Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Dzień dobry
Od jakiegoś czasu podczytuję forum i chyba dorosłam do tego, aby opowiedzieć naszą historię. Czuję jakąś wewnętrzną potrzebę podzielenia się tym wszystkim, może też zrzucenia z barków ostatnich lat.
Męża poznałam na początku studiów prawie 10 lat temu. Nie będę tutaj kłamać, że bardzo długo żyliśmy w nieformalnym związku, ale po kolei...
Była to moja wielka pierwsza miłość. On wcześniej spotykał się już z dziewczyną, którą bardzo kochał, ale która go zostawiła. Wtedy bardzo to przeżył, ja chyba miałam być trochę "odtrutką" po tamtym związku. Na początku traktowaliśmy się jak przyjaciele, miło było razem gdzieś wyjść, także imprezy rodzinne typu wesele etc. nie były już takie uciążliwe, gdy mogło się z kimś pójść. Z czasem narodziło się wielkie uczucie, byłam szczęśliwa i zakochana. Niestety teściowie od początku bardzo niechętnie na nas patrzyli, nie byłam wymarzoną synową. I do tej pory nie wiem czemu, bo byłam zwyczajną, spokojną dziewczyną, bez nałogów itp., zawsze odnosiłam się do nich z szacunkiem. Ale mniejsza z tym. Cały czas mówili mojemu chłopakowi, że związek ze mną nie ma szans, że nie mowy o ślubie itp. (przy czym wprost wytaczali argumenty typu, że przeze mnie jego ojciec trafił do szpitala na serce).
Jakoś żyłam z tą świadomością, chociaż nie było to miłe. Przez te wszystkie lata mieszkaliśmy osobno. Mój chłopak ciągle powtarzał, że małżeństwo to poważny krok, a on nie jest gotowy. Ja stwierdziłam, że co ma być to będzie, a naciskanie go na siłę przyniesie odwrotny skutek. Było mi duchowo ciężko, bardzo pomógł mi mój spowiednik, który nam kibicował. To był młody ksiądz, podchodził do tego związku bez pouczania, za co mu dzisiaj jestem bardzo wdzięczna. Po trzech latach pojawiła się ona. Koleżanka, pocieszycielka. Wtedy jeszcze byłam na etapie "różowych okularów", była rozpacz, proszenie, on zapewniał, że to tylko przyjaciółka. Jednak po tym, jak go perfidnie wykorzystała w pracy (awansowała, bo on naiwny projekty robił za nią) i stwierdziła, że nie jest jej już potrzebny, wrócił do mnie. Widziałam jak bardzo cierpi. Trochę pomogły nam wspólne wakacje, gdzie zapomniał o tym wszystkim.
Mijały kolejne lata, skończyłam studia i nic się nie wydarzyło specjalnego. Coraz bardziej zaczęliśmy się od siebie oddalać. Zaczęłam się zastanawiać jaki sens bycia z kimś, kto jednak nie ma ochoty się wiązać. Długie godziny rozmów, snucia planów, zastanawiania się... i stwierdziliśmy, że nie ma sensu... że pierwsza miłość nie oznacza dojrzałą miłość i lepiej to skończyć, nim cokolwiek sobie będziemy przysięgać. Bo żeby przysięgać trzeba być pewnym tego uczucia.
Po rozstaniu on się puścił w wir kawalerskiego życia (nie w sensie dziewczyn, ale męskich imprez, samotnych wyjazdów, grzebania do nocy w warsztacie). Mieliśmy kontakt telefoniczny i chyba każde z nas łapało oddech. W między czasie ja poznałam kogoś. Wydawało mi się, że odnalazłam miłość swojego życia. Odpowiedzialny, opiekuńczy, oczytany. Tylko na końcu okazało się, że okłamywał mnie od początku. To mogłaby być historia na osobny temat. Jak się dowiedziałam, że ma żonę (niby w separacji, ale żonę!!!) i dzieci, to zrobiło mi się słabo. Wydzwaniał, przepraszał, zarzekał się, że tylko ja. Czytam na forum czasem o tej trzeciej, wierzcie mi, że faceci też tak potrafią manipulować, że ta trzecia nie ma o niczym pojęcia. Czułam się kretynka, że dałam się tak podpuścić. Od czasu, gdy dowiedziałam się prawdy, już nigdy się z nim osobiście nie spotkałam. Wiem, że w końcu się rozwiódł, że nadal "miło mnie wspomina", ale ja sobie nie wybaczę takiej głupoty i naiwności.
Mój były chłopak, kiedy dowiedział się od znajomych, że się z kimś spotykałam, całkowicie się załamał. Przyjechał do mnie z kwiatami i zastał mnie w kompletnej rozsypce (trawiłam wiadomość o żonie). Rozmawialiśmy całymi godzinami, nigdy tyle o sobie się nie dowiedzieliśmy co tamtego dnia. Kilka miesięcy później zaszłam w nieplanowaną ciążę. Były ogromne naciski ze strony rodziny przyszłego męża, aby wziąć ślub. Ale jaki jest sens sakramentu, jeśli jedna strona nie jest pewna? Ciążę miałam trudną, teściowa zakazała wszystkim o niej mówić, bo a nuż coś będzie! Bardzo ubodły mnie jej słowa. Nadal mieszkaliśmy osobno. Kiedy nasze dziecko miało kilka miesięcy trafiło z zagrożeniem życia do szpitala na neurologię. Okazało się, że musi być rehabilitowane. Modliłam się różańcem codziennie, tak samo jak i w trakcie ciąży. W dzień wypisu przyjechał mój chłopak. Prawie go nie poznałam, płakał i prosił o to, abyśmy stworzyli normalną rodzinę.
Oświadczył mi się następnego dnia, a trzy miesiące po tym wydarzeniu zaczęliśmy uczęszczać na nauki przedmałżeńskie i wzięliśmy ślub oraz ochrzciliśmy syna. Ślubu dzielił nam ksiądz, który niegdyś był moim spowiednikiem. Był nieco zdziwiony, że przez tyle lat się nie rozstaliśmy. Nie było hucznego wesela itp., bo oboje stwierdziliśmy, że to już nie dla nas.
Teraz jesteśmy niecałe 2 lata po ślubie. Wiem, że niektórych rzeczy nie da się cofnąć i naprawić, ale skoro wczoraj do nas nie należy, to nie będę tego roztrząsać. Do Boga dążymy małymi kroczkami, ale się udaje. Miesiąc po ślubie mąż trafił do szpitala, lekarze nie mogli zdiagnozować przyczyny. Podejrzewali nowotwór. Modliłam się gorąco do NMP i mąż po miesiącu został wypisany. Do tej pory nie wiedzą co to było. Wyniki ma dobre. Myślę, że to była próba, aby pokazać mi, jak łatwo można stracić kogoś, kogo się kocha. I że nie można się bawić miłością. Dodatkowo tylko dodam, że pojawiają się takie małe próby Boże (na szczęście tylko malutkie). Tamten żonaty mężczyzna związał się teraz z moją koleżanką i naopowiadał na mój temat bzdur. Wiem, że przyjdzie czas, że kiedyś go zobaczę znów, ale wiem, że jestem na tyle silna, aby nie rozpamiętywać przeszłości.
Aby odciąć się od przeszłości i niektórych trudnych wspomnień, z Bożą pomocą, udało nam się wyprowadzić do innej miejscowości i zaczynamy życie od początku. Mam nadzieję, że jest to też okazja do odnowienia życia duchowego.
pozdrawiam
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-23, 13:28
Tereniu, to co piszesz, jest piękne
Terenia [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-23, 20:47
Dziękuję. Napisałam to, bo pomyślałam, że ludzie mają różne losy i czasami Bóg je splata w dziwny sposób, ale to wszystko ma sens.
Mieszkam tu zaledwie od kilku dni. Dziś nagły dzwonek do drzwi i patrzę ministrant. W ogóle się nie spodziewałam, bo jeszcze nie miałam okazji być w tutejszej parafii. Byłam sama z dzieckiem (maluch spał, a mąż w pracy), ale w duszy się bardzo ucieszyłam, bo to jakby Jezus przyszedł nagle do mnie. Okazało się, że był sam ksiądz proboszcz. Przeprosiłam za brak przygotowania, ale zrozumiał. Pomodliliśmy się wspólnie. Cieszę się, że poświęcił nasz dom, wierzę że jest to znak, że wszystko będzie dobrze.
Wiem, że kiedyś bym znalazła wymówkę , ale teraz się cieszę. Od kiedy czytam to forum, widzę tutaj ludzi dużej wiary i od Was się trochę uczę. Już jesteśmy w oficjalnym spisie parafian. :) Proboszcz naprawdę niesamowity, ciepły, miły, bił od niego taki spokój duchowy....
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-23, 21:09
Witaj Tereniu, piękna świadectwo
Pogody Ducha
martaj [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-16, 13:42
Myślę, że to była próba, aby pokazać mi, jak łatwo można stracić kogoś, kogo się kocha. I że nie można się bawić miłością
racja . Szkoda że niestety nie wszytskie historie tak się kończa i miłość niestety nie zawsze zwycięża
AdrianQ7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-20, 16:38
Teresko, kibicujemy Ci tu wszyscy - musicie pójśc drogą wiary - obydwoje.
Pisałaś o swoich modlitwach i postawie - a czy mąż też podziela ten pogląd, też religijnie chce wzrastać - pokazałs mu to forum? :)
Pozdrawiam
Terenia [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-24, 22:45
Dobry wieczór
Przepraszam, że tak długo milczałam, ale nie mogłam na spokojnie usiąść do pisania na forum. Poza tym u naszego synka lekarz chirurg stwierdził deformację czaszki i musi mieć rezonans. To wszystko sprawiło, że przez ostatnie dni prawie nie jem, nie sypiam, bardzo się załamałam. Oczywiście staram się wierzyć, denerwuję się sama na siebie, że nie mogę po prostu zaufać Bogu, że wszystko będzie dobrze. Widocznie nadal jestem człowiekiem zbyt małej wiary, ale przyjmuję to poniekąd z pokorą.
Mężowi nie pokazałam forum, ponieważ on nie widzi potrzeby dzielenia się takimi przeżyciami. Jest osobą, która jest zamknięta w sobie i uważa, że wszystko powinno zostać wyłącznie między nami. Momentami takie podejście utrudnia nam komunikację.
Poza tym pisząc tutaj sama, piszę od serca, czuję się swobodnie i wiem, że w razie jakichś kłopotów, będę mogła nadal pisać szczerze, bez zastanawiania się nad tym, co by na to powiedział mój mąż.
Basia73 [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-01, 09:33
Tereniu, deformacja czaszki to jeszcze nic strasznego. Spokojnie, zróbcie badania, porozmawiajcie z lekarzem o wszystkich swoich wątpliwościach.
Co do forum - osoby tutaj są bardzo pomocne, ale pamiętaj, że relację powinnaś budować i pogłębiać z własnym mężem. Jest dużą pokusą robienie sobie
"ucieczek" na forum, bo "mąż mnie nie rozumie". Nie tędy droga.
Wszystkiego dobrego!
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-01, 14:45
Cytat:
Jest osobą, która jest zamknięta w sobie i uważa, że wszystko powinno zostać wyłącznie między nami. Momentami takie podejście utrudnia nam komunikację.
Rozumiem to dobrze, u mnie bylo i bywa podobnie...jednak trzymalam sie swojego zdania ze potrzebuje forum by sie wygadac, i maz zaakceptowal to.
Tajemnice w malzenstwie nie są dobre.
Maz ma swoje zdanie, Ty swoje, potrzebujesz komunikacji....forum jest anonimowe. Robisz to dla siebie.
Wspieram modlitwą i z Panem Bogiem!
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-01, 15:15
Basia73 napisał/a:
Co do forum - osoby tutaj są bardzo pomocne, ale pamiętaj, że relację powinnaś budować i pogłębiać z własnym mężem. Jest dużą pokusą robienie sobie
"ucieczek" na forum, bo "mąż mnie nie rozumie". Nie tędy droga.
A ja podtrzymam te słowa i dopisze jeszcze to.......
byle by forum nie zastępowało braków komunikacyjnych jakie sa w realu....
czasami nawet je widzimy w sobie..
ale natura ludzka tłumaczymy to jak chcemy.....(albo jak nam jest wygodniej)
wsio by tylko nie uznac własnej prawdy....
chocby takiej
MAM Z TYM PROBLEM....
p.s ja złapałem siebie chocby na tym że ląduję na forum w cięzszych dniach
jakos to mi pomaga-ale czy to dobre dla mnie??
nie jestem przekonany...
za to wiem -gdybym miał zdrowa komunikacje w domu..nie siegałbym po forum
albo własnie sobie tylko to tłumacze
pozdrawiam
Terenia [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-01, 20:52
Dobry wieczór
Nie, nie robię sobie ucieczek. :) Chociaż może to tak zabrzmiało. Mąż nie widzi zasadności takich miejsc, ponieważ właśnie uważa, że każdy problem powinnam omawiać wyłącznie z nim. Tak też jest, ale mimo wszystko uważam, że oprócz tego dobrze jest porozmawiać na forum. Dlatego forum mi nie zastępuje komunikacji z własnym mężem na szczęście.
Mąż ponadto przejmuje się, że ja się przejmuje problemami innych ludzi, którzy piszą w sieci. Uważa, że forum nie może być pomocne, bo to substytut komunikacji międzyludzkiej. Dlatego chyba zapraszanie go tutaj, mijałoby się z celem.
Ale ukrywać się też jakoś specjalnie nie muszę, raczej chodzi o to, że nie obnoszę się z pisaniem. Ostatnio przechodził, zerknął mi przez ramię, jęknął "to my mamy jakiś kryzys, chodź lepiej na jakiś film" i tyle było jego zainteresowania forum Sycharu. Powiedziałam mu za to, że poprosiłam o modlitewne wsparcie za synka, bardzo się wzruszył i kazał podziękować również we własnym imieniu.
Myślę, że gdyby chciał przeczytać, to wystarczy, żeby zerknął, kiedy jestem w pracy, co mam na komputerze, nie czyszczę historii itp., bo nie mam żadnych tajemnic. Hasła, piny itp. znamy oboje, chociaż nie mamy wspólnych kont.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-01, 22:23
Terenia napisał/a:
Nie, nie robię sobie ucieczek.
to super..chociaz faktycznie tak zabrzmiało....
ale tereniu jak to mówia trza byc czujnym bo licho nie śpi...i może przychodzic pod każda postacią
a co do tego
Terenia napisał/a:
forum nie może być pomocne, bo to substytut komunikacji międzyludzkiej
Na jakims etapie jest pomocne....ale zaleganie w nim tez staje sie niebezpieczne....
a do tego jak mawiaja specjaliści prawdziwe stosunki miedzyludzkie sa face to face....
a forum???
jak to w przerobionej piosence Sthura .....
pisac każdy może-jeden lepiej ,drugi gorzej.....
dlatego nieraz lepiej miec kumpele..taką z która mozna nawet konie......
pozdrawiam
Terenia [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-05, 20:31
Poczytałam ostatnio trochę archiwalnych wątków, których nigdy nie przeglądałam, aby też lepiej poznać Wasze doświadczenie, forumowiczów z długim stażem. Zrozumiałam też dlaczego forum może być substytutem rozmów małżeńskich i ucieczką.
Ja od czasu przyjścia na forum, bardzo wiele zrozumiałam. Zmieniła się m.in. moja postawa względem rozwodów - już rozumiem dlaczego niektórzy walczą o utrzymanie małżeństwa. To dość cenna lekcja dla mnie. Najważniejsze jednak i najcenniejsze jest doświadczenie z przeczytanych tutaj niektórych tekstów, nie będę przytaczać konkretnych osób, ale piszą z tak pełnym wiary przekonaniem, którego ja nigdy nie miałam...
Myślę, że Bóg działa bardziej namacalnie poprzez Sychar niż niektórzy mogą myśleć. Ja widzę ogromne zmiany w moim życiu małżeńskim, które zawdzięczam na pewno i modlitwie i doświadczeniu, które tutaj zdobywam. Kiedyś kłótnia kończyłaby się kilkudniowym marazmem, dzisiaj po krótkim czasie potrafimy się przeprosić, wyciągnąć do siebie ręce. Tak dobrze nigdy nie było.
W obliczu czekającej nas diagnostyki syna, czuję powoli, że to wszystko ma jakiś sens. Głębszy sens, niż kiedykolwiek umiałam to nazwać. Wiem, że wyboista droga przede mną jeszcze, ale chyba faktycznie trzeba ją przejść krok po kroku... Oczywiście nadal się boję, ale jak się bardzo boję w nocy to zaczynam się modlić, czasem tak długo, aż nie zasnę...Jak mam napady lęku i płaczu to tłumię je zmawiając dziesiątki różańca i to mi pomaga.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2012-03-05, 21:25
Terenia napisał/a:
Wiem, że wyboista droga przede mną jeszcze, ale chyba faktycznie trzeba ją przejść krok po kroku..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.