Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Dziunia, moja rada jest taka. Zamykasz drzwi tak, żeby jaśnie pan nie mógł się dostać do domu jak raczy wrócić. Kiedy zacznie się dobijać, dzwonisz na policję, że stoi pijany pod drzwiami, jest agresywny i Ty się go boisz. Kiedy przyjedzie policja, stanowczo odmawiasz wpuszczenia hrabiego do domu w takim stanie, bo są małe dzieci. Wielmożnego zabierają na dołek albo do wytrzeźwiałki, jeśli taka istnieje w Twoim mieście. Robisz to za każdym razem, kiedy on wraca pijany do domu. Pokaż w końcu swoją siłę. Po kilku takich akcjach, albo się weźmie za siebie, albo zrobi to za niego policja, składając wniosek o przymusowe leczenie delikwenta. Pozdrawiam. Olga
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-18, 00:01
Dziunia, a dlaczego Ty nie możesz iść do pracy? Może nawet na pół etatu? Nie wiem w jakim wieku są Twoje dzieci ale wiem, że wyjście do pracy pomaga - masz wtedy inne obowiązki i głowa jest czymś innym zajęta. Nawet jeżeli miałabyś sobie znaleźć pracę sezonową, na kilka miesięcy - z własnego doświadczenia wiem, że to pomaga.
Nie możesz pozwolić, by męża, czy kogokolwiek słowa, że sobie nie poradzisz, mogły cię powstrzymać. Może masz jakieś hobby, które pozwoli Ci zarobić parę groszy?
Ja bym posłuchała na Twoim miejscu rad o uregulowaniu kwestii finansowych. Ja wiem jak to jest, kiedy ma się kredyt, rachunki a mąz pod byle pretekstem kupuje kolejne piwo, bo mu się należy. Ja do dzisiaj wożę butelki po piwach do skupi . W sumie to przynajmniej mam te parę groszy na bułkę.
Ja wniosłam sprawę o alimenty pomimo iż formalnie jesteśmy małżeństwem - i mąż jak na razie przesyła mi pieniążki, bo przyszedł moment, kiedy powiedziałam wprost, że jak nie zacznie płacić tyle ile się należy, to do komornika pójdę.
A co do tych kolegów... Może daj sobie spokój z dzwonieniem na policję w ich sprawie? Tak naprawdę to robisz ti bardziej ze złości, niż z troski, że np. spowodują wypadek. A złość piękności szkodzi . I tu wcale nie o piękność fozyczną chodzi - bardziej o duchową . Ja sama zauwazyłam, że jak robię coś w złości, nawet gdy mam rację, to ta złość przeciwko mnie samej się zwraca i od losu/ludzi, i w mym sercu potem coraz bardziej się rozprzestrzenia.
Ja rozumiem, że nie masz ochoty się kochać, bo mąż jest pijany. Ale nie powtarzaj mu, że śmierdzi alkoholem czy fajkami - to tylko potęguje jego gniew. Gdy ma ochotę, może grzecznie powiedz, że Ty wolałabyś, by upojna noc była efektem płynącej w Was namiętności, a o namiętność trzeba zadbać za dnia. Grzecznie i z klasą.
Zadbaj o siebie - o swój spokój psychiczny, o wygląd zewnętrzny też. Kiedy byłaś ostatni raz u fryzjera?
Męża ignoruj - nie złośliwe wzdychania, chłodny wzrok - ale potraktuj go jak powinna potraktować kelnerka upierdliwego klienta: jak się pyta, odpowiada grzecznie, ale dyplomatycznie. Jak coś chce i możesz to zrobić, to zrób to z gracją. Pokaż mu, że Tobie jest dobrze ze sobą i on nie ma żadnego wpływu na Twoje samoppoczucie. To może spotegować jego gniew jeszcze bardziej, bo z Twych postów wynika, że Twój mąż nie zna znaczenia słowa "obietnica" (nawet ta najmniejsza, dotycząca o której wróci) i że lubi Cię poprostu denerwować swoją ignoracją.
Planuj każdy dzień tak, jakby go przy Tobie nie było. Nie licz na niego w żaden sposób, bo tylko się tym katujesz. Zacznij żyć swoim życiem i to przy tych najdrobniejszych sprawach.
Ugotuj obiad dla wszystkich, ale jak się mąż nie zjawi na czas - schowaj do lodówki, zostaw kartkę "obiad w lodówce - odgrzej sobie" i idź z dziećmi na spacer.
I nie bój się, że on ma znajomych policjantów. Ty masz swego Anioła Stróża i Ducha Św do pomocy. Jak się na tych dwóch swoich "policjantach" oprzesz, nie będzie Ci straszny żaden "niebieski bohater" Twego męża . Ale to nie będzie ani proste, ani łatwe. Dlatego musisz przede wszystkim sobie powiedzieć: dość. I zacznij siebie traktować tak, jakbyś chciała, by traktowali Cię inni - poprostu uwierz w siebie, w swoją wartość i sama siebie zacznij szanować.
Zdejmij agresor ze swego serca - jak masz ochotę na męża krzyczeć, to albo zacznij na szybko modlitwę do Anioła Stróża odmawiać, albo weź zimny prysznic.
A puste butelki... Moja droga, Ty nawet nie wiesz, że mąż Ci może przysługę wyświadczać . Po pierwsze, takie butelki można tłuc, żeby wyładować złość (oczywiście bezpiecznie, z dala od dzieci) a po drugie, jest pełno kursów decoupagu, gdzie się uczy, jak takie butelki przyozdabiać .
Wiem, że nam, tu po drugiej stronie monitora wydaje się takie proste dawać rady, bo każdy z nas ma inną sytuację. Ale ja myślę, że każdy, kto chce Ci pomóc, nawet jeżeli inne rady nie będą trafne, to przyzna, że ta jedna ma szczególną rację bytu: ta, która mówi, że jesteś warta szacunku i że musisz uwierzyć w siebie. Jakkolwiek zalatuje to czasem tanią psychologia , warto się tej radzie przyjrzeć w pierwszej kolejności
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-18, 06:41
Cytat:
Powiedzialam mu ze bedzie tego żałować ze od nowego roku biorę sie juz na poważnie ze złożeniem papierów o reparacje a jak mnie jeszcze bardziej zdenerwuje to i rozwodowe,
.....
Boje sie ze to wyjdzie na jaw...ale cóż moglam innego zrobic jak tak mnie zdenerwował
Aniołek napisał piękny wspierający post, jak to anioły w zwyczaju mają
Ja muszę potrząsnąć.
Dziunia, Co Ty najlepszego robisz ze sobą? Co to za zachowanie? Masz guzik z napisem "zdenerwowanie"? I jak ktoś go naciśnie to działasz jak zaprogramowany robot??? Działacie z mężem na podobnych zasadach - on przy naciśniętym guziku pije, Ty przy naciśniętym guziku - mówisz bzdury. Wybacz. Decyzję o separacji lub rozwodzie podejmiesz w zależności od stopnia zdenerwowania.....? Tak nie wolno! Żadnych życiowych decyzji nie podejmuje się w zdenerwowaniu!
Chyba że mówisz tak żeby męża postraszyć? To przy każdym takim słowie wbijasz mu nóż w plecy, nie dziwię się że się broni (choć też w chory sposób).
Oboje powinniście iść na terapię, lub co najmniej zacząć chodzić na mitingi. Męża nie zmusisz, ale możesz zacząć od siebie.
Po co? - czytaj tu: http://www.psychologia.ed...ie-al-anon.html http://www.opoka.org.pl/b...y200932-aa.html
Gdzie - poszukaj tu: http://www.al-anon.net.pl/index.php?slab=slabid-23 lub tu: http://www.al-anon.org.pl/
Pozdrawiam!
Izka [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-18, 08:49
Dziunia ,wez sobie rady aniołka do serca sa naprawdę bardzo wartościowe. Chociaż czasem mąż zareaguje zupełnie inaczej niż nakazywał by zdrowy rozsadek , z czasem zobaczysz że te wszyskie metody działania zdają egzamin.
Ty bedziesz spokojniejsza jedynie mąż bedzie sie miotał nie bedąc już w centrum zainteresowania.
No i najważniejsze nie zaniedbuj modlitwy. Bo bez Boga jak bez ręki , bedziesz sprawna ale..nie do końca. tzn.zawsze pozostaniesz kaleką.
dziunia [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-18, 13:55
Olgucha, Aniołek, Nirwana i Izko dzieki Wam za odzew.. Odpowiem ogólnie bo pisze z fon .. To nie pierwszy raz gdy mysle o separacji od dłuższego juz czasu, moze to i prawda ze wina jest po obu stronach tylko ze jak by mąż przestał pić to bylo by fajnie, taki człowiek ma dwa oblicza.. Tylko tak sie zastanawiam dlaczego ja musze przez to przechodzić, tyle poświęcam sie dla niego, dla dzieci..na nic nie moge sobie pozwolić a jak juz to zrobie to mam wyrzuty sumienia:(bo boje sie ze wtedy na chleb nie wystarczy do konca miesiąca. Jest tak ciężko opisać sytuację jak to u mnie w domu jest, np dzis sprzątam, gotuje, przebieram dziecko, podkładam do pieca, mieszkam na wsi i mam 4 kury:D..co dzien musze tez ich karmić po to by bylo jajeczko, mam jeszcze króliki zeby dzieci miały co jeść- moze co dla niektórych wydać sie to moze drastyczne ale cos musze mieć w razie gdy do garnka nie bede miala co włożyć, mąż uwierzcie mi przy tym mi nie pomaga a lubi zjesc miesko, jajeczko..uważam ze za bardzo sie poświęcam i za duzo mam na glowie ale co zrobic gdy nie mam wsparcia nie moge na niego liczyc a on mi tu mowi ze ja nic nie robie.. Do pracy nie mam jak wrocic bo nie mam z kim dziecka zostawic, sama tesciowa ktora mogla by być z nim wymiguje sie tym ze nie da rady z nim siedzieć, ona potrzebuje spokoju wiec woli mnie zostawic na pastwe losu bo to ja jestem jego zona i to ja powinnam przejąć władze nad domem nad nim, uzerac sie z nim kiedy wychodzi po prostu być w tym jego domu i pilnować zeby jakiegos burdelu z tego nie zrobil, mam wlasnie takie odczucie, ze po to tu tylko jestem zeby pilnować jego królestwa a ona ma tam spokój i ciszę- ma mieszkanie w bloku w miescie.. Ja juz różnych sposobów próbowałam i być złą dla niego to wtedy mial pretekst do swobodnego wyjścia, bylam dobra to powiedzial ze wychodzi po papierosy ale i tak nie wraca o tej o ktorej mowi:(, jestem obojętna to i on obojętny... Jest miły tylko wtedy gdy cos chce lub pieniadze mu sie skończyły.. A z wczorajszym telefonem to wiem ze dobrze zrobilam bo to nie bylo pod wpływem złości bo w sumie zaczyna mi on być obojętny pod każdym względem tylko wkurzam sie jedynie dlatego ze on moze wyjść w każdej chwili a ja nie, bo dzieci nie zostawię a po drugie one nie chca z nim zostawać ze ciągle w tych czterech ścianach i to są jego ściany bo tak naprawdę ja tu nic do tego nie mam, jestem tu zameldowana na stałe a ten dom to byl przed ślubem przepisany na niego,, teraz spi ale pewnie na wieczor znów wyjdzie i znowu zostanę sama...
Olgucha42 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-18, 14:48
Dziunia, przytulam Cię bardzo mocno. Czytam Twoją historię i wiesz co? To jest taki jeden wielki krzyk RATUNKU!!!!!!!!!!. Moje zdanie jest takie jak wcześniej, tylko stanowcze pokazanie mu, że nie godzisz się na takie traktowanie. Dzieci na to patrzą i się uczą. Moja kolejna propozycja jest taka. Idź do ośrodka opieki społecznej i powiedz tam wszystko, że nie radzisz sobie z alkoholizmem męża, że on się nie chce leczyć. Pomogą Ci uwierz, nie możesz żyć Ty i Wasze dzieci w oparach alkoholu i nienawiści. Na pw zostawiam Ci nr telefonu do mnie, jak będziesz chciała pogadać wyślij sms-a ja oddzwonię, żebyś nie wydawała pieniędzy. Powiem Ci jak to wszystko ogarnąć, by on zaczął się leczyć. Pozdrawiam
dziunia [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-18, 16:07
Olga dzieki Ci za nr, odezwe sie po nowym roku do Ciebie bo teraz nie chce psuć sobie całkiem tych świat a musze pamietac ze są dzieci i nie moge Ich nastawiac na taka traume w święta dam na luz i zrobie tak zeby te święta nam sie udały mam tu na myśli dzieci i siebie a on jak bedzie chcial w nich uczestniczyć to tylko trzeźwy i nie zabronie mu tego a jak nie to trudno, postaram i w sumie chce szczerze przeżyć te rekolekcje i cieszyć sie z dziecmi tą choinka i Świętami:) pozdrawiam Was wszystkich i jeszcze raz dzieki, bede w kontakcie z Wami:) Wesołych Świat i Duzo prezentów pod choinka:)
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-19, 09:44
że to coś Ci rozjasni:
....List alkoholika
Jestem alkoholikiem. Potrzebuję Twojej pomocy.
Nie rób mi wymówek, nie obwiniaj mnie, nie złorzecz mi. Nie byłabyś zła na mnie, gdybym był chory na gruźlicę lub cukrzycę.
Alkoholizm to też choroba. Nie wylewaj mojego alkoholu, to po prostu strata, ponieważ ja zawsze znajdę sposób na zdobycie dalszej porcji alkoholu.
Nie pozwól mi wywołać u Ciebie złości. Jeśli zaatakujesz mnie słownie lub fizycznie, będziesz mnie tylko upewniała w złej opinii, jaką mam o sobie.
Ja już wystarczająco nienawidzę siebie. Niech Twoja miłość do mnie i lęk o mnie nie doprowadza Ciebie do robienia tego, co sam powinienem robić.
Jeśli weźmiesz na siebie odpowiedzialność za wszystko, oduczysz mnie podejmowania odpowiedzialności. Będę miał coraz większe poczucie winy, a Ty będziesz się czuła urażona.
Nie przyjmuj moich obietnic, obiecam cokolwiek, by wyjść z kłopotów. Ale charakter mojej choroby powstrzymuje mnie przed dotrzymywaniem obietnic nawet tych, o których mówię z początku serio.
Nie gróź mi, jeśli nie masz zamiaru spełnić groźby. Jeśli raz podjęłaś jakąś decyzję trzymaj się jej.
Nie wierz wszystkiemu, co mówię o Tobie, to może być kłamstwo. Zaprzeczenie oczywistym faktom jest symptomem mojej choroby. Co więcej najczęściej łatwo tracę szacunek dla tych, których zbyt łatwo można oszukać.
Nie pozwól mi mieć nad Tobą przewagę, nie daj się wykorzystywać przeze mnie. Miłość nie może długo istnieć bez wymiaru sprawiedliwości.
Nie ponoś za mnie lub nie próbuj oddzielić mnie od konsekwencji mojego picia.
Nie kłam za mnie, nie płać za mnie rachunków. Takie postępowanie zmniejsza lub zapobiega kryzysowi, który mógłby zmobilizować mnie do szukania pomocy.
Dopóki będziesz mnie ratowała z każdej opresji, będę mógł zaprzeczać temu, że mam problem alkoholowy.
Ponad wszystko, ucz się wszystkiego, co tylko możliwe o alkoholizmie i Twojej roli w stosunku do mnie.
Przychodź na otwarte zebrania AA.
Uczęszczaj na spotkania Al-Anon regularnie. Czytaj literaturę i utrzymuj osobisty kontakt z członkami Al-Anon.
To są ludzie, którzy mogą dopomóc zobaczyć jasno całą Twoją sytuację.
Kocham Cię
Twój alkoholik"....
RóżaR [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-19, 13:22
Dziuniu przytulam.
Mam w domu bardzo podobnie jak ty.
Też myślę o separacji - jestem u kresu sił. Boje się świąt.
Ale masz rację - musimy zrobić fajne święta dla dzieci, chociaż to...
dziunia [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-27, 22:24
Musze to napisac bo jest mi z tym zle.. Mąż przed samymi świętami przestał pić ale tylko dlatego bo pieniadze mu sie skończyły, święta byly udane choc z jego strony bardzo nerwowe ale godził sie na bycie kierowca wiec odwiedziliśmy najbliższych..wczoraj pożyczył pieniadze od swojej mamy, rzekomo na papierosy, kupił po drodze wino ale okazało sie w domu ze kupił dwa..mysle sobie ok, posiedzimy sobie przy choince lampkę wina wypijemy przeciez nic sie nie stanie, ale potem podejrzewałam jego ze po kryjomu musi cos jeszcze pić bo wypilismy jedno wino a jemu juz oczy pływają..nie mialam ochoty pić drugiego i w sumie i on powiedzial ze tez juz nie ma ochoty, długo nie musialam czekac zeby i to otworzył bo nie mogl wytrzymać z tą świadomością ze ma w lodówce to wino, rano dokończył pić.. Poszedl rozpalić w kotłowni i powiedzial ze musi wyjść kupic papierosy, juz mialam to przeczucie ze znowu sie zaczęło..:( wrocil na wieczor oczywiście pijany z siatą piw..cos w środku mówiło mi zobacz na palec...brak obrączki, juz nawet nie pamiętam ktory to juz raz oddał obrączkę do lombardu po to aby mieć pieniadze na picie...czuje sie okropnie z tym, staram sie go zrozumiec ze alkoholizm to choroba, tak często tracę do niego jakakoliwek zaufanie, szacunek.. Jesli on od tak potrafi dac pod zastaw obrączkę po to aby moc zaspokoić swoje pragnienie to co ja mam sobie myśleć o tym? Odmówiłam koronkę po to aby Bozia dala mi sily bo tak bardzo jej potrzebuje...juz nie mam sily na nic:(
RóżaR [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-28, 10:44
Dziuniu, kochana
Jak twój mąż ma rozpocząć walkę z nałogiem, jak obydwoje nie uznajecie jego istnienia?
Twój mąż jest alkoholikiem, już nigdy nie będziesz z nim mogła wypić winka do obiadu. Pogódź się z tym. Im szybciej ty to zrobisz tym lepiej dla ciebie. Alkohol niszczy wasze życie... jak możecie go spokojnie pić i to na dodatek w święta?
Nie zrozum mnie źle, nie chodzi mi o to żebyś się stała abstynentką do końca życia, ale jeśli alkohol niszczy ci rodzinę to go do tej rodziny nie wpuszczaj. A mąż jak chce pić niech to robi sam.
Przytulam cię gorąco, bo mój mąż w święta też popłynął. Chociaż wigilia i pierwszy dzień do wieczora w miare trzeźwo spędził. Ale na tzw. dupościsku. Widzałam jak mu ciężko, ale podziękowałam za to że się powstrzymał i nawet dałam buziaka. Złożyłam też życzenia przy opłatku, chociaż planowałam tego nie robić. Niestety w pierwsze święto późnym wieczorem pił sam w domu, ja mu nie towarzyszę jak chce wypić, zostawiam go z tym samego. No i tak się rozkręcił, że do tej pory płynie. Wczoraj nie nocował w domu, nie wiem gdzie był, a jak pytałam o to, to powiedział, że to nie mój interes. Dzisiaj wrócił o 3 nad ranem...
dziunia [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-28, 13:10
Czesc Róża:) dzieki ze mnie wspierasz tymi słowami, powiem tak wypiłam z nim trzy lampki wina, wiem ze to nie ma znaczenia ile ale fakt ze piłam to bylo zle, zrobilam to po to zeby on mial mniej do wypicia - wiem to glupie moze Wam sie wydawać ale i sama troche chcialam wyluzowac bo przez jego nerwy strasznie spieta bylam, alkohol wiem ze nie jest dla nas, na pewno nie picie w naszym domu, mowisz zeby go nie zapraszać alkoholu do domu, często wyrzucam w złości butelki i mu mówię ze jak chce pić to prosze bardzo ale nie w domu..to co mam zrobic jak i tak nie słucha i przychodzi pijany to z reklamówka i co mam sie z nim kłócić zeby Wyszedl z domu? Człowiek pijany nie wie co robi. Tak jak pisalam ja Postanowilam po nowym roku po naszej rocznicy bo zamówiłam msze święta jesli do tego czasu nic sie nie poprawi to składam papiery separacyjne, moze to go przestraszy i zacznie działać a jak nie to juz nie wiem... Zastawienie obrączki w lombardzie to dla mnie jak zdrada.. Nie potrafię tego zrozumiec. Postaram sie jeszcze porozmawiać ze swoim księdzem z parafi moze On cos doradzi... Tobie Róża zycze tak jak i sobie wytrwałości, pozdrawiam
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-28, 14:13
Dziunia...... ja jestem alkoholikiem...trzeżwym alkoholikiem.
Może zrobić Ci sie przytkro na początku podczas czytania tego co napiszę......
Alkoholizm jest choroba ciała,duszy i umysłu.
Alkoholizm to choroba zakłamania i obłudy....jest choroba śmiertelną i nie uleczalną.
Co to znaczy...że pijąc alkoholik musi umrzeć przedwcześnie i to wcale nie znaczy ż e umiera na tzw' zapicie się".Umiera na zawał,wylew,żylaki przełyku,marskość wątroby,niewydolność nerek,ginie w wypadku samochodowym lub zamarza.
I to mniej istotne na co....
Z alkoholizmu nie można się wyleczyć.To jest coś podobnego jak alergia ale można z nim żyć długo i szcześliwie.
Alkholicy to najcześciej ludzie nadwarażliwi i nie potrafiący poradzić sobie ze sobą samym....ze swoimi uczuciami i emocjami,uciekający od siebie w alkohol.
Co można zrobić aby pomóc alkoholikowi???
Pozwolić mu zaliczyć jego DNO,totalny upadek.
To DNO można mu podwyższać dość skutecznie,ale trzeba robić to umiejętnie.Jak?
najlepiej pójść na mityng Al-anon (www.alanon.pl ) w swoim mieście lub na terpaię dla osób współuzależnionych.
Po co?
By poznać mechanizmy alkoholizmu i narzędzia jak pomóc alkoholikowi.
dziunia napisał/a:
fakt ze piłam to bylo zle, zrobilam to po to zeby on mial mniej do wypicia
no tak....nie jesteś w tym odosobniona.Wylewanie alkoholu ...też.
dziunia napisał/a:
Zastawienie obrączki w lombardzie to dla mnie jak zdrada..
Niekoniecznie....bo to tylko albo aż :przymus picia.
Ja Ci sugeruję pójście na mityng Al-anon lub na pierwszy z brzegu otwarty mityng AA.Tam spotkasz ludzi z podobnym do Twojego problemem a na mityngu AA trzewiejących alkoholików.
Można być alkoholikiem i szczęśliwym człowiekiem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.