różne sposoby 10 lat.... na tą chwilę mieszkamy po raz drugi osobno.
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-20, 07:45
Dziękuje Tobie bardzo za odpowiedz.
Chyba sama się już w tym wszystkim pogubiłam. I najgorsze jest to poczucie winy.
Jak patrzę na naszego synusia, który każdego wieczoru mówi do mnie : Mamusiu napisz Tatusiowi słodkich snów.
Tracę już siły. Wieczorami padam i nie potrafię się już modlić tak jak wcześniej ...
Modlę się o powrót męża do domu, ale ciągle się zastanawiam, że skoro mąż jest teraz szczęśliwy to może nie powinnam go uszczęśliwiać na siłe ???
29 września jadę na Nocne Czuwanie na Jasną Górę chyba powinnam troszkę się wyciszyć i popracować nad sobą bo mam wrażenie, że teraz całe moje życie kręci się wokół mojego męża.
Może powinnam przestać walczyć o niego ?
Nie wiem czy śmiać się czy płakać ??
Przyjaźń z własnym mężem :)
Pozdrawiam
DominikaS
[ Dodano: 2012-09-20, 12:03 ]
Słuchajcie bardzo Was proszę o zdanie ?
Co mam robić ?
Czekać bez słowa ?
Niektórzy mówią, że mam wręczyć mężowi pozew !!! Że wtedy się otrząśnie !!!!
Ale mi przecież nie o to chodzi !!!
Czy aby na pewno dobrze robię, że ''udajemy'' rodzinę we wtorki, czwartki i niedzielę ???
Słuchajcie w te dni: mąż przychodzi po pracy, jemy razem obiad (czasem to on gotuje), potem siadamy na sofie z dzieciątkiem i oglądamy TV. Miedzy 20.00 - 21.00 on wychodzi.
O 5.30 nad ranem przychodzi bo ja mam zajęcia w firmie bardzo wcześniej rano zawozi Małego do przedszkola i jedzie do pracy.
W niedzielę byliśmy wspólnie w Parku i trzymając Tymcia za ręce bawiliśmy się razem z nim.
Ale czy to, aby na pewno jest dobre dla dziecka ?
Rozmawiałam z Panią Psycholog, która powiedziała, że mam zadbać o kontakty męża z dzieckiem.
Bardzo proszę o Wasze opinie :)
DominikaS
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-20, 13:22
DominikaS napisał/a:
Niektórzy mówią, że mam wręczyć mężowi pozew !!! Że wtedy się otrząśnie !!!!
Czasami trzeba dobrze i umiejętnie rozeznać się w tym, czyje rady i podszepty pochodzą od Boga.
Czym jest złożenie pozwu? Wyznaniem miłości? Czy słowami nienawiści: nie chcę cię już w moim życiu, wynoś się?
Tak więc, jak może wyraz niechęci, nienawiści zbudować coś dobrego?
Co najwyżej może jedynie utwierdzić małżonka w tym, że jego małżeństwo jest bezsensowne.
W naszej wierze nie ma czegoś takiego, jak cel uświęca środki. Jest to zakazane. Cel, choćby najlepszy (ratowanie rodziny), nie może być zdobywany nienawiścią, rozwodem, szantażami emocjonalnymi itd.
Bóg nienawidzi rozwodów, mówi nam o tym poprzez Pismo Święte.
„Nienawidzę bowiem rozwodów” (Ml 2,16 BP)
Punktem wyjścia jest więc postawienie sobie za zasadę główną: idę z Bogiem.
I nie odstępowanie z tej drogi. Korzystanie tylko z takich środków, które podobają się Bogu. Nie ma lepszej recepty, nie ma lepszego sposobu.
DominikaS napisał/a:
Modlę się o powrót męża do domu, ale ciągle się zastanawiam, że skoro mąż jest teraz szczęśliwy to może nie powinnam go uszczęśliwiać na siłe ???
Kiedy modlimy się, to - ja przynajmniej tak to rozumiem - oddajemy się w pełni woli Boga. Co to oznacza? Że nie podpowiadamy Bogu gotowych rozwiązań. Bóg przecież zna naszą duszę, wie wszystko, jest Mądrością i Dobrocią - przecież On sam wie najlepiej, KIEDY i JAK wysłucha naszych modlitw.
Modląc się: Bądź wola Twoja - to świadectwo naszej gotowości na faktyczne przyjęcie Jego woli, nawet jeśli się nam ona nie spodoba. I gotowość czekania na spełnienie modlitw nawet wiele lat - bo co, będziemy Bogu wyznaczać termin?
Modlisz się o powrót męża - to zrozumiałe.
Ale czy wiesz, jak będzie teraz wyglądać Wasze życie po tym powrocie?
Już wiecie, co złego zrobiliście, jakie błędy popełniliście, że się tak rozminęliście w Waszym małżeństwie?
Powiedzmy jutro mąż wróci - co będzie dalej? Już wiesz, jak nie popełniać błędów, co zrobić, by uniknąć konfliktów?
Czy to wszystko wie Twój mąż?
A zatem może "niepowrót" męża ma teraz głębokie uzasadnienie? Może nie czas na to?
Może Bóg chce powiedzieć, że samą modlitwą nie zmienisz siebie, świata, małżeństwa, a potrzeba coś jeszcze - działania. Np. terapii (jesli potrzebna), rozmów z psychologiem, lektur dotyczących komunikacji międzyludzkiej, lektur traktujących o małżeństwie, o różnicach wynikających z tego, że kobieta i mężczyzna nigdy tak samo nie będzie odbierało swiata. Może działanie winno się objawiać w zwalczaniu naszych wad (każdy je ma!)
Och tak, mąż na pewno jest niedojrzały (dojrzały mężczyzna nie opuszcza dziecka) itd itd - ale! SŁuchaj także tego, co mówi i co Tobie zarzuca.
Zaniepokoiło mnie to.
DominikaS napisał/a:
Marzec - Piękny mail od męża, że nie wie co z nami będzie, że całe życie o mnie walczył, że za bardzo jestem zżyta z Rodzicami, że moim zdaniem on wszystko robi źle, że go skrzywdziłam, zabiłam jego osobowość ...
DominikaS napisał/a:
Po całym wydarzeniu dowiaduję się, że przyszła kolejna paczka z butami tym razem do mojej mamy (na nasze stare mieszkanie) Moja mama rozmawia z mężem - proponuje rozmowę z Seksuologiem.
Ustalmy coś.
Paczka przyszła na adres i nazwisko Twojej mamy?
Zapewne nie - skoro wiecie, że to paczka do męża.
Zatem na jego nazwisko.
Dlaczego otwieracie - i Ty i Twoja mama - przesyłki zaadresowane do Twojego męża?
Dlaczego rozmowę o SEKSUOLOGU, czyli sprawach tak intymnych, prowadzi z mężem Twoja mama, a jego teściowa?
Co ma Wasza mama do Waszego małżeństwa?
Nic. Nic nie powinna mieć i nie powinna się wtrącać.
Jeśli się wtrąca w tak intymne i delikatne sprawy, w jakie jeszcze się wtrąca?
Koniecznie przeczytaj: "Co każdy mąż chciałby, aby jego żona wiedziała o mężczyznach". To bardzo interesująca lektura, która jak na widelcu pokazuje typowe błędy mężatek, młodych matek. Wskazuje nam kobietom parę spraw, o których mało która z nas miała pojęcie, a wraz z tą niewiedzą, szły błędy, błąd za błędem i nakręcanie się wzajemne kryzysu.
Za kryzys odpowiadają dwie strony.
Małżeństwo odbudowywać muszą chcieć dwie osoby.
Ale ktoś musi zacząć. Zazwyczaj jedna strona jest bardziej świadoma, bardziej dojrzała i na niej ciąży brzemię trudnego poczatku zmian (najpierw zmian w sobie), na niej ciąży brzemię tego bardziej pokornego przygięcia się: tak, ja też popełniałam/em błędy i biorę odpowiedzialność za swoją część kryzysu.
Piszesz, że oboje jesteście uparci.
Upór często przeszkadza nam w powiedzeniu komuś:
przepraszam, wybacz, to mój błąd
dziękuję
proszę o
miałeś/aś rację
Wykorzystaj swój upór w chęci odbudowania przynajmniej tej swojej części, która od Ciebie zależy, bez oglądania się na męża, kiedy to zauważy, czy w ogóle zauważy, czy dołączy, kiedy dołączy i co z tego będzie.
Cokolwiek będzie - będziesz wygrana.
Z silniejszym poczuciem własnej wartości, z odzyskaną godnością dziecka Bożego, z odzyskaną bliskością Boga (z którym wszystko jest możliwe), z większą świadomością i dojrzałością. To zawsze warto. :)
Z Panem Bogiem
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-21, 12:09
Bardzo dziękuje za odpowiedz.
Ja też jestem zdania, że należy zło zwalczać dobrem.
Jestem bardzo miła dla męża, ładnie wyglądam, jestem uśmiechnięta, w domu pachnie obiadem, ale jak wychodzi o 20.30 z domu to pytam sama siebie : Kurcze, czy to jeszcze ma sens ? Ja się tak staram a on tego nie zauważa ? Przepraszam, nie chcę się żalić, ale chyba jestem zmęczona tym wszystkim. Praca, dom, dziecko i jeszcze ciągłe nadskakiwanie mężowi.
Słuchajcie ja mam wrażenie, że wariuje: wczoraj mój mąż odebrał synusia z przedszkola, zrobił obiad, jak wróciłam z pracy zjedliśmy razem. Jasne rozmowy nasze teraz są głównie o pracy oraz o Tymonku.
Nasi wspólni przyjaciele zaprosili nas na urodziny w sobotę. I mój mąż się zgodził.
A ja zamiast się cieszyć to zaczynam się bać. Zaczyna mnie to przerastać ...
Że już teraz do końca życia będziemy się tylko przyjaźnić. Ze on wogole nie postrzega mnie już jako kobietę ?
Ale przepraszam bo odbiegłam od tematu ...
Już odpowiadam na pozostałe pytania:
Nie, nie wiem jak będzie wyglądało nasze życie po ewentualnym powrocie męża. Myślę, że dużo się nauczyłam, myślę, że nie popełnię już tych samych błędów a co najważniejsze teraz idę już z Bogiem, to on mnie prowadzi :)
Bardzo dużo czytam, myślę, że paradoksalnie ta sytuacja bardzo dużo mnie nauczyła. Przestałam być księżniczką, której wszystko się należy ...
Popatrzyłam na mojego męża zupełnie innymi oczami.
A jeśli chodzi o tą paczkę - trudno mi do końca odpowiedzieć na to pytanie. Powiem szczerze, że dowiedziałam się o tym niedawno. Moja mama powiedziała mężowi, że mi o tym nie powie. I tak też było do momentu kiedy chyba jej samej puściły nerwy.
Ja na początku zupełnie nie potrafiłam zrozumieć tego co się stało więc ciągle zadawałam pytania: dlaczego ???
Paczka przyszła na nasz stary adres a moja mama zawsze odbierała pocztę z poprzedniego mieszkania (pracuje obok, więc Pani z poczty jej przynosiła) Niestety to była duża koperta, która była otwarta. Dziwna sprawa. Moja mama nieświadoma niczego zadzwoniła do niego sądzac, że to pomyłka (duże damskie używane buty) I wtedy on przyjechał do niej i sam opowiedział o tym, że jest fetyszystą.
Wyobraźcie sobie, że dzień po imprezie (mąż odbierał dziecko od Rodziców) moja mama widziała zażenowanie męża i powiedziała do mojego Taty : że nie jest dobrze :(
A piszę o tym tak szczegółowo bo zastanawiam się na ile to mogło wpłynąć na decyzje o odejściu.
Bardzo dziękuje za opinie. A książkę dzisiaj mam zamiar sobie kupić:)
DominikaS
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-21, 14:36
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-11-29, 08:45, w całości zmieniany 1 raz
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-21, 14:39
DominikaS napisał/a:
Paczka przyszła na nasz stary adres a moja mama zawsze odbierała pocztę z poprzedniego mieszkania (pracuje obok, więc Pani z poczty jej przynosiła) Niestety to była duża koperta, która była otwarta. Dziwna sprawa. Moja mama nieświadoma niczego zadzwoniła do niego sądzac, że to pomyłka (duże damskie używane buty) I wtedy on przyjechał do niej i sam opowiedział o tym, że jest fetyszystą.
Wyobraźcie sobie, że dzień po imprezie (mąż odbierał dziecko od Rodziców) moja mama widziała zażenowanie męża i powiedziała do mojego Taty : że nie jest dobrze :(
A piszę o tym tak szczegółowo bo zastanawiam się na ile to mogło wpłynąć na decyzje o odejściu.
To naturalne, że człowiek (choć mniej naturalne, jeśli to jest dorosły człowiek, zazwyczaj dotyczy to dzieci) wstydzi się przyłapania, nakrycia go na czynności wstydliwej przez osobę w jakiś sposób bliską, opiniotwórczą, która ma wpływ na osoby mu najbliższe - żonę, dziecko. Może pomyślał, że wszystko mu już jedno, bo mleko się wylało, już jest tym zaszufladkowanym, jako dewiant, zboczeniec, który rozwala rodzinę itd.
Mnie martwi to, że nie dostrzegasz ogromnego wpływu swojej mamy na relacje między Wami.
Najpierw weszła w posiadanie tajemnicy o Twoim mężu.
Zastanawia mnie, czemu mąż jej nie powiedział, że tak, to pomyłka.
Przyznanie się do tego teściowej wymagało bądź co bądź niejakiej odwagi...
Był wypytywany, czy nie chciał już ukrywać swoich skłonności?
Potem - mimo, że miała nie mówić Tobie (dlaczego się na to zgodziła? To Ty jesteś żoną, a nie ona) ostatecznie Ci i tak powiedziała, za plecami męża, piszesz: bo puściły jej nerwy.
Czemu tak mocno wnika w Wasze sprawy, że aż jej nerwy puszczają?
Czy nie jest to ciągła kontrola życia córki, usprawiedliwiana jej dobrem, szczęściem?
Tak się usprawiedliwiają zaborcze matki: bo ja chcę tylko, by córka/syn byli szczęśliwi.
I wtrącają się we wszystko, ustawiają po swojemu relacje między młodymi małżonkami itd., bo wiedzą lepiej, bo "stoją z boku", bo są obiektywne, bo kochają.
Otwarta koperta? Ale przezroczysta? ;)
Szczerze? Nie wierzę w tę otwartą kopertę, przykro mi. Nikt rozsądny nie przyjmuje otwartej przesyłki, bo jest to równoczesna zgoda na świadome przyjęcie wybrakowanej, okradzionej przesyłki, a wtedy nie ma szans na odszkodowanie.
Ta otwarta koperta to zasłona dymna mająca umniejszyć jej ciekawość i ingerencję - takie jest moje zdanie.
W związku z tym - Ty także - miast w jakiejś części stanąć po stronie męża, usprawiedliwiasz działania mamy, choć są niewłaściwe. Telefon do męża, jakieś rozmowy z nim za Twoimi plecami, tajemnice, a potem rozmowy o seksuologu, potem informowanie Ciebie itd itd.
Chciała dobrze, ale wyszło jak wyszło.
Aha - żeby było jasne.
Skłonności Twojego męża - to jedno, nie umniejszam tego, nie bagatelizuję.
Chcę tylko podkreślić, jak z mojego punktu widzenia wygląda udział Twojej mamy w tej całej sprawie.
Myślę, że powinnaś sobie kiedyś usiąść na spokojnie i zrewidować całą tę sytuację. Bez usprawiedliwiania, bez ściemniania, sprobować przypomnieć sobie rozmowy czy sytuacje i postawić się w roli męża - czy czułabyś się komfortowo, bezpiecznie, czy nie czułabyś, że przeciwko Tobie nie jest wiązana jakaś koalicja, wobec której Ty sama jesteś wrogiem i osobą obcą?
Rodzina to mąż i dziecko. Po złożeniu przysiegi małżeńskiej - mąż winien być ważniejszy od rodziców (co nie oznacza opuszczenia ich w potrzebie). Ale znane są przypadki, kiedy córka pierwsza informuje swoją matkę o ciąży (kuriozalne), gdzie mąż żyruje swojej matce kredyt bez wiedzy żony itd. Tak, jakby żona/mąż byli gdzieś na drugim miejscu, w myśl zasady - mąż/żona to nie rodzina.
W związku z tym - wszelkie działania, dyskusje, rozmowy dotyczace małżeństwa winny się odbywać tylko w małżeństwie. Nikogo to nie powinno obchodzić, nikogo z bliskich, w jakiś sposób zaangażowanych emocjonalnie osób nie powinno się w te sprawy angażować. Jedynie terapeuta rodzinny, ktoś, kto się po pierwsze na tym zna, a po drugie nie ma żadnego interesu w tym, by z jakiegoś powodu chronić tylko jedną stronę.
Mieliście pecha do tej "pożal się Boże" pani psycholog. To mała nauczka na przyszłość, by na drugi raz szukać pomocy u ludzi o podobnym światopoglądzie (chrześcijańskim).
Chrześcijański terapeuta nigdy nie powie, że nic nie będzie z małżeństwa.
Pomijam, że żaden dobry psycholog nie powie tego po jednym czy dwóch spotkaniach, to żałosne...
A teraz druga sprawa.
Piszesz o nadskakiwaniu mężowi.
Po co? W jakim celu?
Czytam o tym, jakbym czytała opis jakiejś roli, którą sobie przyjęłaś, a ponieważ musisz się na nią silić, jest Ci ciężko.
Gesty miłości są bezinteresowne, a więc nie wymagają wdzięczności, uwagi, dostrzeżenia. Kocham, więc daję, częstuję, pomagam, uśmiecham się, słucham, wybaczam. Bez dalszego ciągu.
Takie spojrzenie na sprawę odbierze Ci mnóstwo frustracji, jakiej masz nadmiar, z racji oczekiwań.
Myślę, że to jest czas dla Ciebie, by się zastanowić i odpowiedzieć sobie na pytania.
Czy kocham męża?
Jak kocham męża? Czy umiem kochać?
Czy jeśli kocham nieudolnie, to czy chcę się nauczyć go kochać prawdziwie, tak jak mówi o tym Bóg? (Pieśń nad pieśniami)
Za co cenię mojego męża?
Czy potrafię zaakceptować jakieś wady męża? Które.
Czego nie potrafię zaakceptować, na co nigdy nie będzie mojej zgody i co zawsze będzie mnie w jego zachowaniu krzywdzić?
Czy będę potrafiła mężowi o tym umiejętnie zakomunikować?
Czy umiem się prawidłowo komunikować?
Jeśli nie - co mi przeszkadza? Brak wiedzy, czy moje wady?
Jeśli brak wiedzy - gdzie i jak mogę się tego nauczyć?
Jeśli wady - to jakie i jak nad nimi pracować?
I tak dalej i tak dalej.
W tym wszystkim też jesteś ważna. Ty, Twoje uczucia, emocje. Nie możesz teraz pozwalać deptać po sobie z desperacji czy strachu, że mąż odejdzie.
Czy nie boisz się życia z mężem takim, jak jest teraz?
Czy potrafisz żyć bez męża (problem z uzależnieniem od męża, nie mylić miłości z uzależnieniem).
Czy kochasz siebie? Bóg nakazuje nam kochać siebie, a bliźnich kochać tak samo, jak i siebie kochamy - w związku z tym, trzeba mądrze i mocno siebie kochać, by mądrze i mocno kochać innych (Bóg jest samą Mądrością, prawda? I najlepszym psychologiem, bo na terapii też byś o tym usłyszała)
Myślę, że na teraz potrzebujesz spokoju i ciszy w rozeznaniu się, co jest pragnieniem Twego serca, jak to realizować i gdzie tu na tym świecie jest miejsce dla Ciebie.
Potrzebujesz jasności umysłu - tutaj módl się do Ducha Świętego o wsparcie... bo widzisz, nikt z nas nie podpowie Ci, co masz dokładnie robić w małżeństwie, aby to się dobrze skończyło. Odpowiedź jest w Tobie, tylko czy umiesz teraz ją odczytać?
Jeśli finanse Ci na to pozwalają, skorzystaj z pomocy terapeuty, który pomoże Ci zrewidować Twoje dysfunkcje, pomoże Ci popracowąć nad sobą.
Wykorzystaj ten czas kryzysu na wzmocnienie siebie.
DominikaS napisał/a:
Słuchajcie ja mam wrażenie, że wariuje: wczoraj mój mąż odebrał synusia z przedszkola, zrobił obiad, jak wróciłam z pracy zjedliśmy razem. Jasne rozmowy nasze teraz są głównie o pracy oraz o Tymonku.
Nasi wspólni przyjaciele zaprosili nas na urodziny w sobotę. I mój mąż się zgodził.
A ja zamiast się cieszyć to zaczynam się bać. Zaczyna mnie to przerastać ...
Że już teraz do końca życia będziemy się tylko przyjaźnić. Ze on wogole nie postrzega mnie już jako kobietę ?
Tylko przyjaźnić? Dziewczyno - bez przyjaźni nie ma miłości i nie ma dobrego małżeństwa.
Przyjaźn to lojalność, uczciwość, życzliwość.
Jeśli tak jest między Wami, to tylko się cieszyć, bo to oznacza, że oboje jesteście cały czas dla siebie ważni. Uwierz mi - wiele pań z tego forum, i panów też, chciałoby mieć chociaż w połowie tak dobre relacje z małżonkiem. Wielu odchodzi bez słowa, nie kontaktuje się z dziećmi latami, a w sądzie wytacza najgorsze działa, nie mówiąc o okradaniu ze wspólnych oszczędności, przemocy fizycznej itd.
Ciesz się więc z drobiazgów, nie gdybaj, idzcie na te urodziny i bawcie się dobrze, nie pisząc czarnych scenariuszy. To Bóg scenariusze pisze.
Pozdrawiam. :)
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-23, 12:43
Dziękuje bardzo za Wasze uwagi i spostrzeżenia - są bardzo trafne.
Bardzo dużo pracuje nad sobą, staram się cieszyć każdym dniem i każdą chwilą.
Muszę trochę więcej uwagi poświęcić mojemu Synusiowi - bo z bardzo grzecznego dzieciątka robi się urwis :) Może to taki okres czterolatka ? ...
Słuchajcie byłam wczoraj na tych urodzinach i było OK. Najpierw jechaliśmy sobie samochodem słuchając muzyki (prawie wogole nie rozmawialiśmy)
Potem już na miejscu podzieliliśmy się na obozy (kobitki same, faceci same)
No i jak już zaczęła się impreza to mój mąż spadł ze schodów (moi znajomi mają nowe schody jeszcze bez balustrad). No i pojechali na pogotowie bo się trochę wszyscy wystraszyliśmy.
Ale na szczęscie to tylko stłuczenie.
No i złapałam doła - chciałam z nim jechać na to pogotowie - to powiedział, że nie dziękuje pojedzie z Sebastianem. Rano jak go budziłam (spaliśmy oczywiście osobno) dotknęłam lekko jego włosów a on od razu - Dominika, proszę ...
Słuchajcie mam wrażenie, że on się mnie brzydzi, boi się mojego dotyku. Czy to normalne ???
Chyba powoli tracę nadzieje ...
Znajomym opowiadał, że musi powoli pomysleć o przeprowadzce bo kolega z którym mieszka ma dziewczynę i jest mu niezręcznie. Znowu zaczął z żalem mówić, że miał takie fajne mieszkanie a teraz mieszka w takich spartańskich warunkach i tak dalej.
Czyli jednak wcale nie myśli o powrocie ???!!!
Słuchajcie czy ja mam jeszcze o co walczyć ????
Jadąc tym samochodem chciało mi sie płakac z jednej strony ze szczęscia a z jednej z bólu. Ze szczęsci, że jestem tak blisko a z bólu, że może to już wcale nie wróci ???
I może niepotrzebnie się katuje ??? Może lepiej uciąć ten kontakt i się pogodzić z utratą męża ???
Bo jeśli nie wróci to co ? Będziemy tak żyli - blisko siebie a jednak osobno ???
Minęlo już 7 miesięcy od czasu kiedy się wyprowadził i dalej tkwi w przekonaniu, że nie wróci :(
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-23, 21:46
DominikaS napisał/a:
Ale gdy w tańcu próbowałam się do niego przytulić odsunął się ...
No i złapałam doła - chciałam z nim jechać na to pogotowie - to powiedział, że nie dziękuje
Rano jak go budziłam, dotknęłam lekko jego włosów a on od razu - Dominika, proszę ...
Znowu zaczął z żalem mówić, że miał takie fajne mieszkanie a teraz mieszka w takich spartańskich warunkach i tak dalej.
Niestety moja wiara słabnie - wiara w uzdrowienie naszego małżeństwa.
Witaj, nie podobają mi się te sytuacje... pokazują, że czujesz się, że jesteś mocno uzależniona od męża, co więcej swoją wiarę i modlitwę opierasz na jego zachowaniach - jak się mąż uśmiechnie, to wierzysz, masz nadzieję, modlisz się łatwiej. Jak mąż się odsunie - łapiesz doła, piszesz zdania o rezygnacji, braku wiary itp.
A męża masz bardzo niedojrzałego i zagubionego - i sądzę, ze upłynie jeszcze wiele wody, zanim będzie dobrze. Ale Ty czekasz tyko na jego powrót, nieważne jaki, nieważne czy mąż cokolwiek zrozumiał - byle tylko wrócił... szykujesz sobie tym kolejny dramat.
No i wskazówka w tym:
DominikaS napisał/a:
29 września jadę na Nocne Czuwanie na Jasną Górę - chyba powinnam troszkę się wyciszyć i popracować nad sobą bo mam wrażenie, że teraz całe moje życie kręci się wokół mojego męża.
Może powinnam przestać walczyć o niego ?
Co ciekawe, wskazówka, którą sama sobie napisałaś! Na wszystko, o co tu pytasz - wielkie TAK. Zacznij od modlitwy, codziennej, na adoracji lub z Pismem Świętym, szukaj Pana Boga i kontaktu z Nim, szukaj Jego miłości... On tak hojnie nią obdarza. Jak pisała Kasia - męża zostaw i nie przejmuj się nim, nie pisz scenariuszy twojego małż. Zmień kurs (na ten w stronę Słońca), przewartościuj myślenie. Tobie samej będzie dużo łatwiej - ale przede wszystkim dasz miejsce Panu Bogu w swoim życiu na działanie, na pomoc sobie, potem na pomoc Twemu mężowi, której on bardzo potrzebuje... Ale Ty musisz stać się człowiekiem modlitwy, mocnym wewnętrznie.
Pa, będę pamiętał w modlitwie za Wasze małż. i rodzinę
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.