Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
wcale nie wyszedłeś na bufona
A ty masz jakieś narzędzia diagnostyczne którymi różnicujesz ludzi z marginesu a tych pogubionych????
Jak żyje o takich nie słyszałam więc nie odróżniam.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 21:25
Eromik napisał/a:
A ty masz jakieś narzędzia diagnostyczne którymi różnicujesz ludzi z marginesu a tych pogubionych????
hee no pewnie że nie
...bo nie jestem stacją dignostyczna....
ale mysląc o marginesie???
....choc w sercu uwazam ze to i tak zły zwrot...
(no cóz nic innego nie przychodzi mi do głowy)....
zatem wracając do marginesu ..mam na mysli tych ..co robia cos w pełnej świadomości że krzywdza innych.....
baaa nawet sa dumni z tego że potrafia dokładnie wskazac gdzie (jak to sie mawia) raki zimuja......
co do zagubionych???
tu chyba niewiele trzeba wyjaśniac
poza tym że ktos musi sie pojawic na ich drodze by sie odszukali w tym zagubieniu
Eromik ...jak to sama napisałas
..nie da sie wyrazic wszystkiego przez internet....bo to pusty i zimny ekran monitora..i jedynie klawisze na klawiaturze.....
i czasami wychodzi albo brak zrozumienia..albo dziwne odczucia..albo nafochanie
i nie miej do mnie zazłe ze staram sie zrozumiec trud przez jaki przechodza
walczący z uzaleznieniem
bo bez względu..jacy byli ..czy jacy teraz sie stają
to wiem że oprócz okiełzania swego nałogu... staja także wobec drugiego problemu asymilacji rodzinnej
pozdrawiam
szukający [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-17, 23:19
A więc pisze co następuje. W odpowiedzi na uwagi skierowane do mnie.
1. Ojciec wyjechal, za granicę, kiedy ją już miałem dzieci. Wychowywalem się u jego boku. A matka czy taka cierpiąca? Skoro całe życie go ponizala? Nie wiem.
2. Napisałem że jestem w kryzysie, w swoim opisie, ponieważ podczas rejestracji nie było opcji poprostu żonaty.
3. Jestem tutaj bo szukam, próbuje uniknąć błędów.
4. Eromik. Zgadzam się z norbertem, że ci uzależnieni od czegokolwiek to jak laxigen dla ciebie.
5. W życiu można sobie tłumacZyć, że ją sam dla siebie jestem najważniejszy. Ale Jezus mówi. Cokolwiek uczyniliscie jednemu z braci moich najmniejszych, mniescie uczynili. Rozwaga każe myślec, że dotyczy to także tego, czegosmy nie uczynili.
6. Myślę, że za mało w was życia, a za dużo cytatów, linkow....
Kiedyś, kiedy w jakimś problemie, napisałem do kogoś z sychara, ten ktoś powiedzial mi, żeby bardzo ważyć co tu piszą. Bo piszą często w myśl mozgopioracej zasady: najwiekszy problem, to nie mieć problemu.
Eromik [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 00:18
Troszkę spasowałeś Norbert, to dobrze.
Chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
1. Napisałeś, w postach u góry że robiłeś kroki i terapię na Skaryszewskiej u Jacka R.
Dlatego napisałem Ci, że nie wierzę, że z tego adresu pochodzą takie rewelacje jak ta, że terapia współuzależnienia odczłowiecza, bo te słowa są krzywdą.
Nie robiłam Ci żadnej analizy.
2. Mój punk widzenia osób uzależnionych jest bardzo jasny i czytelny, nikt na całym świecie nie ma patentu ani żadnego pewnego sposobu wyprowadzania nikogo z nałogu. Gdyby taki ktoś był dostałby Nobla. Nie ma żadnej pewności czy wspierająca rodzina jest pomocą czy przeszkodą, nie ma żadnej pewności, że osoba wyalienowana z rodziny podejmie leczenie czy nie. Ponieważ, początek zdrowienia z nałogu rozpoczyna się w sercu chorego, w tajemnicy jego serca, którą zna tylko Bóg.
Ale jedno jest pewne, postępowanie osoby uzależnionej wobec rodziny, żony, dzieci jest przemocą, tak jak nałóg dotyka ciała, psychiki i duszy tak osoba uzależniona dokonuje swoim postępowaniem przemocy wobec tych trzech sfer i wobec swojej osoby i najbliższych. Chociażby zaniedbując rozwój i wsparcie swoich dzieci.
Dlatego jestem przekonana, że trzeba zrobić wszystko aby zminimalizować krzywdę jaką wyrządza i może wyrządzać uzależnienie wobec najsłabszych, którzy niosą na sobie cierpienie nie do udźwignięcia. Separacja chorego pozwala na ocalenie chociaż tych najsłabszych. Nikt nie potrafi mi wytłumaczyć dlaczego dzieci uzależnionego mają nieść ciężar jego choroby. Wytłumaczysz mi to Norbert? a Ty szukający? Dlaczego żony i dzieci uzależnionych mają za czyjś nałóg zapłacić swoim życiem? Kto i komu na to pozwolił?
Dlaczego uzależniony jest biedny i trzeba mu pomóc, a niczemu nie winne dzieci mają być bohaterami? Kilkuletnie dziecko musi być strongmenem? Jak to jest wytłumaczcie mi, bo ja nie rozumiem.
Czy to co pisze jest wymiotne? jest laksygenem?
Jestem osobą współuzależnioną na której w dzieciństwie stosowano przemoc psychiczną przez życie z nałogowcem, a potem dziedzicząc w spadku cały deficyt DDA doznawałam przemocy nałogu w małżeństwie. Nie jestem jedna, jest nas miliony w Polsce. Może bardziej warto pomóc tym najsłabszym? Czy ja kiedyś napisałam, że należy krzywdzić uzależnionego? Nie, nigdy, ale za to zawsze będę mówić, że należy chronić przed krzywdą najsłabszych.
Wiesz Norbert, ta terapia współuzależnienia, jakkolwiek Ty to nazywasz, przywróciła mi życie, pozwoliła mi spojrzeć na życie inaczej, i zrozumieć wiele rzeczy. Pozwoliła mi wrócić do Boga i faktycznie uwierzyć w to, że moja osoba jest dla Boga ważna. I teraz moja relacja z Bogiem jest najważniejsza, bo od tego wszystko się zaczyna.
Dlatego, proszę Cię nie krzywdź innych takimi bolesnymi stwierdzeniami.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 07:42
Eromik napisał/a:
Troszkę spasowałeś Norbert, to dobrze.
hee co to znaczy spasowałes to dobrze??
znaczy się chłopiec trochę jest grzeczny to pozwalam mu wyjśc z kąta???
eromik...eromik mało jeszcze tak naprawde cos ci pomogły te twoje terapie poza odnalezieniem siebie w rzeczywistości
a teraz długaaaaaaaaaaaa droga przed toba...(taki jest mój punkt widzenia)
Eromik napisał/a:
Napisałeś, w postach u góry że robiłeś kroki i terapię na Skaryszewskiej u Jacka R.
Dlatego napisałem Ci, że nie wierzę, że z tego adresu pochodzą takie rewelacje jak ta, że terapia współuzależnienia odczłowiecza, bo te słowa są krzywdą.
12 kroków jako terapie na uzaleznienia???
to jakas totalna bzdura(prosze zapoznaj się ku czemu służy ten program)
Eromik napisał/a:
Mój punk widzenia osób uzależnionych jest bardzo jasny i czytelny, nikt na całym świecie nie ma patentu ani żadnego pewnego sposobu wyprowadzania nikogo z nałogu. Gdyby taki ktoś był dostałby Nobla. Nie ma żadnej pewności czy wspierająca rodzina jest pomocą czy przeszkodą, nie ma żadnej pewności, że osoba wyalienowana z rodziny podejmie leczenie czy nie. Ponieważ, początek zdrowienia z nałogu rozpoczyna się w sercu chorego, w tajemnicy jego serca, którą zna tylko Bóg.
Ale jedno jest pewne, postępowanie osoby uzależnionej wobec rodziny, żony, dzieci jest przemocą, tak jak nałóg dotyka ciała, psychiki i duszy tak osoba uzależniona dokonuje swoim postępowaniem przemocy wobec tych trzech sfer i wobec swojej osoby i najbliższych. Chociażby zaniedbując rozwój i wsparcie swoich dzieci.
kolejny raz zapytam rozmawiałaś kiedys uczciwie z innymi wychodzącymi z nałogu???
czy tylko masz swoje zdanie powstałe na skutek własnych terapi-jakie pozwoliły ci odzyskac zycie(jak piszesz)
i teraz wszystko i wszystkich do jednego wora...
a ja napisze nie ma takiego wora...w jaki da sie wcisnac wszsytkich..
a terapie dla właśnie współuzaleznionych traktuja uzaleznionych(nazwijmy to sprawców)przedmiotowo...
i zamiast udawadniac mi że kolor biały nie jest białym
to poczytaj pierwse lepsze ulotki i opracowania...
Eromik napisał/a:
Dlatego jestem przekonana, że trzeba zrobić wszystko aby zminimalizować krzywdę jaką wyrządza i może wyrządzać uzależnienie wobec najsłabszych, którzy niosą na sobie cierpienie nie do udźwignięcia. Separacja chorego pozwala na ocalenie chociaż tych najsłabszych. Nikt nie potrafi mi wytłumaczyć dlaczego dzieci uzależnionego mają nieść ciężar jego choroby. Wytłumaczysz mi to Norbert?
hee i tu cię mam !!!
eromik najprostrza metoda ..i nie gniewaj się stricto faszystowska...
"chora jednostkę jaka uznamu za chora odizolowac od reszty społeczeństwa"
nie eromik odizolowanie następuje dopiero wówczas gdy zagrozone jest bezpośrednie zycie
ale najpierw trzeba byc człowiekiem by zrozumiec drugiego .
Parafrazując......
chronisz dzieci jakich zakładam ojciec nie radzi sobie ze swoim zyciem,ale jego nieporadnosc nie ma wpływu na bezpośrednie zagrozenie ich życiem tak??
a jaką bierzesz na siebie odpowiedzialnosc że dzieci te wychowaja się w połowicznej rodzinie i bez ojca??
czytaj dokładnie szukajacego...
matka ponizająca ojca nieradzącego sobie z nałogiem...
Eromik napisał/a:
Wiesz Norbert, ta terapia współuzależnienia, jakkolwiek Ty to nazywasz, przywróciła mi życie, pozwoliła mi spojrzeć na życie inaczej, i zrozumieć wiele rzeczy. Pozwoliła mi wrócić do Boga i faktycznie uwierzyć w to, że moja osoba jest dla Boga ważna. I teraz moja relacja z Bogiem jest najważniejsza, bo od tego wszystko się zaczyna.
przywróciła zycie???
i owszem ale czytaj dokładnie chocby posty bywalca (a z nią się wszak zgadzasz)
a przedtem nie potrafiłaś zyć???
zatem kto odpowieda że nie umiałas życ..chory mąz???
czy twoje błedy konstrukcyjne???
to ja podpowiem...
twoje błedy konstrukcyjne
zatem co zrozumiałas z terapi???
czy to że teraz mam się zmienić i pracowac nad soba bo??
sama nie potrafiłam zyc
czy odizolowac kogoś w rodzinie..bo to on winny temu że nie potrafiłam zyc???
eromik....dla mnie to dziwne
terapie,własne doświadczenie zawodowe
a takie błedy echhh
Eromik napisał/a:
Dlatego, proszę Cię nie krzywdź innych takimi bolesnymi stwierdzeniami.
a to już całkowiat wtopa
zgodnie z tym czego winnas się nauczyc chocby pod wpływem własnych terapi,naświetlajacych
twoje relacje z mężem
jest to manipulacja uczuciami
ale mnie na to nie złapiesz
eromik sama odpowiadasz za swoje odczucia,emocje,czy tez stan jak sie czujesz czy poczujesz
nie przerzucaj tego ciężaru na mnie
Eromik napisał/a:
Czy ja kiedyś napisałam, że należy krzywdzić uzależnionego? Nie, nigdy, ale za to zawsze będę mówić, że należy chronić przed krzywdą najsłabszych.
no sorry eromik a czy ty jestes Bogiem jaki decyduje
czy sławetnym gestem Julisza Cezara rzucic lwom ..albo darowac życie(czyli kciuk w góre-kciuk w dół)
mnie eromik chodzi o jedno
miej to swoje w sobie i albo na nim pozostań..albo szukaj wiecej i dalej
ale nie narzucaj swego innym (chocby Reginie )
głosząc wszem i wobec że to co masz jest numero uno
pozdrawiam
p.s i mam nadzieję że Danka jako moderator tego działu
nie odbierze mojej stanowczości w poście jako ewentualny atak na cos lub kogoś
Ostatnio zmieniony przez Norbert1 2012-04-18, 08:53, w całości zmieniany 1 raz
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 08:12
Norbert,syty głodnego nie zrozumie...Wiesz jak trudno wybaczyc? wiesz jak trudno odejść od takiej osoby po latach zycia z alkoholoikiem, narkomanem, osoba która notorycznie zdradza, od psychopaty....?
nie wiesz, nie przeżyłęś tego...masz empatie dziś jak słusznie zauważyleś dziś dopiero nie dlatego ze coś uświadomiłes sobie, ale bardziej dlatego, że sam doświadczasz dziś odrzucenia, sam dziennie sie starasz a mimo twojej dobrej woli, wyciąganej ręki druga strona jest oziębła, torpeduje twoje wysiłki...jakie to budzi uczucia...od złości, gniewu, po poczucie żalu, smutku, niemocy i tak w kółko...każdego dnia wstajesz z nadzieją będe sie staral mocniej, będe bardziej wyrozumiały może w końcu nadejdzie ten dzień...Norbert ty jesteś też tą osoba, która czuje sie że pewne rzeczy zaniedbała, coś swoim zachowaniem przez to utraciła dlatego łatwiej też przyjmowac konsekwencje..ale i tak boli.
A jak sie czuje osoba, która nie była "winna" używając tego niefortunnego zwrotu, która jednak wciąż wspierałą, wciąż czekała aż mąż alkoholik sie opamięta, zaprzestanie ten czy inny uzalezniony wynosic ostatnie pieniądze z domu i nie ma co dzieciom dać zjeść, kiedy przychodzi bije matkę, i przed dziecmi ją poniża, potem jednen, jedna z drugim wychodzi do kasyna na całą noc, a w domu ty znów sama z chorym dzieckiem, zastanawiasz sie co powiedziec kolejny raz na pytanie dlaczego mamusiu taty nie ma, dlaczego on mnie nie kocha? dlaczego tata Maji jest inny, przytula ją, chodzi na plac zabaw uczy jeździć na rowerku, broni, a mojego nigdy nie obchodzi kolejny sukces w zawodach, kolejne wyróżnienie i pochwała, kolejne świadectwo z paskiem, dlaczego nie tłumaczy i nie zna moich przyjaciół, ...oh historii wiele.
Wiesz jak trudno wyjść z takiego uzależnienia od drugiej osoby, czasem odejść nawet i mimo krzywd doznanych mieć empatie, zrozumienie?
Może po przeczytaniu tego uznasz, że empatie może mieć i zrozumienie taka kobieta pomimo, że odeszłą
Ta osoba może sie wydawać komuś bezlitosna , nie wspierająca ale tylko temu kto nie przeży łtego co ona. Nie doznał tych krzywd i cierpienia, nie widział ogroma problemów psychologicznych u jej dzieci, u niej samej, nie przeżył tego wszystkiego...
bo
W społęczeństwie naszym jest przekaz trwać i cierpieć, przekazywany z pokolenia na pokolenie, choć coraz mocniej jednak ten przekaz sie zmienia i chwała Panu za to. Coraz więcej jest jednak kazań z ambony uświadamiających ludzi w tym, coraz mocniej policja interweniuje na korzyśc ofiary, choć to i tak za mało....ale świata nikt nie zbawi swoim uświadamianiem od razu. te wszystkie kobiety i uchroni kolejne pokolenia dzieci od dysfunkcji jakich sie uczą w takich domach....
więc pisze co następuje. W odpowiedzi na uwagi skierowane do mnie.
1. Ojciec wyjechal, za granicę, kiedy ją już miałem dzieci. Wychowywalem się u jego boku. A matka czy taka cierpiąca? Skoro całe życie go ponizala? Nie wiem.
2. Napisałem że jestem w kryzysie, w swoim opisie, ponieważ podczas rejestracji nie było opcji poprostu żonaty.
3. Jestem tutaj bo szukam, próbuje uniknąć błędów.
4. Eromik. Zgadzam się z norbertem, że ci uzależnieni od czegokolwiek to jak laxigen dla ciebie.
5. W życiu można sobie tłumacZyć, że ją sam dla siebie jestem najważniejszy. Ale Jezus mówi. Cokolwiek uczyniliscie jednemu z braci moich najmniejszych, mniescie uczynili. Rozwaga każe myślec, że dotyczy to także tego, czegosmy nie uczynili.
6. Myślę, że za mało w was życia, a za dużo cytatów, linkow....
Kiedyś, kiedy w jakimś problemie, napisałem do kogoś z sychara, ten ktoś powiedzial mi, żeby bardzo ważyć co tu piszą. Bo piszą często w myśl mozgopioracej zasady: najwiekszy problem, to nie mieć problemu.
szukający,
jak po przeczytaniu powyższego umieć...czynić dobro, gdy wciąż zło wokół?
gdy brak sił i nadzieji na poprawe tej osoby? gdy samemu sie już odczłowieczyło po tych wszystkich latach życia przy boku osoby uzaleznionej... jak wspierac kolejny raz, jak już sie nawet nie wie co to miłość, co to litość, tylko nauczyło siębyć twardym by przetrwać... bo inaczej były myśli samobójcze... jak? trwać mimo, że ta osoba nie chce, dalej trwa w swoim uzależnieniu?
piszesz "Wychowywalem się u jego boku. A matka czy taka cierpiąca? Skoro całe życie go ponizala? Nie wiem. "
zatem skąd u ciebie opinia o matce, kto ci ją ukształtował? kto ci wpoił przekonanie to matka ojca poniżała? dziś jesteś dorosły możesz więcej ale potrzeba stanąc z boku by sprawiedliwie ocenic.... czasem to wymaga wiele bólu, zobaczenia siebie jako małęgo chłopca, który nie miał od nikogo wsparcia? matka wrzeszcząca, ojciec nieobecny ani ciałem ani duchem nawet jak był.... kto mocniej powodował wrzaski i poniżania?
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 08:48
bywalec napisał/a:
Norbert,syty głodnego nie zrozumie...Wiesz jak trudno wybaczyc? wiesz jak trudno odejść od takiej osoby po latach zycia z alkoholoikiem, narkomanem, osoba która notorycznie zdradza, od psychopaty....?
nie wiesz, nie przeżyłęś tego...masz empatie dziś jak słusznie zauważyleś dziś dopiero nie dlatego ze coś uświadomiłes sobie, ale bardziej dlatego, że sam doświadczasz dziś odrzucenia, sam dziennie sie starasz a mimo twojej dobrej woli, wyciąganej ręki druga strona jest oziębła, torpeduje twoje wysiłki...jakie to budzi uczucia...od złości, gniewu, po poczucie żalu, smutku, niemocy i tak w kółko...każdego dnia wstajesz z nadzieją będe sie staral mocniej, będe bardziej wyrozumiały może w końcu nadejdzie ten dzień...Norbert ty jesteś też tą osoba, która czuje sie że pewne rzeczy zaniedbała, coś swoim zachowaniem przez to utraciła dlatego łatwiej też przyjmowac konsekwencje..ale i tak boli.
A jak sie czuje osoba, która nie była "winna" używając tego niefortunnego zwrotu, która jednak wciąż wspierałą, wciąż czekała aż mąż alkoholik sie opamięta, zaprzestanie ten czy inny uzalezniony wynosic ostatnie pieniądze z domu i nie ma co dzieciom dać zjeść, kiedy przychodzi bije matkę, i przed dziecmi ją poniża, potem jednen, jedna z drugim wychodzi do kasyna na całą noc, a w domu ty znów sama z chorym dzieckiem, zastanawiasz sie co powiedziec kolejny raz na pytanie dlaczego mamusiu taty nie ma, dlaczego on mnie nie kocha? dlaczego tata Maji jest inny, przytula ją, chodzi na plac zabaw uczy jeździć na rowerku, broni, a mojego nigdy nie obchodzi kolejny sukces w zawodach, kolejne wyróżnienie i pochwała, kolejne świadectwo z paskiem, dlaczego nie tłumaczy i nie zna moich przyjaciół, ...oh historii wiele.
Wiesz jak trudno wyjść z takiego uzależnienia od drugiej osoby, czasem odejść nawet i mimo krzywd doznanych mieć empatie, zrozumienie?
Może po przeczytaniu tego uznasz, że empatie może mieć i zrozumienie taka kobieta pomimo, że odeszłą
Ta osoba może sie wydawać komuś bezlitosna , nie wspierająca ale tylko temu kto nie przeży łtego co ona. Nie doznał tych krzywd i cierpienia, nie widział ogroma problemów psychologicznych u jej dzieci, u niej samej, nie przeżył tego wszystkiego...
bywalcu alez ja to rozumiem
i bynajmniej ani nie atakuje..eromik..ani nie pisze że postawa jaką przyjeła jest beee
wiesz co jest najprostrze???
właśnie to że ktoś uczciwie i z serca pisze kurcze chciałam inaczej,ale nie potrafie,nie umiem
walcze z tym w sobie
ale
krzywda mnie przytłacza
sama wiesz bywalcu to jest ta włąściwa droga
prawda o sobie
a dzieki tej prawdzie o sobie skoro ktos ją w sobie zna
rozumie i takie kobiety jak Regina
jakie mają jeszcze siłe stac,wspierac ,walczyć
a efektem tego może być ???
zamiast pisac komuś to jest niewłasciwa postawa
przeanalizowac to i spojrzeć
może czegoś jeszcze nie widze ,czegoś nie rozumiem
bywalec napisał/a:
W społęczeństwie naszym jest przekaz trwać i cierpieć, przekazywany z pokolenia na pokolenie, choć coraz mocniej jednak ten przekaz sie zmienia i chwała Panu za to. Coraz więcej jest jednak kazań z ambony uświadamiających ludzi w tym, coraz mocniej policja interweniuje na korzyśc ofiary, choć to i tak za mało....ale świata nikt nie zbawi swoim uświadamianiem od razu. te wszystkie kobiety i uchroni kolejne pokolenia dzieci od dysfunkcji jakich sie uczą w takich domach....
bywalcu tak naprawdę między Bogiem..a prawdą...
trzeba nielada rozeznania..by właściwie wszystko ocenic....
ja jestem zbyt cienki na wnioski
-nawet i w moim własnym życiu
...ale nauczyłem się tylko jednego poprzez własne doświadczenia
sztuki stapania po lodzie i ostrozności
pozdrawiam
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 09:23
Norbert1 napisał/a:
trzeba nielada rozeznania..by właściwie wszystko ocenic....
po to sa właśnie Norbet akcje pomocy ludziom na rzecz wychodzenia z takich relacji, uświadamiania ich...że niewidomy z głuchoniemym daleko nie zajdą. Potrzebny jest im przewodnik, a czasem nawet rozdzielenie ich jak mediator nie potrafi do nich dotrzeć, każdemu z osobna inny fachowiec umiejący im ich jężykiem coś przekazać. Ale daremny trud jak ktoś nie chce, uważa że nie potrzebuje pomocy, lub najzwyczajniej w świecie woli życ po swojemu. Czyli czepia sie kolejnej ofiary i razem idą na oślep obijając się, poniżając, wyzywając od głupców.
A wiesz jak idą dzieci za nimi, na początku na oślep, potem schematowo już nauczeni brną w ślepą uliczkę, bo skąd małe dziecko ma wiedzieć jaką drogą gdzieś dojść...
a dowodów naukowych na trwanie w złych stylach wychowawczych jest taki ogrom, że nie trzeba juz nawet tłumaczyć...wystarczy poczytac tu na tym forum, jak życie w takiej rodzinie odbiło się piętnem na ich dorosłym życiu, jakie mają problemy i w jakie związki same sie wikłają...będąc przy tym nieświadomym tego, jęsli pewnych rzeczy ktoś im nie wyjasnił, nie przeszli gduntownej terapii...
ale rozumię twoje zdanie, twoje cierpienie i empatie... ale empatia nie znaczy mówienia nie, nie znaczy godzenia sie na coś to przecież wiesz...kocham ciebie, siebie ale potrafie zadbać sam o swoje potrzeby i interesy, ten zdrowy egoizm tak tu napiętnowany za złe okreslenie już umie stosowac w swoim życiu, wiem czym jest a czym nie jesst... zdrowe dbanie o swoje potrzeby i interesy zyciowe... to mój obowiązek jako dojrzałej dorosłej osoby o siebie i dzieci... męza wspieram, przyjaciól ale nie stawiam przed siebie, znam proporcje wazności i kolejności.
Ale często tylko mi się wydaje, że znam
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 09:49
bywalec napisał/a:
ale rozumię twoje zdanie, twoje cierpienie i empatie... ale empatia nie znaczy mówienia nie, nie znaczy godzenia sie na coś to przecież wiesz...kocham ciebie, siebie ale potrafie zadbać sam o swoje potrzeby i interesy, ten zdrowy egoizm tak tu napiętnowany za złe okreslenie już umie stosowac w swoim życiu, wiem czym jest a czym nie jesst... zdrowe dbanie o swoje potrzeby i interesy zyciowe... to mój obowiązek jako dojrzałej dorosłej osoby o siebie i dzieci... męza wspieram, przyjaciól ale nie stawiam przed siebie, znam proporcje wazności i kolejności.
bywalcu hee
rozumiem cię całkowicie
jak równiez co to zdrowy egoizm i ku czemu słuzy...
znasz zreszta moje zdanie na ten temat....
nikt nikogo nie winien dzwigac na plecach
...bo to bez sensu
a czemu??
bo zawsze można się narazic na:
własne przemęczenie tym dżwiganiem
lub
zostać oskarzonym przez dżwiganego że nie daje mu się dowolności zycia(własnych wyborów)
bywalec napisał/a:
Ale daremny trud jak ktoś nie chce, uważa że nie potrzebuje pomocy, lub najzwyczajniej w świecie woli życ po swojemu.
no tak
ale czasami bywa także najprostrza forma
że najzwyczajniej w świecie człowiek ograniczony (w swoim )
nie widzi tego ze mu potrzebna ta pomoc
i tu jest chocby cos ....właśnie w stylu "stapania po lodzie"
jak to mu przedstawić jak ukazac.....
miłościa??
czy
radykalizmem???
bez względu co zastosuję..winienem wcześniej pomyslec co przezyje i ten człowiek
zbierając do kupy
swoje emocje..emocje dzieci...emocje tego człowieka
a nie przykładowo kierowac się tylko własnym....
pozdrawiam
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 10:10
Norbert1 napisał/a:
jak to pzredstawić jak ukazac.....
miłościa??
czy radykalizmem???
mnie nauczono, że miłością...
może miałam z przyjęciem tej teorii mniejsze problemy jako, że sama mam tendencją do takich uzależnien włąśnie z zależności wynikających z dzieciństwa...
ale według teorii tej jest:
- "Ludzie są wspaniali i mają dobre intencje, tylko niektóre zachowania są kiepskie".
i ja się tego trzymam, widze po przerobieniu swojej "naiwności", że ludzie czynią tak, nie dlatego że chca krzywdzić, ale że nie potrafią inaczej. To jednak nie jest powodem dla mnie, by samej trwac z czyms co jest złe i krzywdzące mnie. Nauczono mnie bronić sie, stawiać granice tak by samemu nie przekraczac w tej samoobronie granic innych. Ze skutkiem raz lepszym raz gorszym wciąż ucze się zdrowego egoizmu dla siebie, dla innych by samemu dla nich nie być kimś kto rani, nie współczuje, ;lub jest naiwny i mało przewidujący. Przecież słowa zapewnienia to tylko chęć wyrażenia postawy, za nią muszą iś czyny. Bez nich słowa są puste, ja powinnam umiec widzieć dla własnego dobra czy te słowa mają pokrycie z rzeczywistoscią w jakiej jestem...
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 10:31
bywalec napisał/a:
"Ludzie są wspaniali i mają dobre intencje, tylko niektóre zachowania są kiepskie".
no cóż ja tez tak myslę i tym kieruje się w zyciu..
a co do tego zdania (napisu)
kiedys wisiał w ośrodku przeciwdziałania przemocy w rodzinie na Belgijskiej
Regina22 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 10:36
Bywalec
Libido mi nie spadło;) Czuję się atrakcyjna pomimo ubytków być może dlatego że nigdy nie dano mi odczuć ze jest inaczej i mąż również nigdy nie powiedział nic złego na temat mojego wyglądu. Normalnie i regularnie współżyjemy nie mamy z tym problemu może był na początku kiedy zdecydowaliśmy się stosować NPR. Przyznam ze gdy nie wiedziałam że jest uzależniony nie układało się dobrze wynikało to z faktu że mąż sam się zaspokajał że ze mną już nie mógł. Nie wiem dlaczego tak mu zasugerowała ta terapeutka ale mąż żywo zareagował na to negatywnie więc raczej dobrze.
Nie z internetu się dowiedziałam o diagnozie ale na stronie dla współuzależnionych pogadałam z ludźmi którzy powiedzieli na co zwrócić uwagę. Seksoholizm połączony z wydawaniem dużych sum pieniędzy na to potwierdził drugi psycholog i zasugerował terapię w grupie.
Bardzo ciekawa dyskusja się wywiązała przez noc
Mam pytanie co wam dała terapia dla osób współuzależnionych czy możecie powiedzieć że ją przeszłyście i wiecie co i jak czy już tak do końca będziecie osobami wspołuzależnionymi i walczyły ze swoimi słabościami?
Bo zastanawiam się czy jedyną drogą do zrozumienia swoich zachowań jest przejście terapii?
Bo jak czytam Bywalec teraz Twoje wypowiedzi te ostatnie czyli:
ale rozumię twoje zdanie, twoje cierpienie i empatie... ale empatia nie znaczy mówienia nie, nie znaczy godzenia sie na coś to przecież wiesz...kocham ciebie, siebie ale potrafie zadbać sam o swoje potrzeby i interesy, ten zdrowy egoizm tak tu napiętnowany za złe okreslenie już umie stosowac w swoim życiu, wiem czym jest a czym nie jesst... zdrowe dbanie o swoje potrzeby i interesy zyciowe... to mój obowiązek jako dojrzałej dorosłej osoby o siebie i dzieci... męza wspieram, przyjaciól ale nie stawiam przed siebie, znam proporcje wazności i kolejności. ....mnie nauczono, że miłością...
może miałam z przyjęciem tej teorii mniejsze problemy ...i ja się tego trzymam, widze po przerobieniu swojej "naiwności", że ludzie czynią tak, nie dlatego że chca krzywdzić, ale że nie potrafią inaczej. To jednak nie jest powodem dla mnie, by samej trwac z czyms co jest złe i krzywdzące mnie. Nauczono mnie bronić sie, stawiać granice tak by samemu nie przekraczac w tej samoobronie granic innych. Ze skutkiem raz lepszym raz gorszym wciąż ucze się zdrowego egoizmu dla siebie, dla innych by samemu dla nich nie być kimś kto rani, nie współczuje, ;lub jest naiwny i mało przewidujący.
Czy słowa Danki o tym że Bóg jest najważniejszy. To ja doszłam do takich samych wniosków bez terapii. Jestem szczęśliwa, mąż nie jest najważniejszy choć ważny. Również mam hierarchię Pan Bóg numer jeden potem ja i rodzina. Dbam o swój rozwój duchowy, rozwijam zainteresowania i to co robi mąż nie jest dla mnie krzywdzące bo mnie nie rani tym co robi bo uświadomiłam sobie że to przymus wynikający z uzależnienia a nie działanie skierowane przeciwko mnie może dlatego nie mam do niego złości i żalu, co nie wyklucza w mojej postawie twardej miłości i stawiania granic.
Nie zatracam samej siebie w walce o jego wyzdrowienia. Dla mnie osobiście gorsze od opuszczenia mnie przez męża było by wrócenie do tej beznadziejności jaką się czuje jak nie jest się blisko Boga. Nie wiem czemu ale jak jestem z nim blisko to czuję że świat jest piękny, mam wiarę, nadzieję, ufność. Jak ktoś próbuje to zaburzyć albo ja sama się oddalam od razu mam niepokój, zagubienie.
Walczę do póki to co robi mąż mnie ani moich dzieci nie krzywdzi. Dla mnie krzywdą było by gdyby poszedł na prostytutki bo wiadomo zagrożenie zdrowia i życia, czy gdyby posunął się do molestowania dziecka czy gwałtu na mnie.
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 11:07
ja nadal uważam, iż sexuolog jest tą osoba pierwszą która wydaje diagnozę. Z jakiś przyczyn wasze pożycie jest małowystarczające dla męża, czegoś mu brak. Są różne formy małych dużych dewiacji, które stymuluja i podniecają a bez których ciężko takiej osobie osiągać satysfakcje z sexu, są pewne zdrowotne uwarunlowania, które mają wpływ na wieksze libido ale tego można sie dowiedzieć tylko od fachowca osoby będącej w temacie. Zbędne gdybania co i dlaczego, jedno jest pewne wizyta mogłaby wiele rozwiać wątpliwości, wnieść coś nowego.
jesli jesteś szczęsliwa bez terapii, bliżej Boga, to ok. Nasze starania powiedzenieci czegoś i tak nic nie dają, masz swoje przekonanie i jest ok. Przyczyną może być rzeczywiście dajesz sobie rade, choć ja mam inne wrażenie ale nie o moje wrażenie tu chodzi tylko twoje...lub najzwyczajniej w świecie nie jest to czas dla ciebie jeszcze...wszyscy mamy swój czas na przyjęcie czegos. Nikt nikogo nie zmusi ani do terapii ani do przyjęcia od innych sugestii jakiś jak sie samemu na to nie pozwala z jakiś przyczyn.
Regino, zycze wam wiele dobrego, zycze bys spotkała w koncu osobe, która wam nakresli powody i raczej uważam, iż terapia grupowa to później, prędzej indywidualna...bo to sfera bardzo intymna człowieka, opowiadać o niej innym cięzko, nawet jak to jest żona, otworzyc przed obcymi w grupie, jak mnie odczytają jeszcze ciężęj ...w gre wchodzi poczucie wstydu, innosci, jakis dewiacji...a nikt nie chce czuć sie inny, zle postepujący...dlatego woli unikac tematu
jedno jest pewne kocha cie mocno mąż a to podstawa wspolnie mozna duzo...
Regina22 [Usunięty]
Wysłany: 2012-04-18, 11:43
Bywalec nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego co do mnie napisałaś zwróć uwagę:
Z jakiś przyczyn wasze pożycie jest małowystarczające dla męża, czegoś mu brak. Są różne formy małych dużych dewiacji, które stymuluja i podniecają a bez których ciężko takiej osobie osiągać satysfakcje z sexu, są pewne zdrowotne uwarunlowania, które mają wpływ na wieksze libido
Wiesz o co chodzi? Nie wiem czy tak uważasz czy po prostu tak napisałaś bez zwrócenia uwagi.
Nie wiem czego Was tam uczyli na terapiach ale ja wiem jedno że seksoholik nie jest seksoholikiem dlatego że żona jest brzydka, że mu seksu odmawia że jest mało wystarczająca dla niego albo dlatego że on ma libido większe. Jakby taki był problem to super bo zwyczajnie znalazł by sobie inną
Mojemu mężowi nie brakuje seksu czy większej stymulacji on MUSI TO ROBIC musi się zaspokajać, musi siedzieć w pornosach, musi ukrywać to przede mną, musi mną manipulować, musi grać biednego byle tylko go tego nie pozbawić a dlaczego bo jest uzależniony nie ma kontroli, nie ma opanowania. Tak jak alkoholik stara się przestać pić i go organizm woła daj mi wódki i wpada w derilium tak seksoholik dosłownie czuje się chory. Mój mąż jak trzeźwieje potrafi załamać się z byle powodu, wpadać w szał, depresję czy czuje jakby go wszystko bolało, sięga po pornosa, rozładuje się i ulga do momentu kiedy ja nie przyjdę następuje wtedy klasyczne ja nic nie zrobiłem, nie wiem o czym mówisz, a potem nie chciałem, zobacz jak długo wytrzymałem, nie wiem co mam robić.
Ja jestem świadoma jego zachowań i mechanizmów uzależnienia dlatego nie wpadam w współuzależnienie z którego to chcecie mnie wyciągnąć a to właśnie dlatego że nie myślę tak jak ty. Bo gdybym nie daj tak pomyślała jak napisałaś podkreślam" Z jakiś przyczyn wasze pożycie jest małowystarczające dla męża, czegoś mu brak"a była taka sytuacja to jak pisałam nałóg też by mnie wciągnął czyli zaczęła bym się narzucać z seksem, nie był by współżyciem małżonków tylko zaspokajaniem potrzeb mojego męża, czytała bym setki porad jak być wprawioną kochanką a potem czuła bym się jak zwyczajna szmata, zdzira czy przedmiot.
[ Dodano: 2012-04-18, 12:57 ] Pamiętajcie nigdy nie bierzcie sobie do serca tego co Wam mówi mąż alkoholik, mąż seksoholik czy jeszcze inny uzależniony w WAS winy nie ma
Chyba że w jakiś sposób ktoś faktycznie się do tego przyczynił przez zaniedbanie czy celowe działania. Mój mąż zaczął w to wpadać w wieku nastu lat nie miałam na to wpływu ale poprzez seks z nim przed ślubem, czy oglądanie z nim porno czy stosowanie zabezpieczenia nie jako przyczyniłam się do tego ze nie dostrzegłam w porę tego co jest złe w nim.Krótko mówiąc po części jestem sobie wina że mam męża z takim problemem ale nie dam sobie w mówić że to przeze mnie jest uzależniony tak samo wy nigdy nie dajcie sobie wmówić że w was jest wina że ktoś pije czy się zaspokaja.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.