Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Oboje zapracowaliśmy sobie na to, co się stało. Można ewentualnie szukać usprawiedliwienia dla siebie, że to "druga strona" zawiniła pierwsza - ale co to zmieni ?
Wychodzi na to, że przez 22 lata gardziliśmy miłością i Panem Bogiem.
Próby "pojednania" były raczej "dokopywaniem" drugiej stronie, łzy nie pobudzały do refleksji a wręcz przeciwnie - wywoływały dziką radość.
Decyzja żony o rozwodzie była kompletnym zaskoczeniem. W Wigilię 2007 złożyliśmy sobie życzenia, było tak bardzo rodzinnie, a 7 stycznia 2008r. otrzymałem pismo z sądu, z wyznaczoną datą rozprawy rozwodowej...
Każda rozmowa już na wstępie była "ucinana" przez żonę - Ostrzegałam, że coś kiedyś we mnie pęknie ! Zaś ja krzyczałem: To dzięki mnie, to małżeństwo wytrzymało tyle czasu !
Żona prosiła abyśmy się "kulturalnie rozstali", czyli bez orzekania o winie i wszystko załatwić podczas pierwszej rozprawy. Wahałem się, ale podczas rozprawy nie zgodziłem się.
Gdy dowiedziałem się o rozwodzie, myślałem, że mój świat się zawalił. Bolało mnie, że żona już przed Wigilią złożyła pozew o rozwód (wyjaśniła - nie chciałam psuć Świąt).
Ale "prawdziwe piekło" zaczęło się, gdy nie wyraziłem zgody.
Mamy dwie córki 19 i 21 lat. Młodsza córka sekunduje mamie i utwierdza ją, że słusznie czyni, starsza waha się.
Dostałem kolejne pismo z sądu. Będzie prawnik, będą duże koszty sądowe, alimenty itd.
Myślałem - chce, niech ma. Zresztą w tej decyzji utwierdzała mnie rodzina ze strony mojej i żony.
Napisałem pismo, w którym wyraziłem zgodę na rozwód.
Nie wdaję się w szczegóły, bo aby próbować "coś" osądzić, to trzeba znać stanowisko obu stron.
Parę dni temu w czasie kolejnej (niestety) kłótni (jak zwykle przede wszystkim finanse), znowu padły ostre słowa, były łzy ale nie żalu lecz wściekłości...
W myślach krzyczałem na Pana Boga, miałem do Niego bardzo wiele żalu i pretensji, stwierdziłem, że skoro nie chce mi pomóc, to niech nie pomaga…
Potem przypadkiem trafiłem na "www.sychar". Po przeczytaniu niektórych postów, kilka dni biłem się z myślami i wysłałem kolejne pismo do sądu, w którym cofam swoją zgodę na rozwód i obstaję przy nierozwiązywaniu naszego związku (w między czasie otrzymałem już zawiadomienie o terminie końcowej sprawy).
Pokazałem żonie kopię tego pisma. Usłyszałem słowa: "Człowieku odczep się wreszcie ode mnie. Mam już przygotowane dokumenty na zaciągnięcie kredytu, mam okazję kupić sobie mieszkanie, wszystko ci zostawię, czekam tylko dokument rozwodowy"...
A 22 lata temu patrzyliśmy sobie czule i ufnie w oczy ślubując sobie miłość...
Czemu zmieniłem zdanie, czemu świadomie decyduję się na kłopoty finansowe, przykrości, nerwy… Wiem, że żonę będzie reprezentować prawnik, który słynie z tego, że potrafi "równo dokopać" i bardzo się ceni, będą też świadkowie...
W naszym związku (moim zdaniem) nie zaszło nic takiego (np. zdrada, pijaństwo, znęcanie fizyczne, czy psychiczne), co mogłoby spowodować, że małżeństwo to, nie ma szans na przetrwanie.
Jak Pan Jezus na krzyżu powiedział: "Ojcze w Twoje ręce składam ducha mego", tak ja (nie bez obaw) poddałem się Jego woli.
Napisałem: nie bez obaw - 20 lat temu miałem chorobę wrzodową dwunastnicy i żołądka. Po kilkuletnim leczeniu farmakologicznym (nie będę się rozpisywał o cierpieniach fizycznych i pobytach w szpitalach) zgodziłem się na operację.
Co ciekawe - im bardziej prosiłem Pana Boga o zdrowie, tym bardziej dolegliwości się nasilały. Operacja przebiegła pomyślnie, ale pewnie dlatego, że nie do końca wierzyłem w pomoc Pana Boga, trochę jeszcze pocierpiałem po operacji. Od tamtej pory do dziś a mam już 48 lat uchodzę za okaz zdrowia.
Czy moje małżeństwo, moja rodzina ocaleje ?
Czy Pan Bóg zechce wysłuchać moich próśb, które pewnie czasem brzmią jak żądanie ?
Cytujecie teksty z Pisma: "proście a będzie wam dane", ale zaraz przypominają mi się inne słowa: "Moje ścieżki nie są waszymi ścieżkami"...
Widać jak słabej wiary jestem...
Za kilkanaście dni będzie miała miejsce druga sprawa rozwodowa…
Jeżeli mogę, to proszę o modlitwę w intencji mojej rodziny i innych małżeństw będących w kryzysie.
Moja "walka o rodzinę" dopiero się zaczyna...
"Jeżeli Pan z nami, to któż przeciwko nam ?"
agata96 [Usunięty]
Wysłany: 2008-03-28, 10:09
Masz rację Twoja droga w walce o raowanie rodziny dopiero się rozpoczyna , ale wszystko jest możliwe. Nie poddawaj się. Pozdrawiam. Agata
A Ania [Usunięty]
Wysłany: 2008-03-28, 14:21
Wiara czyni cuda - pamiętaj o tym w chwilach, gdy będzie Ci ciężko. Nie ma takich trudnych chwil, które by nie przeminęły i nie zajaśniało po nich światełko. Z całego serca życzę Ci powodzenia i wytrwałości. Poszukaj na forum modlitwy o Pogodę Ducha - jest wyjątkowa :)
WieK [Usunięty]
Wysłany: 2008-03-30, 19:48
4 kwietnia (piątek) sala nr 6, godzina 9:00 - druga rozprawa...
agnicha [Usunięty]
Wysłany: 2008-03-30, 20:47
WieK jestem z Tobą
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2008-03-31, 08:49
Nie podałeś co jest powodem że żona chce rozwodu- tego typu decyzja zawsze ma jakiś powód- nie oceniam jakości powodu- bo go nie znam- ale coś mi ni9 wygląda że nie było nic co spowodowało że kobieta po tylu latach życia nagle chce się uwolnic od ciebie.
to jak to jest- bo zwykłe scysje to raczej nie wyglądają na powód.
Napisz prawdę facet- bo inaczej odbieram to jako- mądry Polak po szkodzie.
Co sie stało- i nie wmawiaj że nic.
W takim kontekście pytanie czy się da uratowac jest zgoła dziwne. Casłośc treści spowodowała że mi się czerwona lampka zapaliła.
WieK [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-01, 12:58
Do „Zuzy” (a być może także innych osób )
Napisałem o swoim problemie na forum nie po to aby szukać rozgrzeszenia, ale by znaleźć ewentualne wsparcie, że dobrze robię próbując ratować swoje małżeństwo.
Moja żona ma wiele wad – tak ja to oceniam. Jedną cechę charakteru ktoś oceni negatywnie, a ktoś inny pozytywnie. Jedna osoba powie: to dobrze, że mąż zajmuje się prasowaniem i myciem okien, a druga krótko stwierdzi: „łaski nie robi”. Ktoś powie: wzorowy mąż, ktoś inny: pantoflarz.
Ja nie jestem ideałem. Zapewne z upływem lat stałem się bardziej upierdliwym i denerwującym facetem (tzw. "starym piernikiem").
Może źle rozumuję, ale ślubowaliśmy sobie wzajemnie na całe życie, a nie do pierwszego siwego włosa, czy pierwszej zmarszczki na twarzy, czy też pierwszej lub sto pierwszej kłótni. Obiecaliśmy sobie miłość nie tylko gdy jest radośnie, ale także gdy druga strona nas rani.
Fakt, nie można tego wykorzystywać, bo jest świadome deptanie uczuć małżonka/małżonki, ale nie można też pod wpływem innych osób czy własnych odczuć, przekreślać drugą stronę.
Łatwo powiedzieć: wezmę rozwód i będę miał/miała „święty spokój” – a co z uczuciami innych: dzieci, rodzice, rodzeństwo, krewni (nie mam na myśli związku w którym jest przemoc fizyczna, nałogi itp.).
Dajemy wtedy negatywny przykład naszym dzieciom, które kiedyś też założą własne rodziny. Czy możemy im służyć wtedy radą, czy możemy zwrócić uwagę, że „tego” nie należy tak robić… Pewnie usłyszymy: tato/mamo, a jakim wzorem do naśladowania jest twoje małżeństwo ?
Zgadzam się z Twoim stwierdzeniem: „mądry Polak po szkodzie” – ale właśnie dopiero w takiej chwili najczęściej uświadamiamy sobie co tracimy i jak bardzo nam na tym zależy.
Nie pisałem o szczegółach, bo każdym swoim żalem, niepochlebnym zdaniem o żonie, zaprzeczałbym swojemu uczuciu do Niej.
Może dopiero teraz dojrzałem do stwierdzenia, że miłość polega przede wszystkim na dawaniu, a nie na oczekiwaniu: coś, za coś…
Nie uważam, że żona musi trwać w naszym związku i żadną siłą jej nie zatrzymam, ale nie mam też prawa biernie oczekiwać, co przyszłość przyniesie.
A uwagi osób postronnych uważam za bardziej trafne, niż tych bezpośrednio zainteresowanych przyszłością naszego związku.
Pozdrawiam.
WieK.
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-01, 18:22
Mam rozumieć, że przyszedłeś na forum katolickie zapytać się tylko i wyłącznie o to, czy masz ratować skaramentalne małżeństwo?
To jest pytanie retoryczne. Każdy katolik wie, że TAK.
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-01, 19:23
pytnie nie dotyczyło co xłego zrobiła żona- tylko co ty zrobiłeś?
Napisałeś długi post- zgadzam się z Olą 2- bez sensu pytanie na takim forum.
Ale radzić nie umieją ludzie jak nie wiedzą coś nawywijał.
I nikt nie chce abyć żonę oskarżał.
Pytanie dotyczyło tylko ciebie.
Bez odpowiedzi. Chyba? Bo jest kawałek jak dojrzałeś że miłośc polega na dawaniu?
Ja nie wiem co chcesz usłyszeć.
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-02, 12:40
WieK widzisz jakie życie jest trudne rozumiem Cię ja też chce walczyc o swoje małżeństwo tylko jak, jak mąż nie chce? Złożyłam wszystko w Chrystusie. Napewno doświadcza nas, abyśmy zrozumieli że nie ma łatwego szczęścia, że przez cierpienie okazał nam miłość najwiekszą oddał za nas życie. Mnie też jest ciężko, ale posłuchaj mnie módl się i módl się i ufaj Chrystusowi to naprawdę pomaga to jest pokarm dla dusz. Słuchaj mój mąż chiał odejść w poniedziałek zatrzymała go błaganiem jego mama nie wiem czy to nas uratuje? Dla mnie małżeństwo to świetość na dobre i złe i jeżeli przychodzi złe to trzeba to przewyciężyć. Ja nie wiem co mam robić mamy dwójke dzieci jesteśmy rodziną religijną, ale mówię Jezu Ty sie tym zajmij Ty mną kieruj. Jeżeli mąż się gdzieś zagubił to pewnie ja jestem tą osobą która ma Go pociagnać ku Niebu aby na nowo zawierzył Bogu przecież jesteśmy jednym ciałem i odpowiadmy za tą naszą połówkę. Dlatego pokładam całą ufność w Bogu.
Ja już czuje, że On działa bo normalnie po ludzku to nie zniosła bym tych wszystkich słów, które usłyszałam czuje nadprzyrodzoną siłę. Dlatego UFAJMY I UFAJMY.
Pamietam o Was w codziennej dziesiatce rózańca.
WieK [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-03, 01:42
Wielkie dzięki płynące z głębi serca dla "agata96", "A Ania", "agnicha", "Małgorzata" i jeszcze jednemu Dobremu Duszkowi za słowa otuchy i pamięć w modlitwie.
I to jest właśnie Zuza "TO", co wielu chciałoby usłyszeć - że nie są sami, że ktoś mimo własnych zmartwień i problemów znalazł chwilę czasu dla innej obcej osoby, wyklikał kilka ciepłych słów, a w modlitwie oprócz swoich problemów polecił troski innych.
Tobie "Zuza" jak i "Ola2" życzę dokładnie tego samego co i sobie. A wierzcie mi - naprawdę nic złego.
Wszystkim, którzy wspomnieli o moim zmartwieniu w swoich modlitwach, mogą mieć powód do mniejszej lub większej satysfakcji. Co prawda żona pomału przygotowuje się do wyprowadzki z młodszą córką, ale starsza (21 lat) powiedziała mi wczoraj wieczorem: Tato, nie we wszystkim z tobą się zgadzam, ale zostaję...
Aby ubiec "ewentualne uwagi" - żona chętnie "wzięłaby ją" również ze sobą, a i mama żony cały czas proponuje jej, aby przeprowadziła się do niej.
Ja nie przekonywałem córki aby została ze mną. Jej - podobnie jak i młodszej - powtarzałem, że uszanuję każdy ich wybór i bez względu na podjętą przez nie decyzję, dalej będę dla ich ojcem (w pozytywnym dla tego słowa znaczeniu).
Może "tylko" na tym skończy się moja nadzieja na odbudowanie rodziny, a może jest to znak mający utwierdzić mnie w przekonaniu, że dobrze czynię nie zgadzając się na rozwód...
Pewnie Zły bardzo będzie chciał powetować sobie w piątek podczas rozprawy tę - może i małą - ale jednak porażkę...
Pozdrawiam WSZYSTKICH.
WieK.
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-03, 15:36
Bo widzisz Wiek-u, dziewczyny lepiej Cię zrozumiały. Ja raczej chyba myślę zbyt po męsku. Biorę dosłownie, co facet gada. Zadałeś pytanie wprost, czy ratować małżeństwo i ja wprost odpowiedziałam TAK. Nie domyśliłam się, że chodzi Ci o modlitwę, o TAKĄ pomoc. No, ale ja jestem znana z tego, że nie mam zdolności jasnowidzenia.
Dobrze, to w takim razie i ja się pomodlę, jeśli to tylko chodzi o to.
Małgorzta [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-04, 08:19
WieK-u modlę sie w Twojej intencji akurat przeglądałam posty i wdzię, że potrzebujesz modlitwy teraz. Ufaj Jezusowi On jest jedyną właściwą drogą On czyni cuda On wszystko może On leczy serca. Módl się w intencji żony my jesteśmy odpowiedzialni za te nasze połówki. My musimy pociągnać Je ku NIEBU.
Pamietam o Was w modlitwie.
JEZU UFAM TOBIE!
WieK [Usunięty]
Wysłany: 2008-04-07, 11:35
Myślałem, że w miniony piątek sprawa zakończy się taką czy inną decyzją sądu.
Zjawiłem się 5 minut przed wyznaczoną godziną. Szedłem długim korytarzem, drzwi do dziesięciu sal, na ścianach monitory z wyświetlonym składem sędziowskim, nazwiskami stron (!), przedmiotem rozprawy – rozwód, rozwód, rozwód…
Dotarłem do „swojej” sali, żona i jej świadek nawet nie zwrócili na mnie uwagi, zresztą o czym mówić w takiej chwili, nawet szczerze powiedziane: dzień dobry, może zabrzmieć ironicznie w uszach drugiej strony.
Świadkiem była nasza była sąsiadka (pięć lat temu przeprowadziliśmy się, a wspomniana pani była naszą sąsiadką przez około sześć lat i od czasu przeprowadzki mieliśmy sporadyczne kontakty). Tym bardziej mnie to zabolało, bo byliśmy w dość dobrych układach sąsiedzkich. Bardzo często idąc ze swoim psem na spacer, brałem także ich psa, przygotowywałem także jej syna do egzaminu (oczywiście nieodpłatnie).
Żona chciała powołać jeszcze dwóch świadków, ale osoby te odmówiły jej.
Świadek powiedziała, co miała powiedzieć - oczywiście nic miłego dla mnie.
Czy kłamała ? Nie, ale przecież wystarczy pominąć niektóre fakty...
Dobrze, że sędzia zadała świadkowi kilka pytań i świadek chcąc nie chcąc, do „negatywów” dodał nieco „pozytywów”. Ale na pytanie sądu, czy małżeństwo to ma szansę powiedziała, że nie…
A potem była długa seria pytań do żony. Na rozprawę szedłem z nastawieniem, że nie będę wdawał się w wyciąganie brudów i „dokopywaniu” drugiej stronie. Jednak słysząc to, co mówi żona, wyjąłem kartkę (a potem jeszcze jedną i jeszcze jedną) i zacząłem notować zarzuty żony.
Później ja zacząłem odpowiadać na pytania sądu. Początkowo słowa więzły mi w gardle, ale po krótkim czasie poczułem spokój, głos przestał mi drżeć, zacząłem korzystać ze swoich notatek. Sąd zarządził krótką przerwę, bo musiał się naradzić. Wyszliśmy z sali i miałem wrażenie, że wzrok wszystkich obecnych na korytarzu był skierowany na nas…
Po dwóch, może trzech minutach zostaliśmy znowu poproszeni na salę. Kolejna seria pytań do żony i do mnie. Czułem się już bardziej spokojny i opanowany.
Jak sala sądowa potrafi odświeżyć pamięć, tylko że w jedną stronę. Doskonale pamięta się przykrości, nawet te sprzed 20 lat.
A przecież nasze małżeństwo nie było jednym pasmem żali i rozczarowań. Musiały być przecież radości, musiała być miłość, gdyż bez tego, nasz związek nie przetrwałby tylu lat…
W czasie rozprawy były chwile, że miałem „tego wszystkiego dosyć”, chciałem machnąć „na to wszystko” ręką i wyjść trzaskając drzwiami…
Podczas rozprawy trzy, może cztery razy padło pytanie: czy nadal nie wyrażam zgody na rozwód…
Ponownie zostaliśmy poproszeni o opuszczenie sali. Nie obchodziły mnie już spojrzenia innych, a może mi się tylko wydawało, że jesteśmy w centrum uwagi innych. Podszedłem do okna, próbowałem pomodlić się, ale na próbie kończyło się.
I znowu głos sekretarza wzywającego nas na salę. Ponownie skurcz w gardle, serce łomocze i usłyszeliśmy, że sąd podejmie decyzję dopiero po otrzymaniu opinii biegłego psychologa, który na podstawie wywiadu z żoną i ze mną ustali, czy nasze małżeństwo ma szansę…
Żona powiedział, że nie chce tego, ale najprawdopodobniej powoła na świadka młodszą córkę (jest pełnoletnia)…
Widocznie Złemu jest za mało, rozpadającego się małżeństwa, w rodzinie też trzeba namieszać…
Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy wsparli mnie duchowo.
Pewnie bez Waszej modlitwy „poległbym sromotnie”.
Można powiedzieć, że sprawa tylko się przedłużyła, że nieuchronny rozwód tylko się odwlókł w czasie.
Może i tak. Ale nikt z nas nie wie, co uczyni Pan Bóg.
Nadal proszę o modlitwę, a i ja pamiętam o Was, o Waszych problemach w swojej modlitwie.
Wiek.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.