Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wykład wygłoszony w ramach Międzynarodowej Konferencji Biblijnej zorganizowanej przez Instytut Nauk Biblijnych KUL Jana Pawła II.
Kardynał William Joseph Levada - prefekt Kongregacji Nauki Wiary, przewodniczący Papieskiej Komisji Biblijnej i Międzynarodowej Komisji Teologicznej, przewodniczący Papieskiej Komisji Ecclesia Dei.
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=23401
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-25, 17:49
Ks. Mieczysław Piotrowski TChr
Barbarzyńcy XXI wieku
Kwestionowanie trwałych zasad moralnych owocuje wyjątkową degeneracją człowieka oraz odrażającymi zachowaniami, jakich nie spotyka się nawet u zwierząt.
Kanibalizm w Chinach
Z angielskojęzycznej gazety Express Extra, wychodzącej w Hongkongu, dowiadujemy się, że lekarze w prowincji Shenzen w Chinach, aby polepszyć ogólny stan organizmu, jedzą i sprzedają w celach konsumpcyjnych abortowane dzieci, jako zdrowe jedzenie (NRL News, 4.24.1995).
Czwórka dziennikarzy pisma Eastweek (siostrzana publikacja Express Extra), podając się za lekarzy, poprosiła w kilku szpitalach miasta Shenzen o możliwość kupienia ludzkich płodów. W centrum zdrowia dla kobiet i dzieci jeden z lekarzy wręczył dziennikarce szklany pojemnik i powiedział: „Tutaj jest dziesięć świeżych płodów z aborcji dokonanych dzisiaj. Zazwyczaj zanosimy je do zjedzenia w domu, ale ponieważ nie jest pani w najlepszej formie, proszę je zatrzymać...”.
Lekarka z kliniki, Luo Hu, twierdziła, że płody są bardzo pożywne i jest na nie wielki popyt: „Najbardziej poszukiwane są płody z pierwszych aborcji młodych kobiet, a najlepiej, jeśli dziecko jest płci męskiej”. Zwierzyła się, że w ciągu ostatniego pół roku sama zjadła ponad 100 płodów, i dodała: „To są odpadki po aborcji, jeśli ich nie zjemy, zostaną wyrzucone. Gdy je zjadamy, one już i tak nie żyją”.
Lekarz Dong Men Lao wyznał dziennikarzowi, że cena jednego płodu jest uzależniona od jego wagi i wynosi od 10 do prawie 40 dolarów. Jest to cena o wiele niższa niż w klinikach prywatnych, gdzie żąda się nawet po 300 dol. za sztukę. Jego zdaniem najbardziej uzdrawiające własności ma dopiero płód 9-miesięczny i on przyjmuje zamówienia na takie ciała. Zwłoki dzieci z aborcji są więc używane w komunistycznych Chinach jako „dietetyczna nowość” dla zagwarantowania „silniejszego ciała i gładszej skóry”… Jedynie katoliccy lekarze zdecydowanie potępiają ten barbarzyński proceder, jako nową odmianę kanibalizmu.
„Rewelacyjne sposoby leczenia”
Aborcja przez częściowy poród, która to praktyka jest masowo stosowana w tak „demokratycznych” krajach jak Stany Zjednoczone czy Szwecja, jest morderstwem dokonywanym ze szczególnym okrucieństwem. Czyni się to w tym celu, aby odzyskać różne organy oraz tkankę mózgową dziecka, pomagającą ponoć w leczeniu choroby Parkinsona. Kobietę zachęca się, aby nosiła dziecko w swoim łonie nawet do 32. tygodnia ciąży (ma ono wtedy 30 cm długości i mogłoby już przeżyć poza łonem matki). „Nauce” medycznej przyświeca jedyny cel: większa waga – większy zarobek. Dopiero wtedy przeprowadza się aborcję. Aby dotrzeć do głowy dziecka, lekarz rozszerza szyjkę macicy i przebija worek owodniowy. Kiedy główka dziecka znajdzie się u wyjścia szyjki macicy, zostaje przebita strzykawką – w ten sposób pozyskuje się tkankę mózgową. Aborcja zostaje zakończona wyciągnięciem reszty ciała dziecka. „Naukowcy” z uniwersytetu w Indianie w Stanach Zjednoczonych proponują „rewelacyjny” sposób leczenia serca lub innych narządów – aby uniknąć ryzyka odrzucenia przeszczepu, najlepiej jest spłodzić dziecko, przed urodzeniem je zabić, a potem wszczepić jego komórki do chorego narządu, aby ten się odmłodził…
Tak perfidnie działa szatan poprzez swoich adeptów, którzy traktują człowieka tylko jako zlepek komórek i którzy w ten sposób niszczą szacunek do ludzkiego życia, chcąc doprowadzić do zniszczenia w nas „obrazu i Bożego podobieństwa” – a więc do zezwierzęcenia i w końcu do zdemonizowania.
Kosmetyki z „odpadów porodowych”
Ciała uśmierconych podczas aborcji dzieci wykorzystuje się również jako „niezwykle cenny materiał” do produkcji kosmetyków. 31.03.1994 r. włoski dziennik Corriere della Sera poinformował, że Instytut Merieux w Lyonie „przerabia” każdego dnia 17 ton ciał nie narodzonych dzieci. Ciężarówki pełne zamrożonych płodów przyjeżdżają między innymi ze Wschodu, aby zaspokoić potrzeby przemysłu kosmetycznego. W kartach przewozowych jest wypisane: „odpady porodowe”… Jak na ironię embriony zwierzęce są prawnie chronione przed tego rodzaju procederem. W Quotidien de Paris ukazała się nawet reklama: „Ampułki C z ekstraktem z ludzkich embrionów zapobiegają odwadnianiu skóry”…
Nielegalny rynek organów ludzkich
BBC informuje, że kiedy w Chinach jest zapotrzebowanie na organy do transplantacji, to wtedy przeprowadza się egzekucje na więźniach. Rodzaj egzekucji jest uzależniony od tego, jaka część ciała potrzebna jest do przeszczepu. Odbiorcami organów są wysokiej rangi funkcjonariusze partyjni, a przede wszystkim bogaci cudzoziemcy, którzy płacą za jeden narząd od 30 tys. dolarów w górę (NRL News, 17.05.1995 r.).
Trzydziestu pięciu ekspertów ONZ pracowało nad problematyką handlu organami pochodzącymi od nieletnich. Badacze ci stwierdzili, że jest to zjawisko na skalę światową. W Brazylii ginie każdego roku około 15 000 bezdomnych dzieci z ulicy. Według tych samych ekspertów u 75% trupów tych dzieci stwierdzono wycięcie różnych organów do transplantacji.
Były włoski minister Antonio Guidi w wywiadzie opublikowanym w Il Giornale (4.09.1995 r.) stwierdza istnienie rozwiniętego na wielką skalę nielegalnego rynku organami ludzkimi i związanego z nim przemytu dzieci z Afryki, Indii oraz z krajów byłego bloku komunistycznego. „Jest pewne – stwierdza minister – że dwóch izraelskich przemytników dzieci przyznało się do tego »fachu«. Zatrzymano ich w Gwatemali. Powiedzieli, że przewozili małych Indian, żeby zawieźć ich do Izraela i do USA. Pewne kliniki zajęłyby się, jak by to powiedzieć, użyciem niektórych dzieci jako »części zamiennych« dla dzieci chorych. Dwaj winowajcy podali także wartość tego »dziwnego towaru, obdarzonego duszą«: 75 tysięcy dolarów. (...) W Indiach wiele rodzin utrzymuje się, wydając na świat dzieci przeznaczone na sprzedaż nerki dla dzieci z krajów zachodnich. Kilka tysięcy dolarów i malec ma byt zapewniony. Jedna nerka wystarczy na utrzymanie. Istnieją wyspecjalizowane agencje, zajmujące się przewożeniem pacjentów w różnym wieku do Madrasu lub Bombaju (...)”.
Ludobójstwo w sercu Europy
Doktor Bernard Nathanson, amerykański Żyd, który przed swoim nawróceniem kierował największą kliniką aborcyjną na świecie, podczas pobytu w Polsce 19.10.1996 r. ostrzegał Polaków, że legalizacja aborcji w Polsce będzie pierwszym krokiem prowadzącym do masowej eksterminacji dzieci upośledzonych, ludzi starych i kalekich, terminalnie chorych, a więc do prawdziwego ludobójstwa osób najbardziej bezbronnych i potrzebujących opieki. „Kiedy aborcja staje się legalna – mówił – wówczas prowadzi to do utraty wartości życia ludzkiego i jego dehumanizacji. Jestem tu, aby błagać Polaków, aby nie szli tą samą drogą, którą poszła Ameryka”.
Siedmiuset holenderskich lekarzy, zrzeszonych w organizacji przeciwstawiającej się eutanazji, stwierdza, że problem eutanazji w ich kraju rozpoczął się od uchwalenia ustawy aborcyjnej w 1968 r. Istnieje pewna prawidłowość: jeżeli zacznie się zabijać dzieci w łonach matek, to wtedy bardzo szybko będzie można zabijać każdego. Obecnie uśmierca się w Holandii na masową skalę chorych, starych, kalekich bez ich wiedzy i wbrew ich woli. Historia mówi nam, że w hitlerowskich Niemczech eutanazja zaczęła się już w 1934 r. uśmiercaniem kalekich dzieci oraz umysłowo chorych...
Doktor Ryszard Fenigsen, polski lekarz żydowskiego pochodzenia, który od 1968 r. pracuje w Holandii, opublikował niezwykle ciekawą książkę pt. Eutanazja. Śmierć z wyboru (Wydawnictwo „W drodze”, 1994 r.). Z pozycji lekarza i naocznego świadka pisze on, że w holenderskich szpitalach oraz domach starców, obok dobrowolnej eutanazji „uprawia się na wielką skalę eutanazję niedobrowolną dzieci i dorosłych – nie na prośbę pacjenta, lecz bez jego zgody i wiedzy, a nieraz również bez wiedzy jego rodziny... Przybywają do szpitala ludzie chorzy, proszący o pomoc, z nadzieją, że pomoc tę otrzymają, z zaufaniem do fachowości i z wiarą w dobrą wolę lekarzy, i ci ludzie są przez lekarzy zabijani...” (s. 45).
Doktor Fenigsen pisze dalej: „Dopóki życie ludzkie było nietykalne, dopóki istniał w medycynie bezwzględny, żelazny zakaz szkodzenia pacjentowi, dopóki za odebranie człowiekowi życia groziła surowa kara – (lekarze) nikogo nie uśmiercali. Z chwilą gdy stan lekarski, społeczeństwo i sądy zaakceptowały eutanazję, ci pośledniejszego gatunku lekarze, szybciej chyba od innych, zaczęli uprawiać »nowy dział medycyny«. To właśnie oni stali się fanatycznymi zabójcami lub zabójcami »od niechcenia«” (s. 50).
Doktor Karel Gunners z ruchu antyeutanazyjnego podaje przykłady bezkarnego mordowania ludzi chorych w szpitalach przez lekarzy: „Mój przyjaciel, internista, odwiedził w trakcie wizyty domowej pacjentkę z rakiem płuc. Zdecydował, że kobieta będzie musiała udać się do szpitala. Pacjentka odmówiła, tłumacząc, że obawia się, że lekarze ją zabiją. Mój przyjaciel przekonał ją, by zgodziła się na leczenie szpitalne. W czasie gdy nie było go w szpitalu – miał wówczas wolny dzień – zastępujący go kolega uznał, że pacjentka ma przed sobą tylko dwa tygodnie życia – i wykonał śmiertelny zastrzyk. Po powrocie do pracy mój przyjaciel przeżył szok”.
Holenderskie Zrzeszenie Pacjentów ostrzega już chorych i ich rodziny, że w szpitalach uśmierca się ludzi bez ich zgody i wiedzy, i doradza, aby kontrolować postępowanie lekarzy. Możliwości takiej kontroli są jednak znikome.
Doktor Gunner podkreśla, że w Holandii przeciw eutanazji protestują już tylko katolicy i prawowierni ewangelicy, a prasa, radio i telewizja otoczyły zmową milczenia ten makabryczny proceder masowej eksterminacji ludzi najbardziej bezbronnych i potrzebujących naszej szczególnej opieki i miłości.
Kiedy człowiek odrzuca Dekalog i normy moralne oraz uznaje relatywizm etyczny, to za taką postawą życia bez Boga idą przerażające praktyczne konsekwencje, dochodzi do czynów zbrodniczych i radykalnego pogwałcenia wolności.
„W ten sposób demokracja – pisze Jan Paweł II – sprzeniewierzając się własnym zasadom, przeradza się w istocie w system totalitarny. Państwo nie jest »wspólnym domem«, (...) ale przekształca się w państwo tyrańskie, uzurpujące sobie prawo do dysponowania życiem słabszych i bezbronnych, dzieci jeszcze nie narodzonych i starców, w imię pożytku społecznego, który w rzeczywistości oznacza jedynie interes jakiejś grupy” (EV 20).
Zaufaniem można obdarzać tylko tych ludzi, którzy kierują się ewangelicznymi wartościami i zawsze są im wierni.
Modne jest obecnie przekonanie, że każdy może mieć swoje wartości i że w tej dziedzinie wszystko jest subiektywne. Kto twierdzi, że nie istnieją wartości obiektywne, ten wierzy, że los człowieka zależy od jego sposobów myślenia, a nie od jego sposobów postępowania.
Wartości i rzeczywistość
Gdyby wszystkie zachowania przynosiły dobre skutki, czyli gdyby człowiek przez żadne zachowania nie krzywdził samego siebie ani innych ludzi, wtedy wartości byłyby zbędne, gdyż nie chroniłby nas przed żadnymi zagrożeniami. Wartości wynikają jednak z faktu, że istnieje rzeczywistość, która wpływa na nasz los i do której możemy odnosić się w sposób wartościowy lub naiwny. Dla przykładu, w rzeczywistości istnieją takie substancje chemiczne, które są dla nas pożyteczne, a inne szkodliwe, a nawet trujące. Korzystanie z substancji zdrowych jest wartościowe, a sięganie po substancje szkodliwe jest zachowaniem destrukcyjnym. Jeśli człowiek byłby w swoim zachowaniu całkowicie zdeterminowany instynktami czy popędami, to wartości nie istniałyby i nie byłyby potrzebne. Wartości potrzebne są na tyle, na ile człowiek jest świadomy i wolny.
Źródłem wartości jest fakt, że istnieją nie tylko mądre, ale też szkodliwe, a nawet przestępcze czy samobójcze sposoby postępowania człowieka. Natomiast potrzeba precyzyjnego opisywania wartości płynie z faktu, że – w przeciwieństwie do zwierząt – instynkty i popędy nie chronią nas przed toksycznymi sposobami odżywiania, przed utratą wolności czy przed tworzeniem więzi, które powadzą do krzywdy i cierpienia. Postawa alkoholików, narkomanów czy hazardzistów dowodzi, że im bardziej w destrukcyjny sposób ktoś postępuje, tym bardziej jest subiektywnie przekonany o tym, że nie krzywdzi ani samego siebie, ani innych ludzi i że jego sposób postępowania jest co najmniej równie dobry, jak inne sposoby.
Wartości i wolność
Wartości są nam potrzebne tym bardziej, im silniej pretendujemy do życia w wolności i do autonomicznego podejmowania decyzji. Dojrzała wolność to zdolność roztropnego podejmowania decyzji oparta na mądrej hierarchii wartości. To właśnie dlatego roztropni rodzice wiedzą, że kilkuletnie dzieci nie są jeszcze w stanie podejmować samodzielnie ważnych decyzji. Dzieci i ludzie niedojrzali zwykle mylą to, co wartościowe z tym, co przyjemne czy łatwe. Małym dzieciom czy tracącym świadomość osobom starszym nic złego się nie stanie, pod warunkiem że mają wartościową opiekę ze strony odpowiedzialnych ludzi.
Mądra hierarchia wartości charakteryzuje najbardziej tych, którzy najbardziej kochają, czyli dojrzałych małżonków i odpowiedzialnych rodziców. Wartości są szczególnie potrzebne również wszystkim tym, którzy wpływają na życie innych ludzi i kształtują opinię publiczną, czyli politykom, publicystom czy prawnikom.
Twierdzenie, że wszystkie wartości są jedynie subiektywne i że nie mają one uzasadnienia w obiektywnej rzeczywistości wynika z typowego dla ludzi przewrotnych lub naiwnych dążenia do uznania za równoważny z innymi każdego sposobu postępowania. Gdyby wartości były jedynie wynikiem subiektywnych przekonań, a nie odzwierciedleniem obiektywnej rzeczywistości, to każdy z nas mógłby co chwilę zmieniać wartości, którymi się kieruje w danym momencie. Człowiek byłby wtedy nieprzewidywalny nie tylko dla innych ludzi, ale także dla samego siebie. Aż strach pomyśleć, jak wyglądałoby życie rodziny, w której jedno z rodziców/małżonków każdego dnia kierowałoby się innymi wartościami, w zależności od subiektywnych przekonań w danej chwili.
Dekalog: podstawowe wartości
Dekalog to opis podstawowych wartości, które chronią nas przed złem, krzywdą i cierpieniem. Kolejne przykazania upewniają nas o tym, że do podstawowych wartości należy przyjaźń z Bogiem, kultura słowa (bo ona świadczy o kulturze serca), świętowanie życia z Bogiem i bliskimi, świętość małżeństwa i rodziny, bezwzględna wartość ludzkiego życia, panowanie nad instynktami i popędami, respektowanie cudzej własności, uczciwość w myśleniu i mówieniu, a także świadomość tego, że ważniejsze jest to, kim jestem, niż to, co posiadam.
Podstawowe wartości to te, które Jezus proponuje ludziom wszystkich czasów. Należy do nich prawda, miłość, wolność, odpowiedzialność, godność, uczciwość, czystość, świętość, zbawienie. Tylko te sposoby postępowania są wartościowe, które pomagają nam stawać się najpiękniejszą wersją samego siebie. Największą wartością na ziemi jest człowiek, a najbardziej wartościowym zachowaniem człowieka jest miłość.
Hierarchia wartości
Zagrożeniem w naszych czasach jest nie tylko negowanie potrzeby wartości czy traktowanie wartości jako jedynie wyraz subiektywnych odczuć danego człowieka. Równie poważnym zagrożeniem jest błędna hierarchia wartości. Dla przykładu, jeśli na czele wartości postawimy tolerancję, to wtedy musimy tolerować wszystko, a więc także nietolerancję! Musimy także zlikwidować kodeks karny, który wartościuje zachowania i nie toleruje zachowań przestępczych. Absolutyzowanie tolerancji to sposób na to, by – pod pozorem bronienia wartości – walczyć ze wszystkimi istotnymi wartościami, bo one przypominają nam o tym, że istnieją nie tylko szlachetne i mądre, ale też naiwne czy podłe sposoby postępowania.
Nie tylko chrześcijanin, ale też każdy człowiek roztropny na szczycie wartości stawia prawdę, miłość i odpowiedzialność, czyli te wartości, które w największym stopniu chronią człowieka i które istnieją właśnie po to, by człowiek nie krzywdził samego siebie ani innych ludzi.
PRAWYM OKIEM. No to jesteśmy mniejszością. Seksualną!
Tomasz P. Terlikowski
Trzeba sobie powiedzieć zupełnie otwarcie monogamiści są mniejszością seksualną. A wynika to z badań przeprowadzonych przez Mazowieckie Centrum Profilaktyki Uzależnień. Ale zamiast się tym zamartwiać, trzeba wyciągnąć z tego wnioski i zacząć ciągnąć kasę z rozmaitych instytucji unijnych, których celem jest promowanie mniejszości.
Włosy dęba na głowie stają, gdy przeczyta się wyniki tych badań. Wynika z nich ni mniej ni więcej tylko tyle, że zaledwie 6 procent badanych miało w swoim życiu jednego/ą partnera/kę. Cała reszta miała ich więcej. 22 proc. respondentów przyznało się do czterech partnerów, 17 proc. do trzech. 13 proc. twierdzi, że miało ich dotąd od pięciu do dziesięciu, a 7 proc. – że więcej niż dwudziestu. Oczywiście część z nich to wdowy i wdowcy, którzy wstąpili w ponowne związki, ale jednak jakoś trudno mi uwierzyć, że dwadzieścia procent Polaków miało od pięciu do dwudziestu żon czy mężów i tylokrotnie owdowiało.
Równie słabo wyglądają te wskaźniki w przypadku zdrady małżeńskiej. 22 proc. badanych twierdzi, że ma za sobą co najmniej jedną zdradę małżeńską. Mężczyźni zdradzają częściej (34 proc.) niż kobiety (19 proc.) i zazwyczaj jest to seks z przygodnie poznanymi paniami. U kobiet zdrada trwa zazwyczaj dłużej i podejmowana jest z kolegą z pracy. Nie trudno się domyśleć, że z młodzieżą jest tylko gorzej. Wzorce medialne, kultura sprzyjająca rozpuście i przykład rodziców sprawiają, że dziewictwo czy czystość przedmałżeńska stały się kompletnym anachronizmem. 34 proc. uczniów uważa, że kontakt seksualny nie jest przejawem szczególnego związku kobiety i mężczyzny. 9 proc. uznaje seks za dobrą zabawę. Dla 28 proc. do tego, aby pójść z kimś do łóżka, nie jest potrzebna dłuższa znajomość. Efekt takiego myślenia jest aż nazbyt oczywisty. Prawie 13 proc. ankietowanych w wieku 18-25 lat miało pierwszy kontakt seksualny po najwyżej tygodniu znajomości z partnerem lub partnerką, a 4 proc. osób w tym wieku przyznało, że do współżycia doszło już w dniu spotkania. W przypadku uczniów szkół ponadgimnazjalnych takich osób było niemal 6 proc...
Uff, starczy już tych liczb. Każda z nich, nawet wzięta samodzielnie, jest mocnym przykładem destrukcji moralności, jakiej jesteśmy świadkami. Wierność, monogamia, dotrzymywanie słowa, odmowa przedmiotowego traktowania ludzi, sens miłości – nic już nie znaczą dla niemałej części Polaków. Liczy się szybki, ostry, bez zobowiązań seks, który nie ma już nic wspólnego z „mową ciała”, językiem miłości, wzajemnym obdarowaniem się, a który jest zabawą i grą. A co gorsza nie bardzo widać pomysł, co z tym zrobić, jak temu zaradzić.
Jedno jest dla mnie jednak pewne. Stara, zdrowa, katolicka i konserwatywna zasada, by o swojej seksualności nie mówić, by dyskretnie pomijać wszystko, co działo się lub dzieje w naszym życiu intymnym, przestała już działać. Teraz trzeba jasno świadczyć swoim życiem, swoimi słowami, że monogamia jest nie tylko możliwa, ale że jest też autentycznym szczęściem. I dlatego zaraz potem, gdy przeczytałem te badania napisałem krótko i dosadnie na Facebooku: „Jestem w mniejszości. «Rzeczpospolita» donosi, że takich dinozaurów jak ja, którzy mieli w życiu tylko jednego partnera seksualnego, jest w Polsce zaledwie 6 procent. Ale ujmując rzecz wprost, w sumie to jestem dumny z tego, że należę do tej mniejszości. Wstydem jest bowiem bycie dziwkarzem, a nie wiernym jednej żonie mężem”... I od razu rozpętała się burza, tak jakby bycie dziwkarzem (co nigdzie nie jest utożsamione z posiadaniem więcej niż jednego partnera, partnerki) było powodem do dumy... I dopiero młody publicysta Dawid Wildstein (syn Bronisława) słusznie wskazał, o co w takim wpisie chodzi. „Mnie się wydaje, że wpis Pana Terlikowskiego nie miał piętnować nikogo, ale wskazywać na pewną patologię dzisiejszej rzeczywistości. Wierność i wstrzemięźliwość jest heroizmem, więc zapewne nigdy nie była powszechna. Hipokryzja, kłamstwo, zdrada – są immanentne dla naszego życia. Ale jeszcze nigdy tak nachalnie nie robiono z antywartości heroizmu. I dlatego trzeba tak właśnie czynić – tupnąć nogą i głośno powiedzieć – jestem wierny – i jestem z tego powodu zajebisty. Nawet jeśli wiąże się to z pewnym ekshibicjonizmem bądź pauperyzacją języka” – napisał.
I nie ma co ukrywać, że właśnie o to chodziło. Dość już tłumaczenia się z tego, że jesteśmy wierni. To jest powód do dumy. Autentycznej. Z faktu, że zawdzięczamy to łasce Bożej i mało w tym naszej własnej zasługi, nie należy wyprowadzać wniosku, że nie wolno się tym szczycić. Trzeba to robić, by pokazać młodszym i starszym, że wierność nie tylko jest możliwa, ale jest fantastyczna, że przed ślubem nie trzeba testować pięciu kobiet (bo też, do jasnej anielki, kobieta nie jest odkurzaczem, żeby jej robić testy), aby świadomie wybrać jedną. Jeśli nie będziemy o tym mówić, to w świat pójdzie tylko przekaz o normalności zdrady i seksu bez zobowiązań! Do zwycięstwa zła wystarczy, że dobrzy ludzie milczą. Także z fałszywej pruderii.
http://www.donbosco.salez...um-2011-11-2027
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.