Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Pisałam już wielokrotnie że ja przerobiłam swoje współuzależnienie i przerabiam to co zostało do zrobienia. Dziś również weszłam na stronę S - Anon i zrobiłam test i wiem co jeszcze jest do zrobienia a co zostało zrobione nie potrzebuję waszego nacisku a już tym bardziej naśmiewania
oh Regino,
zrobiłas test, i juz wiesz co masz jeszcze przerobić a co już nie....?
zapytam zatem ile trwała twoja terapia?
kto zdiagnozował uzaleznienie mężą? jaki psycholog sexuolog u niego stwierdził sexoholizm?
jakie to były terapie jak piszesz, które nie dawały rezultatów u mężą, jacy specjalisci
i przedewszystkim co diagnozowali WAM w trakcie tej terapi? bo z tą opinią sie nie zgadzałaś jak pisałaś
Eromik [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 16:38
Każdy,
chyba każdy jest tu na forum bo jest w kryzysie, rozpoczyna swoją walkę o zdrowienie bądź ją kontynuuje i bardzo cenne jest to, aby mieć miejsce w którym każdy w w sposób wolny może pozwolić aby z jego serca wylało się, to co często go zatruwa, to co nurtuje bądź odkryć swoje problemy i po prostu się im przypatrzeć.
Moje doświadczenie życiowe, myślenie i radzenie sobie tak a nie inaczej, jest moją historią życia i każdy z nas ma inną, swoją własną.
Czytając wypowiedzi na forum, ogólne lub bezpośrednio do mnie nigdy nie odczułam, że ktoś mnie atakuje, narzuca, próbuje mną manipulować. Sama też nie miałam nigdy takich intencji. Po prostu trwa ożywiona dyskusja, która ma różne formy ale jest WYJĄTKOWO CENNA.
Myślę, że często się nie rozumiemy, bo czasami nie da się przelać tego co tak naprawdę jest w zamyśle i najgłębszych doświadczeniach, bo każdy z nas o swoim życiu mógłby napisać super książkę
Pozdrawiam wszystkich forumowiczów i życzę owocnych dyskusji.
Regina22 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 16:40
Zrobiłam test bo od lat opieram się na tym co tam jest wypunktowane by samemu się rozeznać mi bardzo pomaga. Kiedy tata był uzależniony lekarze, psycholodzy z terapii uzależnień radzili jak postępować,czego unikać. Mama dodatkowo uczestniczyła w spotkaniach organizowanych przez parafię na temat uzależnień. Dużo czytałam, dużo sama przerabiałam. Nie byłam jednak na terapii indywidualnej.
Uważam że na razie jej nie potrzebuję jeśli zajdzie taka potrzeba skorzystam.
Pomoc w uzyskaniu wiedzy na temat uzależnienia męża na początku jak sama pisałam szukałam w złych źródłach, gdyż nawet nie widziałam że to co robi to nałóg. Po ślubie kiedy wszystko zaczynało być bardziej wyraźne udało mi się trafić na stronę http://sanonpolska.republika.pl/test.htm gdzie znalazłam pomoc i wskazówki dotyczącego tego co dzieje lub co może dziać się z moim mężem. Odkryłam prawdę, postawiłam granicę i mąż się wyprowadził, dalej wiesz.
Mąż udał się sam do ośrodka leczenia uzależnień u nas w mieście do terapeuty zajmującego się uzależnieniami. Tam właśnie kobieta stwierdziła że może dobrym wyjściem przed powstrzymaniem się przed zdradą będzie zaspokojenia się samemu. To właśnie z tym się nie zgodziliśmy oboje bo jakie to wyjście skoro on z tym też ma problem?! Na szczęście nie spodobało się to również mężowi i postanowił udać się do drugiej osoby tym razem był to zwykły psycholog, który słusznie zdiagnozował jego uzależnienie jednak jak sam słusznie przyznał nie był w stanie pomóc mężowi gdyż najlepszym wyjściem będzie dla niego podjecie leczenia w grupie a nie terapia indywidualna. Takiej grupy nie udało się zorganizować. Znaleźliśmy więc w Warszawie pomoc. Mąż sam zadzwonił do centrali gdzie podany mu został numer do osoby z którą miał dalej się kontaktować. Dostał ulotki, potrzebne informacje o mitingach. Postanowił na nie pojechać. Zniechęcił się po tym jak do spotkania nie doszło przybyło na niego 3 ludzi i nie wiem mąż opisał że z niefnością na siebie popatrzyli i się rozeszli.
Mąż bardzo broni się przed spotkaniami w grupie nie wiem czy to co tam zaszło to prawda czy po prostu uciekł. Od dłuższego czasu staram się nakłonić i ja i druga osoba która w tych spotkaniach uczestniczyła że to nie jest nic strasznego. Mąż tłumaczy się tym że wstydzi się otworzyć, że nie wie co powiedzieć że przeraża go to że to taka wielka tajemnica z tymi spotkaniami tak trochę jak konspiracja. Wiem ze takie gadanie i tłumaczenie się by przed tym się ustrzec. Dziś mam na ten temat z nim rozmawiać. Po ostatniej porażce z tym że sam nie dał sobie rady choć odniósł dużo zaczyna się łamać więc jest nadzieja.
[ Dodano: 2012-04-17, 16:44 ]
Eromik dokładnie tak jak piszesz Mam wrażenie że w sprawie uzależnień i współuzależnień się nie rozumiemy ale w innych kwestiach jak najbardziej
Malwina75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 17:18
Regina22 napisał/a:
Mąż bardzo broni się przed spotkaniami w grupie nie wiem czy to co tam zaszło to prawda czy po prostu uciekł. Od dłuższego czasu staram się nakłonić i ja i druga osoba która w tych spotkaniach uczestniczyła że to nie jest nic strasznego. Mąż tłumaczy się tym że wstydzi się otworzyć, że nie wie co powiedzieć że przeraża go to że to taka wielka tajemnica z tymi spotkaniami tak trochę jak konspiracja. Wiem ze takie gadanie i tłumaczenie się by przed tym się ustrzec. Dziś mam na ten temat z nim rozmawiać. Po ostatniej porażce z tym że sam nie dał sobie rady choć odniósł dużo zaczyna się łamać więc jest nadzieja.
Regineczko kochana, takie długie posty, tyle wysiłku wkładasz w swoje pisanie, a potem taki fragment jak powyżej i podajesz przykład klasycznego współuzależnienia.
Spójrz - nie byłaś na takich spotkaniach, ale tłumaczysz mężowi, że to nic strasznego.
Skąd wiesz, co dla niego jest strasznego, a co nie? Skąd wiesz, jak takie spotkania wyglądają?
Mąż się wstydzi, ucieka, Ty jednak z nim rozmawiasz, tłumaczysz, usilnie przekonujesz.
Mąż tłumaczy Ci przyczyny swojej niechęci do spotkań, Ty jednak wiesz, że to takie gadanie, a w gruncie rzeczy jest inaczej. Wiesz lepiej od niego samego, co czuje, jakie ma powody, przyczyny, emocje. Od dłuższego czasu go próbujesz nakłonić, plus do tego jeszcze osoba z zewnątrz (gdzie sprawa jest przecież intymna (nałóg nałogowi nierówny, o ile picie alkoholu jest modne, o tyle problemy na tle seksualnym, zwłaszcza u mężczyzn są czymś upokarzającym i wstydliwym) i samo to już może powodować blokadę). Nakłaniasz, stoisz, kontrolujesz, oczekujesz. Ty. A kto jest uzależniony?
Jednym słowem, jesteś bardziej zaangażowana w to wyzdrowienie od niego samego w tym momencie, emocjonalnie, energetycznie - a najgorsze jest, że tego jeszcze nie widzisz, nie dostrzegasz....
W tej forumowej dyskusji dziewczyny rzucają chlebkiem, Ty kamienie widzisz....Dlaczego?
Reginuś, przyjmij, że wszyscy są tu Ci życzliwi - bo tak jest. Nie wyobrażam sobie inaczej.
Z Panem Bogiem, Kochana.
Regina22 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 18:51
Jednym słowem, jesteś bardziej zaangażowana w to wyzdrowienie od niego samego w tym momencie, emocjonalnie, energetycznie - a najgorsze jest, że tego jeszcze nie widzisz, nie dostrzegasz....
Malwino jak to nie widzę przecież mówię że jestem zaangażowana, to są moje celowe działania mające na celu jedno by mąż podjął leczenie i wyszedł z nałogu. Mówiłam już że moja rola jest do momentu uświadomienia uzależnionemu swojego nałogu i do przekonania go do leczenia resztę czyli to jak on skorzysta z tych spotkań to już jego, ja za niego się nie wyleczę, ja za niego tam nie pójdę, ja za niego nie dzwonię, nie umawiam się i nie chce już naprawdę prowadzić dyskusji czy to jest klasyczne współuzależnienie czy nie. Ja robię to co chcę i to co uważam za słuszne przyjmuję że inni mają inne zdanie w tym temacie. I wiem że większość się nie zgadza z pomocą uzależnionemu ja jednak mam inne zdanie.
Jak inaczej zachęciła byś, bądź nakłoniła osobę uzależnioną do terapii? Powiedziałam już że ja nie jestem za zostawieniem uzależnionego samego sobie. To co robię mnie nie krzywdzi. Ma ktoś jakieś pomysły radę lepsze od tego co robię???
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 19:13
jest to w zasadzie instrukcja interwencji do jednego uzaleznienia-ale uzaleznienai sa najcześciej podobne do siebie
Norbert wczoraj z innej strony podałam to samo tu na forum I właśnie tym się kieruję
Eromik [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 19:32
Norbert,
po przeczytaniu twoich postów po prostu padłam
Gdzie ty się dowidziałeś takich rewelacji, ŻE TERAPIA WSPÓŁUZALEŻNIENIA ODCZŁOWIECZA.
Ja ci chyba wyślę moje zdjęcie . Przechodziłam dwie terapie współuzależnienia, grupową i indywidualną, życie mi uratowały dosłownie i w przenośni. Życie fizyczne, emocjonalne i duchowe. Naprawdę i co więcej pozostałam jeszcze człowiekiem.
Jeśli to się nazywa odczłowieczenie to ".....ja chcę jeszcze raz" jak mówi osiołek ze Shreka
A może myślisz, że jestem odczłowieczona bo mam radykalne podejście do nałogowców.
No też nie, to wynika z mojej pracy w "środowisku" a dokładnie wśród najbardziej skrzywdzonych, najbiedniejszych ofiar ludzi uzależnionych - ich dzieci. Cały mój świat rodzinny i zawodowy kręcie się wokół uzależnienia i współuzależnienia.
Norbert, ty naprawdę przechodziłeś terapię pod tymi adresami co podałeś?
Nie mogę uwierzyć.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 20:02
Eromik napisał/a:
Norbert, ty naprawdę przechodziłeś terapię pod tymi adresami co podałeś?
Nie mogę uwierzyć.
eromik nie musisz sie wysilac w dalszej analizie
12 kroków przechodziłem ...jakies inne terapie też
i nie istotne czy musiałem czy nie musiałem
chcesz wprost to masz czy jestes człowiekiem???
napewno tak eromik
ale stosunek twój do ludzi z uzaleznieniem
jacy by nie byli eromik
jest prawie wymiotny
ale to nadal ludzie
nie zapominaj o tym!!!!!
i nie wysilaj sie dalej w analizach mnie
..mojej postawy czy czegos innego
skup się nad soba swym współuzaleznieniem i podejściem do uzaleznionych
jestes pojętana..przechodziłąs terapie znasz pojęcie GRANICA
zatem to jest moja granica i mówie STOP
to tyle w temacie
Malwina75 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 20:07
Regina22 napisał/a:
Mówiłam już że moja rola jest do momentu uświadomienia uzależnionemu swojego nałogu i do przekonania go do leczenia
Hmm, pomoc w uświadomieniu uzależnienia - tak.
Ale przekonanie go do leczenia - hmmm???
Zrozum, że jak mąż zechce sam prawdziwie i naprawdę się leczyć, to nie będzie potrzebował Twoich zachęt, przekonywań, argumentów, próśb, gróźb.
Nie będzie też dla niego żadnych przeszkód - czy grupa za mała, czy patrzą wilkiem, czy daleko, czy drogo - nie będzie przeszkód, pod warunkiem, że SAM będzie chciał wyjść z nałogu, bo tylko to jest gwarantem powodzenia terapii.
Ty piszesz, że pomagasz, a ja uważam, że ta Twoja pomoc przeszkadza. A dowodem jest to, że jednak mąż nie uczestniczy w terapii, ucieka, wykręca się, wstydzi, nie chce rozmawiać, trzeba go przekonywać.
Pomoc uzależnionemu - jestem jak najbardziej za! Ale pomoc mądra, a nie wynikająca z chorych pobudek (współuzależnienia, własnych nieterapeutyzowanych dysfunkcji).
Jeśli jesteś osobą w pewnym sensie chorą - to musisz przyjąć, że ta pomoc nie jest doskonała. Pozwól SOBIE samej pomóc, spotkaj się ze specjalistą w sprawach współuzależnienia i rozmawiaj na terapii o SOBIE, nie o mężu.
Samo to, że tak wiele energii i czasu, emocji poświęcasz CUDZEMU (bo nie Twojemu) nałogowi, to też oznaka współuzależnienia.
Regina22 napisał/a:
Jak inaczej zachęciła byś, bądź nakłoniła osobę uzależnioną do terapii?
Zadaj sobie pytanie - w czym przeszkadza Ci nałóg męża.
Ustal sobie to - kiedy i jak przeszkadza.
Zwerbalizuj, poinformuj męża o tym, że ma wybór. WYBÓR (bo teraz nie musi wybierać, stąd jego ociąganie się, by wziąć się na poważnie za leczenie).
Albo terapia i rodzina, albo folgowanie nałogowi i samotność. To będzie jego decyzja, jego wybór. Jedynie taka sytuacja może spowodować, że może coś zmienić.
Może, nie musi, może będzie wolał żyć jak chce, bez wiecznego ciosania mu kołków na głowie o terapiach, metodach, nałogach, spotkaniach.
Boisz się, że może wybrać tę samotność z nałogiem, dlatego kurczowo trzymasz się swojego sposobu. Metody osoby współuzależnionej.....
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 20:41
Eromik aby nie wyszło żem bufon i mam muchy w nosie
napisze cos na swój temat....
na 18 lat mego małżenstwa wydarzył sie pewien epizod...
mój epizod całkowite pogubienie..całkowite rozwalenie emocjonalne
na tyle dziwne i niezrozumiałe dla mnie samego jak i dal mojej zony
zona zapewne po dłuzszych wnioskach..tudziez konsultacjach zewnętrznych
zdiagnozowała to jak zapewne wówczas czuła
nie godziłem się z tą diagnozą ,ale moje udowadniane i zaprzeczanie
pograżało mnie coraz głebiej..zatem powoli zaczynałem szukac ratunku
dla siebie..dla naszej rodziny...i w zasadzie małżeństwa
to co robiłem dawało mi coraz głebsze pzresledzenie tematu....
z obu stron nie tylko jednej typu uzalezniony....
chodziłem,rozmawiałem ...szukałem kontaktu z ossobami z drugiej strony bramki
by zrozumiec swoją sytuacje i to co może czuc zona
dzis jest super...ukształtowałem faceta w pełni świadomego..za ewentualne moje błedy...i w miare czującego co ma szanse tkwic w sercu zony....
ale ta krucjata jaka rozpoczynałem w sobie i wokół wlasnego zycia
dała cel....
a celem stało sie wspomagac facetów w podobnej sytuacji jaka spotkała mnie
lub tych jacy zapragneli zmienic swe życie
i skończyc z napiętnowana przeszłościa
i czemu pisze odczłowieczenie ???
bo znam to właśnie z relacji tych facetów..jacy stają sie bezsilni wobec
machiny jaka ich wkręciła
machiny jaka nie daje szansy na udowodnienie i pokazanie wszem i obec
CHCE ŻYC INACZEJ....
zaręczam ci eromik że ci zli ..bardzo zli nawet nie połakomia sie na grupy wsparcia..na pisanie na forum..na jakąkolwiek forme grupowych wypowiedzi
i daltego tak wielce się dziwię ze osoba zawodowo krążąca w tym temacie
mająca staz ,doswiadczenie
nie odróznaia marginesu od zagubionych
pozdrawiam
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 20:45
Regino,
a jak z twoim poczuciem atrakcyjności po ciąży, jak wygląda wasze pożycie małżeńskie że mąż uciekać sie musi do sposobów radzenia takich jak zasugerowała psycholog?
dlaczego psycholog od uzależnien nie stwierdził jednoznacznie sexoholizmu, ty zaś twierdzisz że sięmyli, że do złych psychologów się dostałas.
Na koniec dlaczego nie skorzystaliście jeszcze z pomocy sexuologa. Z jakis przyczyn wasze libido po ślubie uległo zmianie, czasem sa to naturalne przyczyny czasem zdrowotne...
przedtem byliście dopasowani temperamentem dziś, uważasz że męża temperament jest zły, a twój ok...bo przepracowałaś coś, coś wyczytałas, gdy tak na prawde to sa tylko twoje interpretacje wyciągnięte z netu, portalu na podstawie nie fachowej gruntownej orzeczonej chorobie a tylko jakimś testom, artykułom do których dopasowałas chorobe uzaleznienia u mężą.
Ja polecam jeszcze raz skorzystaj z porady razem z mężem z sexuologa, wyjąsnie wiele przyczyn spadku u ciebie libido, pewnie doradzi wiele.
Nie lecz sie sama, nie dopasowuj do choroby, bo jak otworzysz książke z medycyny to prawie każdy przypadek możesz dopasowac do siebie...i na tej podstawie przypisać sobie jakąs chorobe...
Masz siłe, odwage, to twoje atuty, szukasz, a kto szuka ten znajdzie... i przyczyne i powody takiego stanu rzeczy jaki was spotkał po ślubie a wtedy dopiero leczenie najpierw fachowa diagnoza, nie przez internet, nie przez domniemania
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 21:05
Bardzo cenna dla mnie rozmowa, daje mi duzo do myslenia i czytam Was z ciekawością....
pisalam juz na pewno ze slyszalam zdanie ze wspoluzaleznienie jest trudniejsze czasem do wyleczenia...bo mniej widoczne od nalogu....i dajace poczucie wlasnie kontroli i bycia ponad, bycia tą lepszą w zwiazku
a zajecie sie sobą, wydaje sie wielu z nas egocentryczne, nieludzkie ( jak odebral to Norbert), schodzmy z piedeslału ofiary i tego szlachetnego poświęcacza...z roli jaką prawdopodobnie gramy od najmłodszych lat.
otoczenie moze byc zdziwione ta nowa postawą i moze "przywoływac nas do porządku" jak to ta szlacehtna, ofiarna kobieta walczy jak lwica teraz o swoje prawa?
A kochanie i dbanie o siebie jest najbardziej ludzką postawą wobec samych siebie wszak "kochaj bliźniego swego jak siebie samego",a jak siebie zaniedbuję i caly swoj czas i sily przeznaczałam na" pomaganie męzowi " a w sumie na przeszkadzaniu mu w upadku na dno....to nie kochalam siebie....niszczylam swoja silłę, powołanie, zdolnosci, ktorymi obdarzyl mnie Bog...zamiast je madrze wykorzystywać.
Naprawde otoczenie wiele zyskuje gdy osoba dba i kocha siebie...i ona sama jest szczesliwsza....w tym mamy Boże wsparcie.
Moze to bedzie zbyt daleko idąca reflekcja ale mam wrazenie ze zachowania wspoluzaleznieniowe to grzech przeciw 1 przykazaniu....bo na piedestale jest ciagle nałogowiec- nasz bliski....a nie Pan Bóg i ja sama.
Ja sie spowiadalam z tego regularnie...Pan Bog leczy nadal mnie.
Norbi nie gniewaj sie ale mam wrazenie ze dyskutujesz caly czas przez pryzmat swoich doswiadczen i rzutuje na te dyskusje postawa Twojej zony, jej odsunięcie się, stad wyleczenie ze wspoluzaleznienia odbierasz jako odrzucenie "chorego".
Czasem tak sie dzieje, czasem trudno wybaczyc lub trudno osobie zdrowiejacej odnalezc sie w nowej sytuacji, czasem ta aklimatyzacja musi potrwac....2-3 lata nawet czasem dluzej
Mam wrazenie ze zycie na nowo w zdrowiejacym zwiazku to poruszanie sie nieco po omacku, bo wszystko takie nowe, troche obce...dwie osoby wyszly ze starych , dobrze znanych ról i poznają nowe
Pozdrawiam Reginę, bardzo wiele wlozylas wysilku z zdrowienie. mam wrazenie jednak za poprzedniczkami ze brakuje jeszcze jakiejs kropki nad i....moze Twojej regularnej terapii ( najlepiej grupa), uczeszczasz na taką? ( jesli cos przeoczyłam to przepraszam).
Pogody Ducha, z modlitwą.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 21:33
Danka 9 napisał/a:
Norbi nie gniewaj sie ale mam wrazenie ze dyskutujesz caly czas przez pryzmat swoich doswiadczen i rzutuje na te dyskusje postawa Twojej zony, jej odsunięcie się, stad wyleczenie ze wspoluzaleznienia odbierasz jako odrzucenie "chorego".
Czasem tak sie dzieje, czasem trudno wybaczyc lub trudno osobie zdrowiejacej odnalezc sie w nowej sytuacji, czasem ta aklimatyzacja musi potrwac....2-3 lata nawet czasem dluzej
Danko napewno i tak jest ..bo gdzies cos zostało i wciaż się we mnie tłucze...
zapewne bylo by o wiele prościej gdyba łata moja nie była łatą a prawda....
wówczas jest zrozumienie
...bo skoro sam zglębiałem temat..skoro sam poszukiwałem
to wiem...i znam
zasady działan wobec uzależnionych
ale wlaśnie to moje doświadczenie wzbudziło we mnie wrazliwośc
bo na własnej skórze poznałem ten trud jakim jest chocby pokaząc swoja niewinnośc
wiem ile ciężaru i trudu mnie to kosztowało..i nic innego jak to doświadczenie własne
dało myslenie ...
Jaki cieżar pokazania własnej zmiany maja ci uzależnieni jacy chca i powracaja do zycia
Danko ten bład w naszej sztuce(mojego małżeństwa )
dał ogromna wyrwę....
wiele lat minie zanim zasypiemy ten rów..by stanąc znów przed soba
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.