Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Modlitwą już nic nie zmienimy w swoim życiu. Na swój obecny los zasłużyliśmy sobie wcześniej. Szkoda,że tak późno to zrozumiałem.
Popatrz co może zrobić szatan...uwierzyłeś w bzdure pod tytułem ,że na miłość trzeba zasłużyć...Przestałeś wierzyć w to ,że Bóg Cię kocha...bo jesteś grzeszny... spotkały Cię trudne doświadczenia...z którymi się nie zgadzasz, których nie chcesz...
Modlitwa jest ta chwilą prostego bycia ,która odebrana została Tobie w życiu codziennym...a zwie się miłością...
http://www.youtube.com/watch?v=S36Smz8pIog
Zdaję sobie sprawę ,że może człowiekowi być ja trudno przyjąć taka jaka jest, prostą , tą za którą tęsknimy, tę z której często doświadczenie życia nas obdarło... wiem... Może być i tak yorky, ze Pan doświadczy Cię swoją obecnością tak mocno...że będziesz wiedział ,że dotyka Cię własnie Jego Miłość ...nieprzeciętna, a mimo to , może być tak ,że będziesz przed nią uciekał...
Niech Pan Błogosławi Tobie doświadczeniem Bożej Miłości
pamiętam w modlitwie
róża [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-29, 12:32
Wydaje się, że nienawiść , o której tu na forum często mówimy, a której (w sobie i w innych) tak boimy się to najczęściej tylko jakże ludzkie, zrozumiałe emocje, jakie targają sercem człowieka , bo został zraniony - porzucony, zdradzony etc. Czasem to mają za zadanie one - otworzyć szeroko oczy na otaczający nas świat, na bliskich. Że nie są oni tak idealni, jak w swojej naiwności sądziliśmy, że i my tacy nie jesteśmy; że człowiekowi nie można ufać na 100%. Te emocje to czasem apel o roztropność. Nie obwiniajmy się za emocje, jakie są w nas... Przyglądajmy się im... Wypowiedzmy je - przed osobą, która nas zraniła ( w sposób w miarę możliwości - kontrolowany), przed życzliwym nam człowiekiem (może to będzie kapłan w konfesjonale?) i wreszcie przed Bogiem, wszak na modlitwie stajemy przed Nim prawdziwi (inaczej - może stać się ona proszeniem o aureolę już za życia )
Cytat:
Na swój obecny los zasłużyliśmy sobie wcześniej. Szkoda,że tak późno to zrozumiałem.
Yorky, przyznam, że trochę boję się ludzi, którzy tak oceniają swoje trudne położenie... Stąd z łatwością można przejść do posądzania innych o zasłużone kary (byli źli, a więc mają za swoje), a nawet ich wymierzania. Takie myślenie może pochodzić tylko z ciągle nazbyt mało kochającego serca ludzkiego, z serca, które nie doświadczyło Bożej Miłości - bezinteresownej, miłosiernej.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-29, 14:01
Rózo bardzo się cieszę ,że zwróciłaś uwagę na świat nieuporządkowanych uczuć :), oraz o sposobie ich niebanalnego przeżycia.
Zamieszczę już znany link , mnie on bardzo pomógł spojrzeć na pewne sprawy inaczej, bardziej pozytywnie http://mateusz.pl/ksiazki/ja-cd/ja-cd-119.htm
Pozdrawiam serdecznie :)
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-29, 14:50 Re: podziękowanie
yorky napisał/a:
Po moim rozwodzie zapewne zwiążę się z inną kobietą. Skoro Bóg mimo moich usilnych modlitw nie pojednał mnie z żoną to znaczy,że pozwala mi na szczęście z kimś innym
Nie będziesz szczęśliwy z inną kobietą - Twoją miłością jest Twoja żona.
yorky napisał/a:
Tak naprawdę to na tym forum nikt Ci nic nie pomoże. Zauważ, że większość osób tu, to rozwodnicy, czyli w pewnym sensie ludzie, którzy przegrali życie(przynajmiej to duchowe)
Dwa błędne spostrzeżenia (w jednym zdaniu ): Na tym forum są też szczęśliwi małżonkowie, często przeszli dramatyczną drogę, i są razem. A druga gafa jest większa: ci, wg ciebie rozwodnicy, którzy przegrali życie.. - to są bardzo często zwycięzcy, bohaterzy, ludzie pełni takiej mocy, której Ty nawet nie doświadczyłeś - olbrzymi duchowi, którzy kochają Boga i drugiego człowiek miłością heroiczną, cierpienie ich tak uszlachetniło i tak związało z Bogiem, że są jak skała (mimo własnych złamań i upadków), na której stoi świat, a Bóg buduje Królestwo.
Co do Hioba też się rozmijasz z prawdą. Żona Hioba jest ciągle jedna i ta sama..., na pocz. i na końcu - poza tym nie widzisz (udajesz, ze nie widzisz? ) alegorycznego sensu tej opowieści biblijnej.
yorky napisał/a:
Uczono mnie cały czas, że jednym z grzechów głównych jest zazdrość...A zobacz jak brzmi oryginalne pierwsze przykazanie Boże. - Nie będziesz mieć bogów cudzych przede mną, gdyż jestem Bogiem zazdrosnym !
Dziecko, które tupie nogami, bo nie rozumie prostej rzeczy, ze może być zazdrość dobra i święta, a może być zła i niszcząca (tak samo z gniewem - też grzech główny, a też może być święty...) ...
Uwag o reinkarnacji nie będę komentował....
Yorky, pamiętaj o Słowie, które otrzymałeś...
"odzyskasz różaniec i swoją żonę"
"zostanę wystawiony na próbę życia"
Yorky
dość długo zastanawiałam się czy ponownie zabrać głos. Posłuchaj proszę ,ja podobnie jak Ty
niecierpliwie się,polemizuję z Panem Bogiem,mam żal że czas oczekiwania na pojednanie mojego
małżeństwa trwa tak długo. Zapewniam Cię że cierpię i boleję bardzo.
Niemniej zupełnie inaczej niż Ty przyjmuję słowa tutaj skierowane do mnie ja czytając je czuję
jak emanuje od nich do mnie ciepło serdeczność troska ja nie znam Tych ludzi a czuję się jak ze "swoimi" tu mnie nikt nie skrzywdzi nie wyśmieje,ale na miarę sił i możliwości wspomożę.
I jeszcze jedno -ja pomimo upadków podjęłam decyzję że z różańcem do końca swoich dni
będę modliła się za i o męża.
Proszę nie poddawaj się nie "uciekaj",bo nie jest sztuką odejść-sztuką jest trwać.
Jeśli kogoś moje słowa "dotknęły" to bardzo przepraszam.
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-02, 00:05
awaga, przepraszam, że to napiszę - ale bardzo mnie cieszy (pozytywnie śmieszy) Twoje przepraszanie za wszytko
Przepraszam, jeśli tą uwagą w czymś kogokolwiek uraziłem
Taki żarcik. Pozdrawiam
awaga [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-02, 11:23
Adrianie
piszesz,że moje ustawiczne "przepraszam" Cię śmieszy - a nie pomyślałeś ,że z "czegoś" to się
wzięło?
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-07, 23:23 Re: czy ja nie umiem się modlić?
awaga napisał/a:
Proszę powiedzcie mi czy ja się żle modlę? Co jest ze mną nie tak?.Co muszę zmienić i jak to zrobić.Przepraszam za nadmiar zadanych pytań,wiem że każdy z Was też po swojemu cierpi i przeżywa poza tym ma swoje problemy i swoje kłopoty, więc jeśli nadużyłam - to bardzo
przepraszam.
MODLIĆ SIĘ TO ŻYĆ :)
"Wstęp: Zaciśnięte dłonie
Modlitwa nie jest rzeczą łatwą. Wymaga relacji, w której pozwalamy Komuś Drugiemu wejść w samo wnętrze naszej osoby, zobaczyć tam to, co wolelibyśmy pozostawić w mroku, i dotknąć tego, co wolelibyśmy zostawić nietknięte. Dlaczego zatem mielibyśmy to zrobić? Może pozwolilibyśmy komuś przekroczyć nasz wewnętrzny próg, by coś zobaczył lub czegoś dotknął, ale wpuszczenie kogoś do tego miejsca, w którym kształtowane jest nasze najbardziej intymne życie, jest niebezpieczne i skłania do obrony.
Opór przed modlitwą jest podobny do oporu mocno zaciśniętych pięści. Ten symbol ukazuje napięcie, pragnienie przywarcia do siebie, zachłanność, która zdradza lęk. Przykładem tej postawy jest opowiadanie o starszej kobiecie przyprowadzonej do ośrodka psychiatrycznego. Była wściekła, zamierzała się na wszystko, co było w zasięgu wzroku, i tak bardzo wszystkich przerażała, że lekarze musieli jej odebrać posiadane przedmioty. Była wśród nich mała moneta, którą kobieta ściskała w pięści i nie chciała jej oddać. Trzeba było dwóch osób, aby otworzyć tę zaciśniętą dłoń. Jak gdyby razem z tą monetą miała utracić samą siebie. Bała się, że jeśli pozbawią ją tej ostatniej własności, nie będzie już miała niczego i będzie nikim.
Kiedy jest się zaproszonym do modlitwy, jest się wezwanym do otworzenia szczelnie zaciśniętych pięści i rezygnacji ze swej ostatniej monety. Ale kto chce to zrobić? Pierwsza modlitwa jest zatem często modlitwą przykrą, ponieważ odkrywamy, iż nie chcemy się czegoś pozbyć. Trzymamy się mocno tego, co swoje, nawet jeśli nie jesteśmy z tego dumni. Mówimy: "Taki po prostu jestem. Chciałbym, żeby było inaczej, ale na razie się nie da. Tak właśnie jest i muszę to tak zostawić". Kiedy tak mówimy, znaczy to, że przestaliśmy wierzyć, iż nasze życie może się zmienić. Pozwoliliśmy odpłynąć nadziei na nowe życie. Ponieważ nie ośmielilibyśmy się postawić znaku zapytania po jakimś naszym doświadczeniu i wszystkim, co się z nim łączy, osłoniliśmy się nieuchronnością faktów. Czujemy, że bezpieczniej jest się uczepić smutnej przeszłości, niż zaufać nowej przyszłości. Napełniamy więc swoje dłonie małymi, lepkimi monetami, których nie chcemy oddać.
Ciągle czujemy się rozgoryczeni, że ludzie okazali się niewdzięczni za coś, co im daliśmy, nadal zazdrościmy tym, którym płacą lepiej niż nam, ciągle chcemy się zemścić na kimś, kto nas nie szanował, wciąż jesteśmy rozczarowani, że nie otrzymaliśmy żadnego listu, wciąż źli, że ktoś się nie uśmiechnął, gdy go mijaliśmy. Przeżywamy to, żyjemy z tym, jak gdyby to nas naprawdę nie niepokoiło... do chwili kiedy chcemy się modlić. Wtedy wszystko wraca: zgorzknienie, nienawiść, zazdrość, rozczarowanie i pragnienie zemsty. Lecz te uczucia nie tylko istnieją. Ściskamy je w dłoniach, jak gdyby były skarbami, których nie chcemy się pozbyć. Siedzimy zanurzeni w starym kwasie, jakbyśmy bez niego nie mogli się obejść, jakbyśmy porzucając go, mieli utracić swoje "ja".
Oderwanie się jest często rozumiane jako rezygnacja z czegoś, co jest atrakcyjne. Czasem jednak wymaga ono także pozbycia się tego, co jest odpychające. Można być naprawdę przywiązanym do ciemnych sił, takich jak uraza i nienawiść. Dopóki szukamy odwetu, trzymamy się kurczowo naszej przeszłości. Czasami wydaje się nam, że pozbywając się zemsty i nienawiści, utracimy siebie - stoimy więc z zaciśniętymi pięściami, zamknięci dla Tego, Który chce uzdrowić.
Kiedy więc chcemy się modlić, pierwszym pytaniem jest: w jaki sposób otwieramy nasze zamknięte dłonie? Oczywiście nie na siłę. Nie przez wymuszoną decyzję. Może znajdziemy drogę do modlitwy przez uważne wysłuchanie słów, które anioł wypowiedział do Zachariasza, Maryi, pasterzy i kobiet stojących przy grobie: "Nie bójcie się". Nie obawiajmy się Tego, Który chce wejść w naszą najskrytszą przestrzeń i zaprosić nas do pozbycia się tego, do czego z taką obawą przywieramy. Nie bójmy się pokazać przyklejonej monety, za którą i tak bardzo niewiele można kupić. Nie obawiajmy się przedstawić swojej nienawiści, zawziętości i rozczarowania Temu, Który jest miłością i tylko miłością. Nawet jeżeli wiemy, że niewiele mamy do pokazania, nie bójmy się tego odsłonić.
Często łapiemy się na tym, że chcemy przyjąć naszego kochającego Boga, przybierając pozory piękna, zatajając wszystko, co jest brudne i zepsute, sprzątając tylko ścieżynkę, która wygląda porządnie. Jest to jednak reakcja bojaźliwa - wymuszona i sztuczna. Wyczerpuje nas ona i zamienia naszą modlitwę w udrękę.
Za każdym razem gdy odważamy się wypuścić z ręki i oddać jeden z wielu lęków, nasze dłonie trochę się otwierają i wyciągają w geście przyjmowania. Musimy oczywiście wykazać cierpliwość, wielką cierpliwość, aż nasze dłonie całkiem się otworzą.
Jest to długa duchowa droga ufności, gdyż za każdą zaciśniętą dłonią kryje się kolejna i czasami wydaje się, że ten proces nie ma końca. W naszym życiu było wiele zdarzeń, które wytworzyły te wszystkie pięści i w każdej godzinie dnia i nocy możemy się złapać na tym, że znowu zaciskamy z lęku swoje dłonie.
Być może ktoś nam powie: "Musisz sobie wybaczyć". Ale to nie jest możliwe. Tym, co możliwe, jest otwarcie bez lęku dłoni, ażeby Ten, Który nas kocha, mógł zdmuchnąć nasze grzechy. Wtedy te monety, dotąd nieodzowne dla naszego życia, okazują się tylko lekkim pyłem, który zwieje łagodny powiew. Po monetach pozostanie tylko szeroki uśmiech albo chichotanie. Odczuwamy wówczas trochę nowej wolności, a modlitwa staje się radością, spontaniczną reakcją na świat i otaczających nas ludzi. Modlitwa staje się wtedy łatwa, natchniona i żywa lub pełna pokoju i wyciszona. Gdy rozpoznajemy te radosne i te ciche chwile jako momenty modlitwy, powoli uświadamiamy sobie, że modlić się to żyć.
Panie Boże,
Tak bardzo się boję otworzyć swoje zaciśnięte pięści!
Kim będę, kiedy nie zostanie mi nic,
czego można się przytrzymać?
Kim będę, kiedy stanę przed Tobą z pustymi rękami?
Proszę, pomóż mi otworzyć powoli dłonie
i odkryć, że nie jestem tym, co posiadam,
ale tym, co Ty chcesz mi dać.
A tym, co chcesz mi dać, jest miłość,
bezwarunkowa, wieczna miłość.
Amen" http://www.opoka.org.pl/b..._dlonie_01.html
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.