Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak wybaczyć zdradę
Autor Wiadomość
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-07-03, 12:15   

piotrploc napisał/a:
Nie jest to podejście chrześcijańskie, ale nie odmówię sobie przyjemności zemsty na kochanku żony. Mi też należy się coś od życia:)

A to głownie chodzi czy to chrześcijańskie..czy niechrześcijańskie zachowanie???

to akurat najmniejszy problem

poczytaj sobie Piotrze to..zanim sprawiedliwośc przejmiesz w swoje ręce :mrgreen: :mrgreen:


Zemsta to rodzaj ślepej sprawiedliwości, która im bliższą się staje naturze człowieka, tym bardziej powinno ją się wypleniać. W jednym zdaniu można powiedzieć o czterech ważnych aspektach zemsty:
-chęć zemsty jest bliska ludzkim sercom
-nie trzeba się jej uczyć, ponieważ jest naturalna i instynk­towna
-przypomina sprawiedliwość, lecz zasadniczo się od niej różni
-jest niepożądana; jest równie naturalna jak chwasty, które jeśli nie są regularnie usuwane z uprawnego pola pewnego dnia zagłuszą hodowane na nim rośliny.

Ja definiuję zemstę jako wyręczanie sprawiedliwości, w czym kryje się niewątpliwa przyjemność czerpana przez mściciela z zadawania cierpienia osobie karanej. I w tym tkwi problem. Pragniemy ukarać złoczyńcę, gdyż chcemy żyć w sprawiedli­wie i bezpiecznie.
Czy powinniśmy wziąć sprawiedliwość w swoje ręce?
Jeśli jesteśmy zwolennikami wymierzania kary, musimy być również przeświadczeni o własnej prawości. A wtedy nawet je­śli jesteśmy przekonani, że karana osoba zasługuje na cierpienie, to zadając je tej osobie, po części sami cierpimy z powodu po­czucia winy. Albowiem czujemy dyskomfort, uświadamiając so­bie, że cieszymy się na myśl o zadawaniu komuś cierpienia. Jest to kolejny przykład naszej chęci bycia dobrymi ludźmi, a jedno­cześnie czynienia lub fantazjowania o popełnianiu czynów, któ­rych dobry człowiek czynić nie powinien.

Stowarzy­szenie Kościołów w swoim oświadczeniu jednoznacznie potę­piło zemstę jako działanie, którego celem nie jest położenie kresu cierpieniu, lecz jego pogłębianie. Odwet bierzemy po to, by ktoś inny cierpiał tak jak my. Czy świat faktycznie stanie się lepszy, gdy zadamy cierpienie komuś, kto przedtem był przy­czyną naszego cierpienia?

Każdy z nas słyszał powiedzenie: „Zemsta jest słodka", lecz mało, kto wie, że to zdanie wyrwano z kontekstu, przez co jest zupełnie opacznie rozumiane. Jest to fragment zdania zaczerp­niętego z utworu Miltona, zatytułowanego Raj utracony, które brzmi następująco: „Zemsta, na pierwszy rzut oka słodka, nieba­wem gorzko do siebie samej doskoczy". Innymi słowy, Milton — tak jak wielu z nas — boleśnie musiał się przekonać, że choć można rozkoszować się obmyślaniem zemsty, to jej dokonanie napełni nas goryczą.

Obiekt naszej zemsty zasługuje na surową karę i jakaś część nas samych ochoczo wymierzyłaby mu ją za to, co nam uczynił. Jednak, gdy zadamy w odwecie cierpienie, cząstka dobra w nas samych zostanie umniejszona. .
W Talmudzie napisane jest, że Bóg udzielił reprymendy aniołom wiwatującym z okazji zagłady armii egipskiej zatopionej przez wody Morza Czerwonego: „Jakże możecie się cieszyć? Wszak oni są też moimi stworzeniami?". Skoro nawet aniołowie radowali się pognębieniem występnych, czemu nie moglibyśmy czynić podobnie? I skoro Bóg potępia zachowanie aniołów jako niewłaściwe, jakże my mielibyśmy nie ujść zażenowania z powodu naszej satysfakcji?


Okres rozwoju cywilizacyjnego, w którym społeczność wzięła na siebie prawo i odpowiedzialność za karanie zbrodniarzy, broniąc od tego obowiązku pokrzywdzonych, był jednym największych postępów ludzkości. Od tej chwili kara mogła być wymierzana sprawiedliwie i obiektywnie przez kogoś, kto był uwikłany w spór i kim nie kierowała ślepa żądza odwetu.

Cóż począć z tą wprawiającą nas w zakłopotanie emocją, budzącą w nas żądzę odwetu? Jak zwykle w przypadku pobudek sprzecznych z naszym sumieniem należy słuchać głosu sumienia nawet wtedy, gdy nie mamy na to siły ani ochoty. Co jednak ro­bić, gdy pragniemy wywrzeć zemstę w imieniu sprawiedliwości, która zdaje się oczekiwać od nas zaangażowania się w czynienie tego świata lepszym domem dla nas wszystkich, co z kolei wy­magałoby wymierzenia komuś tego, na co zasłużył?

Ludzie kierujący się wiarą lub współczuciem wychodzą z założenia, że należy przebaczać, gdyż to przełamuje błędne koło nienawiści i przemocy. U chrześcijan wymóg przebaczania zawarty jest w jednej z najważniejszych modlitw — Modlitwie Pańskiej. Wyrazem takiego podejścia jest też Jezusowe zale­cenie, by nadstawiać drugi policzek, podobne zalecenie znajduje się w Torze: „Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata" i w wielkim przykazaniu zawartym w Księdze Kapłań­skiej: „Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego" (19,18). Przy­kazanie to poprzedzone jest słowami: „Nie będziesz szukał po­msty, nie będziesz żywił urazy".

Przebaczenie obmywa duszę z goryczy wywołanej wyrządzo­ną nam krzywdą, którą podsyca planowanie zemsty na naszym krzywdzicielu. Jeśli obmyślamy, jak wyrównać z nim rachunki, i nigdy nie czynimy nic w tym kierunku (a zazwyczaj tak więk­szość z nas postępuje), sami pogrążamy się w goryczy, nie wy­wierając żadnego wpływu na tamtą osobę. Gdy motorem na­szego życia staje się obmyślanie zemsty, często zniżamy się do poziomu naszego krzywdziciela. Tracimy we własnych oczach i lękamy się, że stracimy w oczach innych ludzi. Perspektywa wyrównania rachunków, aczkolwiek kusząca, rzadko warta jest tego, co wyrządza nam samym. Jak już powiedziałem na wstę­pie, powinniśmy starać się wznieść ponad przyziemną żądzę zemsty. Nie dlatego, że udajemy świętych, lecz aby zachować zdrowe zmysły. Życie jest zbyt cenne, by trwonić je na nienawiść. Wiemy jednak, jak trudno niekiedy stosować się do tej i rady.

W biblijnej Księdze Wyjścia opisane są cierpienia Izraelitów w egipskiej niewoli. Z rozkazu faraona wszystkie noworodki płci męskiej miały być topione. Żydowscy niewolnicy pracowali przy wyrobie cegieł i byli poddawani karze chłosty, jeśli nie udało im się wykonać dziennego planu. Gdy zaczęli narzekać, faraon kazał im dodatkowo własnoręcznie zbierać trzci­nę do wyrobu cegieł, zamiast dostarczać im ten surowiec jak przednio. Tylko cudownej interwencji Boga zawdzięczają żydzi swoje wyzwolenie z egipskiej niewoli. Dlatego może nas dziwić, gdy czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa następujące zalecenie: „Nie gardź Egipcjaninem, gdyż byłeś w jego ziemi obcym przybyszem". Nie powinieneś nienawidzić Egipcjan za swoją niedolę nie, dlatego, że zasługują na twoje przebacze­nie, lecz dlatego, że ty sam zasługujesz na coś lepszego niż ciągłe rozpamiętywanie gorzkiej przeszłości. Dopóki twą duszę nadal zżera nienawiść, dopóty jesteś ich niewolnikiem.

Podczas rytualnego, rodzinnego posiłku seder spożywanego z okazji święta, Pesach, upamiętniającego wyjście z niewoli egipskiej, przed właściwym posiłkiem smakuje się odrobinę gorzkiego zie­la, by przypomnieć sobie gorycz niewoli, po czym gorzki smak usuwa się macą i winem symbolizującymi uwolnienie.

Gdy sobie uświadomimy, że żądza zemsty w rzeczywistości jest potrzebą odzyskania władzy nad własnym życiem, by wy­zwolić się z roli ofiary i zastąpić bezradność działaniem, możemy znaleźć sposoby zaspokojenia tej potrzeby bez krzywdzenia dru­giej osoby i kompromisu z własną dobrocią.


no ...ta.....

a najwazniejsze pogrubiłem :-)
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2012-07-03, 13:00   

Norbert1 napisał/a:


Gdy sobie uświadomimy, że żądza zemsty w rzeczywistości jest potrzebą odzyskania władzy nad własnym życiem, by wy­zwolić się z roli ofiary i zastąpić bezradność działaniem, możemy znaleźć sposoby zaspokojenia tej potrzeby bez krzywdzenia dru­giej osoby i kompromisu z własną dobrocią.[/i]

no ...ta.....

a najwazniejsze pogrubiłem :-)


"podczerwieniałam" naawet :mrgreen:
Te działanie o którym tu mowa ...to wysiłek ...
Wczoraj tak bardzo mi wybrzmiewało "Wszystko mogę w Tym który mnie umacnia", chociaż wcale nie było łatwo...
 
     
piotrploc
[Usunięty]

Wysłany: 2012-10-05, 13:26   

Witam po dłuższym czasie nieobecności. Trochę się wydarzyło w tzw międzyczasie. Przede wszystkim nie posłuchałem przestróg forumowiczów i zemściłem się na kochanku żony. I muszę przyznać, że było to najlepsze co mogłem zrobić. Powiadomiłem o romansie jego narzeczoną. Po jakimś czasie dowiedziałem się od niej, że po dzikiej awanturze wybaczyła mu i będą odbudowywać relację. Ale najważniejsze jest to, że dopiero taka ingerencja zakończyła romans. Bardzo boli mnie to, że jak wiele wskazuje, znowu to on był stroną kończącą relację a nie moja żona. Niby skutek ten sam, ale jednak boli. Po ujawnieniu romansu coś musiało zadziać się u nich w pracy i żona włamała się na to forum i pousuwała większość moich wątków. Ale to nie jest takie istotne. Ważne jest to, że żona wykorzystała moje starania, próby terapii par, rekolekcje - spotkania małżeńskie, jako przykrywkę do kontynuowania romansu. Mówi się, że zabić można kogoś tylko raz. Nie do końca, można i drugi i trzeci.
Do tego wypiera się, oszukuje, unika rozmowy, ignoruje moje zaczepki. Przez niemal trzy miesiące pisałem do niej codziennie "list". Uzbierało się sześćdziesiąt kilka. Dostałem dwie odpowiedzi. Dialogowania po spotkaniach małż. odmówiła od razu. Ja jestem tym już zmęczony. Chciałbym sprawę wyjaśnić do końca i spróbować od nowa. Ale nie mogę zgodzić się na życie ze zdrajczynią i oszustką. Na porządku dziennym stanęła już kwestia rozstania - separacji. Może to byłoby lepsze dla nas obojga? Syn też nie będzie szczęśliwy przy nieszczęśliwych rodzicach.
Wysłałem poniższy fragment żonie, ale jak zwykle mnie zignorowała.
"Dalej: nie rańmy się. Rana to jest uderzenie w coś, na co nie mamy wpływu. Przywoływanie w rozmowie faktów z przeszłości jest klasycznym ranieniem. Owszem, jeżeli jest z przeszłości jakaś nigdy nie załatwiona sprawa, która się za nami ciągnie, trzeba raz jeden usiąść i porozmawiać o tym. Przeprosić, wybaczyć. I nigdy więcej do tego nie wracać. Oczywiście, przebaczenie nie jest tożsame z zapomnieniem. Jeśli raz wydarzyło się coś złego, nie można o tym zapomnieć, to byłaby naiwność. Trzeba pamiętać o tym po to, aby to już się nie powtórzyło".
źródło::Jak budować więzi w rodzinie? Jacek Pulikowski.
Nie chcę jej wypominać zdrady do końca życia, ale nie pozwolę się oszukiwać.
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2012-10-27, 21:45   

Piotr, jeżeli Twoją zemstą na kochanku, było poinformowanie jego narzeczonej, to uważam że należalo to zrobić znacznie wcześniej. Przecież jej należy się prawda o czlowieku któremu wierzy a który ją oszukuje.
To bardzo smutne i przygnębiające co piszesz, że żona udawała próby odbudowy małżeństwa po to, żeby mieć więcej swobody w dalszym oszukiwaniu Ciebie.
Trzeba niesłychanie dużo siły i charakteru żeby nie poddać się po czymś takim.
Z jej strony to cynizm, ignoruje Twoje uczucia, miłość.
Terapeuci uważali że niepotrzebna jest szczerość żony wobec Ciebie. Niepotrzebne są odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania o zdradę.
Wydaje mi się że to spowodowało u żony brak głębszych przemyśleń dotyczących tego co zrobiła.
Po rekolekcja, z opisu rozumiem że opartych na budowaniu dialogu, nie nastąpiło u niej poczucie żalu, winy, starań o budowę związku ?
Po zdradzie to zdradzacz powinien przejąć ciężar budowy związku.
Wiesz, pokaż jej że potrafisz również żyć bez jej miłości.
Zbliż się jeszcze bardziej do Boga, zadbaj również o swoją kondycję fizyczną, wizerunek, zainteresowania i skup swoją miłość na dzieciach.
Nic tak nie otrzeźwia znudzonych w związku jak widok uśmiechniętego, zadowolonego z życia małżonka.
Nie myśl że nakłaniam Ciebie do tolerowania trójkąta. Określ jej granice swojej miłości, chyba najlepsza książka - "Miłośc wymaga stanowczości" J.C. Dobson'1
 
     
piotrploc
[Usunięty]

Wysłany: 2012-10-30, 16:35   

Z narzeczoną kochanka żony skontaktowałem się niezwłocznie, gdy udało mi się ją zidentyfikować. W odwecie żona odmówiła udziału w terapii par.
Po jakimś czasie, już chyba we wrześniu spróbowaliśmy jeszcze raz, ale terapeuci nas pogonili. Żonie wytknęli, że chodziła na terapię wyłącznie dla mnie, bez zaangażowania, bez wiary w jej sens, sama nie odczuwała w najmniejszym stopniu takiej potrzeby.
Pisałem już chyba kiedyś o tym, ale powtórzę, nie dostrzegam u żony żalu z powodu zdrady. Siedem miesięcy zajęło jej powiedzenie "przykro mi". Nie chce mi się nawet już wnikać czy szczerze.
Jestem zanadto zasadniczy. Z jednej strony upieram się, że warunkiem wybaczenia i życia od nowa jest szczerość, otwartość, nawet, a zwłaszcza w tych sprawach najtrudniejszych. Bez tego żyjemy obok siebie a ja, chcąc nie chcąc pielęgnuję urazę.
Z drugiej strony moja zasadniczość przejawia się tym, że będę przy niej, choć to trudniejsze niż odejście. I nawet, gdy zechce mnie jeszcze bardziej pognębić, to odsunę się od niej, ale o rozwodzie nie myślę.
Nie wszystko jest czarne. Żona próbuje żyć, jakby nic się nie stało. Jest troskliwa, taka jak wcześniej. Mówi, że kocha (ale znowu ta moja zasadniczość - w mojej bajce jak ktoś kocha to nie zdradza). Tak próbuje odbudować nasze relacje.
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2012-10-31, 09:52   

Cytat:
W odwecie żona odmówiła udziału w terapii par.
- to był raczej odwet za to że narzeczona wzięła się za niego i porzucił romansowanie z Twoją żoną (?).

Żona próbuje żyć normalnie, jakby się nic nie stało - próbuje zaklajstrować to co rozwaliła słowem "kocham". Może szczerym choć niby dlaczego skoro tak długo potrafiła okłamywać, oszukiwać przed odkryciem i po odkryciu, prowadzić podwójną grę żony która stara się odbudować małżeństwo jeżdząc na rekolekcje, terapię a jednocześnie kontynuując romans.
Może chciała pokazać że się stara, a jednocześnie prubowała sobie uwić gniazdko z kochankiem, czejkając na jego ostateczną deklarację. Dopiero jak zniknął po poinformowaniu narzeczonej przez Ciebie, została na lodzie i woli powiedzieć "kocham" dla świętego spokoju.

Bez przemyślen na temat zdrady przez nią, zrozumienia przez nią jaką szkodę wyrządziła rodzinie, zrozumienia przez nią dlaczego poszła w "długą" nie bedzie jej prawdziwego powrotu.
To co robi teraz jest dalej tą samą grą którą uprawiał przedtem.

Myślę że jej system wartości, cel życia zostaly zachwiane.
Może uda Ci się ją skłonić do rozmów na temat co jest w życiu ważne, jaki jest cel życia, przykłady (biblia, kościoł) właściwych postaw wobez różnych problemow życia.
Może przez wspólną modlitwę w domu, może razem z dziećmi.
Może czasami Wam przeczyta coś z biblii. Poprosisz ją żeby Wam skomentowała jakąś postawę która wymaga wyboru - pójśc na łatwiznę czy tez postępować zgodnie z zasadami które się wyznaje.

Wpółczuję Ci trudnej sytuacji.
Nie ustawaj w wysiłkach. To żona powinna starać się o odbudowę małżeństwa, ale widoczniej jeszcze nie jest w stanie.
 
     
piotrploc
[Usunięty]

Wysłany: 2012-10-31, 13:06   

Oczywiście, odwet był za wtrącenie się w romans i, jak się wydaje, spowodowanie jego zakończenia.
Nie mam już sił na analizowanie wszelkich podłości, upokorzeń jakich doznałem od żony.
Ale słowo się rzekło. Przysiągłem jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską i nawet jej niewierność nie zwolniła mnie z tej przysięgi. Jest dużo trudniej kochać ją teraz. Z wiernością i uczciwością małżeńską nigdy nie miałem problemów i nic tu się nie zmieniło.
Nie chcę stworzyć wrażenia, że jestem bez win, o nie!
Chciałbym powiedzieć, że uczestnictwo na tym forum było i jest dla mnie ważne i podziękować wszystkim, którzy swoimi wpisami pomagali mi w trudnym okresie życia.
Nie wiem jak się skończy moja historia (jedno jest pewne, nic nie będzie już tak jak było, a również nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej) ale żyć trzeba i jakoś się trzymać.
Pozdrawiam i jestem, będę obecny.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-10-31, 14:15   

Witaj Piotrze,

Mam trochę podobną sytuację do Twojej i moja żona też ma na imię Anna.
Moja żona mieszka ze mną i z dzieckiem, śpimy razem, kochamy się jednak ona też nie czuje żadnego żalu czy winy za swoją zdradę. W dodatku nadal zakochana jest w kochanku (jej koledze z pracy), który trzy razy się z nią rozstawał, bo nie umiał chyba do końca zostawić swoich małych dzieci i żony.

Wiem jakie to jest ciężkie jak ciągle nie możemy być pewni jutra. We mnie ciągle jest chęć odbudowania wszystkiego na nowych, lepszych zasadach, a z jej strony jest niby jak mówi niepewność uczuć do mnie i niepewność naszej wspólnej przyszłości. A może tylko jakaś ściema i udawanie do czasu kiedy nadejdzie moment, że będzie mogła ode mnie wygodnie odejść. Nie potrafi dzisiaj powiedzieć mi że mnie kocha, ale potrafi mi powiedzieć że kocha kolegę z pracy, który trzy razy nie dotrzymał danego jej słowa.

Boli to cholernie, że kochasz, chcesz być kochany, zmieniasz się na lepsze, a mimo wszystko zostajesz odrzucony.

Widzisz, ja też postanowiłem, że będę kochał i będę się trzymał przysięgi. Ona o tym wie i mam wrażenie, że to jeszcze bardziej daje jej poczucie komfortu i odbiera jakiekolwiek poczucie winy. Tak jakby widziała, że czego nie zrobi zostanie jej wybaczone.
Po rozmowach z nią widzę, że ma bardzo mocno zachwiany system wartości, że na bardzo ważnym miejscu są przyjemności, dobra materialne, samorealizacja.
Sam nie jestem w stanie tego u niej zmienić, do tego jest potrzebna jej praca, a jej chyba z tym po prostu dobrze. Tak ją ukierunkowały koleżanki i jej kochanek.

Gdyby nie fakt, że mamy pięcioletnie dziecko i nie chcę robić mu w życiu rewolucji, pewnie byłbym bardziej stanowczy i asertywny. Może wtedy otworzyłaby oczy.

Chociaż to trudne, to staram się jednak jak najmniej myśleć o przyszłości i skupić się na teraźniejszości. O przyszłość modlę się do Boga. Modlę się żeby przemówił do niej.

Pozdrawiam serdecznie.
 
     
piotrploc
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-02, 14:25   

Rzeczywiście, widzę wiele podobieństw. Myślę też, że Twoja sytuacja jest znacznie trudniejsza niż moja. Życzę Ci wytwałości.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-03, 22:27   

Dzięki za dobre słowo. Ciężko już mi ogarniać wszystko rozumem. Modlę się do Boga i wszystkich świętych, a nawet do bliskich zmarłych o modlitwę za nasze małżeństwo. Wczoraj powiedziałem żonie, że mam już dość życia w trójkę przez kontakty, które ciągle utrzymuje z kochankiem. Że nie da się tak niczego budować i ja się wycofuję, niech idzie do niego jak chce, bo ja zrobiłem wszystko żebyśmy mogli naprawiać, ale nie umiem odciąć się od przeszłości skoro ona nadal w niej tkwi. Były z jej strony łzy, obietnice że to skończy i nawet powiedziała mi, że mnie nadal kocha i boi się mnie stracić. Wystarczyła chwila przemyśleń i znowu nie wie czy chce być ze mną czy z nim.
Jak żyć?
 
     
piotrploc
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-05, 15:37   

Nie czuję się absolutnie na siłach aby w jakikolwiek sposób doradzać Tobie. Jedyne, co mogę zrobić, to opowiedzieć w jaki sposób ja próbowałem sobie radzić. Ale po prawdzie to nie poradziłem sobie za dobrze.
Po wykryciu zdrady żony chciałem za wszelką cenę, natychmiast ją odzyskać. Po pierwsze, kontrolowałem ją (telefony i emaile), naciskałem - bezskutecznie - na zakończenie romansu, na rzucenie pracy. Stawiałem jej granice i sam godziłem się na to, że je wciąż przekraczała. Powinienem był określić granice niemożliwe do przekroczenia i egzekwować je. Nawet jeśli nie powstrzymałbym żony, to przynajmniej zachowałbym szacunek dla siebie.
Po drugie skłoniłem ją do podjęcia terapii małżeńskiej, nawet do uczestnictwa w spotkaniach małżeńskich. Bardzo zależało mi na tym, żeby dostrzegła całe zło, które czyni oraz zmieniła się. We wszystkich tych działaniach poniosłem klęskę.
Nie mogę ani na chwilę przestać o tym myśleć, ale prawda też jest taka, że emocje osiągnęły możliwy do zaakceptowania poziom. Być może po części jest tak dzięki lekom antydepresyjnym, które niestety zażywam już 5 miesięcy.
Przyjąłem też swego rodzaju "strategię". Pogodziłem się z tym, że mam za żonę zdrajczynię i oszustkę. I z tym, że skoro ona zechciała zniszczyć nasze małżeństwo, to jest ono zniszczone. Żonie udało się bardzo obniżyć temperaturę moich uczuć do niej. W ciągu całego tego czasu oszukiwała, nawet na terapii, a więc nie zdziwię się już, jeśli za chwilę okaże się, że romans trwa. Ja już jestem gotów odsunąć się od niej. Kilka razy byłem już bardzo bliski tej decyzji.
Po odkryciu zdrady najpierw przypadkiem trafiłem na forum zdradzeni.info. Tam niemal wszyscy jak jeden mąż radzili mi rzucić niewierną. Między innymi przypuszczali (jak się okazało słusznie), że zgoda żony na terapię jest zasłoną dymną dla kontynuowania romansu. Nie chciałem ich słuchać, trafiłem tutaj. I dobrze się stało. Znalazłem wsparcie, ale umysł i serce mam zatrute. Czy to się zmieni - nie wiem.
Piszę chaotycznie. Podsumowując, moja historia zmierza chyba ku normalizacji, jakkolwiek nie jest to taka jakość życia, jakiej bym oczekiwał od związku. To małżeństwo ze zdradą w tle, brakiem zaufania, niewybaczoną urazą. Mówią, że kryzys zmienia na lepsze. W naszym przypadku kryzys nie został "rozpracowany".
Życzę Ci, żeby Twoja żona się opamiętała.
P.
 
     
TB77
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-05, 18:54   

Dzięki Piotr. Ja rzeczywiście też próbuje uzmysłowić żonie, że to co zrobiła i co robi jest złem. Próbuję ją skłonić do zrozumienia przysięgi małżeńskiej. Niestety, bezskutecznie. Do jakiejkolwiek terapii nie ma przekonania, więc nie będę na nią nalegał.

Ona ciągle jest niezdecydowana i brak jej do końca wiary w to, że może nam się udać. Bardziej widzi to w kategoriach próby i mając ciągły kontakt z kochankiem, który po raz już 4 chce opuścić rodzinę i być z nią, chyba do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, że tym tylko rozluźnia nasze więzi a zacieśnia z nim.

Mam problem z podjęciem decyzji, ale wydaje mi się że ja na taką próbę w quasi-trójkącie nie mogę się zgadzać. Zamierzam dać sobie kilka dni czasu, aby zdecydować czy i jak chcę zakończyć to życie w niepewności.
 
     
mario
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-05, 23:52   

PANOWIE!!!
Nie tędy droga. Wybaczcie szczerość, ale po przeczytaniu Waszych (Piotr i TB) wpisów, jak wymieniacie się poglądami nt. "jak się odgryźć na małżonce", nasunęło się mi zdanie z Ewangelii: Nie może ślepy prowadzić niewidomego". Wiecie Kto jest ich autorem?
Panowie, to Wy macie się zmieniać a nie przymuszać do tego małżonkę. Jak nie zechce, to choćby i na tortury wzięta nie ustąpi.
Odkąd ja opisałem swoje problemy tu na forum i też walczyłem z żoną, z jej nałogami, minęło trochę czasu. Z początku też nie słuchałem rad Mądrzejszych ode mnie, którzy jak mantrę powtarzali "zajmij się sobą" itp. Wiecie co pomogło? Raczej wypadałoby napisać Kto: JEZUS!!! On mnie dotknął i uzdrowił. Mnie osobiście pomogły Msze Święte z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała przed Najświętszym Sakramentem. Z początku byłem sceptycznie nastawiony, oczekiwałem jakiegoś cudu, natychmiastowego działania Boga wobec żony. Ale z czasem głębiej w duszy zapadały mi słowa modlitw i rozważań, głębsze i coraz dłuższe rozmowy w konfesjonale. W końcu zrozumiałem: bez całkowitego oddania siebie Jezusowi i Jemu zawierzenia swoich problemów a wręcz oddania siebie ze wszystkim co mam, z całym bagażem życiowym nie da się żyć. I powiem Wam Panowie i Wszystkim którzy to przeczytają: żona jeszcze bardziej "daje popalić", a ja tym mocniej poddaję się Jezusowi i jestem szczęśliwy. Szczęśliwy, bo prawdziwie znalazłem Boga, a On znalazł w końcu miejsce w moim sercu gdzie zamieszkał i we mnie działa. Wcześniej musiał uciekać, bo była w nim złość, walka, niepokój, czyli to wszystko co jest domeną :evil: Teraz to Jezus jest we mnie a szatan próbuje dostać się do środka i zburzyć ten porządek. Cała sztuka teraz polega na tym, żeby mu nie otwierać.
Więc polecam Wam, są różne drogi spotkania Jezusa, ale zawsze musi to być z Waszej strony szczere i bezwarunkowe oddanie się Jemu.
Życzę powodzenia.
 
     
piotrploc
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-06, 07:58   

A dlaczego myślisz, że moją, lub TB intencją jest dać popalić żonie? Absolutnie nie. Całkowicie zgadzam się z Tobą w kwestii nieskuteczności prób zmieniania żon, ale o tym musiałem przekonać się sam. O odsunięciu się, separacji myślałem w kategoriach samoobrony. Już nie pamiętam kto, chyba ksiądz Knotz pisał w tym kontekście o zaufaniu - ale nie naiwności, o prawie drugiej strony do obrony przed krzywdą ze strony współmałżonka, w ostateczności o prawie do separacji, ale nie rozwodu oczywiście.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group





Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty
- powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek...
Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !











Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości






Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10