Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Ostatnio zmieniony przez gabinka 2012-10-18, 17:19, w całości zmieniany 2 razy
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 21:19
Jarek321 napisał/a:
Przysłowiowy sęk tkwi w tym Augustynie, że to nie Ty decydujesz czy małżeństwo było ważnie zawarte czy nie, o tym decyduje się w procesie kanonicznym, pod tym wszakże warunkiem, że do takiego procesu dojdzie. A jeżeli nie doszło, to małżeństwo jest ważne.
Jarku, chyba jest trochę inaczej? Tzn. o tym nikt nie decyduje (może za wyjątkiem świadomie oszukującego przy składaniu przysięgi małżeńskiej ), to jest rzeczywistość obiektywna, tyle że duchowa, niewidoczna dla oczu ludzkich w realu. Proces sądowy tę rzeczywistość duchową może unaocznić, urealnić w tym świecie widzialnym. Ale dopóki tego nie zrobi, my jako nie zawsze mający dokładny wgląd w rzeczywistość duchową - mamy takie małżeństwo traktować jako ważne.
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 22:00
Nirwanna napisał/a:
...o tym nikt nie decyduje...
...mamy takie małżeństwo traktować jako ważne.
zgadza się
Jedna [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 23:18
O ile oddałam w dobre ręce sprawę tego metaforycznego mercedesa, zamiast sie o niego szarpać, o tyle nie mogę sobie nadal poradzić z moim oczekiwaniem, aby auto współmałżonka nie taranowało rowerków dziecięcych
Ja niczego od Boga w sprawie mojego męża nie żądam, ten człowiek ma moją modlitwę i wierność całkiem bezinteresownie, nie wyczekuję nic dla siebie jako żony. Po prostu przyszła na mnie taka kolej żeby to dać. Dla niego to teraz całkiem bezwartościowe, no ale kto wie co nam kiedyś może uratować życie (to wieczne).
Jednakże modlę się i proszę Boga natarczywie, aby mąż nie przestawał być ojcem dla naszych dzieci, aby nie przestawał ich kochać, nie porzucał ich coraz bardziej. Tym akurat mocno się zadręczam, choć zgodnie z programem 12 krokowym powinnam odrzucić jako coś, na co nie mam wpływu.
Moja tęsknota to pestka. Mnie boli ich tęsknota, dziecięca, taka niezawiniona. Nie do końca umiem spojrzeć na to z dystansu woli Bożej. Z pewnością wolą Bożą nie jest, by jakikolwiek ojciec traktował obojętnie swoje dzieci. Więc potrząsam Jego płaszczem, aby wciąż choćby i cudem przyciągał mojego męża w stronę dzieci, udziału w ich wychowywaniu, co na razie idzie coraz gorzej
Augustyn [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-09, 23:56
Chodzi mi o to, że niektorzy ludzie sa niezdoloni do bycia mężem lub żoną już w momencie skladania przysięgi malzenskiej, a jaskrawie ujawnia się to dopiero w trakcie dalszego wspolnego zycia.
Moja znajoma - tez alkoholiczka- jest juz po procesie w sądzie biskupim, ktory stwierdzil nieważność malzenstwa własnie z powodu jej alkoholizmu.
Moim zdaniem Wspolnota Trudnych Małżenstw SYCHAR daje mozliwosc, aby zdac sobie sprawe, jaka jest prawda na temat związku z drugą osobą.
A to cytat, ktory porusza tę kwestię:
"W przemówieniu z 1987 roku Jan Paweł II zdecydowanie przypomniał sądom kościelnym, ażeby nie wydawały zbyt łatwo orzeczeń nieważności małżeństwa „pod pretekstem niedojrzałości lub słabości psychicznej partnerów”. Natomiast Benedykt XVI w cytowanym wyżej przemówieniu z 29 stycznia 2009 roku zwrócił uwagę na absurdalność takiego pesymizmu antropologicznego, zgodnie z którym prawie nikt nie byłby dostatecznie dojrzały, ażeby zawrzeć ważne małżeństwo."
"Ludziom o pewnej mentalności, bardzo dziś rozpowszechnionej, trudno zrozumieć, że może istnieć małżeństwo prawdziwe, choć nieudane – mówił Jan Paweł II podczas spotkania z pracownikami Roty Rzymskiej w 2001 roku. – Również małżeństwo podlega logice Chrystusowego krzyża, który wymaga wysiłku i poświęcenia, wiąże się także z bólem i cierpieniem, nie stanowi jednak przeszkody – pod warunkiem przyjęcia woli Bożej – dla pełnej i autentycznej samorealizacji, przynoszącej pokój i pogodę ducha”.
Moim zdaniem Wspolnota Trudnych Małżenstw SYCHAR daje mozliwosc, aby zdac sobie sprawe, jaka jest prawda na temat związku z drugą osobą.
O ważności małżeństwa orzeka tylko i wyłącznie sąd biskupi w wyroku, po przeprowadzonym procesie, a nie jakakolwiek wspólnota wiernych. Oczywiście dzięki własnym przemyśleniom można powziąć wątpliwość czy małżeństwo zostało ważnie zawarte, ale bez wyroku sądu biskupiego jest ono na pewno ważne. Sądów biskupich nie można pomijać w tej kwestii.
On twierdzi, że jego małżeństwo jest ważne, bez względu na to, że sąd biskupi orzekł inaczej, Ty twierdzisz, że Twoje małżeństwo jest na pewno nieważne, choć sąd biskupi tego nie orzekł.
Ja nie twierdzę, że jeżeli wszcząłbyś proces w sądzie biskupim, to nie uzyskasz stwierdzenia nieważności (bo skąd mogę to wiedzieć?), mówię tylko, że Twoje małżeństwo jest ważne, ponieważ nie zostało co innego stwierdzone.
Niebezpieczeństwo własnej oceny sytuacji, że małżeństwo było zawarte nieważnie, bez sprawdzenia tego w sądzie biskupim, polega na tym, że jak człowiek zamknie oczy, to dopiero może okazać się inaczej... Tymczasem decyzje podjęte za życia, czyny, we własnym przekonaniu, że małżeństwo było nieważne, nie dadzą się cofnąć.
gabinka [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-10, 15:00 rzecz o autach
[
Ostatnio zmieniony przez gabinka 2012-10-18, 17:20, w całości zmieniany 1 raz
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-10, 20:38
gabinka napisał/a:
szczególnie w pierwszej fazie kryzysu jest niebezpieczeństwo by z ratowania małżeństwa nie zrobić bożka.
w takim przypadku ktoś stawia małżeństwo na 1 miejscu ,a to jest miejsce zarezerwowane dla Boga.
Jeśli ja podjęłam się ratować czy trwać w sakramencie, to biorę pod uwagę przede wszystkim Wolę Bożą.
Augustyn [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-11, 01:23
Jarek321 napisał/a:
Ty twierdzisz, że Twoje małżeństwo jest na pewno nieważne, choć sąd biskupi tego nie orzekł.
Ja nie twierdzę, że jeżeli wszcząłbyś proces w sądzie biskupim, to nie uzyskasz stwierdzenia nieważności (bo skąd mogę to wiedzieć?), mówię tylko, że Twoje małżeństwo jest ważne, ponieważ nie zostało co innego stwierdzone.
Niebezpieczeństwo własnej oceny sytuacji, że małżeństwo było zawarte nieważnie, bez sprawdzenia tego w sądzie biskupim, polega na tym, że jak człowiek zamknie oczy, to dopiero może okazać się inaczej... Tymczasem decyzje podjęte za życia, czyny, we własnym przekonaniu, że małżeństwo było nieważne, nie dadzą się cofnąć.
Jarek, ja nie twierdzilem, ze moje malzenstwo jest nieważne.
Pisalem, że bylem niezdolny do zawarcia malzenstwa będąc czynnym alkoholikem i seksoholikiem.
Moim zdaniem małzenstwo jest jak stół. Tak jak stól musi miec trzy nogi, aby dobrze stał, tak potrzeba trzech rzeczy, aby malzenstwo dobrze stało.
Są to:
1/ miłość
2/ wierność
3/ uczciwość malzeńska
I jeżeli ktoś w danym czasie nie jest zdolny do tego, aby milowac, być wiernym i uczciwym w malżenstwie, to jego zwiazek z drugim czlowiekiem będzie tego pozbawiony pomimo prośby skierowanej do Boga i wszystkich świętych w czasie przysięgi malżeśkiej ( "Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci")
Niezdolność/zdolność do wypenienia przysiegi malzenskiej może zaistniec przed slubem lub w trakcie trwania małżenstwa.
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-11, 07:46
Augustyn napisał/a:
Jarek, ja nie twierdzilem, ze moje malzenstwo jest nieważne.
Nie??
A po co ten przykład:
Augustyn napisał/a:
Moja znajoma - tez alkoholiczka- jest juz po procesie w sądzie biskupim, ktory stwierdzil nieważność malzenstwa własnie z powodu jej alkoholizmu.
Albo to zdanie:
Augustyn napisał/a:
Gdy skladalem przysięgę małżeńską w kościele, to jako czynny alkoholik i seksoholik nie byłem zdolny do jej wypelnienia i zawarcia sakramentalnego małżenstwa.
Augustyn napisał/a:
I jeżeli ktoś w danym czasie nie jest zdolny do tego, aby milowac, być wiernym i uczciwym w malżenstwie, to jego zwiazek z drugim czlowiekiem będzie tego pozbawiony pomimo prośby skierowanej do Boga
Tutaj wchodzimy w sprawy wiary - piszesz, że na dany czas człowiek nie jest zdolny do czegoś, zatem Bóg nic nie pomoże. Właśnie chodzi o to, że jak człowiek nic nie może to wtedy wkracza Bóg I człowiek wie, że może zawierzyć Bogu taką czy inną trudną sytuację, by człowieka poprowadził. Pytanie tylko czy tę sytuację powierza Bogu czy .... sobie samemu mówiąc "jestem niezdolny". Bo przecież przekonanie "jestem niezdolny" jest tylko własnym, osobistym przekonaniem. Bóg szanuje przekonania ludzkie, również te mówiące "jestem niezdolny", zwłaszcza gdy za takim przekonaniem idzie decyzja ludzka chcąca zamknąć się na ewentualną pomoc Boga, który może człowieka uzdolnić.
Może nałogi to też rodzaj kłamstwa szatańskiego: "widzisz, znowu ci się nie udało, znowu zapiłeś i gdzie jest teraz ten twój Bóg - jesteś niezdolny"
Albo człowiek wprawia się w udowadnianiu sobie, że wszystko jest be ("byłem niezdolny, byłem czynnym alkoholikiem i seksoholikiem") albo zdaje się na Boga (modlitwa, Eucharystia, sakramenty), który go uzdalnia do wpadnięcia na pomysł, że jednak nie wszystko jest be i można coś ze sobą zrobić.
Czy jesteś Panem Bogiem, Augustynie?
_________________________________________________
Kontynuując moje przemyślenia na temat kłamstwa, zła...
Niestety wątek został podzielony samodzielną decyzją przełożonego synagogi (Łk 13, 10-17), zatem najpierw kieruję uwagę na ten mój post:
W tamtym poście nie dawałem gotowych odpowiedzi - które drzewo jest które (drzewo życia, a drzewo poznania dobra i zła), niech każdy przeczyta wklejony tam fragment z Księgi Rodzaju i sam wyciągnie wnioski, które drzewo stało w środku ogrodu, które stało gdzie indziej, czy z któregoś drzewa nie można było jeść owoców, czy można było patrzeć na oba drzewa...
No właśnie... jak się pozbyć kłamstwa w życiu w sensie nie dawać się okłamywać złemu, jeżeli pewnie wielokrotnie bywa tak, że nawet nie wiemy, że jesteśmy okłamani? Okłamanie sprowadza się do tego, że np. popełniamy grzech, choć 1) o tym nie wiemy albo popełniamy grzech, bo sądzimy, że 2) tak trzeba, bo w rozsądnym=racjonalnym=logicznym odbiorze sytuacji nie widzimy innego wyjścia, 3) zdecydowaliśmy się świadomie na zło i pewnie inne jeszcze przypadki, dlaczego popełniamy grzech.
Jeżeli jest o kłamstwie, o złym, no to od razu poddam temat "z grubej rury" - egzorcyzmy. Nie chcę tutaj rozwijać tego niewątpliwie poruszającego wielu tematu. Chodzi mi tylko o pewien drobiazg - kiedy egzorcyzm jest skuteczny? Od czego zależy skuteczność egzorcyzmu?
Ksiądz egzorcysta Andrzej Grefkowicz mówi tak:
"Sukces" ma miejsce wtedy, kiedy osoba dręczona, bo nie tylko opętana, rzeczywiście decyduje się zmienić kierunek swego życia.Bywa, że ta decyzja jest jednoznaczna i wtedy posługa z mojej strony jest krótka, a czasem decyzja dojrzewa powoli i wtedy posługa egzorcysty trwa dłużej, nawet latami. Takie przypadki też mamy. (cały wywiad tutaj: http://www.deon.pl/religi...-wierzacym.html )
Dlaczego podkreśliłem to zdanie...
Bo kojarzy mi się właśnie z historią o dwóch drzewach z Księgi Rodzaju i dziwnie łączy z tym wywiadem ks. Grefkowicza.
Otóż...
Albo koncentrujemy się na drzewie życia (a od czasu Jezusa tym drzewem jest Jego krzyż) - i wtedy podejmujemy decyzję skierowaną ku Bogu)
albo
koncentrujemy się na drzewie poznania dobra i zła, które - co ważne! - "ma owoce dobre do jedzenia, jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy" Rdz 3, 6.
I teraz robiąc pętlę:
1) jeżeli egzorcysta twierdzi, że szybkość egzorcyzmu, czyli wyrzucenia złego, zależy od decyzji człowieka, który chce się skierować ku Bogu (lub nie chce),
2) koncentrowanie się na owocach złego jest bez sensu, skoro drzewo życia jest w środku ogrodu, a drzewo poznania dobra i zła gdzieś indziej,
3) to pierwszym i najlepszym sposobem na pozbycie się zła w życiu (o czym nawet możemy nie wiedzieć) jest koncentracja na drzewie życia i spożywanie owoców z tego drzewa - a drzewem życia jest teraz krzyż Jezusa, a Jego owoce... mamy codziennie na Eucharystii Jego ciało i krew.
Dlatego to jest najlepsza walka ze złem... nie zetniesz tego drzewa poznania dobra i zła. Nie zniszczysz go, bo cię zwiedzie ("owoce dobre do jedzenia, rozkosz dla oczu").
A im mocniej będziesz liczył na drzewo życia (na Jezusa), zwłaszcza w najtrudniejszym być może punkcie swojego życia, tym szybciej Bóg wyrzuci złego od ciebie, od rodziny, od małżeństwa...
A jak koncentrować się na drzewie życia?
- eucharystia,
- sakramenty,
- modlitwa,
- wspólnota...
I to jest właśnie dowód na to dlaczego koncentrowanie się na walce z owocami poznania dobra i zła jest ... hm ... bez sensu... Drzewa poznania dobra i zła nie wykarczujesz. Ale jak skoncentrujesz się na owocach drzewa życia, to drzewo poznania dobra i zła zostawisz w tzw. ... głębokim poważaniu, akurat te owoce nie będą miały na Ciebie wówczas żadnego wpływu. Problemy znikną same...
Koncentrowanie się na Bogu... uwielbienie Boga, stawianie zawsze Jego w centrum życia, w centrum serca, ZAWSZE przyniesie efekt: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem J 14, 6
O Bogu wiem przede wszystkim to, że ja Nim nie jestem :)
zastanawiasz się: "Może nałogi to też rodzaj kłamstwa szatańskiego: "widzisz, znowu ci się nie udało, znowu zapiłeś i gdzie jest teraz ten twój Bóg - jesteś niezdolny"
Dla mnie nałóg taki jak alkoholizm to choroba, ktora polega na tym, że czlowiek jest niezdolny do tego, aby normalnie pić alkohol i jednoczesnie niezdolny do tego, aby go nie pić w ogóle.
Zawarlem związek malzenski 27 lat temu.
Nie piję alkoholu od 20 lat- dzięki Bogu i ludziom, ktorzy mi caly czas w tym pomagają, ale nadal jestem "niezdolny"- bezsilny wobec alkoholu.
A rózne choroby m.in. alkoholizm powoduja, że ludzie sa niezdolni do podjęcia istotnych obowiązków malzenskich z przyczyn natury psychicznej
http://prawokanoniczne.or...malzenstwa-854/
"Przy dowodzeniu nieważności szczególny nacisk kładzie się na moment, w którym poznawali się przyszli małżonkowie, okres ich narzeczeństwa oraz pierwsze lata małżeństwa. Warto pamiętać, że liczy się także czas, w którym alkoholizm u współmałżonka wystąpił (zob. także, „Dowodzenie nieważności małżeństwa”).
Przykładowo niemożliwością będzie stwierdzenie nieważności małżeństwa opierając dowodzenie na fakcie wystąpienia u małżonka problemu alkoholowego po 10 latach małżeństwa, podczas gdy wcześniej był przykładnym abstynentem lub spożywał alkohol w sposób kulturalny i okazjonalny."
http://prawokanoniczne.or...-koscielny-299/
Wynika z tego, że jezeli choroba np. alkoholowa wystapi w czasie trwania malzenstwa , to mimo iz chory jest niezdolny do wykonywania istotnych obowiązków malzenskich malzenstwo nadal trwa.
Wtedy ratunkiem jest jedynie uzdrowienie chorego malzonka, aby mogl on wypelnić swoje obowiązki.
Co do zlego to uważam, że Jezus pomaga mi rozpoznać kiedy diabła "mam za skórą" nawet, gdy modlę się pod figurą :)
Jezus pomaga mi też wygonic diabla, chociaz wiadomo, że on jeszcze wróci do mnie i przyprowadzi ze sobą swoich kolegów :)
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-12, 07:04
Rozumiem to krótkie przedstawienie prawa kanonicznego.
Piszesz, że liczy się czas - moment, kiedy alkoholizm u małżonka wystąpił - przed ślubem czy już po zawarciu małżeństwa.
Piszesz też: "jezeli choroba np. alkoholowa wystapi w czasie trwania malzenstwa , to mimo iz chory jest niezdolny do wykonywania istotnych obowiązków malzenskich malzenstwo nadal trwa. Wtedy ratunkiem jest jedynie uzdrowienie chorego malzonka, aby mogl on wypelnić swoje obowiązki."
Mam jednak takie pytanie:
Czy jeżeli ten alkoholizm wystąpił przed ślubem, to uzdrowienie chorego małżonka, by mógł on wypełnić swoje obowiązki jest niemożliwe?? Zwłaszcza, że - przypominam - mamy do czynienia z ważnym małżeństwem (bo nic innego nie zostało stwierdzone). Czy musi nastąpić stwierdzenie nieważności małżeństwa, by uzdrowienie tego człowieka było możliwe? Po co stawiać takie tamy, we własnej głowie, Jezusowi?
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-12, 07:39
Jarek321 napisał/a:
Czy jeżeli ten alkoholizm wystąpił przed ślubem, to uzdrowienie chorego małżonka, by mógł on wypełnić swoje obowiązki jest niemożliwe?? Zwłaszcza, że - przypominam - mamy do czynienia z ważnym małżeństwem (bo nic innego nie zostało stwierdzone). Czy musi nastąpić stwierdzenie nieważności małżeństwa, by uzdrowienie tego człowieka było możliwe? Po co stawiać takie tamy, we własnej głowie, Jezusowi?
sorry ze się wtrace w temat...
ale popieram to co napisał Jarek w pełnej okazałości...
Augustyn napisał/a:
Dla mnie nałóg taki jak alkoholizm to choroba, ktora polega na tym, że czlowiek jest niezdolny do tego, aby normalnie pić alkohol i jednoczesnie niezdolny do tego, aby go nie pić w ogóle.
dla mnie piszac to Augustynie zgodnie z tym co zauwazył Jarek sam stawiasz przeszkody i tezy wewnątrz włąsnego umysłu-a juz napewno stawiając się w postawie chorego.
A jakaz to choroba ten alkoholizm??
nie przypadkiem własna??
-zwana brak silnej woli.
Problemem większości uzaleznionych nie jest ich samo uzaleznienie-jakie czasami rodzina jest w stanie zrozumiec,jeno własnie to piekne zastępowanie prawdy o sobie tematem choroby.
byłem taki -bo byłem chory,piłem -bo było to powodem choroby,grałam i rozprzedawałem wsio-bo byłem pod wpływem choroby,ćpałem -bo ogarneła mnie choroba,biłem,ublizałem,nękalem-bo to także choroba.
Nie Augustynie nie ma i nie było chorób-jedynie jednostaka jaka w kazdym momencie swego zycia mogła to zmienic,mogła słuchac,mogła podejmowac próby
Zbyt łatwo jest się wcisnąc za plecy choroby -by powiedzieć światu i bliskim sorry nie wiedziałem co czynię
bom chory lub byłem chory ...
chwilowa niepoczytalnosc pod wpływem uzaleznienia -nie jest tłumaczeniem.
Mówią prawda nas wyzwoli
i owszem bo prawda jest taka....
zbyt słaby wewnątrz byłem ,zbyt mało było we mnie siły woli
wniosek?
-tylko ten kto dojrzy włąsne zycie w ten sposób-zmieni je prawidłowo.
pozdrawiam
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-09-12, 11:04
Norbert1 napisał/a:
A jakaz to choroba ten alkoholizm??
nie przypadkiem własna??
-zwana brak silnej woli.
Alkoholizm to owszem choroba, i niestety, ale nie polega na braku silnej woli; to choroba dużo bardziej złożona.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.