Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mallgos nigdy nie jest tak, że 100% winy leży po jednej stronie, nie znam Twojego męża aby ocenić jego postawę naprawdę nie wiem jak można pomóc Tobie. Z tego co opisujesz to może być naprawdę chory układ, bo niby co masz zdawać jakiś egzamin ze swojej postawy, nie za bardzo rozumiem o co w tym wszystkim chodzi. Niestety ja jestem troszeczkę za słaby aby Tobie pomóc i musimy poprosić jednego z Animatorów o pomoc.
Mallgos przepraszam ale tak chyba będzie lepiej.
mallgos [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-16, 09:09
mada - jestem już zmeczona szukanie winy w sobie i ciągłym naprawianiem siebie.
Mąż skłamał, bo całkowicie przekręciła moje słowa.
Nie mogę całe zycie szukac winy w sobie, a ja też mogłam czuc się niekochana, zbyt mało chwalona. To działa w obie strony.
Jeśli mąż ma 4 pasje, który poświęca cały swój wolny czas, a zonę dostrzega tylko wtedy gdy zgłodnieje i pyta co dziś na obiad. Pożycza innym pieniądze, które są rzekomo wspólne, bo rozdzielności majatkowej nie mamy i stwierdza, że ktoś prosił go o zachowanie tego w tajemnicy (a to nie były pieniądze rzedu 200zł, tylko wiecej) przede mną i on nie mógł tego kogoś zawieść, a ja jako zona musze ufac jemu bezgranicznie, zawsze rozumiec jego zachowanie - bo "inni moga nie zrozumieć, ale ty jako zona musisz i o nic nie pytaj".
Ok, nawet jeśli to ja jestem najgorsza na świecie - poddaje się. Mam już dość, tez potrzebuje być kochana, szanowana i miec u boku kogoś kto nie obgaduje mnie do innych, kto ma ze mna jakies plany zyciowe.
nie chce już analizowac czemu to wszystko się stało, nie mam juz siły, chce miec święty spokój.
Dziękuję, że macie ochotę być ze mną, wspierac i czytac ten gniew - wkońcu musiałam to z siebie wylac, bo już bym się udusiła.
Zawsze na duszy troszkę lżej.
Chce rozwodu - ok, daje mu jego upragniona wolność.
Nie potrafię spełnić jego oczekiwać, nie potrafię udawać, że nie mam żadnych potrzeb. Nie mam już siły zyć dalej w samotności.
Ja też potrzebuje miłości, szacunku, docenienia.
[ Dodano: 2012-04-16, 09:12 ]
Tolek sam fakt, że przeczytałes to wszystko to już dla mnie pomoc - bardzo ci dziękuje.
Nie rozumiem mojego męża, nie rozumiem jego pojęcia szacunku. Myslę, że popełniłam tragiczny błąd na poczatku kryzysu przyjmujac cała wine na siebie i obiecując poprawę. W ten sposób mąż rozpedziła sie w swojej autonomii.
To z pewnościa jest chore i ja mam już dość.
katblo [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-16, 09:17
Każdy potrzebuje miłości
ale błędem jest opieranie się na miłości ludzkiej, bo człowiek to tylko człowiek
jest Ktoś kto kocha Cię bardziej niż Ci się kiedykolwiek śniło...
Po coś jest ten gniew...
Jezus nie chce byśmy zamiatali to co czujemy i pragniemy, pod jakiś dywan...
On chce żeby mu to oddać.
Za mało znam Twoją sytuację, ale czasem bywa tak, że nakręcamy emocje i dajemy im sobą rządzić a zupełnie nie widzimy tego, że nie umiemy komunikować się z najbliższymi. Tutaj mówię o sobie - zamiast mówić mężowi czego chcę, co mnie cieszy, co mnie rani - uciekałam w emocje, w rozhuśtane emocje, a on z kolei uciekał od tego, wymiękał przy moim gniewie i krytyce, które w nadmiarze (dopiero dzisiaj widzę) są zaprzeczeniem bezinteresownej miłości...
Pisz tutaj, tutaj nikt Cię nie osądzi
A wyrzucanie z siebie powoduje stopniowe uwalnianie od tego co nas dręczy
Pozdrawiam
Obiecuję modlitwę
mallgos [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-16, 09:27
wiesz ja starałam się mówić mężowi czego potrzebuje, wielekrotnie prosiłam męża, by po kłótniach nie uciekał się do cichych dni, bo dla mnie to jest lincz psychiczny i wolę, by na mnie na krzyczał niz mijał mnie obrazony przez tydzień. Efekt - po każdej kolejnej kłótni ilość cichych dni wydłużała się, z tygodnia na np. miesiąc. ....
ja nie twierdze, że byłam idealna, ale przeciez nie mogę udawać, że nie czułam sie zaniedbywana jako zona, kobieta.
Jeśli ludzie pragna się pojednac - oboje to potrafia dostrzec swoje błędy. ja swoje wyznałam mężowi, powiedziałam, że żałuję, że rozumiem jak jemu było ciezko, a on na to - moim błędem było to, że nie poszedłem do specjalisty by tobie pomóc, a pragnałem tylko twojego szczęścia. Przeciez płaciłem wszystkie rachunki przez tyle lat, pracowałem, a po pracy musiałem się zrelaksowac. Dlatego potrzebuje domu, w którym jest spokój, bym mógł oddać się czynnością, które daja mi przyjemnośc. A ty zorganizuj sobie jakoś czas, jak potrzebujesz przytulenia to kup sobie misia ...
..............
już niewazne
chociaż sobie troszkę pokrzyczałam, zbyt długo dusiłam to w sobie
[ Dodano: 2012-04-16, 16:46 ]
ok, ostatnia rozmowa za nami, rozwód
jak on mnie nienawidzi, tak trudno mi w to uwierzyć, tak bardzo to boli, po prostu głaz, serce mi pęka i wściekła jestem na siebie, na swoją słabość, że taka jestem żałosna i nie potrafię pogodzić się z faktami
[ Dodano: 2012-04-16, 19:21 ]
załosna ta moja milość, żałosna ja ...
przepraszam Cię Boże za moją słabość
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-16, 23:47
Piszesz:
mallgos napisał/a:
jak on mnie nienawidzi, tak trudno mi w to uwierzyć, tak bardzo to boli, po prostu głaz, serce mi pęka i wściekła jestem na siebie, na swoją słabość, że taka jestem żałosna i nie potrafię pogodzić się z faktami
a wcześniej:
mallgos napisał/a:
Chce rozwodu - ok, daje mu jego upragniona wolność.
Jedno przeczy drugiemu. To tylko emocje przemawiają przez Ciebie.
Ty wcale nie chcesz rozwodu!
mallgos napisał/a:
Nie mam już siły zyć dalej w samotności.
To rzeczywiście nie takie łatwe, ale jak się rozwiedziesz i poznasz kogoś to myślisz, że te Twoje wszystkie rosterki nagle znikną?
Nie tak szybko.
Najpierw czas dla siebie, praca nad sobą, zbliżenie do Boga (takie prawdziwe), wyciszenie - a co będziesz myśleć wtedy to sama się przekonasz.
Narazie daj czas czasowi.
Powodzenia.
mallgos [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 08:08
Twardy, pisząc:
mallgos napisał/a:
Chce rozwodu - ok, daje mu jego upragniona wolność.
miałam na mysli, że on chce rozwodu, więc ok daje mu wolność.
Ja oczywiście, że rozwodu nie chcę, mnie jest trudno pogodzić się z tym faktem.
Emocje - masz racje jest ich we mnie zbyt dużo, właśnie tak to wszystko zepsułam.
Dziękuję ci za odpowiedź, wszystkie są mi bardzo pomocne.
Wczoraj musiałam "wykrzyczec się", siłą rzeczy zrobiłam to tu, bo krzyczenie w domu to jak rozmowa z sobą - problemy i tak pozostają niewyjaśnione.
Kiedyś spojrzę na to wszystko na spokojnie i wtedy zobacze jeszcze wyraźniej ile zepsuły moje emocje. Mąż pewnie też kiedyś zauważy, że nie wszystko w naszym małżeństwie było złe, że idealnie nie było, ale plusy tez są.
Od roku nie mogę poradzić sobie z jego odtrąceniem, gdy wracał to był obecny tylko ciałem, bez żadnego zaangażowania. Bolało i generowało emocje, które wybuchały ze mnie.
Brakowało mi takiej szczerej, uczciwej rozmowy - o uczuciach - "czuję się zagubiona, przerazona, załuję itp." A mąż (jak to facet) stosował metodę rozmowy to zrobiłaś źle, tu i tu nawaliłaś, będzie tak i tak. Dla mnie to była postawa zamknięta, troszkę jak negocjowanie kontraktu - zakres obowiązków i ścisłe trzymanie się jego wykonania.
Zero uczuć, zero zrozumienia, tylko suche rozkazy - tak to odbierałam i troszkę czułam się jak pies, który gdy jest grzeczny w nagrodę zostanie pogłaskany. Skoro do takiej pozycji się sprowadziłam to i rozwód musiał zawisnąć nad naszym związkiem, bo to świadczy o tym jaki problem jest we mnie.
Bardzo dziękuję, proszę piszcie, to naprawdę pomaga. Postanowiłam na jakiś czas zapomniec o istnieniu męża i zając się sobą, bo to stało się jakimś chorym nałogiem, który przysłania mi cały świat.
Każdą wskazówkę biorę sobie do serca, to forum i tak już wiele pomogło mi zrozumieć.
Piękne słowa - daj czasowi czas - strasznie to dla mnie trudne, ale musze się tego wreszcie nauczyć.
Pozdrawiam
Malłgoś1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 15:45
Jak Cię czytam mallgos to dokładnie tak jak u mnie.Identycznie, tylko mąż się wyprowadził 1,5 roku temu. Chyba nie wytrzymał tych kłótni. Jak pisałam w swoim temacie rok czasu potrzebowałam, żeby otworzyć się na męża,zrozumieć nasze błędy on zabiegał chciał wrócić, ale mi było dobrze, spokój, wszystko jakoś się kręciło. Odkąd zaczęłam się za niego modlić zapragnęłam żeby wrócił, że jakoś będę więcej słuchała, ale on powiedział, że już nie chce. Ja walczę bo go kocham! Jeszcze rok temu nie przeszło by mi przez gardło to słowo.
mallgos [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 16:44
Malłgoś wiesz u mnie to jest o wiele bardziej skomplikowane, podobieństwo zapewne jest w nieujarzmionych emocjach, ale sam przypadek zupełnie inny.
Ja mam w sobie ogromny ładunek emocji, z którymi sobie coraz lepiej radzę, jednak sa jeszcze takie dni jak wczoraj i wszystko wskazuje na to, że punktem zapalnym jest mój mąż.
Dużo do myślenia dał mi wywód Twardego i .... muszę się wyciszyć i poszukać siebie.
Będę tu pisać cały czas cokolwiek mi ślina na język przyniesie, bo daje to ulgę, możliwosć przeczytania później tego na chłodno i zweryfikowania na ile to emocje, a na ile fakty. A przede wszystkim wasze opinie, które dają do myslenia, niezaleznie od tego czy się z nimi zgadzam czy nie.
[ Dodano: 2012-04-18, 20:36 ]
koniec ostateczny
chciałabym coś napisać, ale nawet nie wiem co
żal, poczucie przegranej ...
czuję się sponiewierana ta walką, odrętwiała, a może bardziej zobojętniała - w sumie to lepsze od bólu
[ Dodano: 2012-04-18, 20:38 ]
najgorsze jest to, że dziś mam poczucie, że on ma 100% racji
tak żałuję, że nie potrafię cofnąć czasu
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.