Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-05-28, 09:23 Mam problem. Moje relacje interpersonalne.
Witam wszystkich!
Trochę już pisałam na stronie Mario w sprawie alkoholizmu jego żony. A może bardziej swoim? Jestem trzeźwą alkoholiczką. Ale nie o to chodzi.
Pisałam, że Bóg mi pomógł wyjść z nałogu. I tak było. Tak się złożyło, że w moim najbliższym otoczeniu nie było nikogo kto chciałby i potrafił mi wtedy pomóc. Bóg usłyszał moją prośbę o pomoc i Sam postanowił wkroczyć z akcją. Wyciągnął mnie z picia i jeszcze kilku iinnych rzeczy. Pouzdrawiał. "Użył" do tego Swojego wiernego Sługę Kapłana ( czy Kapłanów).
Moja relacja z Bogiem jest dobra, chciałoby się napisać, że bardzo dobra. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o relacjach z ludźmi. Jakoś potwornie szwankują. Najchętniej się (trochę) wewnętrznie izoluję. Żyję przez rozum, trochę na dystans. tak łatwiej mi funkcjonować między ludźmi. Chyba pora coś zmienić.
W ostatnią sobotę byłam na czuwaniu modlitwenym przed Świętem Zesłania Ducha Św. Usiadłam w kościele z brzegu ławki. Po ok. 1 godzinie zaczęło mi przeszkadzać, że siedzę z brzegu, że nikogo obok mnie nie ma z jednej strony. Poprosiłam jedną panię, powiedziałam jej o co mi chodzi i że może zamienimy się miejscami. Była z Odnowy w Duchu Świętym. Zgodziła się. Czułam się lepiej. W dodatku szczęśliwiej, jakby Bóg oczekiwał ode mnie takiej postawy.
Potem coś z charyzmatem? Było powiedziane, że taki obraz: Góra, skała, ale nie kamień, ale usypana przez lata i właśnie Bóg ogromnym młotem rozwala tą skałę.
Może ten obraz odnosił się do innej osoby czy sytuacji, ale ja odebrałam do siebie. Że Bóg chce rozwalić, rozwala mur, taki niewidoczny, wewnętrzny. Mój mur, który narósł przez lata. Chodzi o relacje z ludźmi. Pozornie są pozytywne. Ale istnieją przez rozum. Gdzieś zamknąłam, wyizolowałam uczucia. One po prostu do ludzi jakby nie istnieją.
Istnieją w relacji z Bogiem. Dlatego Bóg mógł mi pomóc przez Kapłana, który Go reprezentuje.
Ale?
1. Kochaj Boga
2. Kochaj bliźniego.
Co mam z tym zrobić. Może kocham. Staram się. Ale uczucia mam kompletnie zblokoowane. To taki produkt uboczny dotychczasowego życia. Tak czuję się o wiele bezpieczniej.
Jednak człowiek to stworzenie rozumne. Jako takie powiniien iść do przodu w swoim rozwoju.
W dodatku wygląda na to. Że Bóg tego właśnie na obecnym etapie mojego rozwoju oczekuje ode mnie. Nie mogę powiedzieć "NIE". Dlatego piszę. Może od tego zacznę. Łatwiej tak trochę z ukrycia, na forum, niż od razu bezpośrednio. Nikogo z Was nie widzę. Dodam, że w pracy funkcjonuję (pozornie?) całkiem dobrze. Raczej nikt nie domyśla się, że mam jakies problemy. Na rozum można całkiem nieźle funkcjonować. Można się przyzwyczaić i nawet rego nie zauważać. Przyznam się, że nawet mi z tym dobrze. Najchętniej bym tego nie zmieniała. Ale? Mam ludzi obok siebie, swoją rodzinę, która czeka na mnie, żebym była z nimi obecna. Nie tylko "pozornie".
W domu? . Staram się na ile potrafię, ale... tu się nie da prawie tylko na rozum.
Szczerość jest ważna. Przyznać się do tego, jakim się jest.
Może nawet ze względu na swoich bym sobie darowała. Trochę mam tremę. Myślę, że wcale nie będzie tak bardzo łatwo.
Myślę, że nigdy w życiu nie miałam pozytywnych relacje z ludźmi. Wychodzę z zamknięcia w nieznane.
Ale.. Bóg tak człowieka stworzył, żeby żył pomiędzy ludźmi i z ludźmi.
Jak pisałam, naprawdę bardzo dużo Mu zawdzięczam.
Teraz pokazał mi następny etap. Pochyla się nade mną z Miłościa. Ogromną Miłością. Wiem, że chce mojego dobra. Nie mogę tego nie przyjąć. Wiem, że będzie mnie wspierał.
Miłość usuwa lęk. A jednak nie jestem zupełnie beż lęku. Jednak wierzę, że tak ma być. Że po raz kolejny prowadzi mnie Ręka Boża ku temu, żebym szła dalej. Teraz otworzyła się (tak trochę) na forum Sycharu.
P O M Ó Ż C I E !
P.S. Może to wygląda głupio czy niedorzecznie, ale ja mam naprawdę duży problem z prawidłowym funkcjonowaniu między ludźmi.
Za wszystkie ewentualne wpisy w góry dziękuję
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2012-05-28, 10:29
Delirium............ jak czytałem to się usmiechałem........bo znam te stany.
Bycie trzeżwym.......na tzw."dupościsku" jest b.męczące.I choć na początku daje frajdę i zadowolenie to i tak odzywa się gdzieś nałóg i stare schematy.
A to tylko krok do zapicia.
Piszesz o miłości do Boga........i ludzi...A do siebie?kochasz siebie?akceptujesz? z całym bagażem dotychczasowego życia?
Ja osiągnąłem spokój po skonfrontowaniu siebie z 12 krokami AA i po ponad 1,5 rocznej pracy nad sobą przy pomocy 12 Kroków AA ze sponsorem.
Z Twoich opisów można wysnuć wniosek że nie masz kontaktu z AA.....z innymi trzeżwiejącymi alkoholikami.
Pewnie.....nie wszyscy muszą trzeżwieć w AA......ja próbowałem różnych dróg.AA okazało się skuteczne.
Mityngi...... to lustro dla alkoholika.
Może to Ci pomoże?
Pogody Ducha
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-05-28, 11:33
Dzięki Nałóg!
Pytasz czy kocham siebie? akceptuję?
Odpowiem pokrętnie.
Wiem, że Bóg mnie kocha i akceptuje taką jaką jestem. Z całym bagażem!!! Dobrze mieć takie poczucie. Taką pewność. Mam do Kogo uciekać. Takie bezpieczne schronienie gdy wszystko się wali. To bardzo dużo, pozwala mi, pozwoliło przez cały czas nie mieć wpadek z piciem. I to, że cały czas podtrzymuje mnie w trzeźwości. Nie własną siłą się trzymam.
Ja siebie? Akceptuję cały bagaż życia, który mam, który miał miejsce w moim życiu. Siebie niekoniecznie. Czy kocham siebie? Szczerze, chyba nie.
Na razie zbyt trudne, żeby dalej.
Masz rację, nigdy nie byłam na zadnym spotkaniu AA. Ba, nawet chyba nigdy nie rozmawiałam szczeerz z żadnym alkoholikiem.
12 kroków ma być u nas na sycharze po wakacjach. No to będę przerabiać.
Co do AA? Widzisz? To jaka jestem, to nie tylko ja, ale też ludzie wokół mnie.
Myślałam, że mam to już przerobiome. Ze wszystkim co było w moim życiu i ze wszystkimi (chyba) jestem pogodzona. Nie powinno wracać. A ja nie bardzo mam prawo to ruszać.
Może? A raczej na pewno nie akceptuję tego jak funkcjonuje moje małżeństwo, rodzina. Może raczej, jak ja funkcjonuję. W tym co wokół mnie.
Chyba wystarczy.
[ Dodano: 2012-05-29, 11:38 ]
Cześć Nałóg!
Trochę myślałam o tym co do mnie napisałeś. W swojej sprawie nie widzi się zbyt dobrze. W dodatku..........znasz mechanizmy, masz to przerobione. W tym na pewno jesteś lepszy.
I........? zaztanawiam się nad pójściem na mitting AA. Nawet sprawdziłam. Tu gdzie jestem będzie otwarty pod koniec tego tygodnia.
Mam do Ciebie kilka pytań.
Czy mogę tak pójść bez żadnego wcześniejszego zapowiedzenia się?
I......................napisz mi coś, przed takim ewentualnym pójściem. To, co wg Ciebie powinnam wiedzieć.
Mam tremę, nie jestem jeszcze na 100% zdecydowana. Może jeszcze trochę pomyślę, pomodlę się czy ewentualnie poradzę czy to na pewno dobry pomysł.
Na pewno wiesz co czuję, w każdym razie w przybliżeniu.
I dodatkowe pytanie. Czy często na AA są kobiety?
Dzięki za odpowiedź.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2012-05-30, 06:53
Delirium.............
Co do mityngu.........nikt nie pyta na mityngu jaki masz wiek,skąd przychodzisz,kim jesteś z pochodzenia,do jakiego Boga sie modlisz,czy się modlisz,czy jakie jest Twój status materialny czy cywilny.
3 Tradycja AA mówi"Jedynym warunkiem przynalezności do AA jest pragnienie zaprzestania picia"
Możesz iść bez uprzedzania kogokolwiek.......bo tak naprawdę w AA nie ma kogo uprzedzać.W AA nie ma list obecności....legitymacji.......składek członkowskich.
Mityngi AA to spotkania ludzi mających problem z zalkoholem.
Na mityng idziesz......siadasz i nic nie musisz............Prowadzący zapyta na początek czy jest ktoś po raz 1-szy na mityngu i czy uważa że ma problem z piciem.Jak powiesz ,że tak i chcesz przestać pić to dostaneisz brawa i od tego momentu jesteś w AA na całym świecie,niezależnie gdzie byś się znalazła.
delirium napisał/a:
Mam tremę,
A jaką ja miałem.........portki mi latały przed wejściem na 1-szy mityng jak listki osiki.
delirium napisał/a:
Może jeszcze trochę pomyślę, pomodlę się czy ewentualnie poradzę czy to na pewno dobry pomysł.
Najlepszy z możliwych........idż i przekonaj się.
delirium napisał/a:
Czy często na AA są kobiety?
Tak.Są i jest ich coraz więcej
I nie musisz czekać na mityng otwarty.Jako osoba przekonana że masz problem z alkoholem możesz iść na każdy mityng.
Delirium............wejdż na stronę AA .......tam są lektury.........Anonimowi Alkoholicy..........12Kroków i 12 Tradycji w formie audiobucka.
Posłuchaj.
I nie wachaj sie przed pójściem na mityng.
To miejsce i grupa dla nałoga.
Pogody Ducha i do zobaczenia na szlaku ku zdrowieniu
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-05-30, 08:33
Cześć!
Serdeczne Dzięki!!!!!!, że mi odpisałeś.
[ Dodano: 2012-05-30, 12:15 ]
Mam jeszcze jedno pytanie.
Ile czasu tak ok. trwa spotkanie AA?
To w celach organizacyjnych, żebym się orientowała.
Przypuszczam, że w każdej chwili można wyjść, ale zupełnie nie o to chodzi.
Po 2 - 2,5 godz.? Mam coś ważnego na czym mi zależy.
Chcę się psychicznie ? przygotować?
Serdecznie pozdrawiam.
[ Dodano: 2012-06-02, 13:05 ]
Witam Wszystkich!
Szczerze mówiąc, piszę bardziej dla siebie niż dla kogokolwiek kto móglby czytać. To coś z pracy nad sobą. Tak na forum?
Wszystko jedno. Po prostu moim problemem jest....................ŻYCIE.
Bylam na spotkaniu AA. I bardzo się z tego cieszę. Na razie niewiele, ale?
Taki krok pozwala mi stanąć w prawdzie z samą sobą. Przede wszystkim przyznać się przed innymi.
Teorię "jak żyć" trochę znam. Ale .....teoria to jedno a praktyka to drugie.
Tam udalo mi się poczuć jak bardzo jestem zamknięta.
Ale też, bardzo dobrze tam się poczulam. pelna akceptacja. Przynajmniej tego, że tam bylam. Bardzo fajne uczucie.
Przy moim zamknięciu na ludzi zaczęlo mnie trochę roztkliwiać, ale....."nie dalam się".
To tak na razie. Nie da się od razu. Ale myślę, że powoli się uda.
Jest coś w rodzaju zaufania. I poczucie, że inni też mają problemy ze zwyklym szarym życiem, czy z każdym kolejnym dniem, żeby go przeżyć dobrze.
Nie, żebym się z tego cieszyla, ale powoli jakby zaczynala otwierać się furtka, że nie tylko TEN Wspanialy, Milosierny Bóg może mnie kochać, takiego nieudacznika.................itp
A ja siebie? Nie jestem Bogiem, nie potrafię być tak milosierna dla siebie, jak On jest dla mnie.
Na zewnątrz radzę sobie z życiem, ale to trochę wyuczone. Wiem jaka powinnam być i staram się temu sprostać.
Jest to sposób na życie ale tak naprawdę nie można tego nazwać życiem, raczej tylko formą przetrwalnikową.
Dlaczego tyle piszę, to chyba w ramach pracy nad sobą. Czuję taką potrzebę. Na razie latwiej wypisać się. Wychodzę na zewnątrz, z zamknięcia się w sobie. Ale też.............tak trochę incognito. Nikogo z Was osobiście nie znam, nikogo nie widzę. i wcale nie chodzi mi o to, że nikt mnie nie rozpozna. Może nawet z czasem tak. Na razie jest prościej.
Może dzięki temu na mittingu AA będzie latwiej.
Fajnie być w gronie fizycznych osób, którzy ........................... Po prostu móc być. Móc być sobą. To, co mówil Nalóg. Nie pytają.................................Siedzisz sobie, jesteś, możesz być, masz prawo być jaki jesteś.
W domu wśród swoich nie mam takiego "luksusu".
To móglby być oddzielny temat, ale nie chcę.
Chyba za bardzo się rozczulam nad sobą. Bez sensu.
W każdym razie "biorąc" coś dla siebie stamtąd, a może czegoś się ucząc, będzie mi potem latwiej przenieść do domu.
Przepraszam, że trochę przynudzam. Nikt nie musi tego czytać. Robię to dla siebie, żeby mi bylo latwiej uporać się ze sobą.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-03, 19:17
Najtrudniejszy jest 1 krok..decyzja.Już ją podjełaś.Więc.........witaj w drodze.
To dobra decyzja.Chodż na mityngi jak najczęściej możesz.
Kup sobie literaturę........wejdz na stronę AA i ściągnij Anonimowych Alkoholików i 12 Kroków i 12 Tradycji.
Czytaj.
I pisz.........
Pogody Ducha
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-04, 11:32
nałóg napisał/a:
Czytaj.
I pisz.........
Pogody Ducha
Dzięki za życzenia Pogody Ducha. Chyba mam, ale coś takiego zawsze bardziej ...............dodaje otuchy, sily..........................uskrzydla? trochę na pewno.
I pisz.............
I.......................nie będę potrafila się opanować z pisaniem. Czy to na pewno w porządku?
Myślę, że mocno wchodzę w kryzys. Ten osobisty.(W malżeńskim chyba trwam od dawna, tyle, że...................? jakby w ukryciu).
A ten mój.? Prywatny?
Żyję sobie, od jakiegoś czasu w trzeźwości. Niby wszystko O'key. Naóg napisal, że na"dupościsku". Krok od zapicia.
Przyznam się. że na początku trochę mnie to zaskoczylo. Kazalo się zastanowić.
I mam odpowiedź. Myślę, że ją znalam, tylko byla gdzieś schowana, jakbym nie chciala po nią sięgnąć, przyjąć do wiadomości.
Myślę, że mam (calkowicie, chociaż może już nie) zablokowane emocje. Uczucia też. Czy emocje i uczucia to jest to samo? Czy tylko podobne? I czym by się różnią?
Ale wrócę do tych moich emocji. Od kiedy są zblokowane? Może od "zawsze"? Może byly jakieś nieśmiale próby, może byla "kiedyś", tzn bardzo dawno temu, jak w bajce, jakieś mizerne próby, żeby spróbować, a może zbyt dużo bylo niepowodzeń, kiedy coś próbowalam odbierać na poziomie uczuć czy emocji?
Zbyt dużo chyba negatywnych doświadczeń w relacjach z ludźmi. Byly też pozytywne, nie przesadzajmy, ale................nie daly rady przebić, pokonać tych negatywnych.
(Czasami się zastanawiam, czy te uczucia, emocje są nam do czegoś w ogóle potrzebne? Czy to nie jest tylko relikt przeszllości? Czy nie można by ich calkowicie wyeliminować z życia? Jak w książe "delirium". Żylo by się o wiele prościej, spokojniej. Dla mnie byloby to o wiele prostsze rozwiązanie. Tyle, że podobno jednak nie najlepsze).
Żeby funkcjonować, już na trzeźwo, będąc jednocześnie alkoholikiem(-liczką), musialam odciąć się niejako od ludzi, żeby jakieś negatywne doświadczenia nie rozlożyly mnie na lopatki, żebym nie polegla.
Alkoholik nie radzi sobie z emocjami i musi"zapić' negatywne doświadzczenia.
W moim przypadku, gdzie Bóg podal mi rękę, dal szansę żeby nie pić. Myślę, że ................uleczyl mnie z uzależnienia chemicznego. Ale.........co z resztą.
Życie jest jakie jest, bywalo ciężko. Wiedzialam, że bez względu na to co się dzieje, pod żadnym pozorem nie mogę sięgnąć po alkohol, bo nie można odrzucić szansy danej od Boga i pelna świadamość, że już nikt i nic nie uratowaloby mnie. Pomoglo.
Ale............................nie daje się żyć z nieporadnością wobec ludzi, ich reakcji.
Dlatego gdzieś we mnie, moim sercu, czy......? bojawiem gdzie, powstala jakaś gigantyczna blokada na zranienia, jednocześnie na ludzi. Wszystko jakby splywalo po mnie. nawet się do tego stanu rzeczy dosyć dobrze przystosowalam. prawie niezauważlnie. W dalszych kontaktach raczej nie do poznania. Żyję i funkcjonuję. W wielu okolicznościach może nawet dobrze.
Ale co z domem? rodziną? Gdzieś pozostala jakaś nić, coś nie do końca domknięte. Dlatego nie są mi obojętni. Tyle, że nie potrafię prawidlowo funkcjonować wśród swoich. czasami najprostsze czynności są dla mnie problemem.
Mówiąc, że wchodzę w kryzys, albo, że dopada mnie kryzys, myślę, że zaczynam otwierać się na emocje. Że to pod wplywem obecności na AA. Takie masowe doświadczenie akceptacji. Od tylu osób naraz. Zupelnie obcych, a jednak bliskich.
Wobec tej mnogości życzliwości która plynęla ze wszystkich stron gdy tam bylam, nie sposób nie zacząć mięknąć, nie da się, żeby lody nie zaczęly puszczać.
trochę mnie to przeraża. Doświadczenie, jak dla mnie na wskroś obce. Pociąga mnie ale chwilami chcialabym........................zwiać. To zamknięcie się w sobie, radzenie sobie z problemami na "odludziu" jest mi bardzo dobrze znane. Nawet będąc między ludźmi, ale w takiej swoistej izolacji. Wiem jak się w tym poruszać. Calkiem nie najgorzej sobie radzę.
A tu .............? wychodzi na to, że trzeba wyjść z bezpiecznego ukrycia. I..............Jak to bywa w kryzysach, na razie robi się gorzej, gorzej funkcjonuję wśród obojętnych mi ludzi i dalszych spraw. Ale już tak jest, że aby powstalo nowe, musi ulec zburzeniu to co stare, czyli w moim przypadku, bezpieczne funkcjonowanie w izolacji.
Nalóg napisal, że 1 krok czyli pójść 1 raz jest najtrudniejszy. Może, ale wcale nie jestem pewna czy dla mnie też.
1 raz poszlam (prawie) calkowicie przez rozum, jakby beż emocji. Teraz mnie dopadają. Mieszane.
Ale, ja caly czas nie mam zamiaru wylączyć rozumu, i jestem trochę uparta w tym jaką dostalam kolejną szansę od Boga. a więc.............? nawet gdyby się palilo, walilo, to i tak pójdę!!!!!!!!!!!!!!!
P.S Trochę czytalam na stronach AA
Pozdrawiam
[ Dodano: 2012-06-04, 12:35 ]
Może jednak rzeczywiście 1 krok - jako decyzja, jest przelomowa, może nawet najtrudniejsza. Napisalam, że dla mnie nie pod wplywem................................emocji.
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-04, 16:09
Twoje pisanie daje siły innym
Pogody Ducha Delirium
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-04, 21:14
delirium napisał/a:
To zamknięcie się w sobie, radzenie sobie z problemami na "odludziu" jest mi bardzo dobrze znane.
wiem jak to jest
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-05, 08:10
Witajcie!
SERDECZNE DZIĘKI!!!!!! dla: marek12b7 i maryniaa i..............caly czas nalóg.
( coś mi się komputer zbuntowal i mogę pisać tylko "l", myślę, że wiadomo o co chodzi).
Wasze wpisy dodają mi otuchy i to sporej.
Wypisuję się tak, żeby mi latwiej bylo iść dalej, żebym tego wszystkiego w sobie nie dusila, żebym,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,może przekraczala siebie?
Z tego bezpiecznego zamknięcia nie jest latwo wyjść. i to co kiedyś nalóg spytal: Czy kocham siebie? Akceptuję?
Muszę do tego dojść, żebym potrfila. Bez względu na cenę. Teraz jest to dla mnie najważniejszy cel.
Dlatego się wypisuję. Taka jestem i...............już.
Żebym potrafila siebie kochać, muszę przed innymi stawać taka jaka jestem, a nie jaka powinnam być, albo jakiej mnie iinni oczekują. Jakaś bardziej lub mniej udolna fikcja. Jakby...............karykatura czlowieka.
Dopiszę później, na razie nie mam czasu. Muszę też pozbierać trochę myśli.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-05, 08:44
delirium napisał/a:
Z tego bezpiecznego zamknięcia nie jest latwo wyjść.
delirium
dla ciebie taka mysl na dzisiaj
Czasem może się wydawać, że los ci nie sprzyja, twoje poukładane życie rozsypuje się jak domek z kart i następują zmiany, których wcale nie chcesz. Pamiętaj, że prawie zawsze zmiana otwiera przed nami nową przestrzeń. Może stać się źródłem energii, szczęścia i zadowolenia z życia. Nawet wtedy, gdy punktem wyjścia dla niej jest bolesna lekcja.
pozdrawiam
delirium [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-05, 11:29
Witam!
Norbert1 Serdeczne Dzięki za wpis. Tym co wcześniej napisali też, jesze raz.
Muszę szczerze bez względu, jak to odbierzecie. Już trochę wiem, że aby coś naprawdę zaczęlo się zmieniać, czasami jest potrzebna szczerosć taka aż.................do bólu.
.............jestem teraz bardzo "lasa" na Wasze wpisy, spragniona, bardzo dużo mi dają!
dla ciebie taka mysl na dzisiaj
....Pamiętaj, że prawie zawsze zmiana otwiera przed nami nową przestrzeń. Może stać się źródłem energii, szczęścia i zadowolenia z życia.
Dziękuję za te slowa.
Są mi teraz bardzo, bardzo potrzebne.
Ja niby to nawet wiem, tak trochę przez mglę. Trochę już nad sobą pracuję, ale zawsze nowe................jest nowe i inne.
Inaczej jeśli chodzi o rzeczy jakby zewnętrzne: picie, palenie.........itp..........
To są jakieś konkrety.
Wnętrze? To kim jestem?..............trudniejsze do uchwycenia.
Proces.
A, że problem z ludźmi, dlatego caly czas potrzebuję...............ludzi. Może na razie nawet w nadmiarze.
Żeby przed Wami "stawać", "odkrywać się". A jednak trwać.
Chwilowo jakbym chwiala się na nogach czując się niepewnie, potem znów lapię pion.
Poszlam "centymetr" do przodu. I znów stoję, i znów......................."centymetr" do przodu
Bez tego "stawania" i "odkrywania" się przed Wami, ( i na AA), a jednak trwania, bez...............przeglądania się jak w lustrze....................., bez...............................
bez..................itp
nie nauczę się kochać siebie jaką jestem, ani też w pelni akceptować.
Zbyt dużo w moim życiu bylo kiedyś zlego,........................grzeszności.....................
Wyspowiadane, odpuszczone........................zmienione....................z Bogiem O'key.
Jeszcze.......................w domu nie wszystko tak jak być powinno.
Żeby się dalo na tamtym polu pracować coś zyskać, muszę najpierw sama z sobą mocno stać na nogach.
Bardzo potrzebuję Was, Waszej życzliwości, Waszej pomocy, Waszej.................obecności.........
Wiem, że możliwe do zrealizowania.
..........................................................................................................................................................................................................................................................................................Robię to co uważam za sluszne. Tyle, ile mnie stać na obecną chwiilę.
[ Dodano: 2012-06-05, 12:51 ]
Bardzo potrzebuję w pelni "nasycić się" ludzką obecnością, życzliwością............itp
taki etap, dorastam, trochę spóźniona "nastolatka".
Po akceptacji jako dziecko, potrzebna akceptacja "w grupie", żeby się odnaleźć.
Wychodzę........................szukam.......................biorę dla siebie......z tego co otrzymam........ile się da, oczywiście tego najlepszego.
Serdecznie pozdrawiam
[ Dodano: 2012-06-05, 14:47 ]
.........następują zmiany, których wcale nie chcesz.
Masz rację. Ja ich wcale nie chcę. przerastają mnie. Nie potrafię tego okielznać.
Dlatego tak glośno krzyczę, wierzgam i w ogóle.
Będzie dobrze. Potrzebuję trochę czasu.
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-05, 13:58
delirium napisał/a:
nie nauczę się kochać siebie jaką jestem, ani też w pelni akceptować.
i w tym sie chyba rzecz ma cała ......ja zaczynam lubic sie chyba .
Jak widzisz podkreslam co niektóre słowa , bo jakies tam światełko w tunelu zauważyłam pomimo,że mam jeszcze duuuuzo do siebie na nie , to co przede mną zalezy ode mnie, od moich wyborów dróg Pana Boga na ile Go dostrzegam , słysze i czuje w tym co wokół mnie (żartem: okulary nosze, brak mi aparatu słuchowego , a może i czego innego ????,...
a za mną???to co było, to moja droga ...niczym i nijak nie da sie kijem Wisły zawrócić.
Pogody Ducha i modlitwa o PD
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-06-05, 14:36
maryniaa napisał/a:
to co przede mną zalezy ode mnie, od moich wyborów dróg Pana Boga na ile Go dostrzegam ,
maryniaa napisał/a:
za mną???to co było, to moja droga
maryniaa dla Ciebie
" wszystkie ziemskie drogi moga byc okazją
do spotkania z Chrystusem"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.