Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Ostatnio zmieniony przez piotrploc 2012-07-13, 09:27, w całości zmieniany 1 raz
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-22, 13:16
czy kobieta ma też swoją dumę? czy zdrada mężczyzny tak samo nie umniejsza jej poczucia wartości? Czy nie czuje sie wtedy mniej piekna, kobieca i nie porównuje sie tym bardziej do młodszej, która wybrał?
Czy kobiecie jest łatwiej przerobić odbudowanie swojego poczucia wartości? widzi sie w lustrze, po ciążąch jej ciało już nie jest takie, a w tv, prasie wciąż z okładek epatuje sexowna, zgrabna dziewczyna
czy reklamy nie są wciąż naszpikowane modnie zawsze zadbaną i pięknie ubraną kobietą. Porównując sie do takiej kobieta ma jeszcze większe problemy z podniesieniem swojej samooceny.
to chyba wspólna cecha odczuć, zdrada zawsze najmocniej wpływa na samoocene i od niej zaczyna sie przerabianie wybaczenia sobie i osobie zdradzającej...od odbudowania poczucia własnej wartości i samooceny...
Piotr czasu nie cofniesz, ale z perspektywy czasu to doświadczenie z czasem też już emocjonalnie sie rozmywa i tak już nie boli. Daj sobie czas, nie od razu Rzym zbudowano
Suchy64 [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-23, 14:52
maryniaa napisał/a:
piotrploc napisał/a:
żona naprawdę złą kobietą jest
zona nie jest zła, jedynie jej uczynki, słowa ,itp mogą być złe , ale nie ona , przemysl
"Po uczynkach Waszych poznają ..."
piotrploc napisał/a:
Dużo zależy od postawy osoby zdradzającej.
Oczywista oczywistość. W sytuacji w której zdrada wychodzi na jaw w związku zdradzająca osoba jest w mało ciekawej sytuacji. Po prostu sama wmanewrowała się w położenie, że niezależnie co zrobi, zrobi komuś krzywdę. Zaryzykowałbym twierdzenie, że moja żona jeszcze miesiące po wyjściu zdrady na jaw, a może powiedzmy po tym jak ja się dowiedziałem, bo wszystkie wróble już o tym ćwierkały, bardziej martwiła się o kochanka, niż o mnie. Mimo, że zdecydowała się pozostać. I w gruncie rzeczy nawet to nie najgorzej o niej świadczy (to, że się martwiła, nie to, że bardziej), znaczy się to, że ma wobec niego poczucie winy. W końcu obiecywali sobie niestworzone rzeczy które nagle dla kochasia runęły niczym domek z kart. Więc jeśli kobieta nie jest wyrachowanym babsztylem to jest to reakcja logicznie wytłumaczalna. Przynajmniej w moim przypadku mam wrażenie, że ona i od kochasia oczekiwała zrozumienia i wybaczenia dla swego błędu.
To, że przy okazji grzebała szanse na szybką i w miarę mało bolesną odbudowę związku nie chciało do nie niej dotrzeć. I myślę, że rogacz, ups, przepraszam, zdradzony partner (osobiście nie czuję by jedno było bardziej pejoratywne od drugiego) jest ostatnią osobą która będzie w stanie jej pewne rzeczy uzmysłowić. Rozstanie z kochasiem, a może tylko z wyobrażeniami o nim, to dla niej też traumatyczne przeżycie które wymaga osobnej terapii. Terapii by się odnaleźć i uzmysłowić sobie, że zdradzony mąż to nie kochaś który przyjąłby z otwartymi ramionami, lecz osoba w szoku, możliwe, że i w depresji. Trudno od niego wymagać, by głaskał po główce i udzielał wsparcia, skoro sam takowego potrzebuje.
Z kochasiem byłoby prościej. Jeszcze są motylki i jeszcze nie ma codziennych trosk. Z mężem do balastu codziennych trosk, dawnych żalów dochodzi dodatkowo trauma bycia zdradzonym męża i poczucie winy żony.
Terapia par koncentruje się raczej na rzeczach będących przyczyną osłabienia więzi w związku. Szczególnie komunikacji. Indywidualna terapia zdradzonego koncentruje się z kolei na jego depresji. Zdradzająca w tej konstelacji zostaje ze swoją traumą sama.
Moja żona stwierdziła, że po niedzieli znowu pojedzie na rozmowę do klasztoru w którym była na spowiedzi po tym jak to wyszło. Pewien sukces, tak po 3,5 roku. Daj Boże temu księdzu mądrość by jej wytłumaczył na jak wielu strunach mi zagrała.
piotrploc napisał/a:
Tak. Zdrada fizyczna boli chyba bardziej. Zastanawiałem się dlaczego.
No może dlatego, że jesteśmy jedynie częścią Bożego stworzenia? Z punktu widzenia biologii ewolucyjnej to, że samiec gdzieś tam zostawia jedynie swoje geny ma mniejsze znaczenie, niż to, że trwoni środki potrzebne na wychowanie wspólnego potomstwa lub tak się zaangażuje (zdrada emocjonalna), że zmieni partnerkę. U panów odwrotnie; kobieta zawsze będzie wychowywała swoje potomstwo, a mężczyzna chciałby mieć świadomość, że nie inwestuje swego życia w „kukułcze jajo”.
Czy seks jest u kobiet zawsze „ukoronowaniem” romansu? Nie wiem, czy można to tak określić. Poczucie szczęścia kobiet jest bardziej kompleksowe. Dla nich ważniejsza jest bliskość którą okupują zaspakajając potrzeby kochasia. To raczej ten drugi będzie dążył do pełnego fizycznego zbliżenia. Ale może oszukuję sam siebie? Chyba rzeczywiście oszukuję sam siebie.
Może lepiej powiedzmy, że to czy on w niej był ma większe znaczenie dla zdradzonego męża, niż zdradzającej żony. Ona po prostu nie przywiązuje do tego takiej wagi. Zgodnie z przedstawionym wyżej poglądem, w wypadku „wypadku” i tak będzie to JEJ dziecko.
bywalec napisał/a:
czy kobieta ma też swoją dumę? czy zdrada mężczyzny tak samo nie umniejsza jej poczucia wartości? Czy nie czuje się wtedy mniej piękna, kobieca i nie porównuje się tym bardziej do młodszej, która wybrał?
Czy kobiecie jest łatwiej przerobić odbudowanie swojego poczucia wartości? widzi się w lustrze, po ciążach jej ciało już nie jest takie, a w tv, prasie wciąż z okładek epatuje seksowna, zgrabna dziewczyna
czy reklamy nie są wciąż naszpikowane modnie zawsze zadbaną i pięknie ubraną kobietą. Porównując się do takiej kobieta ma jeszcze większe problemy z podniesieniem swojej samooceny.
Wiesz, akurat tak się składa, że gdyby ten koleś byłby przystojniejszy (no młodszy był, ale niewiele), bardziej życiowo zaradny to może mógłbym to jakoś ogarnąć. Więc co mam Tobie odpowiedzieć na takie dictum?
piotrploc [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-23, 19:57
Suchy64 napisał/a:
czy on w niej był
Ostro. Hardcorowo :). Ale trudno uciec od tych koszmarów.
Suchy64 [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-23, 20:21
Na pocieszenie w tej materii powiem, że czas leczy rany. Z czasem trwania udanego pożycia doskwiera to coraz mniej.
Jeśli wiążesz się z kobietą "z przeszłością" (abstrahując od naszych małżeństw) to musisz jej przeszłość zaakceptować. To Twój wybór. Widać leży to też w ludzkiej naturze. Tym kochasiom przecież nie przeszkadzała seksualna przeszłość naszych małżonek.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-24, 17:39
Suchy64 napisał/a:
Na pocieszenie w tej materii powiem, że czas leczy rany. Z czasem trwania udanego pożycia doskwiera to coraz mniej.
Naprawdę? Tak mi się zdawało przez 3 dni, kiedy po blisko półrocznym szoku odkryłem, że jednak świat istnieje. Przez te 3 dni zdawało mi się, że czas moje rany uleczył. Niestety, było to coś innego. Ja nie kocham żony. Stała mi się obca. Zero chemii, zero prądu jak ją dotykam. Kiedyś nawet fizycznie iskry szły gdy dotykaliśmy się nosami. Teraz tego nie ma.
Pustka. Myślałem by założyć oddzielny wątek, jak odnaleźć miłość, jak ją zrekonstruować, pozyskać nową?
Rzeczywiście, podstawa to dobra komunikacja między małżonkami. Tutaj pomoc z zewnątrz może być bardzo przydatna, ale nie wiem czy to można nazwać terapią. Ale sama komunikacja to za mało. Trzeba jeszcze wiedzieć czego się chce. Przede wszystkim zdradzony musi znaleźć ukojenie, nowy sens życia nieraz. Czy w tym terapia pomoże? Słowo terapia mi się źle kojarzy. Odnoszę wrażenie, że to jest swego rodzaju operacja na psychice, manipulowanie nią. Ja nie wiem jak na mnie chciałby wpłynąć taki terapeuta, co by mi zaproponował, jaką wizję świata, siebie, jak by kierował moimi uczuciami, jak by znieczulał ból, który przecież ma realne, bardzo konkretne przyczyny. I tych przyczyn się nie zlikwiduje, czasu nie cofnie. Trzeba nauczyć się z tym bólem żyć. Wydaje mi się, że ból po zdradzie jest pewną formą wrażliwości, która powinna odcisnąć swe piętno w naszym życiu. Być może tworzy pewne zadania. Szczęście człowiekowi daje zrozumienie i przyjęcie własnego powołania i kształtowanie się ku doskonałości.
Moim zdaniem nie o terapie tu chodzi, ale o poznanie prawdy o sobie, o relacjach, o życie w zgodzie z Planem Bożym. Nie potrzeba terapeutów, ale kaznodziei i specjalistów od funkcjonowania relacji damsko-męskich, etyków, moralistów.
Poczucie wartości zdradzony musi odbudować sam i to nie seansami, ale pracą własną, działaniem, zmienianiem siebie. Człowiek jest taki jakie są jego czyny. Jeśli jest się leniem to trzeba pracować i się nim przestanie być. Jeśli się jest tchórzem to trzeba ryzykować, wychodzić na przeciw niebezpieczeństwu, powstrzymać się od ucieczki. W ten sposób pozbywamy się tych naszych przykrych etykiet, a możemy stać się ich zaprzeczeniem. Odbudowujemy poczucie własnej wartości.
Prawdą jest że nasz wpływ na innych jest mocno ograniczony, że tylko nad sobą możemy mieć kontrolę. Warto to w pełni wykorzystać. Mądrze kontrolując siebie, możemy tez łatwiej kontrolować innych i unikać takich przykrych sytuacji.
Dla mnie wnioskiem ze zdrady mojej żony jest także to jak mądrym trzeba być, jak łatwo pycha nas gubi i w jakim złym świecie żyjemy, który roztacza przed nami masę bardzo niebezpiecznych miraży.
Być może odbudowując poczucie własnej wartości, pokochując siebie samego, dopiero wówczas możemy pokochać drugiego.
Ale tego nie wiem. Mimo wszystko jestem przekonany, że nie bedzie to już to samo. Jednym z wniosków po zdradzie żony jest dla mnie taka oto konstatacja, że mężczyzna i kobieta są stworzeni do trwania w miłości i jedności tylko z jednym jedynym człowiekiem na ziemi i wieczności. Zdrada to oczywiście niszczy i dopiero być może powtórne przyjście na świat Chrystusa coś tu zmieni. Ale my też musimy pracować nad tym cudem, którego się oczekuję.
Orsz ważne rzeczy piszesz, ale mam inne zdanie co do odbudowy związku po zdradzie.
Jeżeli odbudowany na Bogu - na Trójcy Świętej - jest lepszy niż przed kryzysem
Widocznie przed kryzysem byliście wyrwani z obiegu prawdziwej miłości trynitralnej, trzeba znowu do niej wrócić.
polecam książkę B. Duboisa "Uzdrowienie relacji w rodzinie"
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-25, 09:44
Orsz napisał/a:
Nie potrzeba terapeutów, ale kaznodziei i specjalistów od funkcjonowania relacji damsko-męskich, etyków, moralistów.
A jak sądzisz??/PO CO Pan Bóg dał człowiekowi terapeutów?
Mój znajomy ksiądz czasami mawia tak: jak ulegnę wypadkowi czy zawałowi na ulicy ,to nie ciągnijcie mnie do konfesjonału czy kościoła a wezwijcie pogotowie.Potem możecie wezwać kapłana.
Z "zawałem" po szoku zdrady jest podobnie.Potrebny jest kapłan ale i odczytanie przekazu Opatrzności i kierunku leczenia tak duszy jak i serca.Psycholog...terapeuta..... czasami nawet psychiatra.
PD
Syla03 [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-25, 14:10
Witam,
Moj mąż zdradzał mnie ponad 1,5 roku. Jakis czas temu zabrałam nasza 3 letnia coreczkę i wyprowadziłam się, mąż nie walczył on nas. Powiedział przepraszam nie umiem z tym skończyc. Trzy miesiące temu powiedział, ze jest juz sam i ze chce o nas walczyc. Miał się starac, ale znowu kłamał i znowu uległ tej kobiecie jak się okazało. Teraz poszedł do spowiedzi, przyjmuje komunię, mówi ze wreszcie do niego dotarło ze potrzebuje pomocy i ze nie chce nas stracic. Ja modliłam sie i modlę ze nasze małżeństwo. Byliśmy obydwoje u spowiedzi u wspaniałego księdza, który powiedział nam o tej stronie. Chcemy walczcy z pomocą Bozą o nasze małżeństwo. Ja jestem strasznie poraniona a mój mąż stał się mistrzem kłamstwa. Tak więc jestem pełna obaw i wątpiwości ale wierzę, ze Bog pomoże nam uratowac nasze małżeństwo. Wiem też, ze potrzebujemy wiele modlitwy by wytrawa. Moj mąz na pewno potrzebuje pomocy i terapii. Do tego mąż przez cały ten romans w pracy stracił pracę... Nie mieszkamy razem i nasze dziecko bardzo natym cierpi, ale nie mogłam inaczej. Proszę może moglibyście wesprzec nas pomoca. Pokierowac co robic, gdzie pojsc do psychologa na terapie. Chcemy pojechac na rekolekcje dla mażeństw w kryzysie zeby od czegos zaczac...
Syla
piotrploc [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-25, 14:47
xxx
Ostatnio zmieniony przez piotrploc 2012-07-13, 09:30, w całości zmieniany 1 raz
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-25, 19:27
piotrploc napisał/a:
Byliśmy tydzień temu. Polecam, ale pod warunkiem, że mąż ma szczerą chęć powrotu, a później pracy nad sobą, nad związkiem. Tylko jak ocenić tą szczerość? Myślę, że po prostu trzeba zaryzykować, ale jednocześnie obserwować niewiernego męża/żonę, aby nie dać się ponownie skrzywdzić.
Tylko czy to jest zaufanie? Czy może byc zaufanie na pół gwizdka? Na próbę?
Jedno jest pewne. Trzeba nauczyć się żyć z bólem.
A tak w ogóle to jestem kiepskim doradcą, bo w moim przypadku wszystko jest jeszcze bardzo świeże.
Witam...
To takie wielkie ograniczenie...hm...
Warto zastanowic się dlaczego Pan Jezus siał ziarnem tak szeroko..., ale jednak mądrze, na zyzna glebe i na skałę, i miedzy ciernie....przeciez mógł tylko na żyzną...
Nie wazne jest w jakich warunkach pada SŁOWO , ZYCIE...
I ten pół gwizdek...pada ziarno...czy będziemy sie lekac i obawiac ,że nic z tego nie bedzie, czy bedziemy raczej ufnie modlic się i prosić Ducha św co by tchnął...miłość...?
Czy mozemy wybierac miejsce i czas na nawrócenie? Czy możemy myślec ,że teraz i tu nie ma szans dla naszego małzonka i dla tych , którzy uwikłali się w nowe związki ??? A dzisiejsze czytania...wyciagnij belkę...ze swojego oka...fakt lepiej sie widzi wtedy...z miłosierdziem...Wobec tego czy nie warto wypełniac przysiegi małżęnskiej w kazdym czasie i miejscu bez naszej oceny czy są szanse , czy nie , na powrót, na nawrócenie?
Kiedy ciągle człowiek lęka się cierpienia, skrzywdzenia nie jest zdolny do szerszej perspektywy miłowania. Lek bardzo ogranicza...paralizuje, i myslenie ,że znowu kolejny razmogę zostac skrzywdzony...Pan Jezus jest cudowny..."przyjdźcie do mnie wszyscy , którzy obciążeni i utrudzeni jesteście, Ja was pokrzepie". Miłość Boża przemienia...uwalnia...uświęca...daje pełnie i radość ...pomimo tego co zyciu przypisane i cierpienie radość...
Mirakulum, co to jest miłość trynitarna? Jak ona ma się do związku w którym zaistniała zdrada? Masz rację, jej nie było i właśnie już nie będzie, a przecież mogła by być. Tak, to moja też wina, że jej nie było (cały czas sobie tylko wyobrażam czym owa miłość trynitarna jest). Nie chcę oceniać, że to nie ja ją zaprzepaściłem. Chodzi mi o to, że kobieta, która dopuściła się zdrady traci swoja godność i potencjał do tworzenia takiego związku. Mężczyzna chyba też. We wzorcu miłości trynitarnej zdrada nie istnieje. Godność dziecka bożego po odbyciu pokuty zostaje przywrócona, ale ów potencjał nie.
Weźmy choćby ową nierządnicę, którą Chrystus uzdrowił, uratował. Stałą się nowym człowiekiem, świętym, ale jaki normalny facet chciałby ją mieć za żonę?
Co do terapeutów. Ja jestem w pełni władz umysłowych, psychicznych mniej więcej, nie potrzebuję operacji na mojej psychice. Potrzebuję wsparcia, wzorców, przemyśleń, wspólnych wartości, kogoś bliskiego, nadziei. Czy od tego są terapeuci? Od tego jest każdy myślący, dobry, wrażliwy człowiek.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-28, 10:56
Orsz napisał/a:
Mirakulum, co to jest miłość trynitarna? Jak ona ma się do związku w którym zaistniała zdrada? Masz rację, jej nie było i właśnie już nie będzie, a przecież mogła by być. Tak, to moja też wina, że jej nie było (cały czas sobie tylko wyobrażam czym owa miłość trynitarna jest). Nie chcę oceniać, że to nie ja ją zaprzepaściłem. Chodzi mi o to, że kobieta, która dopuściła się zdrady traci swoja godność i potencjał do tworzenia takiego związku. Mężczyzna chyba też. We wzorcu miłości trynitarnej zdrada nie istnieje. Godność dziecka bożego po odbyciu pokuty zostaje przywrócona,ale ów potencjał nie.
Weźmy choćby ową nierządnicę, którą Chrystus uzdrowił, uratował. Stałą się nowym człowiekiem, świętym, ale jaki normalny facetchciałby ją mieć za żonę?
Co do terapeutów. Ja jestem w pełni władz umysłowych, psychicznych mniej więcej, nie potrzebuję operacji na mojej psychice. Potrzebuję wsparcia, wzorców, przemyśleń, wspólnych wartości, kogoś bliskiego, nadziei. Czy od tego są terapeuci? Od tego jest każdy myślący, dobry, wrażliwy człowiek.
Odpowiem tylko na to co wytłuściłam , Mirakulum pewno odpisze ...
Sw. Józef przyjął Maryję mimo iż dziecko które poczęło się z Duch sw nie było jego...
Dziś Sw. Jóżef jest wzorem...normalny facet .
Jeśli SAM Chrystus uniża się po to by w swoją miłością podnieć człowieka Ciebie i mnie do godności dziecka Bożego , to byłoby pychą ogromną traktować kogoś jako "mieć", to raz ,a nie przyjąć i nie ogarnąć miłością to jest wbrew nauce Bożej Miłości i to nie jest normalne. Wobec tego rozumiem,ze pisałeś o pseudo normalności facetów, których na pęczki... ŻONA TO DAR TAK JAK MĄŻ, nawet ten trudny...nawet ta trudna...a nie cos co się ma jak przedmiot...
A teraz pomyśl ...nierządnica jest już dzieckiem Bożym , mieszka w niej CHRYSTUS...czy można powiedzieć , kto by ją chciał? tak...można odpowiedzieć...PRAGNIE nas zawsze MIłOŚĆ Boża i ta Miłość uczy nas PRAGNĄĆ Bożej miłości szczególnie z pragnieniem przebaczenia i pojednania. Jeśli człowiek zamyka się na człowieka to równocześnie na Boga. Nie ma inaczej...
Bardzo krótko...o terapeutach...
Pan Bóg jest tak łaskawy ,że pragnie uzdrowienia całego człowieka...i to On wybiera Ludzi i czas i miejsce...terapeuta jest też wrażliwym i myślącym człowiekiem...do tego trzeba też dojrzeć ...przyjąć postawę trudną...prawdy
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.