Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy jest jakaś nadzieja, czy powinienem walczyć?

Anonymous - 2012-12-22, 13:59
Temat postu: Czy jest jakaś nadzieja, czy powinienem walczyć?
Cześć wszystkim! Szukając przyczyny stanu w jakim znajduje się nasze małżeństwo, trafiłem przypadkiem na to forum i tak już zostało, że całymi dniami w międzyczasie w pracy szukam odpowiedzi.
Jesteśmy małżeństwem od 26 maja br., kocham swoją żonę, ale wiele razy ją zraniłem, bo prawie nigdy nie szedłem na ustępstwa, bo nie żyłem w dobrych stosunkach z teściową. Mieszkaliśmy razem po miesiącu to u moich rodziców, to u Kasi rodziców. Kłóciliśmy się o to, że żona nie znajduje dla mnie czasu, bo o 22 po pracy nie będzie ze mną rozmawiać, a jak skończy o 18 to musi obejrzeć film, to przeczytać książkę, to wyjść z kimś. W pracy podobnie, twierdzi, ze duży ruch i nie może się odezwać, ale z koleżankami to rozmawia, spaliśmy razem, ale po przeciwnych stronach łóżka. Po pracy, jeździłem od razu urządzać nowo zakupione mieszkanie (stan deweloperski). Żona za bardzo się nie interesowała, często musiałem namawiać, żeby zobaczyła co już zrobione. I wiele takich różnych drobnych spraw. Kiedy porobiło się tego za dużo, codziennie mówiłem, że czuje, że mnie oddala od siebie. Zaczęliśmy się kłócić.
Od strony żony wyglądało to tak: ciągle chcę rozmawiać o nieodpowiednich porach (zapomniałem dodać żona pracuje na pełen etat i studiuje dziennie i spodziewamy się pociechy pod koniec maja), krzyczę na nią, źle się zachowuje (nie rozmawiam z teściową), jestem zazdrosny, nie pozwalam się z nikim spotykać.
W sobotę kolejny raz z rzędu Kasia nie chciała się normalnie ze mną przywitać, buziak od niechcenia jak nieśmiała dziewczynka (0,5 sekundy a może i krótszy). Posmutniałem i przez te pół godziny czekałem niemalże w ciszy, aż skończy pracę (21:30-22:00), na koniec pracy zamykamy placówkę,a żona pokazuje mi czerwoną różę (dostała od klienta), zasugerowałem, że masz męża i zostaw ten kwiat. Zona uparcie powiedziała nie, bo to jej, to ona dostała. Ja w ogólnej atmosferze, gdzie czułem się już długo odsuwany, poczułem się jakby mnie zdradzała, choć z drugiej strony wiedziałem, że to niemożliwe. Kiedy zajechaliśmy pod blok, chciałem porozmawiać na ten temat, ale znowu była do pora nieodpowiednia. Powiedziałem zostaw tę różę, jeżeli uważasz mnie za swego męża. Kasia nie zrobiła tego. Ja pojechałem na mieszkanie, wykańczać je z myślą, że już pierwszy raz przenocuję w nim. Ale nie mogłem, skończyłem kilka rzeczy, wróciłem do teściowej mieszkania po 1 godzinie, a właściwie chciałem wejść. Drzwi zamknięte, klucz pozostawiony specjalnie w drzwiach od drugiej strony. Pukałem długo aż mi otworzyła żona z mamą. Powiedziała, że nie chce mnie widzieć, spała z mamą, a nasze łóżko niepościelone, już wiedziała, że nie chce mnie tam. Zabrałem swoje ubrania i pojechałem do rodziców.
Dalej nie było łatwo, nie ma mowy o rozmowie ze mną, porozmawiali moi rodzice (w niedzielę) z Kasi mamą i Kasią, ale nic dobrego z tego nie wyszło. Kasia powiedziała mi później przez telefon albo sms, że musi przemyśleć, odezwie się jak zechce porozmawiać. Długo nie wytrzymałem i nakłoniłem do rozmowy w środę.
Rozmowa w obecności teściowej. Kasia powiedziała co ją boli. Była w oazie, już nie jest, śpiewała w scholi, już nie jest, na pielgrzymkę poszła sama (2 poprzednie byłem z nią, ale wg mnie poszła aby porozmawiać z koleżankami, a nie w żadnym innym celu, wiec obydwa razy się pokłóciliśmy o to). W końcu dałem się namówić żeby pójść i tym razem. Wyszło, że muszę jednak w sobotę iść do pracy, bo szef idzie na wesele, a ktoś musi nadzorować w firmie. Kasia poszła sama. Byłem zły, ale nie dlatego że poszła, tylko, że niosła koleżankę na pielgrzymce. Zrobiło się znowu niemiło. Powiedziała że kiedyś ona ewangelizowała, a teraz sama potrzebuje ewangelizacji, że ją ograniczam (choć zawsze uświadamiałem, że pracując i studiując nie ma na to czasu, ale jak znajdzie chwile to może, owszem, ale z braku czasem rzadziej). Na koniec powiedziała jeszcze, że przed ołtarzem nie była pewna, że bała się odmówić (bała się o to co ludzie powiedzą, o to że mi przykro będzie, nie bała się nie daj Panie Boże o jakąś przemoc). Zapytała, czy gdyby hipotetycznie chciała rozwód to jej dam, odpowiedziałem, że nawet gdybym chciał, to nie mogę, bo taka jest wiara. To zaczęła szukać innej drogi. Będzie chciała unieważnienia, ze względu na niedojrzałość. Pomysły takie pewnie z pracy, koleżanka jest w trakcie takiego procesu unieważnienia z dokładnie tej przyczyny (powinno się zakazać na wstępie procesu mówienia o tym głośno, bo to gorszy społeczeństwo!). Tak głęboka moja wiedza oczywiście stąd. Czytam masę postów, artykułów, świadectw, filmów, wszystkiego co z tego forum prowadzi.
Prosiłem o przebaczenie, przed pierwszą rozmową, powiedziałem: "zanim zaczniemy rozmowę, chcę Ciebie przeprosić za..." i wymieniłem wszystko co pamiętałem "i proszę wybacz mi, będę wszystko robił jak to powinienem był robić od początku". Kasia dalej musi przemyśleć, a w międzyczasie radzi się koleżanek - trochę brzydko z mojej strony, ale Kasia wie, że sprawdzam codziennie bilingi. Z teściową się pogodziłem, na razie nieformalnie, ale walczymy razem i mnie wspiera. Codziennie rano i wieczorem się modlę. Nie mogę jeść i spać, czuję się jak warzywo, jak ten mąż z historii, o małżeństwie, które się kłóciło, ale gdy żona odeszła z tego świata, mąż 11 lat był ciałem na Ziemi, a duszą nieobecny, aż zmarł. Uznałem, że moja modlitwa jest za słaba. Wyspowiadałem się wczoraj, rozpłakałem się przy konfesjonale. Płaczę w zasadzie codziennie, nie mogę czasem normalnie porozmawiać. Odprawiłem zadaną pokutę, w której nie było przeprosin dla teściowej, ale oczywiście będą, się należą. Szczerzę chcę naprawić i się zmienić. Kasia nie chce, ciągle chce czasu, ja nie dam rady bez niej zasnąć. Kasi mam podobnie jak ja i mój tato również.
Kasia zaplanowała, że sama pójdzie na sylwestra do koleżanki, ale nie mogę nic powiedzieć, bo ze mną rozmawia już tylko oficjalnie, bez uczuć, nie biorąc pod uwagę mojego zdania. Nosi obrączkę, ale nie traktuje mnie jak męża. Kiedy rozmawia o mnie z kimś, mówi mąż, wiec słowem się nie wypiera mnie.

Co dalej? Mam pozwolić na unieważnienie małżeństwa? O ile jest to możliwe, bo chyba decyduje o tym ktoś inny niż same małżeństwo? Mam poprosić żeby zdjęła obrączkę i powiedzieć: "nie jestem Twoim mężem, jak powiedziałaś, więc ją zdejmij, ale ty jesteś moją żoną, i Cię nie opuszczę jak nakazano"? Czy może to nie były jej słowa, tylko gorszący wpływ środowiska? Modlę się i nie przestaję wierzyć, ale miewam chwilę zwątpienia. Najczęściej wieczorem myślę, a co jeśli to, że czasem się odezwie przez telefon, to tylko takie przyzwyczajanie mnie, żebym się nie rozklejał i zrozumiał, że to koniec? A co jeśli na sylwestra będą nieodpowiedni ludzie, Kasia łatwowierna da się opętać i będzie mnie z kimś zdradzać, uczynkiem? A co jeśli jej coś się stanie, jeśli po porodzie dostanie szoku i odrzuci nasze dziecko? Co mam robić?
Na rekolekcje nie pójdzie, już się pytałem, na spotkanie w poradni rodzinnej też nie pójdzie ze mną. To już jest koniec naszego życia? Przecież ja szczerze chciałem zwiazać się do końca życia, przeciąż ja ją kocham. Zabolało to, o co mnie obwinia, o to że mówi, że z jej strony nie hest ważny ślub, ale wybaczyłem jej niemalże od razu kiedy to powiedziała, bo w końcu porozmawiała szczerze co ją boli.
Ta nieformalna separacja mnie niszczy, zamiast lepiej jest codziennie gorzej.
Nie byłem nigdy gorliwy w wierze, kościół istniał dla mnie tylko w święta i niektóre niedziele. Chyba zrozumiałem, chyba, bo za dużo emocji teraz przeze mnie przemawia, ale staram się uwierzyć i w pełni zaufać Bogu. Pomóżcie mi.

Anonymous - 2012-12-22, 14:29

Witaj, Dawidzie, na forum :-)
Na pewno dostaniesz mnóstwo wsparcia, ja od siebie napiszę tylko abyś starał się maksymalnie wyciszyć, ten piękny czas Świąt temu sprzyja. Jak rozumiem Twoja żona jest w ciąży? Burze hormonalne w tym okresie potrafią nieźle dać w kość zarówno brzemiennej niewieście, jak i jej najbliższemu otoczeniu.
Dlatego to właśnie do Ciebie należy być dla niej maksymalnym wsparciem - mimo wszystko, mimo kryzysu. Dlatego to Twoje wyciszenie emocji jest potrzebne.
I nie gdybaj - a co na Sylwestra, a co jak odrzuci dziecko.... Powierz to Bogu, zaufaj i módl się do jej Anioła Stróża. A dla siebie - odmawiaj modlitwę o pogodę ducha.
I jeszcze drobna sugestia - jeśli w w podpisie jest Twój nr telefonu - lepiej go usuń, nie jest rozsądne podawanie takich danych na publicznym forum.

Anonymous - 2012-12-22, 14:57

Witaj Dawidzie.

Nirwana ma rację... weź głęboki oddech i na spokojnie przeczytaj swojego posta. Co w nim widzisz? Co byś jego autorowi doradził?
Za dużo w nim pewnego rodzaju zazdrości, złości, nienawiści.
"Zazdrość to cień miłości a im więcej cienia, tym mniej światła." W miejsce zazdrości wstaw cokolwiek ze swojego zachowania, a efekt będzie wynikiem tego, co okazuje Ci żona w Twoim poście.

"Choć miłość można okazywać na wiele sposobów, słowa są najczęściej odbiciem stanu duszy. Bądź chętny do słuchania, nie skory do mówienia i nie skory do gniewu" Św, Jakub.
"Trudno jest okazywać miłość, gdy nie ma za to nagrody..." Wiesz z jakiego to filmu cytaty? Z "Ognioodpornego" - znajdziesz go na Youtube. Obejrzyj też "Spotkanie" Wiele mądrości z nich wyciągniesz dla siebie. A z czasem nie zaszkodzi też obejrzeć ich wspólnie z żoną. Wracaj sam "często gęsto" do tych filmów.

Weź sobie zeszyt i pisz codziennie przez miesiąc "raport" zaczynając od zdania "jestem szczęśliwy i wdzięczny za to, że..." Zacznij pisać "raport" od siebie i potem napisz za co jesteś wdzięczny, za co chwaliłbyś/za co doceniasz swoją żonę.
Poszperaj na portalu www.spotkaniamalzeńskie.pl, poszukaj sobie kazań i wykładów Jacka Pulikowskiego; ks. Pawlukiewicza i poszukaj tutaj rekolekcji XII/2012 ks. Dziewięckiego.
Poszukaj też krótkiego filmu pt "przez śmiech do lepszego małżeństwa" z wydawnictwa vocatio na Youtube. Warto to mieć w domu jako rodzaj domowej terapii małżeńskiej - polecam, bo sam posiadam i wywróciło to seminarium moje dotychczasowe poglądy o związku do góry nogami.

I najważniejsze dla Was... spuść z tonu dla dobra dziecka. Ono teraz jest jak magnes tego, co jest między Wami i odbije się to na Nim po urodzeniu. Nie tylko w psychice ale i zdrowiu.

Anonymous - 2012-12-29, 07:07

Pracuję nad sobą, oczywiście z tonu spuszczam, zmieniam się. ...tylko to czekanie. Zaczynam traktować czas jako swojego wroga, no ale cóż innego jak nie modlić się i czekać. Oczywiście obdarowuje żonę kwiatami, osobiście i przez posłańca. Widzę nadzieje w tym, że nadal nazywa mnie swoim mężem i dzisiaj moja ukochana żona pytała się przez telefon mojego starczego o to co u mnie, choć wczoraj widziałem się z nią (zabrać kwiaty z pracy, żeby nie więdły). Rozmawialiśmy ze starszym przez telefon dobre 3 kwadranse, o problemach, o radościach, o starych dobrych studenckich czasach. Cała ta sytuacja pogłębiła moją słabą wiarę, ale dlaczego kosztem żony i dziecka? Przecież dla niej, szczególnie teraz to jest niepotrzebne.
Dziękuję za dobre słowo.

[ Dodano: 2012-12-28, 09:40 ]
Niestety mimo moich starań, mimo tego że jestem cały czas dobry, że jestem taki jaki być powinienem od początku, nic nie zmierza w dobrym kierunku. Kasia wczoraj chciała po pracy spotkać się z koleżanką. Oczywiście wiedząc, jak bardzo tego chce nie robiłem problemu. Okazało się później, że to był kolega, jakiś znajomy kilka placówek dalej w pracy. Najpierw skłamała, że piszę na gg z tą koleżanką, od razu wiedziałem, że kłamie, bo znam żonę. Później nie chciała się przyznać, że spotkanie też było z nim. Z rana udało mi się uzyskać prawdę, jak zawsze w ten sam sposób, czyli powiedziałem, że wiem. Nie zaszedłem do tej restauracji gdzie się spotkali i nie zrobiłem jej sceny, choć mogłem powiedziałem żeby miała to na uwadze.
Żona nie cieszy się z żadnej niespodzianki, które jej robię. Woli siedzieć na facebooku, czy robić cokolwiek innego niż ze mną porozmawiać. Pozwalam jej na to, bo czemu miałbym zabraniać? Mimo wszystko oszukuje i kombinuje. Mimo wszystko nie mogę liczyć nawet na buziaka. Ostatnie 2 noce spała wtulona we mnie, z czego poprzedniej nocy cały czas głaskałem jej rączkę, bo wiem jak bardzo to lubi. Rozmawialiśmy ze sobą i była ogólnie dobra atmosfera. Nawet pomodliliśmy się razem. Co prawda zwykły pacierz, bo widocznie na szczerą modlitwę było za wcześnie, ale jednak jakiś krok w dobrą stronę. A tu następnego dnia takie cyrki. To nie jest jedyna rzecz którą ukrywa, wiem to po jej zachowaniu i choćby po tym, że się chowa, chowa telefon pod poduszkę, gdzie póki było wszystko ok zapominała o telefonie, nie istniał dla niej. Pokazałem jej mamie, połączenia, sam nie patrząc od razu, bo byłem pewien i niestety nie zawiodła mnie intuicja. Mama kazała jej usunąć gg, wracać z pracy do domu bezpośrednio, nigdzie nie zachodząc. Ja powiedziałem, że pisz z kim chcesz, tylko nie oszukuj mnie i że może rozmawiać z kim chce.
Nie wiem, czy to dobre w tej sytuacji?
Czy zgodnie z Ez 3, 16-21 powinienem upomnieć tego człowieka, żeby nie wtrącał się w nieswoje sprawy? Czy źle zrozumiałem Słowo?
Czy skoro żona twierdzi, że z jej strony ślub nie był, bo nie była pewna i zmarnowała sobie życie, mam jej zaproponować unieważnienie (bo wiem już, że na rozwód nie mogę pozwolić)?
Nie daje się przekonać ani mnie ani mamie, że robi źle dla dziecka, że z kimś innym też pojawią się problemy i lepiej jest rozwiązać je, skoro ja pragnę zmiany i tylko dobra (choć troszkę za późno to do mnie dotarło) Kasi, niż rzucić wszystko?
Gdy jedna strona wzięła ślub, uczciwie, a druga z jakiejś obawy, to małżeństwa nie było?
Proszę o kontakt do jakiegoś mądrego człowieka, najlepiej duchownego, najlepiej osobiście w Białymstoku (nie telefonicznie). Ja nie wiem co mam robić, czy w tej sytuacji mam walczyć czy wręcz przeciwnie?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group