Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak wybaczyć zdradę
Autor Wiadomość
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 07:25   

maryniaa napisał/a:
Orsz napisał/a:
Zdrada emocjonalna" jest namiastką, może być przyczynkiem, substytutem, ale nie jest zdradą w pełnym tego słowa znaczeniu.
-zdrada emocjonalna jest bardzo silnym przeżyciem i to od niej zaczynaja sie trudne historie,czyz nie każdy romans zaczyna się zdrada emocjonalna,która bądz nasili sie lub czasami umrze smiercia naturalną,gdy nie będzie podsysana.
Dla mnie zdrada emocjonalna jest wielkim zagrożeniem bo to ona może prowadzić do wspólnych marzen,planów nie koniecznie z małzonkiem :!: :!: :!: :?:

Dzieki maryniu ,za tak jasne i pełne Bożej miłości wyjasnienie :-D
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 09:30   

Drogie Panie. Nie mam zamiaru bronić zdrady emocjonalnej. Jednak trochę mieszacie Wy, a trochę przyznam się, ja sam nie rozumiem. Nie rozumiem powagi grzechu cudzołóstwa "w sercu". Owszem, to jest grzech, przyznam sie zdarzało mi się z niego spowiadać. Ale zdarzało mi się przystępować do komunii pomimo tego, że wcześniej pożądliwie spojrzałem na kobietę. Podkreślam to słowo spojrzałem. Spojrzałem i po chwili odwróciłem wzrok i swoją uwagę, by nie grzeszyć dalej. Nie wiem, ale wydaje mi sie, że grzech popełniony tylko "w sercu" jest właśnie namiastką grzechu popełnionego w rzeczywistości. Niektórzy mają ochotę zabić, nienawidzą, zabijają "w sercu". Czy to jest to samo co zabić naprawdę? Oczywiście, że nie. Bo taki człowiek ma szansę na poprawę, może tego nie uczynić i to zło pozostanie w jego sercu, nie dotknie innych. A to czy jesteśmy przyczynkiem bólu innych ma chyba ogromne znaczenie i dla Boga. Więc grzech w sercu wydaje mi się ma zupełnie inny cięzar gatunkowy. Tak samo może prowadzić do potępienia, ale niesie mniej zła dla świata i łatwiej go chyba zadośćuczynić.
To jest moja opinia.
Nirwana, z tym co sadzą psycholodzy ja się poważnie liczę o tyle o ile to potwierdza moje doświadczenie. Piszą, że kobiety łatwiej wybaczaja zdradę fizyczną. Wątpię, zależy to od kobiet i od indywidualnego ukształtowania. I tu zgadzałoby się to z drobnym fragmentem zacytowanych przez Norberta psychologów. Ja na przykład bym sprawdził ile z tych kobiet, które łatwiej wybaczają zdradę fizyczną wzięło ślub z miłości i ich mąż był czysty przed ich ślubem - ta kobieta była jego pierwszą. Jeśli kobieta godzi sie na wzięcie faceta, który miał wcześniej inne kobiety, bądź ona sama miała, to nie dziwię się, że znosi coś czego w zasadzie nie powinna. Spardziłbym też z jakiej rodziny wyrosły. Jaki by ich ojciec? Jakie miały wzorce i czy wogóle wiedzą co to miłość? To jest moja konkretna propozycja do badań psychologicznych, seksuologicznych, socjologicznych.
Zastanówcie się nad tym czym jest "komunia małżeńska", jak sie do niej dochodzi, co najbardziej jej szkodzi, co w tym wszystkim jest odwracalne, a co nieodwracalne.
Zabić kogoś w sercu jest grzechem, który można w pełni wynagrodzić, zadośćuczynić. Po zabiciu kogoś w rzeczywistości pozostaje tylko pokuta do końca życia i nadzieja na Boże Miłosierdzie. Tak myślę i mam nadzieję, że nie jestem schizmatykiem.
 
     
mario
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 10:20   

Orsz, masz rację, a przynajmniej też tak uważam że cudzołóstwo w myślach to inny ciężar gatunkowy grzechu. Ale tu właśnie jest miejsce na rozważanie tego ciężaru, czyli na dogłębny rachunek sumienia. Możesz spojrzeć na kobietę i powiedzieć: Boże, jaka ona jest piękna. Czy to grzech? Nie, tak to może nawet biskup się zachwycić nad pięknem stworzenia. Ale jak patrzysz gdzieś na kobietę i tworzysz jakiś erotyczne wizje jej dotyczące no to już grzeszysz. Ucinasz to, mówisz, Boże wybacz, nie powinienem tak myśleć. Wtedy Twoje sumienie musi Ci powiedzieć, czy to grzech ciężki, czy może tylko lekki gatunkowo. A mężowie kobiet, które tu na forum opisują ich uzależnienie od pornografii, mimo iż nie zdradzili fizycznie, to jednak popełniają i trwają w grzechu, sam przyznasz chyba że dość ciężkim. A to wszystko i tak są tylko emocje i myśli a nie czyny prawda? Więc sam widzisz, ogromną rolę w rozeznaniu ważności popełnionego czynu zakazanego odgrywa SUMIENIE, stanąć musisz w Prawdzie i Duchu Świętym przed Bogiem i rozeznać na ile ciężko zgrzeszyłem lub nie, było to tylko drobne wykroczenie.
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 10:45   

Oczywiście, zgadzam sie z Tobą Mario. Korzystanie z pornografii w sposób oczywisty jest grzechem ciężkim i może prowadzić do całkowitej degrengolady psychicznej, sumienia. I trudno tu mówić co gorsze, zdrada fizyczna, czy pornografia często powiązana z masturbacją. Zdrada fizyczna, choćby jedna jest sama w sobie zerwaniem tej wspomnianej przeze mnie komunii małżeńskiej. Czy pornografia też to czyni? Moim zdaniem jest to proces, który prowadzi do całkowitego zepsucie samego siebie, do dewiacji. Zrywa komunię małżeńską, ale stopniowo. Nie ma tu takiej cienkiej czerwonej linii jak w przypadku aktu zdrady cielesnej.
Ale to takie moje zdanie. W sumie chciałbym przeczytać jakąś opinię ludzi, którzy się na tym znają. Różne opinie. Bo już zauważyłem jak bardzo eksperci się spierają i jak przeciwstawne nieraz mają poglądy. Tak jak np w przypadku ojca Knotsa i jego wypowiedzi by nie mówić małżonkowi o okazjonalnej zdradzie.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 10:45   

[quote]Według większości kobiet emocjonalna zdrada jest znacznie gorsza od zdrady fizycznej. [quote]

Wyłączając przypadki korzystania z usług prostytutek, zdrada fizyczna zdaje się być zawsze poprzedzona zdradą emocjonalną, więc albo autor tych słów nie ma pojęcia o zdradzie w ogóle, albo to pytane kobiety nie doświadczyły jej w jakimkolwiek sensie i odpowiadają na zasadzie "wydaje mi się". Zdrada fizyczna jest na ogół "uwieńczeniem" poprzedzającej ją zdrady emocjonalnej i niestety - boli najmocniej.
Dobrze by było, gdyby takie ankiety przeprowadzano z udziałem samych zdradzonych, co by potem w necie nie krążyły bzdurne wypowiedzi na temat zdrady.
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 10:55   

Muszę coś sprostować. Korzystanie z pornografii jest symptomem braku owej komunii małzeńskiej. Ale w moim przekonaniu jest to zło odwracalne. Zdradę fizyczną traktuję natomiast zdecydowanie poważniej. Nie wiem czy po takiem wydarzeniu prawdziwe zjednoczenie kobiety i mężczyzny jest możliwe. Uważam, że w naturze kobiety i mężczyzny jest bycie tylko dla siebie. Wszelkie odstępstwo burzy ten naturalny porządek. A pornografia też do tego prowadzi, ale uważam że jest to nieco bardziej rozciągnięte w czasie. Na pewno jedno jedyne obejrzenie świerszczyka w dzieciństwie nie zaburzy w takim stopniu psychicznie młodzieńca jak wizyta np w domu publicznym, bądź nieprzyzwoite igraszki z koleżanką.
 
     
Suchy64
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 10:55   

Moi Drodzy,
Ale tu nie chodzi "o przewagę świąt Bożego Narodzenia, nad świętami Wielkiej Nocy", lecz o konkretną sytuację konkretnego człowieka, w tym wypadku płci męskiej.
Ciekawe co u niego?
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 11:16   

Chcielibyśmy posklejać małżeństwo po zdradzie szybko, z nadzieją, że wreszcie przestało by boleć. Jeśli nie udaje się, to może rozstanie? Tymczasem czy razem, czy osobno - boli i nie ma przed tym bólem ucieczki.
Okres trzech m-cy to to dopiero początek tej trudnej drogi, naiwnością byłoby spodziewać się, że już wybaczę, już zapomnę, że druga strona, która zdradziła tak nagle pozbiera się po swoim grzechu i w geście żalu padnie na kolana. Nic z tych rzeczy... Raczej - będę się złościć, może nienawidzić, a zdradzacz będzie taki daleki, obcy.
Warto zaryzykować, spróbować, zmierzyć się ze sobą i wszystkimi emocjami targającymi w środku... One są potrzebne, niewypierane, przepracowane - mogą posłużyć dobru, pojednaniu. Nam udało się. Niebawem miną trzy lata... Pozostały koszmarne wspomnienia, do których już raczej nie wracam, bo nie chcę.
 
     
Orsz
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 11:18   

Suchy, tak poza tym to witaj na forum. :)
Ten konkretny człowiek zadał konkretne pytanie. Jak poradzić sobie ze zdradą? Mnie to pytanie nurtuje od blisko roku. Poszukuję odpowiedzi, zaręczam Ci to, non stop.
A jak to wygląda... No to właśnie widać na forum.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 11:47   

Orsz, przede wszystkim - nie obwiniaj siebie za zdradę żony. Daj sobie prawo do wszystkich nieprzyjemnych (o zgrozo, postrzeganych czasem jako grzeszne) uczuć, które są w Tobie.
W kwestii przebaczenia dużo zależy od postawy małżonka, który zdradził.
 
     
Malwina75
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-16, 12:48   

Orsz napisał/a:
Nirwana, z tym co sadzą psycholodzy ja się poważnie liczę o tyle o ile to potwierdza moje doświadczenie. Piszą, że kobiety łatwiej wybaczaja zdradę fizyczną. Wątpię, zależy to od kobiet i od indywidualnego ukształtowania.


Orszu, piszesz, że liczysz się z opiniami psychologów tylko wtedy, jeśli ich teorie potwierdzają Twoje doświadczenia, a następnie wątpisz w to, co psychologowie sądzą o podejściu kobiet do zdrady i sam teoretyzujesz, od czego zależy to, czy wybaczają zdradę fizyczną i która zdrada jest przez nie łatwiej wybaczana. Jakie masz doświadczenie, jako kobieta lub jako osoba, która zdradziła i ma problem z wybaczeniem przez żonę Twoich zdrad? ;) To tak na marginesie. ;)

Ja bym tam nie negowała wiedzy psychologów, z pewnością nie wysnuwają swoich teorii z palca, a to, że ludzie indywidualnie odbierają pewne sprawy i w pewnych sytuacjach nasze doświadczenia rozmijają się z ogólną teorią, to przecież jasne. Poza matematyką, fizyką i innymi ścisłymi naukami, zazwyczaj zawsze są odstępstwa od teorii. Ale chyba bez sensu jest negowanie....według mnie oczywiście.

Orsz napisał/a:
Niektórzy mają ochotę zabić, nienawidzą, zabijają "w sercu". Czy to jest to samo co zabić naprawdę? Oczywiście, że nie. Bo taki człowiek ma szansę na poprawę, może tego nie uczynić i to zło pozostanie w jego sercu, nie dotknie innych. A to czy jesteśmy przyczynkiem bólu innych ma chyba ogromne znaczenie i dla Boga. Więc grzech w sercu wydaje mi się ma zupełnie inny cięzar gatunkowy. Tak samo może prowadzić do potępienia, ale niesie mniej zła dla świata i łatwiej go chyba zadośćuczynić.



Moim zdaniem to przypuszczenie kłóci się z najważniejszym przykazaniem, które nakazuje nam kochać bliźniego swego, jak siebie samego. Bóg nakazuje nam siebie kochać tak samo mocno, jak bliźnich - nie mniej i nie więcej. Oznacza to, że nie możemy się "karać" grzechem, tłumacząc się, że nie ranimy innych, więc nic się nie dzieje. A co z nami? Z naszym sumieniem, z naszym spokojnym snem, z naszym "zarabianiem" na życie wieczne? Nie jest ważne? Dla Boga jesteśmy wszyscy ważni i wszyscy jesteśmy równi.

W mojej terapii (jestem tą, która zdradzała) i w moim kontakcie ze spowiednikiem dowiedziałam się jednego - zdradą męża i złamaniem sakramentu zraniłam najbardziej siebie. Bo cierpienie tu na ziemi jest niczym w porównaniu z tym, co czeka mnie po śmierci, jeśli będę łamać przykazania. A niestety - za moją zdradę odpowiem cierpieniem ja, a nie mój mąż.

Mój mąż nie wie, że go zdradzałam. Czy to oznacza, że skrzywdziłam go bardziej, czy mniej? Jest kompletnie nieświadomy, nie zauważył, nie odczuł tego. Nikt też z naszych znajomych nie ma o tym pojęcia, więc nikt też się po cichu z niego nie śmieje, nie nazywa go rogaczem.

Idą Twoim tokiem rozumowania, grzech w myśli to tak, jak zdrada, o której osoba zdradzana nie wie. W końcu nic się nie dzieje takiego, prawda? Mąż/żona nie wie, więc nie cierpi - jaki więc problem? Moje ciało i nie wymydlę się - mówiąc brzydko.

Myślę, że Bóg - gdyby chciał uściślać, relatywizować, kategoryzować nasze grzechy, dodałby mnóstwo aneksów do przykazań, pokazał różne interpretacje itd.
A moim zdaniem po to są one proste i kategoryczne, by właśnie nie kombinować, nie usprawiedliwiać się, nie wywyższać się nad innych (mój grzech mniejszy, jej/jego większy, bo ja tylko w myśli, a on cieleśnie mnie zdradził).


Moje zdrady zaczęły się od samotności w małżeństwie.

Samotność -> frustracja i żal do świata + poszukiwanie powierników, na razie niewinne i bez podtekstów -> następnie powiernicy wypełniali luki, doszły marzenia o byciu numer jeden w czyimś życiu, byciu adorowaną, zauważaną -> doszły okoliczności -> nastąpiła zdrada. Tak to szło. Wiesz, ja kiedyś byłam porządną dziewczyną, zdrady mnie oburzały zawsze, potępiałam zdradzających itd. I początkowo moje myślenie nie przeradzało się w czyn, "grzeszyłam" w sercu, również usprawiedliwiając się, że nic się nie dzieje, bo nikogo nie krzywdzę. Potem, dalej pogrążając się w swoim świecie, zaczęłam jedynie utwierdzać się w swoich przemyśleniach, aż myśli przemieniły się w czyny, które były "ukaraniem" męża za to, że jest takim kiepskim mężem. Wiem, to głupie, ale takie było moje myślenie.

Zaczynało się niewinnie, bez planów, od emocjonalnego odejścia.

Myślę, że Bóg tak samo troszczy się o nasze czyste serca, jak o czystość ciała, stąd jego słowa i ostrzeżenia o pożądaniu w myślach, które już jest cudzołożeniem. Bóg nieustannie zachwyca mnie swoją wiedzą o człowieku. Wie, że od serca zaczyna się wiele zła i chciałby, byśmy o czystość już naszych serc walczyli, bo niewielu z nas jest takich, którzy się na tym zatrzymają, oddadzą Bogu. Ja nie dałam rady. I tak samo nie daje rady ten, kto w odwecie za zdradę żony idzie do prostytutki czy dzwoni na sekstelefon. Rani i niszczy najbardziej siebie, bo on będzie za swoje życie odpowiadał i swoje poczynania.
 
     
Suchy64
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-17, 13:38   

Malwina75 napisał/a:
... Bo cierpienie tu na ziemi jest niczym w porównaniu z tym, co czeka mnie po śmierci, jeśli będę łamać przykazania. A niestety - za moją zdradę odpowiem cierpieniem ja, a nie mój mąż. ...


Jeśli strach przed cierpieniami po życiu doczesnym jest motorem Twego postępowania, to znaczyłoby to, że to nie uczucie do męża ma dla Ciebie najwyższy priorytet.

Twój mąż, jak piszesz, nie ma pojęcia, że zdradziłaś Wasz związek. No i bardzo, bardzo dobrze. Niech tak pozostanie. Tylko, że akurat problemem inicjatora tematu jest to, że on wie. Ty sama podjęłaś decyzję i mam nadzieję, że nie jedynie ze strachu przed karą. A tematem nie są rozterki osoby zdradzającej, lecz właśnie obu, zdradzonej i zdradzającej; jak i interakcje w tej sytuacji. W tym układzie zdrada wyszła na jaw i osoba zdradzająca znalazła się w sytuacji przymusowego wyboru lub rozdarcia pomiędzy małżonkiem, a kochankiem.

Piszesz o samotności; a co czuł w tym czasie Twój mąż? Czy mąż był naprawdę tak kiepski, czy po prostu Ty nie rozumiałaś jego świata? Jak już wspomniałaś o naukowcach; badania wskazują, że poznanie nowej, intrygującej osoby powoduje wzmożoną produkcję określonych hormonów odpowiedzialnych za, nazwijmy to „motylki w brzuchu”. Ten stan chemicznego zakochania twa jakiś rok. Zapewne dlatego co poniektóre osoby w showbiznesie w związkach trwają jakieś 2-3 lata. To po prostu junki specyficznego rodzaju. Po „motylkach” przychodzi czas na inne mechanizmy cementujące związek mające głównie związek z wychowaniem potomstwa, lecz to są mechanizmy w znacznej mierze kulturowe. Ja określam to tak, że najpierw kocha się za miły uśmiech i zgrabny tyłeczek, a później za to co się razem przeżyło. Po prostu w przeciętnym, normalnym, zdrowym związku uczucia ewoluują.

Problemem po ujawnionej zdradzie jest to (moja prywatna opinia; ciekaw jestem Waszych) , że uświadomienie sobie zdrady małżonka przekreśla, wypiera, usuwa w cień to pozytywne co się przeżyło w związku, co asocjowało się ze swoim partnerem. A po dwudziestu latach małżeństwa tyłeczek już nie ten.

Ja dowiedziałem się „od komputera”. Zrobiłem to po tym jak jedno z dzieci coś „chlapnęło” i próby dania szansy żonie by sensownie porozmawiać spełzły na niczym.
Może tak dla wyjaśnienia, nie uważam związku, nawet sakramentalnego za najwyższe dobro. Jeśli się kogoś kocha i widzi, że nie jest się dla tej osoby najlepszym partnerem należy dać tej osobie odejść. Tylko ta odchodząca osoba nie ma prawa mnie ranić. Zarówno bycie w związku, jak i rozstanie musi cechować szacunek i zrozumienie dla drugiej osoby.

Dla zrozumienia sytuacji; my mieszkaliśmy/y za granicą, mamy dzieci, nastolatki, „ten trzeci” w rodzinnym mieście żony, w którym i ja mieszkałem i w którym się poznaliśmy, żonaty, też dzieci nastolatki.
Tak więc skrzynka mailowa pełna była „radosnej twórczości”. Skopiowałem sobie jeden liścik i zacząłem go czytać. Doszedłem do połowy. Dalej nie byłem w stanie. Zarówno psychicznie jak i fizycznie. Poszedłem do żony do sypialni (spaliśmy w tym czasie osobno) i powiedziałem, że musimy porozmawiać. I co jest częstym w takich sytuacjach, jak jedno chce, to drugie nie ma ochoty. Zmęczona, śpiąca (a zarzutem pod moim adresem było, że jak ona potrzebowała porozmawiać, to akurat ja byłem zajęty lub zmęczony); aha, dodam, że żona w tym czasie nie pracowała (zawodowo).
Wtedy zakładałem jedynie związek emocjonalny. Nawet mając to co miałem przed oczami nie pomyślałem, że „poszła na całość”. Dlaczego? Właśnie dlatego, że jest osobą religijną i zawsze głosiła katolickie wartości. Kto przeżył to wie, kto nie przeżył zapewne i tak nie zrozumie co się przeze mnie przewalało. Wyzwać ją od najgorszych i dać kwadrans na spakowanie, czy samemu odejść, czy próbować ją zrozumieć, czy zachować resztkę szacunku do siebie i do niej i rozstać się z resztką godności. Byłem pewien, że powie mi coś w sensie, że poznała kogoś, sprawy zaszły za daleko i chce odejść. Chciałem jedynie dać jej szanse by mogła mi powiedzieć, że jest mi wdzięczna za razem przeżyty czas.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie do pracy; że „rzeczywiście musimy porozmawiać”. Taką mam pracę, że mam płynny czas pracy, więc skoro i tak nic nie robiłem to pojechałem do domu. Nie pytajcie mnie jak się to wszystko odbyło; totalna czarna dziura w pamięci. Co jej powiedziałem, o co spytałem; jak powiedziałem, nie wiem, lecz zapewne nie za wiele, jedno dwa zdania, w sumie zapytałem "kto to jest X"; o tym, że czytałem tę korespondencję na pewno nie. Odpowiedzią były szeroko otwarte, przerażone oczy. Niestety myślę z perspektywy czasu, że działając pod wpływem impulsu i bez ochłonięcia rzucając te „musimy porozmawiać”, popełniłem błąd, tak samo jak popełniłem drugi błąd gdy widząc te jej przerażone oczy spytałem jedynie „chcemy spróbować?”. Zaczęliśmy znowu spać razem. Seks był wspaniały. Zaczęliśmy rozmawiać jaka to właśnie ona była samotna. Aha, po jednym czy dwóch dniach powiedziałem jej, że przeczytałem część maila z jej skrzynki. Nie chciałem bawić się w podchody, być z nią szczery i oczekiwałem szczerości. Obiecałem, że tego maila skasuję i to zrobiłem (tak na 100%, był później nie do odzyskania). I to znowu był błąd (z tym zaufaniem). Ja skasowałem maila, ona wyczyściła wszystkie skrzynki. Oczywiście jak każdy cesarski jeleń usłyszałem, że ona z nim to jedynie na kawę i porozmawiać bo jej tak źle było. CHCIAŁEM w to wierzyć. Powiedziałem jej, że chyba się oboje zbyt rozpędzili, żeby z nim porozmawiała, wytłumaczyła jemu sytuację i zakończyła tę znajomość. Bynajmniej nie zabraniałem jej do niego dzwonić, a log domowej centralki telefonicznej pokazywał każdą wychodzącą lub przychodzącą rozmowę z czasem trwania, a komórka była na mnie, tak, że miałem logi operatora (później okazało się, że kochanek kupił jej drugą komórkę lub dzwoniła z budki). Lecz jak w piosence „...było coś, co sprawiało, że głos wciąż słyszałem „nie wierz nigdy kobiecie...”...”. Po prostu czułem, że nie jest jest ze mną szczera. Zadzwoniłem w końcu do jej kochanka, o czym zresztą ją uprzedziłem, a ona pewnie jego. Rozmowa była dziwna. Zamiast ja mu nawrzucać, to nie mogłem dojść do słowa dowiadując się jakim jestem beznadziejnym mężem. Wynik; powiedziałem żonie, że od tego momentu absolutnie nie życzę sobie by utrzymywała z nim jakiekolwiek kontakty. Czy to on do niej, czy ona do niego. Odparła mi, że sama będzie decydować, z kim rozmawia, co ja, kolejny błąd, lekkomyślnie zrzuciłem na karb jej zagubienia w tej całej sytuacji; sam byłem wystarczająco rozbity i zagubiony.

Nie pomnę, czy przed tym czy po tym poprosiła bym towarzyszył jej do spowiedzi do klasztoru w sąsiednim mieście. Namówiła mnie też na rozmowę (nie spowiedź) z księdzem zakonnym. Ksiądz przekazał mi, że żona mnie kocha i że chce ratować związek i bym nie wnikał w to co było, tylko ją przyjął i patrzał w przyszłość. Wiśta wio, łatwo powiedzieć. Może i byłoby to możliwe, gdybym miał świadomość, że jest ze mną szczera. Ale tej świadomości za grosz nie miałem. Za grosz. I to nie dlatego, że chciałem ją „złapać”, lecz, że jej słowa były jak słowa przedszkolaka który coś zbroił i które każdy rodzic z miejsca przejrzy, że maluch coś kręci; mimo że nie wie co zmalował. Ogólnie powiedziawszy nie przygotowała się do naszych rozmów. Nie chodzi mi w tym wypadku o to, że nie ułożyła sobie zgrabnej „legendy”, lecz, że nie była mentalnie przygotowana do wyartykułowania stwierdzenia, że popełniła masę błędów i do PROSZENIA o wybaczenie.

Mieliśmy niezłą huśtawkę. Nie chce mi się tego opisywać i nie ma to wpływu na to co chcę przekazać.
Summa summarum chciałem WIEDZIEĆ, a nie być oszukiwanym. Jakieś trzy miesiące po tym jak się dowiedziałem przetrzepałem komputer którego używała. Okazało się, że maili nie dało się odzyskać, ale komunikator którego używała był „gadatliwy”. Powiedział, że używała również komputera w pokoju jednego z dzieci. Więc i ten poszedł „na spowiedź”. To co zaczęło się pojawiać o mało mnie nie zabiło. Dosłownie fizycznie, jak i psychicznie. Nie dało się tego objąć za jednam zamachem. Zebrane teksty, jako .txt to jest 3,3 MB. Mimo że sporo z tego to powtarzane za każdą kwestią nazwisko lub nick piszącego, to i tak masa tekstu jest przytłaczająca. Zacząłem w tej masie słodkich banałów szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Dziura w ścianie od rzuconej o nią szklanki (takiej solidnej, z grubym dnem) jest do dzisiaj, a rany w świadomości jakby wczoraj zadane. Pani małżonka konfrontowana, bardzo delikatnienie, z nowymi ustaleniami co raz zmieniała zeznania. Bynajmniej jej nie odpychałem, spaliśmy razem, seks był świetny, rozmawialiśmy o tym czego jej w związku brakowało i w większości przypadków mogłem ją zrozumieć, lecz brakowało mi jej szczerości w kluczowych dla mnie kwestiach. Aż w końcu, no chyba nie muszę dodawać. Dorośli jesteśmy.
Na początku szukałem słów-kluczy typu „mąż”. Ale trudno było to ogarnąć. Więc zacząłem to systematycznie czytać i wstawiać kluczowe, świadczące o rozwoju romansu kwestie w kalendarz zrobiony w excelu. Rzut oka na tak uporządkowane informacje poraził mnie kolejny raz i jeszcze bardziej boleśnie. Ta ich radosna twórczość już po dwóch tygodniach internetowej „znajomości” nadawała się jako załącznik do pozwu.
A co ze mną? Psycholog, miesiąc zwolnienia, tabletki i relaksujący sen dopiero po poczwórnej dawce antydepresantów. A dlaczego psycholog? By biologicznie przeżyć. Dorośli jesteśmy.

W sumie o psychice zdradzającej kobiety mógłbym chyba książkę napisać. Podstawą jest mentalne wybielanie siebie i zwalanie na partnera. Takie „w tym co robię nie ma nic złego bo za całokształt winę ponosi on”. Powstrzymam się może od komentarzy, a powiem jedynie, że jednym z prezencików był poświęcony różaniec z pielgrzymki do jednego ze znanych sanktuariów, jak i wspominanie o modlitwach za możliwość ich wspólnego życia.

Ja powiedziałem jej tak: „osłabienia więzi jestem współwinnym, ale za Twoją zdradę nie ponoszę najmniejszej odpowiedzialności!”. I to chciałem przekazać inicjatorowi tematu.
Jeśli się człowiek dobrze zastanowi nad swoim wkładem w osłabienie związku to zdradę łatwiej wybaczyć niż właśnie nieszczerość po wyjściu jej na jaw. Zdrada to coś w przeszłości (jeśli się ma zamiar ratować związek). Utrwalona wieloma udowodnionymi kłamstwami utrata zaufania rzutuje na przyszłość, do pogrzebania szansy na szczęśliwy związek (nawet ten następny) włącznie.

W gruncie rzeczy ratowanie związku po zdradzie to w pierwszym rzędzie zadanie osoby która zdradziła. To ona musi wziąć swoje cztery litery w troki, zastanowić się nad sobą. Jeśli się gubi skorzystać z pomocy by tego związku nie dobić!

Malwina75 to przerobiła lecz była w tej szczęśliwej sytuacji, że jej domowy rogacz o niczym nie wiedział. W poruszonym w wątku scenariuszu wszystko odbywa się pod presją i przy ogromnych emocjach. Strona zdradzona musi sobie zdać sprawę, że powinna dać tej drugiej stronie czas na uporządkowanie swojego świata i ew. szukanie i skorzystanie z pomocy. Ale z drugiej strony strona która zdradziła musi wiedzieć, że rany które zadała wymagają opatrzenia i z tym opatrzeniem nie da się czekać w nieskończoność; inaczej grozi gangrena, amputacja lub koniec. I opatrywanie lepiej wykonywać fachowo. Inaczej ryzykuje się, że przy każdej „zmianie opatrunku” będzie się nieświadomie zadawać dodatkowy ból; nieświadomie, bo taki pacjent facet nie krzyczy, choć w duszy wszystko w nim wyje.

Jest wiele tematów tabu których psychologowie radzą nie poruszać ze szczegółami. Takiej osobie może się zdawać, że mówiąc coś podbudowują ego zdradzonego partnera, podczas gdy w odbiorze tego partnera może być to kolejny gwóźdź do trumny tego ego i związku. Po prostu kobiety potrafią manipulować facetami, ale ich w gruncie rzeczy nie rozumieją.

I do absolutnych tabu należą zachowania seksualne które chciały być może zawsze z partnerem wypróbować, ale do tej pory się wstydziły, nie miały odwagi, bały się reakcji partnera, albo uważały, że nie są z nim na „to” dostatecznie blisko. Ta odwaga na fali bliskości i radości z odnalezienia siebie może być bardzo negatywnie przez partnera zinterpretowana.
Moja rada: starać się wrócić do czasów jak było dobrze i blisko. Zarówno jeśli chodzi o seks, jak i sposób zwracania się do siebie. Jakiś nowy „Dziubeczek” którego wcześniej w werbalnej komunikacji nigdy nie było prędzej partnera dotknie niż ukoi.

Uff, chciałem pomalować łazienkę … . Kij ją w oko.
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-17, 16:29   

...
Ostatnio zmieniony przez Katarzyna74 2012-06-17, 20:10, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Suchy64
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-17, 19:30   

Widzisz Katarzyno, to nie takie proste.

W sumie z retrospektywy czasu my w ogóle nie powinniśmy się pobierać. Zbyt wiele nas dzieli i w sumie powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę. Widzisz, ja też mam hobby które pochłania sporo czasu (co ją zresztą we mnie fascynowało). Wiele czasu pochłaniał komputer, lecz nie gry lecz podnoszenie kwalifikacji. Również próbowałem coś dorabiać, nadgodziny, itd. Czyli niby Ty masz rację.
Tylko są jeszcze inne aspekty. Choćby prozaiczne finanse. Żona wiele by chciała, ale jak w miarę jak dzieci rosły finansowa kołderka była coraz bardziej krótka. Praktycznie każda rozmowa w temacie pewnej dyscypliny finansowej kończyła się napięciem i „cichymi dniami”; taki odpowiednik awantury, psychologowie twierdzą, że gorszy.
Dobrze, mogę zrozumieć, że mieliśmy problemy się dogadać, ale w tej radosnej twórczości z tym księciem z bajki przeczytać można było jaki to ja byłem dusigrosz i w ogóle materialnie zorientowane bydle, podczas gdy on taki uduchowiony zawsze będzie zadowolony gdy im na romantyczną kawką, nawet jedynie w domciu z ekspresu starczy. Szkopuł w tym, że nigdy siebie tak nie odbierałem. Powiem więcej, gdy teściowie się rozwiedli to jakoś nie było najmniejszego problemu by wyłożyć jakąś połowę (chyba nawet ponad) sumy na kawalerkę dla teściowej (wtedy dzieci były malutkie; małe mieszkanie, mieliśmy rezerwy) . O innych pośrednich, czy bezpośrednich świadczeniach na rzecz jej rodziny nie wspomnę, bo krew mnie zaleje.
Teraz dzieci mamy w „najkosztowniejszym” okresie i żyjemy „od pierwszego do pierwszego”. I pytanko: co jest świadectwem miłości, martwienie się o rodzinę, czy wydawanie kasy na kwiatki, kino, kawiarnie, prezenciki? Czy jeśli nie robi się tego tak jak Ty uważasz za stosowne to się to nie liczy?

Przykład czegoś, czego nie rozumiem; żona pojechała na tydzień do Polski. Ile wydała? Nieważne. Ale każda operacja kartą powoduje za granicą opłaty, a szczególnie wypłaty gotówki. Więc powtarzam jak mantrę, zaplanuj wydatki, wybierz ile trzeba za jednym zamachem. Wynik? Ile zarobiły na nas banki? Ponad 270 złotych.

Dobra. Telefony. Mamy rodzinę w Polsce, a rozmowy kosztują. Teściowa nie ma Skypa, nawet komputera, a siostra zbyt zalatana by się umówić. Więc trzeba to jakoś zorganizować. Jest takie coś jak cal by cal. Dzwonisz przez „tani numer”. Nawet tak zaprogramowałem domową centralkę, że automatycznie łączy przez ten „tani numer”. Tylko z tymi numerami to taki „numer”, że oni też chcą zarobić i regularnie zmieniają taryfy. Więc zawsze programuję takich co mają przed rozmową informację o taryfie i wszystkim w domu wytłumaczyłem jak to działa. Wyniki? Po każdym większym rachunku tłumaczenie żony, że „coś tam mówiło”, ale ona nie zwracała na to uwagi. Czyli w moim systemie wartości miała moje zaangażowanie dla rodziny i jej dobro serdecznie w poważaniu. Bo tego co zapłaciliśmy za jej rozmowy nie szło już wydać na nic innego. I podkreślę, nie chodziło o to by się jakoś specjalnie ograniczała, czy w ogóle nie rozmawiała, lecz po prostu kupowała tę usługę w rozsądnej cenie i nie wywalała tej „parszywej mamony” w błoto.

Dalej. Spacer, kino. A może na rower, oj nie da się, bo żona nie nauczyła się. To może w góry, oj ma lęk przestrzeni. A może pod żagle, oj nie potrafi pływać. Więc ile można chodzić na spacery?
Wiesz, myślę, że i wtedy da się razem żyć. Trzeba sobie dać trochę luzu. Po prostu podkreślić to co łączy, nawet jeśli są to tylko odpowiedzialność za dzieci i seks.

Co do pracy w domu. Żona zajmowała się dziećmi. Przyszły na świat w krótkim odstępie czasu. Nigdy nie uważałem pracy w domu za coś mniej wartościowego. Po prostu pewien podział ról.
Dzieci dorastały. Żona poszła do szkoły. Jakoś pod koniec szkoły zaczęła się ta historia. Jak skończyła szkołę szukała pracy, ale niezbyt ambitnie, bo nie miała czasu nabijając te wspomniane 3.3 MB tekstu, plus pogaduszki, plus maile z księciem z bajki. Mieszkanie też było deczko zaniedbane, mimo iż mi wyrzucała ile to roboty w domu. Jako, że już wcześniej trudno nam się było dogadać składałem to na karb frustracji związanej z brakiem pracy, jak i sam miałem swoje problemy; z sobą i światem. W końcu przestałem jadać w domu, spaliśmy osobno i gdybym miał gdzie spać to zaoszczędziłbym sobie i dojazdy do pracy, bo to ponad 3 h dziennie.
Po prostu żyliśmy obok siebie i to nie tyko ja, ale i ona nie zrobiła nic by to zmienić. Zwłaszcza, że przed tym księciem z bajki mieliśmy wcale nie najgorszą fazę. Sytuacja też trochę jak po zdradzie. Trudno komuś pomóc jak samemu potrzebuje się wsparcia i pomocy.

Oczywiście było i stawianie innych mężów i rodzin za przykład. Tylko ja wolałem raczej wróbla w garści. Może i to nie najlepsze nastawienie, ale …
Pierwsza referencja po pewnym czasie plajta firmy, rozwód, rozwydrzony jedynak, nie będę się rozwodził.
Inna referencja, prawie plajta, gość przydłubał jeszcze jakiejś pannie dziecko.
Jeszcze inna, w sumie solidny facet, ale obecnie oboje w trakcie terapii, bo czasem potrafił jej w nerwach przyłożyć. Dzieci znerwicowane i najchętniej chciałyby być poza domem, własnym domkiem.
I tak jak się wszystkim tym referencjom przyjrzeć, to nie wszystko złoto co się świeci.

Widzisz, mało jest takich „szczęśliwych domów” w których jedynym problemem jest co zrobimy z wolnym czasem.
Jak napisałem, mam pełną świadomość, że niejedno zawaliłem. Mam też moje problemy z osobowością. I miałem zbyt wyidealizowany obraz mojej żony. Zawsze uważałem, że ma o wiele wyższą kompetencję socjalną i zbyt często w sytuacjach związanych np. z wychowaniem dzieci ustępowałem jej pola by nie prowokować napięć. To nazywało się w jej świecie wycofywanie się z ich wychowania. Tylko okazało się, że i ona ma problemy i wcale nie mniejsze od moich. Pozwolisz, że szczegóły sobie daruję.
I jeśli doszli do etapu planowania koloru firanek u niego życzył bym im jak najlepiej, byle nie moim kosztem. Mogła odejść jak człowiek. Myślę, że w chwili obecnej dotarło do niej, że po „motylkach w brzuchu” nie byłaby zbyt zadowolona z tego rozwiązania.

Jak wspominałem, to ona jest osobą religijną. Do ślubu szliśmy w trójkę, ale nie był to dla mnie problem. Przecież nie korzystałem z niej, tylko ją kochałem (i dalej kocham). Po pewnym czasie zaczęła mi wypominać, że współżycie przed ślubem było błędem. Dobrze, mogę się z tym poglądem zgodzić. Tylko jak mam ocenić pójście do łóżka jeszcze przed rozwodem?

I proszę nie wnioskować, że chcę siebie wybielać, a ją demonizować. Po prostu próbuję przedstawić swój punkt widzenia będący w opozycji do punktu widzenia Katarzyny.
Żona jest sympatyczną, bardzo lubianą osobą. Jestem przekonany, że rozdział o którym mówimy jest zakończony. Jedyny problem, że nie pojęła do dzisiaj, co mi zafundowała i nie jest w stanie pojąć jak często, nieświadomie, jedzie mi po otwartych ranach. I tak krok po kroku sama amputuje moje uczucia, choć chciałaby mieć/odzyskać w miarę szczęśliwą rodzinę. Sam czas niestety tych ran sam nie leczy.

Dlatego najlepszą radę jaką mogę dać z mojego doświadczenia to dobitne zasugerowanie niewiernej partnerce skorzystania z neutralnej porady fachowca. Czy psycholog, czy ksiądz nie stanowi różnicy. Inaczej, mimo najlepszych chęci wyjdzie zapewne słoń w składzie z porcelaną i wiadomo powszechni co jest dobrymi chęciami wybrukowane.

Tego nie da się moim zdaniem załatwić terapią par. I tym optymistycznym akcentem …
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group





Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty
- powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek...
Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !











Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości






Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9