Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-10-09, 11:33 Dla tych co "wspierają" w trudnych chwilach,p
Czasem trudno stanąć w prawdzie...ona bardzo często ukazuje słabość człowieka , która bez Bożej miłości pozostaje porażką do której trudno się przyznać samemu przed sobą niestety ucieczkowo szukając winy nie w sobie...
Z Bożym pozdrowieniem...
"Gdy sumieniu wzrok szwankuje
Raz po raz zdarza się słyszeć głosy powołujące się na czystość sumienia jako gwarancję niewinności. Wbrew powszechnemu poczuciu przyzwoitości niektórzy ludzie zdają się niekiedy zasłaniać swoim rzekomo czystym sumieniem przed przyjęciem odpowiedzialności za dokonane zło. Z reguły jednak za stwierdzeniem: "Ja mam czyste sumienie" kryje się jedynie fakt, że dana osoba nie czuje żadnego niepokoju wewnętrznego na skutek popełnionych czynów. Brak odczuwania zaś - o czym już się nie wspomina - sam w sobie może być chorobą...
Jak to się dzieje, że jedni mają wrażliwe sumienie, a inni nie? Dlaczego niektóre sumienia zdają się być pomocne w kształtowaniu życia wedle wysokich standardów moralnych, a inne wydają się zupełnie nie przeszkadzać w popełnianiu wielkich niegodziwości. Ile prawdy jest w określeniu "człowiek bez sumienia"? Skoro - jak podkreśla Sobór Watykański II w swojej konstytucji Gaudium et spes - sumienie przynależy do samej natury człowieka, problem leży nie tyle w posiadaniu czy nieposiadaniu sumienia, ile raczej w procesie jego wychowania (zob. KDK, 16; VS, 64).
Etapy formacji sumienia
Proces kształtowania sumienia odbywa się stopniowo, w miarę osobowościowego dojrzewania człowieka, na dwóch równoległych płaszczyznach - psychicznej i duchowej. Na początku życia dziecko nie potrafi odróżniać dobra od zła, gdyż jego postrzeganie odbywa się na poziomie "przyjemne - nieprzyjemne". Od konsekwencji rodziców, odpowiednio wspierających proces wychowawczy, zależy, czy w dziecku utrwali się skojarzenie rzeczy dobrych z przyjemnością, a złych z przykrymi doznaniami. Na tym bowiem fundamencie można w nieco późniejszym wieku, gdy dominującym czynnikiem jest autorytet rodziców, dalej formować sumienie, tłumacząc w przystępny sposób rozwijającemu się dziecku, co jest dobre, a co złe.
W okresie dorastania zarówno myślenie przyjemnościowe, jak i poleganie na autorytecie tracą na znaczeniu, i choć nie zanikają całkowicie, stopniowo przestają odgrywać decydującą rolę. Młody człowiek zaczyna zadawać sobie i otoczeniu coraz więcej skomplikowanych pytań i próbuje sam znaleźć na nie odpowiedzi. Na tym etapie rodzic czy wychowawca może być pomocny na tyle, na ile potrafi wejść w rolę towarzysza owych poszukiwań. Próba utrzymania się na pozycji autorytetu jest niemal zawsze skazana na porażkę. Kształtujące się sumienie domaga się prawdy i jej uzasadnienia, a nie tylko rozstrzygających opinii autorytetów. Dlatego od tego, jak przebiegały poprzednie etapy formacji i jak w te nowe okoliczności weszli wychowawcy, zależy, gdzie i z kim młody człowiek będzie szukał odpowiedzi na rodzące się wątpliwości (zob. EV, 97). Celem tych poszukiwań jest stworzenie własnego, wewnętrznego systemu wartości, pozwalającego na rozpoznanie oraz wybór dobra i prawdy. Tylko wybory podjęte w oparciu o to wewnętrzne kryterium są rzeczywiście aktami ludzkiej wolności. Autorytet - tak rodziców i wychowawców, jak Kościoła - spełnia w przypadku takiego dojrzałego sumienia jedynie rolę służebną, wspierającą proces rozeznania. Ostatecznie to człowiek sam musi rozpoznać prawdę, by w sposób wolny za nią podążyć.
Jest zrozumiałe, że nikt odpowiedzialny nie będzie lekceważył głosu rzeczywistego autorytetu i sobie przypisywał monopolu na nieomylność, w imię wyższości własnej wolności nad głoszoną przez kogokolwiek prawdą. Jednak właściwie pojęta autonomia sumienia każe przyznać mu ostateczny głos w procesie szukania prawdy. Zawarte w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele stwierdzenie, że sumienie jest "sanktuarium człowieka" (KDK, 16), wskazuje nie tylko na odbywający się tam jego dialog z Bogiem, ale także na to, iż nikt nie może mu wprost niczego narzucić. Nikt nie ma władzy nad ludzkim sumieniem, poza samą prawdą. Dlatego Sobór stwierdza: "W głębi sumienia człowiek odkrywa prawo, którego sam sobie nie daje, lecz któremu winien być posłuszny i którego głos, nawołując go zawsze do miłowania i czynienia dobra oraz unikania zła tam, gdzie należy, rozbrzmiewa we wnętrzu człowieka: czyń to, tamtego unikaj. Człowiek bowiem ma w sercu wpisane przez Boga prawo; posłuszeństwo temu prawu stanowi właśnie o jego godności, i według niego on sam będzie sądzony (por. Rz 2,14-16)" (KDK, 16).
Cytowany tekst - przywołany prawie 30 lat później przez Jana Pawła II w encyklice Veritatis splendor (a wcześniej w encyklice Dominum et Vivificantem) - wskazuje na niezwykle istotną prawdę. Ostatni etap formacji sumienia (tzn. szukanie prawdy) nigdy się nie kończy! Człowiek jest wezwany do nieustannego poszukiwania prawdy, rozwijania zdolności rozpoznawania dobra, roztropności w działaniu... Sumienie nigdy nie jest ostatecznie uformowane i stale domaga się troski, tego cichego dialogu, jaki Bóg pragnie z człowiekiem prowadzić w ciszy jego serca. Będąc niezwykle delikatnym instrumentem, sumienie łatwo bowiem może ulec wypaczeniu, siejąc zniszczenie w życiu człowieka i jego otoczenia.
Rozwój sumienia w ogromnej mierze uzależniony jest - jak wskazują badania współczesnej psychologii - od wpływu rodziców i wychowawców. Dorastający młody człowiek uczy się rozróżniać dobro od zła przede wszystkim na podstawie obserwacji, przy czym im ów proces dojrzewania jest bardziej zaawansowany, tym owa zależność jest bardziej uświadamiana. Małe dziecko podporządkowuje swoje wybory i opinie autorytetowi rodziców, ponieważ nie ma innego solidnego punktu odniesienia; nie oznacza to jednak, że nie dostrzega u rodziców braku zgodności między słowami i czynami. Chociaż nie rozumie (zwłaszcza na początku) natury kłamstwa i fałszu, to i tak uczy się ich zupełnie bezwiednie, podobnie jak uczyłoby się prawości i uczciwości.
Dlatego pierwszym koniecznym warunkiem prawidłowego rozwoju sumienia jest troska o właściwe "środowisko wzrostu". Nie wolno procesu wychowania odkładać na późniejszy okres, gdy dziecko będzie "mądrzejsze i więcej zrozumie". Sumienie kształtuje się od samego początku życia dziecka, które zresztą widzi i rozumie znacznie więcej, niż się dorosłym wydaje. W pełni uprawnione wydaje się stwierdzenie, że sumienie prawidłowo ukształtowane na początkowych etapach znacznie łatwiej poddaje się procesowi formacji w okresie dorastania i w okresie późniejszej formacji, kiedy to większą rolę zaczynają odgrywać argumenty racjonalne i samowychowanie. Nadal jednak nie traci na znaczeniu świadectwo codziennego życia, jakie dają rodzice i wychowawcy.
Trudno nie zauważyć podobieństwa między wychowaniem sumienia a procesem kształtowania się dojrzałej postawy wiary. W istocie są to procesy ze sobą zbieżne i - przynajmniej w pewnym zakresie - wzajemnie się warunkujące. W obu też niebagatelną rolę odgrywają duchowni, zwłaszcza poprzez posługę konfesjonału. Od delikatności i kompetencji spowiednika zależy w ogromnym stopniu, czy proces kształtowania się sumienia będzie przebiegać prawidłowo i bez zakłóceń. Choć to może brzmi jak truizm, nie trzeba daleko szukać, by spotkać się z ludźmi poranionymi przez zwykły brak kultury bądź wiedzy księży. Zarówno sumienie skrupulanckie, jak i laksystyczne nierzadko jest efektem nieodpowiedzialnego działania spowiednika. Wyprostowanie wypaczeń przychodzi potem z ogromnym trudem, nierzadko granicząc wprost z niemożliwością.
Łaska i sumienie
Czas największej podatności na zranienia i wypaczenia jest jednocześnie okresem, w którym najpełniej i najgłębiej dokonuje się formacja sumienia. Od samego początku, w ramach otrzymywanej w domu formacji religijnej, dziecko otwiera się na świat łaski, w coraz głębszym stopniu wchodząc w relację z Bogiem. Chociaż na początku nie rozumie modlitwy, wzrastając w wierze rodziców, to jednak z czasem odkrywa możliwość osobistego wejścia w dialog z Bogiem. Sumienie bowiem to "głos Boga" nawet wówczas - jak czytamy w Dominum et Vivificantem - "gdy człowiek uznaje w nim tylko zasadę ładu moralnego, po ludzku niepowątpiewalną, bez bezpośredniego odniesienia do Stwórcy: właśnie w tym odniesieniu sumienie zawsze znajduje swą podstawę i swoje usprawiedliwienie" (DeV, 43). Tego głosu trzeba od najwcześniejszych lat uczyć się słuchać, by w chwilach rzeczywiście poważnego zmagania móc się na nim oprzeć.
Dlatego rodzice w procesie wychowania powinni koncentrować się nie tyle na "nauczeniu modlitw", ile raczej na wprowadzeniu dziecka w świat wiary, którą sami żyją. To dzieci powinny być zapraszane zarówno do uczestniczenia w modlitwie rodziców, jak i do rozmów z nimi na tematy związane z wiarą. Nie jest dobrze, gdy jedynym powodem "wspólnoty modlitwy" jest obowiązek przypilnowania pacierza dzieci.
Niezastąpioną rolę w formacji sumienia spełniają sakramenty, zwłaszcza pojednania i Eucharystii, jednak domagają się one podatnego gruntu: świadectwa osobistej wiary rodziców i wychowawców. W przeciwnym razie dziecko zacznie postrzegać "świat wiary" jako różny od "prawdziwego świata", a co za tym idzie - może zagubić zdolność do ustawicznego wsłuchiwania się w głos Boga rozlegający się w jego wnętrzu. W wychowaniu chrześcijańskim nie można rozdzielać formacji religijnej i ludzkiej. Zdolność szukania i odnajdywania tego, co prawdziwe i dobre, ukierunkowana jest w ostatecznym rozrachunku na szukanie i odnalezienie Boga, gdyż wrażliwość sumienia jest owocem działania łaski Ducha Świętego (zob. DeV, 47).
Nie oznacza to, że człowiek niewierzący nie może mieć dobrze ukształtowanego sumienia. Może. Jeśli jednak jego sumienie jest prawe, będzie on szukał Prawdy i Dobra, nie zadowalając się dotychczasowymi odpowiedziami. Podobnie jak bogaty młodzieniec, będzie pytać o dobro, które powinien czynić w życiu, by ostatecznie dobro to odnaleźć w Bogu. Szukanie prawdy nie jest ani łatwe, ani bezbolesne. Człowiek, "«wplątany» w tę walkę, w zmaganie się z grzechem w oparciu o głos własnego sumienia, «wciąż musi się trudzić, aby trwać w dobrym i nie będzie mu dane bez wielkiej pracy oraz pomocy łaski Bożej osiągnąć jedności w samym sobie»" (DeV, 44; zob. KDK, 37).
Sumienia wypaczone
Nie każde sumienie działa prawidłowo. Z różnych powodów, najczęściej wynikających z braku należytej troski o prawidłową formację ze strony wychowawców bądź też samego zainteresowanego, sumienie przestaje we właściwy sposób odróżniać dobro od zła.
Istnieje kilka podstawowych typów wypaczeń. Bardzo rzadko występują one w formie czystej, gdyż nieuporządkowanie na jednej płaszczyźnie z reguły daje o sobie znać w innych miejscach. Pismo Święte wiele miejsca poświęca sumieniu szerokiemu, zwanemu także nieczułym lub zatwardziałym. Wszystkie te nazwy dobrze oddają istotę problemu: głos sumienia jest albo zupełnie niesłyszalny, albo jego osąd jest tak dalece zdeformowany, iż przyzwala ono na wszystko. Sumienie szerokie nie dostrzega zła, ponieważ jest ślepe, zagłuszone przez człowieka, wewnętrznie przyzwalającego na coraz to większe zło. Początkowo niewielkie ustępstwa wobec wysokich wymagań moralnych stawianych przez sumienie przeradzają się stopniowo - o ile proces nie zostanie powstrzymany - w częściową lub całkowitą niezdolność rozpoznania prawdy i dobra, a co za tym idzie - powinności moralnej. Właśnie takie sumienie najczęściej pozostaje "czyste", to jest nie wyrzuca popełnienia żadnego złego czynu, nie ostrzega przed żadną nieprawością.
Przeciwieństwem sumienia szerokiego jest - jak łatwo się domyślić - sumienie wąskie, zwane też skrupulanckim. O ile sumienie szerokie na wszystko pozwala, o tyle wąskie nie jest zdolne nic zaakceptować. Występują tu dwa podstawowe problemy. Po pierwsze, człowiek o sumieniu wąskim nie jest zdolny do rozeznania, co jest dobrem, a co nim nie jest, gdyż jego system wartości jest wadliwy. Po drugie, chce zachować postawę wewnętrznej prawości i szanuje zdanie autorytetów, choć nie potrafi się na ich orzeczenia zgodzić. Skutkiem tego konfliktu może być całkowity paraliż decyzyjny, wynikający z obawy przed grzechem, lub też stan duchowego załamania na skutek fałszywego poczucia ogromnej grzeszności (zob. ReP, 18).
Skrupuły - mimo znacznie większej uciążliwości tak dla cierpiącego na nie człowieka, jak dla jego otoczenia - są stanem mniej duchowo niebezpiecznym niż choroba sumienia szerokiego, które utraciło wewnętrzną prawość, ukierunkowanie na prawdę. Skrupulant tę prawość zachowuje, i choć nie umie jej właściwie wykorzystać, to łatwiej przyprowadzić go do dobra, którego zawsze szuka, niż pobłażli-wego wobec siebie laksystę. Zło grzechu - jak przypomniał Jan Paweł II podczas jednej z katechez środowych w 1986 roku - "nie jest zupełne i można mu zaradzić, dopóki człowiek jest tego świadomy, dopóki ma poczucie grzechu. Gdy zaś i tego zabraknie, nieuchronny staje się kompletny upadek wartości moralnych i groźba ostatecznego zatracenia".
Nieco podobne do sumienia skrupulanckiego jest sumienie powikłane. Nie potrafi ono uporządkować będących ze sobą w konflikcie obowiązków, uszeregować ich zarówno pod względem ważności, jak i wartości. Starając się uniknąć grzechu, wynikającego z błędnego wyboru, nie potrafi zdecydować, które działanie lepiej podjąć, a którego zaniechać.
Jednak najczęstszą formą zniekształcenia sumienia wydaje się być "sumienie faryzejskie". Może ono przyjąć dwie postacie. Niekiedy sumienie takie ma jakby dwie miary: szeroką dla siebie i wąską dla innych. To o nich wspomina Chrystus, gdy wyrzuca faryzeuszom (stąd zresztą nazwa tego powikłania), że przecedzają komara, a połykają wielbłąda (zob. Mt 23,24), albo gdy ludziom nakładają ciężary nie do uniesienia, a sami ich palcem tknąć nie chcą (zob. Łk 11,46). Bywa też tak, że sumienie odwraca porządek wartości i sprawy nieistotne zaczyna traktować niezwykle surowo i poważnie, lekceważąc jednocześnie to, co naprawdę jest ważne. Tu przykładem mogłaby być nadmierna troska faryzeuszów o czystość naczyń i rąk, przy jednoczesnym braku należytego zainteresowania czystością własnej duszy (zob. Mt 23,25-26).
Nie wszystko stracone
Trzeba sobie zdawać sprawę, że nie za wszystkie wypaczenia sumienia człowiek odpowiada w tym samym stopniu. Wiele z nich jest wynikiem wadliwego procesu wychowawczego i wpływu środowiska. Nie można jednak zgodzić się z poglądem, że ów wpływ ma charakter determinujący, całkowicie zwalniając człowieka z odpowiedzialności za formację sumienia. Doświadczenie pokazuje, że nawet w najtrudniejszych okolicznościach można zachować wysokie standardy moralne, jakby na przekór środowisku odczytując prawo Boże we własnym sercu. Ogromną i niezastąpioną rolę odgrywa tu łaska Boża, otrzymywana nade wszystko poprzez sakramentalną posługę Kościoła: w Eucharystii i sakramencie pojednania.
Nawet w najbardziej znieczulonym sumieniu pozostaje okruch otwarcia na prawdę i dobro, jako szansa na nawrócenie i moralny wzrost. Osobną kwestią jest obudzenie w takim człowieku pragnienia przemiany; niemniej możliwość taka zawsze pozostaje i nie można nikogo uznać za straconego. "Nawrócenie - zauważa Jan Paweł II - domaga się przekonania o grzechu, zawiera w sobie wewnętrzny sąd sumienia - a sąd ten, będąc sprawdzianem działania Ducha Prawdy wewnątrz człowieka, równocześnie staje się nowym początkiem obdarowania człowieka łaską i miłością: «Weźmijcie Ducha Świętego!» (J 20,22). Tak więc odnajdujemy w owym «przekonywaniu o grzechu» swoiste obdarowanie: obdarowanie prawdą sumienia i obdarowanie pewnością Odkupienia. Duch Prawdy jest Pocieszycielem" (DeV, 31).
Dlatego praca nad wypaczonym sumieniem przebiega - w zależności od rodzaju wypaczenia - na dwóch płaszczyznach: budowania postawy wewnętrznej prawości i formowania zdolności prawdziwego osądu, czyli kształtowania zdolności odnoszenia zdarzeń do porządku wartości (dotyczy to szczególnie sumienia skrupulanckiego). Jest to zadanie o tyle trudne, że penitent wielu rzeczy po prostu nie dostrzega i nie rozumie (por. VS, 57).
Często nadmiernie skoncentrowany na (rzeczywistym lub fikcyjnym) złu, zapomina, że "owocem prawego sumienia jest przede wszystkim nazywanie po imieniu dobra i zła" (DeV, 43). Nie tylko zło trzeba nazwać po imieniu! Moralność chrześcijańska zawiera się przecież nie tylko w tym, by zła nie popełniać, ale również w tym, by czynić dobro w miłości. I to dobro trzeba też umieć rozpoznać i nazwać po imieniu. Wydaje się, że właśnie poprzez otwieranie penitenta na pozytywne aspekty jego własnego życia, łatwiej można przezwyciężyć jego uwikłanie w grzech i niezdolność do świadomego i w pełni wolnego opowiedzenia się za Bogiem. Niekiedy trzeba jakby powtórzyć cały proces budzenia sumienia, jaki normalnie zachodzi w trakcie dojrzewania, każąc najpierw zaufać orzeczeniu autorytetu, by stopniowo odsłaniać racje za tym orzeczeniem stojące. Niemniej Kościół jasno pokazuje, że dopóki jest w człowieku wola zmagania się ze słabością i grzechem, dopóty istnieje dlań szansa powrotu do pełni przyjaźni z Bogiem (por. Hbr 9,14).
Ogromną rolę odgrywają w tym procesie rodzice i wychowawcy, których przykład życia, podejmowane decyzje i dawane wyjaśnienia stanowią fundament dla osobistej pracy formowanego przez nich człowieka. Owocem takiej postawy jest dążenie do osiągnięcia "prawdziwości" sumienia, czyli stanu, w którym jego subiektywny osąd jest zgodny z obiektywnym porządkiem wartości. Niejako równolegle do szukania prawdy - który to proces nigdy się nie kończy - człowiek powinien starać się osiągnąć stan wewnętrznej pewności osądu co do godziwości konkretnego czynu.
To, co w teorii wydaje się stosunkowo proste, nie zawsze jest takie w rzeczywistości. Sumienie to niezwykle delikatny instrument, który - pomimo fundamentalnego ukierunkowania na to, co prawdziwie dobre - stosunkowo łatwo można uszkodzić. W takim przypadku praca nad sumieniem niekiedy przypomina pracę Syzyfa. Szczególnie boleśnie doświadczają tego skrupulaci oraz ci, którzy starają się im pomóc. Trzeba jednak mieć świadomość, że tę mozolną pracę wspiera łaska Tego, którego głos rozbrzmiewa w sercu człowieka chorego i poranionego, i który właśnie tam pragnie prowadzić z nim dialog. Dlatego zawsze istnieje nadzieja na przezwyciężenie grzechu i przełamanie grzesznych nawyków. Nawet "człowiek bez sumienia" ma szansę na odnalezienie drogi powrotu."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.