Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Delirium............ jak kojarzę to jesteś z Płocka lub okolic............. jest w Płocku kapłan:x.Kaniecki.Facet zna dobrze problem nałogu.Zapewne pomoże.
Do tego masz w Płocku kanonizowanego alkoholika :Talbota(Płock-Trzepowo par. św. Aleksego).x.Kaniecki organizuje spotkania trzeżwościowe
delirium napisał/a:
Mam spore problemy z tym kim jestem, jaka powinnam być
no cóż.............. dlatego jesteś alkoholiczką.Bo trzeba było uciekac przed sobą........bo wstyd.....bo lęk.....
PD
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-03, 21:56
Kod:
[i]Mam spore problemy z tym kim jestem, jaka powinnam być. Nie jaką inni chcieliby mnie widzieć (łapię się na tym), ale żeby jakoś to grało z tym co we mnie, w co wyposażył mnie Bóg jako człowieka, osobę, kobietę. Tu też tkwi problem, jakoś chyba (podobno) mało we mnie kobiecości. może związane rzeczywiście z niskim poczuciem wartości, ale jakoś to we mnie się nie rozwinęło. Jakoś............? Lepiej, bardziej swobodnie czuję się jako......"nijaka" Tak czuję się lepiej, bezpieczniej, nie rzucając się w oczy. Tak..............żeby istnieć skoro już żyję ale najlepiej, żeby inni nie za bardzo mnie zauważali, przynajmniej, żeby................może nie taką jaką jestem? Jakoś jeszcze sama nie do końca to rozszyfrowałam. [/i]
ależ tu duzo mojego hmmm
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-05, 01:52
Witaj ponownie Renatko.
Wiesz.....jakoś mnie tak zachwyciłaś/poruszyłaś, jakaś takaś mi znajoma (nie wiem jak to okreslić),że wciąz o Tobie myślę.....i....
żeby "odetchnąć",postanowiłam to z siebie "zrzucić"
Cudzysłów ma znaczenie....żeby nie było,że przez Ciebie nic innego nie robie i się męczę
Mam problem. Moje relacje interpersonalne.
Twój główny problem(według Ciebie) ..... nieprawidłowe relacje z ludźmi.......brak komunikacji,izolacja,kłopoty w małzeństwie,rodzinie.
Z tym tu do nas przyszłaś,to chcesz zmienić,a właściwie.......nie chcesz,tylko musisz,bo tego oczekuje od Ciebie Bóg,rodzina,tak podpowiada Ci rozum.
Szczytny cel,naprawdę,tylko wiesz co?.......to się może nie udać.
Szansa na zmianę jest i owszem,ale tylko wtedy, kiedy zapragniesz tej zmiany nie tylko ze wzgledu na innych,ale przede wszystkim dla samej siebie.....kiedy zamiast "muszę", bedzie "CHCĘ".
Dziś nie bardzo chcesz,nauczyłaś się żyć nijako,bez emocji,uczuć,w samotności....tak Ci lepiej,łatwiej,bezpieczniej,znajomo,ale....czy dobrze?....czy szczęśliwie?..........hm...
Nie kochana i nie akceptowana przez samą siebie,zniewolona przez włąsne ograniczenia i lęki,zamknieta,odizolowana,otoczona murem obojetności........nie zyjesz,ale....trwasz.
Marnujesz ten wielki dar jakim jest zycie.
Bóg stworzył Cie na swój wzór,dał miłość,wolność,talenty, dał narzędzia.
Dał Ci wszystko co niezbedne,aby ŻYĆ.
Kocha Cię i chce Twego szczęścia,ale........nie zrobi nic bez Ciebie,ani za Ciebie.
Pomoże,wesprze,poprowadzi,ale nie wyręczy.
ON czeka...czeka na Twoje "CHCĘ",a potem dalej RAZEM....TY i ON
Daliście rade lata temu(przestałaś pić) ,dacie i teraz.
Jest tylko jeden warunek....musisz CHCIEĆ.
Czy chcesz?........tego właśnie nie jestem pewna.
Raz...niby coś tam chcesz,innym razem,że nie.....że w zasadzie dobrze Ci jak jest.
Nie chcesz sie prawdziwie komunkiować, nie chcesz do ludzi i z ludźmi....a niech mi wszyscy świety spokój dadzą.
Piszesz.......Mam spore problemy z tym kim jestem, jaka powinnam być. ......
No właśnie....i moim zdaniem tu jest źródło wszystkich innych problemów....tylko
...jak chcesz sie dowiedzieć kim jesteś,kiedy tak sama siebie "zniewoliłaś"???
Póki nie zburzysz tego muru,nie uwolnisz uczuć i emocji.....nie dowiesz się.
Tłumienie uczuc i emocji to najgorsze co możesz dla siebie i innych zrobić.
Nie wiem ile czasu,lat tak działasz,ale na dłuzszą metę zwyczajnie sie nie da.
Tez próbowałam pobić rekord....do czasu.
Może Ci sie wydawać,że dajesz rade,bo egzystujesz jeszcze.......jeszcze!!!.
"Żyjesz"/egzystujesz se "spokojnie" w swojej samotni,nie płaczesz,nie złościsz sie,nie krzyczysz,pracujesz, dziećmi jakoś się zajmujesz ........ na pozór "ok".........bo.....zrzera Cię po cichu,od środka.
.....a to głowa boli,a to serducho,czy żołądek niedomaga, a to w krzyżu strzyknie,a to spać sie chce,albo przeciwnie nie mozna,a to pamieć zawodzi,a to sił i chęci brak...............itp...itd.
Ks. Marek Dziewiecki pisze......
Emocje to wewnętrzny przyjaciel, który mówi nam prawdę o nas samych i o sytuacji, w której się znajdujemy.
.....są cennym darem od Boga. Darem, który umożliwia nam dostęp do prawdy o naszym życiu...... są nie tylko źródłem informacji. Niosą ze sobą także energię i motywację do działania.
Dzisiaj jestes jak ta napompowana piłka,którą usilnie próbuje sie wcisnąć pod wodę.
Renatko....nie jestem wszechwiedząca,nie wszystko wiem,nie znam się....nie znam Ciebie i nie muszę mieć racji.
Próbuje sie utożsamić,coś wydedukować na podstawie Twego pisania....korzystam tez z własnych doświadczeń....tyle.
Możesz wziąć pod uwage,ale nie musisz.
Teraz trochę z cytatami.....
Fajnie być w gronie fizycznych osób, którzy ........................... Po prostu móc być. Móc być sobą. To, co mówil Nalóg. Nie pytają.................................Siedzisz sobie, jesteś, możesz być, masz prawo być jaki jesteś.
W domu wśród swoich nie mam takiego "luksusu".
....a czy sama sobie ów luksusu nie odebrałaś?
Dzieciństwo mam przerobione. Juś mnie nie trzyma. Wydawało się, że wszystko będzie O'key, na prostej drodze, postarać się i będzie robiło się lepiej .A tu...........okazuje się, że guzik z pętelką.
Myślę, że zostało mi do przerobirnia moje małżeństwo. Też było sporo sytuacji nieciekawych, na które też złożyły się różne aspekty
1. osoba męża, jego też traumatyczne przeżycie z dzieciństwa (i nie tylko)
2. moja osoba. Teraz dzieciństwo mam przerobione, wtedy byłam jeszcze bardziej emocjonalnie niedorozwinięta. W ogóle na poziomie nimowlaka i to poranionego.
Z czynś takim nie mogło się udać.
Dlatego tyle potwornych upadków i sięgnięcie "dna"
Teraz z wielu rzeczy wyszłam zupełnie całkowicie, ale................te nieszczęsne doświadczenia z okresu małżeństwa, chyba na razie są nie do pokonanoe.
...a moim zdaniem,to nie małżestwo masz do przerobienia,ale........okres długo, długo przed.
Ktoś,lub coś przyczyniło się do tego jaka jestes. ....... ukształtowało tak a nie inaczej.
Coś skrzywiło rzeczywistość, obraz siebie.....spowodowało,że mówisz o sobie....słabeusz,nieudacznik.....nie umie, nie potrafię, nie dam rady....nie warto,bo i tak bedzie źle.....jestem gorsza.....itp
AA tak, super, na bieżąco i to żeby poczuć się dobrze między ludźmi, zroumienie ale muszę "przerobić' historię swojego małzeństwa, żeby..............móc iść dalej, umieć sobie radzić z sytuacjami codziennego dnia, a nie zwiewać, chować głowę w piasek. trwać.........................w .................beznadziejności?
....po raz kolejny i któryś już tam....."przekonujesz"...nas,siebie(nie wiem) ,że dzieciństwo już przerobiłaś i że małżeństwo do przerobienia zostało.
Jestem innego zdania,a dlaczego?
dlatego.....
Chcąc przebaczyć mężowi miałam między innymi wypisać na kartce to co dobre w moim mężu. I............przypomniało mi się, że na początku wieloma umiejętnościami mojego męża byłam zachwycona. I w ogóle nim, jak sobie radzi (wtedy radził) w życiu pomimo inwalidztwa.
Teraz, przypomniało mi się to co mu kiedyś powiedziałam,.................że........(jest taki fajny, wspaniały, tyle potrafi - chodzi o sens)..........dokładnie nie pamiętam, i że gdyby był zdrowy, nie inwalidą to w ogóle nie chciałby zwrócić na mnie uwagi, na pewno nie chciałby być ze mną. Że nie dorastam mu do pięt. Wtedy chyba zaprzeczył, ale ja nigdy w to nie uwierzyłam.
.....i na tym koniec....narazie...może
[ Dodano: 2012-07-05, 01:55 ]
Ps.
Zapomniałam.....to jak zyjesz,jak sie czujesz....typowe oznaki depresji.
Tak na marginesie.
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-05, 12:00
Witam!
Lena, dzięki, że napisałaś. Poruszyłaś mnie trochę, moje emocje. Po przeczytaniu gdybym miała coś powiedzieć chyba głos by mi trochę drżał. Biesamowita życzliwość z TWOJEJ STRONY a przeciać wcale mnie nie znasz.
Rzeczywiście moim podstawowym problemem jest nieumiejętność życia i nieprawidłowe relacje z ludźmi (albo odwrotnie). Jedno z drugiego wynika albo w jakiś sposób się wiąże.
Wiele z tego co napisałaś jest prawdą.
Zastanawiam się KIM JESTEŚ Z ZAWODU, - i - albo - JAKIE MASZ DOŚWIADCZENIE w..................pracy z człowiekiem?
Rzeczywiście, chcę zmienić się przez rozum. Może nie tylko bo trzeba, bo dla swoich itp. Również chciałabym dla siebie. Przez rozum, który mi podpowiada, że warto.
Że nie chcę? Bardziej, że nie potrafię chcieć, to mnie przerasta. Ba, nawet nie potrafię się poddać jeśli coś zaczyna się dziać. Tak dzieje się na AA. Na początku jakbym się............otwierała, ale jakoś znów zblokowałam się, jestem, ale bardziej..............rozumowo. Chodzę, mam postanowienie, że będę chodzić prawie zawsze, ale............zauważyłam, że czasami zaczynam się nudzić. Niby coś powiem o sobie, ale jednak się blokuję. Masz rację, że to jest mi swoiskie, znajome, czuję się dobrze bezpiecznie. I to nie to, że nie chcę inaczej. To inaczej zupełnie mnie przerasta, jest nieosiągalne, ba, myślę, a nawet jestem pewna, że mogłoby mnie zabić.
Na którymś spotkaniu na AA powiedziałam, że zbyt raptowne otwieranie się na człowieka zabiłoby mnie. I...........chyba jakoś wycofałam się z tego otwierania się. Dlaczego? to nie świadomie czy z rozmysłem. Inaczej nie potrafię, gdzieś wystraszyłam się tego co zaczynało się we mnie dziać. To ponad moje siły, możliwości. Zaczynałam "wariować" gdzieś w środku.
Jeszcze coś napiszę. W maju byłam w Gorzkowicach na Mszy św, z modlitwą o uzdrowienie. Prosiłam o................miłość w moim sercu, to żebym umiała kochać (jedyne co przyszło mi do głowy, myślałam, że najważniejsze, pojechałam głównie z moją córką i nie myślałam, żę mogłabym coś dla siebie chcieć. Musiałam szybko pomysleć.).
I.............gdy modlili się nade mną wzięło mnie na atak śmiechu. Ksiądz powiedział, żebym się temu poddała, ale nie potrafiłam, wystraszyłam się. To było silniejsze ode mnie. Jakaś wewnętrzna reakcja, że tak nie wypada, żebym ryknęła śmiechem. I........zblokowałam się, jakbym przestała odczuwać. Potem bardzo się źle z tym czułam, żałowałam, że zmarnowałam coś co Bóg chciał mi dać ale..............taka reakcja była silniejsza ode mnie.
Napisałaś, że w takiej swoistej izolacji czuję się pewniej, jest mi znajome. I owszem. Ale nie tylko o to chodzi. Inaczej nie dałabym rady żyć. Nie potrafiłabym w ogóle funkcjonować. Czy przeżyłabym chociaż jeden dzień? Nie jestem tego pewna. Chyba musieliby mnie zamknąć w wariatkowie i zaaplikować jakąś bardzo silną dawkę uśmierzającą tak, żebym nie miała możliwości nic myśleć ani czuć, ani rozumieć. Żeby.....................wykluczyć mnie ze społeczności żyjących, bo nie nadawałabym się do tego. A chyba nie o to chodzi. Może nie najciekawiej wygląda to moje życie, ale myślę, że całkiem znośnie i......................może nie idealnie, ale coś tam moje dzieci ode mnie korzystają. jestem z nimi. Jakoś wywiązuję się z tego co powinnam im dać. Nie najlepiej, ale najlepiej jak potrafię.
Czy marnuję dar życia? W pewnym sensie może tak. Ale żyję najlepiej jak potrafię, na ile mnie stać. I...................chociaż może tego nie widać to PRACUJĘ NAD SOBĄ. Bóg widzi na ile. On wie jak się to ma do moich możliwości. Dlatego jest cały czas ze mną i bardzo mnie wspiera.
Co do Boga, że pomoże wesprze. Wiem. Jestem przekonana. Pewna, że na nim można polegać. ale....................tak naprawdę, chyba tylko na Nim. Dlatego tak wiele mi się już udało i nadal "udaje".
Ale....................wybacz. Co do relacji z ludźmi. Tego nie jestem w stanie zbudować z Bogiem, nawet przy jakiejś tam pomocy ludzkiej. Bo to właśnie relacje z ludźmi mam zaburzone. Moja relacja z Bogiem jest.?????????????????? Może trudno samej obiektywnie to ocenić, ale całkiem dobra. Może.....................nie do końca potrafię całkowicie............polegać?..................oddać wszystko i nie martwić się.............? Ale i to powoli się staram.
To wcale nie takie proste, nawet jeśli "chcę".
W domu..............raczej wsparcia w tej kwestii nie będę miała. Owszem dorosła córka z chęcią by mi pomogła. Pewnie na drugą też mogłabym liczyć, ale ona jest w okresie dojrzewania, przecież nie będę obciążać dzieci. Ta dorosła...................sama ma bardzo dużo problemów. Chłopcy? jeszcze młodsi. Bez sensu.
Czy wyobrażasz sobie poprawę relacji z ludźmi, jeśli nie masz nikogo z kim te relacje możnaby naprawić? Tak naprawdę, żeby były blisklie? To jakaś paranoja. Obłęd.
Pisałaś o przerobieniu mojego życia.
Chodziło mi, że mam przerobione od strony grzechu i przebaczenia. jakbym wyszła na prostą przed Bogiem. Ale nie wiem czy na pewno to już prosta.
Co do uczuć? emocji? To trudne. Sama nie wiem, nie jestem pewna czy coś było ruszane, czy zupełnie nie.
Co do tego od kiedy żyję w izolacji, czy mam problem z kontaktem z ludźmi.
OD ZAWSZE.
W większym lub mniejszym stopniu, ale nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była sobą czy dobrze się ze sobą czuła w swoim towarzystwie. Tak się z tym zrosłam jakby to była moja natura, jakby tylko tak było możliwe, jakby tak było prawidłowo.
Trochę nie masz racji co do bezsenności, płaczu.
Kiedyś płakałam jak nie mogłam sobie poradzić................itp, nawet dużo, zwłaszcza jak miałm jakiś konflikt z drugim człowiekiem. Ale .to już przeszłość. raxczej nie zdarza mi się płakać. Podobnie nie ma problemów ze snem. Jakoś wyćwiczyłam się, że gdy mam problem, głowa do poduszki, myśl, że muszę się od tego oderwać 1,2 minuty i śpię.( może trochę przesadzam, ale po 5 minutach z reguły śpię). Taka obrona organizmu, psychiki. Może nawet często nie myślę, ale gdy pojawia się problem, to robię się tak bardzo śpiąca, że sobie z tym nie radzę i muszę położyć się spać. Na? 1 godz. a nawet 1,5 czy 2. Taka obrona organizmu, żeby nie dać się wykończyć. Jest we mnie taki priorytet, że pomimo lekko zaangażowanego wieku mam bardzo młode jeszcze dzieci i nie mogę dać się wykończyć bo jestem im bardzo potrzebna. ( Najmłodszy ma dopiero 11 lat)
Podobnie nie ma bólów głowy. Zdarzają mi się naprawdę sporadycznie. Dawno temu tak. Ale przez kilka lat nie bolała mnie głowa. W ostatnim roku zdarzyło mi się 2 czy 3 razy. Jak byłam przemęczona z jakiegoś powodu.
Wydaje mi się, że teraz już nic nie może mnie zniszczyć. Zwłaszcza zewnętrzne sytuacje. Po prostu wszystko po mnie spływa.
Nie znaczy, że zupełnie. Czasami coś mnie denrwuje, jest ciężko czy coś w tym stylu. Ale wydaje mi się, że już nie na tyle, żeby mogło mnie zniszczyć, żebym nie dała sobie rady.
Ale.....................................bliskośc drugiego człowika (myślę, że) bardzo szybko mogłaby mnie całkowiecie pogrążyc. i to do...................nieuratowania.
Może dlatego taka obrona organizmu, że się nie daje otworzyć. Po prostu nie mam do tego..................? warunków, możliwości. I w ogóle.......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................to co "przrobione" nie nadaje się, żeby o tym pisać.
Pozdrawiam
lena [Usunięty]
Wysłany: 2012-07-06, 00:59
Zastanawiam się KIM JESTEŚ Z ZAWODU, - i - albo - JAKIE MASZ DOŚWIADCZENIE w..................pracy z człowiekiem?
...hm.....czasem szewc bez butów chodzi,a psycholog u kolegi na kozetce leży
Byłam sprzedawcą, referentem,sekretarką,potem rencistką.....od lat nie pracuje.
Nie mam tez żadnego doswiadczenia,no chyba,ze....własne.
Tak naprawdę Renatko,to ja niczego nowego nie napisałam,nic ponad to co czego byś Ty sama nie pisała i nie wiedziała.
Tak ...myślę,że wiesz,znasz teorie,a praktyka?......no cóż...nie od razu Kraków zbudowano.
Mój post....jakies poruszenie....emocje.
AA....j.w.
To już coś :)....a ,że za moment ponowne zamknięcie?.....CZAS...
Wystraszyłaś się...podobnie jak dziecko stawiające pierwsze kroki....1 kroczek,drugi kroczek,ekscytacja i.....pośladki.Nawet fajnie było,ale......bolało.Wycofanie i znowu......1,2,3 kroczek,wieksza ekscytacja i.......pośladki....ała...itd...itd...itd.....coraz bardziej do przodu.
Renatko...byłam jak Ty....a w kazdym bądź razie podobna.
Wystarczająco oberwałam od życia....."musiałam" się zmienić.
Na poczatku było "muszę"........dla dzieci,ale...... i "chcę" w końcu przyszło.
....a wszystko zaczęło sie tu.
Pisałaś o przerobieniu mojego życia.
Chodziło mi, że mam przerobione od strony grzechu i przebaczenia. jakbym wyszła na prostą przed Bogiem. Ale nie wiem czy na pewno to już prosta.
...a no właśnie....wyznałaś i zostało ci przebaczone...z Bogiem ok i świetnie,ale co ze sobą?
Co do tego od kiedy żyję w izolacji, czy mam problem z kontaktem z ludźmi.
OD ZAWSZE.
W większym lub mniejszym stopniu, ale nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była sobą czy dobrze się ze sobą czuła w swoim towarzystwie.
Czy od zawsze?....niesądzę, raczej ......od "wtedy".......
Dla mnie nieważne,dla Ciebie jak najbardziej.
Wybierałaś sie do psychologa....byłaś?
Ps.
Cieszę się,że nie boli Cie głowa,ale.....tak naprawdę nie o nią chodziło
Pozdrawiam i więcej wiary w siebie zyczę.
aaa....i nie czuj sie zobowiązana do odpowiedzi...nic nie musisz.
Pisz co i kiedy chcesz......czytaj,analizuj i czep jak najwięcej dla siebie
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 11:47
Witam!
Dawno nie pisałam. Chciałabym dużo, bardzo dużo. Nie mam pojęcia czy wyjdzie mi cokolwiek sensownie. trudno.
Coś się we mnie dzieje.
To chyba pod wpływem Mirki. Jej szczęścia.
Cieszę się, że Jej się udało. Mirka, naprawdę się cieszę. Ale też.....................potwornie zazdraszczę.
Myślę, że nie zazdrością chorą. Ale taką.................., że też tak bym chciała. Wierzyć. Dążyć. Mieć nadzieję, że kiedyś może być naprawdę dobrze.
Myślałam, chyba nawet byłam pewna, że wierzę, staram się, modlę itp.
Ale teraz dotarło do mnie coś zupełnie innego. Może czułam to wcześniej, ale jakoś się do tego nie przyznawałam.
W moim pojęciu może będzie u nas kiedyś w miarę dobrze, dobrze,.....................bardzo dobrze? ................ tak w pojęciu czysto ludzkim?..............Ale tak, żeby wszytsko, razem i z Bogiem?................To całkowicie przerasta moje możliwości wyobraźni. Nie potrafię nawet myslęc, że byłoby możliwe za mojego życia.
Może brak ufności Bogu? Może.....coś z depresji, była tak sugestia. A może.................?
Gdzieś w moim bardzo mocnym przekonaniu dobrze będzie tylko wtedy gdy będę bardzo silna. Bogiem. Ale..................jesli coś z mojej strony będzie nie tak, z czymś nie będę sobie radzić to wszystko się zawali, legnie w gruzach.
Może to chore myślenie. Ale na razie nie potrafię inaczej.
Może też dlatego wiele spraw zawalam.
Pozdrawiam.
[ Dodano: 2012-08-21, 12:03 ]
Jeszcze dodam. Nie wiem czy potrzebnie.
Może.......?jednak ludzie mają jeszcze zbyt duży wpływ na mnie? zwłaszcza kiedy są blisko?
Nie daję się, ale chyba nie potrafię jeszcze sobie z tym radzić. Za mało Boga! Zaufania, powierzenia się....itp!
Jest u nas coś takiego jak przemoc ekonomiczna. Może dzieje się lepiej, jakby...........mąż starał się..................Bóg działał.
Ale gdzieś w rozmowie padło zdanie "jak sobie nie radzisz to się powieś"
Może nie całkiem na poważnie. I starałam się tego tak nie traktować.
Ale jak jakiś zły omen. Gdzieś utkwiło. "Owocuje" Że to co dobre, to tylko pozory.
Jak wierzyć?
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 12:14
Nad takim tekstem to tylko wypowiedzieć Błogosławieństwo łamiące przekleństwo.
Postawić Krzyż Chrystusowy między tymi słowami a nami .
Pogody Ducha
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 12:25
Mąż naprawdę ostatnio bardzo się stara. Myślę, ża nawet Przekracza siebie.
Ja.......też się staram.
Tyle...............,że chyba bez wiary. Albo z bardzo małą. Taką przez rozum.
Sercem nie umiem wierzyć.
Czasami mi się udaje.? Chciałabym. Zdarza mi się tak myśleć.
Ale chyba nigdy na poważnie nie wierzę.
Świadczą o tym moje reakcje. Decyzje. To co robię bez zastanowienia. Odruchowo. Chyba (prawie) zawsze jest na "nie".
Trochę przynudzam. truję.
Zbliża się początek roku szkolnego. Wydatki. Nawet dzieci martwią się czy będą miały wszystko co potrzeba. Ja też się martwię.
Mam sporo długów. Ila mąż sfinansuje dzieci? Czy się dogadamy? Jak mądrze postepować?
Bardzo mnie to przytłacza.
Do tego stopnia, że chociaż jest między nami lepiej, to ja myślę o seperacji. Takiej nieformalnej. Od poniedziałku do piątku. Że byłoby lepiej. Lepiej radziłabym sobie.
Chyba były "informacje" od Boga, że może być dobrze, że Bóg się tym zajmie. prosiłam. Ale i tak nie wierzą. Nie potrafię się z tym uporać. Ciągle wraca.
Czy to rzeczywisty problem, czy wyolbrzymiony przeze mnie? Tego nie wiem.
To tak tylko. Chciałam sie wypisać. Nie daję sobie rady.
[ Dodano: 2012-08-21, 12:29 ]
Mirka dzięki!
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2012-08-21, 14:10
jak dobrze,że znów piszesz delirium , brakowało mi Twoich wpisów :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.