Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-07-05, 14:11 Relacje z osobami w związkach niesakramentalnych
Na Forum najczęściej opisujemy przypadki ze swego doświadczenia. Napiszcie proszę, jak wyglądają wasze relacje z osobami, które są w związku niesakramentalnym, ale są np. jednym z członków waszej rodziny lub znajomych. Czy staracie się im uświadamiać, że jest coś nie tak, czy też ochoczo spotykacie się z nimi nie podnosząc zupełnie tematu sytuacji w jakiej się znaleźli? Czasami trapią mnie takie wątpliwości, czy powinnam utrzymywać kontakty towarzyskie z kochanką mego brata, z którą obecnie żyje (12 lat temu się rozwiódł, a poznał tę panią z 6 lat temu). Spotykamy się rzadko, bo brat mieszka 700 km ode mnie, a jak przyjeżdża to i tak pomieszkuje u mamy. Dopiero teraz gdy sama jestem po rozwodzie zaczęłam się zastanawiać, jak należy po katolicku traktować takie sytuacje. I jeszcze jedno, czy nocując znajomych córki, którzy przyjadą na wesele, mogę pozwolić pod moim dachem spać razem parom nie będących małżeństwem?
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-08, 23:09
Basiu......brak odzewu na Twoje pytanie...ważne zresztą...
Może nie ma nikogo,brak sytuacji.....szczerze...nie wierze,ale ok...bedę pierwsza.
Moja siostra...zdradził ją mąż,internet,te sprawy...poszło dalej.
Rozwód!
Nie podoba się mnie.Mnie też zdradzono,ale poradziłam sobie....CHCIAŁAM!
Co mogę?
Starałam sie,przedstawiałam stanowisko.....swoje....nie bo nie.
Mądrzysz się siostra,w ogóle mądralińska jesteś...no dobrze.Co wycierpiałam z tego powodu to wycierpiałam.
W końcu....ok...odpuszczam...siostra moja jesteś.....Twój wybór...ale tez masz prawo wyboru.
Wybrała.....ale czy w związku z tym ja mam ją skreślić jako siostę....????
Moje stanowisko zna,akceptuję,ale jednocześnie zaznaczam......nie dzwoń,nie płacz,nie narzekaj....próbowałam,nie słuchałaś.
Raz usłyszałam....a może to Bóg daje mi znać(bo źle było)....nie macie pojęcia jak się ucieszyłam......zajarzyła...
No nic..na chwilę sie poprawiło....na jak długo?....może sama musi sie przekonać....niech doświadcza.
Kocham ją(choć czasem mnie wkurza)ale to jej życie,Bóg daje jej wolną wole ,ja tez.
fasolka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-12, 20:12
Basiu ,dziwi mnie Twoje pytanie.Sama jestes po rozwodzie i wiesz jakie to ciezkie, zapewne juz odczulas jakie to trudne. W pewnych kregach rozwodka jest kims gorszym, to ja sie wini za rozpad malzenstwa, powinna wszystko przetrzymac i nie zgodzic sie na rozwod. Jest Ci napewno ciezko. Tak samo innym moze byc ciezko i po latach cierpien, jak Twoj brat, maja prawo do milosci. Powinnas sie cieszyc, ze Twoj brat znalazl kogos kto go kocha i na stare lata nie bedzie sam.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-12, 20:21
Cytat:
Powinnas sie cieszyc, ze Twoj brat znalazl kogos kto go kocha i na stare lata nie bedzie sam.
Fasolko to zdanie jest sprzeczne z zasadami jakimi kierujemy się na tym forum, a do tego jest jawna zachętą do uznania i radowania się z niesakramentalnego związku dwojga ludzi, a mówiąc inaczej z cudzołóstwa. Proszę, abyś nie umieszczała na tym forum takich sformułowań, bo jest to zaprzeczeniem miłości chrześcijańskiej i ideą tego miejsca.
Delikatnie zwracam Ci uwagę,że radowanie się z cudzego niesakramentalnego związku, popieranie takich "układów " międzyludzkich skutkuje wzięciem na siebie części duchowego długu jaki zaciągają owi niesakramentalni oraz przyczynianiem się do deprawacji własnej oraz otocznia , a to juz poważny grzech.
Ostatnio zmieniony przez kinga2 2011-10-12, 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-12, 20:26
Fasolko, gdzie Basia napisała, że brat przez lata cierpiał? Fakt że ktoś nie jest z nikim w związku, a de facto jest w związku sakramentalnym, tylko nie żyje z żoną - nie oznacza z definicji, że ten ktoś cierpi i jest nieszczęśliwy. Można żyć samemu i być szczęśliwym, choć po ludzku patrząc - jest to dziwne co najmniej, prawda? Ale jest to możliwe.
Basiu - na Twoje pytanie chyba bym odpowiedziała podobnie jak lena. A zatem - jesteś mi bliska, bo i brat jest mi bliski, szanuję Cię jako człowieka, ale nie akceptuję zjawiska jako takiego, uważam je za niezgodne z moją wiarą, złe. Ale wiem że to Wasze życie, i Wy poniesienie konsekwencje, zarówno w życiu tym jak i w przyszłym. Więc mogę tylko mówić, że tego nie akceptuję, ale ingerować - nie będę.
fasolka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-13, 18:26
Napisalam tak jak uwazam w glebi mojego serca.Tylko Tam gdzie jest gleboka milosc, czyli rowniez w zwiazkach niesakramentalnych, moze obecny byc Bog.
Weszlam na Wasze Forum przez przypadek, a moze byl w tym palec Bozy, ale jezeli kogos obrazilam to przepraszam i wycofuje sie. Pozdrawiam serdecznie.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-13, 18:41
Fasolko, nikogo nie obraziłaś dzielimy się naszymi myślami i uczuciami, tak jak na dziś to czujemy, tak jak nam mówi nasze doświadczenie życiowe, i nasza wiara. M.in. na tym polega forum
Ostatnio zmieniony przez Nirwanna 2011-10-13, 20:34, w całości zmieniany 1 raz
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-13, 19:30
fasolka napisał/a:
Tam gdzie jest gleboka milosc, czyli rowniez w zwiazkach niesakramentalnych, moze obecny byc Bog.
???
Możesz jaśniej?
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-14, 06:24
fasolka napisał/a:
Tylko Tam gdzie jest gleboka milosc, czyli rowniez w zwiazkach niesakramentalnych, moze obecny byc Bog
To zdanie jest wewnętrznie sprzeczne gdyż:
Związek niesakramentalny nie jest pobłogosławiony przez Boga, jak więc może być w nim obecny?
fasolka napisał/a:
Weszlam na Wasze Forum przez przypadek, a moze byl w tym palec Bozy
Pewnie tak Fasolko. Nadarza się okazja i nie wycofuj się, może zagościsz tu na dłużej?
Terenia [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-23, 22:18
Temat stary, ale mi bliski, jako że wiele lat byłam żyłam w niesakramentalnym związku. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę, ale chyba lepiej pisać o wszystkim szczerze? Z góry przepraszam, jeśli niechcący kogoś dotknę.
Uważam, że wielkim problemem jest wymuszanie na młodych ludziach małżeństwa za wszelką cenę. Dochodzi potem po latach do różnych tragedii. Bynajmniej nie mówię, że tkwienie w związku niesakramentalnym jest dobre, ale branie ślubu z powodu presji rodziny ma równie fatalne skutki. Rodzina szczęśliwa, że związek pobłogosławiony, a gdzie tu szczęście młodych?
Jeśli ktoś miał wielki problem z utrzymywaniem ze mną relacji z uwagi na mój związek, to zwyczajnie te relacje zrywałam pierwsza. Nie chciałam być tam, gdzie mnie nie chcą. Szanowałam to, że nocując u starszej części rodziny mieliśmy osobne pokoje. To ich dom, ich zasady, ja jestem gościem, dziękuję za nocleg. Nie muszę nikomu udowadniać jakim jestem człowiekiem. Poza tym skąd pewność, że dana osoba jest religijna? Czy to znaczy, że dla własnego dobra mam się odseparować od znajomych, którzy są ateistami? W moim odczuciu kwestia związku to za mało, aby oceniać człowieka. Znam niestety małżeństwo sakramentalne, gdzie on przez lata tłukł żonę, tak że w końcu uciekła przed nim do Anglii. Były obdukcje itp.
Do małżeństwa trzeba dorosnąć, to jest moje osobiste i głębokie przekonanie. Można wspierać innych, kiedy są w kryzysach, pokazywać plusy sakramentalnego związku, zachęcać do katolicyzmu. Ale nie ostracyzmem. Pisałam w moim wątku o spowiedniku, który mnie rozumiał i naszą sytuację. I to był dla mnie piękny wyraz, że Bóg mnie kocha i na mnie czeka. A nie że jestem dla niego gorsza i że jestem wyklęta dla katolików.
Gdybym miała cofnąć czas, to wolałabym mieć prawie 10 letni staż małżeński i nie tkwić w niesakramentalnym związku. Ale jeśli wolą Bożą były takie, a nie inne losy, to też jestem szczęśliwa i przyjmuję to z pokorą. Bo wiem, że na ile mogłam, to starałam się być dobrym człowiekiem. Może nie zawsze wychodziło... ale nikt nie jest idealny.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-24, 19:40
Terenia napisał/a:
Temat stary, ale mi bliski, jako że wiele lat byłam żyłam w niesakramentalnym związku. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę, ale chyba lepiej pisać o wszystkim szczerze? Z góry przepraszam, jeśli niechcący kogoś dotknę.
Uważam, że wielkim problemem jest wymuszanie na młodych ludziach małżeństwa za wszelką cenę. Dochodzi potem po latach do różnych tragedii. Bynajmniej nie mówię, że tkwienie w związku niesakramentalnym jest dobre, ale branie ślubu z powodu presji rodziny ma równie fatalne skutki. Rodzina szczęśliwa, że związek pobłogosławiony, a gdzie tu szczęście młodych?
Jeśli ktoś miał wielki problem z utrzymywaniem ze mną relacji z uwagi na mój związek, to zwyczajnie te relacje zrywałam pierwsza. Nie chciałam być tam, gdzie mnie nie chcą. Szanowałam to, że nocując u starszej części rodziny mieliśmy osobne pokoje. To ich dom, ich zasady, ja jestem gościem, dziękuję za nocleg. Nie muszę nikomu udowadniać jakim jestem człowiekiem. Poza tym skąd pewność, że dana osoba jest religijna? Czy to znaczy, że dla własnego dobra mam się odseparować od znajomych, którzy są ateistami? W moim odczuciu kwestia związku to za mało, aby oceniać człowieka. Znam niestety małżeństwo sakramentalne, gdzie on przez lata tłukł żonę, tak że w końcu uciekła przed nim do Anglii. Były obdukcje itp.
Do małżeństwa trzeba dorosnąć, to jest moje osobiste i głębokie przekonanie. Można wspierać innych, kiedy są w kryzysach, pokazywać plusy sakramentalnego związku, zachęcać do katolicyzmu. Ale nie ostracyzmem. Pisałam w moim wątku o spowiedniku, który mnie rozumiał i naszą sytuację. I to był dla mnie piękny wyraz, że Bóg mnie kocha i na mnie czeka. A nie że jestem dla niego gorsza i że jestem wyklęta dla katolików.
Gdybym miała cofnąć czas, to wolałabym mieć prawie 10 letni staż małżeński i nie tkwić w niesakramentalnym związku. Ale jeśli wolą Bożą były takie, a nie inne losy, to też jestem szczęśliwa i przyjmuję to z pokorą. Bo wiem, że na ile mogłam, to starałam się być dobrym człowiekiem. Może nie zawsze wychodziło... ale nikt nie jest idealny.
Serdecznie witam!
Dla uścislenia ...są dwa rodzaje zwiazków niesakramentalnych. Te które nie maja przeszkody do zawarcia związku sakramentalnego i te ,które taka przeszkode maja ( np. juz zawarte sakramentalne małzeństwo).
W rzeczywistości nie chodzi o wymuszanie młodych ludzi do małżeństwa sakramentalnego .
To byłoby jakims nieporozumieniem. Chodzi o wychowanie do przyjęcia przez młodych odpowiedzialności za drugiego cżłowieka. Szczescie jest pojęciem szerokim ,wszystko zalezy od wartosci w zyciu jakie człowiek stawia, dla jednych jest to miec , dla innych jest to być.
W utrzymaniu relacji towarzyszy podlewanie relacji , nie olanie...i to wymaga zaangazowania z dwóch stron. Jesli ktos nie potrafi, to rzecz normalna, że tak sie zdarzyć może...wtedy miłość jest rozwijająca pomaga wzrastac innym przy mnie( chyba ,że sa skrajne przypadki np.przemoc, wtedy podejmuje się inne działania)
Religijność to nie "kościółkowośc" i powierzchowosc...to świadectwo życia codziennego, z powstawaniem i upadaniem.
Dla swojego dobra warto zakotwiczyc w Bogu , który otwiera na ludzi , a nie separuje...
Pewność ,ze człowiek oddaje sie Bogu ( jest religijny) ma tylko Bóg.
CZłowieka się nie ocenia...raczej to czyny świadcza o cżłowieku.
W zamierzeniu Bożym jest małżeństwo sakramentalne według ks.Rodzaju.
To ,że doświadczyłas sytuacji w jakiej się znalazłas był Twoim wyborem, to jak Ty się z tym czujesz to juz inna sprawa...Jednak nikt nie ma prawa budowac szczęścia na czyimś nieszczęściu. Wiem ,że sa różne sytuacje...ale to nasze sa wybory...wolna wola , którą szanuje Bóg...
Zakładam ,dla przykladu inny niesakramentalny zwiazek , przykład:
Żona zostaje porzucona przez męza, zostaje sama z dziećmi...to jest dramat i krzywda...A gdzieś w innym miejscu ten sam pan buduje sobie "szczęście"...to nie jest wola Bożą...potem jest cierpienie...bo nie moge uczestniczyc w sakramentalich...no tak....przecież dalej jest krzywda( ta zona pierwsza jest...dzieci są ) to jak mozna na uroczystości być chrzestnym , który ma powiedziec wyrzekam się...To przecież jest kpina.
Teresko Bóg nie komplikuje zycia, to człowiek sobie je komplikuje i szuka usprawiedliwienia.
Podajesz przykład ze ktos tam tłukł żone...to przeciez ich wybór ...czy chca Boga czy nie chcą...,pozwalanie na krzywdę nie jest chrześcijańskie , katolickie...
Bardzo się cieszę z Twojej obecnosci.
Wierzę ,że łatwo nie było...
Teraz jest teraz i to masz do dyspozycji...zapewne juz wiesz jak to teraz masz spożytkowac na chwałę Bozą.
Pozdrawiam serdecznie
Niech Pan Błogosławi Tobie i Twoim bliskim
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-24, 21:27
Terenia napisał/a:
że jestem wyklęta dla katolików.
- to chyba jakas paranoja ,nie można być wykletym przez katolików.jeżeli dla ciebie ważny jest Bóg i jeżeli nie żyjesz w grzechu ciezkim to nie możesz tak o sobie pisac.
Ale jeżeli nie ma przeszkód do zawarcia związku sakramentalnego a związek nie zostaje zawarty to niestety-nie ma tam miejsca dla Boga-bo jakze inaczej można to zrozu mieć,ja inaczej nie potrafię
Terenia [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-25, 19:22
gogol napisał/a:
Terenia napisał/a:
że jestem wyklęta dla katolików.
- to chyba jakas paranoja ,nie można być wykletym przez katolików.jeżeli dla ciebie ważny jest Bóg i jeżeli nie żyjesz w grzechu ciezkim to nie możesz tak o sobie pisac.
Ale jeżeli nie ma przeszkód do zawarcia związku sakramentalnego a związek nie zostaje zawarty to niestety-nie ma tam miejsca dla Boga-bo jakze inaczej można to zrozu mieć,ja inaczej nie potrafię
Może się niefortunnie wyraziłam. Chodziło mi o to, że byłam wdzięczna za wsparcie, a nie straszenie najgorszymi wizjami, pokazywanie mi "miejsca w szeregu". Niestety z takim zachowaniem się również spotkałam. Cóż, ja miałam miejsce dla Boga i o tym miejscu też mówił mi mój spowiednik. Zupełnie inna sytuacja jest, kiedy dwoje ludzi pragnie ślubu. Nic jednak na to nie poradzę, że bardzo kochałam swojego chłopaka i czekałam, aż sam podejmie właściwą decyzję. Może mogłam powiedzieć - ożeń się lub Cię zostawię, ale to byłby szantaż. Czy w oczach Boga liczyłaby się wymuszona przysięga? Nie wiem. Wiem, że gdybym na początku zerwała związek z uwagi na niechęć do małżeństwa, to myślę, że nie umiałabym być z nikim innym szczęśliwa.
[ Dodano: 2012-01-25, 19:28 ]
Mirelo - zgadzam się w 100%. Budowanie szczęścia na cudzym nieszczęściu to budowanie domu na piasku. Chociaż na pewno trudne są sytuacje, zwłaszcza na progu młodego życia, kiedy druga osoba odchodzi, a chociażby się serce wydarło i wszystko zrobiło, to ratunku nie ma. Ktoś zaczyna układać sobie życie i zostaje rozwiedziony nie z własnej woli. Jest sam kilka lat i zaczyna się pytanie, co dalej? Jak żyć? Miłość Boga jest wszechmocna, ale miłość ludzka jest też ważna. Czy taka osoba nie ma prawa z nikim się związać? Dlaczego ma cierpieć za czyjeś decyzje, chociaż już i tak dość wycierpiała. Słucham różnych historii z pokorą i nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Nie czuję się kompetentna. To jest przytłaczająca ilość ludzkiego cierpienia.
Bardzo dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Życzę Pogody Ducha
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-26, 19:30
Terenia napisał/a:
[[ Dodano: 2012-01-25, 19:28 ]
Mirelo - zgadzam się w 100%. Budowanie szczęścia na cudzym nieszczęściu to budowanie domu na piasku. Chociaż na pewno trudne są sytuacje, zwłaszcza na progu młodego życia, kiedy druga osoba odchodzi, a chociażby się serce wydarło i wszystko zrobiło, to ratunku nie ma. Ktoś zaczyna układać sobie życie i zostaje rozwiedziony nie z własnej woli. Jest sam kilka lat i zaczyna się pytanie, co dalej? Jak żyć? Miłość Boga jest wszechmocna, ale miłość ludzka jest też ważna. Czy taka osoba nie ma prawa z nikim się związać? Dlaczego ma cierpieć za czyjeś decyzje, chociaż już i tak dość wycierpiała. Słucham różnych historii z pokorą i nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Nie czuję się kompetentna. To jest przytłaczająca ilość ludzkiego cierpienia.
Bardzo dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Życzę Pogody Ducha
Witam Cię serdecznie Teresko
Bardzo się ciesze z Twojej obecności tutaj...
Ostatnio jakoś tak mam to doswiadczenie ,że w mojej obecności słysze czesto o związkach niesakramentalnych. Prawdą jest ,że rózne sa sytuacje...Kiedys utkwiło mi takie zdanie matki , która w trakcie ustalania wizyt przez męza z dziećmi powiedziała do swego męża..."Jeśli twierdzisz ,że masz prawo to nie zapominaj rowniez o obowiązkach..."
Bóg wie i najlepiej rozumie cżłowieka, ale tez tego człowieka traktuje powaznie...dlatego Sakrament Małżeństwa.
Teresko ...w kosciele naszym jest opieka duszpasterska. Pan Jezus kocha kazdego człowieka, kazdego...Modlę się za duszpasterzy by pamietali , "ze troska duszpasterska nie była przeciwstawna wymogom prawa. Nalezy nade wszystko wychodzic z załozenia iz fundamentalnym punktem spotkania prawa i duszpasterstwa jest miłosc prawdy: ta zaś nigdy nie jest abstrakcyjna, ale konkretyzuje sie w ludzkiej i chrześcijańskiej drodze kazdego człowieka."Benedykt XVI "Sacramentum Caritatis o Eucharystii,źródle i szczycie zycia i misji Koscioła" Tobie życzę WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, doświadczenia Bozej Miłosci. Niech Pan Ci błogosławi.
Pozdrawiam serdecznie:)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Zadaniem Stowarzyszenie Trudnych Małżeństw SYCHAR jest wspieranie rozwoju naszej Wspólnoty - powstających Ognisk Sycharowskich poprzez m.in. drukowanie materiałów, ulotek... Pomóż nam pomagać małżonkom, umacniać ich w wierności i nadziei! >>
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.