Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Pomodlę się dzisiaj o Twoją siłę ...dasz radę , zobaczysz...
bBadz przygotowana na niemiłe słowa (a jak bedzie milo to się milo jak ja to mowie miło rozczarujesz;)) i bądz silna, nie daj się ....myśl o sobie przede wsztstkim jak najlepiej, Twoja tesiowa to zrozumie i zda sobie sprawę, że nie może źle mówić do Ciebie bo jestes silna...pokaż tesciowej siłę...
ja wlasnie dostalam smsa: ze i tak nie bedzie na moim, rozwod dostanie. i ze niestety trudno bedzie mi kiedykolwiek z moim charakterem stworzyc trwały zwiazek.
brak mi słow. z jednej strony strasznie boli, jak on tak moze .....??kazdy kto mnie zna ...wie , ze nie jestem zlym czlowiekiem...
ale to juz nawet nie o to chodzi ....faktycznie boli to , ze staralam sie byc dobrą, kochającą żoną, dbającą o męża , wyrozumiałą, starającą się zrozumieć męzą w kazdej sytuacji, w kazdej sytuacji wpsoierac go...
i tak było ....nie przeszkadzalo mu nic ...az do momentu tej innej na horyzoncie ....nagle jak banka mydlana po 9 latach okazalo sie , ze jestem zla i mam zly charakter.
trochę jednak takie slowa podkopują tę pewnośc w sobie ...ale przecież mam tak dużo czasu na odbudowanie tego....;)
Malwinko...
jak będzie Ci cięzko i żle pisz....ja dzisiaj pozwalam sobie choc jestem w pracy na duze uzewnętrznienie się ;) to pomaga ...
jestes silna i nie bój się ...dasz radę SILNA KOBIETO podczas rozmowy z tesciową;)
uścisk mocy ;)
K.
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-02, 14:46
Ja tez piszę w pracy, bo teściowa "pozbawiła" mnie internetu...odpieła kabelek...
Oni tzn mąż i jego rodzina są zdolni do wszystkiego i zaczyna do mnie dochodzi, że jak mąż powiedział,że mnie zniszczy to konsekwentnie krok po kroku do tego dąży....
[ Dodano: 2012-01-02, 15:54 ]
Jak ja mam walczyć o moje małżeństwo?
walczyć o nie, a według męża "robić problemy", jak znosić upokorzenie z jego strony i "szarpać" się dodatkowo z jego rodziną?????
ja już naprawde , nie widzę w tym najmniejszego sensu, mąż i jego rodzina "wytaczają przeciw mnie najcięższe działo" , ja sama przeciw nim?
nie dam rady
upokarzana przez niego a teraz dodatkowo przez teściów i jego rodzeństwo.....
to za dużo......
iskierka [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-02, 16:05
Kaemka jeśli mogę coś dodać od siebie to napisze Ci, że te smsy od Twojego męża do niczego nie są Ci potrzebne...jak sama napisałaś to stek bzdur i kłamstw...po co więc je czytasz i odpisujesz...przerwij tę bezsensowną wymianę zdań...
ulży Ci zobaczysz...piszę z własnego doświadczenia...
pomyślcie dziewczyny co dla Was jest ważne i na tym tylko się skupcie...nie ma sensu wkręcać się w niepotrzebne dyskusje...czy to będzie mąż, czy teściowa, czy ktokolwiek inny...
pozdrawiam i pogody ducha
Kaemka2009 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-02, 16:08
dziekuję Iskierka ....masz rację...
już to przerwałam ...napisalam koniec tego pisania. nie mam ochoty i juz.
i cisza. i faktycznie nie potrzebuje tych emocji zwiaznych chociazby z tym, ze widze Jego numer na telefonie ...
pozdrawiam,
K.
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-02, 17:21
Ja do męża w ogóle nie pisze, wlasnie po to ,zeby nie czytac tych przykrych slow....a tesciowa no coz- klócić sie nie zamierzam, ale bede musiala sie modlic ,zeby "nie wybuchnąć" jak bede sluchac te oskarżenia i stek klamstw....
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-02, 19:51 sms ...
Witajcie kolezanki w niedoli :) te sms faktycznie bolą ... ja nie odbieram telefonów a w Sylwestra o godzinie 16 mąż chciał ze mną rozmawiać o sprawach finansowych znaczy się: zepsuć humor w ostatni dzień roku.
Od drugiego dnia swiąt, kiedy pokarmił mnie sms: nie kocham, nie nawidzę, jestes podła ... cisza ...
W Sylwestra napisałam do niego: mimo wszystko zeby było lepiej... on odpisał: wszystkiego naj, zeby było sto razy lepiej. Miłe... ale co to oznacza, skoro wogóle sie nie kontaktuje nadal z dziewczynami, zabrał starszej córce karte bo nie pojechała do niego.
W tym tygodniu zapalanowałam sobie przeprowadzkę do naszego domu. Nie wiem jak to bedzie ale chce stabilizacji. Mam dom a mieszkam w kawalerce z córkami. Chce znów wieszać firanki, myc okna :) a po za tym dzieci będą miały stały kontakt z dziadkami, z Nim ... teraz jakiś czas będzie w domu, bo poszedł na emeryturę....
14/02 sprawa ...jestem zmeczona. Też jak Malwina zastanawiam sie czy to ma sens, jak długo można czekać, nie budować a od razu burzyć?
Tak czy tak tez dalej góry i doliny, pięć minut szczęścia i kilka godzin zmartwień. Czekam na 12 kroków bo jakoś trzeba życ, jakoś...
A teściowa ... nic mi nie pomogła, nawet słowem, czynem, nie zadzwoniła zeby wysłuchac drugiej strony a synka poi alkoholem na smutki... teść jedynie tłumaczył mężowi że ma rodzinę, że trzeba póbować ... ale jak mówił, mąż sie mnie boi, ze go bije ... o matko z ojcem .. i tak zyje z brzemieniem "boksera" he he
Musimy dalej brnąć w to życie, w pracy zaległości, w domu też ... ale jaki mąż daje prezent pod choinkę żone, z którą się rozwodzi??? Dostałam piekny zegarek.... może ma odliczać czas do rozwodu ... chyba, że to jest podstawą zakupu ... ale jednak dostałam ... a teraz cisza ... muszę z nią życ.
Pozdrawiam wszystkie "poturbowane" koleżanki i kolegów, Szef nam pomoże, proszę go o codzień!
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-03, 21:26
Malwina,
ja odcielam sie zupelnie od meza. Co prawda nr telefonu nie zmienilam, choc takie rady tez slyszalam, ale sms-y dochodzily, czytalam, nie odpisywalam, umieszczalam w telefonie w folderze zatytulowanym '' Ojciec moich dzieci'' Wiem, brzmi kosmicznie, ale ciezko jest kipiace zloscia sms-y umiescic w czyms z rodzaju Moj Maz, moje kochanie itd...
W kazdym razie sytuacja nie zmienila sie wcale, nadal osobno, ale przynajmniej moje odciecie sie od niego pomoglo mi na tyle, aby sie wyciszyc i przestac szarpac.
Ostatnio przegladalam skrzynke e-mailowa, czytalam maile, jakie sobie wysylalismy juz pod koniec wspolnego mieszkania razem i w nich az sie kotlowalo od zlosci itp. Teraz czytam sama siebie i zastanawiam sie po co to rozemocjonowanie?
Nie odpisuje, przestalam juz dawno temu odbierac telefony, za duzo plakalam, kiedy odpowiadalam, odbieralam itp. A mi od placzu oczy puchna, wiec to kolejny argument przeciw:-)
Pogody ducha, Malwina i inne dziewczyny. Niech oni mowia swoje, pisza swoje, a WY WIECIE SWOJE. I tyle.
Pozdrawiam
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-09, 10:28
Nie mam już siły
Naprawdę nie mam ochoty na każdy kolejny wypełniony bólem dzień.
To niemożliwe żeby mąż do mnie wrócił,żebyśmy mogli stworzyć rodzinę, jak nawet ksiądz nie umie udzielić mi wsparcia i sam nie wierzy w moc sakramentu małżeństwa... ....zapytał ..."to ile trwało wasze małżeństwo" lub "i widzisz jak szybko można wszystko stracić", to skąd ja mam "brać" to nadzieję, że jest to do uratowania?
Tak bardzo potrzebuje tego cudu w moim życiu, bo to ,żeby mój maż wrócił i chciał ratować nasze małżeństwo inaczej niż cud nazwać nie można.
Nie umie się zając sobą, nie chce żyć sama dla siebie
Kolejne posty, kolejne smutne historie...a tych dobrych wiadomości brak
Proszę, niech odezwie sie ktoś, kto wytrwał, kto z Bogiem "wywalczył" i uratował swoje małżeństwo.
Żeby odzyskać choć odrobinę nadziei, że to wszystko ma sens.
[ Dodano: 2012-01-09, 11:35 ]
Byłam dzis o 6,30 na mszy "planowo"w intencji mojego męża i wiecie co, ksiądz nie wyczytał mojej intencji....i nawet to mnie podłamało.
[ Dodano: 2012-01-09, 11:47 ]
tak bardzo potrzebuje normalności
tak bardzo za nim tęsknie
potrzebuje usłyszeć jak mu minął dzień,jego żartu,jego uśmiechu.....
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-09, 15:16
Malwinko, Ty musisz borykac się tylko ze swoim bólem ... ja mam ból dzieci. Mąż wczoraj poszedł sam!!!! (z nami nie chodził) na orkiestre świątecznej pomocy, siedział sobie przy stoliku vip he he a do dzieci nawet nie przyszedł w niedziele, zreszta nie ma go juz od czwartku przed świętami, liczyłam po cichu, że jak pójdzie na emeryture (juz nie jest Panem Policjantem) to może coś mu w tej głowie zaświta ... że może rodzina jest najważniejsza ... nie odzywał się się od dzieci od tygodnia ... a tu proszę, jest, siedzi sobie jak gdyby nigdy nic. Mam jeden wniosek: karierowicz i tyle. Sama bym nigdy nie poszła a on, bez żenady poszedł i miał wszystko gdzieś. Jak go zobaczyłam, kazałam się przywitać młodszej córce, on az zesztywniał jak ona podeszła, do mnie się nawet nie odwrócił, a tu ludzi było mnóstwo. Poczułam takie upokorzenie, wycofałam sie poszłam do domu i wyłam, długo wyłam a dziś chora, niewyspana zostałam w domu, dziewczyny z gorączka też zostały. Może to reakcja na stres ... ból, żal ... też cierpię, juz 5 miesięcy a za miesiąc sprawa. Nie mam sił na to cierpienie. Po ludzku nie mam. Nie potrafię zrozumieć, że człowiek z miłosiernego, kochającego zmienia sie w bestie? Ze obraża się na dzieci? Ze jest podły dla kobiety, która oddałąm mu 20 lat swojego życia? Do chwili kiedy nasze myśli będą z nimi ból będzie trwał ... a jak długo? To zależy od nas ...
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-09, 15:42
Nie chce się "licytować", bo to nie o to chodzi, ale Ty masz dla kogo żyć-dzieci, powód by wstać z łóżka....
A ja kompletnie nie radzę sobie z samotnością, z tęsknotą a szczególnie z tym, że nikt mnie nie potrzebuje...
Zawsze umiałam sobie radzić z problemami, ale w tej okrutnej sytuacji nie umię się zupełnie odnaleźć
Ona1974 napisał/a:
Do chwili kiedy nasze myśli będą z nimi ból będzie trwał
po niedługo 10latach wspólnego życie, nie umie nie myśleć o nim.....
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-09, 18:50 ciężko jest żyć ,,,
To już nie chodzi o licytację ... ponieważ ja znów dochodzę do chorych jednakże wniosków, że też nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niego, po 20 latach razem. Jak czytam posty innych osób, gdzie jest napisane, że mężowie po kilku miesiącach powrócili do domum nawet w przypadki gdy była ta trzecia ... nie masz jeszcze przed oczami pozwu. Nie wiem kiedy dosięgną tego przysłowiowego dna... bo ja sama je osiągnęłam dość szybko, a nie czuję się winna za wszystkie zła tego świata i mojego małżeństwa. Ale tez tęsknie, co dzien, co noc w myslach, jak będę stała przed sądem, w dzien zakochanych ,,, ludzie bedą się tulic do siebie, wyznawać miłość a ja będę musiała ponieść klęske życia ...chciałabym się rozpłynąć, nie istnieć. Nie czuję sił żeby stanąć z nim po przeciwnych stronach. Boję się i cierpie jeszcze gorzej bo już bardziej świadomie.
ekola [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-09, 19:09
Malwinko,
dla mnie cudem jest to, że - mimo iż mąż nie wrócił - czuję się spokojna i nawet... tak, szczęśliwa. Cieszę się chwilą, choć mam i smutne momenty - jak w życiu. Ale nie czuję się już tak straszliwie uzależniona od każdego jego słowa, zachowania, nastroju. Oj, jak mnie to cieszy
Mnie niewątpliwie pomogły spotkania z psychologiem, rozmowy z przyjaciółmi, z rodziną, wyrzucanie z siebie emocji, a były różne, baaardzo gniewne też.
Teraz patrzę wstecz i sama siebie nie rozumiem - jak mogłam tak dawać się poniżać! Taka cierpiąca, kochająca, czekająca uważałam za normalne, że mąż się na mnie psychicznie wyżywa, że obraża przy każdym spotkaniu, a ja zamiast bronić własnej godności, to tylko łykam to wszystko i płaczę w kąciku.
Więc mogę dać jedynie świadectwo, że można osiągnąć spokój i nie uzależniać swojego szczęścia, a nawet życia od jednego człowieka.
A powrót... Cztery lata temu mąż mnie zdradził, zakochał się... Błagałam, czekałam - w końcu odkochał się i wrócił. I co z tego? Minęły trzy lata, a wyprowadził się na dobre i zamieszkał u koleżanki z pracy. Platonicznie oczywiście
Czy więc powrót cokolwiek dał? No raczej nie... Bez zmiany siebie, realnego spojrzenia na siebie i małżeństwo?...
A przyznam, że w żadnym momencie tamtego kryzysu nie byłam tak spokojna i pogodna jak teraz.
Malwinko, cuda się zdarzają. Ale musimy im trochę pomóc. I chcieć pomóc sobie...
Poszukaj może pomocy gdzieś na zewnątrz. czasem samemu sobie człowiek po prostu nie poradzi.
Przytulam mocno
ps. Jedna rzecz mnie uderzyła w Twoicoh postach jakiś czas temu. Dlaczego Twój mąż w Twojej sprawie (choćby mieszkania) kontaktuje się z Twoją siostrą a nie z Tobą? Dlaczego teściowa wydzwania do Twojej mamy? Ty też nie musisz wysłuchiwać jej obrażania, słów męża zresztą też nie. Uwierz, to wszystko zależy od Ciebie. W każdej chwili możesz powiedzieć stop. I może tak jak pisały wcześniej dziewczyny, teraz jest czas na uspokojenie, na odsunięcie się od ludzi, których zachowanie Cię krzywdzi, żeby się wzmocnić.
zamkniety086 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-09, 19:28
Jak dużo ludzi jest współuzależnionych od miłości męża czy żony.. dlaczego tak sie dzieje, że kochana przez nas osoba przerasta wszystko w okół? i do czasu aż którejś stronie sie to nie znudzi to żyjemy tak naprawde w nieświadomości.. ja dziś tak naprawde zrozumiałem że ja tak samo należe do tego grona..
@ekola wkoncu jestes wolna od tego ciąglego stresu, od tego myślenia.. tak samo my musimy się z tym zmierzyć..
Myśle, że potrzeba tutaj pomocy innych osob i napewno Boga, bo sami to ciągle krecimy się w kółko..
Malwina, Twój mąż nie dorósł do bycia mężem tak jak ja kiedys nie bylem w odpowiednim momencie, też przez jakiś czas krzywdzilem żone, a teraz co mam z tego ? żyłka sie przerwała a ja nie umiem sobie z tym poradzić..
Ja tak samo jak TY zawsze sobie z wszystkim radziłem, teraz jednak nie umiem trzeźwo myśleć, mimo że żona mieszka ze mną to duchem a może i cialem czasem jest poza naszym życiem.. Osoby która chce odejsc nie da sie zatrzymać na siłe.. gorzej jak odchodzic wcale nie chce jednak toczyć życie "singla" w małżeństwie..
Trzymam kciuki za naszą wewnętrzną przemiane.. i serdecznie pozdrawiam.
Pamiętam w modlitwie!
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-10, 12:25
EKOLA
Dziękuję za wsparcie
ekola napisał/a:
Dlaczego Twój mąż w Twojej sprawie (choćby mieszkania) kontaktuje się z Twoją siostrą a nie z Tobą? Dlaczego teściowa wydzwania do Twojej mamy?
nie umie Ci odpowiedzieć, bo tego w ogóle nie rozumię, mąż woli wyżalić się siostrom, zamiast porozmawiać z własną żoną, ogromnie mnie to złości.
Jesli chodzi o teściową, która krzyczała na mnie, że mam dać rozwód jej synkowi...zapytałam jakim prawem to robi, usłyszałam ,że "prawem matki"....
Zamkniety
zamkniety086 napisał/a:
wcale nie chce jednak toczyć życie "singla" w małżeństwie..
tak było w moim małżeństwie, zawsze i wszędzie sama, mijaliśmy sie autami, mąż nie znajdywał dla mnie czasu, zawsze znalazł sie jakis kolega , któremu trzeba było pomóc.... i teraz nikt mu w tym nie przeszkadza-tzn. żona dopomijająca się o uwagę...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.