|
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR :: Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
|
|
Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - JAK argumentować decyzję o trwaniu w sakramencie
Anonymous - 2012-12-30, 06:55 Temat postu: JAK argumentować decyzję o trwaniu w sakramencie Kochani, Mąż mnie zostawił ponad rok temu. Ma/Miał inną kobietę (nie wiem, bo nie mam z nim kontaktu). Złożył wniosek o rozwód.
Czytam Was ok roku, ale nadal mam kłopot z argumentowaniem, uwaga: ludziom wierzącym swojej decyzji o trwaniu w sakramencie małżeńskim, o nie szukaniu drugiego mężczyzny. Co mówić, podpowiedzcie, proszę.
Jak mówię, że mój wybór to trwanie w sakramencie, to słyszę, że to nie ja złamałam przysięgę, że Pan by nie chciał bym była sama, smutna, że zasługuję na kogoś lepszego, że on nie był mnie wart, że dobrze wyjść z toksycznego związku itp.
I to wszystko mówią ludzie wierzący, no ręce opadają!
Jak ktoś nie jest w Kościele, to jest łatwo takiej osobie powiedzieć - dla mnie to sprawa wiary - przeważnie szanują taką postawę, czasami podziwiają. Ale katolicy?!
Anonymous - 2012-12-30, 16:43
dla mnie ten tekst jest wytłumaczeniem - zawsze:
"Jesteśmy dobrowolnym związkiem wolnych ludzi.
To ja ci ślubuję, że to ja nie opuszczę cię aż do śmierci. Ty jesteś wolnym człowiekiem, możesz być ze mną, nie musisz. Ale jeśli kiedyś powrocisz, będę na ciebie czekał z michą pełną zupy i to ja umyję ci nogi, Bo to ja ci ślubuję, że to ja nie opuszczę cię aż do śmierci." - powiedział po 22 latach wspólnego życia z żoną Jan Budziaszek - perkusista Skaldów autor "Dzienniczka perkusisty"
czemu Gosiu się musisz tłumaczyć?
Anonymous - 2012-12-30, 17:42
Cytat: | I to wszystko mówią ludzie wierzący |
Czy aby na pewno?
GosiaH napisał/a: | że Pan by nie chciał bym była sama |
Powiedział im to?
Powiedz, że nie wiadomo jaki będzie następny, chyba , że już mają jakiegoś kandydata, wtedy mów , że nie w Twoim typie i spokój.
Anonymous - 2012-12-30, 21:48
Chodził mi ten temat po głowie od jakiegoś czasu. Już z rok nie byłam na forum, patrzę dziś, a tu Gosia go w słowa ubrała. Dziękuje Gosiu.
Nie licząc osób w jakiś sposób z forum związanych, otoczenie, gdy dowie się, że nie zamierzam łamać złożonej przysięgi zaczyna traktować mnie niczym neurotycznie związaną z osobą, która mnie krzywdzi, czyli trochę niespełna rozumu (to trochę skrót myślowy, trudno ubrać to w słowa), np:
- w sądzie cywilnym (mąż złożył o rozwód z mojej winy), sędzia nie traktuje moich zeznań poważnie również w odniesieniu do sprawy naszych dzieci, finansowych, itp., bo czemu chcę zabezpieczać własne interesy, skoro nie chcę się zgodzić na rozwód,
- psycholog doszukiwał się problemów z rozstaniem, przez co nie było możliwości rozmawiania z nim nt poradzenia sobie z obecną sytuacją, skoro jeszcze nie poradziłam sobie z rozstaniem,
- znajomi też jakoś nie potrafią zrozumieć, że w słowach przysięgi nie ma zgody na bycie wycieraczką, więc skoro chcę dotrzymać przysięgi, to dlaczego przeszkadza mi jak mąż mnie traktuje?
- itp., o własnym mężu nie wspominając, ale z nim w dyskusję już staram się nie wdawać :)
Mam poczucie klęski, że osoby, które okazały zrozumienie mojej decyzji, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Zrozumienia nie odczułam ani podczas spowiedzi, ani w sądzie kościelnym (mimo długiej dyskusji).
Nie mam wpływu na otoczenie, dlatego doszukuję się, co mogę zmienić we własnej argumentacji, aby była jasna, konkretna i bez możliwości odnalezienia w niej "drugiego dna". Może podpowiedzą osoby, którym udało się znaleźć odpowiednie argumenty, może nawet w pojedynczych sytuacjach.
|
|