Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
chyba do mnie doszło, że moje małżeństwo nie jest już do uratowania.
o tym decyduje Bóg nie my
DominikaS napisał/a:
na pierwszym miejscu cudownego synusia
a na którym miejscu Bóg ?
Bo jak na pierwszym syn to go pokaleczysz
polecam wykłady i książki Jaka Pulikowskiego .
Pogody Ducha
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 10:00
Oczywiście :)
Zapomniałam napisać moje małżenstwo nie jest już do uratowania tak po ludzku ...
Masz rację Miraculum:)
Na pierwszym miejscu Bóg. Jemu teraz zaufałam (lecą mi łzy jak to piszę)
Muszę byc bardzo ostrożna wychowując mojego syna, abym nie popełniła tego samego błędu co moja mama (zaborcza miłość)
Wiecie co sytacja jest beznadziejna a mi coś w sercu podpowiada, że to jeszcze nie koniec.
Wczoraj byliśmy z synusiem razem w cyrku - ja, Bartek i Tymon.
Było cudownie.
Mimo, że mój mąż mało ze mną mało rozmawiał - byliśmy razem. Byłam szczęśliwa.
Ja chyba uzależniłam się od tego forum - wchodzę tu naokrągło - to chyba nic złego ???
Pozdrawiam,
Dominika S
[ Dodano: 2012-10-12, 13:41 ]
Mam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie jak na idiotkę ?
Dzisiaj przyszedł do mnie mój brat i zapytał: Na co ty liczysz? Dlaczego nie dasz sobie spokoju?
Jesteś młoda itd.
Nie będę mu tłumaczyła bo nie mam siły...
A w tym czasie zadzwonił mój mąż i mówi do mnie, że najprawdopodobniej podpiszę kontrakt z nową siecią więc jak się uda to jakiś procent z tego będzie dla Ciebie i dziecka.
I się rozpłakałam ...
Chyba nie mam już siły ...
On już to wszystko zakończył ...
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 13:41
...
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-11-29, 08:23, w całości zmieniany 1 raz
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 13:55
Lauro
Nie rozumiem ???
To co mam zrezygnować ???
Tak siedząc w tym cyrku patrząc na Tymona i Bartka - byłam szczęśliwa - tak się czułam.
Piszę szczerze ...
Przepraszam, ale ja czasami nie rozumiem tego co piszecie :(
Chyba jestem zaślepiona głupią miłością do mojego męża i uzależniona od niego ...
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 14:26
...
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-11-29, 08:23, w całości zmieniany 1 raz
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 15:29
Tak pogubiłam się w tym wszystkim.
Psycholodzy mówią co innego, ludzie z otoczenia co innego a Wy z forum również co innego :(
Do tego mój mąż, który jest tak przekonywujący. Że on jest pewny swojej decyzji, że on robi to dla nas, że on będzie zawsze moim przyjacielem i będzie się nami opiekował itd.
I w tym wszystkim JA. I Tymcio
Dzisiaj o 15.00 odmawiałam Koronkę i płakałam.
I wiecie co po tej koronce postanowiłam sobie, że dla siebie i dla mojego dzieciątka - NIE ZGODZĘ SIĘ na ROZWÓD.
W ten sposób dam mojemu synowi dobry przykład.
Mama Bartka jest w nieformalnej separacji z jego ojczymem więc po pierwsze jakoś nie znalazła szczęścia w drugim małżeństwie a po drugie daje zły przykład swoim 3 synom. Mój mąż w dalszym ciągu uważa, że nic się nie stało.
Wiem, że jestem uparta :)
[ Dodano: 2012-10-12, 16:50 ]
A za chwile myśli - chyba się ośmieszam, z kim ja walczę, nie można żebrać o miłość...
U mnie w mojej sytuacji nie ma kochanki (chwilowego zachłyśnięcia się) kiedy mąż wraca
skruszony do domu. Sprawa jest o wiele poważniejsza ...
Czy komuś z forum się udało ?
Czy to nie jest jakies głupie udawadnianie sobie ...
Przepraszam, ale piszę szczerze to co czuję
Przepraszam tez bo pewno piszę jedno i to samo i już Was to nudzi ...
Dziękuje za to, że jesteście i przepraszam raz jeszcze, że marudzę
Pozdrawiam
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 18:04
DominikaS napisał/a:
A za chwile myśli - chyba się ośmieszam, z kim ja walczę, nie można żebrać o miłość...
Tak sobie myślę, że taką podstawową przeszkodą do wyjścia z osobistego kryzysu, nie tylko małżeńskiego, są oczekiwania: ktoś (inny człowiek) ma mnie kochać, inaczej nie będę szczęśliwa.
Nigdzie Bóg nie nakazuje nam oczekiwać miłości od innych ludzi, ale już przykazanie (nakaz) miłości do bliźniego już jest. Czy to nie aż nadto wyraźna wskazówka, którą drogą powinniśmy iść do wyzdrowienia duszy? Kochać, bez względu na to, czy ktoś to odwzajemnia. Bóg tak nas właśnie kocha, a my powinniśmy uczyć się od Niego miłości.
Wiem, jestesmy tylko ludźmi, ale czyż nie jest tak, że im częściej tak się usprawiedliwiamy, postępując po swojemu, tym częściej cierpimy?
Ludzie mówią: każdy zasługuje na miłość.
No pewnie!
I owszem, to prawda. Ale czyż nie każdy człowiek jest kochany?
Jest kochany przez Kogoś, kto jest od ludzi miliard razy lepszy, mądrzejszy, piękniejszy, wrażliwszy i inne cechy pozytywne tu sobie można wstawić.
Uświadomienie sobie tego, ale takie prawdziwie - naprawdę zmniejsza tę chorobliwą potrzebę akceptacji innych, ich miłości i chęci bycia z nami. A to z kolei powoduje uzdrawianie relacji i to każdej, nie tylko małżeńskiej. Także rodzicielskiej. Dzięki temu matki rozumieją, że wychowują dzieci dla swiata, a nie dla siebie i po ślubie swoich dzieci , zostawiają je w zdrowym spokoju, a małżonkowie skupiają się na tym, by częściej dawać miłość, niż jej oczekiwać, brać, wymagać.
To piekielnie trudne, każdy z nas jest wychowany tak, a nie inaczej, ale przez te właśnie błędne schematy, potem cierpimy, uzależniając się od mężów, dzieci, w skrajnych przypadkach od kolejnych kochanek i kochanków....
Czym jest prawdziwa miłość i jak ją odróżnić od uzależnienia?
I znowu - trzeba wzorować się na Bogu.
Dać wolność do postępowania tak, jak chce (tak jak Bóg dał nam wolną wolę), ale jednocześnie szanować siebie i nie pozwalać na bezkarność, na brak konsekwencji.
Mąż i tak poniesie swoje konsekwencje i te, które przyjdą od Boga - ale Ty musisz zadbać o konsekwencje, jakie są naturalną koleją rzeczy w takim przypadku - dla Waszej rodziny.
Co mówi Twój spowiednik na taką sytuację?
Myślałaś o separacji kościelnej - która jest mocnym określeniem się i sygnałem: jestem Twoją żoną, ale nie mogę zgodzić się na gorszące zachowanie mojego męża, na jego nieprzyzwoite zachowanie w społeczeństwie, na to by moje dziecko widziało i przyjmowało za normę takie gorszące zachowanie (spędzanie nocy poza domem w jakimś dziwnym towarzystwie, tajemnice, jakieś inne osoby w związku), by się tego uczyło i potem z takim bagażem weszło w swoje dorosłe życie (sama widzisz, jak życie rodziców męża wpłynęło na jego życie i postrzeganie tego typu sytuacji).
Separacja niesie za sobą konsekwencje - np. takie, że nie ma już wpadania bez wcześniejszego ustalenia do domu, nie ma obiadków, wspólnie spędzanego czasu. Są określone zasady, np. to, że ojciec spędza czas z dzieckiem sam, a Ty w tym czasie realizujesz swoje zadania, których nie możesz robić ze względu na obowiązki związane z opieką nad dzieckiem. To już do Waszego wspólnego ustalenia.
Nie bój się, że dziecko nie będzie widziało rodziców razem. Przecież nie o to chodzi w wychowaniu dziecka, prawda? Co z tego, że będzie widziało rodziców razem się bawiących w cyrku, jak potem będzie widziało ojca wychodzącego z domu na noc. Widzi, że matce to tak nie przeszkadza, nic z tym nie robi, bawi się w cyrku, uśmiecha się, gotuje obiadki. Dostaje sygnał: tak wygląda małżeństwo.
Co więc jest dobre dla dziecka? Sama sobie odpowiedz.
Na zachowanie ojca nic nie poradzisz - chciał się wyprowadzić, to się wyprowadził - ale dziecko musi wiedzieć, że to normalne i zdrowie nie jest.
Miłość do dziecka to przecież nie wspólna zabawa, ale wzorzec zachowania i wartości mu przekazane. Nie będzie żyło na pustyni, będzie poznawało ludzi, kochało, zakładało rodzinę. Tak trzeba o tym myśleć - a nie o pozorach i chwilach normalności.
Separacja kościelna daje mężowi furtkę i sygnał. Jest źle, tak nie chcę żyć, ale jeśli zechcesz kiedyś wrócić do zdrowych zasad, to drzwi są otwarte.
Taki komunikat winien dostać.
Jest źle, mężu - od Ciebie zależy, by było dobrze, wybór nalezy do Ciebie, a moje życie należy do mnie i nie pozwolę, by je zmieniano według chorych zasad. Koniec kropka.
Dominiko - zatem podstawowym lekarstwem dla Ciebie jest praca nad swoją wiarą w Boga, poznawanie Go, jego prawd, obietnic, mądrości. Bez tego zawsze będziesz miała mieszane oczucia, huśtawki nastrojów, zachowania emocjonalne, zbyt impulsywne, czasem bierne, czasem nieprzemyślane, chwiejne, rozedrgane. Szatan tylko czeka na takie sytuacje, bo w chwiejności człowieka największa siła kusego.
Pewnie, że nie można żebrać o miłość drugiego człowieka, bo to uwłacza Panu Bogu. Przed Bogiem jedynie klękać możemy.
Ale na pewno warto tę miłość dawać, okazywać. Mądrze, stanowczo (czyli nie pozwalając na krzywdzenie, poniżanie), ale nie ulegać złym podszeptom.
Dominiko - słyszysz sprzeczne komunikaty - a może te komunikaty sa takie same, tylko innymi słowami wyrażane? Czy jesteś gotowa na zrozumienie swojej sytuacji? Czy osoba chora - może uratować inną chorą osobę? Czy nie lepiej, jesli sama wyzdrowieje, by móc uzdrowić inną?
Czy jeśli dwie osoby wędrują przez pustynię, to czy nie powinno być tak, że ta silniejsza idzie dalej, a słabsza czeka na pomoc, by potem zamienić się rolami, już pomóc tej pierwszej iść dalej?
Kiedy są wątpliwości i słyszysz zewsząd sprzeczności - to warto zajrzeć do Biblii. Tam masz stałość, pewność i mądrość Kogoś, kto się nie myli.
DominikaS napisał/a:
U mnie w mojej sytuacji nie ma kochanki (chwilowego zachłyśnięcia się) kiedy mąż wraca
skruszony do domu. Sprawa jest o wiele poważniejsza ...
Tutaj nie chcę Cię jakoś dołować, chociaż z Twoich słów wynika, że taką sytuację uważałabyś za mniej poważną - ale skoro mąż imprezuje, nie wiesz, co robi nocami, wyjeżdża na weekendy - nie wiesz tego, czy kogoś nie ma. Zazwyczaj mężowie, żony - kiedy odchodzą, wyprowadzają się - niestety nie odchodzą w próżnię. Jeśli nawet nie jest to stały związek, to przelotne romanse (niebezpieczne dla zdrowia - choroby weneryczne, żółtaczka). W przypadku Twojego męża, który ma w jakimś sensie zaburzone pojęcie intymności i seksualności, to przecież tym bardziej oczywiste. Tym bardziej powinnaś postawić stanowcze granice - w swoim umyśle - by nie pozwalać na to, by mąż swoje postępowanie uznał za normę i próbował tak Ci zorganizować życie, że będzie mężem na godziny.
Jesteś zbyt słaba, by się temu przeciwstawić, oszukujesz się, ciesząc się "ochłapem" uwagi swojego męża, a uczestnicząc w pozornie szczęśliwych sytuacjach, przekazujesz mężowi, że ta sytuacja Ci odpowiada.
Bez zadania sobie pytania, które wskazywaliśmy Ci wcześniej - czego tak naprawdę chcesz i konsekwentnego trzymania się swoich postanowień, zawsze już będziesz rozchwiana i pełna sprzecznych emocji.
Spróbuj poprosić swoją panią psycholog o pomoc w pokonaniu tego uzależnienia emocjonalnego i sposoby na wzmocnienie poczucia własnej wartości. Jeśli pani psycholog nie widzi problemu, poszukaj innej - szukaj pomocy do skutku.
I Bóg, tylko Bóg i jego drogowskazy. Nie ma lepszej drogi.
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 19:13
Widzisz Kasiu znowu sprzeczności.
Mam kontakt z Panią Psycholog dziecięcym i jej zdaniem robię dobrze. Ona twierdzi, że dla Tymona każdy moment z Mamą i Tatą jest bezcenny (każdy kolejny dzień ku dojrzałości)
Ona nie widzi w tym nic złego, że robię obiady - jeśli oczywiście jest to w zgodzie ze mną.
Mój spowiednik (raz w miesiącu spotykam się z Ojcem Paulinem w Częstochowie) też nie widzi w tym nic złego. Twierdzi, że z miesiąca na miesiąc sytuacja wygląda lepiej i że jeśli zdecydowałam się walczyć o to małżeństwo i czekać to to jest właściwa droga.
Mnie jednak męczy cały czas to o czym napisałaś. Tymcio będzie miał taki wizerunek Rodziny ...
I to jest właśnie to o czym cały czas piszę
Nikt nie zna recepty, nikt nie wie co jest dobre ???
Jak mogę zostawić dziecko mężowi skoro mam podejrzenia, że popija, że bierze narkotyki (tu ostrożnie bo nie mam pewności - choć to jego słowa - bo to on powiedział moim znajomym, że przez to, że wstaje o 5 rano codziennie wziął 2 razy LSD)
Gdzie ma go zabrac do domu w którym mieszka z kolegą ???
Jedyne co mogę zrobić to oddać moje małżeństwo całkowicie Bogu
Proszę Boga o podjęcie właściwych decyzji ...
Pozdrawiam,
DominikaS
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 20:07
DominikaS napisał/a:
Ona nie widzi w tym nic złego, że robię obiady - jeśli oczywiście jest to w zgodzie ze mną.
I o to chodzi. Pełna zgoda - od początku to samo piszemy.
Pytanie: czy wiesz, co jest w zgodzie z Tobą?
Czy jeśli spędzasz czas z mężem tak, jak spędzasz - to wystarczy Ci to i na tym możesz poprzestać? Czy te obiady i wspólne wyjścia są jednoznaczne z zaciśnięciem zębów ze strachu i z myślą, że to po to, by być kiedyś znowu razem i niczego nie zepsuć?
Właśnie o to dokładnie chodzi - o rozeznanie Twoich motywacji, Twoich praw, Twoich granic.
Oczywiście, że wspólne spędzanie czasu z mężem nie jest niczym złym - pod warunkiem, że takie coś odpowiada Ci i takie coś ustaliliście wspólnie.
No przecież nikt nie każe Ci myśleć, czuć inaczej, niż tego chcesz. :)
Można wnioskować jednak to z Twojego pisania, co zauważyła na przykład Laura, że do końca nie wiesz, czego chcesz i co jest dla Ciebie dobre.
Pytanie: czego chcesz Ty, Dominika? Czy uzgodniliście wspólnie z mężem, że tak bedzie dla Was dobrze? Czy liczyło się Twoje zdanie w tych ustaleniach? Czy po prostu przyjęłaś plan męża na swoje życie, bo nie miałaś innego wyjścia?
Rozumiesz teraz, na czym polega własna decyzja, a na czym przymus i konieczność?
Jeśli masz watpliwości, czy obecna sytuacja jest dla Ciebie korzystna, a nie potrafisz sama na nie odpowiedzieć - zapytaj siebie, czy chciałbyś, aby w taki sam sposób czuł kiedyś np. Twój syn? Co byś mu doradziła, gdyby był w takiej samej sytuacji?
Wiesz - dziecko kochasz bardzo, więc chcesz dla niego dobra w każdym wymiarze - to jest dobre odniesienie, jeśli nie potrafimy czasem rozeznać, co jest dla nas dobre, bo nie mamy odpowiedniego dystansu.
Dominiko, nikt z nas nie był madry od razu. Każdy, myślę, że na 100% każdy z nas popełniał błędy, czuł się zagubiony w czasie kryzysu. Daj sobie czas na prawidłowe rozeznanie w sytuacji. Ważne tylko, by wszystko szło z Bogiem, tak aby się Mu to podobało.
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 20:39
Kasiu oczywiście ze to nie jest dla mnie komfortowa sytuacja.
Dla mnie najważniejsze jest teraz - co jest dobre dla dziecka?
Ostatnio zmieniony przez DominikaS 2012-10-13, 12:09, w całości zmieniany 1 raz
Katarzyna74 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-12, 21:23
Kogo pytasz o to, co jest dobre dla Twojego dziecka, Dominiko? :)
Odpowiedzi na wszystkie pytania znajdziesz w Bliblii.
Zapoznaj się z księgą Tobiasza.
Cytat:
Tobiasz wpaja synowi bardzo konkretne zasady postępowania. Ich pełny opis znajduje się w 4 rozdziale. W oparciu o ten tekst można wyszczególnić elementy wzorowej postawy potomstwa: szacunek dla matki, wspieranie jej do końca życia, postępowanie zgodne z wolą rodziców, wierność przykazaniom Bożym, spełnianie uczynków miłosierdzia, unikanie rozpusty, zawarcie związku małżeńskiego w obrębie własnej kultury i religii, miłość wobec własnego narodu, pracowitość, unikanie próżnowania, nie upijanie się alkoholem, nakarmienie głodnego, ubranie nagiego, szukanie rady u mądrych osób. Napomnienia ojca skierowane do syna z określić można jako ideał dobrego wychowania. Tak powinien postępować człowiek właściwie uformowany, rozumiejący istotę etyki i moralności, uznający nadrzędność Bożych pouczeń i przykazań. Tobiasz, kierując do syna wyszczególnione wskazania, miał za sobą autorytet w postaci osobistego świadectwa. Rozmawiając z dzieckiem układa zasady postępowania, ale w istocie jest to już tylko usystematyzowanie tego, co Tobiasz (syn) miał w sobie, czym nasiąkał od wczesnego dzieciństwa, przyglądając się postępowaniu ojca.Pouczenia i wymagania maja tylko wówczas sens, jeśli opierają się na osobistym świadectwie. W innym przypadku ich skuteczność jest znikoma i jest to tylko moralizatorstwo
Powierzchownie patrząc na sprawę - tak, dziecko się cieszy, kiedy tato jest blisko.
Ale cieszy się też z chipsów, a wiadomo, że są niezdrowe, może godzinami oglądać telewizor, chociaż wiadomo, że to też szkodzi. Póki jest dzieckiem - to TY odpowiadasz za to, co jest dobre dla dziecka.
A patrząc głębiej - czyż wiedząc o skłonnościach męża, być może o zażywaniu narkotyków nadal nie widzisz potrzeby postawienia granic i ustaleniu WSPÓLnym jakichś zasad, które prawdziwie, a nie pozornie są dobre dla dziecka?
Rozumiem, że tatuś musi poprawić sobie samopoczucie i zagłuszyć wyrzuty sumienia, bo odszedł od rodziny i zabawia się w weekendy niszcząc reputację, zdrowie i życie.
Ale ojcostwo to coś więcej, niż chodzenie do cyrku i oglądanie bajeczek.
To jest jego gra i jego reguły. Fajne?
Pytanie, czy się z nimi zgadzasz i co dalej postanowisz.
Czerp z Biblii, to źródło najlepsze i najwłaściwsze.
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-13, 09:04
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-11-29, 08:24, w całości zmieniany 1 raz
DominikaS [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-13, 12:04
Dziewczyny
Z pewnością macie rację . Tak bardzo chcę, aby mąż wrócił, że zapomnialam o sobie i o dziecku.
Myślałam, że jak zobaczy moją dobroć i to jak bardzo go kocham to się nawróci.
Jak już zacznę walczyć o swoje to już nic z tego nie będzie.
Zresztą i tak już nic z tego nie będzie ...
Muszę sobie w końcu zdać z tego sprawę !!!
Trzymajcie się cieplutko
Dominika
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2012-10-13, 13:33
Dominika,
jak bedzie i co bedzie, tak jak juz pisala Mirakulum, wie tylko Pan Bog.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.